- Opowiadanie: leszekm - nieustająca relacja z końca świata

nieustająca relacja z końca świata

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

nieustająca relacja z końca świata

/INTRO/

 

Świat na krawędzi. Świat chwilę przed ukamienowaniem. Faryzeusze już stoją nad nim w kółeczku, każdy z nich dzierży w ręku obły głaz. Zupełnie serio jest, minuta ciszy, mężczyźni zapuszczają stosowne, żałobne wąsy.

Bowiem wielka asteroida zbliża się do planety. Co nie jest wesołą okolicznością. Za to nie wznosi się toastów, za to nie dzieli się opłatkiem. Przed tym się kryje pod maminą spódnicą.

Asteroida najpierw ma przebić się przez księżyc, zgwałcić i zbrukać księżyc, z księżyca zrobić taką szmatę, że ten się będzie bał własnemu psu na oczy pokazać, własnemu telewizorowi, własnemu listonoszowi, a co dopiero mamie, wujostwu! Po roztrzaskaniu księżyca w takie małe pyłki asteroida uderzy w Ziemię, dokładnie w Rosję.

W Moskwę.

Dokładnie w Hotel Kosmos.

Z księżycem już koniec, pielęgniarki odłączają mu z ciała podtrzymujące życie rurki, szkoda respiratora, szkoda czasu, przecież na sąsiedniej pryczy Glob Ziemski jeszcze walczy.

Jeszcze kozik ostrzy.

Jeszcze robi sobie na ramionach dziary z chińskimi okrzykami bojowymi i przewiązuje głowę czerwoną opaską.

I myśli, że wygląda jak Rambo.

Choć nie wygląda jak Rambo.

Wygląda jak dziod.

Wmawiający sobie, że wygląda jak Rambo.

Niestety poza zbliżającą się asteroidą również słońce ktoś z łańcucha spuścił i ono ruszyło i zagraża, ogólnie wiec średnio. Dwóch na jednego. Nie jest to więc honorowa solówka za salą gimnastyczną ani pojedynek na sztucery, to jest turniej mortal kombat, to jest bójka w remizie na dechy nabijane gwoźdźmi, dwóch na jednego.

 

/gdzie jest pieczywo z tamtych lat - pyta Marian, lat 100/

 

 

Podobno ludzie w obliczu śmierci panikują, i to zarówno gdy chodzi o śmierć pupilka króliczka, którego i tak się nie lubiło bo tylko kichał i żarł głośno sałatę, jak gdy chodzi o śmierć kosmosu.

W przypadku zderzenia z asteroidą ludzie stawali się niechcący uczestnikami pogrzebu planety, pogrzebu setek niewinnych hipermarketów, śmierci telewizji, zgonu historii a także stypy po sobie.

Taka ilość jednoczesnych uroczystości żałobnych potrafi wydobyć pokaźne pokłady paniki z mózgu, gdyby paniką można było palić w piecu to może i znaleziono by pozytywne strony takiego publicznego zdychania, wszechzdychania, jednakże paniką w piecu nie palą nawet pijane ormiańce, nawet wędrowne grajcary, a jak oni czymś nie palą to nie pali tym nikt.

Ludzie na wszystkich kontynentach z powodu tej obiecanej przez los zagłady to zaczęli panikować nawet bardzo, ludzie są w przysłowiowej rozsypce. Stresują się jak mała dziewczynka która została przyłapana na kradzieży cukiereczka, kokardki, kołpaku z radiowozu.

Obcy, zupełnie zdrowi ludzie, z tego całego stresu, z tej całej przedzagładowej paniki, to bezwstydnie trzymają się za ręce w miejscach publicznych tworząc bogobojne łańcuszki, jak gdy zmarł papież. Takie nieprzyzwoite spółkowanie odbywa się wszędzie, w IKEI, w PRAKTIKERZE, w LIDLU, W ALBERCIE, a nawet w mniej popularnym NETTO, w PLUSIE się ludzie spotykają, wszędzie. W tych miejscach spanikowana rychłą śmiercią ludność śpiewa razem desperackie modły; razem śpiewają złodzieje i strażacy, parkingowi i łgarze, kurwy kramarze pederaści i żeglarze, wszyscy zjednoczeni w bełkotliwej kolędzie, mantrze, modlitwie, tej samej którą mamrocze każdy tuż przed śmiercią: panie Jezusie proszę uratuj mnie, a ja sie zmienię, dam na sierociniec, poślę syna do ojców karmelitów, dam bezdomnemu na słodką bułkę.

A przecież już nie ma słodkich bułek, jest tylko słodki plastik.

 

 

/Jak oni ratują wszechświat/

 

 

Ostatnią szansą na przetrwanie cywilizacji był tajemniczy EXPERYMENT.

EXPERYMENT mający uratować świat.

EXPERYMENT mający przyspieszyć ruch planety tak, by świat elegancko wyminął śmiercionośną asteroidę jak Szurkowski przejechanego szopa na drodze.

