- Opowiadanie: feron - Odwiedziny Kazika

Odwiedziny Kazika

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Odwiedziny Kazika

Odwiedziny Kazika

 

 

Janek był trzydziestoletnim grubasem, z którego wszyscy się śmiali. Wiecznie tłuste włosy, piegowata cera i twarz obficie pokryta pryszczami, dopełniały obrazu nędzy i rozpaczy. Ze względu na swoja kiludziesięcio kilową nadwagę, Janek nosił przyduże ciuchy, starając się jakoś zakryć zbędne kilogramy. Na niewiele się to zdało gdyż jego rówieśnicy kpili z niego na każdym kroku. W szkole nazywali go ,,tłuszczakiem,, albo ,,smalcesonem,,.

Janek nie potrafił z nikim nawiązać kontaktu, czy bliższej relacji. Zawsze sam, smętnie snuł się po szkolnym korytarzu. Niekończące się wyzwiska i utyskiwania stały się dla niego codziennością. Zwłaszcza w szkole średniej, kiedy to nastolatkowie myślą, że świat należy do nich, docinki pod adresem Janka stawały się brutalniejsze. Kilka razy też, po zajęciach, kiedy wracał do domu, został napadnięty i pobity. Raz nawet, grupa chłopaków z klasy samochodowej, dopadła go na boisku, rozebrała do naga i zostawiła. Wrócił wtedy do domu polnymi ścieżkami. Po drodze, na szczęście, nikogo nie spotkał, ale w domu oberwał za to od ojca, że daje sobą tak pomiatać.

Po skończeniu technikum i zdaniu matury, Janek załatwił sobie zwolnienie ze służby wojskowej, z ,,powodów zdrowotnych,,. Ojciec wściekł się z tego powodu.

– Tam z robili by z ciebie mężczyznę – powtarzał. Co z ciebie za tchórz, że boisz się armii. Ja w twoim wieku, z niecierpliwością czekałem aż wezmą mnie w kamasze. A wiedz, że w moich czasach służba trwała dwa lata, a nie tak jak teraz dziewięć miesięcy.

Janek oczywiście starał się wytłumaczyć ojcu, że wojsko to nie dla niego i że on raczej woli pacyfistyczne nastawienie do świata. Nie udało mu się jednak przekonać ojca do swoich racji. Dla niego zawsze pozostał maminsynkiem i zasmarkańcem.

Pierwszą pracą Janka, po skończeniu szkoły, było stanowisko sprzedawcy sprzętu RTV w Media Markt. Tam jednak, szybko stał się atrakcją wagarujących nastolatków. On sam, stresował się codziennymi kontaktami z nieznanymi ludźmi. Kiedy ktoś pytał go o pomoc w wyborze sprzętu, zaczynał się obficie pocić, a jego pucułowata twarz czerwieniła się jak świeżo przekrojona ćwikła. Po kilku skargach klientów że sprzedawca jest mało pomocny i ciężko nawiązać z nim kontakt, został zwolniony. Nie przejął się tym zbytnio. Po dwudziestu kilku latach porażek, człowiek przyzwyczaja się nawet do najgorszego syfu. Lepsze życie jest dla innych – myślał.

Po zwolnieniu z Media Markt, próbował jeszcze znaleźć prace w wioskowym magazynie rolniczym. Pozostałości po PGR. Nie udało się. Ludzie w wiosce znali go i wiedzieli że nie nadaje się do pracy fizycznej. Ojciec Janka, Wacław robił wszystko aby utrudnić synowi życie. Raz nawet w barze u Majcherka, kiedy miał już kilka głębszych za sobą, powiedział że ta kurwa Halina, na pewno dała dupy listonoszowi, albo jeszcze komu innemu, bo on by takiego nieudacznika nie spłodził.

Matka jak mogła tak starała się pomagać synowi. Pytała sąsiadek czy która nie wie gdzieś o jakiejś robocie. Wszystko jednak w tajemnicy przed ojcem. Gdy by się dowiedział i jej by się oberwało. Wacław porywczy był bowiem chłop.

