- Opowiadanie: Katniss - Lawenda

Lawenda

Epilog do jednego z moich dłuższych opowiadań :)

Oceny

Lawenda

Spojrzał w jej zielone oczy i już wtedy wiedział, jak wielki błąd popełnił, nie doceniając jej umiejętności. Patrzyła na niego z taką nienawiścią i skrajną złością, że zdawała się miotać w jego kierunku pioruny. Z pewnością by tak uczyniła, gdyby nie była tak osłabiona po ostatnich wydarzeniach. Nagle z północy zawiał zimny wiatr, poruszając długie, jasnobrązowe włosy Lecassio.

– Myślałam, że mogę ci ufać, Naitsabesie – odezwała się zaskakująco spokojnym głosem. Jak cisza przed burzą, pomyślał jej były partner. – Myślałam, że będziemy na zawsze razem, tak jak mi przyrzekałeś, pamiętasz to jeszcze…? Miałam głupią, naiwną nadzieją, że jesteś inny niż wszyscy mężczyźni, których dotąd poznałam. Cóż, myliłam się…

– Lecassio, ja… – zaczął niepewnie, nie bardzo wiedząc, co mógłby powiedzieć, ale natychmiast przerwała mu głosem przepełnionym lodowatą nienawiścią:

– Zamilcz, ty plugawy zdrajco! – krzyknęła, nie mogąc (a może nie chcąc) dłużej się powstrzymywać przed wybuchem. – Nie masz najmniejszego prawa się do mnie odzywać, dopóki sama ci na to nie pozwolę… A możesz być absolutnie pewny, że tego nie zrobię.

– Proszę, Lecassio – odezwał się, mimo wyraźnego ostrzeżenia zawartego w jej słowach. – Proszę, daj mi wytłumaczyć… Porozmawiajmy…

– Cisza! – krzyknęła po raz kolejny. – Nie mamy o czym rozmawiać – lód w jej głosie sprawił, że cofnął się o krok, jakby wymierzyła mu policzek.

Nagle w jej dłoni pojawiła się iskrząca złoto i srebrno kula piorunów, którą z niezwykłą łatwością cisnęła w jego kierunku. Lecąc, pioruny rozprzestrzeniły się, otaczając go ze wszystkich stron, odcinając jakąkolwiek drogę ucieczki. Z trudem zdołał w ostatniej chwili stworzyć magiczną barierę ochronną wokół siebie. Zachwiał się i omal nie upadł porażony siłą ataku. Nie chciał jednak z nią walczyć. Zbyt wiele ostatnio stoczył walk. Uniósł ręce w obronnym geście, sygnalizując jej, że nie ma ochoty na walkę i się poddaje. Dziewczyna, widząc to, przestała go atakować. Wciąż była na niego wściekła, czuła się oszukana i zdradzona, a gdy na niego patrzyła, jedynym co czuła była nienawiść i złość. Zadziwiające, jak łatwo miłość zmienia się w nienawiść…, pomyślała ze smutkiem, patrząc na niego. Na jego złociste, mieniące się w świetle słońca oczy, na długie, ciemne włosy, które dziwiły wszystkie elfy w Dalekiej Krainie, której nazwy żadne z nich nie znało, na jego idealne usta, które całowały ją czule setki razy, na szerokie, silne ramiona, które trzymały ją, chroniąc przed niebezpieczeństwem, na piękne dłonie o długich palcach, które tak wspaniale grały dla niej na fortepianie, na niego całego, silnego, pięknego, niezwyciężonego i niestrudzonego w boju elfa, który kiedyś był dla niej całym światem.

Wszystko, co kiedyś w nim uwielbiała, teraz wyłącznie ją drażniło i wywoływało bolesne wspomnienia. Po tym wszystkim, co razem przeszli, on tak po prostu z nią zrywał, jakby nic dla niego nie znaczyła. I mówił, że pokochał inną. Lecassio poczuła, że jej serce rozpada się na miliony kawałeczków, których nikomu nie uda się nigdy pozbierać. Nigdy już nic nie będzie tak samo, bo nie zaufa już nikomu, po tym jak ktoś, komu ufała bezgranicznie, zdradził ją, wykorzystał i oszukał. Nagle świat dziewczyny przesłoniła delikatna mgiełka, a oczy ją zapiekły. Zamrugała gwałtownie, z niecierpliwością przeganiając łzy. Nie będę płakać. Żaden mężczyzna nie jest tego warty, pomyślała, wspominając słowa swojej przyjaciółki.

– Myślałam, że to, co nas połączyło to miłość – rzekła cicho Lecassio, a w jej głosie słychać było bezbrzeżny smutek. – Ale najwyraźniej znów się myliłam.

– Lecassio… Ja wiem, że nie zasługuję na kogoś takiego jak ty. Nie powinienem był wiązać się z tobą. Szukałem szczęścia… I z tobą je znalazłem… Ale teraz wiem, że ten związek nie był tym, czego naprawdę potrzebowałem. Nie chcę więcej cię skrzywdzić, lecz nie mogę tego kontynuować.

– Rozumiem… Nie dałam ci tego, czego chciałeś, czego oczekiwałeś, więc ze mną zrywasz – mówiła cicho i spokojnie, ale w jej oczach wyraźnie widział ból, który sprawił jej swoimi słowami.

– Nie, to nie tak! Ja ciągle o niej myślę… Zbyt często – wyznał głosem przepełnionym smutkiem i goryczą.

– I maskujesz swoje intencje, mówiąc, że nie chcesz mnie krzywdzić – mówiła dalej, jakby w ogóle nie usłyszała, co do niej powiedział. – Cóż, rozumiem – dodała po chwili przerwy. – Leć do niej. Pewnie na ciebie czeka.

– Nie czeka – przerwał jej, lecz dziewczyna mówiła dalej, zupełnie nie zwracając uwagi na Naitsabesa:

– Daj jej to, czego mi dać nie mogłeś… A może nie chciałeś…

– Nie mogę. Ma innego, a ja… Nie chcę zepsuć jej związku. Niech będzie szczęśliwa… Ale żyć z tym wszystkim nie jestem w stanie…

– Miłość – prychnęła z pogardą, rozglądając się dookoła. Świat wydał jej się nagle dużo mniej kolorowy i smutniejszy niż dotąd. – Przestałam w nią wierzyć…

Przez kilka niezmiernie długich, ciągnących się w nieskończoność chwil stali w niezręcznym, pełnym napięcia milczeniu, oboje pogrążeni we własnych, ponurych myślach.

– Idę się zabić. Żegnaj – oświadczyła nagle Lecassio, odwracając się od niego i ruszając śpiesznym krokiem w stronę, z której przyszła.

– Nie! – krzyknął Naitsabes, czując że ogarnia go panika i wszechobecne poczucie winy. Szybko ruszył za nią i zatrzymał, delikatnie łapiąc za rękę. – Nie warto. Niczego złego nie zrobiłaś. To mnie powinnaś zabić…

– Przecież to nie twoja wina! – krzyknęła, wyrywając mu się, ale pozostając w miejscu. – Ty tylko dałeś mi ostateczny bodziec, by ze sobą skończyć.

– Nie, proszę – w jego głosie zabrzmiała rozpacz.

– To koniec. Pozdrów wszystkich ode mnie. Żegnaj – ruszyła dalej szybkim krokiem, nie zważając na jego wołania. Nagle poczuła, że nie może się ruszyć. To Naitsabes blokował ją swoją magiczną mocą. Nie walczyła.

– Poczekaj, proszę – powiedział, podchodząc do niej i patrząc jej prosto w oczy, tak jak od dawna nie był w stanie. – Wysłuchaj chociaż co mam do powiedzenia. Później zrobisz, co zechcesz – wciąż miał nadzieję, że odwiedzie ją od pomysłu samobójstwa. – Nie żałuję niczego, co z tobą przeżyłem. Dałaś mi szczęście, a ja… Ja wszystko zniszczyłem.

– Ja też nie żałuję tego, co było. Żałuję tego, co jest teraz – odparła zimnym głosem, który go poraził. Nigdy nie słyszał, by mówiła tak do kogokolwiek, nawet do najgorszych wrogów.

– Ja też, naprawdę – rzekł całkowicie szczerze. – Czy jest coś, co mógłbym dla ciebie zrobić?

– Wątpię. Poddałeś się już… Dobrze, akceptuję to. Skoro ty już nie walczysz, dlaczego ja miałabym to robić?

– Ja już z tym walczyłem od dłuższego czasu… To nie tak, że w ogóle nie próbowałem, ale sądzę, że zasługujesz na kogoś lepszego… Mądrzejszego, rozważniejszego, kogoś, kto poświęci ci wystarczająco dużo uwagi, kto będzie się bardziej starał. Mimo że zrywamy ze sobą, ja nie chcę tracić z tobą kontaktu… Jeśli nie możemy być przyjaciółmi, to może chociaż… Dobrymi znajomymi? – zaproponował niepewnie, przewidując, że odmówi. Nie potrzebował mocy Przepowiedni, żeby wiedzieć, co odpowie. Ale chciał choćby spróbować.

– Nie – powiedziała stanowczo, zgodnie z jego oczekiwaniami. – Jeśli z kimś zrywam, wymazuję go całkowicie ze swojego życia. W największym możliwym stopniu. Pozostają jedynie wspomnienia. I ból, który ze sobą niosą. Mam nadzieję, że dobrze przemyślałeś tą decyzję. Nie będzie odwrotu.

– Mnie nie wymażesz – rzekł z goryczą. – Nie tak od razu. Jesteś na mnie skazana. I tak, przemyślałem to.