Nad EXPERYMENTEM od sześciu miesięcy pracowały największe umysły świata.

Wśród nich takie sławy jak szkocki profesor John McKwacz, czy też najwybitniejszy współczesny fizyk kwantowy Adolf Aufwiedersehen.

Grupę pracującą nad EXPERYMENTEM zaszczycały także takie wybitne umysły jak słynny mistrz krzyżówek Diego de la Vega, wielki mistrz judo Rodion Wasiljew, w zespole byli także Człowiek Guma z Cyrku Zalewski oraz niewykształcony cygan z Otwocka, który bardzo ładnie grał na tamburynie. Prace rady EXPERYMENTU nadzorował Cyryl, genialny orangutan z Mińska, prywatnie wierny fan bananów i drapania się gałęzią po okolicach nadnercza.

Wśród wszystkich gwiazd uczestniczących w projekcie ratowania globu największą był jednak kierujący EXPERYMENTEM pułkownik Ondrzej Kowalskaziński, polak, malarz, myśliciel, spawacz, właściciel niebieskiego Cinquecento na niemieckich tablicach.

Intensywne prace elitarnego zespołu geniuszy przyniosły niespotykaną ilość odkryć naukowych, które w innych warunkach, w spokojniejszych czasach, poprowadziłyby cywilizację ku nowej erze. Ku powszechnemu szczęściu, dobrobytowi i pokojowi. Ku popularności sztuki wysokiej, ku gwiazdom.

Na zmarnowanie poszły tymczasem tak spektakularne odkrycia jak przemiana wody w alkohol, lek na raka, przemiana łez warszawioka w alkohol, lek na durny wyraz twarzy, przemiana grawitacji w alkohol, lek na uzależnienie od alkoholu, przemiana leku na uzależnienie od alkoholu w alkohol, lek na kompulsywne wymyślanie metod przemiany różnych substancji w alkohol.

Wszystkie te rewolucyjne receptury zasypał żwir niepamięci gdyż w obecnej sytuacji liczyły się tylko te odkrycia, które w realny sposób mogły zwiększyć szanse powodzenia EXPERYMENTU: dwie kilkukilometrowej wysokości turbiny (Turbina "Wrona" i Turbina "Jastrzomb") i ich bezpieczne rozpędzenie do nadświetlnej prędkości (celem zmiany trajektorii lotu ziemi) było teraz jedynym, co ważne.

Jedynym, co mogło uratować ludzkość.

 

 

/Nieustająca relacja z końca świata/

 

 

W dniu Eksperymentu pułkownik Ondrzej Kowalskaziński zbudził się o szóstej rano. Pułkownik czuł się dobrze, był spokojny i wypoczęty. Pełen optymizmu co do powodzenia EXPERYMENTU, którego przygotowaniom dowodził. Pułkownik zjadł bigos na śniadanie, postrzelał ze śrutu do bezdomnych kotów, wykąpał się ze służącą. Jadąc do kwatery dowodzenia eksperymentem słuchał w radiu wywiadu z sobą, audycja dotyczyła głownie nocnej wymiany Takiej Małej Sprężynki w Turbinie "Jastrzomb", którą to wymianę pułkownik wczoraj zaordynował.

Pułkownik spędził dzień dysputując ze współpracownikami na temat realnych szans powodzenia EXPERYMENTU. Głosy zgromadzonych geniuszy były niejednomyślne.

Profesor McKwacz oraz mistrz Adolf Aufdwiedesehen uważali, że równie dobrze wszyscy mogą iść się powiesić lub pociąć do kości bo eksperyment to klapa, żenada, nie ma nadziei dla świata.

Umiarkowanym optymistą był natomiast niewykształcony cygan z Otwocka, ułożył nawet o tym bardzo ładną balladę na tamburyn, ballada podobała się wszystkim: „jest bardzo skoczna, niewykształcony cyganie!" mówili z podziwem współpracownicy geniusza tamburynu.

Największy z geniuszy, szaleniec ale i wizjoner Ossif Zadkine twierdził natomiast, że sukces EXPERYMENTU ma podłoże równie fundamentalne co dwa plus dwa równa się cztery i nie ma mowy o porażce EXPERYMENTU; jego wytłumaczeń sposobu rozumowania nikt jednak nie ogarniał.

Poza dyskusjami pułkownik Kowalskaziński poświęcił godzinę na rekreacyjną partyjkę "kopnij bezdomnego w dupę" którą rozegrał na dworcu centralnym wraz z Ossifem Zadkine, wizjonerem, niezrównoważonym sadystą, jego najlepszym przyjacielem. Osobiście skontrolował również działanie wymienionej w nocy Takiej Małej Sprężynki w turbinie "Jastrzomb" oraz zagrał z mamą w Twistera.

Uroczystość włączenia turbin mających uratować świat poprzedzała ceremonia "Końca Świata".

Ceremonia na której miano przypomnieć najważniejsze momenty w historii, przybliżyć biografie największych postaci.

Ceremonię organizowano na rozległej równinie, gdzie od tygodni już gromadzili się ludzie: rozbijano biwaki, śpiewano szanty, grano w zbijaka, wymieniano się pokemonami i oglądano ostre porno.

Budowano gigantyczną scenę, przygotowywano program ceremonii.

Kowalskaziński oglądał ceremonię wraz z Ossifem Zadkine: kiedy przypominano największe wydarzenia w historii ludzkości, przyjaciele dyskutowali nad ich rzeczywistą wagą i faktami, które przed opinią publiczną zatajono nawet teraz.

Gdy przedstawiano powody które sprawiły, że ludzkość znalazła się nad przepaścią, przyjaciele rozprawiali o ostatnim odcinku doktora Housa, w którym to House zjada drewniany fagot, wskutek czego traci pamięć i władzę w lewym oku.

Gdy przypominano ludzkości najważniejsze odcinki Dr Housa Ondrzej i Ossif grali w "kto głośniej powie dupa", gdyż znali te odcinki lepiej niż własną dzielnię.

Ze sceny do zebranych przemawiali papieże, eunuchy, coś wesołego zaśpiewał sam D-Bomb. Osobny dział programu – tak samo jak Kopernikowi, Einsteinowi, Panu Japie – poświęcono Ossifowi Zadkine, następny Kowalskazińskiemu.

W końcu jednak część oficjalna ceremonii skończyła się i wtoczono na scenę platformę z czerwonym przyciskiem.

Przyciskiem włączającym system turbin.

Przyciskiem uruchamiającym EXPERYMENT, przyciskiem ZAGŁADY bądź przetrwania. Chwilę potem na scenę wyszedł Kowalskaziński.

Tłum wiwatował, unoszono transparenty, zza kulis szalony Ossif Zadkine szyderstwami dodawał przyjacielowi otuchy. Kowalskaziński poczekał aż wrzawa wybrzmieje i ukłonił się.

Jego przemówienie miało być ostatnim punktem programu ceremonii, ostatnim przed uruchomieniem turbin. Gdyby eksperyment się nie powiódł słowa pułkownika byłyby ostatnimi słowami w historii ludzkości.

Pułkownik stał przed mikrofonem i milczał.

Co powie ten cholerny Ondrzej – zastanawiał się szaleniec Zadkine, zastanawiali się współpracownicy, tłum się zastanawiał a nawet jasnowidze się zastanawiali. Kowalskazinski milczał. Co w takiej chwili można powiedzieć? Czy jakiekolwiek słowa będą na miejscu? Czy to pułkownikowe milczenie nie pokazuje grozy sytuacji w najwymowniejszy sposób?

Pułkownik milczał.

A potem przemówił zachwycając wszystkich; mówił o rzeczach najważniejszych, tłumaczył sens życia, sens egzystencji w ogóle, wszechświat wszystkim wytłumaczył.

Używał spektakularnych porównań, metonimii, układał spontanicznie abecedariusze, zagrał na puzonie, wplótł los ludzki w metaforę baśni, walki dobra ze złem. Przemawiał do milionów, przemawiał do każdego z osobna.

Ondrzej Kowalskazinski, wielki człowiek, znany wszystkim z telewizji i filmów pornograficznych, dziś tak bliski każdemu, jak tylko śmierć lub śmierć potrafi zbliżyć.

Gdy kończył mówić było tuż przed północą. Mimo późnej pory wciąż było zupełnie widno, od dawna było zupełnie widno zawsze.

"Kowalskaziński wchodzi na platformę! Wchodzi jakby już wszystko wiedział! Jakby on jeden wiedział już jak to wszystko się skończy, Kowalskaziński wchodzi na platformę i ma zamiar wcisnąć przycisk!" – krzyczeli sprawozdawcy do mikrofonów, krzyczeli chorzy psychicznie do siebie, lub do kieszeni, by zachować tę chwilę na nieokreślone potem, "Pułkownik wznosi rękę nad przycisk! Waha się! Cofa dłoń! Znów się waha! Wznosi rękę nad przycisk, tak, ma zamiar go wcisnąć, tłum, proszę państwa, tłum zamarł!".Tłum ciągnący się po horyzont. Tłum gęsty jak febra. "Ile tu może być ludzi?" – zastanawiał się Ondrzej. "Milion? Dwa miliony?" – pułkownik rozglądał się z zatroskaną miną kogoś, kto ma nadzieję, ale nie ma wiary. "A może są tu wszyscy?"

i Kowalskaziński wcisnął przycisk.

Koniec

Komentarze

Przeczytałem całość, jednak bez większych emocji. Chciałeś zrobić parodię końca świata, ale nie wyszło. Chcesz aby każde zdanie było śmieszne i przez to cały tekst roi się od nieudolnych żartów. Chwila powagi zakończona dobrym dowcipem skutkuje o wiele lepiej niż ciągłe zasypywanie żartami. Takie moje uwagi. Może innym się spodoba bardziej. Ale kilka razy się zaśmiałem.
Pozdro.

Nowa Fantastyka