Janek błąkał się po wiosce bez celu, czasami chodził do lasu na długie spacery. Właśnie podczas jednego z takich spacerów, zaczął myśleć o samobójstwie. Z czasem jednak, myśli te stały się natarczywe i towarzyszyły mu od świtu do zmierzchu. Nie próbował z nikim o tym porozmawiać, bo i kto miał by go wysłuchać. Po około trzech tygodniach podjął więc decyzję, że skończy swoje pełne niepowodzeń życie.

Przygotowania zaczął od wyboru miejsca. Najlepiej z dala od ludzi, żeby nikt nie był w stanie mu przeszkodzić. Pobliski las po którym spacerował, będzie idealnym miejscem. Odejdzie daleko od ścieżki, gdzie rośnie stary dąb. Jeden z jego konarów będzie idealny. Właściwa wysokość i grubość. Na pewno nie pęknie kiedy na nim zawiśnie. Powróz kupił w magazynie rolniczym w wiosce. Prosto z magazynu udał się do lasu. Przez cała drogę szedł, oglądając się za siebie. Wszedł do lasu, przeszedł kilkadziesiąt metrów wydeptana ścieżką, po czym skręcił w prawo, w głąb lasu. Po kilku minutach jego oczom ukazał się stary, dumnie rozpościerający swoje konary nad reszta lasu dąb. Janek stanął pod drzewem i popatrzył w górę. Lepiej nie mogłem wybrać – pomyślał. Wspiął się po najniższych gałęziach na odpowiednią wysokość. Usiadł na jednym z grubych konarów drzewa i obwiązał powróz wokół niego. Drugi koniec, zwieńczony starannie związaną pętlą, założył sobie na szyje.

– A więc to tyle z mojej strony – powiedział do siebie. Nie ma czego żałować. Rodzice, a zwłaszcza ojciec, na pewno szybko pogodzą się z moją decyzją. Zamyślił się, a przed oczami przelatywały mu najbardziej zapamiętane momenty jego życia.

Pierwszy rower, który popsuł się po dwóch dniach. Pierwszy dzień w przedszkolu, gdzie wszystkie dzieci wytykały go palcami, i pytały swoich rodziców dlaczego ten chłopczyk jest taki gruby i spocony. Pierwszy raz kiedy się masturbował, przeglądając znaleziony w koszu, pomięty numer Twojego Weekendu. Oczywiście przyłapała go matka dla której było to bardziej zawstydzające, niż dla niego. Nie mógł jej spojrzeć potem długo w twarz. Pierwsza szkolna dyskoteka, na której odezwał się do nie odpowiedniej dziewczyny, a krótka lecz treściwa rozmowa z jej chłopakiem, zaowocowała późnej rozbitym nosem i podbitym okiem. Pasmo porażek od początku.

– Oby teraz mi się udało. Żebym tylko nie spieprzył swojej śmierci. Popatrzył w jasne, jesienne niebo nad głową, przeżegnał się i zeskoczył z gałęzi. Pętla zacisnęła się na jego szyi w ułamku sekundy, a waga ciała Janka spowodowała przerwanie rdzenia kręgowego. Umarł po kilku sekundach.

Stał pod dębem obserwując swoje wiszące ciało. Pętla zaciśnięta na szyi uniemożliwiła odpłynięcie krwi z twarzy, co sprawiło że twarz dyndającego trupa, była bordowa.

– A wiec tak to wygląda. Jednak to zrobiłem. Przyglądał się swojemu wiszącemu ciału. Nie potrafił uwierzyć w to co widział. Jego oczy zaszły łzami. Podbiegł do ciała wiszącego na linie i próbował je podnieść i ściągnąć zaciśnięta pętle. Jego ręce przenikały jednak przez zwłoki jakby był przezroczysty. Po kilku nie udanych próbach zmęczony, usiadł pod drzewem. Schował twarz w dłonie i zaczął głośno zawodzić.

– Tera to już za późno na lamenty i płacz – powiedział ktoś nagle.

Janek podniósł głowę i zobaczył mężczyznę stojącego obok jego wiszących zwłok. Od razu rozpoznał w nim Kazika, wioskowego żula, który powiesił się w swojej stodole jakieś sześć lat temu. Ludzie we wsi mówili że to od picia denaturatu mu rozum odebrało.

– Pan Kazimierz? – zapytał nieśmiało Janek. Co pan tutaj robi? Co się ze mną dzieje?

– Żaden ze mnie Pan dzieciaku.

