- Opowiadanie: biolosz - Martwe łowy na łowcę

Martwe łowy na łowcę

Wstęp do opowiadania, pozostała część jest jeszcze w fazie pisania.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Martwe łowy na łowcę

– Polecono mi pana – powiedział otyły jegomość w zmiętym, powycieranym, przeżartym przez mole, drzewiej jasnoniebieskim, obecnie wpadającym w szarość kubraku i dziurawych pantalonach. Był kupcem, jak zdążyłem już wcześniej ocenić. Kupcem, któremu kiepsko powodziło się w interesach i to od dawna. – Mówiono, że nie ma sprawy, jakiej nie rozwiązałby pan szybko, sprawnie, bez zostawiania nikomu niepotrzebnych świadków.

– Tylko za godziwą opłatą – sprostowałem. Plotki o altruizmie i ogólnej dostępności profesjonalistów kochają rozprzestrzeniać się niczym wszy po przemarszu wojska, wypalać sedno naszej potrzebnej, starannie wykonywanej profesji, zaś na koniec zatruwać życie prośbami typu „Znalazłby pan mojego kota”.

– Oczywiście, chyba nie myślał pan, że zawracałbym głowę tak szanowanego obywatela bez uprzedniego przygotowania – Odpiął zza pasa pękaty mieszek, nadzwyczaj zręcznie rozsupłał grubymi paluchami węzeł i wysypał zawartość na stół. Złote monety głucho brzdęknęły, o wiele za głucho jak na mój gust.

– Sto pięćdziesiąt dukatów, jak sądzę – Ująłem w dłoń jeden krążek. Niezwykle lekki.

– Nie przeliczy pan?

– Po co? – odparłem, przesuwając monetę nad płomieniem świecy. – Oszustów wieszam za wykręcone ręce na najbliższej gałęzi, by w spokoju mogli oglądać swoje parujące flaki. – Na moją przeważnie poważną twarz wpełzł złowieszczy uśmieszek. – Pozostali prędko zmądrzeli, dobór naturalny.

Kupiec wyraźnie zbladł, oblicze wykrzywił mu grymas przerażenia, po pękatym na kształt bochenka chleba czole popłynęły perliste krople potu, małe, wyglądające na pulchnej twarzy, jak rodzynki w cieście wodniste oczy w szaleńczym pędzie szukały pustego miejsca na suficie.

– M… mówi pan prawdę?

– Najprawdziwszą.

– Z… zawsze pan to robi?

– Kiedy mam zły dzień dodatkowo łamię żebra, a czemu pan pyta?

– T… tak sobie.

– Wróćmy do konkretów, po co mnie pan odwiedził? Wspólnik bruździ w interesach, żona ma kogoś na boku, teściowa wtyka nos, gdzie wtykać po żadnym pozorem nie powinna? Jeśli tak, to pomylił pan adres. Skrytobójcy i truciciele ulicę dalej.

– M… martwiaki mi brata zabrali.

– Martwiaki? – Udałem zainteresowanie. W dziesięciu przypadków na dziewięć umarlakami okazywali się stali bywalcy przydrożnej karczmy.

– Ano czarne, małe, zgarbione, o… oczy świecące jak pochodnie i głos jakbyś młotem o kowadło walił, ciągle inkantujący hymny na cześć Czeluści. Mus martwiaki.

– Widział je pan? – spytałem ze szczerym podnieceniem. Łowczy hojnie płacił za głowy wszystkiego, niebędącego człowiekiem.

– Słyszałem tylko, co ludzie po kątach gadają.

– Ludowe mądrości – Prychnąłem. Nagroda odpłynęła właśnie w siną dal. – Dopłaci pan sto dukatów, – Podsunąłem mu przed oczy osmaloną, nadpaloną metalową obwódkę dawnej monety. Na obrzeżach tliło się jeszcze delikatnie drewno. – prawdziwych dukatów i wymieni te, a może spojrzę na sprawę łaskawym okiem. Kogo mam znaleźć?

Mój rozmówca zbladł jeszcze bardziej. Przysiągłbym, iż śnieg mógłby brać od niego lekcje.

– Arnolda Wetta, brata Joachima Wetta, czyli mnie, członka rodziny kupieckiej Wettów.

– To wszystko. Może pan wyjść, o wynikach śledztwa poinformuję w najbliższej przyszłości.

– D… d… Dziękuję – wyskamlał.

Poczekałem, aż trzasną drzwi. Wziąłem do ręki karafkę z winem i wypiłem parę pokaźnych łyków. Szykował się ciekawy dzień.

 

 

Koniec

Komentarze

Za krótki fragmencuk, żeby go oceniać, choć jak na tak młodego człowieka całkiem sprawnie napisany. Może z tego wyjść ciekawy tekst, ale równie dobrze może zmienić się w nudziarstwo.

Moje rady:

Usuń kropkę z tytułu.

Postaraj się nie pisać tak bardzo rozbudowanych zdań, trochę krótsze będą łatwiej docierać do czytelnika, a i prawdopodobieństwo narobienia błędów lub szaleljących przecinków będzie mniejsze.

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Witamy na stronie. :-)

 

Powiedz, co my właściwie mamy czytać, ledwo rozpoczęte opowiadanie, którego być może nigdy nie skończysz? Gdyby ten wstęp przynajmniej sam w sobie opowiadał jakąś historię, z czymś co możnaby uznać za zakończenie i pointę, ale nie…

 

Narracja.

– Polecono mi pana – powiedział otyły jegomość w zmiętym, powycieranym, przeżartym przez mole, drzewiej jasnoniebieskim, obecnie wpadającym w szarość kubraku i dziurawych pantalonach.

W tym momencie przeciętny czytelnik odkłada Twoje dzieło na półkę w księgarni i sięga po coś ciekawszego. Ja rozumiem dbałość o szczegóły, wiem, że chciałeś pokazać to w bardziej działający na wyobraźnię sposób niż po prostu “w starym, zniszczonym ubraniu”. Ale zanim człowiek doczyta do dziurawych pantalonów, zdąży już zapomnieć, że jegomość był otyły. Nie o to chodzi.

Poza tym to jest narracja w drugiej osobie. Wyobraź sobie, że Ty sam opisujesz komuś tę sytuację. Poświęciłbyś aż tyle czasu na opis tego, jak gość był ubrany? Twój główny bohater poświęca. Może to jakiś fetyszysta, albo przynajmniej krytyk mody?

Fabuła. Na wstęp opowiadania dostajemy głównego bohatera, któremu ktoś coś zleca. Oczywiście pokazuje przy tym zawartość mieszka. Schemat żywcem wyciągnięty ze starych scenariuszy RPG, które już wtedy były uznawane za niezbyt dobry wzór. Ale niech będzie, że to przywilej młodości.

Bohater. Typowy miszcz nad miszcze. Co drugie zdanie tekstu służy przekonywaniu czytelnika, jaki  to on nie jest wspaniały. Jeśli dorzucić do tego, że sam jest narratorem, wychodzi z tego narcystyczny Gary Stu. Taki bohater zniechęca do lektury.

Dialogi. Po myślniku stosujesz na zmianę małą i wielką literę, zupełnie nie zwracając uwagi na to, jaka powinna być w danej sytuacji zastosowana. Koniecznie przeczytaj jakiś poradnik o dialogach.

Poprawki:

W dziesięciu przypadków na dziewięć

przypadkach

– Ludowe mądrości – Prychnąłem. Nagroda odpłynęła właśnie w siną dal. – Dopłaci pan sto dukatów, – (blablabla) – prawdziwych dukatów i wymieni te, a może spojrzę na sprawę łaskawym okiem.

Zrób cokolwiek między dukatów oraz i. Choćby to była kropka. Fajnie, że próbujesz pisać dłuższe zdania, to się chwali. Ale nie staraj się ich nadmiernie przeciągać tam, gdzie lepiej sprawdzą się krótkie.

 

Wiem, że ton zgryźliwy, ale to reakcja na opublikowanie ledwo rozpoczętego opowiadania – takie teksty wprowadzają komentujących w zły nastrój.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

No ale po co, po co? Po co publikować fragment, z którego nic nie wynika, po co początek opowiadania? Koniec wieńczy dzieło, jak to mówią.

 

“bez uprzedniego przygotowania“ – brak kropki na końcu

 

“Sto pięćdziesiąt dukatów, jak sądzę“ – j.w.

 

“wyglądające na pulchnej twarzy, jak rodzynki“ – zbędny przecinek

 

To tak dla przykładu.

Ogólnie musisz popracować nad zapisem dialogów, bo kuleje, co widać nawet w tak krótkim fragmencie. Zgadzam się też z Brajtem co do tego, że pierwsze zdanie poraża, i to nie w pozytywnym sensie. I zgadzam się z nim również co do całej reszty, w sumie.

 

Przyłóż się, popracuj trochę, napisz opowiadanie, które się zaczyna i kończy. Nie pytaj w połowie drogi, jak Ci idzie, bo dopiero jak przedstawisz jakąś zamkniętą całość, będziemy mogli powiedzieć Ci, jakie błędy robisz, co trzeba poprawić, a co zrobiłeś dobrze.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dziękuję. Ostrzę długopis, zganiam kota z krzesła, siadam do pisania i poprawiania.

; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ja także na razie nie powiem nic mądrego. Poczekam na ciąg dalszy i wtedy zobaczymy co wymyśliłeś.

Kota proszę pogłaskać i pięknie pomiziać, a zgonionego z krzesła, posadzić sobie na kolanach. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Że nie warto wstawiać kawalątka, to już Ci wiele osób powiedziało. Ja dodam, że lepiej zacząć pisanie od krótkich tekstów. Wiadomo, że pierwsze nie będą genialne i możesz trenować na czymś, co nie pochłonie Ci dwóch lat. A doświadczenia i wnioski z jednego opowiadanka będziesz mógł wykorzystywać w następnym.

I jeszcze poczepiam się logiki:

Podsunąłem mu przed oczy osmaloną, nadpaloną metalową obwódkę dawnej monety. Na obrzeżach tliło się jeszcze delikatnie drewno.

“Na obrzeżach” sugeruje, że w środku był metal, a na zewnątrz drewno. Ale nie, bo została metalowa obwódka. Poza tym nie przemawia do mnie taka metoda fałszerstwa. Bo jak tego dokonano? Starannie usunięto środek monety, wyrzeźbiono drewniane krążki, osadzono wewnątrz obręczy (jak, że to się nie rozpadło?), pomalowano/ pokryto cienką warstwą złota… I wszystko po to, żeby oszustwo dało się wykryć przy pomocy postukania w monetę palcem? No i sposób sprawdzania raczej dziwaczny – metale nieźle przewodzą ciepło i Twój bohater powinien się poparzyć podczas próby. Chyba że to nie jest zwykły człowiek i chciałeś to czytelnikowi delikatnie pokazać.

Powodzenia w dalszych eksperymentach pisarskich! :-)

Babska logika rządzi!

A o to wstęp do komentarza, reszta zostanie napisania po zapoznaniu się z kolejnymi fragmentami tego dzieła.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Nowa Fantastyka