- Opowiadanie: BlackAdder - Dom

Dom

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Dom

 

***

 

Ostatnimi czasy nieczęsto wracam do stanu, jaki mogę nazwać chociaż bliskim normalności. Dzisiaj się udało. Odegnałem myśli, które nękają mój umysł i przez niedługi czas, będę nad sobą panował. Korzystając z tej zapewne krótkotrwałej okazji, pośpiesznie spiszę na tych stronach tę część swojej historii, która doprowadziła mnie do tego, jaki jestem teraz. Jeśli czytasz tę relację, musiałeś, bądź musiałaś, znaleźć ją pod drzwiami mojego domu, więc zapewne – chociaż nie chcesz w to uwierzyć – znasz już moją naturę. Może czytając me słowa, dodatkowo ją zrozumiesz. 

 Ostatni raz, gdy obudziłem się ze spokojnym umysłem, mój dom znajdował się pod ziemią. Była to, jak myślałem, zbudowana z kamienia piwnica, która ostała się po drewnianym domu wzniesionym bezpośrednio na niej. Jak wtedy uznałem, musiało być tak, że po pożarze który strawił kiedyś budynek została tylko ona i to ja w niej zamieszkałem. W tej piwnicy nie było żadnych okien, a jedynym połączeniem ze światem zewnętrznym była ciężka, drewniana klapa znajdująca się na suficie  ciasnego lokum.

Cieszyłem się całkowitym spokojem. Czasem tylko ktoś przechodził w pobliżu mojej piwnicy, nikt jednak nie kłopotał się tym, by do niej zapukać, czy chociaż na dłuższą chwilę przy niej przystanąć.

Gdy wspomnianego dnia, w którym straciłem władzę nad umysłem, podniosłem powieki, moje wspomnienia wydawały się zamglone. Poza tym, że byłem od bardzo dawna sam, nie miałem pewności co do żadnej kwestii. 

Leżąc w łożu, z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej powoli przypominałem sobie pewne rzeczy. Miałem rodzinę. Jednak na pewno nie widziałem jej już od wielu lat. Musieli uznać, że oszalałem z tej samotności. Ja sam pomyślałem, że mogli mieć w tym dużo racji.

Uniosłem dłoń by podrapać się po łysinie gładkiej czaszki. Byłem zmęczony brakiem okazywania pamięci ze strony moich krewnych. Wiedziałem, że to oni powinni mnie odwiedzać, jednak zadecydowałem, że tego dnia, to ja to zrobię.

Ale łóżko było tak bardzo wygodne, a ja odzwyczajony od ruchu, że musiałem jeszcze jakiś czas leżeć bezczynnie. To właśnie łoże było dla mnie największym luksusem. Stworzył je pewien wyspecjalizowany rzemieślnik, dokładnie tak, bym mógł się w nim wygodnie pomieścić.

Leżąc myślałem dalej. Może oni w ogóle już o mnie nie pamiętają? Nie mógłbym mieć im tego szczególnie za złe, bo ja już w ogóle nie miałem w głowie żadnego wspomnienia, które by się z nimi wiązało. Pozostała jedynie świadomość ich istnienia.

Wszystko to było strasznie przytłaczające. Uczucie pustki przenosiło się z mojej głowy na całe ciało. Niestety ból związany z myślą, że nic nie znaczę dla nikogo i nikt nie znaczy nic dla mnie, nie znajdował się tylko w moim umyśle. Prędko przeniósł się też na moją fizyczną powłokę. Czułem się jakby ta, rozpadała się na równi z moimi skołowanymi myślami.

Krzyknąłem najsilniej jak umiałem. Zdziwiony potem, że nie boli mnie od tego gardło, wstałem by podnieść właz prowadzący na dwór. Początkowo szło dosyć ciężko, bo było na nim trochę ziemi.

Znów ją naniosło z wiatrem – pomyślałem sobie, jednak nie przejąłem się za bardzo, bo poczułem w rękach niesamowitą siłę.

Wygramoliłem się na zewnątrz, by rozprostować kości i rozeznać otoczenie. Była już noc. Kamienna ścieżka dochodząca do małej kamiennej kapliczki, mojego domu i do domów moich sąsiadów – którzy do niedawna w ogóle się do mnie nie odzywali –  prowadziła w kierunku centrum miasteczka.

Spojrzałem na niebo. Księżyc otoczony przez całe chmary gwiazd, dawał mocne światło. Był w pełni, dzięki czemu tej nocy było całkiem widno.

Nie wspomniałem o tym wcześniej, ale mieszkałem wtedy i mieszkam nadal na przedmieściach. W przeciwieństwie do moich krewnych. Gdy patrzyłem w stronę miasta, przypomniałem sobie, że mieszkali w okolicach rynku. Dym unoszący się z jednego z miejskich kominków przyciągnął mój wzrok.

– Ja im dam popalić – powiedziałem do siebie pod nosem, nim niepewnym krokiem ruszyłem w stronę miasteczka.

Zauważyłem, że musiała być już bardzo późna godzina. Idąc po uliczkach nie spotkałem żadnej żywej duszy. Nie widziałem jednak swojej rodziny od tak dawna, że pora nie mogła grać najmniejszej roli w kwestii tego, czy się z nią spotkam. Ciągle parłem przed siebie, będąc pewnym, że idę w stronę posiadłości któregoś z mych krewniaków.

 W końcu dotarłem. Wolno stojący domek, otoczony był przez ogródek, ogrodzony niskim płotem. Budynek był wykonany schludnie, symetrycznie po obydwu stronach drzwi, które były na przedzie, znajdowały się dwa identyczne, dzielone na cztery części okienka. W tym po lewej widziałem ciemność, a z tego po prawej wypływało światło, jakie dawał kominek. Nawet z zewnątrz dało się słyszeć wesołe okrzyki, które dobiegały z oświetlonego pomieszczenia. Tego dnia musiało się odbywać jakieś spotkanie, bo głosów było zbyt wiele jak na jedną rodzinę.

By upewnić się, że w nim nie przeszkodzę, zaczaiłem się przy szybie. Zgarbiony zajrzałem do wnętrza.

To co ujrzałem sprawiło, że ciepło rozlało się po całym moim ciele, jakbym sam stał przy tym kominku. Widziałem roześmiane twarze, niektóre z nich, jak myślę, podobne do mojej. Było tam dwóch mężczyzn, dwie kobiety i trójka dzieci, dwóch chłopców i jedna dziewczynka.  Wszyscy razem grali w jakąś nieznaną mi grę.

Domyśliłem się, że jedna z kobiet i jeden mężczyzna są moimi potomkami, którzy spędzają właśnie czas ze swoimi małżonkami i dziećmi. W rysach twarzy trójki malców widziałem cechy charakterystyczne dla mojego rodu. To musiały być moje wnuki.

Rozpalony miłymi uczuciami wyprostowałem się i trzykrotnie zastukałem w szybę. Pierwszy w moim kierunku obrócił się chłopczyk, który mógł być w wieku około pięciu lat. Jego uśmiech w ułamku sekundy przerodził się w grymas strachu. Przeraźliwie krzycząc wybiegł z pokoju, a wtedy wszyscy spojrzeli w moją stronę i zareagowali podobnie. Mężczyźni wypuścili przed sobą dzieci i kobiety, po czym wrzeszcząc do siebie ruszyli w kierunku dubeltówek, które wisiały skrzyżowane na ścianie.

Przerażony zrobiłem krok do tyłu. Wtem ujrzałem najpotworniejszy obraz jaki przyszło mi do wtedy widzieć. W szybie jawiło się odbicie humanoidalnej bestii, której ciało przeżarte rozkładem w całości musiały utrzymywać najmroczniejsze z sił, które nękają ziemię. Czekając na nieuchronną śmierć odwróciłem się na pięcie, by spojrzeć w twarz potworowi. On jednak zniknął.

Mój umysł ogarnęła panika, wybiegłem na uliczkę, przed budynkiem przy którym stałem i najszybciej jak umiałem ruszyłem w stronę domu. Gdy biegłem pomiędzy kamienicami i przeszklonymi wystawami miejscowych rzemieślników, w szybach ciągle ukazywało się monstrum. Biegło ono na równi ze mną. Potwór raz po raz łypał na mnie groźnie. W końcu z braku sił poddałem się. Nie mogłem dalej biec.

Zatrzymałem się, spojrzałem na witrynę sklepu szewca, w której było już monstrum i oczekując na uderzenie wyciągnąłem przed siebie dłoń.

Tak samo uczyniła bestia. Zaciekawiony przyjrzałem się jej dokładniej. Stała w takiej samej pozycji w jakiej stałem ja. Zdziwiony podszedłem do szyby, by dotknąć ją wyprostowanym palcem. Potwór stojący z drugiej strony szyby uczynił tak samo.

Wtedy czar prysł i ujrzałem, że potwór to ja. Spojrzałem na swą dłoń, która chwilę temu pokryta gładką skórą, teraz była czarna, przeżarta rozkładem. Racjonalne myśli uciekły z mojej głowy, jak ludzie uciekają z płonącego budynku. Zastąpione zostały przez myśli o zemście. Zemście za zapomnienie. Krzyk który sprawił, że popękały pobliskie okna jest ostatnim wydarzeniem jakie przypominam sobie z czasu jak znajdowałem się w miasteczku.

Następną rzeczą którą pamiętam było siedem trucheł wrzuconych przeze mnie niedbale do mojego domu. Ciężko dysząc rozejrzałem się po zapomnianym osiedlu.

W nagłym napadzie niewytłumaczalnego szaleństwa i mocy które mnie wypełniły, wzniosłem ręce i wykrzyknąłem w stronę nieba nieznaną mi formułę.

Wtem powstali wszyscy. Wszyscy zapomniani, którzy jeszcze tamtej nocy zemścili się na tych, co zapomnieli. Podobni do mnie, bracia i siostry, wyruszyli ze mną na polowanie.

 

***

 

I oto jesteś Ty, czytelniku mojego wyznania. Stoisz teraz przed świeżo zasypanym ziemią grobem Williama Wilsona. Nieszczęśliwie dla Ciebie składa się, że grób ten jest moim domem, a dawno już umarły William Wilson to ja.

Przepraszam Ciebie i przepraszam wszystkich ludzi. To co rozpętałem wymaga przeprosin. Uciekaj nim księżyc wzejdzie na nieboskłon.

 

William Wilson

Koniec

Komentarze

Hm, nie oglądam filmów i nie czytam książek o zombies, czy to jest fanfik do któregoś konkretnego dzieła, czy taka ogólna wizja?

Podoba mi się styl, to nawet brzmi przekonująco, ale trochę niedomyślny ten bohater, rozumiem, że to objaw jego przemiany?

“spiszę na tych stronach tą część swojej historii” – lepiej jednak “tę część”

“krzyknąłem najsilniej jak umiałem” – raczej “najgłośniej”

 

Pacia_p – Nigdy nie widziałem, ani nie czytałem czegoś z podobnym motywem, mam nadzieję, że wcześniej ktoś nie miał takiego pomysłu.  

 Co do bohatera, to pomyślałem to tak,  że on widzi rzeczywistość inaczej dopóki nie zetknął się “fizycznie” ze swoją “nową” postacią. Zamiast grobu widział piwnicę z klapą, zamiast rozkładających się dłoni widział żywe, zdrowe ręce itd..  

Chyba masz rację, zaraz poprawię na “tę”. Co do “najsilniej” zastanowię się. Użyłem tego słowa, bo postać nie żyje od dawna i uznałem, że dobrze będzie, jak będzie się wypowiadała trochę bardziej archaicznie niż jakby żyła w czasach całkowicie obecnych. Sprawdzę czy to archaizm, czy błąd. Dziękuję za czytanie i poprawki. 

Nie wiem czemu, ale w środku niektórych słów widzę myślniki:

bądź musiałaś, zna-leźć

 

luksu-sem

mo-ją fizyczną powłokę

Nie wiem też, ile razy czytałeś swój tekst, ale niestety powtórzeń jest sporo. Używasz w moim odczuciu za dużo razy słowo “ja”:

, to ja ich odwiedzę.

Ale łóżko było tak wygodne, a ja

Odwiedzę ich, chyba by starczyło. Poza tym, podobnie rzecz ma się z “się” (ale to brzmi):

Wygramoliłem się na zewnątrz, by wyprostować się i rozejrzeć. Jak się

No i atak maseł maślanych oraz zwykłych powtórzeń:

mały ogródek, ogrodzony małym

Ludzkie myśli uciekły z mojej głowy, jak ludzie

zapamiętałem z czasu jak byłem w miasteczku.

Następną rzeczą którą pamiętam

I wydaje mi się, że tu powinno być “to samo”:

uczynił tak samo

Od początku też wiadomo było, jak się sprawa skończy, więc elementu zaskoczenia, przynajmniej dla mnie, brak. Może następnym razem ;)

 

 

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Tensza – Może następnym razem. 

Też nie wiem skąd myślniki, usunę je. Powtórzenia o których mówisz musiały jakoś umknąć, chociaż czytałem go sporo razy. Niektóre jednak umieszczone są specjalnie

mały ogródek, ogrodzony małym

Ludzkie myśli uciekły z mojej głowy, jak ludzie

 

Te dwa właśnie.  No nic, wydaje się, że wrzucasz poprawiony tekst, a zawsze się znajdzie. Dziwnie, że aż tyle.  No nic. Dzięki za czytanie i uwagi. :)

Spokojnie, właśnie przeczytałam (po odleżeniu) tekst, który już milion razy przerabiałam i w trzech zdaniach następujących po sobie znalazłam zwrot “już dawno” lub po prostu “już”. Wcale niezamierzenie. No, bo w swoim to cholera najciężej coś znaleźć. 

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Tak niestety jest. :) Korzystając z okazji zapytam, bo ja tu nowy jestem – Co ta gwiazdka przy tytule opowiadania znaczy? Rano była biała, potem zniknęła, teraz jest złota. Może to głupie pytanie, ale nie umiem znaleźć informacji na ten temat.

Z tego, co zauważyłam gwiazdką są oznaczone tematy, w których ktoś się dopisał lub po prostu coś się stało (e.g. dostałeś punkt). Niestety, znaczenia kolorów jeszcze nie rozszyfrowałam, też jestem świeżak tutaj :P

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Horrory to nie moje klimaty – może dlatego jakoś do mnie nie trafiło. Przewidywalne niestety.

Hmm…. tak sobie patrzę na oceny i pociągam nosem. Czyżbym wyczuwał multikonto?

No nic, mniejsza z tym. Sam tekst jest dość średni i właściwie dość przewidywalny. Gubisz się trochę w przecinkach (pamiętaj, że przecinkami oddziela się właściwie tylko zdanie oraz wtrącenia) i zapętlasz w narracji, tzn., mam wrażenie, że niektóre informacje powtarzane są kilkukrotnie, a to nigdy nie wychodzi narracji na dobre. 

Homar – Dzięki za czytanie,

Vyzart – Multikonta nie mam i nie mam zamiaru mieć, tym bardziej, że nie miałbym w tym nawet żadnego interesu. Wygląda na to, że komuś się spodobało opowiadanie na tyle, że takie oceny dał. Ja bym nie dał takiej, ale cieszę się, że ktoś tak zrobił, bo to miłe.

 Ciągle staram się poprawiać swoje pisanie i mam nadzieję, że wyeliminuję problemy z interpunkcją. Jak zobaczę jakiś błąd, usunę go. Dziękuję za informację i przeczytanie opowiadania, choć przykre jest oskarżenie o multikonto.

Jak dla mnie fajne opowiadanko. Może i troszkę przewidywalne ale i tak fajnie się czytało. Podobał mi się pomysł z odbiciem w witrynie.

Pozdrawiam i życzę powodzenia oraz czekam na coś więcej.

Tensza – (wcześniej zapomniałem) dzięki za odpowiedź. Teraz kolorów będę strasznie ciekawe. ;)

Feron–  Dzięki za czytanie, cieszę się,  że dobrze Ci się czytało. :)

Nie mogę napisać, że opowiadanie nie podoba mi się, ale też zachwycona nim nie jestem. Historii o powstałych z grobu napisano sporo, a ja chciałabym się dowiedzieć, co sprawiło, że Wiliam Wilson nagle się ożywił i wyszedł powierzchnię. Od biedy mogę uwierzyć, że kiedy się ocknął, uświadomił sobie istnienie rodziny i poczuł nieprzepartą chęć odwiedzenia jej, ale co działo się potem, po ucieczce? Jak dla mnie, w tym horrorze jest trochę za mało horroru.

 

Ostatnimi czasy nieczęsto wracam do stanu, który mogę nazwać stanem chociaż bliskim normalnego. Dzisiaj się udało. Odegnałem myśli, które nękają mój umysł i przez krótki czas, będę nad sobą panował. Korzystając z tej zapewne krótkotrwałej okazji, pośpiesznie spiszę na tych stronach tę część swojej historii, która doprowadziła mnie do tego, jaki jestem teraz. – Czy wszystkie powtórzenia są zamierzone?

 

Mnie niestety nie było to dane. – Co nie było dane bohaterowi? Przeczytanie tego, co napisał, czy zrozumienie kim był?

 

…drewniana klapa znajdująca się na suficie mojego małego, ciasnego lokum. – Wiemy o czyim lokum mówi bohater. Jeśli lokum jest ciasne, nie może być duże.

 

Gdy wspomnianego dnia, w którym straciłem władzę nad umysłem, podniosłem powieki, moje wspomnienia wydawały się zamglone. – Powtórzenie.

 

Niczego nie byłem pewien. Niczego poza tym, że byłem od bardzo dawna sam. Od bardzo, bardzo dawna. – Powtórzenie. Pozostałe powtórzenia, domyślam się, są celowe.

 

Leżąc w swoim łożu… – Czy mógł leżeć w cudzym łożu?

 

Uniosłem dłoń by podrapać się po łysinie swojej gładkiej czaszki. – Skoro bohater jest sam, nie może drapać się po cudzej czaszce.

 

Wiedziałem, że to oni powinni mnie odwiedzać, jednak zadecydowałem, że tego dnia, to ja ich odwiedzę. – Powtórzenie.

 

Ale łóżko było tak wygodne, a byłem tak odzwyczajony od ruchu, że musiałem jeszcze jakiś czas leżeć. To ono było dla mnie moim największym luksusem. – Powtórzenia. Zbędne zaimki.

 

…bo ja już w ogóle nie miałem w głowie żadnego wspomnienia, które by się z nimi wiązało. – Skoro bohater nie ma żadnego wspomnienia wiążącego się z krewnymi, to skąd wie, że ma krewnych? ;-)

 

…do domów moich sąsiadów – którzy do niedawna w ogóle się do mnie nie odzywali… – Czy to znaczy, że teraz sąsiedzi rozmawiali z bohaterem?

 

Nie wspomniałem o tym wcześniej, ale mieszkałem wtedy i mieszkam nadal na przedmieściach. W przeciwieństwie do mojej rodziny. Tego, że oni mieszkali w okolicach rynku byłem pewien. – Skąd pewność bohatera, gdzie mieszka rodzina, skoro wcześniej że nie miał żadnych wspomnień o krewnych? Nie było też wzmianki, że pamięć mu wróciła.

 

…że idę w stronę posiadłości kogoś z mych krewniaków. – …że idę w stronę posiadłości któregoś z mych krewniaków.

 

Mały, wolno stojący domek, otoczony był przez mały ogródek, ogrodzony małym płotkiem. – Może, jak twierdzi Autor, są to celowe powtórzenia, ale dobrze nie wyglądają.

Poza tym, Autor używając zdrobnień: domek, ogródekpłotek, informuje o niewielkich rozmiarach tychże.

 

Budynek był wykonany schludnie, zgodnie z zasadami symetrii po obydwu stronach drzwi, które były na przedzie… – Co to są zasady symetrii po obu stronach drzwi, będących na przedzie? ;-)

 

…a w tym po prawej pulsacyjnie żarzyło się światło dochodzące z kominka. Nawet z zewnątrz dało się słyszeć wesołe okrzyki, które dobiegały z oświetlonego pomieszczenia. – Wydaje mi się, że jeśli w kominku tylko żarzyło się, to żar nie mógł oświetlić pomieszczenia.

 

By upewnić się, że w nim nie przeszkodzę, zaczaiłem się do szyby.By upewnić się, że w nim nie przeszkodzę, zaczaiłem się przy szybie.

 

…ruszyli w kierunku dubeltówek, które wisiały zabezpieczone na ścianie. – Skąd bohater wiedział, że strzelby były zabezpieczone?

 

…najpotworniejszy obraz jaki przyszło mi do wtedy widzieć. W szybie widziałem odbicie… – Powtórzenie.

 

Ludzkie myśli uciekły z mojej głowy, jak ludzie uciekają z płonącego budynku. Zastąpione zostały przez myśli o zemście. – Myśli o zemście są jak najbardziej ludzkie.

 

…wzniosłem ręce w górę… – Masło maślane. Czy można wznieść ręce w dół?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy – Nie wiadomo co go obudziło, jednak wiadomo, że był wściekły na swoją rodzinę za brak pamięci. Idąc tym tropem można uznać, że jakaś “siła” która go z grobu wytargała wyzwolona została właśnie przez to – czyli brak pamięci. Mógł być nekromanta, można uznać,  że William powstał z samego zapomnienia, po czym on stał się “pseudo-nekromantą”, który podniósł z mogił kolejne trupy. Niektórych rzeczy nie można powiedzieć ze względu na narrację pierwszoosobową, postać nie jest świadoma, to nikt nie będzie, jednak rozumiem Twój niedosyt, czasem dobrze jest, gdy więcej wiadomo. Mimo to, lubię niedopowiedzenia, więc muszę powiedzieć, że po prostu taki miałem zamiar. 

Dziękuję bardzo za czytanie i za czas poświęcony na wychwycenie błędów. Jutro wezmę się za ich poprawę.

No cóż, skoro tak postanowiłeś, przyjmuję wyjaśnienia, ale pozostaję z niedosytem. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Teraz dopiero, jak  czytałem dokładnie Twoje poprawki zwróciłem uwagę na Twoje “pytania”. ;) Jeśli chodzi o sąsiadów, to jak nietrudno się domyśleć chodziło o inne powstałe z grobów trupy,  bo osiedle – to jak nietrudno się domyślić – cmentarz. Tylko William widział go jako domki. Od kiedy “sąsiedzi” powstali, widać zaczęli być rozmowni. ;) Co do krewnych, to postać raczej kierowała się intuicją, niż wiedzą na ich temat. Stąd te nieścisłości. Jednak masz rację i trochę to pozmieniałem. Dziękuję jeszcze raz za pracę włożoną w te liczne poprawki. :)

Dziękuję, BlackAdderze. Cieszę się, że mogłam pomóc.  ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ja się cieszę jeszcze bardziej, że mogłaś pomóc. :D

Cieszę się Twoją radością. ;-D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jeden tekst a ile radości. ;)

Końca nie widać. ;-D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Od razu, kiedy zobaczył odbicie w szybie, przyszło mi na myśl jedno z opowiadań Lovecrafta (chyba “The outsider”). Tam również bohater był zaskoczony i przerażony swoim “nowym” wyglądem:)

Nowa Fantastyka