- Opowiadanie: BogusławEryk - Kolejna przygoda

Kolejna przygoda

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Kolejna przygoda

– Tra-ta-mioh mra-ta-mlah!

Kręcę głową na znak, że nie zrozumiałem ani słowa.

– Blahh! – Nah-nah ruchem macki sprowadza Bluho-Blaha z kursu kolizyjnego. – Tym razem było blisko! Minął nas dosłownie o bloo! – Łypie na mnie osadzonym na czułku okiem; pozostałymi sześcioma śledzi trajektorie kilkuset planetoid w Pasie Kuipera. – Z tych nerwów całkiem zapomniałem, żeś zbyt ograniczony, by przyswoić Mowę Gu, Ziemianinie.

Zwłaszcza że mam z nią do czynienia dopiero od kilku minut. Trzeba było, cholerne ufoki, uprowadzić sobie jakiegoś lingwistę!

– No nic – ciągnie Nah-nah. – Zostaliśmy tylko my, a sam nie dam rady nawigować Bluho-Blahem.

– Spoko-luzik, kapitanie. Mów, co mam robić.

– Złap za mioh i przestaw maksymalnie na mlah.

– Złap za… Hmmm. A mógłbyś, no wiesz, tak bardziej po ludzku?…

Nah-nah bulgocze coś po swojemu. O nie, panie ufoku, tak rozmawiać nie będziemy. Gdy mam już na końcu języka gotową ripostę, z nóg zwala mnie wstrząs. Wnętrze statku drży jak szturchnięta palcem galaretka. Kilka mechanicznych świetlików wypada z orbit. Mostek Bluho-Blaha ożywa grą światła i cieni. Ożywa też mój żołądek.

– Niech to blahhh! – złorzeczy Nah-nah. – Dostaliśmy! – Szybkimi ruchami wszystkich siedemnastu macek zoomuje holograficzne projekcje kolejnych segmentów statku. – Zasilanie bllbu wzięli! Tracimy moc! Musimy natychmiast skoczyć, albo roztrzaskamy się o najbliższą skałę!

– Skaczmy zatem natychmiast!

– Straciliśmy bazę współrzędnych! Blahhh! Nie mamy dość energii, by przeprowadzić skanowanie przestrzeni! Jeśli skoczymy, to w ciemno!

– Lepsze to niż pewna śmierć!

– Na Wielkiego Gu, mądrze prawisz, Ziemianinie! Skaczemy!

Słowa łechcą moją dumę. Zaraz, zaraz… przecież ja nie mam pojęcia, na czym polega to całe skakanie. No nic, kapitan podjął już decyzję, raz kozie śmierć, skaczemy! Naraz jakby coś masywnego usiadło mi na klatce piersiowej; zostaję zmiażdżony do rozmiarów rodzynka i w mgnieniu oka na powrót rozciągnięty.

Skoczyliśmy.

– Żyjemy, Ziemianinie! – Kapitan ociera końcami macek śluzowatą wydzielinę z nieosłoniętego płata czołowego. – Chwała niech będzie Wielkiemu Gu!

Świetliki dołączają z powrotem do roju. Lot stabilizuje się, wibracje ustają.

– Chromolić te formalności, kapitanie! – Choć rozpiera mnie entuzjazm, szybko cofam odruchowo wyciągniętą dłoń. – Arek jestem!

– Glutt. – Błona otworu gębowego ufoka pęcznieje niczym bańka mydlana.

Odwzajemniam uśmiech. Glutt. No proszę, jakże stosownie.

– Co teraz?

– Rezerwy mocy są na wyczerpaniu. – Kapitan zerka na hologram. – Pada system za systemem. Nie jestem w stanie określić, w którym sektorze galaktyki się obecnie znajdujemy. Lada chwila wysiądzie grawitacja, ogrzewanie, skończy się tlen… – Milknie, zastanawia się chwilę. – Całe szczęście, mamy jeszcze to!

Podążam wzrokiem za macką. Ah, to! Wskazane przez Glutta cholerstwo budzi moją ciekawość, od kiedy znalazłem się na mostku Bluho-Blaha. Blaszak coś mi przypomina… coś jakby… szlag! Pełno przycisków, jakieś pokrętło, wszystko opisane po angielsku… a może po niemiecku? Jak słusznie zauważył mój nowy przyjaciel, specem od języków to ja nie jestem, ale…

– Co to za złom?

