- Opowiadanie: mathias136 - Tajemnica Północengo Lasu - Rozdział 1 - Spotkanie z Królem Zoranem

Tajemnica Północengo Lasu - Rozdział 1 - Spotkanie z Królem Zoranem

Oceny

Tajemnica Północengo Lasu - Rozdział 1 - Spotkanie z Królem Zoranem

Minęło kilka minut zanim chłopcy odważyli się podnieść głowy. Gdy upewnili się, że w pobliżu nikogo nie ma, zrzucili z siebie liście i podbiegli do ciała swojego stryjka. Moneta, którą został zaatakowany zrobiła dziurę w jego czaszce.

– Co my teraz zrobimy? Co powiemy mamie? – zaczął lamentować Nole, który zawsze był bardziej wrażliwy.

– Uspokój się, nie mogliśmy nic zrobić – zaczął uspokajać go brat – nie wrócimy na razie do domu, widziałeś co zrobił ten człowiek w czerwieni. Musimy kogoś o tym poinformować – to co się tu stało nie było normalne.

– Więc co proponujesz? – zapytał ze łzami w oczach Nole.

– Zabierzemy ciało stryja i pokażemy je komuś w stolicy, najlepiej gdyby król osobiście je zobaczył i wysłał ludzi w pościg za tą grupką.

– Myślę, że to dobry plan, ale jak chcesz dostarczyć naszego stryja tak daleko? Przecież będziemy szli co najmniej trzy godziny, straciliśmy konie.

– Wiem o tym, ale nie mamy wyboru. Nikt nam nie uwierzy, jeśli nie zobaczą go na własne oczy. Będę go niósł na plecach, a jak nie będę miał już siły, to Ty go przejmiesz, a ja trochę odpocznę.

– Jesteśmy na tyle silni, że powinno nam się udać – powiedział Nole, przytakując bratu.

Chłopcy podnieśli ciało Otta, a następnie Peter załadował je sobie na plecy i ruszyli w drogę do stolicy.

 

**********

 

Permosville było największym miastem w kraju, nic więc dziwnego, że postanowiono ustanowić je stolicą, a także siedzibą króla. W jego centrum znajdował się ogromny pałac – siedziba władcy. Zaraz obok niego znajdowały się koszary, bank, a także karczma. Nieco dalej można było natrafić na całe mnóstwo sklepów różnego rodzaju, a także domków w których zamieszkiwali mieszkańcy tego miasta. Było ono otoczone wysokim, kamiennym murem, który miał spełniać funkcję obronną. Dwa budynki były wyraźnie oddalone od innych – więzienie, oraz gildia magów. Wszyscy mieszkańcy wiedzieli, że nie warto spacerować w ich pobliżu. Magowie stanowili grupę, która niechętnie rozmawiała z innymi, trzymali się na uboczu i nie wtrącali się w sprawy miasta.

Kapitanem straży był Burns – zadbany blondyn z kilkudniowym zarostem. Miał niebieskie oczy, włosy sięgające połowy pleców, oraz uśmiech, który nie schodził z jego twarzy. Był umięśniony i świetnie wyszkolony w walce – potrafił posługiwać się mieczem, kuszą, nożami, a nawet włócznią. Wsławił się w wielu walkach, a w jednej z nich uratował samego króla. Ten z wdzięczności dał mu funkcję, którą Burns pełnił już prawie pięć lat.

Członkowie straży nosili białe zbroje z symbolem miasta – harfą. Do zbroi mieli przyczepione czerwone płaszcze, które jednak nie były obowiązkowe, gdyż mogły przeszkadzać podczas walki. Ich głównym zadaniem było pilnowanie wejścia do miasta, patrolowanie ulic, oraz obserwacja okolic z muru.

Burns uwielbiał swoją pracę i chętnie osobiście patrolował ulice. Dzisiejszy dzień był bardzo spokojny, przechadzając się po ulicach miasta został zagadany przez kilku mieszkańców. Był bardzo lubianym człowiekiem, więc często jakiś mieszkaniec z nim rozmawiał. Gdy dochodził do bramy coś zakłóciło jego spokój – zauważył jak strażnicy kłócą się z dwoma rudymi chłopakami. Postanowił sprawdzić z jakiego powodu jego ludzie są tak zdenerwowani.

– Co się dzieje, dlaczego tak głośno krzyczycie? – zwrócił się do swoich ludzi.

