- Opowiadanie: avge46 - Niezapomniany bal

Niezapomniany bal

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Niezapomniany bal

Nawet po ośmiu latach małżeństwa, Ewelina nie potrafiła zdefiniować swoich uczuć wobec męża. Janek nerwowo przeszukiwał kieszenie płaszcza. Wiedziała, że musi zachować spokój, nie wpaść w gniew. Przecież to nie była jego wina. Trzy lata zdrad, kłamstw i oszustw owszem, ale nie to. Przecież nie zapomniał biletów specjalnie. Chociaż … Nie była taka pewna, czy aby na pewno nie był w stanie się do tego posunąć.

– Sprawdziłaś schowek?

– Tak, dwa razy.

– Przecież nie zapomniałem tych cholernych …

Uderzył pięścią w maskę samochodu. Ewelina przewróciła oczami. Wiedziała, że zaraz się zacznie. W duchu powstrzymywała się, aby nie rzucić jakiegoś złośliwego komentarza. Myśl, że zrobił to specjalnie nie dawała jej spokoju. Czasem zastanawiała się, co ją opętało, że dała mu drugą szansę.

– Dam sobie obciąć głowę, że sprawdzałem przed wyjazdem. Kochanie, na pewno zajrzałaś do schowka?

– Janek. Lepiej już nic nie mów.

-, O co Ci znowu chodzi? – Spojrzał na nią z wyrzutem.

– Masz te bilety?

Zapadła cisza. W takich chwilach wiedziała, co do niego czuje: nienawiść i obrzydzenie. Wciąż przed oczyma miała jego i tą głupią dziewuchę, kiedy nakryła ich w jej własnym małżeńskim łóżku. W ich własnym domu.

– To było dwa lata temu – powiedział powoli, jak gdyby czytał w jej myślach – Musisz mi w końcu wybaczyć. Obiecałaś.

Ewelina przysięgła sobie, że jeśli jej „drogi” mąż zacznie ją teraz pouczać, uderzy go w twarz. Jak w ogóle śmiał to robić? Jak śmiał?

– Nie o to chodzi – powiedziała powoli, spokojnie – Powiedz wprost, że nawaliłeś i zostawiłeś te przeklęte bilety w domu.

– Kurwa – warknął i zaczął sprawdzać schowek.

Uśmiechnęła się w duchu. Nie było siły, która zmusiłaby jej męża do przyznania się do błędu. Ewelina spojrzała w niebo. Zaczął padać śnieg. Na dzisiejszą noc zapowiadano silne zamiecie. Ludzie zebrani przed wejściem do restauracji, powoli zaczęli wchodzić do środka. Ewelinie od dłuższego czasu przyglądał się pewien starszy mężczyzna, który nagle uśmiechnął się szeroko i zaczął iść w ich kierunku.

– Pani Kilar? Ewelina Kilar?

Janek znieruchomiał i powoli wyłonił się z samochodu. Mężczyzna zdążył już do nich podejść i podał Ewelinie swoją wizytówkę.

– Nie puszczę pani bez autografu. Pani ostatnia powieść… Nigdy nie czytałem czegoś równie dobrego.

Ewelina z zakłopotaniem podpisała bilecik. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko i podał jej rękę.

– Dziękuje. To dla mnie prawdziwy zaszczyt. Będę ją zawsze nosił przy sercu. Proszę mnie uszczęśliwić i powiedzieć, że pani również wybiera się na ten bal.

– Tak. MY również wybieramy się na bal. Jan Kilar. Mąż tej o to słynnej pisarki.

Mężczyzna nieco zbladł i popatrzył na niego z krzywym uśmiechem.

– No tak… Witam pana. Proszę mi powiedzieć pani Ewelino. Planuje pani napisać coś nowego? Proszę uchylić rąbka tajemnicy.

– Przepraszam pana, ale musimy iść zakupić bilety – powiedział stanowczo Janek – Pan wybaczy.

– Kupić? Jak to kupić? Proszę mi nie mówić, że przyjechał tu pan tyle kilometrów bez biletów. Pani Ewelino, pani jest przecież z Cieszyna jeśli biografia nie kłamie. Bilety wysprzedano już jakieś pół roku temu.

– No niestety, zapomnieliśmy wziąć ich z domu.

– Ty zapomniałeś – pomyślała Ewelina – Ty i tylko ty.

– No cóż. Zdarza się. Pani Ewelino, pani jest sławna. Może wpuszczą panią bez biletu. Mam nadzieję, że się tam spotkamy. Jeszcze raz dziękuje za autograf. Życzę pani szczęśliwego Nowego Roku. Niezmiernie cieszę się z naszego spotkania.

Mężczyzna ukłonił się nisko i odszedł. Janek odprowadził go wzrokiem zaciskając ze złości zęby.

– Właśnie dlatego – westchnął.

– Co dlatego?

– Nie ważne. Pieprzony dupek.

Kompleksy i żal mogą zniszczyć absolutnie wszytko, w tym i małżeństwo. Janek był wykładowcą na Uniwersytecie Śląskim. Sfrustrowanym wykładowcą. Nauczał literatury i od niepamiętnych czasów bezowocnie próbował swoich sił w pisaniu. W przeciwieństwie do żony, nie dana mu była jednak kariera pisarska. Ewelina była początkowo jego studentką. Kiedy skończyła studia zgłosiła się do niego, aby fachowym okiem ocenił jej pierwszy zbiór opowiadań. Pamiętał doskonale jak zaskoczył go jej wspaniały dojrzały i nowatorski styl. Poruszył kilka starych kontaktów i tak jego przyszłej żonie udało się zadebiutować na rynku. Rok później wzięli ślub, a Ewelina na dobre rozpoczęła karierę pisarską. Początkowo cieszył się z jej sukcesów, wspierał ją jak tylko mógł, jednak czas zawsze robi swoje. W ciągłym cieniu żony, jego niespełnione marzenia i ambicje przemieniały się w koszmary. Ewelinę doceniano, nagradzano, rozpoznawano na ulicy i proszono o autografy. Janek czuł się oszukany, okradziony z własnego marzenia. Przez cztery lata małżeństwa trzymał wszystkie te emocje w głębokim ukryciu, w końcu jednak nie wytrzymał. Całą swoją frustrację i gniew wyładowywał wdając się w serie romansów ze swoimi studentkami. Trwało to trzy lata. Ewelina już przed nakryciem go na zdradzie przeczuwała, że coś miedzy nimi jest nie tak. Przestali praktycznie ze sobą rozmawiać, nie okazywali sobie żadnych emocji, a ich życie erotyczne zupełnie umarło. Jednak dopiero widok tej zdzirowatej studentki otworzył jej oczy.

– Nie mam ich – powiedział nagle – Musiały zostać w domu.

Ewelina widziała, że nie ma sensu wracać po bilety. Bez słowa wsiadła do samochodu. Zrozumiała, że ten dzień przesądził w sprawie decyzji o przyszłości tego małżeństwa. Dwa lata cholernie ciężkiej walki o uratowanie ich związku poszło na marne. Nie chodziło o sprawę tego sylwestrowego balu, każdemu przecież zdarzy się czegoś zapomnieć. Ewelina zrozumiała jak nigdy dotąd, że po prostu nie będzie już w stanie mu zaufać. Wciąż w pewnym sensie go kochała i choć to bolało, wiedziała, że już zawsze tak będzie. W pewnym stopniu nawet go rozumiała i trochę współczuła. Czuła jednak, że nie da rady dalej tego ciągnąć. To już naprawdę nie miało żadnego sensu.

– Wsiadaj. Jedźmy stąd. Może uda nam się zdążyć do domu przed zamiecią.

– Kochanie…

– Proszę cię. Po prostu wejdź i ruszajmy.

Janek spojrzał na wejście do restauracji. Drzwi były już zamknięte, ludzie przed wejściem zniknęli. Westchnął ciężko i usiadł za kierownicą. Siedzieli chwilę w milczeniu. Śnieg rozsypał się na dobre. Janek chciał coś powiedzieć, jednak szybko się rozmyślił. Są czasem w życiu takie sytuacje, do których nie można znaleźć odpowiednich słów. Zapalił silnik i włączył się w ruch.

***

Jak na sylwestrowy wieczór na drogach panował podejrzany spokój. Ewelina spojrzała na tarczę swojego zegarka. Wskazówki wskazywały godzinę dwudziestą. Wiedziała już, że Nowy Rok powita ich w samochodzie. Dwa tysiące czternasty zamknął pewien etap w jej życiu. Etap ciężki, pełen łez, smutku i bólu.

– Oby ten rok był dla mnie lepszy – pomyślała w duchu.

Z miasta wyjechali bez większych problemów. Janek zawsze unikał jazdy płatną autostradą na rzecz bardziej prowincjonalnych, mniej uczęszczanych dróg. Ewelina już chciała zwrócić mu uwagę, że z powodu pogody mogą utknąć gdzieś na drodze, postanowiła jednak to przemilczeć. Nie chciała wszczynać awantury teraz, kiedy są ze sobą uwięzieni w samochodzie na jakieś pięć godzin. Około dziesięciu minut później zaczęła tego bardzo żałować. Widoczność była coraz gorsza. Wycieraczki jak szalone walczyły z ogromnymi płatkami śniegu uderzającymi o szybę. Ewelina poczuła się sennie patrząc na ich monotonne ruchy góra-dół, góra-dół. Panująca cisza zaczęła robić się nie do zniesienia.

– Włączę radio, bo przyznam Ci się, że zaczynam przysypiać – powiedział spokojnie – Będzie Ci to przeszkadzać? Chcesz się zdrzemnąć?

– Nie. Rób co chcesz.

Radio zatrzeszczało głośno, jednak po chwili usłyszeli wyraźny głos spikera.

-…nie tylko zabawa. Policja wciąż poszukuje trzech zaginionych kobiet, które zniknęły w przeciągu ostatniego tygodnia. Komendant Piotr Kula z Łódzkiej policji nie potwierdza, ale też nie zaprzecza plotkom, jakoby nie były to zaginięcia, lecz porwania. Na naszej stronie internetowej znajdą państwo zdjęcia zaginionych kobiet. Jeśli ktoś je widział lub coś słyszał proszę dzwonić na naszą specjalnie otwartą infolinię. Pamiętajcie, że każdy trop może się liczyć. Teraz, na progu nowego roku, nieco lżejsze tematy. Rok dwa tysiące czternasty był dla nas…

– Czy ty wciąż mnie kochasz? – zapytał nagle Janek.

Ewelina spojrzała na niego zaskoczona. Wpatrywał się w drogę. Przez moment wydawało się jej, że to pytanie w ogóle nie padło.

– A więc?

– Musimy o tym teraz rozmawiać?

– Nie musimy, ale powinniśmy. Mam taki mętlik w głowie, że nie potrafię się skupić na jeździe.

– Janek. Ty naprawdę sądzisz, że my mamy jeszcze o czym rozmawiać? Ty nie czujesz tego, że między nami koniec?

– Czuję, że wciąż cię kocham i staram się, rozumiesz? To wszystko co nas spotkało, jest już dawno za nami. Potrzebuję cię skarbie.

– Nie nazywaj mnie tak. Powiedz mi, kiedy sypiałeś z tymi swoimi studentkami, też mnie potrzebowałeś?

Janek spojrzał na nią zaskoczony. Pierwszy raz od niemal dwóch lat, poruszyła temat jego zdrady na głos. Właśnie zdał sobie sprawę, że między nimi jest o wiele gorzej niż początkowo myślał.

– Ja wiem, że mi nie wybaczysz. Wiem to i rozumiem, ale postanowiliśmy dać sobie jeszcze jedną szansę. Razem postanowiliśmy spróbować.

– Patrz lepiej na drogę.

– Co robię źle? Powiesz mi? Co mam robić?– zapytał wciąż się w nią wpatrując.

– Nie wiem. O, może zacznij od używania słowa „przepraszam”.

Janek skrzywił się. Trafiła w jego czuły punkt: męską dumę. W końcu spojrzał na drogę.

– Zauważyłaś, że od kilku kilometrów nie minął nas żaden samochód?

– Zmiana tematu? Naprawdę? – pomyślała i wyjrzała przez okno.

Po obydwu stronach drogi rozciągały się zaśnieżone pola. Widoczność spadła niemal do zera. Mimo całego gniewu Ewelina poczuła podziw do męża, że mimo takich warunków on pewnie prowadzi samochód. Głos spikera zaczął się rwać, aż w końcu radio zupełnie zamilkło. W samochodzie ponownie zapanowała cisza.  

– Cholera. Muszę się zatrzymać. Nic nie widzę.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł. Jesteśmy na jakimś totalnym pustkowiu. Jeśli nas zasypie…

– Wiem, kochanie, ale tak jechać również nie dam rady. Spokojnie, nie wyłączę silnika.

Zjechał na bok i zatrzymał wóz. Ewelina wyjrzała przez okno. Śnieg, na poboczu którego stanęli sięgał prawie do okna.

– Ewelina. Ja…

Przerwał mu głośny pisk. Ewelina i Janek podskoczyli zatykając uszy. Dziwny odgłos pobrzmiewał jeszcze chwilę, po czym urwał się tak nagle, jak się rozpoczął. Niepewnie opuścili ręce.

– Co to było? – zapytała wystraszona

– Nie mam pojęcia. Przez chwilę myślałem, że jakieś auto wpadło w poślizg, ale nic nie widzę. Wszystko w porządku?

– Po za tym, że myślałam, że ogłuchnę, to całkiem, całkiem.

Pierwszy raz tego dnia, roześmiali się równocześnie. Ewelina nagle poczuła się dziwnie: lekko i radośnie. Cały jej gniew gdzieś wyparował. Jej ciałem zaczęło targać wiele emocji. Spojrzała na męża w pozytywnym świetle. Sama już nie wiedziała czy to jawa czy sen. Jakaś część jej umysłu zaczęła się bronić, ostrzegać, że coś jest nie tak, ale nadaremnie. Ona wciąż go kochała. Nie zmieniła zdania, co do ich przyszłości, ale ta chwila wspólnego strachu, a potem śmiechu uświadomiła jej, że to wcale nie musi się skończyć krzykiem i smutkiem. Przecież mogą zostać przyjaciółmi. Janek złapał ją delikatnie za rękę. Spojrzeli sobie w oczy.

– Kocham cię – wyszeptał czule – Przecież wiesz, że cię kocham.

Ewelina zmusiła się do cofnięcia jego ręki. Silne emocje, które poczuła przed chwilą, zaczęły się powoli ulatniać. Janek westchnął ciężko i spróbował włączyć radio, jednak żadna stacja nie odbierała sygnału.

– Jak myślisz? Ten dźwięk. Co to mogło być?

– Nie mam pojęcia. Może jakaś syrena ostrzegawcza. Myślę, że już blisko stąd do jakiegoś miasteczka.

– Może spróbujesz dojechać? Czułabym się pewniej na normalnym parkingu w mieście, niż wśród tych pól. Przyznam Ci się, że zaczynam już tu trochę marznąć.

Janek nachylił się nad nią i pocałował. Zaskoczona Ewelina, tylko chwilkę stawiała opór. Na tym totalnym odludziu, wśród szalejącej zamieci czuła jak gdyby byli jedynymi ludźmi na ziemi. Jednak w jej głowię rozległ się natarczywy alarm. Odepchnęła go lekko i spojrzała na drogę. W oddali majaczyła nieduża ognista kula, która niespiesznie zbliżała się w ich stronę.

– Spójrz tam. Jest ich więcej.

Na horyzoncie pojawiało się coraz więcej ognistych punktów. Były jeszcze bardzo daleko od nich, jednak wyraźnie się zbliżały. W innych okolicznościach widok ten można byłoby uznać za magiczny, ale zarówno Janek i Ewelina dalecy byli od zachwytów.

– Odpal samochód. Proszę cię, zabierz nas stąd.

Janek spróbował zapalić, jednak silnik zakaszlał tylko, wzniecając przy tym chmarę ciemnoszarego dymu. Ewelina nie była tym specjalnie zaskoczona, jak gdyby się tego spodziewała. Zaczęła ogarniać ją panika. Pierwsza kula ognia zatrzymała się kilka metrów przed nimi, już w zasięgu reflektorów. Dopiero teraz zdali sobie sprawę, że nie mieli do czynienia z żadnym nadnaturalnym zjawiskiem. Przed samochodem stała elegancko ubrana para. Mężczyzna trzymał w ręku pochodnię i patrzył na nich z troską. Szepnął coś do partnerki. Szalejąca na dworze zawierucha wydawała się nie robić na nich żadnego wrażenia. Nagle ktoś mocno zapukał w boczną szybę. Oboje równocześnie podskoczyli wystraszeni. Obok samochodu stał starszy mężczyzna i gestem wskazywał, aby otwarli okno.

– Przepraszam – wrzeszczał, próbując przekrzyczeć wiatr – Wszystko w porządku?

Janek uchylił okno. Mężczyzna, również w odświętnym stroju wpatrywał się w nich zaciekawiony.

– Nieźle się państwo urządzili – zaczął nieznajomy – Akumulator padł?

– Nie wiem. Musieliśmy się zatrzymać. Przy tej widoczności nie dałem rady dalej prowadzić.

– No, nie powiem, żeby pogoda powitała nowy rok czule – uśmiechnął się – Kamil, podejdź tu z łaski swojej. Panu chyba siadł akumulator.

Mężczyzna stojący przed samochodem podał pochodnię partnerce i podszedł do nich. Ukłonił się lekko.

– Niech pan spróbuje odpalić. Muszę trochę posłuchać, żeby wiedzieć, co jest na rzeczy.

Janek ponownie spróbował odpalić samochód. Kamil nasłuchiwał przez chwile, po czym pokręcił z dezaprobatą głową.

– Mechanikiem to ty nie będziesz – odezwał się do kolegi – To nie akumulator tylko najprawdopodobniej pasek rozrządu. Nie chce państwa martwić, ale utknęli tu państwo na dobre.

– Przepraszam, a ile stąd do najbliższego miasta?– zapytała, próbując panować nad głosem Ewelina– Widzę, że państwo są pieszo.

– Do wsi, nie miasta, jest stąd jakieś dwadzieścia kilometrów – zaczął Kamil – W taką śnieżycę wątpię, żeby dali państwo radę się tam dostać.

– No, ale państwo…

– Nas przywiózł autokar. Według tradycji, jak co rok, ostanie dwa kilometry idziemy pieszo z pochodniami. Doktor jest bardzo przywiązany do tradycji.

– Idą państwo pieszo? Dokąd jeśli można spytać? Przecież to totalne pustkowie?

Mężczyzna uśmiechnął się lekko i wskazał pole po ich prawej stronie. Janek i Ewelina spojrzeli zdziwieni. Od głównej drogi, odbijała uliczka, która prowadziła do ogromnego, rozświetlonego domu. Ewelina przysięgłaby na własną matkę, że kiedy stawali tutaj, drogi oraz domu nie było.

– Janek, zadzwoń po pomoc drogową. Nie będziemy tutaj tkwili całą noc.

– Cholera nie ma zasięgu. To pewnie przez tą zamieć.

– Ja niestety też nie mam – mężczyzna spojrzał na swoją komórkę – Kamil, ty masz chociaż jedną kreskę?

– Nic. Telefony zawsze tutaj padają.

– Co my teraz zrobimy?

– Zaproponujcie im gościnę, na litość boską – odezwała się nagle partnerka Kamila– Doktor przecież nie będzie miał nic przeciwko, a nie pozwolimy im tu chyba zamarznąć.

– To nie będzie konieczne – zaczęła niepewnie Ewelina.

Tylko co mają w tej sytuacji zrobić? Nie wezwą pomocy, nie pójdą też pieszo dwudziestu kilometrów.

– Czy w domu tego doktora, jest telefon? – zapytał Janek – Może stamtąd uda się wezwać pomoc drogową?

– Jeśli te przeklęte wietrzysko nie zerwało nigdzie linii, to na pewno będzie to możliwe.

Janek i Ewelina spojrzeli na siebie. Ewelina wiedziała, że nie mają innego wyjścia, jednak szczerze wolałaby zaryzykować pieszą wędrówkę w zamieci niż wizytę w tajemniczym domostwie.

– Dobrze – powiedział Janek po chwili – Jeśli to nie problem, to skorzystamy z telefonu tego doktora.

Janek wyszedł z samochodu. Ewelina pomimo obaw wyszła za nim. Jednego była pewna – nigdy w życiu nie sądziła, że spędzi tak szalonego sylwestra.

-Historia w sam raz na nową powieść – pomyślała

– Doktor Wroński na pewno nie będzie miał nic przeciwko.

– Wroński? – Janek wyglądał na zaskoczonego – Piotr Wroński? Doktor Literatury Hebrajskiej?

– Tak. Panowie się znają?

– Osobiście nie, uwielbiam natomiast jego publikacje. Polecam je wszystkim swoim studentom.

– No to będą mieli panowie wspólne tematy do obgadania, panie…

-Kilar. Doktor Jan Kilar, a ta o to przeurocza pani to moja żona, Ewelina.

Towarzyszka Kamila spojrzała na Ewelinę. W blasku pochodni młoda kobieta, wyglądała niezwykle tajemniczo i pięknie.  Z szerokim uśmiechem podeszła do nich.

– Skądś wiedziałam, że panią kojarzę. Kochanie, to Ewelina Kilar, moja ulubiona pisarka. To niezwykły zaszczyt spotkać panią osobiście. Nazywam się Klaudia Podlaska.

Ewelina uścisnęła jej dłoń i przeniknął ją niesamowity chłód. Ręka Klaudii była lodowata, jednak kobieta w ogóle nie wyglądała na zziębniętą.

– Ta to ma szczęście – pomyślała – Mnie wystarczyło kilka sekund na dworze i już trzęsę się jak galareta.

– Erwin Szeja – przedstawił się starszy mężczyzna – Zbierajmy się, zanim nas stąd zwieje.

Klaudia i Kamil wybuchli śmiechem i w trójkę ruszyli przodem. Janek wziął Ewelinę pod rękę ruszając za nimi. Po chwili szepnął jej do ucha:

– Spokojnie. Jak tylko tam trafimy, zadzwonię po pomoc i zabieramy się stąd.

– Naprawdę znasz publikacje Wrońskiego?

-Tak, ale to dziwny człowiek. W środowisku naukowym, ma on przypiętą łatkę dziwaka i ekscentryka. To wybitny umysł, ale powiedzmy, że nieco szalony. Od chyba dziesięciu lat nic nie opublikował oraz przestał pokazywać się na konferencjach i debatach naukowych.

Ewelina dziwnie się czuła tak blisko męża. Doskonale wiedziała, że lepiej im teraz grać zgodne, kochające się małżeństwo, ale irytowała ją trochę postawa Janka. Jak gdyby zapomniał o całej kłótni. Nie zdążyła nawet wygarnąć mu tego niespodziewanego pocałunku. Chociaż, sama nie była pewna, czy tak naprawdę go nie chciała.  Próbując odpędzić myśli dotyczące ich małżeństwa odwróciła głowę, aby spojrzeć na resztę gości. Mimo, że całe zajście przy samochodzie, mogło trwać jakieś piętnaście minut, nikt z dziwnego pochodu ich nie wyprzedził. Ewelina wciąż widziała płonące kule oraz zarysy postaci oddalonych od nich może jakieś sto metrów.

– Zawsze idziemy w grupkach – odezwał się nagle Erwin – Mówiłem Piotrowi, że ta tradycja jest już bardzo przestarzała, ale on nie chce słuchać. Ciekawe czy nie zmieniłby zdania, gdyby ktoś jemu kazał iść taki kawał drogi.

– W tym roku pogoda niezbyt sprzyja takim pochodom – odparł Kamil – Przepraszam, ale widzę, że wyglądacie naprawdę bombowo. Również wybieraliście się na jakiś bal w pobliżu?

– Tak, niestety z pewnych względów musieliśmy zrezygnować.

– Nic straconego. Jeśli pomoc drogowa nie da rady przyjechać, zawsze możecie zostać i spędzić tą cudowną noc w naszym towarzystwie – powiedziała z uśmiechem Klaudia – Może i Wroński to tradycjonalista, ale organizuje najlepsze przyjęcia na świecie. Zresztą sami zobaczycie. Już nigdy nie będziecie się chcieli nigdzie indziej bawić.

– Nie peszcie państwa – skarcił Erwin – Jeśli będą chcieli zostać, to zostaną.

Dom był coraz bliżej. Janek i Ewelina mogli się teraz przyjrzeć dokładnie ogromnej budowli górującej nad nimi. Szczątkowa wiedza Eweliny o architekturze pozwoliła jej ocenić, że budynek pochodzi z lat dwudziestych, bądź trzydziestych ubiegłego wieku. Budowla miała kształt prostokąta z czteroma wysokimi wieżyczkami przypadającymi na każdy róg. Dom przypominał bardziej miniaturowy zameczek niż pałacyk. We wszystkich oknach paliło się światło. Kamil wbił pochodnię do śniegu. Jak gdyby na ten znak, drzwi wejściowe otworzyły się i stanął w nich niewysoki mężczyzna i ukłonił się nisko zapraszając ich do środka.

***

Zaraz po przejściu progu, podszedł do nich kolejny lokaj i bez żadnego pytania kim są i czy są zaproszeni poprosił ich o płaszcze. Ewelina rozejrzała się po pomieszczeniu. Ściany pokryte były setkami obrazów przedstawiających różne sceny biblijne, sufit zaś zdobiły przepiękne freski. Po obydwu stronach holu znajdowały się drewniane schody prowadzące na wyższe piętra. Wszystko to przypomniało jej bardziej jakąś dziwną katedrę niż dom. Po chwili do jej uszy doszła przepiękna muzyka dobiegająca zza ogromnych, zamkniętych drzwi. Erwin rozmawiał o czymś z lokajem stojącym przy prowizorycznie zrobionej szatni. Po krótkiej chwili podszedł do nich, kiwając z niezadowolenia głową.

– Złe wieści. Telefony nie działają. Chłopak mówi, że wszystkie miejscowości w zasięgu pięćdziesięciu kilometrów są praktycznie odcięte od świata. Ta zamieć na pewno przejdzie do historii.

– Co teraz zrobimy? – zapytała męża Ewelina– Proszę cię, wymyśl coś.

– Proszę zostać – Erwin uśmiechnął się do nich serdecznie – Jest tu wielu profesorów zajmujących się literaturą. Może będzie to dla państwa owocne spotkanie. Czasem trzeba dać się ponieść przeznaczeniu.

– Nie chcemy sprawiać kłopotu – zaczął niepewnie Janek – Nie wypada tak przecież…

– Lokaj poszedł już powiedzieć doktorowi, że będzie miał trójkę dodatkowych gości. Proszę mi wierzyć, że to żaden problem.

– Jak to trójkę? – zapytała Ewelina – Jest ktoś jeszcze?

Erwin spojrzał na nią uważnie. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że mężczyzna musi mieć około siedemdziesiątki. Siwe włosy opadały mu na ramiona, a twarz pokryta była tysiącem bruzd i zmarszczek. Uśmiech staruszka wydał się jej przez chwile upiorny.

– Tak. Chłopak powiedział mi właśnie, że nasza mała pielgrzymka natknęła się również na policjanta, który zabłądził w tej zamieci. Biedak przeszukiwał pobliskie lasy, kiedy zaczęła się zamieć i zgubił drogę powrotną do radiowozu. Miał szczęście, że trafił na naszych.

Świadomość, że jest tu jeszcze jedna osoba w podobnej sytuacji jak oni, podniosła Ewelinę nieco na duchu. Za nimi otworzyły się drzwi wejściowe, w których pojawili się kolejni goście. Erwin przeprosił na chwilę i podszedł się przywitać. Przytulił każdego z osobna, wymaniając kilka cichych uwag zakończonych wybuchem śmiechu.

– Nie mamy chyba wyjścia – szepnął Janek – Myślisz, że jakoś wytrwamy tu do rana?

– Nie wiem. Nie podoba mi się to.

– Ewelina, a jeśli to dla nas szansa od losu?

Spojrzała na niego zaskoczona. Zdała sobie sprawę, że podczas całego ich małżeństwa, jej mąż nie zaskakiwał jej tak bardzo jak dzisiejszego wieczoru. Gdzie on tu widział jakąkolwiek szansę? Nie miała pojęcia.

– Pomyśl tylko. Kiedy podjęłaś decyzję o naszym rozstaniu, los rzucił nas tutaj. Chciałaś zabawy sylwestrowej, udziału w eleganckim balu i o to proszę: jesteśmy w pieprzonym zamku na najprawdziwszym balu. Myślę, że ci ludzie są w porządku. Jak ty byś postąpiła na ich miejscu? Zostawiłabyś nieznajomych w zepsutym samochodzie na środku pustkowia? Nawet nie zdajemy sobie sprawy jak wielkie mieliśmy szczęście, że ich spotkaliśmy.

Ewelina milczała wpatrując się w coraz większe grono przybyłych gości. Nie wiedziała już, co ma o tym wszystkim myśleć. Nie wierzyła w coś takiego jak los, czy też przeznaczenie. Jak dotąd sądziła, że jej mąż również. Ilu jeszcze rzeczy mogła o nim nie wiedzieć?

– Proszę cię o jedno. Daj mi ostatnią szansę. Zapomnij na te kilka godzin o tym jakim debilem byłem. Jeśli nie zmienisz po tej nocy zdania, trudno. Spędźmy ten czas przyjemnie. Nawet jeśli będzie to nasz ostatni sylwester jako małżeństwo.

– Gotowi na bal? – Erwin podszedł do nich – W imieniu gospodarza, serdecznie zapraszam.

Drzwi do sali otworzyły się na oścież. Ich oczom ukazał się niesamowity widok. W monumentalnej sali zdobionej złotem, setki par wirowało w niesamowitym tańcu, do muzyki granej przez najprawdziwszą orkiestrę symfoniczną. Ewelina z trudem dojrzała w tłumie dyrygenta, starszego mężczyznę, dyrygującego, wyglądającą jak ze złota batutą. Wzdłuż ścian ustawione były ogromne stoły uginające się pod ciężarem dziesiątek wykwintnych potraw oraz ogromnej ilości trunków. Cały ten widok wydawał się jej wyciągnięty ze snu, tak absurdalnie piękny, że aż nierealny. Poczuła jak gdyby przenieśli się w czasie na królewski dwór jakiegoś pogańskiego władcy. Tylko dlaczego właściwie pogańskiego? Nie potrafiła sama przed sobą wyjaśnić pochodzenia tej myśli.

– No więc, życzę udanej zabawy – Erwin poklepał Janka po plecach – Do zobaczenia.

-Panie Szeja, jest pan pewien… – zaczął Janek, jednak mężczyzna zniknął już w tłumie.

Zostali sami wśród zupełnie obcych ludzi. Janek niepewnie zaprowadził Ewelinę do kąta sali i stamtąd w milczeniu przyglądali się całemu widowisku.

– Mają nawet akrobatów – Janek wskazał palcem grupę pożeraczy ognia, którzy w akompaniamencie okrzyków i aplauzów wykonywali swój popisowy numer – Tu jest wspaniale.

Ewelina nie mogła zaprzeczyć. Miejsce było zdecydowanie magiczne, jednak ciężko jej było uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.

– Jesteś pewny, że nie będzie żadnych problemów, że tu jesteśmy? Nie chciałabym trafić na pierwszą stronę gazet z nagłówkiem „Słynna pisarka i jej mąż wkradli się na ekskluzywny bal”.

– Przecież słyszałaś tego całego Erwina. Myślę, że przy takiej ilości ludzi i tak nikt nie zorientowałby się nadprogramową ilością gości. Wracając do naszej rozmowy…

– Dobrze, spróbuję. Postaram się dobrze bawić i to mogę ci obiecać. Co z tego wyjdzie, w dużej mierze zależy od ciebie. Mam nadzieję, że się rozumiemy?

– Oczywiście – Janek uśmiechnął się szarmancko podając jej kieliszek czerwonego wina – Niech żyje bal moja droga.

Ewelina delikatnie zmoczyła wargi w czerwonym trunku. Boże, jeszcze nigdy nie piła tak dobrego wina. Po chwili podała mężowi kieliszek i poprosiła o dokładkę. Dała się porwać panującemu tu klimatowi odrealnienia. Tancerze wirujący równo do wspaniałej muzyki, akrobacje zachwycające każdego, kto na nie spojrzał, wspaniały zapach potraw i rozgrzewający smak wina zawróciły jej w głowie. Czuła wyraźnie jak opuszcza ją cały stres a wszystkie jej obawy znikły bezpowrotnie za drzwiami domostwa doktora.

– Ewelino, czy sprawisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną?

– Chcesz zatańczyć razem z nimi? – zapytała wskazując tańczące pary – Nie ma najmniejszych szans, żebyśmy dorównali im kroku.

– Nie wierzę, że odpuścisz sobie taniec – Janek dolał jej wina – Pamiętam, jak zawsze siłą musiałaś mnie wyciągać na parkiet, a teraz odrzucasz taką propozycję?

– Bardzo dużo się zmieniło. Skąd wiesz, że nadal to lubię?

– Znam cię. O wiele bardziej niż ty mnie. Jeden taniec.

– Wiesz, że zaczynasz się robić natarczywy? – mimo tej uwagi, Ewelina się uśmiechnęła – Nie wiem ile procent ma to wino, ale chyba zaczyna działać, więc prowadź na parkiet. Naróbmy sobie wstydu.

Myliła się. Kiedy tylko zaczęli tańczyć, natychmiast złapali rytm. Po chwili ze zdziwieniem stwierdziła, że tańczą nie gorzej od pozostałych. Nogi same wiedziały gdzie i w którym momencie mają stanąć. Janek zakasująco dobrze prowadził. Wpatrywała się w jego twarz, próbując przypomnieć sobie początki ich związku. Liczne spotkania w celu korekty jej opowiadań, wspólne lunche, pierwsza randka, pierwszy taniec, zakończony pierwszym pocałunkiem. Jak ludzie, którzy byli ze sobą tak blisko, mogli być dla siebie tak obcy? Ewelina zawsze miała się za bardzo zdecydowaną kobietę, jednak dzisiejsza noc zdawała się temu przeczyć. Dawno nie czuła się tak zagubiona. Orkiestra skończyła utwór i sale wypełniły gromkie brawa.

– Nauczyłeś się tańczyć. Kiedy? – zapytała Ewelina, kiedy podeszli do stołu.

– W lipcu, kiedy byłaś w trasie promującej – Janek podał jej kieliszek – Zapisałem się na ekspresowy kurs tańca towarzyskiego. Dzisiaj miałem cię nim oczarować.

– Byłeś blisko. Jeszcze kilka lat takich kursów, a może coś z ciebie będzie doktorku.

Janek uniósł wysoko brwi. Ewelina posłała mu nieśmiały uśmiech. Delikatnie zabrał jej z rąk kieliszek.

– Myślę, że na obecną chwilę ci wystarczy. Nie upadłem tak nisko, żeby cię upijać. Doktorku… Nie słyszałem tego przezwiska od niepamiętnych czasów. Chyba musimy częściej pić.

– Tu mnie masz. Wbrew pozorom jestem bardzo rozrywkową dziewczyną. Teraz jednak muszę skorzystać. Myślisz, że w zamkach mają normalny wychodek?

– Nie sądzę, żebyśmy łatwo znaleźli „wychodek” kochanie. Będziemy musieli kogoś zapytać.

Jak na zawołanie, z tłumu wyłonił się Kamil i Klaudia.

– Jak się bawicie? Mówiłam, że będzie wspaniale prawda?

– Dziękujemy, doskonale się bawimy. Pani Klaudio, miałbym prośbę. Moja żona musi skorzystać z toalety, ale nie chcemy pobłądzić.

– Nie ma najmniejszego problemu. Zaprowadzę Ewelinę, a panowie niech się napiją i pogadają o swoich męskich sprawach. Proszę, za mną.

– Może lepiej pójdę z wami – zaczął Janek, jednak Kamil złapał go za ramię.

– Spokojnie, poradzą sobie. A więc, mówiłeś, że jesteś doktorem. Co wykładasz?

***

Klaudia w milczeniu prowadziła Ewelinę przez labirynt korytarzy. Ewelina nie potrafiła pojąć jakim cudem jej przewodniczka tak doskonale zna drogę.

– Troszkę daleko ta toaleta – zaczęła niepewnie – Ktoś z większą potrzebą mógłby mieć problem zdążyć na czas.

– Kochana, prowadzę cię do specjalnej łazienki. Taka gwiazda jak ty, nie będzie stała przecież w kolejce do sracza.

Ewelina wyczuła silną pogardę w jej głosie. Zaczęła się zastanawiać, czy może zrobiła coś nie tak. Im głębiej domu się znajdowali, tym bardziej wszystko wydawało się dziwniejsze. Mijały setki drzwi, aż w końcu zatrzymały się.

– Poczekam – rzuciła Klaudia – Tylko się pospiesz. Nie chcę tu zmarnować całego wieczoru.

Ewelina nadal głowiła się, co też tak mogło ugryźć Klaudię. Z drugiej strony, praktycznie tej kobiety nie znała. Wiedziała tylko, że chce jak najszybciej wrócić do Janka.  Łazienka zupełnie nie pasowała to reszty domu. Pomieszczenie całe wyłożone było białymi kafelkami. Ogromne lustro ciągnęło się na długość całej ściany, naprzeciwko zaś stał rząd kabin. Ewelinie skojarzyła się to bardziej z łazienką w restauracji niż pałacu. Kiedy myła ręce, usłyszała dziwny odgłos, jak gdyby czyjś płacz. Zakręciła wodę i zaczęła nasłuchiwać. Głos dochodził wyraźnie z jednej z kabin.

– Halo? Jest tu ktoś? Wszystko w porządku?

Szloch zaczął powoli milknąć. Ewelina drżącą ręką delikatnie pchnęła drzwi i wrzasnęła. Cała kabina była w krwi, a na ubikacji siedziało zmasakrowane ciało. Wnętrzności umarlaka leżały pod jego nogami przypominając wijące się robaki.  Nagle głowa trupa podniosła się.

– Pomóż mi – wyszeptał – Błagam, pomóż.

Ewelina trząsnęła drzwiami i zwymiotowała do umywalki. Spróbowała złapać oddech. Usłyszała skrzypienie. Podniosła głowę i w odbiciu lustra zobaczyła jak otwierają się wszystkie kabiny. Powoli zaczęła przesuwać się w stronę wyjścia, kiedy bez żadnej zapowiedzi zgasło światło. Wrzasnęła głośno, po czym zaczęła biec po omacku w stronę drzwi. W ciemności wymacała klamkę, jednak drzwi były zamknięte.

– Klaudia! Pomóż mi! Otwórz! Wypuść mnie stąd!

Usłyszała głośne pomruki i charczenie za plecami. Zaczęła wrzeszczeć i z całych sił uderzać pięścią o drzwi.  Światło zamigotało i w ułamku sekundy zobaczyła, że stoi w kałuży krwi, otoczona przez rozkładające się, pełznące w jej stronę ciała. Z całej siły nacisnęła na klamkę, która niespodziewanie ustąpiła bez najmniejszego oporu.  Ewelina ciężko upadła na podłogę. Oddychała ciężko, walcząc z coraz silniejszym szlochem. Korytarz był pusty. Klaudia zniknęła bez śladu. Ewelina podniosła się z trudem. To wszystko nie mogło być realne. Spojrzała przez otwarte drzwi do ubikacji. Całe pomieszczanie było zupełnie czyste. Po ociekających krwią trupach nie było śladu.  Otarła łzy. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Ruszyła w dół korytarza. Nie miała pojęcia jak bez pomocy Klaudii z powrotem trafi na salę. Wszystkie drzwi wyglądały niemalże identycznie. Zdała sobie sprawę, że przyczyną wizji musiał być alkohol. Ewelina nie widziała innego wyjaśnienia. Po prostu wypiła za dużo. Bądź w winie coś było. Ta myśl przerażała ją najbardziej. Ile wypiła? Ile wypił Janek? Ewelina zaczęła biec. Musiała jak najszybciej wrócić na salę. Miała nadzieję, że pogoda nieco się uspokoiła i dadzą radę dotrzeć do tego miasteczka. Czuła, że tutaj dzieje się coś złego. Kiedy skręciła w lewo wpadła na starszego mężczyznę, który upadł ciężko. Popatrzył na nią przerażony.  Ewelina zorientowała się, że to musi być policjant, który zgubił się podczas patrolu. Jego mundur był w totalnym nieładzie. Z jego ramienia kapały krople krwi.

– Nie rób mi krzywdy. Niczego nie widziałem… Będę milczał jak grób. Pozwólcie mi tylko…

Zanim Ewelina zdążyła zareagować, policjant popchnął ją na ścianę i rzucił się do ucieczki. Nie próbowała go zatrzymać. Jeszcze nigdy nie widziała takiego przerażenia jakie malowało się na twarzy mężczyzny. Ze strony z której wybiegł rozległ się odgłos powolnych kroków. Wystraszona, szybko otworzyła najbliższe drzwi i wskoczyła do pokoju. Próbując praktycznie nie oddychać spojrzała przez niedomknięte drzwi. Na kilka sekund zobaczyła wysoką zamaskowaną postać odzianą w czerwony ornat. Strój przypominał jej szaty noszone przez członków Ku Klux Klanu. Postać powoli i majestatycznie podążała w kierunku w którym uciekł przerażony policjant. Ewelina wycofywała się w głąb ciemnego pokoju. Kroki ucichły. Znów zapanowała cisza. Rozejrzała się po pokoju, który okazał się składzikiem. Wszystko pokrywała gruba warstwa kurzu. Przysiadła na niskim taborecie i zapłakała. Nie miała pojęcia co robić. Wciąż bała się opuścić względnie bezpieczny pokój. Czuła, że tajemnicza postać krąży korytarzami domostwa. Próbowała sobie wszystko jakoś wytłumaczyć. Może policjant wypił za dużo lub też zatruł się tym samym winem i miał teraz halucynacje. Jednak ta krew na ramieniu… Tutaj działo się coś złego, była tego pewna. Nie zamierzała się jednak przekonywać co takiego. Na chwile zapomniała nawet o Janku. Najważniejsze było opuszczenie tego przeklętego miejsca i wezwanie pomocy. Z głębokiego zamyślenia wyrwał ją cichy płacz dziecka. Ewelina podniosła głowę i spojrzała na kołyskę ustawioną w rogu pokoju.  

– Tylko nie to – szepnęła – Tylko nie to. Błagam.

Kołyska zaczęła się delikatnie kołysać. Dziecko płakało coraz głośniej. Ewelina wbrew sobie podeszła do kołyski. Jej oczom ukazał się maleńki chłopczyk. Na jej widok przestał płakać, uśmiechnął się szeroko i wyciągnął do niej rączki. Kiedy zrobiła krok do tyłu, dziecko znów zaczęło płakać. Ewelinie wydawało się, że na korytarzu rozległ się odgłos kroków. Bez zastanowienia wzięła dziecko na ręce. Chłopczyk natychmiast przestał płakać.

– Cichutko maleńki. Cichutko – przytuliła niemowlaka mocniej – Nie ma powodu do płaczu.

Przyjrzała się dziecku. Chłopczyk delikatnie dotykał jej włosów. Ewelinie ścisnęło się serce. Niemowlak miał jej oczy. Wiedziała, że ma na rękach własnego, nigdy nienarodzonego syna. Rok po ślubie, zaszła w ciążę. Janek był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, jednak jej ten fakt wcale nie cieszył. Nigdy nie chciała mieć dzieci, a już na pewno nie teraz, kiedy jej kariera kwitła. Choć sama wiedziała, że to okrutne, bała się, że dziecko może stać się ciężarem i uwięzi ją w domu. Za nic na świecie nie widziała się w roli kury domowej, której całym życiem byłoby gotowanie, sprzątanie i wychowywanie dzieci. Nie wyobrażała nawet sobie jak to będzie, jeśli jedynie Janek będzie ich utrzymywał. Choć nie planowała poronienia, przyjęła je z ogromną ulgą. Janek natomiast bardzo cierpiał. Obawiając się, że jej mąż może popaść w depresję, doradziła mu wizytę u psychologa. Sama miesiąc później, była już w Warszawie na specjalnym panelu literackim. Pamiętała jak poprosił ją, żeby została. Odmówiła mu. Zostawiła go samego z tą niewyobrażalną tragedią. Wtedy nie rozumiała oraz nie widziała w tym niczego złego. Teraz kiedy dziecko przytuliło się do niej, poczuła tak silne obrzydzenie wobec siebie, że omal nie zwymiotowała. Nie wiedziała, jakim cudem mogła być taką egoistką. Jak mogła zrobić coś takiego?  

– Miałby moje oczy – zapłakała gorzko – Miałbyś moje oczy.

Dziecko znieruchomiało. Ewelina trzymała w rękach porcelanową lalkę. Odłożyła ją z namaszczeniem z powrotem do kołyski i pomodliła się za duszę swojego dziecka. Kiedy skończyła, kątem oko zobaczyła lustro stojące w kącie pokoju. Podeszła do niego. Wyglądała okropnie. Jej makijaż zupełnie się rozmył, oczy miała spuchnięte od płaczu. Na tyle ile była w stanie, doprowadziła się do ładu.

-To nie wino ponosi tu winę. Tutaj dzieje się coś strasznego – pomyślał.

Kiedy upewniła się, że na korytarzu znów panuje cisza, opuściła pokój. Po przejściu kilku metrów, trafiła na rozwidlenie. Z całych sił próbowała przypomnieć sobie, z którego kierunku przyszła, jednak nagle usłyszała czyjeś głosy. Wystraszona przyległa do ściany.

– Mówię ci, dokładnie tak było. To niczyja wina. Stało się i trzeba z tym żyć.

– Z tego będą problemy. Co innego podrzucić worek, gdzieś na skraju lasu, ale zupełne wyparowanie? Z tego będzie grubsza afera. Doktor powinien się o tym dowiedzieć.

– Wiesz, że nie należy mu teraz przeszkadzać. Jeśli musisz mu powiedzieć to dobrze, ale poczekaj do końca balu. Jeśli tym razem się powiedzie…

– Jakoś w to wątpię. Dobra, nic tu po nas. Wracamy.

Ewelina odczekała chwilę i ruszyła w stronę skąd słyszała głosy. Miała nadzieję, że niezauważona dotrze do głównego wejścia. Następnie pobiegnie wzdłuż drogi z nadzieją, że zatrzyma się jakiś samochód. Z wioski zaalarmuje policję o tym, że coś niedobrego dzieję się w domu doktora Wrońskiego. Byle tylko dotrzeć do wyjścia.

– A co z Jankiem? – odezwało się sumienie – Zostawisz go tutaj całkiem samego?

Ewelina bała się pomyśleć, w co tak naprawdę z mężem wdepnęli. Czy wszyscy goście wiedzą o tym, co tu się wyprawia, czy tak jak oni są nieświadomi grozy, która przesiąkła ten dom? Drzwi po jej lewej stronie otwarły się niespodziewanie z hukiem. Siła uderzenia przewróciła ją na podłogę. Z pokoju wydobywał się dziwny odór. Po chwili wyszła z niego wysoka postać w czerwonym ornacie i stanęła przed nią wyciągając w jej kierunku rękę w białej rękawiczce. Ewelina z przerażeniem zorientowała się, że straciła kontrolę nad własnym ciałem. Bardzo powoli podała rękę zamaskowanej osobie. W tym momencie zobaczyła serię dziwnych i niezrozumiałych obrazów. Obrazów pełnych krwi, bólu i śmierci. Ruszyli wzdłuż korytarza. Milczeli. Ewelina próbowała odzyskać kontrolę, jednak wciąż nie potrafiła cofnąć ręki, ani pozbyć się przerażającej wizji. Chwilę później dotarli do schodów. Zobaczyła salę na której wciąż panowała zabawa. Postać puściła ją i odeszła w głąb domu. Ewelina poczuła jak odzyskuje kontrolę nad ciałem. Zerwała się do ucieczki. Nikt jej nie zatrzymywał. Lokaj nawet ukłonił się lekko kiedy go mijała. Dopadła frontowych drzwi i wybiegła wprost w szalejącą zamieć.

***

Cała drżała z zimna, jednak nie przestawała biec. Dom był coraz dalej. Mimo przerażenia, poczuła ogromny przypływ radości. Wiedziała, że udało się jej uciec. W końcu przystanęłaby złapać oddech. Odgarnęła z twarzy płatki śniegu i odetchnęła zimnym powietrzem. Musiała jak najszybciej dotrzeć do samochodu. Jej uwagę przykuły czerwone plamy rozbryzgane na śniegu. Nie było tu mowy o pomyłce.

– To pewnie krew tego policjanta – pomyślała – Jemu też udało się uciec. Pomoc jest już pewnie w drodze. Pomoc jest w drodze. A Janek tam został. Porzuciłam go. 

Odwróciła się w stronę domu. Sumienie nie zamierzało jednak przestać ją dręczyć.

– Zawsze tak jest – szeptało – Kiedy pojawia się jakiś problem, najlepiej uciec. Zawsze tak robiłaś prawda? Niech tam zostanie. Istota w czerwonym ornacie chętnie dobierze się do jego skóry. Jego krew splami jej białe rękawice, a kiedy będzie błagał o śmierć, może zlituje się nad nim i jednym silnym ciosem przebije mu serce.

Ewelina wrzasnęła i upadła na kolana. Wiedziała, że musi po niego wrócić, jednak nie potrafiła znaleźć w sobie na tyle odwagi. Nagle usłyszała warczenie. Powoli odwróciła się w stronę, szczerzącego kły psa. Ogromny owczarek niemiecki wpatrywał się w nią zupełnie białymi ślepiami, podchodząc do niej coraz bliżej. Jego prawa łapa była ranna. Ewelina zaczęła się wycofywać. Zwierze zachowywało się dziwnie. Kłapało zębami i warczało wściekle, jednak nie wyglądało na to, żeby zamierzało atakować. Ewelina zauważyła z przerażeniem, że pies ma na sobie resztki poszarpanego policyjnego munduru. Przez moment nie dowierzała własnym oczom, jednak w gęstej sierści zwierzęcia dostrzegła policyjną odznakę. Owczarek zawarczał obnażając białe kły.

– On mnie zagania – pomyślała przerażona – Zagania mnie z powrotem do domu.  

Drzwi otworzył jej Erwin. Okrył ją ramieniem i wprowadził do środka. Pies zaskomlił cicho i zniknął w ciemnościach.  

– Nie mądrze jest wychodzić na dwór – Erwin popatrzył na nią – Mogłaś tam zamarznąć.

Ewelina bez słowa minęła go i weszła na salę. Goście wciąż bawili się w rytm muzyki, jedli, pili wino. Coś się jednak zmieniło. Znikła magiczna aura bajkowości. Zaczęła dostrzegać dziwne i niepokojące rzeczy. W kącie sali, stała nieruchomo młoda dziewczyna, której ciało obcałowywało równocześnie pięciu mężczyzn. Gdzie indziej, na stole, ktoś uprawiał seks. Ludzie nie zwracali w ogóle uwagi na kochanków, przechodząc obok nich obojętnie. Przy stołach siedzieli wpół przytomni mężczyźni którzy, co chwile wznosili głośne toasty. Elegancki bal zaczął zamieniać się w najprawdziwszą orgię. W całym tym zamieszaniu, Ewelina nie potrafiła nigdzie dostrzec Janka.

– Nie ma go tu. Poszedł spotkać się z doktorem Wrońskim.

Erwin podał jej wino. Wyglądał na zestresowanego. W dłoni obracał pusty kieliszek.

– Proszę zobaczyć co alkohol robi z ludźmi. Po obróceniu kilku kieliszków, w głowie mają tylko jedno. Tak, nasi goście to fascynujące zwierzęta. Co rok powtarzamy ten sam scenariusz.

Złapał Ewelinę za rękę i nachylił się ku niej. Kiedy mówił poczuła silny odór siarki bijący z jego ust.

– Może mi się oddasz maleńka? Przecież mężusia tu nie ma. Zróbmy to szybciutko. Chętnie zobaczę jakie wdzięki ukrywasz pod tą suknią.

Uderzyła go w twarz i wyrwała się z uścisku. Erwin wymasował policzek uśmiechając się krzywo.

– Masz charakterek. Wystarczyło odmówić. Przecież nie jestem potworem. Nie zamierzam brać cię siłą. Myślę, że może sama zmienisz zdanie. Póki co, baw się dobrze.

Erwin zniknął w tłumie. Ewelina spojrzał na zegarek. Była godzina dwudziesta trzydzieści. Odkąd spotkali Erwina, nie minęła nawet minuta. Zaczęła krzyczeć. Całkowicie straciła nad sobą kontrolę. Już miała wpaść w totalną panikę, kiedy jej myśli zwróciły się w stronę męża.

– Weź się w garść– powiedziałby Janek – Masz coś do zrobienia. Nie czas na strach.

Ewelina oprzytomniała nagle. Wiedziała już co musi zrobić. Nie dając sobie czasu na zastanowienie, opuściła salę i ruszyła w głąb domu.

***

Choć bardzo tego nie chciała, musiała to zrobić. Ewelina szła wolno korytarzem w stronę drzwi zza których wyszła postać w ornacie. Wciąż czuła tę dziwną woń dobiegającą z pokoju. Drzwi były nieznacznie uchylone. Niepewnie wśliznęła się do pokoju. Jej wzrok przez chwilę dostosowywał się do ciemności. Sala była o wiele większa niż składzik w którym wcześniej się ukryła. Naprzeciwko wejścia zobaczyła coś na wzór sceny ukrytej zza kurtyną. Regały ułożone wzdłuż ścian zapełnione były setkami starych ksiąg, a w rogu na manekinie wisiał czerwony ornat. Ewelina podeszła do niego i ostrożnie dotknęła. Tym razem nie zobaczyła żadnej makabrycznej wizji. Podeszła do sceny i zajrzała za kotarę. Stały tam trzy wysokie słupy do których przywiązane były kobiety. Wszystkie uśmiechały się szeroko i patrzyły na Ewelinę. W ich oczach malowało się to samo przerażenie, które zobaczyła na twarzy policjanta.

– Witam Ewelino. Przywitała się już pani z moimi ukochanymi córkami?

W drzwiach opierając się o laskę, stał bardzo stary mężczyzna. Cała jego twarz pokryta była głębokimi bruzdami. Mężczyzna wskazał laską, aby Ewelina usiadła przy elegancko zastawionym stole. Sam usadowił się na jego drugim końcu. Do pokoju wszedł lokaj i rozpalił ogień w kominku.

– Czegoś pan sobie jeszcze życzy doktorze?

– Nie, dziękuje. Mam już wszystko co potrzeba. Możesz odejść. 

Siedzieli wpatrując się w siebie. Ewelina dopiero teraz, w świetle bijącym z kominka, dostrzegła, że mężczyzna nie posiada prawego oka.  Doktor wzniósł czarny kielich.

– Za Nowy Rok pani Ewelino. Nowy rok w dziejach ludzkości. Rok przybycia Tego Który Widzi Wszystko. Niech „Oculus” zawsze służy jemu i jego oczom.

– Kim pan jest doktorze?

– Tylko pokornym wyznawcą Jedynego. Zaintrygowałaś mnie odkąd tu trafiłaś. Erwin nie pomylił się co do ciebie. Wyglądasz bardzo niepozornie, ale twoje serce jest ciemniejsze niż dzisiejsza noc.

– O czym ty mówisz do cholery? Gdzie jest mój mąż? Gdzie Janek?

– Naprawdę martwisz się losem człowieka, który zdradzał cię tyle lat? Mnie nie oszukasz Ewelino. Mojemu oku nie ucieknie żaden szczegół. Wiem, że sądziłaś, że między wami koniec. Nic dla ciebie nie znaczy. Masz w nosie jego los. Po prostu boisz się tu zostać sama, prawda? Zupełnie niepotrzebnie. Jesteś wśród swoich. Wśród przyjaciół.

– Nie jesteście moimi przyjaciółmi tylko pieprzoną sektą.

– Zawsze zdarzają się sceptycy na drodze do odrodzenia gatunku ludzkiego. Zupełnie jak Abraham, który nie był w stanie zabić swego syna na górze Moria. Ten Który Widzi Wszystko potrzebuję krwi naszych dzieci. To konieczna ofiara do jego odrodzenia. Żyję na tym świecie już bardzo, bardzo długo moja droga. Spotkałem całą masę niedowiarków. Sekta? Słyszałem o wiele gorsze obelgi dotyczące naszej religii. W Doruchowie nazwano nas nawet sabatem wiedźm i czarownic. Zginęło tam wiele moich sióstr. Jednak przeszłość już na zawsze pozostanie przeszłością. Ich ofiara pozwoliła nam przetrwać i przygotować się do tej chwili.

– Powtórzę pytanie. Gdzie jest mój mąż?

– Musisz wiedzieć, że znaleźliście się tutaj przypadkiem. Nie byliście mi do niczego potrzebni, póki nie zaczęły się pewne komplikacje. Pieprzony policjant zbyt węszył. Wpadł na Widzącego i postradał rozum. Potrzebowaliśmy zamiennika. Pan Janek okazał się wspaniałym darem. Dlatego jeszcze żyjesz Ewelino. Nie jesteśmy bandą morderców. Jeśli nie trzeba, nie zabijamy. Pani miała kontakt z Widzącym i nie oszalała. To tylko utwierdziło Erwina w swoim przekonaniu, że da pani radę przeżyć przemianę. 

– Jaką przemianę?

– Przemianę ducha. To niebywały dar. Nie mieliśmy żadnych nowych członków od niepamiętnych czasów. Zyska pani łaskę oświecenia i to w momencie historycznym dla naszego zakonu.

– Kim więc właściwie jesteście? Jakim zakonem?

– Jesteśmy okiem na ziemi Tego Który Widzi Wszystko. Tej nocy nasz pan przybędzie osobiście na ziemię. Nadszedł czas, że „Oculus” ma wystarczająco dużo siły, by go przywołać.

Ewelina spojrzała na nóż leżący przed nią na stole. Póki co nie odważyłaby się po niego sięgnąć obawiając się czujnego oka rozmówcy. Postanowiła grać na czas.

– Czemu chcesz, żebym była jedną z was?

– Erwin to moja prawa ręka. Nie jest Widzącym, jednak posiada pewien specyficzny dar: potrafi dostrzec ludzką duszę i przejrzeć ją na wylot. Powiedział mi, że kiedy zobaczył was w samochodzie poczuł ogromny chłód bijący z pani. Trochę to trwało, zanim udało mu się panią rozgryźć. Wyznał mi, że dawno nie poczuł takiego respektu przed człowiekiem. Zdradził mi pani sekrety, pani Kilar. Przyznam, że gdyby ocenić panią jedynie za tą piękną buźkę, nie uwierzyłbym, że jest pani zdolna do takich rzeczy. Chłód i wyrafinowanie. Właśnie takich członków zakonu będzie nam potrzeba, kiedy On powróci.

– Nic o mnie nie wiesz! – wrzasnęła sięgając po nóż – Nie masz o mnie bladego pojęcia!

Doktor uśmiechnął się i dolał sobie wina. Pił powoli, małymi łyczkami. Ewelina oddychała ciężko.

– Dręczy panią sprawa małżeństwa. Łatwo jego rozpad zrzucić na zdradzającego męża. Ja jednak wiem, jakie myśli ukrywasz głęboko w sercu. Wiem, że to ty czujesz się odpowiedzialna za jego rozpad. Spójrz w mój oczodół, nie bądź nie śmiała. Zobacz swoje życie jeszcze raz i powiedz mi jakim cudem potrafisz jeszcze ze sobą wytrzymać.

Ewelina wbrew sobie spojrzała w oczodół starca. Cały jej świat zawirował. Zobaczyła siebie jako małe dziecko. Swoją siostrę, spadającą z domku na drzewie. To był przecież wypadek. Nie chciała jej tak mocno popchnąć. Nie zabiła siostry. To był tylko wypadek.

Błysk. Profesor wręcza jej oblane kolokwium. Ewelina idzie do jego gabinetu. Profesor śmieje się jej w twarz. Zamyka gabinet. Rozpina rozporek.

Kolejny przebłysk. Janek popada w depresję po utracie dziecka. Ewelina wyjeżdża na konwent literacki zostawiając go zupełnie samego. Kiedy wraca, ma żal do męża, że nie pyta ją o wrażenia z podróży.

Janek wręcza jej do przeczytania swoją powieść. Ewelina twierdzi, że nie ma czasu jej przeczytać. Mówi mu, że dobra literatura nie tworzy się sama z siebie i, że nie każdy może zostać pisarzem.

Janek wraca pijany do domu. Chce wyżalić się Ewelinie. Zaczyna mówić, że nie radzi sobie z sławą żony, byciem w jej ciągłym cieniu. Błaga ją o pomoc. Ewelina uderza go w twarz. Nie zamierza go słuchać.

Ewelina jest z Jankiem na bankiecie z okazji wydania jej nowej książki. Nie przedstawia nikomu swojego męża. Zostawia go całkiem samego, kiedy z dwoma pisarzami siada przy stoliku i zaczyna z nimi delikatnie flirtować. Do Janka podchodzi młoda dziewczyna, która okazuje się jego studentką. Rozmawiają.

– DOŚĆ! – wrzasnęła Ewelina – SKOŃCZ MIESZAĆ MI W GŁOWIE!

– To przecież tylko twoje wspomnienia – uśmiechnął się do niej doktor.

Otwarła oczy. Nóż wypadł jej z ręki i z ciężkim łoskotem uderzył o podłogę. Obok mężczyzny stało trzech Widzących. Ich ukryte w kapturach twarze, wydały się Ewelinie szczególnie upiorne. W milczeniu podeszli do związanych kobiet.

– Skoro już tu jesteś, to myślę, że możesz być uroczą towarzyszką dla sędziwego starca. Chciałbym się dobrze prezentować, sama rozumiesz. To dla mnie wyjątkowy wieczór.

Doktor wyciągnął za pleców długi flet. Ewelina doskonale wiedziała, z jakiego materiału jest wykonany. W kości wydrążono idealne otwory, całość zaś ozdobiono szlachetnymi kamieniami. Doktor uśmiechnął się i spojrzał na nią. Jego oko zmieniało barwę. Stawało się żółte jak słońce.

– Radziłbym zakryć uszy. Mimo, że słyszałaś już ten dźwięk, może on nie być miły dla ucha.

Doktor zagrał. Ogłuszył ją nienaturalny pisk, dokładnie taki sam jaki słyszeli z Jankiem w samochodzie. Ewelina znów poczuła się dziwnie. Lęk i przerażenie zaczęły opuszczać jej ciało. Pozostał spokój i relaks. Nie zabiją jej. Stanie się jedną z nich. Przeżyję. Odnalazła swoich braci i siostry. Będzie służyła Temu Który Widzi Wszystko. Wyda mu na świat potomstwo. Co roku spotykać się będą na pięknym balu i razem wychwalać pana. Jeszcze nigdy nie była taka szczęśliwa. Doktor odłożył flet z ludzkiej kości i podszedł do niej. Ewelina wtuliła się w jego ramię. Za nimi Widzący prowadzili resztę kobiet, również pogrążonych w transie.

– Jakże wspaniale będzie zostać złożoną w ofierze – pomyślała najmłodsza z nich – Wszystko służy Oku.

***

Kiedy weszli na salę, wszyscy powitali ich brawami. Doktor uśmiechnął się szeroko, zniewalając wszystkich swym młodym, pięknym obliczem. Ewelina w długiej, czerwonej sukni wciąż wtulała się w jego ramię. W miejscu w którym stała wcześniej orkiestra, krwią namalowano trzy koła przed którymi postawiono głęboką kamienną misę. Widzący ustawili kobiety w okręgach i stanęli za nimi.

– Witajcie moim mili bracia i siostry – przemówił doktor – Nich wszystko służy Oku! 

– Niech wszystko służy Oku! – chórem odpowiedział tłum.

– Bracia i siostry. Wiem, że wielu z was zwątpiło. Wiem, że pojawiły się głosy, że „Oculus” traci swą moc, słabnie. Dzisiejszej nocy położymy kres tym plotkom, albowiem pan do mnie przemówił. Ten Który Widzi Wszystko jest gotów, aby znów być między nami. Da nam siłę i poprowadzi nas ku nowemu życiu. Nastąpi pokój, świat bez zła i nienawiści, gdzie każda żywa istota będzie służyć Oku. Lata służby, zostaną nagrodzone. My, tutaj zebrani pierwsi dostąpimy łaski. Pan domaga się ofiar. Kobiety te– nasze córki, które przygarnęliśmy z tego umierającego świata na zawsze zostaną w naszej pamięci jako święte. Dziękuje wam, bowiem wasza ofiara nie pójdzie na marne.

Widzący wyciągnęli długie noże i poderżnęli kobietom gardła. Tłum wrzasnął z radości i padł na kolana wznosząc jakieś dziwaczne modły. Ewelina z uśmiechem patrzała jak krew brudzi białe rękawice Widzących, a następnie spływa do kamiennej misy. Pocałowała doktora w policzek.

– Wprowadźcie go – powiedział spokojnie doktor – Niech rozpocznie się rytuał.

Drzwi na salę otworzyły się. Widzący prowadził przerażonego, zakutego w kajdany Janka. Tłum wyciągnął ręce, chcąc choć na chwile dotknąć mężczyzny.

– Odwalcie się – Janek próbował ich odepchnąć – Spierdalajcie.

Kiedy podeszli do misy, doktor mocno przytulił Janka i spojrzał mu w oczy.

– Jesteś wyjątkowy. Teraz spełni się twój sen o sławie. Uwierz mi, że kiedy ta noc się skończy, każdy będzie znał twoje imię. Będzie one wychwalane na wieki.

Widzący otoczyli Janka. Próbował się bronić, jednak kiedy nałożyli mu ręce na ramiona, upadł na kolana. Wizję były zbyt silne. Nie był w stanie dłużej stawiać oporu. Wtedy spostrzegł Ewelinę.

– Kochanie… Błagam cię. Obudź się.

Ewelina uśmiechnęła się do niego szeroko. Jej mąż stanie się bohaterem, zbawcą świata. Jakże chciała mu teraz służyć. Jakże wielki zaszczyt go spotkał. Widzący zaczęli ciągnąć go w stronę kamiennej misy. Janek zrozumiał co zamierzają zrobić i zebrawszy wszystkie pozostałe mu siły, spróbował się wyrwać. Jeden z Widzących uderzył go w brzuch. Janek zgiął się w pół i upadł na ziemię.

– Skończcie ten cyrk – szepnął doktor – Nie możemy dłużej czekać. Właśnie wybiła północ.

Widzący znów go podnieśli. Tym razem Janek nie był już w stanie się ruszyć. Po raz ostatni spojrzał na Ewelinę. Widziała wyraźnie łzy spływające po jego policzku.

– Przepraszam cię za wszystko. Kocham cię.

Ewelinę zmroziło. Zadrżała. Jej mąż po raz pierwszy przeprosił. Czar prysnął. Ewelina spojrzała na tłum upiorów. Spalone, paskudne twarze o żółtych oczach i szczękach pełnych ostrych kłów. Upiory wyły przeraźliwie, wymachując długimi szponami. Doktor był najstraszniejszy. Jego twarz była popękana, odchodził z niej płaty mięsa. Spojrzał na nią swym żółtym ślepiem.

– Witaj na balu kruszynko – warknął – Dołącz do nas. Spodoba ci się.

Widzący dociągnęli Janka do kamiennej misy. Ewelina próbowała ich powstrzymać, jednak ktoś mocno pociągnął ją do tyłu. Mimo upiornej twarzy, poznała Klaudię.

– Dokąd się wybierasz maleńka?

Widzący podnieśli Janka i zanurzyli go w krwi. Ewelina wrzasnęła próbując wyrwać się z szpon Klaudii. Janek zupełnie zniknął pod krwią. Tłum zamilkł. Widzący wciąż trzymali Janka, dopiero po chwili puścili go i odeszli od misy. Janek jednak nie wynurzył się.

– Przybądź o Ty Który Widzisz Wszystko. Słudzy twoi, oczy twoje na tej ziemi czekają. O wielki, daj nam zaszczyt uczestnictwa w twym odrodzeniu. Spraw, aby…

Krew zabulgotała. Znów zapanowała cisza. Klaudia zwolniła uścisk i wpatrywała się w kamienną misę. Ewelina zapłakała gorzko i wolno ruszyła w stronę wyjścia. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Wszyscy w milczeniu wpatrywali się w doktora.

– To wszystko? – odezwał się ktoś z tłumu – Po prostu utopiliście kolesia w krwi?

– Wiara moi bracia i siostry. Tylko wiara…

Krew eksplodowała. Z misy wyłoniła się ręka i złapała doktora za gardło. Tłum krzyknął i cofną się do tyłu. Doktor próbował uwolnić się z uścisku, jednak nadaremnie. Po chwili szamotaniny, padł martwy na podłogę. Z misy zaczęły niczym węże wyłaniać się kolejne ręce. Ewelina dostrzegła teraz, że na każdej dłoni było usadzone czerwone oko przepatrujące się gościom. Nagle ręce wystrzeliły do przodu łapiąc Widzących za ich szaty i wciągnęły ich do misy z krwią. Dopiero wtedy wybuchła prawdziwa panik. Upiory zaczęły biegać chaotycznie i krzyczeć. Ich paskudne twarze były pełne przerażenia. Ewelina biegiem ruszyła w stronę wyjścia. Jeden z upiorów zagrodził jej drogę.

– Oszukano nas. Oszukano. „Oculus” nie przyzwał żadnego boga!

Ewelina odepchnęła go. Upiór zatoczył się i przewrócił. Usłyszała krzyk, kiedy tłum w panice zaczął tratować kolejne osoby. Bała się odwrócić. Między wrzaskami słyszała ryk. Ryk najprawdziwszego demona z czeluści piekieł. Sale zaczął wypełniać dym. Dom stanęła w płomieniach. Niektórzy goście płonęli krzycząc przeraźliwie. Ewelina odwróciła się w końcu i przez dym, na moment zobaczyła co takiego przywołał zakon „Oculus”. Ujrzała zarys potężnej humanoidalnej istoty o setkach rąk i jarzących się czerwonych ślepi. Wydawało się jej, że wszystkie wpatrują się w nią. Przerażona wybiega na dwór.

***

Nad ranem pod zgliszcza domu podjechał policyjny radiowóz. Strażacy powoli zbierali sprzęt. Nie było już czego ratować. Policjant Marek Poloczek podszedł do jednego z strażaków i zamienił z nim kilka zdań. Następnie wrócił do radiowozu.

– I jak szefie? – zapytał jego młodszy kolega

– Nie mają pojęcia jak to się stało, ale szczęśliwe w domu nie było nikogo, kiedy wybuchł pożar.

– Znamy przyczynę pożaru?

– Póki co nie. Skoro dom był pusty, to przypuszczam podpalenie. Jakieś dzieciaki schlały się w sylwestra i może wzięły to za świetną zabawę. Póki co, nie jesteśmy w stanie skontaktować się z panem Wrońskim.

– Czeka go niemiła niespodzianka. Nie chciałbym tak zaczynać nowego roku.

– Ja też. Wiesz coś o tym samochodzie, który znaleźliśmy na poboczu? – Marek przetarł oczy ze zmęczenia – Wiadomo już czyj jest?

– Według tablic należy do Jana Kilar. To też doktorek. Nie wiem szefie. Ten sylwester był naprawdę szalony. Najpierw to dziwne wezwanie…

– Jakie wezwanie?

– Rano dostaliśmy wezwanie, że znaleziono młodą kobietę w agonalnym stanie. Jest teraz w szpitalu. Nie miała przy sobie żadnych dokumentów.

– Dziwne… Coś mi się tu nie podoba. Chodź. Idziemy się przejść.

Obeszli to, co pozostało z domu. Marek zauważył dziwne ślady prowadzące do zagajnika oddalonego od domu jakieś dwa kilometry. Już chciał machnąć na to ręką, kiedy na śniegu zobaczył zakrzepniętą krew.

– Młody – zawołał swojego podwładnego – Widzisz to?

– Cholera. Trzeba by to sprawdzić, co nie? Może wezwiemy wsparcie?

– Spokojnie. Coś ty taki w gorącej wodzie kąpany? Nie będziemy męczyć chłopaków z byle powodu. Najpierw sprawdzimy to sami.

Ruszyli za śladami. Kiedy doszli do zagajnika, Marek zwrócił uwagę na niesamowitą ciszę, jaka tu panowała. Młody wyciągnął nagle pistolet.

– Szefie… Tam coś jest – przygryzł wargę – To chyba jakieś zwierze.

Marek spojrzał we wskazanym kierunku. Między drzewami dostrzegł olbrzymiego owczarka. Pies leżał na boku i oddychał ciężko. Marek poszedł w ślad za kolegą i wyciągnął broń.

– Tylko spokojnie. Wygląda na to, że jest ranny.

Powoli podeszli do psa i oboje opuścili bronie. Zwierze zdychało. Całe pokryte było głębokimi ranami. Błagalnie spojrzało na nich i zaskomliło cicho.

– Kto cię tak urządził piesku? Szefie, co robimy?

– Nie wiem. Nie ma raczej szans na przeżycie. Ciekawe co go tak poharatało? W całym swoim życiu nie widziałem tak ogromnego psa.

Młody wstał i w milczeniu przyglądał się skamlącemu zwierzęciu. Kiedy pies zawył, odwrócił wzrok.

– On się męczy. Może lepiej…

Marek kiwnął głową i wyciągnął pistolet. Podszedł do psa, który groźnie zawarczał.

– Cichutko malutki. Zaraz będzie po wszystkim. My psy trzymamy się razem wiesz?

Mężczyzna mógłby przyrzec, że owczarek popatrzył na niego błagalnie. Zamykając oczy nacisnął spust. Z drzew zerwały się kruki. Młody spojrzał w górę i znieruchomiał.

– No i po sprawie – powiedział Marek chowając broń – Zbieramy się Młody. Młody?

Jego kolega z przerażeniem wpatrywał się w górę. Marek podniósł wzrok i natychmiast dostrzegł co tak bardzo przeraziło jego przyjaciela. Spoglądały na nich oczy. Setki jarzących się na czerwono oczu. Z drzew niczym macki zaczęły wić się przeraźliwie chude ręce pokryte oczami. Młody krzyknął i zaczął strzelać. Dopiero czwarty strzał trafił w jedno oko. Rozległ się dziwny odgłos. Nagle ziemia zatrzęsła się i policjanci stanęli twarzą w twarz z Tym Który Widzi Wszystko. Marek nie wierzył dotychczas w Boga, czy też diabła. Nie sądził, że po śmierci jest jakieś inne życie. Jednak sekundę przed śmiercią cały jego dotychczasowy światopogląd uległ totalnemu zniszczeniu.

***

Bestia delikatnie wyłupała oko człowieka i włożyła je sobie na miejsce utraconego. Powoli wróciła na konary drzew i spojrzała na świat. Świat który niebawem miał utonąć we krwi. Bestia wiedziała, że jej czas nadszedł. Jednak coś cały czas nie dawało jej spokoju. Ludzka część jej jestestwa wciąż myślała o tej kobiecie, która była tam z wyznawcami. Bestia czuła, że ta maleńka istota jest bardzo ważna. Człowiek w bestii póki co spał, jednak nie była pewna co się stanie kiedy się przebudzi. Zaskoczył ją fakt, że był w stanie powstrzymać ją przed zabiciem tej kobiety. Co prawda czuła jego radość, kiedy pochłaniali ciała zabitych w domu upiorów, jednak nie potrafiła się zbliżyć do tej uciekającej w dal dziewczyny. Bestia czuła, że kochają tę dziewczynę i to właśnie ją niepokoiło. Ten mężczyzna którego ciało posłużyło jako budulec jej istnienia, nie umarł jak zakładał plan. Jednak bestia wiedziała co zrobić. Człowiek niech śpi. Niech śpi kiedy ona będzie rozrywać na kawałki tę głupią pluskwę. A kiedy się obudzi każe mu patrzeć na jej paskudne oko. Ta kobieta będzie zmuszona służyć Oku. Wszystko służy Oku! Bestię uderzyła fala obrazów, które przez całe życie widziało oko policjanta. Uśmiechnęła się, paskudnie wyszczerzając szczękę pełną kłów. Ta kobieta jest w szpitalu. Bestia zaryczała. Pora by ruszyć na łowy.

***

Był środek nocy, kiedy Ewelina obudziła się z krzykiem. Nie pojmowała gdzie jest. Dopiero kroplówka uświadomiła jej, że znajduje się w szpitalu. Próbowała podnieść się, jednak nie miała w sobie na tyle siły. Nie wiedziała jak się tu znalazła. Ostanie co pamiętała to moment w którym zobaczyła w oddali miasteczko. Chyba wtedy zemdlała. Nacisnęła przycisk, aby przywołać pielęgniarkę i rozejrzała się po sali. Pozostałe łóżka były puste. Była sama. Odczekała około pięciu minut i ponownie nacisnęła przycisk. Zaczęły wracać wspomnienia. Nie była do końca pewna, co wydarzyło się naprawdę, a co mogło być tylko jej koszmarem. Nagle zrobiło się jej niedobrze i zwymiotowała. Pielęgniarka nadal nie przychodziła. Ewelinie niezdarnie udało się usiąść na skraju łóżka. Na korytarzu paliło się światło. Postanowiła zaryzykować i spróbowała wstać na nogi. Z ciężkim trudem udało się jej utrzymać równowagę. Powoli, podtrzymując się stelażu kroplówki ruszyła przed siebie. Korytarz był pusty. Naprzeciwko, w gabinecie pielęgniarskim nawet nie paliło się światło. Ewelina spróbowała krzyknąć, jednak z jej gardła wydobyło się jedynie ciche stęknięcie. Przeszły ją ciarki. Po chwili postanowiła wrócić na salę. Cóż innego mogłaby teraz zrobić w tym stanie? Kiedy już wchodziła, na końcu korytarza zobaczyła chłopca w białej piżamie. Machnęła do niego. Nie była pewna, ale wydawało się jej, że chłopiec dziwnie oblizał się na jej widok.

– Mam przewidzenie – powiedziała sama do siebie – To wszystko to tylko zły sen.

Kiedy udało się jej usiąść na swoim łóżku, uderzyła w nią ogromna fala smutku. Przypomniała sobie wszystko. Kłótnie z Jankiem, utknięcie w zamieci, bal upiorów, a przede wszystkim istotę, która narodziła się z jej męża. Setki czerwonych oczu i rąk. Znów przeszły ją ciarki.

– To się nie wydarzyło – szeptała, zalewając się we łzach – To wszystko się nie wydarzyło.

Drzwi do sali otworzyły się powoli. Stał w nich chłopiec, którego widziała na korytarzu. Uśmiechał się do niej, szczerząc ogromne kły. Ewelina z pomiędzy czarnych włosów dostrzegła czerwone oczy. Chłopiec podchodził do niej wolno oblizując się długim językiem.

– A więc mnie znalazłeś – powiedziała cicho – Nie pozwoliłeś mi odejść.

Chłopiec zatrzymał się kilka metrów przy łóżku i wyciągnął w jej kierunku rękę. Zarówno dłoń jak i ramię porośnięte były czerwonymi oczami, które z przerażeniem wpatrywały się w Ewelinę.

– To wszystko oczy twoich ofiar prawda?

Chłopiec kiwnął głową. Zdarł z siebie koszulę. Jego tors również pokrywały dziesiątki oczu. Wskazał jej dwa puste punkty w okolicach klatki piersiowej.

– Wszystko służy Oku – usłyszała głos doktora – Poddaj się Temu Który Widzi Wszystko. Zapomnij o bólu i cierpieniu. Chodź do nas. Do swoich braci i sióstr. Oddaj się dobrowolnie swemu panu.

– To koniec – pomyślała Ewelina. Nie miała sił by spróbować uciec. Nie pozostało nic innego jak poddać się. Nie odczuwała już strachu, jedynie rezygnację. Bestia wygrała. Szeroko otworzyła oczy. Chłopiec wyciągnął rękę w jej stronę. Delikatnie złapał za oko. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, przez co kły zaczęły przebijać mu usta.

– Może zaboleć – znów usłyszała głos doktora – Trzymaj się siostro.

Ewelina poczuła jak pazury chłopca zaciskają się powoli, jednak nagle się zatrzymały. Z jego twarzy zniknął uśmiech, zastąpił go grymas niezadowolenia. Ewelina ze zdziwieniem wpatrywała się w ogromne oko na dłoni potwora. Oko, które z czerwonego koloru, zaczęło zmieniać się w niebieski. Nagle zrozumiała. Janek wciąż żył w tym potworze. Żył i walczył z całych sił, aby jej nie stała się krzywda.

– Zostawmy ją – usłyszała głos Janka – Musimy dać jej spokój.

Chłopiec cofnął rękę. Oczy wciąż zmieniały kolor z czerwonych na niebieskie i z powrotem. Chłopiec zaczął się rzucać po całym pomieszczeniu. Ewelina z przerażeniem wpatrywała się w tę batalię. Nagle chłopiec bez żadnego ostrzeżenia wyrwał sobie oko. Zapanowała cisza. Bestia spojrzała na nią z krwawiącym oczodołem.

– Ewelina, oślep nas! – w jej głowie odezwał się glos Janka – Zniszcz drugie oko, ja nas przytrzymam.

Ewelina spojrzała w jego twarz. Wszystkie oczy na reszcie ciała miały niebieski kolor, poza jednym lewym okiem na twarzy chłopca, które wciąż pozostawało czerwone. Zrozumiała, że to naturalne oczy Tego Który Widzi Wszystko. Sięgnęła po długopis, który leżał na jej stoliku nocnym i zadała cios. Chybiła. Kilka centymetrów przed okiem, reszta oczu znów stała się czerwona. Bestia przejęła kontrolę i szybko odskoczyła do tyłu. Zaczęła się przeistaczać. Ewelina dostrzegła podczas przemiany setki twarzy ofiar pochłoniętych przez bestię. W końcu potwór stanął przed nią w całej okazałości, ledwo mieszcząc się w pomieszczeniu. Dziesiątki rąk niczym węże pełzało po ścianach, oplatając łóżka i szafki. Bestia pochyliła się i spojrzała na nią swym prawdziwym okiem. Grube, czarne kołtuny kołysały się przed nią co chwilę ukazując lśniące kły. Ewelina zamknęła oczy i czekała na śmierć. Bestia warknęła głośno i rzuciła się na nią, jednak zamiast bólu, poczuła delikatny pocałunek na policzku. Otworzyła oczy. Pysk bestii delikatnie opadł na jej kolana. Ewelina dostrzegła, że długi pazur jednej z rąk przebił drugie oko. Wpatrywały się w nią niebieskie, załzawione oczy.

– Kocham cię. Wybacz mi wszystko. Chcę, żebyś widziała, że zawszę będę cię kochał.

Oczy zaczęły się powoli zamykać, a z każdym zamknięciem, ciało bestii zaczęło znikać. Po chwili Ewelina została całkowicie sama w zdezelowanej sali. Nie czuła nic. Kilka sekund później zemdlała.

***

– Możesz mi to wszystko wyjaśnić? – zapytał łysy mężczyzna w garniturze – Co tam się stało?

Erwin skulił się w fotelu. Jego ręce drżały. Łysy wstał i oparł się o biurko.

– Wrońskiemu udało się otworzyć bramę – zaczął powoli Erwin – Jednak, tak jak myśleliśmy, rytuał krwi nie odniósł pożądanego skutku. Cokolwiek wyszło z tej bramy, nie było dobre. Zabiło wszystkich, łącznie z Widzącymi. Ledwo uciekłem. Z tego co wiem, z zakonu tylko ja przeżyłem.

– Miałeś nie dopuścić do tej sytuacji. Na Tego Który Widzi! Czy ty wiesz jaki to cios dla zakonu?

Łysy trzasnął pięścią w stół tak mocno, że Erwin aż podskoczył w fotelu. Łysy podszedł do okna.

– A co z tą istotą? Podejrzewam, że ten cały szum w mediach o tym opustoszałym szpitalu to jej sprawka?

– Tak. Istota najprawdopodobniej ruszyła za tą ludzką kobietą, która była w domu Wrońskiego.

– Dlaczego? Jeśli była tym, czego obawiają się moi Widzący, to po licho rzuciła się w pogoń za jedną nic nieznaczącą kobietą?

– Wydaję mi się, że ten człowiek, jej mąż, wcale nie umarł podczas rytuału. Ze spoił się z tą istotą.

– Co z tą Eweliną? – zapytał łysy wciąż wpatrując się w okno – Powiedziała coś kiedy ją znaleźli?

– Z tego co dowiedzieli się nasi członkowie, umieszczono ją w szpitalu psychiatrycznym.

– Za to co opowiadała?

– Nie. Stwierdzono u niej silne załamanie nerwowe. Z tego co wiemy, odkąd ją znaleźli, nie odezwała się do nikogo nawet słowem. Myślę, że nie musimy się jej obawiać.

Łysy westchnął i usiadł przy biurku. Wpatrywał się w Erwina swoimi żółtymi oczami.

– Ujmę to tak. Zjebałeś sprawę. Naraziłeś cały zakon na odkrycie i zniszczenie. Doprowadziłeś do sprowadzenia jakiegoś cholernego pomiotu do naszego świata. Naprawdę ci ufałem Erwin. Wroński zawsze był zdrowo pojebany, dlatego właśnie chciałem, żeby ktoś z głową miał na niego oko. Czemu mu na to wszystko pozwoliłeś?

Erwin sam nie znał odpowiedzi na to pytanie. W milczeniu przyglądał się swoim rękom. Łysy zapalił cygaro i spojrzał na sufit. Siedzieli tak w milczeniu, każdy pogrążony we własnych myślach.

– Dobrze – Łysy wstał i podszedł do Erwina – Oko jest łaskawe przyjacielu. Cieszę się, że chociaż tobie udało się wrócić do nas całemu i zdrowemu.

– Przepraszam Ojcze.

– Spokojnie. „Oculus” jest silny. Ta historia i tak nie skończyła się najgorzej. Możesz odjeść.

– Ojcze? – Erwin zatrzymał się przy drzwiach – A jeśli nasza religia się myli?

Łysy spojrzał na niego i uśmiechnął się.

– Nie wątp synu. Ten Który Widzi Wszystko jest wspaniałym Panem. Dobrym i sprawiedliwym. Przyniesie światu pokój i dobrobyt. Nie daj zastraszyć się jakimś bytom z czeluści tamtego świata. Kiedy nadejdzie czas Oka na ziemi dostąpimy raju. Idź się pomodlić o siłę. Czeka nas sporo pracy.

Erwin w milczeniu opuścił pokój. Łysy wyrzucił do kosza stertę dokumentów. Jego żółte oko zmieniło kolor na czerwony. Uśmiechnął się szeroko ukazując kły. Poczuł jak na jego ciele otwierają się setki oczu i wpatrują się w niego głodne i zniecierpliwione wiecznym czekaniem.

– Spokojnie moi bracia – szepnął – Już znam sposób, aby was wszystkich uwolnić. Wszystko służy Oku!

Koniec

Komentarze

Przykro mi, Avge, ale Twoje opowiadanie przeczytałam z największym trudem. Lubię horrory i czytam je chętnie, ale Niezapomniany bal raczej nie przetrwa w pamięci.

Opowiadanie nie podobało mi się od początku, kiedy to zdawałoby się niegłupi facet postępuje jak idiota i zamiast pojechać autostradą, ryzykuje wielogodzinną podróż bocznymi drogami, podczas gdy komunikaty radiowe ostrzegają przed pogarszającymi się warunkami atmosferycznymi. A żona, taka mądra, nie protestuje. Jak im się w ogóle udało jechać, skoro kiedy się zatrzymali, zaspy sięgały prawie do okna? Czy śnieg leżał tylko na poboczu a na drogę nie padał?

No a dalej to już schemat za schematem – zjawiają się obcy, zapraszają do domu na odludziu, a bohaterowie pełni ufności, jak dzieci, idą z nimi. Potem mamy trochę makabry, trochę czegoś nadprzyrodzonego, jakieś rytuały – czyli klasyka, ale podana w mało ciekawej formie.

Jakoś zniosłabym pewnie różne niedoskonałości fabularne, gdyby opowiadanie było porządnie napisane. Ale nie jest. Ogromna ilość wszelkich błędów – zlekceważona interpunkcja, ortografia, szalejąca zaimkoza, nieudolnie konstruowane zdania, źle zapisane dialogi, literówki, powtórzenia – wręcz uniemożliwia skupienie się na treści. Część usterek wypisałam, ale pozostało pewnie jeszcze drugie, a może i trzecie tyle.

 

„Chociaż … Nie była taka pewna, czy aby na pewno nie był w stanie się do tego posunąć”. – Zbędna spacja przed wielokropkiem.

 

„-, O co Ci znowu chodzi?” – Co robi przecinek po dywizie? Zaimki piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

Ten błąd powtarza się kilkakrotnie.

 

„Wciąż przed oczyma miała jego i  głupią dziewuchę…”Wciąż przed oczyma miała jego i  głupią dziewuchę

 

„Jan Kilar. Mąż tej o to słynnej pisarki”.Jan Kilar. Mąż tej oto słynnej pisarki.

 

Nie ważne. Pieprzony dupek”.Nieważne. Pieprzony dupek.

 

„Ewelina była początkowo jego studentką. Kiedy skończyła studia zgłosiła się do niego, aby fachowym okiem ocenił jej pierwszy zbiór opowiadań. Pamiętał doskonale jak zaskoczył go jej wspaniały dojrzały i nowatorski styl”. – Przykład nadmiaru zaimków.

 

„Całą swoją frustrację i gniew wyładowywał wdając się w serie romansów ze swoimi studentkami”. – Literówka.

 

„Zapalił silnik i włączył się w ruch”. – Czy zapalenie silnika powodowało uruchomienie się Janka? ;-)

Proponuję: Zapalił silnik i włączył się do ruchu.

 

„Ewelina spojrzała na tarczę swojego zegarka”. – Zbędny zaimek. Czy było możliwe, by patrzyła na cudzy zegarek?

 

Wskazówki wskazywały godzinę dwudziestą”. – Paskudne powtórzenie.

Proponuję: Była dwudziesta.

 

„…mniej uczęszczanych dróg. Ewelina już chciała zwrócić mu uwagę, że z powodu pogody mogą utknąć gdzieś na drodze…” – Powtórzenie.

Proponuję w drugim zdaniu: …mogą utknąć gdzieś na trasie

 

„Komendant Piotr Kula z Łódzkiej policji nie potwierdza…”Komendant Piotr Kula z łódzkiej policji nie potwierdza

 

„Co robię źle? Powiesz mi? Co mam robić?– zapytał wciąż się w nią wpatrując”. – Brak spacji przed półpauzą.

Ten błąd powtarza się kilkakrotnie.

 

„W samochodzie ponownie zapanowała cisza”. – Wolałbym; W samochodzie ponownie zapadła cisza.  

 

Po za tym, że myślałam, że ogłuchnę, to całkiem, całkiem”.Poza tym, że myślałam, że ogłuchnę, to całkiem, całkiem.

 

„Ewelina zmusiła się do cofnięcia jego ręki”. – Wolałabym: Ewelina zmusiła się do odsunięcia jego ręki.

 

Odpal samochód. Proszę cię, zabierz nas stąd. Janek spróbował zapalić…” – Dlaczego silnik jest wyłączony? Kiedy Janek wyłączył silnik, którego obiecał nie wyłączać?

 

„No, nie powiem, żeby pogoda powitała nowy rok czule…”No, nie powiem, żeby pogoda powitała Nowy Rok czule

 

„Niech pan spróbuje odpalić. Muszę trochę posłuchać, żeby wiedzieć, co jest na rzeczy.

Janek ponownie spróbował odpalić samochód”. – Powtórzenie.

Proponuję w ostatnim zdaniu: Janek ponownie spróbował uruchomić samochód.

 

„Nie chce państwa martwić, ale utknęli tu państwo na dobre”. – Literówka.

 

„Od głównej drogi, odbijała uliczka, która prowadziła do ogromnego, rozświetlonego domu”. – Na pustkowiu nie ma ulic ani uliczek. To mogła być ścieżka, droga, dróżka.

 

„To pewnie przez zamieć”.To pewnie przez zamieć.

 

„Jeśli te przeklęte wietrzysko nie zerwało nigdzie linii…”Jeśli to przeklęte wietrzysko nie zerwało nigdzie linii

 

„Doktor Jan Kilar, a ta o to przeurocza pani to moja żona, Ewelina”.Doktor Jan Kilar, a ta oto przeurocza pani, to moja żona, Ewelina.

 

„Klaudia i Kamil wybuchli śmiechem i w trójkę ruszyli przodem”. – W jaki sposób Klaudia i Kamil tworzyli trójkę? ;-)

Proponuję: Klaudia i Kamil wybuchnęli śmiechem i ruszyli przodem.

 

„Nie zdążyła nawet wygarnąć mu tego niespodziewanego pocałunku”. – Jak i skąd Ewelina chciała wygarnąć mężowi niespodziewany pocałunek? ;-)

 

Budowla miała kształt prostokątaczteroma wysokimi wieżyczkami przypadającymi na każdy róg”. – Nie wydaje mi się, by jakakolwiek budowla mogła mieć kształt prostokąta. ;-)

Pewnie miało być: Budowla była wzniesiona na planie prostokąta, z czterema wysokimi wieżyczkami w każdym rogu.

 

„Kamil wbił pochodnię do śniegu”.Kamil wbił pochodnię w śnieg.

 

„Po chwili do jej uszy doszła przepiękna muzyka dobiegająca zza ogromnych, zamkniętych drzwi”. – Jakim sposobem muzyka dochodzi, skoro dobiega, w dodatku do uszy? ;-)

 

„Chciałaś zabawy sylwestrowej, udziału w eleganckim balu i o to proszę…”Chciałaś zabawy sylwestrowej, udziału w eleganckim balu i o to proszę

 

„Nawet jeśli będzie to nasz ostatni sylwester jako małżeństwo”. – Szok! Właśnie się dowiedziałam, że sylwester może być małżeństwem. ;-)

Proponuję: Nawet jeśli będzie to dla nas, jako małżeństwa, ostatni sylwester.

 

„Ewelina z trudem dojrzała w tłumie dyrygenta, starszego mężczyznę, dyrygującego, wyglądającą jak ze złota batutą”. – Paskudne powtórzenie.

Jeśli z trudem dojrzała kapelmistrza, to jakim cudem zauważyła mały szczegół, jakim jest batuta?

 

„…którzy w akompaniamencie okrzyków i aplauzów wykonywali swój popisowy numer…” – …którzy przy akompaniamencie okrzyków i aplauzu, wykonywali swój popisowy numer

 

„…jednak ciężko jej było uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę”. – …jednak trudno było jej uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.

Ciężkie jest coś, co dużo waży.

 

„Myślę, że przy takiej ilości ludzi i tak nikt nie zorientowałby się nadprogramową ilością gości”.Myślę, że przy takiej liczbie ludzi i tak nikt nie zorientowałby się, że są nadprogramowi goście.

 

„Po chwili podała mężowi kieliszek i poprosiła o dokładkę”. – Dokładka to dodatkowa porcja jedzenia.

 

„Tancerze wirujący równo do wspaniałej muzyki, akrobacje zachwycające każdego, kto na nie spojrzał, wspaniały zapach potraw…” – Powtórzenie.

 

„Janek zakasująco dobrze prowadził”. – A kogóż to Janek chciał zakasować dobrym prowadzeniem? ;-)

Pewnie miało być: Janek zaskakująco dobrze prowadził.

 

„…wspólne lunche, pierwsza randka…” – …wspólne lancze, pierwsza randka

Stosujemy pisownię spolszczoną.

 

„Orkiestra skończyła utwór i sale wypełniły gromkie brawa”. – Literówka.

 

„Jak na zawołanie, z tłumu wyłonił się Kamil i Klaudia”. – Rozumiem, że Kamil i Klaudia stali się jednością.

Powinno być: Jak na zawołanie, z tłumu wyłonili się Kamil i Klaudia.

 

„Zaprowadzę Ewelinę, a panowie niech się napiją i pogadają o swoich męskich sprawach. Proszę, za mną”. – Wolałabym: Zaprowadzę Ewelinę, a panowie niech się napiją i pogadają o męskich sprawach. Proszę ze mną.

 

„Im głębiej domu się znajdowali, tym bardziej wszystko wydawało się dziwniejsze”. – Co to znaczy znajdować się głębiej domu? Piszesz o kobietach, więc znajdowały!

Proponuję: Im dalej/ dłużej podążały korytarzem/ korytarzami

 

„Pomieszczenie całe wyłożone było białymi kafelkami. Ogromne lustro ciągnęło się na długość całej ściany…” – Powtórzenie.

Proponuję: Pomieszczenie wyłożono białymi kafelkami. Ogromne lustro zajmowało całą ścianę

 

„Cała kabina była w krwi, a na ubikacji siedziało zmasakrowane ciało”.Cała kabina była w krwi, a na sedesie/ muszli siedziało zmasakrowane ciało.

Za SJP: ubikacja  «pomieszczenie, w którym można załatwić swoje potrzeby fizjologiczne»

 

„Ewelina trząsnęła drzwiami i zwymiotowała do umywalki”. – Literówka, chyba że wstrząśnięta Ewelina trząsnęła drzwiami, ale wydaje mi się, że raczej trzasnęła. ;-)

 

„Powoli zaczęła przesuwać się w stronę wyjścia, kiedy bez żadnej zapowiedzi zgasło światło”. – W jaki sposób światło zapowiada, że zgaśnie? ;-)

 

Wrzasnęła głośno, po czym zaczęła biec po omacku w stronę drzwi”. – Masło maślane – nie można wrzeszczeć po cichu. ;-)

 

„Ewelina ciężko upadła na podłogę. Oddychała ciężko…” – Powtórzenie.

 

„Ruszyła w dół korytarza”. – Czy to był pochyły korytarz, jak w kopalni? ;-)

 

„Na kilka sekund zobaczyła wysoką zamaskowaną postać odzianą w czerwony ornat. Strój przypominał jej szaty noszone przez członków Ku Klux Klanu”. – Nie wydaje mi się, by ornat mógł w jakikolwiek sposób przypominać rytualny stój Ku Klux Klanu. Nawet kobiecie w szoku.

 

„Rozejrzała się po pokoju, który okazał się składzikiem. Wszystko pokrywała gruba warstwa kurzu”. – Pokoik był oczywiście oświetlony i wszystko było widać…

 

„Wystraszona przyległa do ściany”.Wystraszona, przylgnęła do ściany.

 

„W końcu przystanęłaby złapać oddech”.W końcu przystanęła, by złapać oddech.

 

„Wiedziała, że musi po niego wrócić, jednak nie potrafiła znaleźć w sobie na tyle odwagi”.

 – Wiedziała, że musi po niego wrócić, jednak nie potrafiła znaleźć w sobie tyle odwagi.

 

Zwierze zachowywało się dziwnie”. – Literówka.

 

„Ewelina zauważyła z przerażeniem, że pies ma na sobie resztki poszarpanego policyjnego munduru”. – Pies był ubrany w poszarpany mundur?

 

Nie mądrze jest wychodzić na dwór…”Niemądrze jest wychodzić na dwór

 

„Przy stołach siedzieli wpół przytomni mężczyźni…”Przy stołach siedzieli wpółprzytomni mężczyźni

 

„Proszę zobaczyć co alkohol robi z ludźmi. Po obróceniu kilku kieliszków, w głowie mają tylko jedno”. – Chciałam się przekonać na własnej skórze, więc wzięłam kilka kieliszków i obracałam je. Nic się nie wydarzyło, a w głowie miałam wiele. ;-)

 

„Regały ułożone wzdłuż ścian…”Regały ustawione wzdłuż ścian

 

„…gdyby ocenić panią jedynie za piękną buźkę…” – …gdyby ocenić panią jedynie za piękną buźkę

 

„Spójrz w mój oczodół, nie bądź nie śmiała”.Spójrz w mój oczodół, nie bądź nieśmiała.

 

„Zaczyna mówić, że nie radzi sobie z sławą żony…Zaczyna mówić, że nie radzi sobie ze sławą żony

 

„Nóż wypadł jej z ręki i z ciężkim łoskotem uderzył o podłogę”. – Nóż może upaść na podłogę, co najwyżej, z głośnym brzękiem. A w pokoju zapewne były dywany, więc i o brzęk raczej trudno, że nie wspomnę o ciężkim łoskocie. ;-)

 

„Ich ukryte w kapturach twarze, wydały się Ewelinie szczególnie upiorne”. – Skoro twarze były ukryte, Ewelina ich nie widziała. ;-)

 

„Nie zabiją jej. Stanie się jedną z nich. Przeżyję”. – Literówka.

 

„Witajcie moim mili bracia i siostry…” – Literówka.

 

„Próbował się bronić, jednak kiedy nałożyli mu ręce na ramiona…” – W jaki sposób nakłada się komuś ręce na ramiona?

 

Wizję były zbyt silne”. – Literówka.

 

„Ewelina wrzasnęła próbując wyrwać się z szpon Klaudii”.Ewelina wrzasnęła próbując wyrwać się ze szponów Klaudii.

 

„Tłum krzyknął i cofną się do tyłu”. – Kolejna paczka masła maślanego. Czy można cofnąć się do przodu? ;-)

Wystarczy: Tłum krzyknął i cofnął się.

 

„…na każdej dłoni było usadzone czerwone oko przepatrujące się gościom”. – W jaki sposób można usadzić oko? Literówka.

 

„Dopiero wtedy wybuchła prawdziwa panik”. – Literówka.

 

„Usłyszała krzyk, kiedy tłum w panice zaczął tratować kolejne osoby”. – Jakie osoby, skoro tam były same demony? Osoba, to jednostka ludzka.

 

Sale zaczął wypełniać dym”. – Literówka.

 

„Dom stanęła w płomieniach”. – Czy dom nagle był zniewieściał? ;-)

 

„Policjant Marek Poloczek podszedł do jednego z strażaków…” – Policjant Marek Poloczek podszedł do jednego ze strażaków

 

„Według tablic należy do Jana Kilar”.Według tablic należy do Jana Kilara.

 

Chodź. Idziemy się przejść”. – Duża paczka masła maślanego!

Proponuję: Chodź, przejdziemy się.

 

„…kiedy na śniegu zobaczył zakrzepniętą krew”. – Krew, nim by zakrzepła, chyba wsiąknęłaby w śnieg. Na śniegu byłyby raczej krwawe ślady.

 

„Ruszyli za śladami”. – To znaczy, że ślady poszły przodem… ;-)

Proponuję: Ruszyli po śladach.

 

„…Marek zwrócił uwagę na niesamowitą ciszę, jaka tu panowała”. – …Marek zwrócił uwagę na niesamowitą ciszę, która tu panowała.

 

„To chyba jakieś zwierze”. – Literówka.

 

„Powoli podeszli do psa i oboje opuścili bronie”.Powoli podeszli do psa i obaj opuścili broń.

Tam było dwóch mężczyzn. Oboje, to kobieta i mężczyzna. Oboje, to także dęte instrumenty drewniane.

 

„Mężczyzna mógłby przyrzec, że owczarek popatrzył na niego błagalnie. Zamykając oczy nacisnął spust”. – Zrozumiałam, że owczarek, zamykając oczy, nacisnął spust. ;-)

 

„Jego kolega z przerażeniem wpatrywał się w górę”. – Zrozumiałam, że tam była góra, w którą wpatrywał się policjant.

Może: Jego kolega z przerażeniem patrzył w górę/ w niebo.

 

„Próbowała podnieść się, jednak nie miała w sobie na tyle siły”.Próbowała podnieść się, jednak nie miała tyle siły. Lub: Próbowała podnieść się, jednak nie miała siły.

 

„Postanowiła zaryzykować i spróbowała wstać na nogi”. – Czy można stanąć inaczej, nie na nogi?

Proponuję: Postanowiła zaryzykować i spróbowała wstać.

 

„Z ciężkim trudem udało się jej utrzymać równowagę”.Z dużym/ wielkim/ ogromnym trudem udało się jej utrzymać równowagę.

 

„Powoli, podtrzymując się stelażu kroplówki ruszyła przed siebie”.Powoli, przytrzymując się stelaża kroplówki ruszyła/ zaczęła iść.

Mało prawdopodobne, by Ewelina, wstawszy, zaczęła iść do tyłu. ;-)

 

„Mam przewidzenie – powiedziała sama do siebie…”Mam przywidzenie – powiedziała sama do siebie

 

„Kiedy udało się jej usiąść na swoim łóżku, uderzyła w nią ogromna fala smutku”. – Wolałabym: Kiedy udało się jej usiąść na łóżku, poczuła ogromną falę smutku.

 

„To się nie wydarzyło – szeptała, zalewając się we łzach…” – Zdanie sugeruje, że dziewczyna, płacząc, zalewa się. Przypuszczalnie w trupa… ;-)

Proponuję: To się nie wydarzyło – szeptała, zalewając się łzami

 

„Ewelina z pomiędzy czarnych włosów dostrzegła czerwone oczy”. – Czy Ewelina, spomiędzy czarnych włosów, mogła cokolwiek dojrzeć?

Pewnie miało być: Ewelina, wśród czarnych włosów, dostrzegła czerwone oczy.

 

„Chłopiec zatrzymał się kilka metrów przy łóżku…” – Jak można zatrzymać się kilka metrów? ;-)

 

„Chłopiec wyciągnął rękę w jej stronę. Delikatnie złapał za oko”. – Nie można złapać za oko, nawet wyłupiaste. ;-)

 

„Oko, które z czerwonego koloru, zaczęło zmieniać się w niebieski”. – Oko było z czerwonego koloru, doprawdy? ;-)

Proponuję: Oko, którego czerwony kolor, zaczął zmieniać się w niebieski.

 

„Wydaję mi się, że ten człowiek, jej mąż, wcale nie umarł podczas rytuału. Ze spoił się z tą istotą”. – Tym razem Janek upił się w towarzystwie pewnej istoty. ;-)  

Pewnie w ostatnim zdaniu miało być: Zespolił się z tą istotą.

 

„Z tego co dowiedzieli się nasi członkowie, umieszczono ją w szpitalu psychiatrycznym”.Z tego czego dowiedzieli się…

Jacy członkowie, skoro zostało tylko dwóch, właśnie rozmawiających? Kilka zdań wcześniej napisałeś: „Zabiło wszystkich, łącznie z Widzącymi. Ledwo uciekłem. Z tego co wiem, z zakonu tylko ja przeżyłem”.

 

„Cieszę się, że chociaż tobie udało się wrócić do nas całemu i zdrowemu”.Cieszę się, że chociaż tobie udało się wrócić do nas cało i zdrowo. Lub: Cieszę się, że chociaż ty wróciłeś do nas, cały i zdrowy.

 

„Ta historia i tak nie skończyła się najgorzej. Możesz odjeść”. – Co może odjeść i w jaki sposób? ;-)

Pewnie w ostatnim zdaniu miało być: Możesz odejść.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobrnąłem do sceny nadejścia ludzi z pochodniami. Sporymi krokami “pomaszerowałem” na koniec tekstu, ot tak, z ciekawości, czy nadal będę natykał się na takie same bądź podobne błędy w tej samej proporcji do przeczytanych zdań – tak, niestety, było.

Regulatorzy napisała o tym opowiadaniu wszystko, co można napisać, mi więc pozostaje tylko westchnąć i postawić kropkę.

Błędów sporo, i nic tu nowego nie napiszę niż to o czym wspomniał Adam i regulatorzy. Tekstowi po prostu brakuje poleżenia w szufladzie kilka dni, albo dwóch tygodni. Wtedy, po przejrzeniu, powinieneś wyłapać błędy i braki fabularne. Niestety, tekst mi się przez to nie podoba. Ale pisz, próbuj dalej.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Nowa Fantastyka