– Złom? Ależ nie. To generator, źródło niewyczerpalnej energii, które podwędziliśmy waszym naukowcom – wyznaje Glutt, nieco zawstydzony, co poznaję po mniej bulgoczącym niż zwykle głosie. – Sam widziałem, jak działa: wystarczy napchać go czymkolwiek, by zaczął wytwarzać moc!

– Ale?… Bo przecież zawsze jest jakieś "ale".

Napuchnięte cielsko ufoka kurczy się i po chwili ponownie pęcznieje; przypomina to trochę ludzkie westchnięcie. Tylko trochę.

– Nie wiem jak toto uruchomić.

– No pięknie! Czyli po nas…

– Niekoniecznie! – Ożywia się kapitan. – Podwędziliśmy im jeszcze…

– Auuua! Moja głowa! Co robisz?!

– Skanuję twój mózg. Brakuje mi słowa. Spokojnie, to zajmie tylko chwilkę…

– Auuuuuuu!

– Mam! Podwędziliśmy im jeszcze książkę, dokument bądź czasopismo, gdzie opisano jak uruchomić generator.

– Super. – Czaszka mi pęka, jakbym z rozpędu przywalił w ścianę. – Problem z głowy, to lubię.

Nah-nah milczy, naprzemiennie supłając i rozplątując końce macek.

No jasne! Przecież zawsze musi być pod górkę i wiatr w oczy.

– Gdzie? – pytam.

– W ładowni. – Osadzone na czułkach oczy unikają mojego wzroku. – Niestety… sam nie mogę opuścić mostku… rozumiesz, muszę dopilnować, żebyśmy na nic nie wpadli…

– Nie znam drogi. – Krzyżuję ręce na piersi.

– Nie szkodzi. – Jak na komendę, parę świetlików zmienia się w moje osobiste satelity. – Fuje wskażą ci drogę. Bluho-Blah naszpikowany jest nanogłośnikami i nanomikrofonami, pozostaniemy więc w stałym kontakcie. Musisz tylko uważać, no wiesz… – Nah-nah ścisza głos do konfidencjonalnego szeptu – na nich. Gdyby zrobiło się gorąco, użyj tego. – Wręcza mi jakieś coś. Wygląda owo coś jak najzwyklejszy w świecie stalowy pręt o długości, pi razy drzwi, pół metra.

– Co to takiego? Broń? Talizman na szczęście?

– Bobo bloom.

– Że co?… Auuuu!

– Miecz świetlny.

*

Wpadam na nich, oczywiście, już za pierwszym zakrętem. Wychodzi na to, że prawo Murphy'ego jest uniwersalne. Ufoki-zombie, pięciu członków załogi Bluho-Blaha zarażonych jakimś kosmicznym paskudztwem, kontra Arkadiusz Mielczarski, uzbrojony w bobo blooma pracownik działu mięsnego w prowincjonalnym sklepie spożywczym.

Runda pierwsza. FIGHT!

– Glutt!

Kłopoty? – ryczą poumieszczane w ścianach nanogłośniki.

– Nawet pięć! Wielkich, śmierdzących i brzydkich jak jajca wieloryba! Powtórz mi raz jeszcze, dla pewności, jak odpala się to świetliste cacko?

Masz dwa przyciski. Zielony i czerwony. Naciśnij zielony.

– Dzięki! – Czynię jak mi zalecono.

Miast znanego z "Gwiezdnych Wojen" elektrycznego "bzzz", słyszę równie znajomy, acz bardziej przyziemny dźwięk: miecz krztusi się i rzęzi, identycznie jak mój stary trabant. Zombiaki nie wyglądają wcale na wystraszone.

– Glutt!

Tak?

– Nie działa!

Blahhh! Dobra, Arek, wciskaj czerwony!

– A do czego…

Długo by wyjaśniać. Nic się nie martw. Wciskaj śmiało.

Może to wina nanogłośników, ale głos Nah-naha zabrzmiał jakoś tak, bo ja wiem…

Wciskaj, Arek, wciskaj!

Jakbym miał jakiś wybór! Wciskam.

*

Zrywam się. Kaszlę. Światło razi, mięśnie rwą, skronie pulsują. Czuję się zupełnie jak pierwszego stycznia.

Spokojnie, Arek, nie panikuj. Już po wszystkim.

Ocieram twarz, mrugam powiekami. Na wpół leżę w jakimś przypominającym wannę zbiorniku wypełnionym breją – ciemnoszarą i potwornie cuchnącą.

– Po jakim, psiamać, wszystkim? – Ponownie zanoszę się kaszlem.

Eksplodowałeś, Arku. Nie było innego wyjścia. Zdetonowałeś ładunek wybuchowy i rozerwało cię na kawałki.

– Że co?!!!!

Spokojnie. Ładownia Bluho-Blaha wyposażona jest w dwadzieścia dwie komory bio-rezurekcyjne. Jedna z nich właśnie ściągnęła z miejsca eksplozji twoje atomy i pozlepiała je z powrotem w całość… w ciebie, znaczy się. Jest tylko jeden problem…

– Rrrrr…

Obawiam się, że trafiłeś do komory, która wymaga konserwacji. Zapomnieliśmy ją wyłączyć. Sam rozumiesz, nikt z załogantów nie planował wysadzać się w powietrze… Innymi słowy, coś mogło pójść nie tak…

– Mógłbyś się wyrażać jaśniej?!

Komora, zespalając twoje atomy, mogła przeoczyć, dajmy na to, jedną z kończyn… względnie jakiś organ wewnętrzny. Ale żyjesz, a to już dobry znak…

Jezusie Chrystusie! Sprawdzam: ręce – sztuk dwie, nogi – również. Palce?! Liczę: pięć, dziesięć… dwadzieścia. Wzdycham z ulgą. Chyba że?!…. W mgnieniu oka zlewam się potem. Nurkuję dłonią w szarej breji. Zaciskam. Jest! Chwała niech będzie Bogu Wszechmogącemu, Stwórcy Nieba i Ziemi! Aż strach pomyśleć… Kaśka by mi chyba łeb ukręciła! Co to za facet bez…

Arek! I jak jest? Wszystko na miejscu?

Na twoje szczęście, przeklęty ufoku.

– Tak, wszystko gra.

Dzięki niech będą Wielkiemu Gu. A wracając do spraw bieżących: po twojej prawej powinny znajdować się szafki. Przedmiot, którego szukasz, znajdziesz w tej z numerem ggbu… tfu, w tej drugiej od lewej, patrząc od góry.

Wstaję, podchodzę, sprawdzam. Jest, a jakże, jest! Wybucham raz jeszcze, tym razem histerycznym śmiechem!

"Washing Machine User Manual". Nie dziwota, że "generator" od początku wydał mi się znajomy.

Arek! Wracaj natychmiast! Przedostali się do sektora Bbyh! Lada chwila tu dotrą…

Zduszam rechot i pośpiesznie przeszukuje pozostałe szafki. Znajduję całe mnóstwo bezwartościowego śmiecia, ale i kilka bobo bloomów. Oraz najnowsze wydanie "Playboya". Najwyraźniej ufoki kradną, co tylko im w macki wpadnie. Psiakrew, akurat świetlne miecze by się przydały, tylko… co począć? Przecież w tyłek ich sobie nie wepchnę! Rozglądam się. Niektóre z komór przysłonięte są materiałem podobnym do brezentu. Zrywam jedną zasłonę i oblekam się nią niczym togą. Z moim ogolonym na łyso łbem zapewne przypominam teraz mnicha prosto z Tybetu. Nic to, lepiej biegać w sukience, aniżeli umrzeć na waleta! Kolejny skrawek materiału przewiązuję wokół talii i zatykam zań cztery miecze oraz co ciekawsze strony "Playboya" – kto wie, kiedy wrócę na Ziemię i znowu zobaczę się z Kaśką? Zamierzam już pytać, którędy na mostek, gdy moją uwagę przykuwa wbudowane w ścianę pomieszczenie, jako żywo przypominające windę osobową.

– Glutt!

Biegniesz? Nie zwlekaj! Właśnie dobijają się do drzwi!

– Już, już. Powiedz mi tylko szybko, co oznacza: plama, koło, dwie pionowe kreski?

Gobba Omlla Dic? Zautomatyzowany Pojazd Ewakuacyjny, a dlaczego…

Ha!

Arek? Przyjacielu! Chyba nie zamierzasz mnie tu zostawić?! Arek?! Odpowiadaj, gdy pytam!

Z szerokim uśmiechem odmalowanym na ustach kieruję się w stronę GOD-a.

Niech cię bllbup, ty łotrze! Dostanę cię, słyszysz, dostanę! Blahhh, blublu, tramata!

*

Faktycznie czułem się, jakbym jechał windą. Nie taką jak w centrach handlowych – taką jak u mnie w mrówkowcu. Słowem: trzęsło. Jak diabli. Później się uspokoiło, więc uciąłem sobie drzemkę. Po tylu atrakcjach chyba mi się należało, nie? Nie wiem, jak długo spałem. Za to jaką miałem pobudkę! Trach, sruuu i łubudu! GOD rozleciał się na kawałki, ja zaś, szczęśliwym zrządzeniem losu, pozostałem w jednym. Fakt: bolą mnie żebra, głowa i… no, powiedzmy, że o siedzeniu na pewien czas mogę zapomnieć. Żyję jednak, a to wszak najważniejsze.

Tylko gdzie ja jestem, do jasnej Anielki?

Trawa niby ziemska – zielona, pachnąca – tylko te księżyce jakby nie pasują.

– Proroctwo wypełnione! – krzyczy jakiś wariat zza krzaka.

Wytężam wzrok. Faktycznie, wariat. Facet nie dość ze ma na sobie szlafrok, to jeszcze pomalował gębę w jakieś esy-floresy.

– Przepraszam, panie kolego – odkrzykuję – co to za okolica?

– Nahma'arh Naharak, Wybrańcze!

Nakra-co? Zresztą nieważne. Umysłowo chorzy rzadko wiedzą, gdzie się znajdują.

– Coś za jeden?

– Malaglus Niezapamiętany, Wybrańcze.

– Hola, kolego, starczy z tym wybrańcem. Co za dużo, to niezdrowo. Mów mi Arek. Ja ci będę mówił Mal, tak dla ułatwienia, zgoda?

– Jak sobie życzysz, Wy…

– Ekhem.

– Jak sobie życzysz, Arku.

– Okej, Mal, prowadź do szpitala. Albo nie, do knajpy, później sam już sobie poradzę.

Zaprowadził, nie do knajpy, niestety, a pod Wieżę. Pewnie bym mu za tę pomyłkę nawymyślał, lecz nie skąpił w drodze samogonu i nie wypadało. Przy okazji dowiedziałem się, że mój nowy kompan jest Magiem, budowla zaś to nie byle wieża, a Wieża właśnie. Przez duże W. I że: "jeno Wybraniec ma moc, by złamać zaklęcia ochronne i dostać się do środka”.

Co mi szkodzi? A nuż znajdę wewnątrz telefon? Sprawdzam i faktycznie: wystarczyło raz przyrżnąć z bobo blooma i po zamku.

– Co dalej, Mal? Co znajduje się na szczycie?

– Artefakt wszechpotężny!

– Wszechpotężny?

– Ano! Pozwala zwiedzać najróżniejsze fantastyczne krainy. Odbywać podróże przez czas oraz przestrzeń! Zaglądać do miejsc, które zdolna stworzyć jedynie wyobraźnia!

To mi zabił ćwieka, muszę przyznać, magik jeden. Trochę nie chce mi się wierzyć, ale z drugiej strony… Skoro ufoki i bliźniacze księżyce, to dlaczego nie teleportacja?

– Powiedz mi, Malu, jak wygląda ten artefakt?

– Powiadają, że ładna. Dla mnie, rzecz gustu. Włosy jakieś takie wypłowiałe, chociaż młoda przecie, no i ta blizna, okropność!

– Zaraz, zaraz, Mal. O czym ty gadasz? Ten artefakt to człowiek? Dziewczyna jakaś?

– Wiedźma, ot co!

– Ładna, powiadasz…

– Wcale żem…

– Cicho! Słyszysz?

Ze szczytu Wieży dobiega śpiew. Słodki, melodyjny, tylko słowa jakby nieadekwatne. Coś o mordowaniu potworów. O wilkach. O krasnoludach jakichś.

– Idę – oznajmiam.

– Arku!

– Idę.

– A ja?

– Zostań tu. W razie czego, masz. – Wręczam Magowi jeden z bobo bloomów. – Tylko, niech cię Bozia broni, nie naciskaj zielonego.

Ledwie zdążyłem pokonać kilka stopni, grzmotnęło tak, że aż się pajęczyny pęknięć na ścianach porobiły. I gdzie ja miałem głowę? Powiedz komuś, żeby czegoś NIE robił? NIE przewróć się tylko. NIE zgub kluczy. NIE zapomnij wynieść śmieci. Tylko NIE zaśpij. Działa za każdym razem! Cóż, Magowie,  zwłaszcza ci przez duże M, pewnie znają jakieś magiczne sposoby na radzenie sobie ze śmiercią. Chwila, czy ja powiedziałem "zielonego"?