– Och, kochanie! – wykrzyknęła nagle z dziwną, jakby na wpół szaloną wesołością, czym bardzo go zaskoczyła. – Są niesamowicie łatwe sposoby, by pozbyć się natrętnych myśli i obrazów.

– Nie! – krzyknął, wiedząc doskonale, co miała na myśli.

– Co nie? – odparła z miną niewiniątka. Zawsze potrafiła dobrze grać. Dzięki temu, między innymi, zwrócił na nią uwagę. Nigdy nie spotkał kogoś takiego.

– Wiem, o co ci chodzi. Nie rób tego!

– Wiesz? Aż tak dobrze mnie znasz? Wątpię… – odparła sarkastycznie, wyginając pogardliwie usta.

– Nie powinienem był tego mówić… – zaczął, lecz ona mu przerwała.

– Ależ tak! Mów, co tylko chcesz.

– Nie, wolę już nic nie mówić – uciął.

– Proces został uruchomiony – rzekła nagle odmienionym głosem. – Teraz już mnie nie powstrzymasz – mówiąc to, zaczęła walczyć z wiążącą ją mocą Naitsabesa, zużywając na to znacznie więcej energii magicznej niż było to potrzebne.

– Nie, błagam! – krzyknął, czując, że stracił kontrolę nad sytuacją. Jeśli kiedykolwiek ją miał. – Pogadaj z kimś, nie wiem… Może to ci pomoże. Proszę, zrób to dla mnie!

– Ha! – parsknęła z oburzeniem i złością. – Śmiesz mi mówić, co mam robić?

– Nie – zaprzeczył natychmiast. – Ja tylko proszę.

– Twoje zdanie… Już nic tutaj nie znaczy – powiedziała smutno, posyłając mu długie spojrzenie. Widział w jej oczach powstrzymywane łzy. – Moje serce… Krwawi, ale trudno…

Po tych słowach padła nieprzytomna na ziemię, bez wyraźnego powodu. Chłopak natychmiast znalazł się przy niej. Zbadał magią jej organizm. Wyraźnie wypływało z niej życie, wraz z energią magiczną, którą wciąż wysyłała gdzieś w przestrzeń.

~ Lecassio! ~ zawołał do niej w myślach. ~ Lecassio! Nie rób tego! Nie zabijaj się. Musisz jeszcze zabić mnie!

Nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi, zaczął szukać źródła jej mocy, by móc je zablokować i w razie potrzeby znów zapełnić magią. Cóż innego mógł zrobić?

~ Ty się śmiesz jeszcze do mnie odzywać? ~ usłyszał nagle w głowie jej gniewny głos. ~ I kim ty w ogóle jesteś, by bez pytania włazić mi do umysłu?

Poczuł nagły ból w żuchwie. Gwałtownie otworzył oczy i zdążył jeszcze zobaczyć dłoń Lecassio, zanim wymierzyła mu drugi cios w twarz. Jęknął cicho, zataczając się do tyłu. Nie przewidział, jak wiele siły kryło się w jej drobnym ciele. Wstała z ziemi z niezwykłą gracją i spojrzała na niego z góry. Wokół niej unosił się magiczny pył. Więc jednak nie próbowała pozbyć się mocy. Chciała go tylko nastraszyć.

– Żegnaj, Naitsabesie – odezwała się po kilkunastu sekundach wpatrywania się w niego. – To już koniec – rzekła, po czym zniknęła, zostawiając po sobie jedynie chmurę błyszczącego, srebrnego pyłu i woń lawendy, którą tak uwielbiała.

Koniec

Komentarze

Wciąż była na niego wściekła, czuła się oszukana i zdradzona, a gdy na niego patrzyła, jedynym co czuła była nienawiść i złość. – zbyt blisko siebie, czyli powtórzenie. 

Nie wiem, czy dobrym pomysłem było zamieszczenie epilogu. Ja, człowiek mylący się, śmiem twierdzić, że jednak epilog powinien być czymś zaskakującym, a co za tym idzie przeczytanym na końcu, by takie wrażenie właśnie wywrzeć. Inwersje czasowe, niestety, psują cały efekt. 

Co by tu rzecz – klasyczna sprzeczka dwojga kochanków, scena zawodu, zdrady i jakiejś tam zemsty. Nic nie wyróżnia tego tekstu na tyle, bym nie pomylił go z słabym fragmentem romansu… Nie umniejszając, technicznie napisane jest dobrze, ale z linijki na linijkę coraz bardziej mi się odechciewało czytać. Brak świeżości. 

Pozdrawiam. 

Chwytając się kurczowo, toną w rozmokłym brzegu. Wiatr przebiega brunatną ziemię. - T. S. Eliot

Epilog, który jest sprzeczką kochanków. Nie jestem fanem romansów, a podczas lektury nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że właśnie coś takiego czytam. Nie mój klimat zupełnie. Natomiast napisane jest dobrze.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Nowa Fantastyka