– Ci dwaj chcą widzieć się z królem, twierdzą, że jakiś czarownik zabił ich stryja – odezwał się jeden z nich i kiwnął głową w stronę Otta, którego ciało leżało teraz na ziemi.

Burns nie zauważył wcześniej ciała, ale teraz od razu do niego podszedł, a gdy zobaczył zagadkową ranę na jego czole, zwrócił się do chłopców:

– Co mu się stało? Dlaczego ma w głowie dziurę? – zapytał spokojnym tonem.

– Byliśmy na Wzgórzu Czerwonych Drzew, nagle zjawili się jacyś dziwni ludzie. Jeden z nich miał na sobie czerwony płaszcz, jesteśmy pewni, że był czarownikiem. Wziął w dłoń złotą monetę i powiedział coś w nieznanym języku. Moneta uniosła się w powietrze, a potem…. – głos Nole`a się załamał, widać było, że nie jest w stanie dokończyć.

– A potem przebiła drzewo za którym stał nasz stryj i go zabiła – dokończył Peter.

Burns uważnie im się przyglądał. Nie wyglądali na kłamców, ale ich historia była dość nieprawdopodobna. Mimo wszystko postanowił dać im szansę na spotkanie z królem.

– No dobra, chodźcie za mną, a wy dwaj zabierzcie ciało ich stryja – zwrócił się do swoich ludzi. Prowadził ich w stronę pałacu nie odzywając się prawie wcale – nie był pewien co powinien powiedzieć królowi. Nie każdego chciał przyjąć osobiście, a historia tych dwóch na pewno nie zachęci go do spotkania z nimi.

– Tak w ogóle to jestem Burns, kapitan straży miejskiej – zwrócił się do bliźniaków wyciągając dłoń w ich stronę.

– Peter, miło mi – odpowiedział odważniejszy z braci i uścisnął dłoń swojego rozmówcy – mój brat ma na imię Nole. Przywitaj się – powiedział w stronę brata, który też uścisnął dłoń Burnsa.

– Król nie każdego przyjmuję na audiencję, pójdę z nim porozmawiać a wy na mnie zaczekacie, dobrze? – zapytał kapitan straży.

– Niech będzie, ale mały mało czasu, trzeba natychmiast kogoś wysłać w pościg – stwierdził Peter.

– Jeśli nasz władca wyrazi taką wolę, to na pewno ruszymy za nimi w pościg – odpowiedział Burns, trochę zdziwiony tonem chłopaka.

Po paru minutach dotarli do pałacu, chłopcy zostali zaprowadzeni do sali, w której czekał na nich ciepły posiłek, oraz wygodne łóżka, żeby mogli trochę odpocząć po ciężkim dniu. Tymczasem Burns, oraz jego ludzie, którzy nieśli ze sobą ciało Otta, udali się do króla Zorana. Był on człowiekiem przy kości, ciągłe ucztowanie i siedzenie na tronie zrobiły swoje. Był brunetem o krótkich włosach, miał również długą brodę, która dodawała mu kilka lat.

– Panie – zaczął dowódca straży kłaniając się nisko – chciałbym z Tobą porozmawiać.

– Wiesz, że jesteś moim przyjacielem i nie musisz mnie prosić o chwilę rozmowy – powiedział z uśmiechem Zoran. Po chwili zobaczył ciało, które przyniósł ze sobą jego przyjaciel i ogarnął go niepokój.

– Co się stało temu biedakowi? Czy to o nim chcesz porozmawiać? – dopytywał się król.

– Chcę Cię prosić, abyś porozmawiał z dwoma chłopcami, którzy przynieśli do nas ciało swojego stryja. Twierdzą, że zostali zaatakowani przez czarownika w czerwonym płaszczu.

– Słucham? – zaniepokoił się Zoran – Jedyni czarownicy, którzy nosili taki strój już dawno nie żyją, to jest niemożliwe.

– Też tak pomyślałem, ale nie sądzę, żeby to sobie wymyślili, to może być jakaś grubsza sprawa – stwierdził Burns.

– No dobrze, przyprowadź ich tutaj – rozkazał Zoran.

Bliźniacy opowiedzieli królowi całą historię. Wspomnieli, że ich stryj usłyszał w karczmie od dwóch dziwnych mężczyzn o monetach, które można było znaleźć w dużych ilościach na Wzgórzu Czerwonych Drzew. Wspomnieli o ich wyprawie, dziwnych zjawiskach, które tam zastali i przede wszystkim o tajemniczym czarowniku, który okazał się być mordercą. Zoran wysłuchał całej historii i postanowił, że nie zostawi tej sprawy bez wyjaśnienia.

