- Opowiadanie: BogusławEryk - Najwspanialszy dzień w życiu

Najwspanialszy dzień w życiu

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Sethrael, Finkla

Oceny

Najwspanialszy dzień w życiu

Był w kropce.

– Kopę lat, zbóju! – pozdrowił go Robin, duch z odległej przeszłości, na którego Marshall wpadł przypadkiem na stacji metra. – Opowiadaj co tam u ciebie! Jak żyjesz?

– Dzięki. Żyję. Wszystko u mnie okej.

Robin błysnął zębami, przestąpił z nogi na nogę – najwyraźniej dopiero się rozkręcał.

– Dalej jesteś z Juliette? Udana była z was parka! Pamiętasz jak…

– Nie. – Marshall nie miał nastroju na spacer po wspomnieniach. – Juliette Rosse?! Co za absurdalny pomysł! Przecież to było ze sto lat temu.

– Jasne! – Robin poklepał go po ramieniu, czego Marshall serdecznie nie znosił. – Taki Casanova, jak ty, zbóju, to pewnie rwie dupy na prawo i lewo, co? Stałe związki są dobre dla tłuściochów i impotentów!

– Jestem żonaty – oświadczył Marshall i z rosnącą satysfakcją obserwował jak z byłego kumpla ulatuje cały entuzjazm.

Tyś był balonem, ja szpilką, frajerze!

Niestety, radość Marshalla okazała się przedwczesna.

– To przekozacko, zbóju! Gratulacje! – Szeroki uśmiech Robina upodobnił go do Kota z Cheshire. – Nawet arcymistrz uwodzenia nie jest odporny na strzały Kupidyna, nie?

– Eee, nie, chyba nie… – Gdzie ten cholerny pociąg!

– Jak długo?

– Co?

Robin, śmiejąc się, wskazał dłonią obrączkę Marshalla.

– No, ciekaw jestem, od jak dawna nosisz Pierścień Niewoli.

I tak oto Marshall znalazł się w kropce.

Nie wiedział.

Cóż, nikt nie jest doskonały. Od czasu do czasu można się przecież pomylić. Kilka dni w tę czy w tę, miesiąc, rok, dwa lata. Wszak to tylko głupie cyferki. A mylić się – rzecz ludzka. Zresztą co to za różnica czy małżonkowie dzielą łoże przez trzydzieści lat, co do dnia, czy przez trzydzieści jeden i pół roku? Szczęśliwi czasu nie liczą! Koniec, kropka, tyle w temacie!

Problem Marshalla był jednak ZNACZNIE poważniejszy: za Chiny Ludowe nie potrafił sobie przypomnieć, choćby w przybliżeniu, jak długo trwa jego małżeństwo, a na dodatek nie znał przyczyn tej niewiedzy.

Czyżby chodziło o picie? – zastanowił się. Co prawda, nie pamiętam, żebym nadużywał alkoholu, ale czy niepamięć, sama w sobie, nie jest najlepszym dowodem na to, że mam do czynienia z butelką częściej niż przeciętny Joe? Czyż nie tak to właśnie działa? Dopóki pamiętasz, że pijesz, dopóty masz pewność, że nie nadużywasz.

Poza tym Marshall musiał mieć nieliche powody, by zaglądać do butelki. Tylko jakie? Przykre wspomnienia? Złe przeczucia? Jednego był pewien: jeśli faktycznie chlał tyle, że jego mózg zawieszał się częściej niż systemy operacyjne firmy Microsoft, przyczyn należało poszukiwać w problemach małżeńskich.

Ostatecznie, jeśli coś zaczęło się od katastrofy, to czy rozsądek nie nakazuje zakładać, że skończy się także katastrofalnie?

Wspomniał własny ślub.

Od samego rana lało jak z cebra, a podczas ceremonii grzmiało tak, że przysięgi zmuszeni byliśmy wykrzyczeć:

“Czy ty, taki i taki, bierzesz sobie…”

“Co?!”

“CZY BIERZESZ SOBIE?!!”

“CO?!!!”.

Później jeszcze to nieszczęsne wesele! Pieprzone Prawo Murphy'ego w praktyce! Najpierw okazało się, że ktoś zajebał cały alkohol, a kilka minut po starcie imprezy piorun przywalił w generator i okolica w promieniu kilkunastu mil pogrążyła się w egipskich ciemnościach!

Wesele jednak trwało. Oj, trwało…

I cóż to była za zabawa! Na sto dwa albo i więcej! Najwspanialszy dzień w życiu pary młodej! Ta, najwspanialszy, jasne, bo przecież im dalej w las, jak wiadomo, tym ciemniej: seks tylko i wyłącznie z obowiązku, ciche dni, kłótnie, pretensje o wszystko i o nic, a w gruncie rzeczy zawsze o pieniądze.

Marshall poczuł suchość w gardle.

Ano, właśnie tak, istna sielanka, skonstatował. I jak tu nie popaść w sidła alkoholizmu.

Jakby na potwierdzenie tej myśli, Marshall – który jeszcze przed sekundą znajdował się przecież na stacji metra – ocknął się we własnym łóżku, wyrwany ze snu przez odgłosy – mlaskania? – dobiegające gdzieś z okolic jego krocza.

– Och, Ronda! – westchnął. – Moja kochana Ronda!

Czyżbym jakimś magicznym sposobem cofnął się w czasie? – zachodził w głowę. O ile dobrze pamiętam, z czym akurat mam ostatnio kurewski problem, Ronda od dawna nie paliła się do robienia mi laski.

Dopiero po chwili do świadomości Marshalla dotarło, że sugestywnym odgłosom nie towarzyszą żadne doznania. Nie był nawet w stanie stwierdzić, czy odpowiednio zareagował na ulubione pieszczoty – odczuwał dziwne odrętwienie rozciągające się od stóp aż po szyję. Podniósł głowę z poduszki. To, co ujrzał, wydało mu się tak nieprawdopodobne, że w pierwszej chwili zamierzał wybuchnąć śmiechem.

W pierwszej chwili…

Zamiast śmiechu, z gardła Marshalla wydobył się pojedynczy, żałosny jęk.

– Shaggy, piesku, co.. co jest, kurwa…

Shaggy, lakeland terier Rondy, uniósł upaprany krwią pyszczek i zamerdał ogonkiem, po czym wrócił do wylizywania lepkiej cieczy z zagłębień pomiędzy ściankami jelita krętego.

– Cześć, kochanie.

Marshall zmusił się, choć nie było to wcale łatwe, żeby oderwać wzrok od własnych – o matko! – obnażonych wnętrzności. Ronda siedziała odwrócona plecami do męża; robiła sobie manicure. Leżąc na wznak, Marshall dostrzegał jedynie odbite w lustrze toaletki usta małżonki.

Jej krwistoczerwony uśmiech.

– Już trzeci raz w tym tygodniu wróciłeś pijany…

– Ronda, suko, coś tym mi, kurwa, zrobiła?!

– …a dziś po śniadaniu znów oglądałeś te świństwa w Internecie.

– Dlaczego nie mogę się ruszyć?!

Po co w ogóle pytał?! Wiedział. Oczywiście. Ronda była zawodowym chirurgiem.

– Nafaszerowałaś mnie jakimś świństwem, ty podła kurwo!

– Przestań strzępić język, albo ci go odetnę! – zagroziła. – No, tak już lepiej. Rozumiem, że sytuacja jest nieco… – Zastanowiła się nad właściwym słowem – …niecodzienna. Ale to wcale nie powód, żeby się od razu unosić i wyzywać od takich czy owakich. Kultura, drogi mężu, przede wszystkim. A skoro już łaskawie dopuściłeś mnie do głosu, to chyba należą ci się wyjaśnienia…

– No, kurwa, raczej! – Nie wytrzymał Marshall.

– Masz dwa poważne problemy, mój drogi. Alkohol i pornografia. A raczej: miałeś dwa poważne problemy, bo alkoholu się już nie napijesz. Chyba że śpieszno ci na tamten świat, ale o tym już sam zdecydujesz…

– Że co?

– Gdy wróciłeś, jak zwykle zalany w trupa, podałam ci dożylnie specjalną mieszankę na bazie bielunia i prokainy i przeprowadziłam małą operację na twojej wątrobie…

– Jaką, kurwa, operację?!

– Cicho, kochanie. Język. Pamiętaj. – Słowo "język" zadziałało na zasadzie dzwoneczka Pawłowa. – Pewnie zastanawiasz się teraz jak poradzimy sobie z twoim drugim problemem. A może nie… Może już się domyśliłeś. Każdy facet jest przecież wzrokowcem…

Marshall przestał oddychać.

Ronda roześmiała się i puściła mu oczko. Na jej dłoni leżała paczka żyletek.

Oddychaj, oddychaj, upomniał się Marshall. Do jasnej cholery, ODDYCHAJ!

WSTAŃ!!!

– Wstań! – krzyczała Ronda. – Obudź się! Oddychaj!

Wstał, oddychał.

Obudził się.

Żadnej krwi, żadnej żyletki…

– Jezus Maria, czyli to był tylko sen!

– Tak, kochanie, miałeś koszmar, ale już po wszystkim. – Ronda pogładziła dłonią nagie plecy Marshalla. – Najpierw rzucałeś się i strasznie krzyczałeś, a później przestałeś oddychać. Całe szczęście, tylko przez moment. Obyło się bez resuscytacji. Ale i tak przestraszyłam się jak diabli.

Kochana Ronda, pomyślał Marshall. Moja kochana Ronda.

Szczegóły snu uleciały już z jego głowy. Było coś o Shaggym i coś o deszczu, więcej nie potrafił – a może nie chciał – sobie przypomnieć. Zresztą nie miało to wcale znaczenia. Przecież każdy miewa koszmary, lecz nie każdy budzi się z nich obok najwspanialszej istoty na całym świecie.

Sny to tylko sny. Liczy się jawa.

Dla Marshalla liczyła się Ronda. Tylko Ronda. Mieli przed sobą wspaniałą przyszłość. On był odnoszącym sukcesy prawnikiem, ona świeżo upieczoną panią doktor. Oboje zarabiali nie najgorzej i, co najważniejsze, darzyli się nawzajem miłością. Jeśli tylko zechcą, świat legnie im u stóp. A sen to przecież tylko sen. Liczy się jawa.

Dziś mieli się pobrać. Od samego rana lało jak z cebra.

Koniec

Komentarze

Od całego tekstu, aż bije w twarz głęboka (bydz może zakorzeniona w autorze;-) awersia do małżeństwa.

Przyznam, że mnie przekonałeś. Moja dziewczyna ma psa, który wabi się… Shaggy!;-)

Nie! Ślubu nie będzie;-)

 

Co do samego tekstu:

– Oh, Ronda! – westchnął

Westchnął z dużej llitery. Choć jakby się zastanowić to jest to czynność odgębowa;-)

Po za tym błędów w dialogach nie znalazłem. Całość nie jest najgorsza. Ten początek jakiś, taki… nie ciekawy.

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Z małżeństwem nie mam żadnego problemu – niech sobie, cholerstwo, istnieje, dopóki nie ingeruje w moje życie :P A tak serio, to był piątkowy wieczór, chciałem napić się i pogadać z przyjacielem. Niestety, okazało się, że przyjaciel akurat wybiera się na wesele, a że picia do lustra już nie praktykuję (nic dobrego nigdy jeszcze z tego nie wynikło :P), to postanowiłem przelać swoją frustrację na papier ;)

Co do “westchnięcia”, to sam nie jestem pewien.

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Mnie bardzo fajnie się czytało, zwłaszcza że sam jestem świeżo po ślubie (dwa tygodnie). Fajny klimacik, szybko i zgrabnie opowiedziana historyjka.

Dziękuje i pozdrawiam.

To ja dziękuję :) za opinię. I życzę wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia! :)

 

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Niezłe. Motyw z amnezją ślubną i domową operacją – mocne, dwa najlepsze fragmenty, moim zdaniem. W sumie nawet mi się podobało, szczególnie przejścia między scenami (koszmar szkatułkowy – kto tego nie doświadczył!..). Myślę, że w słowach przysięgi (“Czy ty, taki i taki, bierzesz sobie…”) imię można by wstawić, przecież wiemy, jak się główny bohater nazywał. :) Początkowy dialog odrobinę drętwy.

Jeśli, jak wyznałeś, napisanie opowiadania pomogło Ci pozbyć się frustracji, to cel został osiągnięty. Od siebie dodam, że i mnie lektura sprawiła przyjemność, więc teraz czekam na kolejne, równie dobrze napisane opowiadanie. ;-)

 

…i za­mer­dał ogon­kiem, po czy wró­cił do wy­li­zy­wa­nia… – Literówka.

 

Oboje za­ra­bia­li nie­naj­go­rzejOboje za­ra­bia­li nie ­naj­go­rzej

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zawsze cieszy mnie, gdy opowiadanie się podoba. Podwójnie – gdy podoba się na tyle, że następne jest wyczekiwane :) Dziękuję za opinie i zastrzyk motywacji!

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Podobało mi się ;)

Wprawnie napisane, ciekawa fabuła, zabawna puenta. Czego więcej chcieć? ;)

Pozdrawiam

Ogół nie chce wiedzieć, że jest myślącą masą złożoną z bezmyślnych jednostek

Fajne. Udana jest kreacja natrętnego znajomego, całkiem fajna scena z pieskiem, a przede wszystkim fajnie i płynnie pokazałeś piętrową konstrukcję snu. 

I po co to było?

Fajne:)

Nowokainę poprawiłabym na prokainę, Novocain to nazwa handlowa, w angielskim może być jako synonim, po polsku imo – średnio (bo u nas dostępna jest jako Polocainum).

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Syf., AlexFagus, Elektroniczne_kiwi – Dziękuję za odwiedziny; cieszę się, że tekst przypadł do gustu ;)

Alex – Dzięki za trafne spostrzeżenie – już poprawione.

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Dobrze napisane, ma duszny klimat, podobalo sie.

Sorry, taki mamy klimat.

Sethrael – Dzięki za odwiedziny i zapraszam do przeczytania i oceny pozostałych moich opowiadań :)

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Ciekawy tekścik. Nawet dość wesoły, jak na horror… ;-)

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka