- Opowiadanie: mathias136 - Tajemnica Północnego Lasu - Prolog

Tajemnica Północnego Lasu - Prolog

Oceny

Tajemnica Północnego Lasu - Prolog

Niebo było zachmurzone, a lekkie powiewy wiatru sprawiały, że jeźdźcy byli pewni iż niedługo spadnie deszcz. Cała trójka była zgodna, że lepiej będzie wrócić do zamku zanim zaskoczy ich ulewa. Niestety Otto, który przewodził wyprawie uparł się, że nie wrócą dopóki nie znajdą tego po co przybyli. Jego towarzysze byli prawie pewni, że ta wyprawa nie ma sensu. W końcu dotarli na Wzgórze Czerwonych Drzew dobrą godzinę temu i jak dotąd nic nie znaleźli. A wszystko przez plotki, które Otto usłyszał w karczmie.

Otto był człowiekiem dość sędziwym. Miał krótkie czarne włosy, które były już gdzieniegdzie siwe. Jego czarne oczy zawsze spoglądały gdzieś w dal. Był szanowanym człowiekiem, a z jego zdaniem liczył się każdy. Kiedy w ostatni piątek spotkał się z przyjaciółmi w pobliskiej karczmie usłyszał jak dwóch podejrzanych typów rozmawia ze sobą na temat złotych monet, które podobno unosiły się nad ziemią. To właśnie z ich powodu Otto postanowił wybrać się w to miejsce. Towarzyszyli mu Nole i Peter – jego siostrzeńcy. Byli bliźniakami – obaj mieli rude włosy i zielone oczy, a także mnóstwo piegów na policzkach. Potrafili posługiwać się mieczami i to przesądziło o tym, że ich stryj postanowił zabrać ich ze sobą. Cała trójka była ubrana w zbroje, a przy boku zwisały im naostrzone miecze.

– Stryju, powinniśmy wracać, gdyby były tu jakieś monety to dawno byśmy je znaleźli – odezwał się Peter.

– Daj mi jeszcze chwilę, czuję w swoich starych kościach, że to będzie nasz szczęśliwy dzień – odpowiedział starszy człowiek. Nie powiedział im o tym, że monety lewitowały nad ziemią. Uznał, że taka informacja mogłaby ich przestraszyć, a nie chciał przyjeżdżać tutaj sam.

Peter i jego brat trzymali się z tyłu, szeptali do siebie, że mogli zostać w domu z matką. Przynajmniej siedzieli by teraz przy kominku i nie burczałoby im w brzuchach. Kochali stryja i chętnie z nim jeździli do pobliskich miast, ale ta przygoda coraz bardziej ich nużyła.

 Nagle poczuli jakby wiatr zrobił się dużo silniejszy, ale nie to było najdziwniejsze – wiatr wiał z góry na dół, wpychając ich w ziemię. Nie było to normalne i dlatego od razu zeskoczyli z koni i pobiegli w stronę drzew, żeby się pod nimi schować. Ich konie spłoszyły się i pobiegły w nieznanym kierunku.

 – No nie, tylko nie to – zaczął jęczeć Nole, ale stryj położył mu rękę na ramieniu i pokazał, że ma być cicho. Coś się do nich zbliżało – usłyszeli jeźdźców, którzy pędzili z przeciwnej strony.

– Lepiej się schowajcie, nie wiadomo kto to – polecił im Otto. Chłopcy położyli się na ziemi i przykryli liśćmi, natomiast ich stryj schował się za drzewem. Dłoń trzymał na rękojeści miecza, jakby obawiał się, że będzie musiał walczyć.

Nadjechali z niesamowitą szybkością – było ich trzech. Dwóch miało na sobie czarne zbroje z namalowaną na piersiach chimerą, natomiast trzeci owinięty był w czerwony płaszcz, który zakrywał jego twarz. Był bardzo wysoki, chociaż jego towarzysze również nie ustępowali mu wzrostem. Tajemniczy jegomość zszedł z konia i podszedł do jednego z drzew kładąc na nim rękę.

Tormani elis dolir – powiedział w jakimś nieznanym języku i wtedy stało się coś dziwnego. Wszystkie liście, które leżały w pobliżu tego drzewa podniosły się i zaczęły lewitować kilka centymetrów nad ziemią. Następnie w miejscu, które zakrywały zaczęły pojawiać się monety.

– A więc to prawda – wyszeptał Otto do swoich siostrzeńców.

Rycerze, którzy jak dotąd siedzieli na koniach, zeszli z nich i zaczęli zbierać monety do worków. Tymczasem człowiek, który sprawił, że te magiczne rzeczy się wydarzyły odwrócił głowę w kierunku drzewa za którym chował się Otto. Gdy jego towarzysze nazbierali już całe worki, wrócili na konie wyraźnie uradowani.

– Mistrz będzie zadowolony, jeszcze kilka takich wypraw i jego plan zostanie zrealizowany – powiedział do kolegi.

– Daj mi monetę – rozkazał mu człowiek w płaszczu i wyciągnął dłoń. Jego głos był zimny i pozbawiony jakichkolwiek uczuć, pochodził jakby spod ziemi. Jeden z rycerzy położył mu na dłoni monetę wyraźnie zdziwiony tym rozkazem.

– Nasz Mistrz z pewnością wolałby uniknąć ujawnienia tego co się tutaj dzieje, nie uważacie? W końcu nie po to się przygotowywał tyle czasu – jego towarzysze spojrzeli na siebie z wyrazem twarzy, który jasno wskazywał, że nie wiedzą o czym on do nich mówi.

– Ludzie, którzy nie mają odwagi pokazać się, tylko obserwują innych z ukrycia nie są warci stąpania po tej ziemi. Finitis alveris – wyszeptał, a moneta uniosła się w powietrze i zaczęła kręcić się wokół własnej osi, tak szybko, że było słychać jak świszczy. Następnie mężczyzna wskazał palcem na drzewo, gdzie ukrywał się Otto, a moneta poleciała w tamtym kierunku tak szybko, że nie można było jej dostrzec gołym okiem. Przebiła się przez drzewo, a potem przez głowę biednego staruszka. Zatoczyła krąg wokół drzewa i wróciła do czarownika, który złapał ją w locie i oddał rycerzowi.

– Teraz możemy jechać – powiedział i wsiadł na konia, po czym cała trójka odjechała.

Koniec

Komentarze

Hmmm…

To prolog, i fabularnie wszystko jak należy, nakreślasz coś intrygującego i pozostawiasz czytelnika z pytaniami.

 

Co do wykonania. Już od początku od tekstu bije zapach… raczkującego pisarza. Niby pozornie wszystko gra, niby nie jest źle, a jednak natychmiast czuje się brak profesjonalnego szlifu.

Pisz, jak najwięcej i… szlifuj swą prozę.

 

Pozdrawiam!

A teraz idę pod moją jabłonkę. Leży tam już parę liści. Wypróbuję to “Tormani elis dolir”

;-)

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Powiem jedno, autorze – życzę Ci napisania lepszego tekstu, bo to… bo to… jest bardzo słabe. Prócz powtórzeń, które rzucają się niesamowicie oraz pogubionych przecinków, jest też nieścisłość – być może powinna w tym miejscu stać liczba mnoga, aczkolwiek dopatrzyłem się znudzonym okiem jednej – skoro czarownik, mag – jak zwał, tak zwał – domniemywał, że jego mistrz nie byłby zadowolony z ujawnienia sekretu złotych monet, czemu więc ściął tylko biednego Otta, a jego siostrzeńców zostawił? … bo domniemywam tak z narracji. 

Chwytając się kurczowo, toną w rozmokłym brzegu. Wiatr przebiega brunatną ziemię. - T. S. Eliot

Nie mogę Wam teraz ujawnić, dlaczego czarodziej oszczędził siostrzenców Otta, będzie miało to swoje uzasadnienie fabularne – wyjaśnię to w kolejnej części :)

Nazgulu, zauważyłam, że ostatnio ganiamy się po opowiadaniach – albo Ty pierwszy, albo ja. Ale dobrze, bo w wielu wypadkach zgadzam się z Twoim zdaniem. Tutaj również.

Ten raczkujący pisarz to właściwe określenie. Przeraża ilość “byli” odmienianych na różne sposoby.

A teraz wzięłam sobie na tapetę jedno zdanie:

Coś się do nich zbliżało – usłyszeli jeźdźców, którzy pędzili z przeciwnej strony.

Coś – czyli nie wiadomo co.

Usłyszeli jeźdźców – czyli już wiadomo co

pędzili z przeciwnej strony – a ta strona to przeciwna do czego lub kogo była?

 

Mam taką radę – nie pisz zdań, żeby tylko je napisać – zastanawiaj się, co chcesz przekazać w treści.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

No czekam z zapartym tchem na rozwój wydarzeń. 

Chwytając się kurczowo, toną w rozmokłym brzegu. Wiatr przebiega brunatną ziemię. - T. S. Eliot

Bo to prolog jest;-)

Ktoś musiał przeżyć, by było o kim pisać w rozdziałach.

Tamci przykryli się liśćmi i ni chu chu ich widać nie było.

Gra o tron zaczyna się podobnie. Ten co wspiął się na drzewo przeżył, a ci na ziemi zgineli.

 

EDIT:

@bemik coś w tym jest. Ostatnio komentujemy co popadnie;-) zobaczymy, kto dłużej tak pociągnie;-)

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Dobra, tylko ten niby mag, zakładam, że tylko dzięki swym zdolnościom zorientował się o Ottonie schowanym za drzewo, bo jego towarzysze nie go dostrzegli. Jeśli wykrył więc swą mocą stryjka, to czemu nie jego siostrzeńców, którzy zagrzebali się w liściach. W zwykłych liściach. To jak głęboko się niby zakopali, że ich nie sposób było magicznie wykryć? Albo co też różniło ich od stryjka – mówię w sensie, jaka nadzwyczajna moc – iż byli niewykrywalni? Chciałby się tego dowiedzieć. 

Chwytając się kurczowo, toną w rozmokłym brzegu. Wiatr przebiega brunatną ziemię. - T. S. Eliot

Nie wiem ;-)

Możemy tylko z wytęsknieniem oczekiwać kolejnych rozdziałów w nadzieji, że autor odkryje ten nurtujący nas wszystkich sekret.

Choć wydaje mi się, że liście są tu kluczowe.

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

“Cała trójka była zgodna, że lepiej będzie wrócić do zamku zanim zaskoczy ich ulewa. Niestety Otto, który przewodził wyprawie uparł się, że nie wrócą dopóki nie znajdą tego po co przybyli. Jego towarzysze byli prawie pewni, że ta wyprawa nie ma sensu. W końcu dotarli na Wzgórze Czerwonych Drzew dobrą godzinę temu i jak dotąd nic nie znaleźli.” – Sam nie wiem cy byli w końcu zgodni czy też nie. 

 

Takie o, w sumie zobaczymy co będzie dalej.  Ale fakt, widać że opowiadanie jest początkującego. 

Towarzyszyli mu Nole i Peter – jego siostrzeńcy“.

– Stryju, powinniśmy wracać, gdyby były tu jakieś monety to dawno byśmy je znaleźli – odezwał się Peter”.

Jeśli Nole i Peter są siostrzeńcami Otta, to Otto na pewno nie jest ich stryjem. ;)

Nowa Fantastyka