– Współczuję wam z powodu straty, z pewnością, nie jest wam łatwo – zaczął – oczywiście, postaram się wyjaśnić tą sprawę. Ciało waszego stryja zostanie przetransportowane do Gildii Magów, gdzie specjaliści ocenią od jakiego zaklęcia zginął. Poza tym wyślę ludzi do karczmy, niech popytają o tych dwóch jegomościów od których dowiedzieliście się o monetach. Możecie zostać w pałacu – zostaną przygotowane dla was pokoje.

– Dziękujemy Panie, ale wolelibyśmy udać się z rycerzami do karczmy. Bardzo kochaliśmy stryja i chcemy, żeby sprawców jego zabójstwa spotkała odpowiednia kara.

– Nie widzę żadnych przeciwwskazań, żebyście nie mogli iść z moimi ludźmi – odezwał się Burns – ochronią was i będziecie z nimi bezpieczni. Oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko, Królu – zapytał Zorana kłaniając mu się.

– Oczywiście, że nie. Widzę, że chłopcy są bardzo odważni i chcą aby sprawiedliwości stało się za dość, ja na ich miejscu też nie mógł bym siedzieć spokojnie – odpowiedział Zoran.

Tak więc, Peter i Nole w towarzystwie trójki rycerzy udali się w stronę karczmy. Nie wiedzieli czy uda im się znaleźć tą dwójkę tajemniczych mężczyzn, ale jedno wiedzieli na pewno – nie spoczną dopóki człowiek w czerwonym płaszczu nie zginie.

 

**********

 

Siedział na swoim tronie w ciemnej komnacie, słońce nie dochodziło tutaj o żadnej porze dnia. Jego siedziba nie bez powodu nosiła miano Mrocznego Zamku. Twarz jak i resztę ciała miał skryte pod czarną szatą. Palce miał skrzyżowane i było widać, że na coś czeka. Nagle usłyszał z oddali kroki i po chwili do komnaty weszli dwaj rycerze w czarnych zbrojach, oraz czarownik w szkarłatnej szacie.

– Mistrzu, jak wspaniale jest znów Cię widzieć – odezwał się jeden z rycerz – zebraliśmy mnóstwo monet dla Ciebie.

– Durnie, naprawdę macie czelność cieszyć się z tego co osiągnęliście? – odezwał się człowiek, który siedział na tronie. Mówił powoli i bardzo cicho, prawie szeptem. Gdy przemówił, cała trójka spojrzała na niego ze strachem.

Mistrz wyciągnął prawą dłoń w ich kierunku i zacisnął palce mówiąc „Exilis veroles”. Twarze rycerzy zrobiły się sine, a oni zaczęli się dusić, próbowali się jakoś ratować łapiąc oddech, ale nie mogli nic poradzić. Po paru sekundach ich martwe ciała padły na posadzkę, a człowiek w czerni schował dłoń.

– Zawiedliście mnie, nikt nie miał prawa dowiedzieć się o tym co planuję – zaczął – masz coś na swoje usprawiedliwienie Anakinie?

– Panie, podglądał nas jakiś wieśniak, ale się nim zająłem, zabiłem go, jestem pewien – zaczął tłumaczyć się czarownik.

– Owszem, zabiłeś go – odpowiedział mu Mistrz – ale nie zabiłeś jego siostrzeńców.

– Nie było tam nikogo więcej, wyczułbym ich moc – próbował wytłumaczyć się Anakin.

– Nie wyczułeś ich, bo przykryli się liśćmi – kontynuował spokojnym tonem – powinieneś wziąć pod uwagę taką możliwość i sprawdzić czy ten stary głupiec był sam. Twoi ludzie musieli zginąć, żebyś dowiedział się, że nie znoszę niekompetencji.

– Panie, nie sądziłem, że te liście mają moc ukrywania energii – bronił się zaskoczony czarownik.

– To liście z magicznych drzew, jak myślisz dlaczego pojawiają się pod nimi monety? Zaklęcie, które ci przekazałem miało za zadanie tylko pobudzić drzewo do odkrycia tych monet. Tłumaczyłem Ci już, że pod tymi drzewami można znaleźć wiele ton złota – niestety nie można go podnieść, bo chroni je starożytne zaklęcie. Dotykając drzewa i wypowiadając słowa „Tormani Elis Dolir” pozbawiasz je magicznej mocy i dlatego monety stają się widoczne.

– Błagam Cię o wybaczenie, Panie, drugi raz nie popełnię takiego błędu – Anakin był naprawdę przestraszony, obawiał się o swoje życie.

– Oczywiście, że nie popełnisz już żadnego błędu, bo jeśli tak się stanie to osobiście cię zabiję – odpowiedział bez emocji jego mistrz – idź już, mam wiele spraw do przemyślenia – rozkazał, a Anakin wybiegł z komnaty szczęśliwy, że udało mu się zachować życie.

Koniec

Komentarze

“zamieszkiwali mieszkańcy tego miasta. Było ono otoczone wysokim, kamiennym murem, który miał spełniać funkcję obronną. Dwa budynki były wyraźnie oddalone od innych – więzienie, oraz gildia magów. “ – zamieszkiwanie mieszkańców, nie najlepiej brzmi, prawda? Przed “oraz” bez przecinka.

“Ich głównym zadaniem było pilnowanie wejścia do miasta, patrolowanie ulic, oraz obserwacja okolic z muru.” – zmieniłbym na okolicy. 

wyjaśnić sprawę. – tę 

Życzę Ci autorze, by kolejna część była o wiele lepsza niż ta. 

 

Chwytając się kurczowo, toną w rozmokłym brzegu. Wiatr przebiega brunatną ziemię. - T. S. Eliot

Przyznam Ci się, że nie zachęciłeś mnie do dalszej lektury. Zacząłeś tak, że miałam wrażenie, że to środek tekstu, nie początek. I wcale nie twierdzę, że nie należy zaczynać od jakiejś scenki, która dopiero potem się wyjaśnia. Wręcz przeciwnie – taki zabieg jest fajny i często się sprawdza, bo wprowadza czytelnika w akcję, zaciekawia od samego początku. To jest zazwyczaj bardziej “chwytliwy” początek niż metodyczne, klasyczne wprowadzenie, np. poprzez wyjaśnienie realiów.

Tak więc koncept na początek jest całkiem niezły, tylko że wykonanie go położyło. Bo moneta robiąca dziurę w głowie nie intryguje, tylko śmieszy. I co z tego, że potem wyjaśniasz? Wrażenie pozostało.

Dialogi jakieś takie współczesne. I nie chodzi mi o brak stylizacji, bo nie uważam jej za niezbędny element opisywania pseudośredniowiecznego świata, tylko sam sposób, w jaki oni rozmawiają. Wszyscy jak uprzejmi kumple, łącznie z królem.

I uważałabym na takie imiona jak Anakin. Bo ja pod koniec czekałam na Yodę i R2D2.

Uważaj na powtórzenia.

Popracuj nad warsztatem, poczytaj, jak inni wprowadzają postacie, jak równoważą proporcje między opisem a dialogami. 

Czy ten tekst masz ukończony? Czy spisujesz na bieżąco? Może zacznij od czegoś krótszego, nawet pojedynczych scenek. 

Ten tytuł mi się kojarzył z czymś co już tutaj czytałem – to źle. 

Jeszcze gorzej  – że kojarzył mi się, bo czytałem prolog do tego rozdziału kilka dni temu, a teraz nawet już tego nie pamiętałem. Tak samo jak nie pamiętam o czym był. Dopiero motyw z monetą coś mi tam w głowie podpowiedział.  A to nie za dobrze świadczy o książce.

 

Przyznam szczerze, prolog wtedy mnie nie zachwycił, a teraz wydaje mi się być jeszcze gorzej niż wcześniej.

 

Napisane w taki … prosty sposób nie pozbawiony błędów nowicjusza.  

Ten cały Burns…niby strażnik, a nie zauważył od razu ciała?

Dla mnie słabe, lepiej się postaraj przy następnym rozdziale. Wstaw na betaliste, niech Ci ludzie popoprawiają błędy.

Nie zachwyciło mnie.  

 

a własnie Anakin… lepiej nie używać imion znanych w kulturze…nie dość, że się jednoznacznie kojarzą to jest to po prostu słabe. Ok, Anakin brzmi fajnie, ale chyba stać Cię by wymyśleć samemu coś równie fajnego. 

A, no widzisz. Dopiero Idaho mi uświadomił, że był jakiś prolog. Zajrzę do niego w wolnej chwili.

Takie o tyle o ile.  Fabuła mnie nie wciągnęła. Trochę błędów o których mówili już poprzednicy. W tytule jest literówka ( “Północengo” zamiast “Północnego”).

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nowa Fantastyka