– Przecież pan nie żyje. Co tu się dzieje?

– Dołączył żeś do nas. – odparł mężczyzna – Jesteś tera jednym z nas.

– O czym pan mówi? Do kogo dołączyłem? Jakim jednym z was? Janek poderwał się i stanął przed Kazikiem, próbując go dotknąć. Przez niego jednak też przeniknął niczym przez mgłę.

– Nie żyjesz Janek, tak samo jak jo. Wisisz ło tu, na drzewie. Kazik wskazał palcem zwłoki Janka, dyndające na gałęzi. Sam żeś se to zrobił chłopie. Tera będziesz się tu z nami poniewieroł. Twoja dusza nigdy nie zazno spokoju.

Janek próbował zrozumieć, o czym bredzi stary alkoholik. Stał ze zdziwioną miną i patrzył to na wiszące zwłoki, to na Kazika.

– Chodź ze mną, to cos ci pokorze młody – powiedział menel. Odwrócił się i machnął na Janka ręką. Chodź za mną. Tam ło za las, na stary cmyntorz. Coś ci pokoże.

Janek ruszył za mężczyzną, oglądając się za siebie i spoglądając na wisielca którego zostawili wiszącego na starym drzewie. Szli powoli przez las nie wiele mówiąc. Janek zastanawiał się co tak naprawdę się dzieje, a Kazik mamrotał coś pod nosem i odpalał jednego papierosa od drugiego.

– Co chcesz mi pokazać na cmentarzu?

– Chodź, nie marudź. Zaro się wszystkiego dowiesz. Po kilkunastu minutach wędrówki, mężczyźni wyszli na skraj lasu, a ich oczom ukazał się stary, parafialny cmentarz. Kazik poszedł pierwszy i przeskoczył z gracją nastolatka przez ogrodzenie.

– Dawoj smiało młody. Skokoj – zawołał. Janek przeskoczył z nim.

Na cmentarzu było nie wiele osób. Kilka starszych wdów odwiedzało groby mężów. Para młodych ludzi stała pochylona nad maleńkim grobem dziecka. Popołudniowe, jesienne niebo nadawało temu miejscu jeszcze smutniejsza oprawę. Stare topole, rosnące na cmentarzu, cicho szumiały muskane jesiennym wiatrem.

Mężczyźni przeszli alejką, mijając cmentarną kaplice i skierowali się do najbardziej zaniedbanej i zapomnianej części cmentarza. Tam gdzie grzebano samobójców. W miarę jak zbliżali się do grobów, Janek zaczął dostrzegać więcej postaci krążących wokół pomników. Niektóre z nich, pochylały się nad grobami inne siedziały na pomnikach.

– Kim są ci ludzie? – zapytał Janek?

– To tacy jak my młody. Wisielce, pijoki, alkoholicy i inne męty, które nie podołały życiu. Wszyscy w jakiś sposób zabili siebie. Jedni bezpośrednio, tak jak ty czy jo, a inni powoli zabijali się cale życie, pijąc gorzołe czy inne świństwo. Włóczą się tero tu sami. O większości rodzina i bliscy już zapomnieli. Ta czyńść cmentorza, jest jak wysypisko śmieci młody. Same odpady życia. A teroz i ty żeś tu wylondowoł.

– Ale jak to? Chce pan powiedzieć że te wszystkie osoby to duchy zmarłych?

– Tak synek. Ale tylko te które nigdy nie zaznają spokoju. Zamknij oczy młody to coś ci pokoże.

Janek wykonał polecenie mężczyzny.

– Widzisz tą trumnę w kościele? – zapytał Kazik. To twoja trumna. Ty w niej leżysz.

Chłopak zobaczył kościół parafialny i ludzi zgromadzonych w środku na pogrzebie. Pod ołtarzem na metalowym stojaku stała dębowa trumna z otwartym wiekiem. Nad trumną stała jego matka i ojciec. Płakali.

– Jednak nie byłeś im tak obojętny jak żeś myśloł. Przez twoją głupią decyzję teraz cierpią. Napotrz się dobrze młody bo od dzisioj będziesz przeżywoł tą chwile co dzień. Od początku do końca twój ostatni dzień życia.

