- Opowiadanie: Liliana - Apokalipsa 2014

Apokalipsa 2014

Ok, trema jak... DUŻA TREMA! To pierwsza rzecz, którą tu wrzucam.

Miało być na konkurs... Ale zabrakło fantastyki, więc będzie ot tak.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Apokalipsa 2014

Ziemia zadrżała jak brzuszydło chrapiącego niedźwiedzia, ale nikt się tym nie przejął. A przecież w Polsce trzęsienia ziemi nie są częste! Z drugiej strony całkiem regularnie występują roboty podziemne, czy inne naprawy rozsypującego się świata. Dość, że na początku nikt sobie nic z tego nie robił. Ale gdy do drżeń doszły spadające ludziom na głowy cegły, dachówki i PCVy, panika była iście hollywoodzka! Budynki waliły się nie przymierzając jak domki z kart. Płytki chodnikowe, nawet te dopiero co oddane do użytku, falowały w jakiejś szalonej parodii danceflooru. I wszyscy krzyczeli, choć nikt nie słuchał:

– Araby! Araby! Mszczą się za Irak!

– Rosja! Na pewno Rosja! Wzięli Ukrainę, wezmą nas! Mówiłem, że tak bęęęę…..

Ale kobiety krzyczały trochę inaczej:

– Nowe buty! Nowe buty! Jeszcze się do nich nie przyznałam mężowi! – Ale płytki chodnikowe były nieczułe na te wołania i w kamiennym uścisku trzymały delikatne obcasiki, które nigdy nie były stosowne przy takiej nawierzchni!

Nikt nie wiedział, co się dzieje. Nikt nie rozumiał. Nikt też nie znał skali zniszczenia. Jak Europa długa i szeroka, ziemia usuwała się spod nóg albo piętrzyła w najmniej odpowiednim miejscu, czyli tam, gdzie coś akurat wybudowano. Dopiero na obrazie satelitarnym, na który akurat nikt nie miał czasu zerknąć, widać było, że to wszystko ma jakiś sens. Ziemia wywracała się na drugą stronę, jakby jakiś olbrzym przygotowywał sobie ogródek na nadchodzący sezon. Sens marny, ale zawsze jakiś.

Gdy europejski koszmar się skończył, trzęsienie przeszło sobie na południe do Afryki, a stamtąd rozlało się już na całą kulę ziemską… Bo mogło!

Z trzęsienia w Polsce cało wyszły tylko cztery osoby.

Syn sejsmologa, który nigdy nie interesował się pracą ojca. Zresztą po co! Maniakalnie monitorujący sejsmografy szanowny tatuś chyba jako jedyny w kraju wiedział, że coś się zbliża, ale ta wiedza i tak niewiele mu dała. A marnotrawny syn, który nigdy nie odróżniał skali Richtera od Fahrenheita, dostał drugą szansę!

Drugą osobą była młoda modelka… Gdy jeszcze świat wyglądał normalnie, upierała się, by tak ją nazywać, chociaż w rzeczywistości sprzątała po ludziach. Ale ponieważ po katastrofie nie dało się tego zweryfikować, a najlepsze nawet ubrania wyglądały jak stare szmaty, dlatego wyświadczmy jej tę przysługę i uznajmy te jej wyssane z… palca kłamstwa. Poza tym obróconym w proch marzeniem, dziewczyna, która nawet nie nauczyła się płynnie czytać, nie miała nic innego.

Nie to, co młoda feministka, której czasopismo właśnie przebojem weszło na rynek, przynosząc właścicielce taką kupę forsy, że w samej stolicy nie było apartamentu na tyle drogiego, by się dla niej nadawał. Spełnione marzenia tracą koloryt, gdy obracają się w proch. Nic, tylko płakać – no cóż, nawet feministkom się zdarza!

Najdziwniejszą osobą w tym gronie był chyba jednak bezdomny, który udawał, że nie ma nogi. I chociaż mógł całkiem szczerze przyznawać się do pustego oczodołu, to jednak wiedział, że ludzie szybciej złapią się na jakiś większy ubytek. Myślał nawet o faktycznej amputacji, bo noga nie była mu do niczego potrzebna – i tak chodził o kulach dla efektu. Ale rozmyślił się, gdy w trakcie tego trzęsienia prawie udało mu się osiągnąć cel bez wystawania w kilkuletniej NFZowskiej kolejce. Był to chyba jedyny przypadek, gdy ktoś był zadowolony z tempa pracy Funduszu.

Dziwnym zbiegiem okoliczności właśnie taka dziwaczna czwórka przeżyła kataklizm, bo zrządzeniem losu znalazła się w kluczowym momencie na jedynym metrze kwadratowym, który został wypiętrzony akurat w chwili, gdy zawalał się tunel przebiegającego pod nimi metra. Ich pozycja nie zmieniła się więc zbytnio, gdy wszystko wokół falowało jak oszalałe. Ale żeby nie czuli się zbyt wielkimi szczęśliwcami, obrywali przeróżnymi rzeczami, które fruwały niczym niesione przez tornado. Przyjmowanie pozycji embrionalnej, szczególnie po niedoszłej amputacji nogi, niewiele tutaj zmieniało.

Gdy koszmar wokół nich się skończył, a błękitne niebo w przykry sposób nastrajało optymistycznie, rozejrzeli się wokół i zamarli. Z pięknie rozwijającego się centrum pełnego brzydkich wieżowców, okropnego przeżytku komunistycznej dominacji i morza bilbordów… ostały się tylko bilbordy. Co prawda w stanie dość masakrycznym, ale jednak.

– Reklama jest wieczna – syknął sarkastycznie syn sejsmologa.

– O majn god! Co teraz? – zawołała modelka i przeżuła gumę, która nawet w tych strasznych chwilach nie opuściła jej ust. „Świeży oddech to podstawa! Kto wie, kiedy pojawi się łowca talentów! Profesjonalizm przede wszystkim!” – brzmiało jej nieco przydługie motto.

– Ja… Ja… – feministka po raz pierwszy nie wiedziała, co powiedzieć. Gdy zna się świat, w którym się żyje, gdy zna się siebie i przeciwnika, łatwo mielić ozorem. Szczególnie przy IQ 173! Ale gdy nie ma jakieś masy, z którą się walczy ani tej, z którą się solidaryzuje… Wtedy zaczyna być ciężko! Wtedy trzeba – o zgrozo! – mieć do czynienia z ludźmi! Takimi żywymi, jednostkowymi, którzy doświadczyli czegoś w życiu. To bardzo niekomfortowa sytuacja dla kogoś, kto walczy w świecie sloganów.

– Ja pierdolę… – dokończył zwięźle bezdomny, sprawdzając stan swoich kończyn. Wszystkie na miejscu. Wszystkie sprawne. Wokół burdel. No, dla niego w zasadzie wiele się nie zmieniło. I tak niedużo wyciągał na jałmużnej.

Cała czwórka spojrzała po sobie. Myśli nie były przychylne, ale cóż na to począć. Wciąż rozumowali kategoriami sprzed trzęsienia ziemi.

Jednak szybko zrozumieli, że wcześniejsze zachowania są o kant dupy potłuc.

Tatuś już nie będzie płacił za wszystko.

Panowie nie będą ustępować w zamian za macanko.

Obcy już nie będą za nią pracowali.

Nikt tu niczego nie ma, więc i nie da.

Musieli zacząć żyć inaczej. Musieli zacząć walczyć o schronienie, pożywienie, o przetrwanie.

Albo mogli zacząć współpracować…

Każde z nich ruszyło w innym kierunku, ale luźne kamienie kryły okropne pułapki. Pierwsza złamała się modelka. Jej prosty umysł szybko obliczył, że chociaż syn sejsmologa jest młody i przystojny, to zupełna z niego pierdoła. Jeśli chciała przeżyć, trzeba było trzymać się silnej osobowości. Feministka nadal nią gardziła, więc został bezdomny. Ruszyła w jego kierunku…

Chwilę potem podobnie wykombinował syn sejsmologa. Uznał jednak, że żaden bezdomny nie zwycięży z feministyczną harpią… Oj, chyba musi się oduczyć takiego słownictwa, bo inaczej nici z planu. Ruszył więc za kobietą, ale nim ją dogonił, zobaczył, że feministka odwraca się na pięcie…

Ona bowiem uznała – a nie było to dla niej łatwe! – że tym razem sama ze wszystkim sobie nie poradzi. Jej wszechstronna wiedza kazała uznać za pewnik, że zwierzęta znacznie lepiej radziły sobie w trakcie takich klęsk, więc na pewno przetrwało ich trochę. Stanowiły zatem poważne zagrożenie. Odwróciła się więc na pięcie i ruszyła zdecydowanym krokiem za bezdomnym…

Bezdomny nie zdążył o niczym pomyśleć. Wszystkie jego myśli krążyły wokół jedzenia, a czuły węch coś wyniuchał. A tu nagle cała trójka stanęła u jego boku. Podrapał się po głowie i w końcu kiwnął nią. Nawet on zrozumiał, że chociaż dzielenie się pożywieniem jest słabą opcją, to jednak łatwiej będzie je zdobyć z kimś u boku.

Na wpół ocalała budka z kebabem wyglądała obiecująco. Trzeba było ją tylko odkopać. Martwa obsługa trochę ich zniechęciła – nie tak powinno się traktować klienta – ale jedzenie było… No, wystarczy, że było. Zabrali wszystko, co znaleźli i zaczęli rozglądać się za jakimś miejscem, w którym by można przenocować.

– Zgliszcza… Tu nie będzie bezpiecznie. Kamienie wciąż usuwają się nam spod nóg – powiedział zmęczony dwugodzinnym marszem syn sejsmologa.

– Na wsi nie ma tyle kamieni, wesz? – powiedziała z dziwnym akcentem modelka. Wszyscy zamrugali oczami niepewni, czy usłyszeli to, co usłyszeli.

– Wesz? – upewnił się bezdomny, który może i śmierdział, ale pasożytów nigdy nie miał!

– Co? – spytała z roztargnieniem.

– No „wesz”! Ona tak mówi – warknęła feministka.

– Jak mówię? – zdziwiła się modelka.

– Wieś to dobre miejsce. – Zignorowała ją feministka. – Im mniej budynków i bardziej zwarte podłoże, tym bezpieczniej.

Syn sejsmologa nadąsał się, czując, że to on powinien dostarczać takich informacji. Nie, żeby się interesował pracą ojca, ale jednak! Honor rodziny i takie tam…

Ale poza nim nikt tak nie pomyślał. Teraz liczyło się skuteczne działanie, a nie jakieś romantyczne pierdoły. Każdy powinien dać z siebie tyle, ile może, a nie naburmuszać się, że inni coś wiedzą – pomyślała feministka. I tak oto nastąpiła w niej przemiana! Wcześniej miała taki zwyczaj, by się naburmuszać, gdy ktoś podważał jej słowa, bo znał temat lepiej od niej.

Modelka też doznała olśnienia. Wypluła gumę do żucia, zdjęła stanik, który co prawda podnosił jej cycki wysoko, ale uwierał, bo w trakcie trzęsienia ziemi wyszedł fiszbin. Nie musiała już udawać lepszej, ani używać tego wielkomiejskiego akcentu. Była ze wsi. Chciała się z niej wyrwać, ale nie całkiem wyszło… Teraz wracała. I wiedziała, że będzie musiała ich nauczyć pracy w polu, inaczej nie przetrwają. Uśmiechnęła się pod nosem, nie wiedząc, że idealne słowa na tę okazję, to „ironia losu”.

Bezdomny nie doznał żadnego olśnienia. Zawsze było mu ciężko. Kiedyś nawet szukał pracy, ale nie było żadnej dla jednookiego kurdupla z tendencją do wypadania dysków i podstawowym wykształceniem. Gdzieś na początku czasu w wielkim kasynie bytu on przegrał całą stawkę w grze o geny! Na pocieszenie dostał tylko trochę sprytu i instynkt samozachowawczy.

Co zaś się tyczy syna sejsmologa… On ma jeszcze długą drogę przed sobą. Tak to jest z dziećmi, które nigdy niczego nie muszą. Gnuśnieją i tyle. I chyba tylko kataklizm jest w stanie ich czegoś nauczyć. Nie mając w głowie ani jednej głębokiej myśli, chłopak wyciągnął skręta. Zaciągnął się nim, bo miał też przy sobie zapałki, a potem poczęstował pozostałych. Nie pomogło to w żaden sposób, ale przywodziło na myśl wspomnienia z dopiero co utraconego życia.

Koniec

Komentarze

Hmm… opowiadanie powinno być wrzucone do kategorii konkursu Apokalipsa 2014. Spójrz na inne konkursowe teksty, każdy ma niebieski napis przy sobie. Jeżeli nie możesz tego zmienić w edycji tekstu (bo nie wiem, jak to wygląda), napisz do DJ-a Jajko.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Przeczytałam. Dość absurdalna i rozszczebiotana wizja. Po co tyle wykrzykników?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

No właśnie zdecydowałam się nie dawać go na konkurs…

Co do wykrzykników: tak, wiem, zawsze z nimi przesadzam. Takoż z wielokropkami.

No to walcz ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nie rozumiem, dlaczego piszę komentarze i nie wskakują? Chciałam powiedzieć, że opowiadanie mi się podobało, bo jest lekkie, przyjemne i zabawne. Fajna historia o wystawionych na próbę kontrastach. Dosadnie i z jajem. Chcę więcej!

Komentarze nie wskakują jeśli strona od jakiegoś czasu nie była przeładowywana. Skopiuj przed opublikowaniem to co napisałaś, odśwież i dopiero wyślij komentarz.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ale więcej, w sensie ciąg dalszy? ^_~ Przy 4 postaciach to już by można książkę planować, gdyby tylko pomysł na fabułę się znalazł.

Usunęłam cześć wykrzykników i wielokropków, ale zawsze jakieś podstępne się schowają. Z drugiej strony, nie ma co przeginać z ilością kropek ^^

Jest jakiś pomysł, ale mam wrażenie, że to dopiero początek historii.

Nie no, jest przecież fantastyka. Takie trzęsienia ziemi zdarzają się raczej rzadko. ;-)

Babska logika rządzi!

Takie to trochę, hm, naiwne (w dobrym znaczeniu), dzięki czemu lekkie pomimo końca znanego świata. No i te postacie, ich charakterystyki… :-)

Nie wiem, czy tematów i postaci wystarczyłoby na książkę, ale na minipowieść już tak.

Więcej uwagi poświęciłbym stronie językowej. Niby nic mnie boleśnie w oko nie dziabało, ale trochę szlifu i poleru na pewno by się przydało.

Per saldo: sympatyczne, a więc – dla mnie – dobre.

dziwaczna czwórka przeżyła kataklizm, bo zrządzeniem losu znalazła się w kluczowym momencie na jedynym metrze kwadratowym – ciekawe czemu byli ciasno stłoczeni na takiej małej przestrzeni ;)

 

Taka lekka opowiastka z przymrużeniem oka, bo i w jakichś poważniejszych kategoriach trudno ją rozpatrywać.

Fajna, sympatyczna postać bezdomnego.

Końcówka trochę taka moralizatorska.

Jeszcze to zdanie mi się spodobało: Gdzieś na początku czasu w wielkim kasynie bytu on przegrał całą stawkę w grze o geny! Pozbyłbym się zaimka “on”, wówczas zdanie brzmiałoby zgrabniej.

Bardzo nietypowe potraktowanie tematu. Apokalipsa, owszem dramatyczna, natomiast czworo nietypowych ocalałych pozwala wnosić, że nie samymi dramatami opowieść stać będzie. No i szkoda, że w momencie, w którym mogłoby zacząć się dziać coś naprawdę interesującego, opowiadanie urywa się…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Do mnie nie przemówiło :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka