- Opowiadanie: Kaltinor - Pieśń Śmierci, część 2. Epilog

Pieśń Śmierci, część 2. Epilog

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pieśń Śmierci, część 2. Epilog

OSTATNIA ROZMOWA Z KATEM

– Dotykasz, lecz nie czujesz bólu.– rozległ się męski głos gdzieś blisko ciebie.

Powoli odsunęłaś dłonie od zmęczonych, załzawionych oczu. Pan X siedział w wielkim, skórzanym fotelu i palił cygaro trzymając go w lewej dłoni.

Rozejrzałaś się wokół siebie i ujrzałaś zwyczajną uliczkę w dużym mieście, którą z każdej strony otaczały bloki mieszkalne.

Spojrzałaś ponownie na swojego psychiatrę. Odziany w strój, którego nie powstydziłby się sam David Copperfield, z cylindrem na głowie i z cygarem między zębami, przy swoim nieco błazeńskim wyglądzie robił wrażenie. W prawej dłoni trzymał kilkucentymetrowy, idealnie prosty patyk. Mogła to być antena od telewizora lub…

– Różdżka.– wyjaśnił beztroskim głosem Pan X, odgadując twoje myśli.

Zamknęłaś oczy i ryknęłaś śmiechem szaleńca. Kiedy przestałaś się śmiać i otworzyłaś oczy ujrzałaś przed sobą Doktora X, który w przeciągu kilku sekund zdołał zmienić ubranie. Tym razem odziany był w długi, sięgający ziemi szlafrok, który zasłaniał mu całe ciało, a głowę zasłaniał mu ogromny, czarny cylinder – jedyna rzecz, która pozostała z poprzedniego stroju.

Znajdowaliście się na małej uliczce. Otaczały was szare, dziesięciopiętrowe bloki. Przez chmury przenikało słońce. Ludzie mijali was, nie zwracając zupełnie uwagi na obecność śmiesznie ubranego mężczyzny i siedzącej na zakurzonej ulicy dziewczyny w łachmanach z dwoma połamanymi kończynami. W pewnym momencie na ulicę na której przebywali wjechał czerwony ford. Kierowca nie zwracając na was uwagi przejechał po waszych ciałach. Ze zdumieniem spostrzegłaś że jesteście niematerialni.

– Oczywiście. Przecież to sen, nieprawdaż?– rzucił Pan X, po raz kolejny odgadując twoje myśli. Podciągnął rękaw i na chudej, owłosionej ręce dostrzegłaś wielki, złoty zegarek. Nie, to był zegar. Takie coś wiesza się zwykle na kuchennej ścianie. On jednak miał go na ręce. Zegar zwiększał się i zmniejszał. Pozłacane wskazówki pędziły jak opętane, to w jedną to w drugą stronę. Wyglądem i wielkością dorównywał temu, który wisiał obok lustra w przedpokoju w twoim domu w czasach, gdy jeszcze miałaś dom.

– Dotykasz i nie czujesz bólu. – zanucił pod nosem. – Wąchasz, a zapachu nie ma. Patrzysz, a dostrzec nic nie możesz. Słuchasz i nic nie słyszysz… – przestał śpiewać i spojrzał na ciebie z powagą – Nie mam zbyt dużo czasu – rzekł i uśmiechnął się, jakby próbował się usprawiedliwić.– No wiesz, pacjenci czekają…

Popatrzył na ciebie niepewnie, sądząc zapewne, że coś powiesz, ale ty milczałaś. Cholera, nawet nie byłaś pewna czy możesz wykrztusić z siebie choćby słowo!

– Byłaś bardzo dzielna – pochwalił cię Pan X, podchodząc niepewnie coraz bliżej – Bardzo dzielna. Najdzielniejsza. – popatrzył z niepokojem na swój niezwykły zegar i westchnął ciężko – I dzięki swej dzielności dostaniesz nagrodę. Będziesz miała wybór.

Spojrzałaś na niego, marszcząc brwi. Nie potrafiłaś zrozumiałaś co ten człowiek ma na myśli. Wciąż byłaś trochę oszołomiona po tym co cię dziś spotkało.

– Moje metody od zawsze były inne niż u pozostałych psychiatrów. Ja lubię się bawić z pacjentami, ale wiem też jak należy do nich podejść. Podejście do pacjenta jest najważniejsze. Jeśli boisz się pająków, zamieszkaj na strychu i pozwól, aby te szkaradne bestie łaziły ci po ciele. Jeśli nienawidzisz życia, zacznij czerpać z niego jak najwięcej. Jeśli…

– A co jeśli wszędzie widzę śmierć?– usłyszałaś swój zachrypnięty głos.

Pan X uniósł brew ze zdziwienia. Czyż to nie jest jasne?

– Zabijaj, moje słońce!- odparł – Zabijaj! I czerp z tego jak najwięcej przyjemności. W kilka tygodni przestaniesz bać się oglądania trupich twarzy. Nieboszczyk leży w twojej wannie, sypiasz z pięcioma zamordowanymi przez ciebie ludźmi…– jego twarz znalazła się niezwykle blisko twojej.– „Jak zaśniesz sięgnij do kapelusza”, pamiętasz? Miałem ci podrzucić pistolet, albo kilka granatów, ale…– pogładził palcem ostrze miecza.– miecz okazał się idealny. Wyobraź sobie jaka walka się we mnie toczyła. To pamiątka rodzinna. Naprawdę trudno mi było podjąć ryzyko, pożyczając pacjentce ten miecz. A jeśliby ostrze pękło, albo…

Gwałtownie wstał i przez chwilę wpatrywał się zafascynowany na miecz.

W tej samej chwili czerwony ford znów znalazł się na waszej ulicy. I tym razem przemknął przez nią z niesamowitą prędkością przejeżdżając przez wasze niematerialne ciała i nawet o tym nie wiedząc. Na końcu ulicy kierowca niewyhamował i uderzył w żółtego fiata. Huk był straszliwy, a jeszcze straszliwsze było to, że obaj kierowcy zginęli. Jeden niewinny i drugi niezupełnie bez winy.

– Śmierć jeździ szybko. Ale zadawanie jej jest naprawdę wspaniałą sprawą. Zmysły to niedobra rzecz, czasami dobrze ich nie posiadać – mruknął Pan X do siebie, po czym odwrócił wzrok od miecza i spojrzał na ciebie zimnymi, błękitnymi oczami – Masz wybór. Jako że już nie chcę cię dłużej męczyć możesz wziąć mnie za rękę. Pójdziemy do domu, wypijemy kawę i pogawędzimy. Potem usunę ci pamięć – te wszystkie straszne wspomnienia – i wypiszę cię ze Schronu.

– Jaka będę, gdy opuszczę twoją klinikę? – zapytałaś od razu.

– Będziesz zdrowa. Przestaniesz bać się oglądać umarłych, a wręcz zacznie ci to sprawiać przyjemność. Mi również to sprawi przyjemność. – spojrzał ku niebu i uśmiechnął się do Boga – Będę wiedział, że stworzyłem pozbawioną uczuć maszynkę do zabijania. Nie bój się, wyrzuty sumienia też potrafię zabić. Usunę ci pamięć i będziesz moim narzędziem w świecie zewnętrznym.

– Jesteś chorym człowiekiem! – krzyknęłaś oburzona – Nigdy! Słyszysz? Nigdy!

Pan X wyglądał na rozczarowanego:

– To świat jest chory, kochanie. A co do mojej pierwszej propozycji, większość się zgadza. Druga opcja jest gorsza.

– Czy z każdym pacjentem tak robisz, ty cholerny skurwielu?! Czy każdy ma usuwaną pamięć i staje się twoim cholernym „narzędziem w świecie zewnętrznym”?

– Każdy kto się nadaje.

– A Jean i Madeleine? Co z nimi zrobiłeś?

– Byli bezużyteczni. Skasowałem im pamięć i wypuściłem na zatrute powietrze.

– Zatrute powietrze?

Wyglądał na zniecierpliwionego:

– Och, mówię o tym co wy, ludzie nazywacie wolnością. Wziąłem pieniądze od tych francuzików, skasowałem pamięć i wypuściłem.

– Może mnie też wypuścisz na wolność?

– Nie! – wrzasnął – Ty jesteś zbyt cenna!

– Miło mi to słyszeć – rzuciłaś z pogardą.

– Masz jeszcze jakieś pytania?

– Tak. Karły…

– Są wytworem mojej wyobraźni i świetnymi służącymi.

– Chciałeś powiedzieć niewolnikami. Dlaczego nie mówią?

– Rozczarowujesz mnie, Sandro. Powinnaś sama do tego dojść. Nie mówią, bo uciąłem im języki, aby nie rozmawiały z pacjentami. Kiedyś miałem przez jednego problemy…

– Co z nim zrobiłeś?

– Masz jeszcze jakieś pytania? – warknął – Po co ci to wiedzieć?

Nie odpowiedziałaś. Byłaś w szoku. Właśnie rozmawiałaś z kimś kto posiadał nadprzyrodzone zdolności i był bardziej szalony i okrutny od wszystkich tyranów, jakie znał historia.

– Wampiry na cmentarzu. Czy to była tylko iluzja?

– Żyły kiedyś naprawdę i naprawdę historia o nich zapomniała. Cmentarz dla nich to moje dzieło.

– Dlaczego mówisz o nich z takim szacunkiem? To potwory…

– O tych „potworach” świat zapomniał, Sandro. Czyż może być coś gorszego od zapomnienia? Ja ich uratowałem.

– Będziesz niepokonany! – zauważyłaś z przerażeniem - Nikt cię nie powstrzyma!

– Tak. Uzdrowię świat.

– W podobny sposób jak uzdrawiasz swych pacjentów?

Nie odpowiedział.

Westchnęłaś i zadałaś długo wyczekiwane pytanie:

– A druga opcja?

Spojrzał na ostrze miecza, a jego twarz przeciął straszny grymas. Zrozumiałaś wszystko w jednej chwili. Bał się że wybierzesz drugą opcję.

– Trzeba dbać o opinię. Zwrócę ci zmysły i będę patrzył jak zwijasz się z bólu. Lubię patrzyć jak ludzie cierpią. Karmię się tym. Masz połamane kończyny, a ja cię lubię. Niewielu pacjentów usłyszało, że ich lubię. Kiedy kogoś lubię, sugeruję opcję numer jeden. A jeśli pacjent odmawia dokonania wyboru, to ja wybieram za pacjenta.

– I co wtedy się dzieje? – przeraziła cię obojętność, którą usłyszałaś we własnym głosie.

– Brak wyboru oznacza opcję numer dwa.

– A co się stanie, jeśli mając wybór powiem, abyś zwrócił mi ostatni zmysł i nasycisz się odpowiednio moim bólem? Co wtedy robisz? Odejdziesz?

– Nie, zabiję cię. Umrzesz w okrutnych męczarniach. Lubię cię i sugeruję opcję numer jeden. Po co cierpieć? Czyż nie lepiej czerpać przyjemność z cierpienia innych?

 

PIEŚŃ ŚMIERCI

 

Tyle dni i nocy cierpienia…Ja lubię bawić się z pacjentami. Lubię patrzyć jak ludzie cierpią. Karmię się tym.Jeden, pieprzony świr o cholernych magicznych zdolnościach.

Przez całą noc przywykłaś do cierpienia. Można nawet rzec, że je polubiłaś. Nie mogłaś dać mu tej satysfakcji, poczucia tryumfu. Wtedy on by wygrał. Nie po to podjęłaś grę, by odejść pokonana. Nie wybrałaś żadnej z opcji, co automatycznie oznaczało opcję numer dwa. Ból, którego jeszcze nigdy nie czułaś… Twój krzyk… Połamane kończyny… Ubranie-łachmany… Krew… Coraz więcej i więcej… Morze krwi…

Dość, Sandro. Za dużo wycierpiałaś, ale dzięki cierpieniu wygrałaś. Psychiatra został pokonany, a ty nie skrzywdziłaś nikogo prócz samej siebie. Kiedy ciało cierpiało, dusza pozostała nieskalana.

Idąc ulicą widzę umierającą istotę.

– Życie to gra… – mówi i to są ostatnie słowa, które padają z jej ust.

Pochylam się i dotykam jej dłoni. Jest jeszcze ciepła. Ostatnie iskierki życia ją opuszczają…

Za dużo oddałaś, by oglądać własne zwycięstwo.

Rozpoczynam Pieśń. To już rytuał. Zawsze kiedy odprowadzam kogoś po raz ostatni śpiewam.

Zaiste, smutna to Pieśń.

Pieśń Śmierci.

 

Koniec

Komentarze

Tak, wiem. Wszystko powinno być razem, ale ucięto mi tekst, bo był za długi. To co tu czytasz powyżej to końcówka opowiadania "Pieśń Śmierci". Początek i środek wysłałem tu jako osobne opowiadanie i choć wszystko chciałem wysłać razem, to jak już wspomniałem tekst był za długi...
Pozdrawiam i życzę miłej "Pieśni".

Nowa Fantastyka