Janek podszedł bliżej do trumny i zajrzał do środka. Ujrzał w niej siebie leżącego z zamkniętymi oczami na aksamitnej poduszce. Ręce złożone na klatce piersiowej. Ubrany w czarny garnitur który matka kupiła mu na maturę. Spojrzał na swoich rodziców pogrążonych w ogromnym smutku.

– Ale ja nie chce! – zawołał i się rozpłakał.

– To twojo pokuta. Co dzień będziesz szedł do lasu pod stary dąb. Co dzień mnie tam szpotkosz, zaroz po tym jak zawiśniesz. Dokładnie jak to było dzisiej. Co dzień zaprowadzę cie na cmyntorz i pokoże to co teroz oglądosz. Będziesz cierpioł, oglądając swoich rodziców nad twoja trumną. Tak jak jo, co dzień musze patrzeć jak mojo żona znajduje mnie wiszącego w stodole.

– Nie! Ja nie chcę! Przepraszam! – krzyknął Janek i ocknął się spocony na swoim łóżku. Rozejrzał się dookoła, aby upewnić się gdzie jest. Był w swoim pokoju. Bezpieczny. Zerwał się z łóżka i podbiegł do stojącego pod ścianą biurka. Otwarł dolną szufladę i spojrzał na leżący w środku powróz. Wsunął szufladę z trzaskiem i zszedł na dół do kuchni napić się wody.

W kuchni krzątała się mama która rozpakowywała zakupy.

– Zrobić ci jajecznice synek? – zapytała.

– Nie, dziękuję mamo. Nie mam jakoś apetytu.

– Blado wyglądasz synek. Coś się stało?

– Nie, nic mamo. Źle spałem.

– A wiesz, dziś rano w sklepie spotkałam Matyjasikową.

– Żonę pana Kazimierza? – zapytał chłopak. Po jego plecach , wzdłuż kręgosłupa, spłynęła lodowata kropla potu.

– Tak. Wiesz że to już sześć lat jak się powiesił?…

Koniec

Komentarze

Niestety opowiadanie mi się nie spodobało. Następnym razem proponuję odłożyć tekst po napisaniu na jakiś czas i później przeczytać go kilka razy. Najwyraźniej tego nie zrobiłeś, bo zostało Ci sporo błędów – brakujące ogonki przy polskich znakach, brak przecinków (m. in. przed że), czasem źle zapisane dialogi, słowa bierzemy w cudzysłów w inny sposób (kreseczki najpierw na dole, na końcu na górze).

Najgorsze jest to, że temat wybrałeś oklepany i po prostu trochę nudny. Przynajmniej dla mnie, bo fabuła jest bardzo przewidywalna, zero zaskoczeń.

Klilkudziesięcio kilogramowa nadwaga to już chyba otyłość, a nie nadwaga.

Nie twierdzę, że nie umiesz pisać – musisz się po prostu bardziej przyłożyć i wziąć się za coś bardziej oryginalnego ;)

Na nie wiele się to zdało gdyż jego rówieśnicy kpili z niego na każdym kroku.

 

Nie kończące się wyzwiska i utyskiwania stały się dla niego codziennością.

 

Jak zapisujemy nie z przymiotnikami?

 

Oprócz tego czasem błędnie zapisujesz dialogi, przecinków brakuje cała masa i zauważyłem kilka literówek. Generalnie tekst sprawia wrażenie napisanego na kolanie, a sama fabuła jest raczej wtórna i mało oryginalna.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Dziękuję za poświęcony czas na przeczytanie tekstu. Masz rację Bohdan, tekst zamieściłem na stronie praktycznie zaraz po napisaniu. Zrobiłem to tylko i wyłącznie z ciekawości jakie będą opinie czytelników. Na przyszłość zapamiętam, że tekst powinien swoje ,,leżakować,,.

Dziękuje i pozdrawiam.

Również przeczytałam. Nie czytało się tego źle, wręcz ciekawa jestem, jak wyglądałoby coś ciekawszego i staranniej napisanego twojego autorstwa. W formie obecnej tego nie kupuję.

Pisz tylko rtęcią, to gwarantuje płynność narracji.

Choć poruszony problem nie jest wcale błahy, to bardzo złe wykonanie zamordowało pomysł. Niezwykle liczne błędy i usterki ustawicznie przeszkadzały w lekturze i nie pozwalały skupić się na treści.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka