- Opowiadanie: Hasz - Ezhador, Volquin i Bracia

Ezhador, Volquin i Bracia

Po korektach i z dodanym zakończeniem.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Ezhador, Volquin i Bracia

– Gd’dzirus m’tag g’n zandaj – powiedział Ezhador.

Co w języku Ghazarów znaczyło: – Na tobie spoczywa los twoich ludzi.

Volquin usłyszał te słowa, gdy z braćmi swymi i drużyną do siedziby Haszorasa się zbliżał. Już przełęcz Sikorów przekraczał, gdy Ezhador pokazał im swe łuski i paszczę ogniem Derthorów zięjącą. Smokiem był Ezhador, nobliwym i starożytnym, i od wieków Sikorów przepaści pilnował. Od każdego podróżnika myto pobierał a zwyczajne ono nigdy nie było. Zawsze żądał tego, czego podróżnik w pułapkę zapędzony dać mu nie mógł, i w ten sposób pożywienie dla siebie zdobywał, czyny swoje niecne w sprawiedliwości szaty ubierając.

Volquin podniósł dłoń do góry i na znak jego Etayon i King Magik (Uczuciowym zwany gdyż serce miał miekkie jak białogłowa) uzdy koni ściągnęli i stanęli murem.

 – N’igura dziraj! – zasyczał Ezhador.

Etayon władał ghazarskim językiem, gdyż od dziecka na dworze Garlona Wspaniałego przebywał, który sławę i przydomek zdobył nie czynami miecza, lecz biblioteką wszystkie inne przewyższającą. Voluminy w oślą skórę oprawne, stały równymi rzędami w licznych komnatach, na dębowych, sczerniałych od starości półkach, uginających się pod ich ciężarem w pomroku świec woskowych,. Tam Etayon rozumienia języków rozlicznych się nauczył i teraz towarzyszom swoim przetłumaczył: – Zsiadajcie z koni.

Posłuchali od razu, Ezhador budził respekt bowiem i starożytny był, i mądry, i silny niezmiernie, jakkolwiek w całym świecie, złośliwością niewiele stworzeń równać się z nim mogło.

– Grdzi’raj n’gumatari … – zaczął Ezchador a Etayon, swoim pięknym tenorem braciom przekazał w ich języku ojczystym: – „Jeśli chcecie jeść dzisiaj a nie stać się moim posiłkiem wieczornym, to odgadnać musicie co się pojawia raz jeden w minucie, dwa razy w momencie a nigdy w tysiącu lat?”

Bracia zamarli i ze strachem spojrzeli na smoka, któremu krotochwilne ogniki w kątach paszczy pełgały.

Volquin był najstarszy i mądrość wielką zgromadził, ojcu swemu na Radzie asystując. W rozjazdach też wielu bywał, za kuriera do ościennych władców służąc, gdyż ojciec chciał bardzo, by syn jego pierworodny ogładą się szczycił, i by w sprawie każdej znaleźć się umiał. Znał Volquin obyczaje rozliczne w krajach różnych poznane i wiedział jako młódkę do stołu prowadzić, a jak starszej białogłowie, do tańca rekę podać. Wiedział też, którego rycerza po herbie jego poznać, a także w porządku jakim, na dworze królewskim, za stołem usadzić.

King Magik, Uczuciowym przezwany, gładkiego był oblicza i uśmiech twarz jego zdobił prześliczny, jako księżyc w pełni. Znany był w krajach ościennych sławą przewrotną, gdyż wiele miał imion przeróżnych, którymi go obdarzano w miejscach rozmaitych. Zagrzać też nigdzie miejsca nie mógł, gdyż jakkolwiek wszędzie witano go uprzejmie, bo gładką twarz jego z przyjemnością oglądać się chciało, to po krótkim pobycie tak cnoty niewieściej szeregi przetrzebić potrafił, że płacz tylko słychać było i zgrzytanie zębów.

Zwano go za to Lodołamaczem, że najzimniejsze kobiety o lubieżne poty przyprawiał, Pchlikiem Zaklętym, bo niejednokrotnie widziano jak na jego widok najbardziej cnotliwe niewiasty nerwowo kolanem o kolano ukradkiem pocierały, jakoby znienacka przez pchłę ukąszone. Taki to był jego dar dziwny przez Matkę Naturę mu dany, o wielkie cierpienia go przyprawiający, bo nigdy z jedną niewiastą pozostać w stałym związku nie mógł, gdyż bez ustanku inne tłumami się do niego cisnęły i o choć o spojrzenie jedyne błagały.

Trzej bracia głowy pochylili i w gęstym milczeniu rozmyślać poczęli nad smoka zagadką.

Volquin pierwszy głos zabrał, smokowi się kłaniając, jako go uczono, by nawet wrogowi w galanterii nie uchybić.

– Smoku Ezhadorze, jak świat szeroki Tyś znany i nie można powiedzieć, byś komu raz danego słowa uchybił.

Smok prychnął z zadowoleniem, a Volquin ciągnął dalej.

– Dlatego Cię zapytuję, co my zyskać możemy, gdy zagadkę Twoją rozwiązać nam przyjdzie?

Odpowiedź jak poprzednio w ghazarskim języku była a Etayon tłumaczył:

– Życie własne zyskacie. – odparł smok Ezhador

– Nie możemy zyskać, tego co już mamy na własność. – najstarszy brat odparował.

– Jam tutaj życia Waszego władcą. – smok niezwyczajny do takiego oporu, na łapach się podniósł i dymu dwa kłęby z czarnych nozdrzy puścił.

– Władcąś, gdy życie nie tylko odebrać, ale i przywrócić potrafisz.

 

I tak dzielnie Volquin ze smokiem, umysłem swoim się mocował, aż słońce zniżyło swój promień i drzew cienie łąki omroczniły. Ptactwo też rozmaite zamilkło, jakoby rozmowy tej mądrej słuchać chciało, i cisza swój welurowy płaszcz nad krainą całą rozpostarła. Chmury różowiutkie jak pupa niemowlęcia, swoją puchatością na horyzoncie niebo zasypały i zmierzch zapadł, wypoczynek nocny zwiastując.

Ani smok Ezhador, ani też Volquin Wymowny, zwycięstwa nie odnieśli w potyczce, która nie mieczów srebrobłyskich, ani kłów białawych, czy ogona kolczastego, ale żwawości myśli za oręż użyła. Stanęli zatem obozem, jako starożytny obyczaj nakazywał, by o zmierzchu w nocy objęcia się oddać i ku snom oddalić, o poczynaniach ziemskich na chwilę zapominając. Smok ogonem się owinął i natychmiast zasnął, a bracia konie rozsiodłali i przy ognisku w płaszcze owinięci zlegli.

 

Noc była cicha, czas wartko płynał, niby okręt tnący ciemnej toni głębie. W zdrowy i spokojny, sen bezsenny zapadli. Warty nie wystawili – taka bowiem moc była tradycji odwiecznej, że nikt nikogo, od zachodu słońca aż do świtu, obawiać się nie musiał. Smok tylko czasami łuską zachrześcił, z boku się na bok przewracając, koń niekiedy zaparskał jakoby o wielkiej, pełnej trawy łące marząc, lub rycerz któryś mieczem o zbroję zastukał.

A gdy jutrzenka niebo różem zabarwiła, Eliean Wymowny ze smokiem Ezhadorem, Etayona, brata swego, za tłumacza mając, dysputę na nowo podjęli.

Trzy dni tak się zmagali, logicznych swych umysłów labirynty przemierzając, aż w końcu śmiech gromki rozlegać się zaczął z przełęczy Sikorów, zrozumieli bowiem, że nijak rozsądzić się rady nie dadzą.

Smok bowiem przez matkę, smoczycę Durazę, w magicznym żródle Sylejskim był wykąpany, a ono taką ma własność, że kto raz, choć za młodu, jego wilgoć pozna, to logiczny rozum niezmiernie polubi i dziwna ta nauka jako pożywienie rozkoszne dlań będzie.

Eliean zaś Wymowny dzięki przebywaniu na dworach rozlicznych i czoła stawianiu wieloletnim intrygom białogłów wykrętnych, tak umysł swój wyostrzył, i takiej giętkości mu nadał, że każdą rzecz jasno ująć umiał, i swoją korzyść a przeciwnika błędy, szybciej niż jaskółka muchy, wyłapywał. I lubił też niezmiernie wszystko badać i racyje różne obracać, do tego stopnia, że na tarczy herbowej wyrzeźbić misternie dewizę swoją kazał: – „Życie nie zbadane, życia nie jest warte”, i wobec niej postępował i innym też zalecał wszystkiego w wątpliwość poddawanie.

 

Przebiegli zatem ze smokiem, w słownym zmaganiu, naturę rzeczy ogólną i ze szczególną też się zmierzyli. Rozważyli, czy życie jedyną właściwością jest istot czujących, czy też może inne jakieś, równie istotne cechy posiadać one powinny.

Smok dzielnie stawiał mu czoła, uważając jednak, że życie własnością jest przechodnią bytów ożywionych, z jednego na drugi przechodzić ono może, jako i robak z rośliny jednej na drugą.

– Jak konia komuś sprzedać możemy, tak i życie wykupić też można. – mówił.

 

W zmaganiu tym przebiegnęli i ontologiję, i metafizykę, i metateorię wszystkiego, i inne głębokie dziedziny. Nazwać się wszystko starali i odgadnąć terminów znaczenie, by operować nimi móc i tak by do dzisiaj siedzieli, ale umysł ich się rozpuścił w słownikowym niebycie i tylko ze zrozumieniem na siebie spojrzeli doceniając równego partnera, Volquin tak od początku przypuszczał, i taki koniec przewidział, i wtym mądrość jego wielka była.

 

I aby smok z niczym nie odszedł, byka dorodnego mu obiecali, którego też wysłali z Haszorasa dworu prosto na przełęcz Sikorów by słowa szybko dotrzymać i smoczy głód zaspokoić.

W ten sposób z życiem uszli. A historya ich słynna się stała, i nazwa oberży niedaleko przełęczy położonej z niej się od tego czasu wywodzi: – „Pod smokiem Eliadorem”. W oberży na ścianie misternie w drewnie wyrzezana i kolorami pociągnięta zagadka, od której wszystko się zaczęło, napisana wisi. Czasami gdy naśmiać się chce z podróżnika, oberżysta groźnie wąsem rusza i uśmiechając się ją zadaje, wiedząć jednakoż, że dziecko każde jej rozwiązanie teraz zna – litera „M”.

Na szyldzie też ona widnieje, pozłacana, w zwoje smoka owinięta, złotem świecąca z daleka by moczygębów spragnionych hydromelu połyskiem swoim wabić.

A starcy co w mądrości lat przeszłych umysł swój skąpali, opowiadają, że gdy wieczorem późnym podróżnik przez przełęcz do oberży się zbliża, to zdarzyć się może, że cień jakiś ogromniasty zza skał niekiedy się wychyla, i groźnie zagraża. I widać wtedy, w słońca zachodzie promieniach, coś na kształt płomyków ognistych z paszczy cienistej świecących.

 

I też słychać wśród skał, od skał się odbijający, odgłos gromu a może i śmiech rzęsisty a głęboki.

Koniec

Komentarze

Hmmm, po pierwsze to nie wygląda na zakończony tekst. A my tu wolimy już napisane opowiadania. Jeśli uważasz, że to mimo wszystko koniec, to z tej scenki niewiele wynika.

Po drugie, z jakiego powodu odstąpiłeś od standardowego zapisu dialogów? Większość przerw między akapitami wydaje mi się zbędna.

Czasami miałam wątpliwości, czy zapis jest poprawny, ale że należy je rozstrzygać na korzyść oskar… tfu! Autora, to przyjmuję, że to wynika ze stylizacji.

A zagadka wcale nie taka trudna, żeby bracia musieli gęsto milczeć i rozmyślać.

Babska logika rządzi!

Już przełęcz Sikorów przekraczał, gdy Ezhador pokazał im swe łuski i paszczę ogniem Derthorów zięjącą. – za dużo ogonków

 

– „Grdzi’raj n’gumatari …” – zaczał Ezchador a Veemon, swoim pięknym tenorem braciom przekazał w ich języku ojczystym – a tutaj za mało

 

I tak dalej, bo błędów jest niemało. A samo opowiadanie jakby niedokończone i raczej słabowate.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Styl biblijny miejscami miesza się ze stylem mistrza Yody. Ogólnie pasuje do treści tekstu ale… no przydałoby się wrzucić jakieś zakończenie.

Mi się styl podobał. Już na początku mnie do siebie przekonał.

 

Co do tej zagadki, hmmm…

Raz jeden w minucie (reklama coca-coli?)

Dwa razy w momencie (erekcja? Ale nie moja, nie moja! za stary już jestem…:(

I nigdy w tysiącu lat? ( moje, bardzo dobre opowiadanie?)

 

Zbierzmy wszystko do kupy. Odpowiedź to…

Cocacolowo-erekcyjna opowieść Nazgula!

Jest, rozgryzłem to!

Bilbo i Golum w zagadkach nie są godni zapiąć rozporka u mych spodni!

Czy nie zabrzmiało to trochę dwuznacznie?

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Zagadka rzeczywiście nietrudna. Styl… inny ;)

Nie mnie się w sprawie interpunkcji wypowiadać, ale przecinków trochę chyba brak, co nie?

I, oczywiście, końca nie widać ;)

 

 

Serio? Pchlikiem Zaklętym? SERIO?

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Dziękuję za cenne komentarze – wszystkie są prawdziwe. Jakkolwiek nie obiecuję, że interpunkcja i “standartowy” zapis dialogów ulegnie zmianie, to może jakieś zakończenie uda mi się wysupłać z zawikłanych zwojów mózgowych moich.

Emelkali – Pchlikiem Zaklętym a jakże. Bedzie więcej w tym “innym stylu”. 

Aha, jeszcze jedno, jestem tutaj nowicjuszem, nie mam zielonego pojęcia co te kody oznaczają: “piórka” , “biblioteka” , “betalista” i “shorty”.

Pomijając czysto “polski” styl tych kategorii – to może gdzies istnieje jakieś zrozumiałe wytłumaczenie tego całego … . Byłbym wdzięczny za wskazanie. ;)

A czemu nie możesz po prostu zaczynać wypowiedzi myślnikiem i wywalić w cholerę tych cudzysłowów?

Twoje pytania:

Piórka – taka symboliczna nagroda przyznawana naprawdę dobrym tekstom. Bez urazy, ale Twój się nie łapie. Pobędziesz tu dłużej, to się zorientujesz.

Biblioteka – najwięcej wyjaśnień znajdziesz tutaj.

Betalista – możesz tam zamieścić nowy tekst zapisany jako kopia robocza. Jeśli jakaś dobra dusza zgłosi się i wypisze Ci poprawki, to możesz je uwzględnić przed oficjalną publikacją. Komentarze z okresu “betowania” nie są później widoczne dla ogółu.

Shorty – krótkie opowiadania. Jedni twierdzą, że do 5000 znaków, inni, że do 10 lub nawet 12 tysięcy. Jakkolwiek by było – Twoje się załapuje.

Babska logika rządzi!

Jakkolwiek nie obiecuję, że interpunkcja i “standartowy” zapis dialogów ulegnie zmianie, to może jakieś zakończenie uda mi się wysupłać z zawikłanych zwojów mózgowych moich.

Zgasiłeś mnie.

A już szykowałam się do poprawek… No cóż.

Ale wiesz, że możesz edytować opowiadania, prawda?

 

Tekst faktycznie wydaje się niedokończony, pozostaje życzyć Twoim zwojom mózgowym powodzenia :)

 

W każdym razie witam na portalu :)

Instrukcja do strony najprawdopodobniej dopiero na kolejnej odsłonie.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Dość męcząca lekturka, na szczęście krótka. Napisana osobliwą manierą, zupełnie nie przypadła mi do gustu. :-(

Dlaczego bohaterowie tego tekstu posługują się cytatami?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tekst krótki, w dodatku niedokończony, więc trudno cokolwiek mądrego o nim napisać.

Jakoś tak wyszło, że dopiero teraz zajrzałem.

Nie da się powiedzieć, że tekst zachwyca. Ba! nawet o zwykłe jego podobanie się trudno. Taki sobie klasyczny epizodzik, a i to niedokończony… Stylizację pal diabli, nie przeszkadza, ale pomieszanie z poplątaniem w zapisie kwestii dialogowych zmusza do przetarcia oczu. Po jakiemu to? Po “hamerykańsku”? To na diabła półpauzy? Po polsku? To na czorta cudzysłowy?

Chyba trafiłem na jakiś klub korektorów, miłośników przecinków, wrogów cudzysłowów. Rozumiem, że dla większości komentatorów najważniejsza jest forma. ;)

 

A jakie były Twoje oczekiwania, Haszu? Czego się spodziewałeś?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A nie miałem żadnych oczekiwań. Po prostu poradzono mi żebym tu coś napisał, bo ktoś zobaczył próbkę mojego pisania. Z moich doświadczeń wynika, że tworzenie to jest dość niewdzięczny proces, samotny i złożony. Teraz dopiero post factum pojawiają się oczekiwania. Chciałbym, żeby może zamiast sędziów i kontabli wypatrujących ogonków i przecinków, ktoś dordził coś życzliwie, docenił świat, który proponuję, może pośmiał się razem ze mną. Hej!

 

W skrócie – chciałbyś, żeby Cię chwalili i oklaskiwali.

 

Wybacz, że to zabrzmi jak zabrzmi, ale najlepiej postawić sprawę jasno.

 

Jeśli chcesz dorosłym ludziom pokazywać owoce swojej pracy czy twórczości, to powinieneś zadbać o to, aby prezentowały odpowiednią jakość. W przypadku literatury chodzi o formę. Olewając ją dajesz jasny komunikat “mam was w dupie, nie chciało mi się zrobić tego porządnie”. I oczekujesz, że ktoś pochyli się nad Twoim dziełem w takiej sytuacji? To tak jakbyś na rozmowę kwalifikacyjną przyszedł w dziurawych butach i z poplamionym CV. Forma w przypadku literatury jest bardzo istotna. Jeśli ona kuleje, to i najlepszy pomysł nie pomoże.

 

Zresztą ten pomysł to trzeba jeszcze mieć.

 

Wiesz, czemu nikt nie docenia Twojego świata i nie komentuje treści? Bo nie ma czego. Żeby ktoś coś docenił, to najpierw musisz to zaproponować, a kto inny uznać to za warte grzechu. A tutaj mamy opowiastkę o smoku i podróżnym, który na pytania odpowiada pytaniami. Ot, dowcip o Wujku Dobra Rada przeniesiony w realia fantasy, rozwleczony tak, że ciągnie się w nieskończoność.

Nie widać tu głębszego zamysłu ani koncepcji świata – stanowi zbiór przypadkowych elementów, przez co jedynie przeszkadza w odbiorze.

Chciałbyś, żeby się z Tobą pośmiać, ale z czego? To nie jest zabawne opowiadanie.

Zadaj sobie sam pytanie – komu by się to chciało czytać?

 

A teraz życzliwe rady.

Zerwij ze stylizacją, bo Ci nie wychodzi. Naucz się najpierw pisać normalnie, a potem kombinuj. Unikniesz wtedy takich potworków jak “Wiedział też, którego rycerza po herbie jego poznać”. Jeśli chcesz, aby komukolwiek poza znajomymi chciało się to, co napiszesz czytać, to w pierwszej kolejności zadbaj o to, aby było czytelne.

Nie mieszaj własnego, stylizowanego na klingoński języka, z jakimś Kingiem Magikiem. Po co Ci to? Dla efektu humorystycznego? Nie udało się.

Przestań wydziwiać z jakimiś voluminami.

Jak już stylizujesz, to bądź konsekwentny. Przykładowo zdecyduj się czy używasz takich form jak “przebiegli” czy takich jak “przebiegnęli”.  Najlepiej postaw na tę drugą, bo pierwsza nie jest poprawna.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Hej, brajt,

Ty oczywiście piszesz swoje kawałki nie po to żeby Cię chwalili o oklaskiwali a po to żeby szukali przecinków. No nie żartuj! Oczywiście, że po to się pisze żeby chwalono. Nie chcę tutaj udawać jakiegoś fałszywka, który pisze nie wiadomo po co.

I o to chodzi, tak, masz rację, że spotkałem się tutaj z “rozmową kwalifikacyjną”. Biorę to pod uwagę, i owszem, ale przeraża mnie ten ton poważnych egzaminatorów i pretensyjna obiektywność wydająca werdykty “to nie jest zabawne opowiadanie”. Dla Ciebie nie zabawne, dla innych tak. ;)

Myślę sobie też, że pisanie pod gusta czytelnika jest jak strzelanie sobie kuli w kolano. Fałszywa droga drogi brajcie.

Zadawanie sobie pytań o to “komu by się to chciało czytać?“ jest jak chodzenie do szkoły po to żeby przypodobać się profesorom. Chodzi się bo się musi. Pisze się bo się musi. Tak to dla mnie wygląda. Zresztą, Boże, czy ja chciałbym Ci się przypodobać? Nie sądzę. Wolę już Twoją irytację moim lekceważeniem. Tzn. doceniam szczerość – i to lubię, ale jak uderzymy w stół to i reakcja belfrów w zarękawkach ujawni ich prawdziwą naturę. Zakrzykną oni zgodnym chórem: – Chcemy szkolnych wypracowań o nienagannej formie.

A co do doceniania mojego opowiadania – to są tacy co doceniaja. Mówienie że “nikt” jest nieusprawiedliwioną generalizacja – trochę skromności i subiektywności proszę.

Ach! Oczami wyobraźni widzę grono “kwalifikatorów” biadających: – O, nie wstawił przecinka – ma nas w dupie, nauczymy go respektu, następnym razem założy garnitur, krawat i stanie się taki jak my. ;)

Nie nauczyli, ale ubawili i na szczęście dalej chce być inny. W łonie mateczki-języka jest na szczęście dużo miejsca.

Z pisarskim pozdrowieniem …

W takim razie ktoś Ci wyrządził niedźwiedzią przysługę, sugerując ten akurat portal. Tutaj jesteś wśród innych piszących, więc w komentarzach otrzymujesz przede wszystkim feedback. Chwali się rzadko, za to można się o swoim pisaniu wiele dowiedzieć. Ale też do tego trzeba wykazać chęć.

 

Oczywiście, masz prawo pisać pod prąd, nikt Ci tego nie zabroni.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Nowa Fantastyka