- Opowiadanie: sinner - Choinka (część pierwsza)

Choinka (część pierwsza)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Choinka (część pierwsza)

Święta tego roku nie zapowiadały się jakoś szczególnie wyjątkowo. Święta Bożego Narodzenia oczywiście. Wigilia. Gwiazdka. Jak kto woli. Śnieg był. Dekoracje na ulicach były. Kiczowate filmy o Mikołajach zalewały nas z ekranów kin i telewizorów. Nawet ta nasza słynna sześciopiętrowa choinka stojąca na środku rynku nie była jakoś szczególnie bardziej odstrojona.

Standard.

Ludzie ganiali po ulicach od sklepu do sklepu szukając prezentów dla najbliższych. Łamali sobie nogi na oblodzonych chodnikach. Okradali się nawzajem.

Ja też biegałem po sklepach szukając czegoś, co mógłbym wcisnąć rodzince z etykietką „gwiazdkowy podarunek”. Rodzice, dziewczyna (której chwilowo nie było w mieście), siostra (która może w tym roku przyjedzie na święta) i jej pięciomiesięczna córeczka. Musiałem się cholernie nagimnastykować, żeby jakoś rozłożyć i podzielić mój niemal zerowy budżet i znaleźć w sklepach rzeczy, które pod hasłem „promocja” nie miały cen dwukrotnie wyższych niż przed obniżką.

Dla matki znalazłem sporą bombonierkę za niską cenę, dla ojca krawat (skarpety dostał w zeszłym roku, a dwa lata wcześniej jakąś tam zimową czapkę), siostrze miałem zamiar wcisnąć kupioną za grosze książkę, a małej maskotkę zezowatego misia (przez zeza nikt nie chciał jej kupić więc była za pól-darmo). No i została moja dziewczyna. W tym wypadku prezent był naprawdę trudnym wyborem, bo naprawdę chciałem by była zadowolona, a nie miałem pojęcia co naprawdę mogłoby sprawić jej radość.

Ale spokojnie. Do świąt był jeszcze ponad tydzień.

Wróciłem do domu z tymi wszystkimi zakupami, paroma pudełeczkami prezentowymi i papierem do pakowania i zacząłem sklecać w miarę ładne paczuszki. Papier był niebieski z nadrukiem puchowe czapeczki Mikołaja and choinki. Gdzieś w szufladzie biurka znalazłem czerwone wstążeczki i vóila. Na wszystko poszły naklejki z imionami adresatów i paczuszki wylądowały ukryte za drzwiczkami regału.

Pozostało mi jeszcze udekorować dom jak chcieli tego rodzice; taka coroczna tradycja. Parę lampek ułożonych w kształt Mikołaja na saniach z ciągnącym je Rudolfem z czerwoną żarówką w miejscu nosa. Z tym też uwinąłem się szybko i wieczorem, gdy zapadł już zmierzch, a temperatura zleciała na łeb piętnaście kresek poniżej zera wyszedłem na dwór zobaczyć, jak to wygląda w pełnym oświetleniu. I muszę przyznać, że była to kolejna rzecz tego dnia, która wyszła mi całkiem nieźle. Atmosferę świąt czuło się już na całego.

Odwróciłem się plecami do domu i spojrzałem na wielką świecącą, jak neon choinkę stojącą na rynku i górującą nad miastem burmistrz musiał mieć kompleks wielkości albo coś takiego. Od choinki dzieliło mnie dobre czterysta, może nawet pięćset metrów ale była wyraźnie widoczna. Zresztą, co się dziwić skoro najwyższe budyni w mieście miały ledwie cztery piętra. I nagle… cóż, nie za bardzo wiem, jak to opisać. Najpierw choinka jakby zadrgała, zafalowała. Kilka lampek wielkości lodówki zamigotało, ale po chwili rozbłysły na nowo. Dziwne, zważywszy na fakt, że pogoda była idealnie bezwietrzna. A potem iglastym drzewem zaczęło machać we wszystkie strony, jakby coś potrząsało nim z olbrzymią siłą. Czub złamał się z głośnym trzaskiem i runął, gdzieś na rynkowy plac, a światła lampek zgasły teraz na dobre i tylko reflektory stojące na dole i dodatkowo oświetlające choinkę nadal działały. W ich mlecznobiałym świetle wielki trójkątny kształt drzewa wyglądał niczym upiorna dekoracja z horroru.

I nagle choinka znieruchomiała, ot tak po prostu. Tak samo nieoczekiwanie, jak zaczęła się poruszać. Ale względny spokój panował tylko przez chwilę. Wielki pomarańczowy rozbłysk i wybuch sięgający kilka metrów ponad choinkę rozdarł nocną ciszę i mrok, snop płomieni zatańczył nad rynkiem i nadpalone drzewko zwaliło się na plac sypiąc iskrami i płonącymi igłami.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ:

 

Drodzy czytelnicy. Teraz los tej historii jest w waszych rękach. Czekam na komentarze i jeśli wyrazicie chęć przeczytania ciągu dalszego napiszę część drugą ( i być może nie ostatnią). Pozdrawiam :)

Michał P. Lipka

Koniec

Komentarze

Michale, całkiem to jest do rzeczy, ale czy nie byłoby z korzyścią dla tekstu, gdybyś ten monolog bohatera przedstawił w dialogu z inna postacią? Popatrz, jak mógłby wtedy wyglądać początek Twojej opowieści:

"- Źle wyglądasz,s tary.
- To te święta.
- Co ty? Święta, jak święta.
- Nie całkiem. Święta tego roku nie zapowiadały się jakoś szczególnie wyjątkowo. Święta Bożego Narodzenia oczywiście. Wigilia. Gwiazdka. Jak kto woli. Śnieg był. Dekoracje na ulicach były. Kiczowate filmy o Mikołajach zalewały nas z ekranów kin i telewizorów. Nawet ta nasza słynna sześciopiętrowa choinka stojąca na środku rynku nie była jakoś szczególnie bardziej odstrojona.
- Standard. To o co chodzi?
- No, standard. Ludzie ganiali po ulicach od sklepu do sklepu szukając prezentów dla najbliższych. Łamali sobie nogi na oblodzonych chodnikach. Okradali się nawzajem.
- Teraz to pojechałeś. Niby kto tak kradnie?
- Nie ważne. Tak mi się powiedziało. Ja też biegałem po sklepach szukając czegoś, co mógłbym wcisnąć rodzince z etykietką „gwiazdkowy podarunek". Rodzice, dziewczyna (której chwilowo nie było w mieście), siostra (która może w tym roku przyjedzie na święta) i jej pięciomiesięczna córeczka. Musiałem się cholernie nagimnastykować, żeby jakoś rozłożyć i podzielić mój niemal zerowy budżet i znaleźć w sklepach rzeczy, które pod hasłem „promocja" nie miały cen dwukrotnie wyższych niż przed obniżką.
- Nie marudź." Itd, etc.

Nie jest to na pewno wszystko, co można z Twojego wstępu wydobyć, ale - czy nie żywiej teraz?
Pozdrawiam.
(Za tekst, jaki jest, daję 4. Gdyby było więcej postaci, konflikty między nimi i przyspieszenie dzięki dialogom - dałbym może nawet 6.) 

*Nieważne - powinno być.

A ja chciałbym poczekać na resztę. Fragment jest krótki, więc brak dialogów wcale mi nie przeszkadza. Ale mam nadzieję, że dalej ten monolog ulegnie zmianie i wstawisz dialogi. Pozostawiłeś otwarte szeroko drzwi dla fabuły, więc dawaj dalej.

Właściwie ciężko jest mi cokolwiek powiedzieć o tym tekście, dokąd zmierza fabuła, jaki jest cel? Niezbędna chyba będzie część druga :)

Pomysł jest ok, ale trochę stylowo nie brzmi to najlepiej. A zdanie " A potem iglatym drzewem zaczęło machać na wszystkie strony..." brzmi tak bardzo potocznie, brzydko. Mimo wszystko daję 4.

Drogi Autorze. Przerwałeś w takim miejscu, na takim wydarzeniu, które nie wzbudza znaczącej ciekawości ciągu dalszego. Ale pokaż, co dalej. Trudno chwalić lub ganić nieznane.

Pomijając fakt, że dziwnie czyta się o świętach i choince w maju, to trochę to mało fantastyczne. Wiem, że to początek, fragment poniekąd, ale zgodnie ze starą zasadą Hitchcocka powinieneś wrzucić pod ocenę coś żywszego i bardziej reprezentatywnego. ;)

pzdr
Ang

Nowa Fantastyka