*

Docieram na szczyt. Pukam do drzwi. Cisza. No to sruuu świetlistym i po drzwiach. Wchodzę pewnym krokiem, by ratować i wyzwalać, a tu raptem błysk bielusieńki i gwiazdy.

– Nie ulegnę ci, Malaglusie! Nigdy, słyszysz! Nigdy, mówię… Chwileczkę. Ty nie jesteś…

– Nie. – Obraz wiruje jak na karuzeli. Zachciało mi się wyjścia smoka! – Nie jestem.

– Więc kim?…

– Arek, miło mi panią poznać, pani?

Dziewczyna marszczy brwi, unosi cegłę.

– A zatem jesteś jego sługą! – Taksuje mnie jadowitym spojrzeniem.

– Raczej zabójcą. – Wstaję i otrzepuję brezent z kurzu.

– Że jak?

– Zabiłem go. Całkiem przypadkowo. A raczej sam się zabił, chociaż przeze mnie. No, poniekąd…

Dziewoja rzuca mi się na szyję i zasypuje gradobiciem całusów. Jasny gwint, dobrze, że Kaśka tego nie widzi! Wtem cmokanie ustaje. Blondyna cofa się o krok, nakrywa dłońmi policzki; w jej jasnozielonych oczach tli się przerażenie.

– Otruł cię! – woła załamującym się głosem. – Podły czarownik cię otruł.

O w mordę!

– Co to za trucizna? – Zaczynam z wolna panikować. – Mówże, dziewczyno!

– Najsilniejsza w całym świecie! – krzyczy, zrozpaczona. – Spirytus!

Nooo, to teraz mam już pewność, że znalazłem się daleko od domu.

*

Niepodobna, ale Mal nie był wcale pomyleńcem. Dziewczyna w rzeczy samej znała tajniki magii. "Powiedz, dokąd chciałbyś się udać?" – zapytała, gdy już zdałem jej relację ze swojej niecodziennej przygody. "Do początku" – odparłem, mając na myśli tejże przygody początek. No i masz ci babo placek, blondyna magiczna była bez dwóch zdań, tyle że niezbyt bystra. Dlaczego kobietom trzeba wszystko tłumaczyć? Im bardziej szczegółowo, tym lepiej, bo w przeciwnym razie gotowe odebrać każdą wypowiedź dosłownie!

Chciałem, to i jestem. Na Początku.

Cisza jak makiem zasiał, ciemno jak nie powiem gdzie.

Tylko ja i Bóg. Tak, ten Bóg. Przez duże B. Zawieszeni w nicości niczym dwie śliwki w kompocie.

– Szczęść Boże – zagaduję, bo przecież głupio tak się z Panem Bogiem nie przywitać.

– Na wieki wieków.

– Lewituje sobie Bóg? Rozmyśla sobie?

– Mhm.

– A nad czym, jeśli można zapytać?

– Nad Stworzeniem.

– Aha. I co? Jakieś pomysły?

– To nie takie hop-siup, synu. Wymaga Czasu.

No i zbłaźniłem się przed Stwórcą… ale przynajmniej Czas zaistniał.

Głupio mi, więc staram się jakoś wybrnąć.

– Może bym tak pomógł? Cosik podpowiedział?

– Czemu nie? Więc tak: Wszechświat już wymyśliłem. Mgławice, gromady galaktyk, układy słoneczne. Drzewa i inne rośliny też. Zwierzaki różne. Tylko z istotami obdarzonymi duszą nadal mam problem.

Ha! Spadłem Bogu jak z nieba!

– Tak się składa, Panie Boże, że mam przy sobie gotowy projekt!

*

Słowo ciałem się stało. A raczej słowa – ciałami. I to jakimi!

Problem w tym, że sam jestem – jedyny facet w całym Wszechświecie. Raj na Ziemi, co? Marzenie spełnione? Otóż nie! Nie, nie, i jeszcze raz nie! Boże mój drogi, o czym te baby gadają?! Gdzie podziała się piłka nożna, kino akcji, boks i komputerowe strzelanki?! A seks? Moc seksu, jasne! Dniem i nocą! Ale jeść wszak czasami też trzeba, nie? I uciąć komara odświętnie by się przydało! Nie, panie, gdzie tam! Wyśpi się pan po śmierci! Palnąłbym sobie w łeb lub wysadził się bobo bloomem dla samej tylko chwili wytchnienia – niestety, próżno w tej wersji Wszechświata szukać komór z pokładu Bluho-Blaha!

I na co mi było wymądrzać się przed Bogiem?

*

– Arek! – Znajomy głos, gdzieś z oddali. – Aruś, kochanie, późno już.

Obrazy gubią ostrość. Tracą kolor. Zmieniają się w czarne litery na białym tle.

– Skarbie. – To Kaśka, zaprasza mnie gestem dłoni. – Ile mam czekać? Natychmiast wskakuj do łóżka.

Spoglądam na zegarek. O matko! Rzeczywiście już późno. Na dziś wystarczy tych przygód. Nie, mylę się, przede mną jeszcze jedno wyzwanie, równie fantastyczne, co podróż kosmiczna, wizyta w Wieży i rozmowa z Bogiem – czeka na mnie otulone pościelą, zaprasza. Jestem gotowy, miałem solidną rozgrzewkę. Odkładam najnowszy numer "Nowej Fantastyki" i ruszam na spotkanie kolejnej przygodzie.

Koniec

Komentarze

Pomysł bardzo mi się spodobał, ale końcówką, IMO, spłyciłeś opowiadanie. A takie było piękne, już się zastanawiałam, jak to z jabłkiem będzie…

Babska logika rządzi!

Mam podobne odczucia jak Finkla, pomysł i przygody Arka super, ale końcówka rozczarowuje.

Bardzo dobre.

Oto SF, z którego odbiorem Nazgul nie ma żadnych problemów.

;-)

 

Podobała mi się pozorna infantylność, choć sama historia zacna, już nie tak dziecinna, tylko lekka. Czyta się to świetnie. Przez tekst brnie się jak łyżwami po lodzie i nawet rys nie ma.

Co do końcówki wydaje mi się na siłę doklejona do konkursowych ram. Nie jest źle, ale spodziewałem się czegoś bardziej blumbastycznego!

;-)

Rzeknę jeszcze tylko i wcale nie przesadzam:

Bliblu bliblu blu blu.

;-)

 

Świetne.

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

W tekście pojawia się dwa razy Playboy, raz Nowa Fantastyka – trochę mi się proporcje zaburzyły… pas Kuipera – z dużej literki chyba ten pas… Jak dla mnie – trochę ta NF doklejona w ostatnim momencie. Ale – dobre opowiadanie nie jest złe. Peace ;o)

...always look on the bright side of life ; )

Rację przedpiszcy mają, Nowa Fantastyka trochę na siłę. Ale to samo dotyczy wszystkich konkursowych tekstów do tej pory. I nie zmienia faktu, że ubawiłem się po pachy. Rozmowa z Bogiem – mistrzostwo Świata.

Szczęść Boże!“… hahahaha, załatwiłeś mi, Drogi BogusławieEryku, naprawdę radosny poranek.

Blahhh!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Na Wielkiego Gu, a mi się wydawało, że jest dokładnie na odwrót i całość opowiadania jest na siłę doklejona do końcówki! :)

Dziękuję wszystkim za komentarze i oceny, szczególnie Finkli – za głos.

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Tekst chodził za mną cały dzień i nastawiał mnie pozytywnie!

 

Do tej pory odnośnie konkursów na forum to podchodziłem do nich bez emocji. Teraz trzymam kciuki by ten tekst wygrał.

BogusławieEryku zasłużyłeś na zwycięstwo. To ty powinieneś wygrać tego Citroena.

;-)

 

To jest mój ulubiony z twoich tekstów!

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Dzięki, Nazgul :)

Na zwycięstwo nie liczę. Dowiedziałem się o konkursie i zaraz podświadomość wypluła już gotowy pomysł, więc przelałem natręta na papier, żeby się przypadkiem w głowie nie rozrastał :P

Mój osobisty konkursowy faworyt ciągle się betuje ;)

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

A mój wczorajszy komentarz zżarło i nawet, sierotka, tego nie zauważyłam… dopiero teraz.

 

Chciałam tylko nadmienić, że tekścior jest zaj…sty :)

Tylko ilość Ew się mnie tak minimalnie nie zgadza ;)

 

Powodzenia w konkursie. Trzymam kciuki.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Dzięki za wizytę i ocenę :)

Cieszy mnie wielce, że nie jestem skazany wyłącznie na mordowanie jedenastoletnich dziewczynek, lecz potrafię również Czytelników rozbawić. Hmmm. Czas postawić sobie kolejne wyzwanie ;)

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

I odejść od ostatnio popularnej na portalu konwencji…

Przez ostatni rok nie skrzywdzono tutaj tylu dzieci, co przez sierpień i wrzesień :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Całkiem sprytnie wywiązałeś się, Autorze, z założeń konkursu. Nowej fantastyki jest dużo i mało jednocześnie. Czytało się sympatycznie :)

Rozbawiła i odprężyła mnie zacna przygoda Arka, ale – Panie Boże, byłeś tam i nie grzmiałeś! Jak można tak zacną historyjkę zakończyć błahym przebudzeniem? No jak? A wcześniej kazać bohaterowi zasnąć przy lekturze najnowszego numeru Nowej Fantastyki! Zgroza! ;-)

 

Świa­tło razi, mię­snie rwą, skro­nie pul­su­ją. – Literówka.

 

…wbu­do­wa­ne w ścia­nę po­miesz­cze­nie do ży­we­go przy­po­mi­na­ją­ce windę oso­bo­wą. – Wolałabym: …wbu­do­wa­ne w ścia­nę po­miesz­cze­nie, jako ży­wo przy­po­mi­na­ją­ce windę oso­bo­wą.

Do żywego można kogoś zranić słowem, można do żywego dotknąć, czyli obrazić.

 

"Po­wiedz, gdzie chciał­byś się udać?" – za­py­ta­ła… – Wolałabym, żeby zapytała: "Po­wiedz, dokąd chciał­byś się udać?" Lub: "Po­wiedz, gdzie chciał­byś się znaleźć?"

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zygfryd89 – Dziękuję za wizytę i komentarz. Cieszę się, że lektura przypadła do gustu i zapraszam do odwiedzin przy następnej okazji :)

 

Regulatorzy – Zaśnięcie to tylko jedna interpretacja :) Arek mógł popuścić cugle fantazji w trakcie bądź tuż po lekturze i śnić opisaną przygodę na jawie. Lub – żeby było bardziej fantastycznie :) – rzecz dzieje się w przyszłości i Nowa Fantastyka, obok rozrywki pod postacią słowa pisanego, pozwala Czytelnikowi na uczestniczenie w opisanych wydarzeniach na zasadzie interaktywnej rozrywki wirtualnej :P A może też Arek czytał od białego rana – dopiero odkrył NF i zamówił cały karton numerów archiwalnych – i faktycznie w pewnym momencie przysnął? :P

Dziękuję za odwiedziny i za wyłapanie błędów. Mój podziw dla Twojego czujnego oka – oraz chęci! – stale rośnie :) Pozdrawiam.

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Unfall – Dzięki za głos :) Szkoda tylko, że oddany milczkiem :P

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Zgodzę się z przedpiścami – jak można tak fajne opowiadanie zarżnąć taką końcówką?!

NF jak dla mnie trochę doczepiona. Ale mój głosik masz:)

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Dziękuję, Alex :)

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Motyw z Bogiem bardzo dobry, podobnie początek tekstu, Playboy – super pomysł podsunięcia Stwórcy wzoru Ewy z rozkładówki, genialne :-). Bardzo oryginalnie to ze sobą połączyłeś. Wstawka z Ciri taka sobie, chyba dlatego, że za dużo Sapkowskiego wszędzie– elfek o migdałowych oczach, mieczów na plecach itd uznaję tylko w wykonaniu wyżej wymienionego autora, tak jak Rolanda i więżę tylko w powieściach Kinga. Nie mam nic przeciewko luźnym nawiązaniom do archetypów, ale zbyt bezpośrednich nie trawię. Końcówka niestety płytka i na siłę, może gdyby przerwał im (Arkowi i Kaśce) zmasowany atak Zombiaków? :-) imię głównego bohatera daje radę :-))) ogólnie bardzo dobre, zabawne opowiadanie z sepuku przy użyciu egzamplarza Fantastyki na końcu :-)

A póki co pol-niem 0:0 :-))

Cieszę się, że jednak zabawne :) Ja również ciężko trawię jakiekolwiek elfy, jeśli nie są animowane piórem AS-a, chociaż zdarzają się wyjątki ;) Roland, poza cyklem Króla, imo, daje radę też w komiksach MARVELA – gorąco polecam wszystkim fanom MW :)

Dzięki za wizytę :)

 

EDIT: Arek i Kaśka zmagający się z zombie apokalipsą… hmmm. Chyba to sobie przemyślę :D

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Komiksy z Rolandem? Nie słyszałam, muszę zerknąć, kurde bele :-D ostatnio wracam do dziecięcych lat spędzonych w towarzystwie pewnego  przystojnego Czrnianina :-D

Więcej przygód Arka! Więcej przygód Arka! Więcej przygód Arka! Więcej przygód Arka!

