- Opowiadanie: Rearnakedbite - Fergusson - Interesy z Cefalopodami

Fergusson - Interesy z Cefalopodami

Co tu dużo mówić. Mam nadzieję, że się spodoba.

 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Fergusson - Interesy z Cefalopodami

W knajpie Zodiak w Daran Toho, mieście spokojnych ludzi i niespokojnych obcych kapitan Fergusson siedział przy stoliku dokładnie w połowie drogi pomiędzy głównym wejściem i tylnym wyjściem. Delikatnie głaskał blaster przypięty zamkiem magnetycznym do pasa. Barman spokojnie przecierał blat, a przy barze siedziało dwóch Insektów. Z nimi zawsze były kłopoty. Ostatnim razem trzech z nich oszukało w grze w Baddro dwóch Cefalopodów, którzy oczywiście wszczęli awanturę. Insekty zmietli jednego dezintegratorem. Dezintegratory są zabronione we wszystkich układach poza użytkiem budowlanym. Ci jednak za nic mieli regulacje luźno bo luźno, ale jednak przestrzegane na dalekich obrzeżach jak Tolleth 3, na którym nawet patrole federacji coraz częściej się pojawiały po procesie aneksji. Tuż przed patrolem do baru wpadło już trzech innych Cefalopodów i zdążyli spacyfikować Insektów. Od przybyłego patrolu żądając by pozwolono im ich zabrać.

Teraz w barze poza grupą lokalnych, stałych bywalców nie było nikogo z kim mogliby szukać zaczepki. To oznaczało, że jak się rozpiją to poszukają kogoś przyjezdnego, a w tym momencie jedynym takim był on sam. Dlatego spokojnie sączył drinka i głaskał swój niezawodny blaster. Już ze swojego miejsca dwoma szybkimi strzałami mógł ich spokojnie obezwładnić. Legalnie. Nie był jednak w nastroju na kłopoty. Czekał na mającego się pojawić już niedługo klienta i przeglądał odbicie barowych świateł w szklance. Sposobem w jaki ją trzymał słodko gorzka mieszanka wódki Granco i likieru Ostraviusa zasłaniała mu groteskową głowę jednego z Insektów. Tymczasem ich posykiwania i szelestoświsty robiły się coraz głośniejsze. Fergusson delikatnie poprawił się na siedzeniu. Zluzował zamek magnetyczny na gotowy do użytku i przełączył blaster na naładowany. Jeden z insektów zaczął się rozglądać. Po chwili oczywiście zauważył Fergussona i wskazał na niego czułkami. Dobrze to widział. Połowa jego prawych wąsowatych czułków zafalowała wyraźnie w jego stronę. Drugi z Insektów spojrzał na niego i po chwili namysłu zaszeleścił coś do towarzysza. Obaj odwrócili się znów do baru i ich głosy przycichły. Fergusson wyłączył blaster i odprężył się lekko. Pociągnął łyk i spojrzał na otwierające się właśnie drzwi, przez które wszedł przedstawiając się pronem jego klient Vaur. Cefalopod. Obaj Insekty obrzucili Cefalopoda spojrzeniem, ale nie zareagowali. Klient, o którym Fergusson przed spotkaniem był przekonany, że jest humanoidem usiadł naprzeciwko niego i od razu przeszedł do rzeczy.

– Pozdrowienia. Chciałbym wynająć pański statek wraz z załogą i miejscem na tyle towaru ile pan ma wolnego miejsca.

– Cóż, przyjacielu, witam Cię również, ale zaszły pewne okoliczności. Mój statek doznał uszkodzeń i muszę dokonać kilku niezbędnych napraw. To potrwa. – Fergusson kłamał bez mrugnięcia okiem. Nie chciał robić interesów z Cefalopodami po tym jak wykantowali go na 500 000 luxów. Wuj zawsze go ostrzegał – "Nie rób interesów z Cefalopodami". Oczywiście musiał się przekonać.

– Zapłacę za naprawy w najlepszym warsztacie. Zależy mi na czasie.

– To może być kosztowna wymiana rdzenia napędu. – Fergusson blefował. To nie mogło się udać. Rdzeń kosztował jedną piątą całego jego statku. Nikt nie zapłaciłby takiej ceny.

– Nie ma problemu kupimy najnowszy jaki jest dostępny. – Cefalopod był nieugięty. Czterema mackami zawijał cały czas fale na stoliku. Fergusson na myśl, że może zainstalować drugi silnik, który bez rdzenia zalegał w magazynie rozpromienił się w uśmiechu.

– Ma pan w takim razie statek i mnie z załogą. Oczywiście są pewne ograniczenia. Nie przemycam nic co jest na liście Gildii Gullaco. Nie zamierzam do końca życia przed nimi uciekać. To wariaci.

– W takim razie tu zaliczka. Kiedy będzie gotowy statek?

– Przy odpowiednio dużej sumie za tydzień. – Fergusson nie mógł się nacieszyć patrząc ile dostał zaliczki. To była dwukrotność umówionej stawki wstępnej.

– Czy nie dałoby się go zrobić w trzy dni? Muszę opuścić układ przed końcem tygodnia inaczej nie zdążę na tranzyt planetowcem.