:)

Zakończenie w stylu “wszystko to był tylko sen” nigdy do mnie nie przemawiało, choć muszę w przyznać, że w tej wersji chyba się sprawdza. Taka to wręcz kryptoreklama dla NF. 

Samo opowiadanie zabawne. Napisane prosto, lecz bezpretensjonalnie. Do przeczytania, pośmiania się i odrobiny rozrywki.

Takie właśnie miało być :) Dzięki Vyzart za wizytę i za głos.

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Bardzo mi się podobało. Lubię teksty, które wywołują u mnie uśmiech na twarzy. Co do zakończenia nie będę się czepiać. Moi przedmówcy już wszystko na ten temat napisali. Swoją drogą trudno w tak krótkiej formie jaką jest opowiadanie stworzyć bohatera, którego w jakiś sposób zdążyłoby się polubić. A Tobie się to udało. Pozdrawiam :)

To dlatego, że Arek jest moim alterego, a ja sympatyczny człowiek jestem ;)

Dziękuję za wizytę i również pozdrawiam :)

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Zabawne.

Sorry, taki mamy klimat.

Bul!!!* 

 

 

 

*kolokwialnie rzecz ujmując, ryłem jak norka. Dawno tak się nie uśmiałem…!  Przy kulmimacyjnym dialogu z Bogiem, “Lewituje sobie Bóg?” spowodowało, że rżałem na przystanku, a naród dziwnie na mnie patrzył. Najgenialniejsze zagajenie w historii literatury,

Szalona humoreska w sztafażu science fiction, która bardzo przypadła mi do gustu. Przede wszystkim gamoniowaty, nieporadny gwiezdny łupieżca robi nielichy wstęp. No i ten rezolutny sprzedawca z mięsnego, w zderzeniu z kosmiczną prawdą i niezwykłością, buduje świetny kontrast.

Po dialogu z Bogiem, na kobietach, opowiadanie mogłoby się skończyć. Gdybyś dał im miecze, diademy, obcisłe porcięta, tarcze – to też miałbyś NF, w dodatku z rozpaczliwym wołaniem o pomoc…. ;-) Obecna końcówka w formie sen/przebudzenie mocno rozczarowuje, co nei zmienia faktu, że…

Dawno tak się nie uśmiałem… ;-) Nawet nie będę próbował niczego pisać na ten konkurs, jak dla mnie rozbiłeś bank, BogusławieEryku ;-)

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Fajne i szalone. Tylko to zakończenie bardzo rozczarowujące. Za to dialog z Bogiem zacny.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Dziękuję wszystkim za odwiedziny i komentarze :)

Fiszu – Miłym mi jest niepomiernie Twój komentarz, gdyż dokładnie w taką reakcję mierzyłem. Cieszę się, że cel został osiągnięty ;)

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

I za tę reakcję poszła nominacja… Ale pamiętaj na przyszłość: sen w końcówce jest bardziej oklepany niż przycisk od Biblioteki, chyba, że wprowadzasz dwuznaczność i sen niekoniecznie musi być snem ;-) 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Zapamiętam :) Dziękuję za nominację!

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Przeczytane. Komentarz po ogłoszeniu wyników :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Lubię cię w wykonaniu mniej absurdalnym, a bardziej kriwstym. Ale te dwa teksty:

brzydkich jak jajca wieloryba!

Szczęść Boże – zagaduję, bo przecież głupio tak się z Panem Bogiem nie przywitać.

Mnie powaliły :D Jednak, co do podobieństwa do mojego tekstu, mimo wszystko niewiele dostrzegam. Poza tytułem. Widząc tytuł prawie zawału dostałam.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Całkiem fajny tekst. Lubię nieźle napisane opowiadania humorystyczny i to jest dobry przykład właśnie takiego opowiadania. Może miejscami jednak zbyt abstrakcyjne i w niektórych momentach żarty nie bawią tak, jak w założeniu powinny, ale ogólnie rzecz biorąc czytało się bardzo przyjemnie. Poszukiwanie kończyn, mimo że wiedziałem do czego doprowadzi, a także rozmowa z Bogiem – świetne ;) Szkoda, że wrażenie zepsute słabym zakończeniem i tym, że NF jest doczepione raczej na odwal się – przecież z łatwością dałoby się znaleźć dla niego jakieś lepsze miejsce.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Dzięki :)

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Miś daje 4/6

Nowa Fantastyka