– Mógłbym się wyrobić w trzy dni, gdybym jeszcze zagonił swoich dwóch mechaników, ale nie mieli urlopu i nie wiem czy się na to zgodzą. – Fergusson prawie czuł się źle zdzierając z Cefalopoda luxy za wszystkie swoje niepowodzenia. Statek był w doskonałym stanie. Brakowało mu tylko drugiego silnika. Fergusson zamówił rdzeń oczekując na bankobota po gotówkę. Mechanicy otrzymali polecenie i zabierali się już za montaż.

– W takim razie proszę mi powiedzieć jaką kwotę mam dopłacić i doślę natychmiast na podane konto.

– Proszę bardzo. – Fergusson wysłał Cefalopodowi zaszyfrowane numery i spojrzał na bar. Jeden z Insektów wyglądał jakby skanował jakimś urządzeniem jego klienta.

– Hej, ty! Przestań natychmiast. Ten przyjaciel jest tu ze mną i nikt go bez mojej zgody nawet nie fotografuje. – Blaster niezauważenie przełączył się na gotowy.

– To poszukiwany przez nas zbieg. Pójdzie z nami. – Zaszeleścił Insekt i wyjął paralizator. Dwa strzały z blastera położyły oba Insekty na podłogę.

– Wychodzimy. Tu jest napiwek. – Rzucił do barmana. Położył jeden banknot na blacie baru, po drodze wrzucając torbę z luxami do podjeżdżającego właśnie bankobota i wyszedł. Barman schował banknot i jakby nigdy nic wycierał spokojnie blat. Insekty mieli jeszcze dobre pół godziny zanim się ockną. Odkurzacz wywiezie ich w tym czasie na zewnątrz, a ochrona już ich nie wpuści. Dobrze było mieć w barze układy. Fergusson nie raz pomógł barmanowi w rozróbach, o których obaj woleli by patrole nie wiedziały. Jak ta z bandą piratów, którym się wydawało, że mogą rozwalić bar na strzępy dla zabawy. Jeden przeżył. Obeszło się bez większych problemów.

– To za co cię Insekty poszukują? – Fergusson kierował się do swojego łazika. Vaur chwilę się nie odzywał. Sunął smętnie za nim i zmieniał kolor na szary.

– Mam pewne informacje i dowody na ich planowaną akcję militarną. – Vaur wciągał do łazika ostatnie macki. Drzwi się zasunęły i łazik bezszelestnie ruszył ulicami Daran Toho. Ziemskie szczury leniwie uciekały na boki ustępując sunącemu nisko nad ziemią łazikowi.

– No to ładnie. Tak myślałem, że Insekty coś kombinują. Za dużo ich się teraz panoszy w układach. Plugastwo. Mało im ich strony ramienia galaktyki?

– Też tak uważamy. Jak mnie dowieziesz na Numas Beta będę mógł powiadomić swoich i przekazać dowody odpowiednim władzom oraz federacji. Mamy tam stację matkę.

– A co to za towar, który chcesz zabrać? – Fergusson kierował łazika manualnie. Zabawny archaizm słowny, wciąż utrzymujący się pomimo sterowania bioniką, które dziesięciolecia temu wyeliminowało potrzebę fizycznego kontrolowania pojazdów.

 – Zawieź mnie do portu. Poczekam na naszym transportowcu. Mam tyle federacyjnych procesorów, że obsłużą kilka planet. Kończące się za pięć dni embargo uczyni mnie bardzo bogatym Cefalopodem na moich światach. Niestety muszę wylecieć przed sobotą.

– Niezły pomysł. Skąd nabrałeś tyle procesorów? Nawet ja nie zdobyłbym ilości na połowę pojemności mojej maleńkiej. – Fergusson skręcał już do portu. Ustawiając cel podróży łazikowi na sekcję transportowców porzucił sterowanie na rzecz automatu i zaczął grzebać w holo.

– Transportowiec z ładunkiem procesorów jest w doku na tej planecie. Rusza w przyszłym tygodniu. Wiem, że będzie miał opóźnienie. Mam na nim sojuszników. Będę w układach pierwszy i zedrę z desperatów miliony luxów. Niestety Insekty wrobili mnie w jakieś porwanie ich statku. Podobno porwałem ich mały transportowiec, zabiłem załogę i statek sprzedałem piratom. – Vaur zmieniał z niedowierzania kolor na pomarańczowo fioletowy. – Oczywiście jestem niewinny. W każdym razie nie będę więcej odwiedzał tego transportowca. Zostaję na swoim do czasu, aż twój statek będzie gotowy.

– Oczywiście. Procesorów też pewnie nie przemycali tym małym transportowcem? Zresztą nie moja sprawa. Wybacz Vaur, nie powinienem się tak dopytywać. – Vaur wysiadł i posunął w stronę swojego transportowca. Ten regularnie ładowany zaopatrywał olbrzymi masowiec cefalopodów, który przewoził towary z planety na planetę handlując pod sztandarem Gildii Gullaco. Zapatrzonego w holo, pogrążonego w przeszukiwaniach wiadomości jakie odsiewał mu z sieci jego pron, łazik zabrał Fergussona wprost do jego fregaty. Wjechał na pokład z gotowym planem. Przy dwóch silnikach będzie pokonywał trasę szybciej niż patrolowce w tym rejonie. To już dawało mu szanse na niezły zarobek. Niestety będzie musiał lecieć przez ogarnięte wojną wewnątrz układową terytorium Gadaurów.

 

Dwa spędzone na bezczelnym lenistwie dni później okręt bojowy Gadaurów mierzył do statku Fergussona z działek laserowych dużej mocy. Fregata nie miała szans. Według Gadaurów. Nie wiedzieli, że jego statek pochodzi z układów dłużej zwaśnionych wiecznymi wojnami niż Gadaurowie byli obecni w kosmosie i jest wyposażony w ciężkie bloki chłonące na całym poszyciu kadłuba. Na obronę przed większością ataków pociskami szybkostrzelne działka laserowe zupełnie wystarczyły. Fergusson zbliżył się na odległość strzału bronią hybrydową. Działko protonowo laserowe penetrowało każdą znaną mu osłonę. Nie było jeszcze ujęte w oficjalnym spisie broni więc nie było zabronione. Fergusson po raz kolejny nadał informację, że chce pozostać neutralny i nie wiedział nic o wojnie. Okręt Gadaurów wystrzelił kilkoma wiązkami lasera nieznacznie podnosząc temperaturę kadłuba. Po chwili kolejne dłuższe serie lasera znów dotknęły powierzchni fregaty po czym okręt rozpoczął taniec wojenny ostrzeliwując fregatę. Setar na polecenie zajętego pilotowaniem Fergussona spokojnie namierzył działka laserowe Gadaurów i strzelił krótkim impulsem. Ku jego zdumieniu tarcze bojowe Gadaurów wytrzymały. Podkręcił moc działka na pełną moc i wystrzelił dwa dłuższe impulsy. Okręt Gadaurów zaprzestał ostrzału, gdy w miejscach gdzie trafiło działko pojawiły się wyrwy w pancerzu. Kawałki baterii laserowych i wyposażenia statku oraz kilku Gadaurów wyleciało wprost w otwartą przestrzeń.

Ze statku wystrzelono nagle serie pocisków kinetycznych. Kapitan obserwował na holo jak czerwone punkty zbliżają się do obszaru skutecznego zasięgu działek laserowych. Gadaurowie wystrzelili dodatkowo serię rakiet szybko nabierających prędkości, a kolejne dwa działka laserowe zaczęły ostrzeliwać jego Małą Nell. Po kilku sekundach jego obrona laserowa wyparowała nadlatujące pociski po czym namierzyła rakiety. Pancerz chłonął energię wstrzeliwaną w niego przez baterie laserowe Gadaurów. Wewnętrzne warstwy poszycia przekazywały energię do generatora kumulując ją i ładując akumulatory Bentsa. Te mogły wchłonąć jeszcze dużo. W przypadku przeładowania wystarczyło wystrzeliwać więcej własnymi laserami niż się przyjmowało. Jego Mała Nell trzymała się świetnie, ale miała swoje ograniczenia. Jeszcze jedna taka bateria i przegrzeją mu pancerz. Setar wymierzył więc we wszystkie zidentyfikowane baterie laserów oraz wyrzutnie rakiet i pocisków i posłał serię celnych impulsów. Strumienie gazów buchnęły z miejsc celnych trafień. Okręt Gadaurów zaprzestał ataków. Chyba zrozumieli, że mu nie zagrożą. Okręt uruchomił silniki i manewrował chwilę po czym ruszył w przeciwną stronę i zniknął skacząc w podprzestrzeń. Fergusson nie mógł i nie chciał ich ścigać.

Uruchomił oba silniki i kontynuował podróż. Zastanawiał się ilu jeszcze ich spotka po drodze. Musiał przelatywać przez ich przestrzeń. Nie mógł ich oblecieć przez terytorium Zakonników. Natomiast po drugiej stronie ich układu były mgławice pełne podprzestrzennych anomalii. Miał na pokładzie cenny towar i cefalopoda z rodziną i musiał zdążyć w dwa dni lotu. Postanowił więc spróbować szczęścia. W końcu za ich transport dostał tyle kasy, że mógłby sobie pozwolić na nowy statek gdyby chciał. Jednak nie miał serca rozstawać się ze swoją fregatą. Zbyt wiele na niej przeżył odkąd kupił ją od starego Polaka. Wolał przetrzymać pieniądze i nie szastać. W zamian postanowił zainwestować w kilka dodatkowych usprawnień. Maskujące poszycie, porządny system filtracji i nowsza i wydajniejsza procesorowa minifarma żywności. Najbardziej marzył mu się napęd skokowy Tarnarlów. Taki napęd zająłby mu co prawda pewnie z jedną szóstą przestrzeni magazynowej, jednak zyski z błyskawicznego transportu byłyby nie ocenione. Otworzyły by się przed nim nowe rynki. Mógłby się wychylić poza terytorium federacji. Niestety napędy Tarnarlów były niezwykle ciężkie do zdobycia. To nawet nie była kwestia ceny. Po wojnie ilość statków zdolnych do skoków podprzestrzennych spadła dramatycznie, a Tarnarlowie nie sprzedawali nic, odbudowując straty na zniszczonych planetach. Jedyne dostępne napędy pochodziły więc ze z rzadka odnajdywanych jeszcze na pobojowiskach i cmentarzyskach zniszczonych statków, albo z kradzieży dokonywanych przez piratów. Ci potrafili wystrzelić załogę w kosmos i przejąć statek, sprzedając go na części. Trzeba było mieć niesamowite szczęście by być akurat tam, gdzie pojawi się szansa kupna. Fergusson po odstawieniu towaru i Cefalopodów zamierzał lecieć do układu Barnaby by tam wśród znajomych piratów zasięgnąć języka. Nie liczył na to, że akurat wpadnie na napęd, ale miał nadzieję, że jeśli pokręci się w tamtejszym światku odpowiednio długo, może coś się trafi.

Na pokładzie panowała względna cisza. Mechaników nie było, Nirja studiowała coś w swoim centrum fizyki, a Sara była wciąż na urlopie na Pretorian Dwa. W szerokim mostku dowodzenia siedział tylko milczący jak zawsze pilot i kompan kapitana Setar. Zajęty obliczeniami na holo nie zwracał uwagi na Fergussona. Ten nie przerywając mu wyszedł z mostka. Podprogram Nell – AAI fregaty utrzymał kurs gasząc holo i dezaktywując pulpit kontrolny przed opustoszałym fotelem. Kapitan szedł mijając swoją kwaterę. Po dotarciu na schodki prowadzące na niższy poziom poprawił bluzę i wyjął opakowanie luksusowego towaru – gumy do żucia, po to tylko, by wkurzyć Mortensa. Wyjął trzy pastylki i wrzucił do ust po czym wszedł do pomieszczenia ostentacyjnie żując. Mortens siedział na kanapie przed holo. Kapitan przeszedł specjalnie wolno przez hol statku licząc na to, że Mortens zauważy gumę do żucia i się zirytuje. Cholera jak on uwielbiał drażnić tego gbura. Mortens wiecznie na coś narzekał. Zawsze coś mu się nie podobało. A to za długo w przestrzeni, a to za długo na planecie. A to za mało kasy w tym miesiącu. Nawet jak Fergusson zainstalował duże holo dla wszystkich w głównym pomieszczeniu załogi to Mortens narzekał, że nie mają tego co by chciał oglądać. Choć zapewne i tak zostałby zlinczowany za oglądanie arii z Ransoto Renso za którymi tak tęsknił. Śpiewaczki i primadonny z Ransoto znane były ze zdolności śpiewania non stop z jednego oddechu przez ponad trzydzieści minut. Nie żeby on sam czy załoga byli przeciwni sztuce, ale po zleceniu na Ransoto i usłyszeniu jednej arii raz w życiu wszyscy z Fergussonem postanowili nie obnażać zmysłu smaku muzycznego na ich wyjące o nieszczęściach wojny głosy nigdy więcej. Mortens musiał więc zadowolić się tym co wszyscy, czyli mieszanką tego co udało im się kupić na własną rękę na odwiedzanych światach. Wybór nie był wielki, ale jednak udało mu się znaleźć wyścigi węży polecone mu przez cefalopoda. Fergusson przeszedł dalej niepocieszony, że Mortens nie skomentował nic w swoim stylu na temat tego jak to jedni to mogą mieć gumy do żucia, a innym już zabrakło. Już na śniadaniu marudził, że fasoli za mało a chleba za dużo. Chyba dawno nie latał starą przedwojenną fregatą jak większość innych najemnych pistoletów. Fergusson zastukał po chwili do drzwi cefalopodów. Vaur otworzył mu po drugim razie, gdy Kapitan zamierzał już spytać Nell czy nie śpią.

– W czym mogę pomóc kapitanie? – Vaur usunął się na bok zapraszając gestem macki do wejścia. Fergusson wszedł do środka i omiótł pomieszczenie wzrokiem zauważając dwoje młodych Vaura baraszkujących na kanapie. Tworzyli przykuwającą oko mieszaninę wijących się kolorowych macek.

– Czy wszystko w porządku? Żywność wam odpowiada? Mogę czymś jeszcze umilić wam podróż?

– Nie dziękuję. Jest pan już i tak nad wyraz pomocny. Chyba, że ma pan jeszcze jakieś koszta? – Fergusson zignorował sarkazm Vaura i nie zrażony przeszedł do sedna sprawy.

– Czy mógłby pan odsprzedać mi dziesięć procesorów? Byłbym zainteresowany zainstalowaniem po cichu jednego na mojej rodzinnej planecie, no i mam paru zaufanych przyjaciół, którym pomógłbym niezmiernie, gdybym mógł ich nimi wesprzeć.

– Domyślam się, że po cenie jakiej je kupiłem?

– Rozumiem, że jest pan handlarzem więc decyzję zostawiam panu.

– Doceniając to co pan dla mnie zrobił w barze i nienaganne jak na ludzi pana pokroju maniery skłonny jestem odstąpić je panu po cenie zakupu. Niech to będzie prezent ode mnie. – Vaur przytulił swą partnerkę Tariani splątując z nią przednie macki w mały węzeł.

– Robić z panem interesy to prawdziwa przyjemność drogi Vaurze.

– To ja dziękuję kolejny raz za uratowanie mi życia. Na to nie ma ceny.

– W takim razie dziękuję za procesory i życzę miłej podróży. – Kapitan wyszedł zostawiając rodzinę zrelaksowanych cefalopodów w spokoju.

Po wyładowaniu towaru na Numas Beta, kapitan pożegnał się z cefalopodami, którzy przez całą podróż nie opuszczali swoich pokoi. Podziękowania najwylewniej okazali młodzi których macki owinęły nogi Fergussona zaskoczonego ich otwartością. Nie czuł odrazy jak niektórzy ludzie na widok cefalopoda. Docenił więc szczerość uczuć młodych i pozwolił się przez chwilę ściskać. Pogłaskał ich po głowach i ci puścili jego spodnie pozostawiając wilgotne ślady macek. Wkrótce dołączyli do sunącego już w stronę przejścia Vaura i Tariani.

Po ich odstawieniu polecieli wprost na Oranboro w układzie Barnaby, gdzie Fergusson miał przyjaciół, a i jego załoga mogła się rozerwać. Po tygodniu nudnej podróży mechanicy wyskoczyli na piwo, a Nirja na zakupy. Mortens wybył nikomu nie mówiąc dokąd i oznajmił jedynie, że wraca następnego dnia. Fergusson po zjedzeniu olbrzymiego steku z Narloonta w portowej knajpie wyruszył łazikiem do baru piratów Róża Kosmosu. Zanim dojechał zamówił drinka i upewnił się, że jego stary przyjaciel Trymundi będzie na miejscu.

Róża Kosmosu byłą sporej wielkości pubem z pokojami, kapelą grającą na żywo i niezłą kuchnią. To wszystko plus brak patroli uczyniło pub idealnym miejscem spotkań. Młynem lokalnych handlarzy i cwaniaczków oraz piratów i przejezdnych o nieznanych zamiarach. Na swój sposób przypominał Zodiak w Daran Toho, tyle że był znacznie większy i miał trzy kondygnacje.

Fergusson odesłał łazik na parking i wszedł do pubu. Gwar świstów, krzyków i stęknięć wielogatunkowej klienteli uderzył go w uszy, natychmiast przywołując wspomnienia pijaństw jakim nie raz się tu oddawał. Sprawdził gdzie siedzi Trymundi i skierował się ku niemu zabierając po drodze od barmana zamówionego wcześniej drinka.

Stary przyjaciel i emerytowany pirat Trymundi popijał swoje piwo przeglądając coś na miniholo. Na widok Fergussona porzucił je i wstał z uśmiechem.

– Ferguss skurczybyku, nieźle się trzymasz widzę! – Huknął z rozmachem łapiąc i potrząsając rękę podchodzącego kapitana.

– Ciebie też się czas nie ima jak widzę. Wątroba w porządku? – Fergusson usiadł naprzeciwko starego pirata i stuknął drinkiem w jego kufel z piwem.

– Nie narzekam. Nowiutka. Co cię sprowadza, co nowego, opowiadaj? – Trymundi wbił się w biopiankowe krzesło i pociągnął spory łyk trunku.

– Wszystko w porządku. Wciąż latam Małą Nell. Mam dla ciebie prezent przyjacielu. Co powiesz na nowiutki procesor federacji?

– Nie hakowany? – Pirat podrapał się w brodę widząc uśmiech kręcącego głową w zaprzeczeniu Fergussona. – Byłbym bardziej niż wdzięczny. Akurat jestem w potrzebie. Ale domyślam się, że nie przyleciałeś tu specjalnie napić się ze mną, żeby mi go dać w prezencie, co? – Trymundi zamówił kolejne piwo i uśmiechał się do Fergussona.  

– Właśnie, że tak. Masz go ode mnie w prezencie. Nie chcę w zamian nic poza informacją. Daj mi znać jak pojawi się napęd Tarnarlów.

– Nawet jak się pojawi, to nie będzie cię stać. Jak cię znam. – Uśmiech Fergussona zmalał jedynie nieznacznie. – Ty draniu, gdzie się tak obłowiłeś? – Trymundi zrobił wielkie oczy.

– Nieważne gdzie, ważne, że legalnie.

– Przecież za napęd skokowy mógłbyś kupić dwa nowe statki.

– Nie chcę dwóch statków. Jutro wstawiam Małą Nell do stacji Spaceteku na dokładny serwis. Będzie jak nowa. Dorzucę napęd skokowy i będę latał po galaktyce. – Fergusson czuł się dumny z obrotu sprawy.

– Obyś się nie dorobił śladu w podprzestrzeni. – Pirat skwitował kolejnym łykiem piwa.

– Nie będzie tak źle. Znasz mnie. Będę w okolicy jeszcze jakiś czas. Kto wie, może mi się poszczęści. Mam pomysł na interes. Legalny. Nie zamierzam nikomu podpadać. Po aferze z Zakonnikami polubiłem spokój.

– No na pewno go znajdziesz na obrzeżach. Słyszałeś plotki o znikających statkach. Podobno Nadaak mają nową broń. Odzyskują swoje układy. Zobaczysz jeszcze dokopią federacji. I wszyscy będziemy skakać do Andromedy jak Tradhanowie.

– Nie pcham się w rejon wojny. Polecę do odzyskanych układów. Odkąd federacja zezwoliła na sprzedaż lekkich procesorów mogę nieźle zarobić i właśnie przypadkiem wiem, gdzie mogę je tanio kupić. – Fergussonowi właśnie wpadła do głowy myśl. Gdyby tylko miał napęd…

– To powodzenia. Dam ci znać jak się pojawi napęd. Ten procesor, kiedy go mogę odebrać?

– Możesz podesłać kogoś do Małej Nell. Dałem znać Setarowi. Wyda ci procesor. Tylko wyślij kogoś kulturalnego, znasz Setara jaki jest drażliwy w tych kwestiach.

– Dalej się wścieka za brak "dzień dobry" z rana? Wariat i tyle. Niech mu będzie. Mam kulturalnych znajomych. – Obaj na chwilę popatrzyli na siebie, po czym wybuchli gromkim śmiechem. – Ferguss jak ja się cieszę, że cię widzę! – Trymundi śmiał się do łez. Pozdrów go ode mnie… Serdecznie… – Stary pirat zanosił się śmiechem.

– Dobra Mundi. Pośmialiśmy się, ale muszę lecieć. Dobrze było cię widzieć draniu! – Fergusson dopił drinka i wstał. Trymundi podniósł się, uścisnął mocno obiema rękoma dłoń kapitana i usiadł na miejsce.

– Szybkiej przestrzeni! – Pirat upił łyk piwa za jego zdrowie i sięgnął po holo.

Fergusson wrócił do statku, gdzie Nirja czekała na niego z niepokojącymi wiadomościami.

– Ferg, na targu kręcili się Gadaurowie. Podobno ktoś rozwalił im statek z jakiejś nieznanej broni. Szukają informacji o statkach z bronią hybrydową. Nie możemy tu kupić konwerterów protonowych.

– Cholera. Lepiej stąd zmykajmy. Gdzie jest Mortens nie wiesz?

– Nie mam pojęcia. Nie odpowiada w sieci. Pewnie siedzi w jakimś burdelu zapięty na maksa w pełnym sieciowcu. – Mortens miał tego samego moda jak Fergusson. Jak chciał to znikał z sieci.

– No to musimy na niego poczekać. Jak tylko się podłączy będzie wiedział co się dzieje. Jakim cudem przylecieli akurat tu? Poza tym nie rozwaliłem im statku tylko przytępiłem broń. Chyba, że mieli tuż za bateriami jakieś krytyczne układy. Ich sprawa, sami zaczęli. Durni Gadaurowie. – Fergusson się wściekał.

– Durni czy nie, nie mam ochoty spotkać tutaj ich oddziału.

– Ja też nie. – Kapitan zagapił się na chwilę i odebrał rozmowę z Trymundim.

– Ty chyba jesteś w czepku urodzony. Jest napęd do kupienia. Właśnie dostałem do zezłomowania statek, który przypadkiem znaleźli znajomi moich znajomych. Nieuszkodzony napęd Tarnarlów. Możesz go kupić jak przyjedziesz dziś wieczorem.

– Żartujesz? Jasne, oczywiście. Przyślę moich mechaników. Dzięki wielkie. Nirja, mamy napęd Tarnarlów! – Fergusson uśmiechał się od ucha do ucha.

– No to bierzmy go i oby się Mortens szybko znalazł. – Nirja ruszyła do swojego pokoju zostawiając Fergussona w ogólnym.

 Mortens wrócił w środku nocy zastając Setara, obu mechaników i wynajętego montera z doków instalujących napęd Tarnarlów. Nirja i kapitan spali. Nie odzywając się do nikogo Mortens zniknął w swoim pokoju. Następnego dnia nie wstał na śniadanie. Mechanicy spali po ukończeniu montażu. Setar jadł w milczeniu, a kapitan zabrał śniadanie do pokoju. Po posiłku zdecydował, że remont poczeka i natychmiast wylecieli z układu udając się z powrotem do Daran Toho. Po wylądowaniu Fergusson z Setarem przejechali bez zatrzymywania przez wielki targ wprost do doku transportowca federacji, gdzie jak dowiedzieli się po przekupieniu kilku oficerów, przewożone były procesory. Ponieważ tradycyjnie na transportowcu federacji magazyn i sekcję procesorów kontrolowało wojsko, można było przy odpowiednim wrodzonym talencie jakiego nie brakowało Fergussonowi znaleźć dostęp do wszystkiego co się w nim znajdowało. W krótkim czasie Fergusson i Setar kupili procesory i wrócili z zakupionym towarem na fregatę. Setar tak zatwardziale dbający o kulturalne słownictwo nie zaprzątał sobie głowy takimi niuansami jak moralność ich obecnego działania. Mając napęd Tarnarlów zamierzali lecieć do układów cefalopodów wyprzedzając Vaura i zgarnąć jego potencjalnych klientów.

Mała Nell wyskoczyła z podprzestrzeni w pobliżu układu planetarnego Kokatso – jednego z najbliżej położonych układów cefalopodów. Napęd Tarnarlów pracował znakomicie. Kokatso 2 nie miało silnie rozwiniętego przemysłu. Małe miasta dopiero się rozrastały i polegały na międzyplanetarnych dostawach. Setar nawiązywał łączność by ustalić warunki podejścia do planety. Mimo wielu lat po wojnie, Cefalopodzi wciąż trzymali się powojennych procedur bezpieczeństwa. Chyba tylko już dla zasady, gdyż sam układ nie był chroniony flotą wojenną. Federacja zapewniała obronę, jednakże rosnący konflikt z imperium Nadaak spowodował przesunięcie większości floty do obrony ważnych strategicznie, wysoko rozwiniętych układów bliżej centrum federacji. Tymczasem czujniki statku wykryły wzrost promieniowania na planecie. Zza planety wysunęła się nagle flota Insektów. Na ekranach widać było doskonale dziesiątki okrętów bojowych opylających planetę ciemnym pyłem. Kokatso 2 było bombardowane.

Setar natychmiast powiadomił kapitana po czym zawrócił fregatę i zaczął oddalać się od planety. Fergusson wbiegł na mostek i przypinał się właśnie w fotelu.

– Co tu się do cholery dzieje? Vaur nie zdążył. Spadamy stąd! – Kapitan przejął sterowanie i rozgrzewał napęd skokowy. Nagle statkiem wstrząsnęła wibracja. Rozległy się dźwięki sygnałów alarmowych i zabłysły kontrolki na pulpicie. Nell informowała o przeładowaniu poszycia kadłuba. Znikąd pojawił się krążownik Insektów atakujący ciężkimi bateriami laserów. Fergusson uruchamiał tryb obronny i kadłub powoli stygł. Uszkodzenia były minimalne. Przeszedł w nawigację i ustawił układ docelowy.

– Setar wal do niego wszystkim co mamy, potrzebuję jeszcze minuty do odpalenia napędu. Setar natychmiast wycelował broń hybrydową i posłał długą salwę zarysowując kadłub krążownika. Strzelał raz po razie nieznacznie tylko uszkadzając poszycie ochronne okrętu Insektów. Nagle fregatą wstrząsnęła eksplozja. Nell zakomunikowała rozszczelnienie kadłuba. Odgrodzony pokład silnikowy i towarowy. Fergusson natychmiast wypiął się z fotela i skoczył do kombinezonu, wyprzedzając o milisekundy Setara. W kombinezonach obaj wskoczyli ponownie w fotele. Setar celował do krążownika i nie zdążył oddać strzału, gdy kolejna eksplozja targnęła Małą Nell wyłączając zasilanie. Ich fregata była martwa. Zaległa cisza. Na ich szczęście Insekty zaprzestali dalszego ostrzału, choć mieli ich na talerzu.

– Myślisz, że będą wchodzić na pokład? – Fergusson zapytał sprawdzając status reszty załogi. Po kolei wszyscy się zgłosili, na szczęście nikt nie ucierpiał. Sprawdzał manualnie jeden po drugim układy statku o samodzielnym zasilaniu awaryjnym. Podtrzymywanie życia były uszkodzone. Nirja siedziała przypięta w swojej kajucie. Mechanicy zgłaszali już uszkodzenia napędu i reaktora. Brak zagrożenia radiacją. Recykling powietrza również nie działał. Wszyscy wiedzieli co to oznacza. Jeśli nie uda im się uruchomić obiegu powietrza w ciągu paru godzin to wszyscy zginą.

– Nie wiem. – Setar po dłuższym namyśle rzucił krótko.

– Z kim mamy do czynienia? – Mortens zapytał nagle zza ich pleców. Setar obejrzał się za siebie. Do foteli podchodził Mortens niosąc trzy karabiny. Wręczył im po jednym i spojrzał na kapitana.

– Pieprzone Insekty robią Inwazję na Cefalopodów i przy okazji zestrzelili nas. Jesteśmy jak kaczki na odstrzał. Możemy się przygotować do obrony Nell. Za darmo jej nie oddam. – Nirja bierz broń i chodź do nas na mostek. – Fergusson nadał i polecił mechanikom by dali z siebie wszystko.

– Ferg, idę do mechaników. Tam bardziej się przydam. – Nirja rozłączyła się.

– Dlaczego przestali strzelać? – Mortens robił się podejrzliwy. – Jeśli to inwazja to równie dobrze mogli nas po prostu wykończyć od razu. Co im za różnica?

 – Dlatego przygotujmy się na abordaż. – Fergusson trzymał w rękach karabin i blaster.

– Jeśli tu wejdą to i tak po nas. Jak nas przeskanują zrozumieją, że wystarczy poczekać.

– Mortens, tym naszym działkiem nic im nie zrobimy co?

 – Jak zerwiemy zabezpieczenia i po małej modyfikacji je przeładujesz to może. Impuls byłby o wiele większy niż nominalne parametry, ale masz wtedy tylko jeden strzał i jest po broni. Dałoby się zrobić jeśli chłopaki przywrócą zasilanie.

– Najpierw powietrze. Potem zasilanie. Nirja jak sytuacja w maszynowni?

– Robimy co możemy, dwa węzły wymienne z trzech są spalone. Jak uda nam się wznowić obieg w drugim to odzyskamy powietrze. Mamy szansę.

Nagle znajdujący się w bezruchu w zasięgu wzroku okręt insektów rozbłysł na biało po czym wybuchł malowniczo rozpryskując rosnącą sferę stygnących i ciemniejących szczątków.

– A temu co się stało? – Setar wyjąkał to, co wszyscy myśleli.

 Wkrótce w polu widzenia ukazał się powoli przemieszczający się okręt bojowy c

Cefalopodów. W ich stronę z okrętu zmierzał mały statek.

– Niech mnie diabli, jeśli to nie Vaur! – Krzyknął rozpromieniony Fergusson.

– Nirja, chłopaki, jak wam idzie?

 – Mam złe wieści. Nic z tego nie będzie. Mamy tylko jeden węzeł. Wystarczy na paręnaście godzin zanim padnie.

– Na szczęście mamy pomoc. Mam nadzieję. Skoro nas nie atakują to chyba mają przyjazne zamiary.

– W końcu strzelaliśmy do ich wrogów. – Setar siedział w fotelu patrząc na nadlatujący statek Cefalopodów.

– Ja tam trzymam broń w pogotowiu. Kto wie, co te Cefalopody knują? Idziemy? – Skwitował Mortens po czym założył hełm i wyszedł z mostku do doku. Fergusson z Setarem poszli za nim.

Stojąc przed lukiem wejściowym patrzyli jak zza otwartych drzwi wychodził Cefalopod w swoim dziwacznym kombinezonie. Część macek byłą ciężko osłonięta, a część w lekkich rękawach wyglądających jak z łusek węża. Mortens się zrelaksował widząc, że Cefalopod nie ma przy sobie broni. Kapitan skinieniem ręki pokazał w stronę mostka i zachęcił by Cefalopod szedł za nim. Zaraz po wejściu na mostek, po rozsunięciu górnej części kombinezonu okazało się, że Fergusson miał rację.

– Jak się cieszę, że cię widzę Vaur! – Kapitan uściskał macki gościa.

– Witaj, co za niespodzianka! Jak to się stało, że tu jesteś? – Vaur patrzył z zaciekawieniem to na Setara, to na Mortensa, to znów na kapitana.

– Pomyślałem, że sprawdzę, czy czegoś nie da się tu u was kupić, lub czegoś wam nie trzeba. – Fergusson kłamał bez mrugnięcia okiem. – Zanim nadaliśmy identyfikację flota inwazyjna już była na orbicie. Nie wiadomo skąd wychynął za nami ten krążownik. Zestrzelili nas bez uprzedzenia.

– Więc wygląda na to, że przybyłem w samą porę. Mam do swojej dyspozycji ten mały krążownik. Widziałem, że twoja fregata nigdzie się sama nie ruszy. Jak chcesz to odstawię was na Tolleth 3 do Daran Toho.

– To byłoby z twojej strony bardziej niż uprzejme. – Fergusson nie wierzył własnym uszom.

– W takim razie wracam do siebie i weźmiemy was na pokład. – Vaur skierował się z powrotem ku dokowi. Fergusson odprowadził cefalopoda, a Setar i Mortens pozostali na mostku.

– Jeszcze raz dziękuję. – Kapitan uściskał macki Vaura jeszcze raz i zamknął za nim luk.

Po powrocie na Tolleth 3 Fergusson oddał Małą Nell do remontu na stację Spacetechu, dał mechanikom, Mortensowi i Nirji wolne, a sam poszedł na drinka.

Siedział przy barze i sączył powoli to co zwykle, przeliczając ile zarobił i ile wyda na remont. Był wściekły. Napęd Tarnarlów przestrzelili mu Insekty więc poza drugim rdzeniem silnika standardowego wyszedł na spory minus. Spokojnie oddychał i wspominał słowa wuja – "Nie rób interesów z Cefalopodami". Fergusson przyrzekł sobie posłuchać tej rady. Do baru podczas jego rozmyślań weszło dwóch Insektów. Fergusson spokojnie dopił drinka i odstawiając szklankę bezceremonialnie strzelił z blastera ogłuszając obydwu. Położył na barze banknot i wyszedł. Barman spokojnie przecierał blat obserwując wezwany odkurzacz przy pracy.

Koniec

Komentarze

Hmmm. Poza walką, prawie nic w tym opowiadaniu nie ma, a to nie moje klimaty.

Wydaje mi się, że bohaterowie zachowują się zbyt szlachetnie, jak na istoty żyjące na pograniczu prawa – bez przerwy ratują komuś życie, ubijają kiepskie interesy, wyświadczają przysługi…

Brakuje mnóstwa przecinków, za to chyba za dużo zaimków. Masz trochę powtórzeń.

Babska logika rządzi!

Autorze, wybacz. Próbowałam dwukrotnie, niestety, nie udało się. Nie przebrnęłam. Przykro mi, ale to kompletnie nie moja bajka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tak zwykła przygoda w kosmosie, która potwierdza to co przecież wszyscy wiedzą: Nie rób i się interesów z Cefalopodami :)

Regulatorzy – wybaczam. Ja też tak mam jak nie trafię w to co lubię :D

Finkla – Walczę z moją interpunkcją i stylem.

Tony wdzięczności za komentarze!

 

Naukowcy to wszechświat badający sam siebie.

Nowa Fantastyka