- Opowiadanie: Pinky - Epinefryna

Epinefryna

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Epinefryna

Wszystkie postacie z tego opowiadania istnieją naprawdę

 

Zapewne czytasz te słowa z zupełnie błędnych powodów, ale nie martw się, wszystko ci wyjaśnię.

Zanim zaczniesz to czytać możesz wypić jakieś pięć napojów energetycznych, siedem kaw, albo kilka piw, naprawdę, zrób to, śmiało, nie mam nic przeciwko.

I przeczytaj wszystko naraz, jeśli masz zamiar robić przerwy, to po prostu daj sobie spokój, bo wszystko spieprzysz.

 

Czytaj Szybko.

Co zrobić żeby podnieść sobie adrenalinę? Wpadnij w jakieś kłopoty.

Biegnę jak głupi przez wąskie uliczki, skręcam w lewo, potykam się i rozwalam sobie łokieć na krwawą miazgę.

Zrób coś głupiego.

Podnoszę się i pędzę dalej. Boję się jak cholera, ale właśnie to jest piękne.

Możesz publicznie naszczać na pomnik jakiegoś bohatera narodowego, wtedy na pewno nie dadzą ci spokoju.

I to nie prawda, że podczas biegu mam erekcję.

Ręka boli jak diabli, ale nie mogę się zatrzymać, zabawa się rozkręca.

Zdradzę wam jeden sekret.

Jestem tak zmęczony, że czuje, że zaraz się zrzygam.

Najlepiej jest wkurwić kogoś ważnego. Albo ukraść coś tak, żeby wszyscy widzieli. Albo dać w pysk policjantowi. Albo…

Gonią mnie od Placu Mariackiego, natrętne suki nie dają za wygraną, takich lubię najbardziej.

Jeśli mnie złapią, spędzę kilka dni w szpitalu.

Zanim zaczniecie radzę wam jednak zrzucić parę kilo.

W zasadzie jestem niewinny, plunąłem w twarz jakiemuś dresowi.

Musicie naprawdę szybko gnać.

Jeszcze chwila i zacznę rzygać w biegu.

Ale to pikuś, bieganie nie wystarczy.

Wpadam w jakiś zaułek i wypluwam żołądek.

Dopiero gdy jesteś na krawędzi, czujesz, że naprawdę żyjesz.

I nagle zaczynam kochać Boga, tylko on może sprawić żeby mnie nie znaleźli.

Wymawiam modlitwy szybciej niż myślę.

To standardowa codzienna przygoda, nic specjalnego, jeszcze zanim to wszystko miało się rozpocząć.

Dopiero gdy się zatrzymałem czuję jakby moje mięśnie naprawdę skamieniały.

I nagle Bóg kocha także mnie, zgubiłem pościg.

Ale kiedy zaczniesz, nie umiesz już z tym skończyć.

A jednak Bóg mnie nie kocha.

To dobry sposób na odreagowanie kiedy jesteś na coś wkurwiony, naprawdę niezawodny.

I zaczynam nienawidzić szkolnych lekcji w-fu.

Nie mogę się bronić ze zmiażdżonym łokciem, a przecież wiesz, że oni nie odpuszczają.

Spuszczą mi niezły łomot. Będę pluł krwią.

Teraz zastanawiam się już tylko, czy skończą na wybiciu zębów.

 

1.

Kroję właśnie pięć Big Milków w drobne kostki na moim brudnym stole, kiedy podchodzi Amanda i mówi, że chce mi opowiedzieć jak zdradzała swojego chłopaka.

Wiem, że Amanda zdradzała swojego chłopaka, ale nie wiem jak.

Ogólnie pokój jest pusty, nie mam mebli bo mnie na nie nie stać, a materac schowałem za drzwiami.

Kostki wcale nie muszą być drobne, ale robię to z przyzwyczajenia.

Amanda siada naprzeciwko mnie, zapala papierosa i mówi, że nie wie jak ma zacząć i jakoś wcale jej się nie dziwię.

Mam na sobie tylko czerwone bokserki w miśki, ubrudzone rozpuszczoną śmietaną z lodów i czarny bezrękawnik, ale się nie wstydzę.

Wrzucam pokrojone Big Milki do miksera. Mam mikser, kupiłem go specjalnie po to, by robić w nim to gówno. I teraz wszystko mi pachnie lodami śmietankowymi.

Amanda zupełnie nie kokieteryjnie zakrztusza się dymem i mówi żebym pomógł jej zacząć, a ja odpowiadam, że chyba ją pojebało.

Mówi, że jestem głupi, ale tym swoim pobłażliwym tonem.

Pewnie zastanawiasz się po jaką cholerę kroję lody na patyku?

Śmiało, spytaj się, nie , serio, pytaj.

Następnym krokiem jest pokrojenie kilku batonów Lion, albo Kit Kat, ale tu kostki muszą być już naprawdę drobne, żeby mikser łatwo sobie z nimi poradził.

Amanda jest w samym staniku i krótkich spodenkach i nie podoba mi się, że będzie mi mówić o zdradzaniu swojego chłopaka święcąc swoimi dużymi cyckami. Ale nic nie mówię.

W ogóle dla mnie to jest tak bardzo film, że nie mogę wytrzymać.

Amanda zaczyna od tego, że się wstydzi, ale musi to z siebie wyrzucić, bo będzie jej wtedy lepiej.

Przypominam sobie, że Amanda nadal ma chłopaka, który jest nadzianym adwokatem i że go kocha.

Tylko, że Amanda potrzebuje czegoś zupełnie innego niż pieniądze, ale o tym później.

Oblizuję palce z resztek batona oblepionego rozpuszczoną śmietaną i patrzę jak malutki pająk mknie przez stół, pełen obaw przed utonięciem w plamach, które zostawiłem, a tak naprawdę patrzę jak Amanda poprawia sobie stanik.

Mam mokrą głowę, bo przed chwilą wyszedłem z pod prysznica po moim dziesięciokilometrowym biegu. Biegam tak codziennie i uwierz mi, że bez tego nie byłbym sobą. Robie to dla uspokojenia.

Amanda mówi, że najczęściej tylko obciągała facetom na dyskotekach, a ja już wiem, że ta rozmowa będzie mnie dużo kosztować.

No wiecie, te duże undergraudowe imprezy Rave. Tam nie trudno o seks przygodę. Wiem to. Zresztą zawsze myślałem, że duża część facetów chodzi tam tylko żeby poruchać. Tylko, że ona chodziła tam razem ze swoim chłopakiem i tam dawała dupy. I on nadal o niczym nie wie, jak słodko.

Amanda też ma mokrą głowę i to z takiego samego powodu co ja. Biegała razem ze mną. Właściwie poznałem ją w biegu.

– Zazwyczaj we mnie nie wchodzili – mówi.

Wrzucam kawałki pokrojonych Lionów do miksera i myślę, że to co ona mi mówi, jest chore.

– Zazwyczaj tylko obciągałam, naprawdę.

Poznałem Amandę, gdy w pełnym biegu opuszczała McDonald's z dwiema torbami pełnymi żarcia na wynos.

Podchodzę do lodówki i wyjmuję mleko. Mleko jest niezbędne, naprawdę, jeśli nie masz mleka, to nie zabieraj się za robienie tego co ja, mówię poważnie, to nie ma sensu.

Mam lodówkę, zastanawiam się tylko na jak długo jeszcze.

Przygotowuję miski i łyżeczki bo moje danie już niedługo będzie gotowe.

– Myślisz, że jestem dziwką?

Naprawdę, staram się nic nie myśleć. Naprawdę.

– Przecież wiesz, że go kocham, przecież wiesz.

Kiwam głową, bo co mam robić.

Czasem myślę, że właśnie dlatego biegamy.

– Robiłam to specjalnie, ale wiesz, że musiałam, przecież wiesz, kto ma wiedzieć, jeśli nie ty?

Właśnie dlatego ona biega, żeby od tego uciec, każdy biega z jakiegoś powodu. Właściwie to nie jest bieg, to jest ucieczka.

Właściwie to co ona tu robi?

Właśnie mam wykonać ostatni krok w moim niesamowitym daniu, ale tak strasznie chce mi się siku.

Kiedy Amanda wybiegała z tego McDonald'sa nie wiedziałem jeszcze, że te żarcie w torbach wcale nie jest jej. Torby zresztą też nie.

W jednej ręce trzymam węża, a w drugiej mleko, opieram się głową o kafelki. Sikam sikam.

Amanda staje w progu i opiera się o framugę drzwi, patrząc się na mojego penisa.

I to nie jest tak, że coś nas łączy, ona po prostu patrzy na mojego penisa. I nie, nie spałem z nią. Nienawidzę zdrady. Chociaż od pewnego czasu telepie mi się po głowie: Zawsze chciałem być zdrajcą, zdrada też jest darem od Boga.

Przecież wiesz, że tego nie lubię, mówię do niej.

– Miałeś mnie słuchać.

Słucham

– Sikasz.

Przecież słucham.

– Nie powiesz nikomu, prawda?

To ona mnie w to wszystko wciągnęła, to od niej się zaczęło i jestem jej za to bardzo wdzięczny. To całe bieganie, to całe uciekanie.

– Oczywiście, że nie, Amanda.

– Jesteś słodki, pedale – zabiera mi mleko i wychodzi.

Nie myję rąk bo szkoda wody.

I nie jestem pedałem.

Siadam przy stole i patrzę jak Amanda wlewa na oko mleko do miksera i włącza go. Tak, to już wszystko, tylko tyle, tylko to. A jakie smaczne. W ogóle musisz wiedzieć, że to ona mnie tego nauczyła i ja też zawsze leje mleko na oko, ale nie przesadź, bo wyjdzie ci rozwodnione. To ona dała mi ten przepis, tą prostą recepturę na McFlury z McDonald'sa.

Tak, kroisz Big milki

Kroisz Liony.

Wrzucasz do miksera razem z mlekiem

Zakręcasz i masz.

I to wszystko i tyle.

Zawsze się zastanawiałem czy gdybym smażył frytki wciąż na tym samym oleju, to w końcu wyszłyby mi takie jak z Macka.

Amanda powiedziała mi wiele rzeczy związanych z McDonald'sem. Musisz wiedzieć, że kiedy Amanda wybiegła wtedy z tamtego McDonald'sa to za nią wybiegło trzech gości, a ona włożyła mi w ręce jedną z tych toreb i powiedziała – Masz kochanie i lepiej uciekaj – i już wiedziałem, że jak tych trzech typów mnie złapie, to wcale nie będą zachwyceni, że ja i moja dziewczyna ukradliśmy im żarcie. Takie to sprytne. Dlatego uciekłem. I to był mój pierwszy raz, taki zwykły. Rozdziewiczyły mnie frytki.

I trochę się wstydzę, ale powiem ci, że to jest najczęstszy sposób na zjedzenie śniadania, przez takich jak my. I wyobraź sobie, jakie mieliśmy mieszane uczucia, kiedy wprowadzili zestawy śniadaniowe do dziesiątej rano.

Jednak zazwyczaj wcale nie robimy tego dla jedzenia.

Oczywiście, w innych sklepach też można podobnie. Można na wiele sposobów. Można naprawdę dużo. Można różne rzeczy. Trzeba tylko chcieć.

I pewnie zastanawiasz się, o czym ja w ogóle pierdole?

Dzwoni telefon, ale nie chce nam się go odebrać.

Amanda nakłada mi lody do miski i czuję się jak takie małe dziecko.

Amanda zdradzała swojego chłopaka, żeby czuć strach przed tym, czy on się przypadkiem o tym nie dowie. Ale głupie, co?

Zanim zaczęła to robić notorycznie rozwalała się samochodem, zazwyczaj było to zderzenie z innym pojazdem, zawsze z jej winy, zawsze nie wolniej niż sto sześćdziesiąt, zawsze bez prawa jazdy, zawsze z tego samego powodu.

Nie pamiętam ile osób przez nią zginęło, kiedyś mi o tym opowiadała.

Uzależniona od adrenaliny suka i nawet pewnie nie masz pojęcia co to znaczy być naprawdę uzależnionym. Co to znaczy robić dziesięć kilometrów każdego ranka tylko po to by nie trząść się przez resztę dnia z braku wrażeń, tylko po to, by padać ze zmęczenia i nie mieć siły szaleć, ale to też nie zawsze działa. Albo inaczej, działa do czasu.

I jeżeli uzależnienie można nazwać pasją, to jesteśmy ludźmi z pasją, o której nie masz pojęcia.

Dzwoni telefon.

Kiedy jesteś uzależniony od adrenaliny musisz na okrągło robić coś co zagraża twojemu życiu, albo w jakiś inny sposób może ci zaszkodzić, skakać z klifów, na spadochronie, przejeżdżać motorem pomiędzy wyprzedzającymi się samochodami przy prędkości, która miażdży ci mózg, ale to wszystko też się kiedyś nudzi i musisz wymyślić coś nowego, my wymyśliliśmy.

Dzwoni telefon.

Obciągała fiuty facetom na dyskotekach, żeby poczuć dreszczyk emocji i przypływ adrenaliny. I robiła to, aż nie przystąpiła do tej grupy, w której i ja teraz jestem. Robiła to, żeby w końcu coś stało się z jej życiem. Żeby coś zaczęło się dziać. Ssała kutasy.

Dzwoni telefon.

Amanda przygląda się swoim niepomalowanym paznokciom i nic już nie mówi i ja wiem, że to już czas.

Wychodzę i po chwili wracam z siedmioma pokrowcami gitarowymi, które rzucam przed nią na podłogę.

To?

To.

Dzwoni telefon.

Dzwoni telefon.

I pewnie teraz myślisz, bla bla bla, ale kurwa. Ale masz tylko trochę racji.

W gruncie rzeczy jeśli jesteś facetem, to nie miałbyś nic przeciwko, żeby obciągnęła i tobie. A jeśli jesteś kobietą, to nie wiem co ci chodzi po głowie. Ale tak czy inaczej nie zrozumiesz dopóki nie pobiegniemy dalej, a jak obiecałem, wszystko ci wyjaśnię.

Podnoszę słuchawkę.

 

2.

 

Szybciej szybciej

Siedzę rozwalony na niewygodnym siedzeniu w poczekalni szpitala imienia Jana Pawła II w Krakowie i mam całkowicie w dupie to, że statystycznie co sekundę na świecie umierają cztery osoby.

Co sekundę na świecie umiera czworo gówno mnie obchodzących ludzi i tak jest codziennie.

Właśnie ktoś umarł. I znów.

Takiego stanu wyjątkowego jak dziś nie było w Polsce jeszcze nigdy. Niekończąca się żałoba narodowa. Mało kto dał Polsce tak w dupę.

Poprawiam moje wielkie okulary muchy, które zasłaniają mi pół twarzy i zupełnie nic się nie zmienia.

Żyję z uśmiechem w świecie gdzie co sekundę ktoś zaraża się gruźlicą. Gruźlica to siódma najczęstsza przyczyna zgonów na świecie. I co z tego? Wiesz w ogóle co to jest gruźlica?

Moja naga stopa w ogrodniczym klapku przestaje stukać w rytm żałobnej piosenki dochodzącej z telewizora wyświetlającego program o upadku narodu polskiego, kiedy ludzie z poczekalni zaczynają wgapiać się we mnie z pogardą.

Właściwie są to wiadomości i jakaś niezła cizia mówi tam o czterech facetach, którzy trzy tygodnie temu odpiłowali głowę pomnikowi generała Józefa Bema w Ostrołęce, a na piersi napisali mu jaskrawo-pomarańczowym sprayem – chuj ci w dupę Bem. Oczywiście sprawców nie odnaleziono. Głowy też.

Cizia ma usta pomalowane ciemnoczerwoną szminką, tylko po co wspomina o starych śmieciach. Ostrołęka to moje rodzinne miasto.

Nie cierpię zapachu szpitala.

Mam na sobie szary bezrękawnik i czerwone spodenki do kolan i mój strój nieco odstaje od ciemnych garniturów siedzących tu facetów, od dostojnych garsonek ich kobiet, od wyprasowanych kołnierzyków małych dziewczynek. Podopinane guziki, wypastowane buty, stonowane kolory i wszyscy chylą głowy nad trumną.

Chowają własny kraj. Polskę.

Cizia oblizuje wargi i informuje nas z przejęciem, że miesiąc temu, ktoś wpadł na pomysł by przejechać przez Wrocław samochodem bez numerów i rozrzucać po mieście płonące polskie flagi, na które wcześniej nasrał. Ktoś.

Co pięć sekund na świecie dwa tysiące siedemset osiemdziesiąt siedem par uprawia seks, a ja muszę teraz czuć się nieswojo wśród ludzi, którzy poczuli w sobie patriotyzm. Od miesiąca są wielkimi patriotami, a ja ich podziwiam.

Mam kilkudniowy zarost i mogę ci śmiało powiedzieć, że od miesiąca nie widziałem na ulicy żadnej małolaty w kolorowych stringach. Może to i dobrze.

Nie widziałem nawet żadnego gościa, który pozwoliłby swojemu buldogowi srać na publiczny trawnik.

Sperma przy wytrysku osiąga prędkość czterdziestu sześciu kilometrów na godzinę, a ja mam wątpliwości. Co do tego wszystkiego. Naprawdę nie wiem co myśleć.

Właśnie się dowiaduje, że trzy tygodnie temu z głośników na starówce w Warszawie ludzie mogli usłyszeć piosenkę pod tytułem „ Ja jebię Polskę" do melodii Mazurka Dąbrowskiego. Jeszcze o tym nie słyszałem.

Tak sobie myślę, że zakaz opuszczania kraju przez osoby publiczne do czasu znalezienia sprawców kulturowej zagłady, może się troszeczkę źle odbić. Ale to tylko moje zdanie.

I może nie uwierzysz mi na słowo, ale jeszcze nigdy nie widziałem polaków tak solidarnych i zjednoczonych w jednym celu.

Ludzie próbują wymusić na mnie wzrokiem bym zrozumiał tragedię, która ogarnia nasz kraj, a ja wciąż nie wiem.

Mam błękitne oczka z brązową obwódką wokół źrenic, ale to nie pomaga mi podjąć decyzji.

Prezydent w szklanym pudle właśnie gwarantuje nam bezpieczeństwo i chce jednoczyć się z nami w obliczu takiego nieszczęścia, a ludzie jak nigdy dotąd są z nim całym sercem. Czego ja dożyłem.

Cizia wyłącza twarzyczkę prezydenta by powiedzieć nam, że dwa tygodnie temu pięciu facetów zgwałciło profesor historii z Uniwersytetu Warszawskiego. Jeden trzymał ją za włosy i wciskał jej głowę w betonową posadzkę, a reszta pukała ją raz po raz przez rozerwane rajstopy. Ale nie martwcie się, przecież nie będzie musiał tylko jej trzymać, zaraz będzie mógł sobie pofikać, a może nawet wpadnie mu do głowy pomysł, by uciszyć jej wrzaski wkładając jej kutasa do ust. Możliwe, że miałem z nią kiedyś wykłady.

Jeszcze niedawno byłem całkowicie pewien, ale ostatnie wydarzenia wszystko skomplikowały.

Drapię się po nodze i mówię szczerą prawdę, że odkąd to wszystko się zaczęło nikt nie narzeka na Polskę i nikt jej nie krytykuje. Nie porównuje i nie ośmiesza. Wszyscy chcą by wyzdrowiała.

Co minutę na świecie dziewięć osób zaraża się HIV, a ja mogę w tym czasie spokojnie dłubać w nosie albo obcinać paznokcie.

Ponętne usta w kolorze czerwieni są minimalnie wypukłe w dzióbek i właśnie mówią, że kilka tygodni temu kobiecy gang podpalił galerię olsztyńską z jakimś znawcą sztuki w środku. Ponoć strasznie wrzeszczał kiedy płonął żywcem, ale za bardzo się bał, by skrócić sobie cierpienia wyskakując przez okno, żeby jego czaszka roztrzaskała się o bruk.

Ale to wszystko już było. To wspomnienia. Od tygodnia nie wydarzyło się nic nowego, bo każde miejsce związane z kulturą kraju jest strzeżone przez policję i wojsko.

Ludzie lekko odetchnęli i nawet nie protestowali kiedy prezydent oznajmił im, że będą musieli pogodzić się z wprowadzeniem godziny policyjnej.

Zaczynam rzuć gumę głośno mlaszcząc i doskonale wiem, że ludzie których właśnie wkurwiam nie wierzą, że to koniec i mają rację. To przerwa.

Każdy ma jeszcze w pamięci zdjęcia premiera z kulką w łbie i stróżką krwi ściekającą mu do oka, które przeciekły do Internetu. Każdy widzi przed oczami plakaty herbów Polski, gdzie kulejący orzeł nie ma korony i tapla się w gównie.

Jeśli przejdziesz się teraz ulicami miasta, uwierzysz mi, że od kilku dni na każdym budynku trzepocze flaga biało-czerwona, a ludzie chcą walczyć za swój kraj. Nareszcie obudziła się w nich miłość i szacunek. Rozbudził patriotyzm.

Czekam tu na przyjaciela, który po pijaku niegroźnie złamał sobie rękę, mam ze sobą dwie torby pełne potrzebnego sprzętu, który mamy zanieść na Wawel, gdzie pracuję jako sprzątacz.

To wszystko zaczęło się od anonimowego listu wysłanego do rządu, mówiącego o grupce ludzi, którzy są rodowitymi polakami, nienawidzą tego kraju i zamierzają go upodlić. Opluć go, osrać i zarzygać. Wszystko naraz.

Nigdy nie noszę zegarka więc nie mogę sprawdzić, czy już czas, by mój przyjaciel wyszedł ze szpitala, czy próbuje mi zrobić jakiś głupi dowcip w swoim stylu i ani przez chwilę nie pomyślałem, że co pięć sekund na świecie umiera z głodu jedno dziecko.

Cizia ma długie, proste, czarne włosy i nawet przez ekran widać, że myje je codziennie. Właśnie oglądam nagranie z ukrytej kamery, która przed tygodniem uchwyciła zamaskowanych facetów demolujący warszawki teatr „Roma" i zarówno ja, jak i wszyscy tutaj doskonale wiedzą, że tych trzech to członkowie najbardziej znanej i znienawidzonej w Polsce organizacji przestępczej. Armii Zdrajców Narodu.

Zdobyli światową sławę w niespełna miesiąc. Moje gratulacje.

Mają swoje oddziały w każdym większym mieście, chociaż jeden odział nie jest w żaden sposób powiązany z pozostałymi i mają tylko jeden wspólny cel. Opluć Polskę, ośmieszyć Polaków. Zarzygać kraj.

Armia skurwysynów.

Widzę idącego w moją stronę długowłosego blondyna z ręka w gipsie, który już otwiera usta by wykrzyknąć swoje: się-ma – głosem do granic przesiąkniętym ADHD i nie mylę się.

– Się-ma!

– Cześć Słońce, zabierajmy się stąd, bo tu śmierdzi.

Bartek nosi swój czarny płaszcz i kowbojski kapelusz, co nie jest typowo żałobnym strojem i uśmiecham się do niego ironicznie.

– Nie sądzisz, że powinniśmy włożyć garniaki?

– Pojebało cię?

Co minutę na świecie umiera ośmioro noworodków poniżej jednego miesiąca i to co mówi Słońce nie sprawia, że się decyduję. Wciąż nie wiem. Mam wątpliwości tylko i wyłącznie z osobistych powodów.

– Jak tam Ola? – Słońce mówi marząc coś markerem na świeżo założonym gipsie i wgapiając się w telewizor.

– Nawet nie pytaj.

Biorę torby i już mamy wychodzimy ze świadomością, że co czterdzieści sekund ktoś na świecie popełnia samobójstwo, podrzyna sobie gardło, zaciska pętlę, łyka tabletki, czy cokolwiek innego, kiedy widzimy na ekranie sześcioosobowy, zamaskowany gang doszczętnie rozwalający Krakowskie muzeum, palący obrazy, rozbijający rzeźby, walący ochroniarza bejsbolem w łeb i jego ciało targane po ziemi spazmatycznymi drgawkami.

Mówiąc o tym wszystkim cizia wydaje się być zdruzgotana i przerażona, a ja wciąż mam wątpliwości. Mam jebane wątpliwości.

Nie oglądamy do końca.

Patrioci odprowadzają nas wzrokiem.

I nigdy byś nie zgadł, że to całe moje niezdecydowanie to wina tej ponętnej cizi, która trzyma teraz rękę na swoim rosnącym pomalutku brzuszku, nie wiedząc, że co dwadzieścia siedem sekund na świecie ktoś dokonuje aborcji.

 

Cztery tygodnie temu

 

Pędzimy.

Ludzie zawsze pytają się mnie jaka jest największa głupota jaką słyszałem w życiu i odpowiadam im, że jeden na czterech facetów próbował samodzielnie zaspokoić się oralnie. Wyobraź to sobie.

Kiedy odkładałem wtedy słuchawkę moje dwadzieścia dwa lata życia nie miały żadnego znaczenia. W ogóle ich nie było.

Leje deszcz, ale my uparcie gnamy przed siebie na swoich BMX-ach i myślę sobie, że to wszystko co się teraz dzieje można nazwać naszą Wielką Ucieczką.

I musisz wiedzieć, że mój codzienny bieg na uspokojenie nie był dziś potrzebny.

Każdy z nas ma na plecach pokrowiec gitarowy i wyglądamy naprawdę śmiesznie.

Możemy ci otwarcie powiedzieć, że jeżeli jesteśmy twoją przyszłością to szczerze ci współczujemy.

Dzisiaj możesz bez skrępowania otworzyć gazetę i przeczytać sobie wielki napis:

Polacy pieprzą stadiony na 2012.

Możesz podkręcić radio i usłyszeć słodki głosik, który wyszepcze:

Polacy nienawidzą prezydenta.

Możesz bez zobowiązań odwiedzić dyskotekę i przelecieć piętnastoletnią kurwę. A kiedy będziesz rżnąć jej rozepchaną cipkę, jej usta będą wrzeszczeć machinalnym głosem pełnym erotyzmu.

Polacy klękają. Polacy się wypinają. Polacy dają dupy.

Foka wiezie ze sobą wielki magnetofon i pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy, że każdy facet ma podczas snu dziewięć erekcji bez względu na to o czym śni.

I może podoba ci się, że Polacy nie są solidarni i że rzygają na siebie nawzajem. Że nie ma w nich żadnej jedności, tylko pogarda. Że Polacy lecą w kulki.

Bo mnie to wkurwia.

Jeśli godzisz się żyć w kraju o najgorszych drogach w europie, jednocześnie płacąc za paliwo najwięcej w historii, to tylko twoja sprawa.

Naprawdę nie mam nic przeciwko.

Siedemdziesiąt osiem procent zabójstw w Polsce popełnianych jest po alkoholu, ale nic za tym nie idzie. Polacy pija wszystko, co zawiera alkohol, z wyjątkiem asfaltu i smoły i to jest udowodnione.

Dojeżdżamy na aleję Trzeciego Maja i zdajemy sobie sprawę, że już nic nie będzie tak samo.

Polacy po studiach masowo emigrują na zmywaki, a my wiemy, że rozpoczynamy coś nowego.

Polacy narzekają na zarobki i to już jest najwyższy czas.

I to wszystko jest tak bardzo z sensem i słuszne, że nie mamy wątpliwości.

Wkładamy na głowy czarne kominiarki.

Idziemy powoli wiedząc, że Polacy nie szanują swojego kraju, nie szanują historii, pieprzą patriotyzm i siebie nawzajem i my chcemy coś z tym zrobić.

Dlatego przekraczając próg Muzeum Narodowego, jesteśmy dobrzy. Jesteśmy chodzącą prawdą.

Nie jesteśmy ani pijani, ani naćpani i zamierzamy zrobić coś czego już pewnie się spodziewasz.

Tak naprawdę wcale nie zamierzaliśmy wysyłać tego listu, ale tak jakoś wyszło.

Mamy naprawdę niewiele czasu zanim ktoś zdąży powiadomić policję, ale damy radę. Dziś wszystko się zacznie.

Z pokrowców na gitary wyciągamy grube kije bejsbolowe i jesteśmy naprawdę sprytni.

Jeżeli chcesz zrobić coś dobrze, musisz to zrobić stanowczo i właśnie tak do tego podchodzimy.

Foka kładzie swój magnetofon na ramieniu i szybka muzyka zaczyna dudnić. Foka to straszny lanser.

Muzyka dudni.

Podbiega do nas ochroniarz i nie mamy zamiaru z nim rozmawiać, dlatego Larva wali go bejsbolem w jaja, a ten drze się z bólu tak głośno, że tępią nam się mózgi. Zgniótł mu jądra. Wyobraź sobie, że ktoś miażdży ci jądra.

Jacyś ludzie zaczynają wrzeszczeć i uciekają, to takie do przewidzenia.

Ochroniarz klęczący na ziemi błaga Krzyśka o litość, jego twarz jest zalana łzami, ale Larva nie ma czasu i wali go bejsbolem w łeb i mogę powiedzieć, że jeszcze nigdy nie widziałem jak ktoś wije się po podłodze w spazmatycznych rzutach. Ciekawe co dzieje się z mózgiem po takim uderzeniu.

Na początku miało nie być ofiar w ludziach, ale wtedy nikt nie wziął by tego na poważnie.

W tym czasie Amanda zajęła się rozwalaniem rzeźb, a Słońce skacze po sali lejąc benzynę na ściany z obrazami.

Amanda jest teraz wolna od zdradzania swojego chłopaka. Od ssania kutasów. To jest jej wyjście, jej ucieczka. Każdy z nas jest teraz wolny.

I to właśnie my mamy rację.

A w pracy wziąłem urlop.

Oczywiście każdy z nas ma rękawiczki, żeby nie było żadnych śladów. Wszystko jest perfekcyjnie zaplanowane. Wszystko jest słuszne.

Skacze nam poziom endorfiny i epinefryny we krwi i jesteśmy w transie. Jesteśmy w pieprzonej hipnozie rozwalania. Niszczymy wszystko. Palimy, drzemy, rozwalamy.

Jeśli zapytałbyś mnie dziś czym jest Armia Zdrajców Narodu, miałbym dwie odpowiedzi.

Po pierwsze to organizacja, którą założyłem z przyjaciółmi.

A po drugie to szansa jaką dajemy Polsce.

Tylko tacy uzależnieni od adrenaliny popierdoleńcy jak my mogli wymyślić coś tak głupiego i co więcej, sprawić by to zadziałało.

Niszcząc kulturę kraju zmusimy polaków by się zjednoczyli.

By przepełnieni nienawiścią do nas, zaczęli się jednoczyć przeciwko nam.

Sprawimy, że się zmienią.

Damy im solidarność i jedność.

Zaczną walczyć i działać.

Staną się Polakami.

Będziemy rozwalać i niszczyć.

Będziemy dokładnie tacy jak wszyscy chcą żebyśmy nie byli.

By oni mogli odbudować w sobie wartości i prawdy.

By mogli zbudować lepszy kraj.

Dlatego łapię drugiego ochroniarza za głowę i zaczynam nią walić w ścianę.

Raz. Dwa. Trzy.

Muzyka dudni.

I jestem tak strasznie agresywny i brutalny.

Jego krew ścieka mi po dłoniach, ale wale dalej.

Kiedy osuwa się na ziemię, wyciągam nóż i rozcinam mu klatkę piersiową. Wyjmuję serce i najlepsze jest to, że on w tym czasie jeszcze żyje. Mam w dłoni jego jebane serce i on na nie patrzy, aż się wykrwawia i umiera.

Muzyka dudni.

Jesteśmy chorymi świrami, ale mamy rację.

I czy jestem mordercą w słusznej sprawie?

Zresztą nawet gdyby, to zrobiłem to bo epinefryna uderzyła mi w łeb i dosłownie aż cały buzuję.

I ta cała przemoc i to wszystko co złe wynagrodzi lepszą Polską.

Dlatego rozwalając kolejne obrazy mam w myślach polaków, którzy nie szanują się nawzajem.

Oglądając płonące ściany mam w głowie obraz Polaków, którzy liżą dupę Stanom.

Widząc wrzeszczące, uciekające kobiety i płaczące dzieci, myślę o Polakach, którzy mówią, że Polacy kradną, że Polacy kłamią, że Polacy śmierdzą.

Kochają Rydzka.

Kochają Pudziana.

Dlatego jestem w kurewskim transie przemocy.

W lepszej sprawie. W wyższym celu.

Foka powolnym krokiem przechadza się po korytarzu z bębniącym magnetofonem na ramieniu i ocenia nasze postępy.

Muzyka dudni.

Larva z Kasią malują na ścianie czerwonym sprayem symbol Armii Zdrajców Narodu i śmieją się dziko. Najbardziej chorej armii na świecie.

Wypisujemy nasze żądania.

Piszemy sprayem na wielkich drzwiach.

Ratujcie Polskę.

Zjednoczcie się w nienawiści przeciw nam.

Zacznijcie wprowadzać zmiany.

Weźcie się, kurwa, za siebie.

Muzyka dudni. Czas marudzi.

Ale najlepsze jest to, że to jeszcze nie koniec, bo właśnie słyszymy ryk policyjnych syren i wiemy, że już znowu jest czas.

Jest nas siedmioro i kiedy będziemy uciekać najlepiej będzie się rozdzielić.

Będziemy pędzić jak szaleni, ze świadomością, że w każdej chwili mogą nas złapać i spieprzyć cały nasz plan.

A wtedy poziom adrenaliny dosłownie nas rozwali, ale właśnie tego chcemy. Wielkiej Ucieczki.

Foka rzuca magnetofon na ziemię, a ten rozwala się na części i muzyka cichnie.

Są już tylko syreny.

Wyją syreny.

Wybiegamy z muzeum i rozpraszamy się w uliczki, ciekawe czy będą do nas strzelać.

Jestem tylko ja i pościg i teraz naprawdę żyję.

Epinefryna buzuje mi w mózgu.

Adrenalina rozsadza serce.

Mam wielki wzwód. Wielką erekcję.

 

Dalej.

 

Widzisz rozpieprzoną Wojewódzką Bibliotekę Publiczną i wiesz, ze to ty.

I jestem chodzącą agresją.

Moje życie nie ma żadnej przerwy i jest tylko nieskończona przemoc.

I jesteśmy tak strasznie zdrajcami narodu, że ja pierdziele.

Chyba myślę w tym momencie o moich porzuconych studiach i tych wszystkich rzeczach, które zostawiłem i że teraz jestem ponad to.

Jeśli zapytałbyś mnie co teraz jest ważne powiedziałbym że o tym nie myślę.

I to nie jest tak, że mamy tyle adrenaliny ile chcieliśmy, mamy jej zdecydowanie więcej. Ona nas rozsadza i nie możemy spać.

Leżymy sobie w kółku na deskach teatru imienia Juliusza Słowackiego w Krakowie wokół tej całej demolki, którą przed chwilą zrobiliśmy i uśmiecham się ustami pełnymi krwi, bo strażnik chwilę temu przywalił mi w ryj krzesłem, na myśl, że Kasi wujek prowadzi strzelnicę.

Jeśli zapytałbyś co to znaczy, że Kasi wujek prowadzi strzelnicę powiedziałbym, że to oznacza broń.

Boże, broń tych wszystkich biednych ludzi, których mam zamiar wyruchać w dupę, Polaczków.

I policję nie obchodzi to, że ktoś obrabował strzelnicę w czasach, gdy na ulicy gang jakiś świrów bije na śmierć kilku wykładowców UJ-tu. Totalnie ich masakruje, łamie im ręce, szczęki, wyrywa włosy, dziurawi czaszki i w ogóle. Zęby, oczy, nosy.

Ach, ta nasza brutalność.

Juliusz Słowacki i ta cała romantyczność to jednak nie my.

Zdradzanie narodu nie jest romantyczne, a my jesteśmy pieprzonymi zdrajcami.

I mam niesamowity fioletowo żółty pejzaż pod okiem. I rozciętą brew. I tak to już jest, nikt nie zwraca na to uwagi.

Fachowcy powiedzieliby zapewne, że Kraków znów jest stolicą Polski i wszyscy na niego spoglądają, tylko, że troszkę z innych powodów.

Całe życie słuchamy fachowców i do czego doszliśmy?

Jesteśmy pijani i wrzeszczymy jak durnie, że jesteśmy tak bardzo źli, bo przed chwilą podpaliliśmy Krakowskie Hospicjum Dla Dzieci imienia księdza Józefa Tischnera i możesz o nas myśleć co chcesz.

Pomagamy Polakom w tak totalnie chory sposób, że chyba się posikam.

I myślę teraz o tych wszystkich chomikach, które mi kiedyś zdechły, że chyba niczego mnie nie nauczyły i ta cała odpowiedzialność to nie ja.

I że kontrolowanie siebie, to też nie jestem ja.

Może to wszystko tylko dlatego, że nasze pokolenie nie ma żadnego celu, ani priorytetu, ale chyba nie.

I rozwalamy Krakowskie Biuro Festiwalowe, bo czemu nie. Jesteśmy tak strasznie frywolni i bezkarni.

I nie mamy żadnych skrupułów.

Śmiejemy się do siebie jak dzikusy, kiedy siedząc na krakowskiej starówce obmyślamy co by tu dzisiaj rozwalić i widzimy tych wszystkich ludzi, którzy są przeciw nam i ich rosnące zdesperowanie i niechęć.

Pijemy browary i ci wszyscy ludzie nie wiedzą, że to my.

Mamy kasę, bo przy okazji troszkę kradniemy, a nie potrzeba nam dużo.

Zatykasz uszy i świat bez dźwięków jest zupełnie inny od tego który znasz.

Wszyscy ludzie są obrzydzeni albo wkurwieni i chcą żebyśmy przestali, a przecież to co robimy, jest takie sexy.

Rozwalamy kolejny ośrodek kultury i jesteśmy coraz bardziej zmęczeni.

Widzisz rozpieprzoną Krakowską Galerię Fotografii i to znowu jesteś ty.

Widzisz rozpieprzony budynek Baletu Dworskiego „Cracovia Danza" i to też jesteś ty.

Ciągle jesteś ty ty ty i to zaczyna cię męczyć. Ta cała ta adrenalina cię wyczerpuje.

Chcesz rozpieprzyć Nowohuckie Centrum Kultury, ale nie masz już sił.

Łykasz tabletki uspokajające i nasenne i to najlepiej wszystkie naraz, wpychasz w siebie najróżniejsze prochy i dziadostwa, bo chcesz się uspokoić.

Cały drżysz i dygoczesz i ta cała adrenalina cię rozwala, ale przecież nie umiesz się opanować.

Opanowanie to nie ty.

Rozpieprzone budynki to ty, płonące zabytki to ty, całe zło i kurestwo tego świata to jesteś ty i to cię męczy.

Bierzesz na siebie to wszystko i to jest naprawdę męczące.

Jesteś, kurwa, męczennikiem narodu.

Ale już nie chcesz.

Masz w dupie lepszą Polskę i zaczynasz szukać wyjścia. Jakiejś dziury w tym wszystkim, gdzie miałbyś święty spokój i przestałbyś się trząść.

I miałeś takie dobre chęci, ale chyba nie dasz rady. Tylko rozwalasz, rozpieprzasz i niszczysz i tak wygląda twoje życie.

Ale w sumie nie masz do czego wracać i jesteś całkiem sam.

Twoje świetne plany i to całe AZN, po prostu chcesz na chwile odpocząć. Wierzysz, że robisz słusznie, ale po prostu chodźmy spać.

I po prostu padasz, na kilka dni wyłączasz się, nie jesteś sobą. Musisz odreagować.

A potem znów jesteś chodzącą nienawiścią.

Umierasz, rodzisz się na nowo i znów masz siłę, tylko, że już nie wszystko jest takie samo.

Tylko, że epinefryna to ty.

Widzisz rozpieprzone Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej "Manggha" i to znowu jesteś ty.

 

Dwa tygodnie później.

 

Jeśli chcesz amatorsko hodować marihuanę musisz to robić z pasją. Krzysiek tak to robi.

Jeśli chcesz zacząć od samego początku nie ma żadnego problemu, naprawdę, wszystko znajdziesz w Internecie.

I może mi nie uwierzysz, ale w telewizji dostają świra na naszym punkcie.

Wszyscy nas nienawidzą.

Ludzie wychodzą na ulice. Protestują.

Stoję w tłumie spoconych ludzi, którzy tańczą do muzyki walącej tak głośno, że czuję to w klatce piersiowej i patrzę na Fokę, który zmienia kolory wraz z migającymi reflektorami – niebieski, zielony – żółty, niebieski – i próbuje mi coś powiedzieć, ale i tak nie słyszę.

Gdzieś czytałem, że najlepiej jest kupić nasiona z zagranicy, z Holandii, ale dla pewności sprawdź w Internecie.

Nawet nie wiesz, jak bardzo byliśmy w szoku, kiedy się dowiedzieliśmy, że ludzie podchwycili nasze hasła.

Myśleliśmy, że będziemy jedyni, że tylko my, ale jak widać, ludzie już dawno czekali na rewolucję.

Tylko, że nasza rewolucja jest troszeczkę inna. Rewolucja przemocy.

Idziemy ulicą i widzimy znaki przekreślonej Polski.

Widzimy nawoływanie do zjednoczenia.

Zjednoczcie się zanim będzie za późno, nie marnujcie czasu.

Oglądamy telewizję i widzimy jak faceci w maskach wykrzykują nasze hasła.

Widzimy przemoc i agresję. Widzimy ból i płacz. Jesteśmy dumni.

Uwielbiam swoją ekipę.

Jesteśmy na tej nielegalnej imprezie Rave by uczcić naszą kolejna udaną akcję, zrobiliśmy sobie maraton filmowy, a potem spaliliśmy to cholerne kino. I tu wcale nie chodzi o jakość tych filmów.

Foka ciągle coś próbuje mi powiedzieć, ale nic nie słyszę.

Kiedy kino dobrze już płonęło, nadjechała policja i znów mogliśmy poczuć nasz zastrzyk adrenaliny przy ucieczce, naszą nagrodę za to co robimy dla Polski. Nie mieli szans nas złapać, jesteśmy mistrzami uciekania.

Samo rozwalanie to też matka epinefryny.

Ci wszyscy ludzie, którzy podchwycili naszą rewolucję, nie są tacy jak my, nie są uzależnieni, nie mają pasji, ale czują powagę sytuacji.

Amanda jeszcze nie przyszła z nami świętować.

W radiu słychać wszystko czego się spodziewaliśmy.

Ludzie chcą zmian. Polacy pikietują. Polska rośnie.

Widziałem na jakiejś stronie instrukcję jak zrobić jointa w kształcie śmigła od helikoptera, fajna sprawa.

Widzę jak Słońce tańczy z Kasią, gdzieś w tłumie i jak się nawzajem obmacują, a potem wpadają w mokrego ślimaka i uśmiecham się do siebie.

Dobrze świętują.

Wszystko mi strasznie lata i miga. I może to dlatego, że przed wejściem Krzysiek częstował nas swoimi uprawami i mówił, że to coś nowego.

Wszystko mi śmiesznie skacze.

Foka coś do mnie wrzeszczy i wydaje się być zdenerwowany, ale nie zwracam na niego uwagi.

Wszystko jest śmieszne.

I teraz już nie mam żadnych wątpliwości, że Polacy się zjednoczą.

I ogólnie musieliśmy to ubrać w jakąś ładną otoczkę, żeby nie wyszło na jaw, że jesteśmy uzależnionymi popierdolcami. Nie sądziliśmy, że ktoś może podchwycić tak i głupi pomysł.

Ludzie na ulicach wrzeszczą, że wojsko i policja mają do nas strzelać.

Że potrzebna jest mobilizacja narodu.

Drą się, że chcą naszej śmierci.

A przecież dokładnie o to chodziło i czuje się tak bardzo zwycięzcą , że nie mogę wytrzymać.

Nie słyszę, Foka!

Jeśli hodujesz marihuanę musisz pamiętać o świetle, światło jest bardzo ważne, Krzysiek mi to mówił.

W radiu mówią, że Polacy pieprzą swój kraj, a Foka coraz bardziej wkurwiony wydziera się na mnie, ale go nie słyszę i zaczynam go mieć dość.

Wszystko tak zajebiście wiruje i uśmiecham się nie wiem czemu.

Nie słyszę!

Wywalam język i zaczynam nim machać.

Musisz wiedzieć co zrobić z kwiatami, gdy już dojrzeją i musisz umieć oddzielić męskie kwiatostany od żeńskich.

Foka jest strasznie wkurwiony, łapie mnie za ramiona i zaczyna mną trząść.

Wrzeszczy, że Amanda coś, że Amanda coś tam, ale mam go w dupie.

Dalej się drze i wygląda tak śmiesznie poważnie, ale mówię żeby spieprzał i idę. Wkurwił mnie.

Kasia z Bartkiem gryzą się nawzajem, a ja im zazdroszczę.

Zazdroszczę im i ja też tak chcę.

I to całe wirowanie sprawia, że już nie pamiętam niczego o THC.

Widzę jakąś laskę, którą obskakuje grupa facetów, przymila się do niej i liże jej dupę i myślę sobie, że jestem naćpanym świrem więc co mi tam i idę do niej.

Naprawdę dobrze tańczysz.

Jak to jest pracować w telewizji.

Oja, jesteś z telewizji.

I ci wszyscy faceci naprawdę tak mówią.

Zamykam oczy i w tym momencie świat jest piękny.

I jakoś tak samo mi się wyrywa.

– Jestem uzależnionym od adrenaliny świrem i chce żebyś mnie ugryzła.

I ona zupełnie bezwładnie opada na mnie i gryzie mnie w ucho.

– Nie tak – mówię – w usta.

Ona odchyla się z uśmiechem i widzę, że ma tak samo przećpane oczy jak ja i nagle świat staje się łatwiejszy.

Albo żałośniejszy, co za różnica.

Swoimi spowolnionymi ruchami kładzie mi ręce na szyi, a potem gryzie mnie w dolna wargę.

Wszystko się tak super kręci. I czuję się tak cholernie męsko.

Gryzie mnie jeszcze i mówi żebym ją zabrał.

Mam ją zabrać.

Biorę ją za rękę i idziemy w stronę wyjścia, a za plecami słyszę tylko:

Ćpunka. To ta z telewizji, ta kurwa. Na pewno jest uzależniona. Niezła suka. Dziwka.

Widzę jak Krzysiek z Foką przepychają się przez ludzi, chyba chcą mnie złapać, wrzeszczą coś, ale ja tak bardzo mam ich dość, tego wszystkiego, tej całej epinefryny, to mnie przerasta.

Gubię siebie.

Niech wszystko spłonie – nucę sobie.

Niech wszystko się skończy.

Ciągnę ją za rękę i oboje obijamy się o ludzi, ale to nie ma znaczenia.

Przyjaciele mnie gonią. Znowu uciekam. Jestem królem ucieczki. Uciekam od wszystkiego i może to jedyne co umiem, ale nie myślę o tym.

Wszyscy są pijani. Wszyscy są naćpani. Wszyscy są w transie. I tak wygląda moje życie.

W telewizji mówią, że niedługo zacznie się żałoba narodowa, godzina policyjna i nie będzie można się bawić.

Wszystko się zatrzyma.

Wypadamy z lokalu i podchodzimy do jednej ze stojących przy drodze taksówek, to jedna z tych taksówek, które odwożą ludzi z nielegalnych imprez za dziesięć razy drożej. Kierowcy nigdy o niczym nie wiedzą. Często z niej korzystam.

Ona się we mnie wtula, te jej długie czarne włosy pachną mi potem i szukam portfela.

Kiedy go wyciągam dopadają nas Krzysiek i Foka.

– Wszędzie cię, kurwa, szukamy, pojebało cię!?

– Mam dość.

– Foka wrzeszczał ci do ucha.

– Mówił, że Amanda coś tam.

– Że Amandę złapali i już po nas. To koniec.

– Hehe, pierdolisz.

– To koniec, kurwa, czy ty w ogóle mnie słuchasz?

– Jadę do domu.

– Nic nie rozumiesz.

– Jadę.

– Z ta kurwą…

– Nie jest kurwą!

I wtedy walę go w twarz, a ona zatacza się i przewraca.

Krzysiek spluwa i zaczyna okładać mnie pięściami, wali mnie w twarz, rozcina wargi, łuk brwiowy, rozrywam sobie język, rozwala mi policzek, wali w oko, zęby.

Ona krzyczy.

Kończy kiedy odciągają go Foka i ochroniarze z pod wejścia.

Ochroniarze widzieli nie takie rzeczy i każą nam tylko spierdalać i wtedy ona doczołguje się do mnie, dotyka mojej twarzy i mówi boże, boże, nic ci nie jest.

Foka uspokaja Larvę i mówi do mnie leżącego z nią na ulicy żebym spieprzał i lepiej nie wychodził jutro z domu, tylko siedział przy tej suce z telewizji. Że to już koniec, że już po nas.

Ona pomaga mi wsiąść do taksówki, krew leje mi się z twarzy i wszystko się kręci, ale kręci się cały czas, więc nie narzekam.

Ona się we mnie wtula, lekko gryzie i mówi:

– To już koniec, kotku, już po wszystkim.

 

Liżemy się nawzajem, a kiedy w nią wchodzę, mówi, że jest przyjemnie i nic więcej się nie liczy.

 

Dwa dni później.

 

– Jestem w ciąży.

To pierwsze słowa jakie ona mówi, kiedy otwieram jej drzwi i co ja mam teraz zrobić.

W ogóle dotarło do mnie, że Amandę złapali i już po nas.

Że czas umierać, a teraz mam dziecko z kobietą z telewizji.

Załamuję ręce i jest mi ciężko. Ona nazywa się Ola i płacze.

Rzuca mi się na szyję i mówi, że dziecko musi mieć ojca, a ja zaczynam się bać.

I zupełnie nie wiem co powiedzieć bo przecież już po mnie.

Ona mówi, że damy radę bo w telewizji dużo zarabia i muszę jej tylko pomóc przestać ćpać, ale to nic.

I budzą się we mnie te wszystkie wyrzuty sumienia i instynkt macierzyński i już nie jestem starym świrem uzależnionym od adrenaliny.

Jestem facetem z wątpliwościami. Zrobiła ze mnie faceta z wątpliwościami.

Mam strasznie poobijany ryj.

No i kończy mi się urlop.

I stoimy w tych drzwiach, w tuleni w siebie, jak w filmie Woodiego Alena, a ona nosi w brzuchu dziecko pary ćpunów.

Jeśli zapytałbyś mnie co o tym wszystkim sądzę, powiedziałbym, że moje pokolenie spłodzi generację dzieci niechcianych.

Dzieci pod wpływem. Dzieci na szybko.

Ona tylko cicho szlocha, a do mnie to wszystko zaczyna pomału docierać.

Że przez całe życie nie wiem co ze sobą zrobić.

Cały problem mojego pokolenia polega na tym, że nie ma żadnego problemu.

Nie jesteśmy dziećmi wojny, niczego nie pamiętamy, niczego nie chcemy odbudować, ani naprawić i przed niczym nie uciekamy.

Jesteśmy całkowicie swobodni i to nas boli.

Musimy sami robić sobie problemy.

Jesteśmy pierwszym pokoleniem bez żadnych problemów i nie wiemy co z tym zrobić. Jesteśmy inni i to całe nasze życie nie ma żadnego celu.

I to całe moje pokolenie, ten jego obraz, to jestem ja.

Jestem chodzącym stereotypem.

Ale przecież nie przyznam sobie, że całe moje życie mogę zrównać z gównem, bo za bardzo się boję i mówię tylko, że mam wątpliwości.

I kiedy zaczynam cokolwiek rozumieć, jest już po mnie.

Wszystkie słowa rodziców wydają się być takie mądre.

Złapali Amandę i to tylko kwestia czasu, kiedy po nas przyjdą i zupełnie nie wiem co mam zrobić. Znowu.

Chcę żeby było dobrze, chcę móc pocałować ją w te jej śliczne czółko i powiedzieć, że rzucam wszystko i wychowam dziecko, ale z miejsca jestem przegrany.

I myślę, że to AZN to jednak nie był dobry pomysł.

I chcę się oszukiwać, że robiłem dobrze, że byłem chodzącą prawdą, a tylko rozpieprzyłem Polskę bo nie wiedziałem co ze sobą zrobić.

Robiłem same gówna, po to żeby zaspokoić głód epinefryny, bo jestem uzależnionym świrem, a dostaję nagrodę i mogę ściskać kobietę, która nosi moje dziecko.

I nie ma żadnej wielkiej ideologii.

I nawet nie wiem co to naprawdę znaczy patriotyzm, ale przecież chciałem dobrze.

Może nawet nieświadomie pomogłem, chociaż gdzie się nie obejrzę są ludzie, którzy mnie nienawidzą.

Tak naprawdę wciąż stoję w martwym punkcie, po za tym, że zgwałciłem własny kraj.

Pomysł na zmianę świata pokolenia ludzi zgubionych nie mógł być dobry. I cokolwiek byś nie powiedział, to niczego nie zmieni.

Ona szepcze mi do ucha, że tamtej nocy siedziałem na łóżku trzymając ją za rękę i mówiąc jak bardzo mi na niej zależy, a ja niczego takiego nie pamiętam i jestem coraz bardziej zgubiony.

Nie znasz siebie, ona mówi. Kontrolowanie siebie, to nie jesteś ty.

I jest mi tak bardzo wstyd, ale jestem tak kurewsko dumny, że nic nie mówię.

– Kotku, słyszysz mnie? – ona mówi

Zaczyna się robić coraz zimniej, ludzie przechodzący przez klatkę patrzą jak stoimy w tych drzwiach, ale jest tylko nasze niezdecydowanie i myślę o tym, że to jeden z moich ostatnich dni.

– Kotku, zadałam pytanie.

I wszystko jest tak bardzo złe i przeciwko mnie, a przecież właśnie znalazł się ktoś na kim zaczyna mi zależeć. Nawet dwoje.

Wątpliwości. Wątpliwości. Wątpliwości.

Tak to sobie nazywam, ale ty wiesz o co mi tak naprawdę chodzi.

Ona znowu płacze i ja już nic nie wiem i chcę przestać myśleć.

Widzę ją w przyszłości z bobasem na kolanach i mnie tam nie ma.

Widzę jak dziecko pyta kim był tatuś, a ona mówi, że uzależnionym pojebem.

Albo widzę, jak dziecko śpi, a za ściana ktoś pieprzy moją kobietę.

Bo mnie tam nie ma.

Widzę jak mówi, że wszyscy znają ojca jako zdrajcę i ona nie chce o nim pamiętać.

I w ogóle mnie tam nie ma.

– Kotku, powiedz coś, proszę.

Wcześniej dzwonił Słońce i mówił, że szykujemy coś dużego, to będzie nasz ostatni numer i mówił, że jak już odejść to w wielkim stylu.

I żebym był gotowy i że złamał rękę i chce żebym poszedł z nim do szpitala i się zgodziłem, ale to potem.

Ona tez idzie później do pracy, będzie prowadziła program w telewizji, coś o upadku narodu polskiego. I mówiła, że na razie chyba nikomu nie wspomni o ciąży.

Ona nie wspomina o ciąży, a ja boję się jej powiedzieć, że niedługo zrobię coś dużego i już nie będziemy razem.

Że już mnie nie będzie, po prostu nie wiem jak to powiedzieć.

To, że skończyliśmy się my, nie oznacza, że cokolwiek ulegnie zmianie, bo rewolucja nadal trwa. Jest tylko chwilowa przerwa, ale wszyscy wiemy, że to powróci i nie mam pojęcia jak to się może skończyć.

I teraz, przy niej, bije ze mnie nieodparta wola życia.

Mam nadzieję, że to będzie dziewczynka i dałbym jej na imię Zuzia i nie wiem, po prostu wolę żeby to była dziewczynka.

I to śmieszne, ale po tym wszystkim nadal czuję się nihilistą.

Całym swoim życiem propaguję przemoc i destrukcję i chyba jeszcze nigdy w życiu nie pomyliłem się tak bardzo.

Mam tylko żal do siebie.

Będę częścią czegoś wielkiego, zapiszę się na kartach historii i już nigdy ich nie zobaczę.

– Kotku, słyszysz mnie, proszę.

– Kotu, jesteś tu?

 

Później.

 

Może wcale cię nie zdziwi, kiedy ci powiem, że od kilku godzin jestem Tadeuszem Kościuszko.

Ludzie dzwonią do radia i pytają kiedy to wszystko się skończy.

I powtarzają ciągle, w kółko, załóżcie czarne koszule. Czarne koszule.

I chociaż ostatnio wywalili mnie z pracy, bo byłem nie do zniesienia i jakiś rozkojarzony, to doskonale pamiętam, gdzie schowałem tamte torby z potrzebnymi rzeczami.

O nic nie musisz się martwić, kontrolujemy sytuację i to wszystko zbliża się pomału do końca.

Razem ze mną jesteś właśnie częścią czegoś wielkiego.

I nie myśl o niczym. W tym momencie nikogo nie kochasz, nikt na ciebie nie liczy i nie masz żadnych dzieci.

Rzuć to wszystko w cholerę, jak zawsze chciałeś i skup się, bo to jedna z najpiękniejszych chwil twojego życia.

Właśnie tego dnia naprawdę wszystkich wyruchasz.

To będzie nasz wspólny żarcik, nasza tajemnica.

Nikt się czegoś takiego nie spodziewa.

Tego dnia długo siedziałem pod prysznicem żegnając się z tym wszystkim.

Wyciągnęli od Amandy kim jesteśmy i to już nie potrwa długo.

I nadal mam wątpliwości, ale przecież już nie zdążę niczego naprawić.

Mogliśmy zdecydować, że albo po nas przyjdą, albo sami coś zrobimy. Skoro i tak już wszystko jest przesądzone to dlaczego się przy tym dobrze nie bawić.

Jeśli zapytałbyś mnie jak się teraz czuję, powiedziałbym, że jestem tylko słupem epinefryny.

Całe moje pokolenie zapamięta ten dzień i dajemy im ich wielki problem.

Zdaję sobie właśnie sprawę, że moje umiejętności korzystania z sokowirówki i tostera, były w sumie całkowicie bezużyteczne.

Wielkich rzeczy się nie planuje i tak jest i tym razem, tak po porostu wyszło.

Żegnałem się ze wszystkim oprócz mojej kobiety, bo jakoś tak się złożyło, że nie odważyłem się jej powiedzieć i pewnie dowiedziała się z telewizora.

I w moim życiu prywatnym znowu coś mi nie wyszło, ale to już mnie nie dotyczy i skupiam się tylko na tej chwili triumfu AZN.

I właśnie teraz mogę sobie pozwolić na całkowitą ignorancję wszystkiego. Tylko te moje wątpliwości.

Ludzie w Polsce wychodzą na ulicę w swoich czarnych koszulach, by okazać swój szczyt nienawiści wobec ciebie.

Całkowicie solidarni w jednym celu. Nie do zatrzymania.

Stary, bierz w rękę piwo i naprawdę, baw się dobrze.

To jest wielki dzień. Jesteś świadkiem narodzin nowej Polski i to jest twoje dzieło.

Ludzie w Krakowie przelewają się ulicami w stronę Wawelu, w twoją stronę.

I oni wszyscy cię nienawidzą.

Jesteś tu razem zemną, ucharakteryzowany na Józefa Piłsudskiego i trzymamy w rękach pistolety automatyczne uzi, kaliber dziewięć milimetrów. Wyciągnęliśmy je z torby, kiedy byliśmy już w środku.

Pistolety automatyczne uzi prują z prędkością czterystu metrów na sekundę z siłą sześciuset czterdziestu dżuli, czyli w sumie dziurawią wszystko. Ubaw po pachy.

Tylko, że nie są nam już do niczego potrzebne, użyliśmy ich tylko żeby pozbyć się policji i przejąć Wawel. Tego dnia szalałeś jak nigdy.

Wypuściliśmy zakładników, chociaż nikt o tym nie wie i wszyscy myślą, że mamy zamiar ich zabić.

Stary, jesteśmy tu w szóstkę, bez Amandy, ucharakteryzowani na bohaterów narodowych i śmiejemy się w głos bo wszystko nam się udało.

Wszystko jest tak jak chcieliśmy, a ci ludzie myślą, że krzyżują nam plany.

I wkurwiamy ich jeszcze bardziej robiąc to jako bohaterowie narodowi.

Dajemy im lepszą Polskę jako Kazimierz Puławski, jako Henryk dąbrowski.

Robimy to wszystko dla nich jako Jan Paweł II, jako Maria Skłodowska Curie.

I dokonaliśmy tego razem. Jesteśmy, kurwa, niesamowici.

Wszyscy już wiedzą, że to my jesteśmy sprawcami tej całej rozpierduchy i następuje całkowite zjednoczeni przeciw nam. I już nie będzie niczego dalej.

Czekamy tu na nich, niech przyjdą i się wyżyją, niech rozpoczną nowy etap.

Jesteś z siebie dumny?

Krzysiek jako Henryk Dąbrowski klepie cię po ramieniu i nie ma już żadnych wątpliwości, że to nasz koniec. Że przejdziemy do historii jako ci najgorsi i ty też.

I nie gniewam się na Krzyśka za to, że obił mi mordę, na jego miejscu zrobiłbym to samo.

Będziemy w pieprzonych podręcznikach historii jako zdrajcy i śmierdzące ścierwo.

Będą o nas mówić zawsze źle i tylko źle.

Będziesz mieszany z gównem na forum publicznym do końca jebanego świata.

Będziesz opluwany, a twoja rodzina będzie nosiła twoje piętno długo, długo.

Znajdziesz się na listach najgorszych szumowin i antybohaterów.

Ludzie będą czytać, że uosobienie gówna to jesteś właśnie ty.

Bo oni nie wiedzą co naprawdę razem osiągnęliśmy.

Już wszystko jest za tobą, więc nie myśl o tym.

Za chwilę nie będzie już niczego.

Oni są już u bram, a ty jesteś tu, w gronie wielkich i właśnie dokonuje się twoje dzieło.

Ty pojebany świrze, kocham cię.

Powiedzieliśmy im, że jako bohaterowie narodowi zarżniemy wszystkich zakładników, że zbezcześcimy groby polskich królów, a potem spalimy ten szajs, ale to tylko słowa. Wcale nie chcemy zniszczyć największego zabytku polskiej kultury, nigdy byśmy czegoś takiego nie zrobili, w końcu nie o to chodzi w AZN.

Armia Zdrajców Narodu kocha swój kraj i chce jego dobra.

Tylko wszyscy rozumieją to na opak, ale tak właśnie miało być. Przecież to twoje słowa.

Właśnie odchodzimy w wielkim stylu.

Jesteś tu na miejscu i jesteś wielki.

Ja, ty i cała reszta. Krzysiek, Foka, Słońce, Kasia.

Ludzie wbiegają do bram i dopadają nas. To są nowi Polacy, udało nam się.

I chciałem cię przeprosić za to, że cię w to wszystko wciągnąłem.

Ale sam biegłeś za mną przez cały ten czas.

Cały czas rozmawialiśmy i byłeś obok mnie.

Przecież nie możesz zaprzeczyć.

Nawet nie strzelamy, pozwalamy im by nas dopadli, stratowali nas, zniszczyli, rozerwali na kawałki.

Zabijają swojego Tadeusza Kościuszkę z wątpliwościami i umieram za coś czego nie jestem nawet pewien.

Byłeś z nami od samego początku. Rozpieprzałeś Muzeum Narodowe, paliłeś Hospicjum dla Dzieci.

To byłeś ty. Wszedłeś w to wszystko z własnej woli, przecież do niczego cię nie zmuszałem.

Przez cały czas uciekaliśmy w siódemkę i ty jesteś jednym z nas.

Przecież to ty nam odleciałeś na kilka dni.

Jesteś, kurwa, tutaj.

Nie widzę żebyś padał, gdzieś tam jeszcze stoisz, wśród czarnych koszul.

I może czytasz te słowa z zupełnie niewłaściwych powodów, bo nie wiedziałeś, że cię w to wszystko wrobię.

A może po prostu nie jesteś taki bystry i nic nie zrozumiałeś.

Koniec

Komentarze

Bardzo fajne i zaskakujące zakończenie :] 

kopiuj wklej z Fight Clubu Czaka Palahniuka?

Taki styl

Straszna sieczka jak dla mnie. Za dużo tego wszystkiego, tch urywań tego pędu nie wiadomo po co.Szybo czytaj, ja szybko rezygnuję, dla mnie za ciężkie.

Palahniuk, ale i Rotha z "Oszustwa" słychać. Ode mnie 4. Narracja jest szybka bardzo, ale miejscamitylko gadlustwo.
Pozdrawiam.

Nic p. Palahniuka dotychczas nie czytałem. Po części pewnie dlatego teks dosłownie wbił mnie w glebę. Więc szóstka ("subiektywna")

wciągające, bardzo, bardzo, badzoooo, ode mnie 6.

Nie uwierzyłam. To nie jest Polska. Brzmi jak tłumaczenie z angielskiego (strzelam, że pisane pod wrażeniem jakiegoś anglojęzycznego działa lub filmu). Dam 4.

Dla mnie jak najbardziej Polska ;p

Języka pobronię, bo taki sposób podania jest dobrym pomysłem na prozę współczesną i jak dla mnie nie zalatywał sztucznością, jak próby a la Masłowska.

Jeśli chodzi o zarzut kalkowania, to jak dla mnie jest słuszny. Opowiadanie przesiąknięte Palahniukiem jak cholera. Miejscami ma się wrażenie, że ktoś wyciął całą ideę za "Fight Clubem" i wkleił polskie tło (nie powiem, wkleił nieźle). Zwłaszcza, jak wybija się wątek AZN, to zaczyna się to robić nieznośne. Nawet maniera opowieści jest podobna, ze "ściśniętą" i rozedrganą narracją, tymi wtrętami i politycznie niepoprawnymi faktami z życia wziętymi.

To jest odwieczny problem granicy inspiracja/wkład własny. Mimo, że opowiadanie jest dobre, to istnieje niebezpieczeństwo, że ceniący powiedzmy Palahniuka czytelnik daruje sobie lekturę w połowie, bo będzie wolał wrócić do Fight Clubu czy Choke, gdzie ma to podane, nie ujmując, lepiej i "na świeżo". Ja naprzykład nie lubię zbyt ewidentnie odnajdywać głosu kogoś trzeciego w czyimś własnym tekście. Jak raz zorientowałem się, że piszę Welsha z dziecmi Neostrady zamiast szkockich blokersów, to wyrzuciłem, mimo, że byłem dumny z tekstu.

Daje całkowicie subiektywne  4, choć lubię taką prozę. I szkoda, bo styl odzwierciedlony jest perfekcyjnie, naprawdę brawa, ale nie mogę dostrzec w tekście jego własnej duszy.

Inspiracja oczywiście jest, przyznaję się bez bicia

Choroba - chyba jednak Polska.
O uzależnionych od adrenaliny to żona jakiś dokument w tv ostatnio oglądała. Opowiadała, bo zrobił duże na niej wrażenie.
Druga sprawa: reakcja Polaków na śmierć JPII, ostatnią lotniczą katastrofę, ten "zespół żałoby", co normalne - ale - coś jeszcze - jakieś ostentacyjne wręcz solidaryzowanie się... ze sobą.
I ich, Polaków "normalny" , codzienny profil zachowań.
Dobrze, że tekst skłania do refleksji. Niezależnie od inspiracji.

Wszystko pięknie, tylko niech mi ktoś palcem wskaże, gdzie w tym fantastyka.
Taka prawdziwa, bo innego rodzaju fantastyki nie brakuje w tekście, skądinąd udanym.
Albo nie pokazujcie.

Fakt, fantastyki brak. Zresztą, mało nie odpadałam po wstepie: "...jeśli masz zamiar robić przerwy, to po prostu daj sobie spokój, bo wszystko spieprzysz." Nie trawie takiego gadania do czytelnika. W każdym razie nie mogę oprzeć się odczuciu, że także dla autora takie pisanie jest w jakimś stopniu sztuczne (ale sprawdzić nie mogę, bo to jedyny tekst). No i Polski brak. To wszystko ogólniki do których czytelnik dorabia sobie obrazki, za mało tego w samym tekście. Miejscami za dużo gadania o niczym.

Będę złośliwy, ale szczery. Swoista odmiana New Weirdu.

 

„...New Weird, to nowy gatunek literacki przeżywający obecnie gwałtowny rozwój. U jego podstaw leży idea, która nakazuje by literatura wykraczała poza schematy gatunku, w którym jest pisana. Autorzy przełamują bariery odgraniczających poszczególne gatunki literackie, mieszają konwencje, metody i narzędzia literackie. Korzenie "New Weird" wywodzą się od legendarnej ikony horroru Howarda Phillipa Lovecrafte'a, którego twórczość wywarła wpływ m.in. na takich twórców jak bracia Wachowscy, Dan Akroyd, Clive Barker, Stephen King, Ann Rice i innych.

W powszechnej opinii fantastyka dzieli się na trzy główne nurty. Pierwszy, według samych twórców najważniejszy i najszlachetniejszy, to science fiction, czyli tam gdzie jest kosmos, roboty, wymyśle technologie i zgadywanie, co się stanie w przyszłości. Druga to fantasy, rzekomo poznać ją można po udających średniowiecze krainach, magii, smokach, elfach i księżniczkach oraz problemach epicko-egzystencjalnych. Trzeci, najbardziej pogardzany, to horror, czyli ten od złych demonów, pożeraczy ciał, duchów, domów straszących mieszkańców i ogólnego generowania gęsiej skórki u odbiorcy. Wszystkie je łączy wspólna cecha, że nie mówią o „tu i teraz", ale o „gdzieś tam i nie wiadomo kiedy".

I trwało to latami, każdy dostawał to, co chciał - od Asimova i Lema roboty i kosmos, od Tolkiena, Andre Norton i Roberta Jordana las, elfy i magię, a od Mastertona krew i złe duchy. I dobrze przecież było, dopóki na scenie nie pojawiło się paru młodych, głodnych i złych pisarzy, którzy powiedzieli „basta!". Tak pojawiło się coś, co od kilku lat zaczyna się określać mianem nurtem „New Weird"..."

Tak sobie poczytałem... I nie wiem, Adamie, dlaczego pisząc, że to swoista odmiana New Weirdu,,, jesteś "złośliwy, ale szczery". Nie, nie - żadnych podtekstów - po prostu nie wiem.

O! Zrobiłem Ci błąd w nicku. Przepraszam.
I "TWOIM" napisałem z małej litery. Przepraszam.

Wpływ fight clubu i owszem może nawet zbyt widoczny, ale urywana, jak ktoś to ujął rozedrgana narracja, nie jest tylko domeną palahniuka. Wielu pisarzy i czytelników lubi i ceni taką narrację. Tekst jest bardzo dobry językowo, płynie zgrabnie i lekko, bez kanciastych oznak grafomanii, dlatego technicznie oceniam na bardzo dobry. Co do fabuły, mogę powiedzieć, że miejscami jest nowatorska, miejscami znana aż za bardzo z innych tekstów. Więcej siebie następnym razem, pinky. Jak będziesz miał pewność że coś na ciebie wpływa, poczekaj aż myśli wskoczą ci z powrotem na twoje własne tory. 

Mocne mocne. Nie jest może fanem takie specyficznego stylu ale muszę przyznać, że wyszło Ci to świetnie. Powodzenia w dalszym rozwoju :)

J.Ravenfield - taki z Ciebie "Mądrak", a stawiasz błędy ortograficzne. Piszę się "Cholera" nie "holera". I nie mów mi, że to celowo. Dając rady innym, trzeba być samaemu ok. Chociaż co do Twojej konwersacji z Wiktoremwróżem to wyczuwam, że pomimo pewnej uszczypliwości (z obu stron) cenicie swoją pracę i darzycie się sympatią.
A co do tekstu to nie rozumię inspiracje, ale tylko to. Dla mnie to bardziej kalka. Ponadto takie dłużyzny nie dla mnie. Jak lubię nad  każdym słowem pochylić się, wyssać z niego cały sens, jeżeli taki jest. Bez oceny.

Koks - litości!
Nie jestem żaden "mądrak" . I nie uważam się za mądrego - wcale. Zechciej jednak przeczytać dokładnie - napisałem: " ... OD  H O L E R R Y...". Dlaczego? Bo nie chciałem wulgaryzmu "cholera", ale "słowotworu": "holerra". Nie rozumiesz? To wcale nie oznacza ,że błędy ortograficzne są mi, byłemu dyslektykowi i dysortografowi obce. Robię je dość regularnie. Jednak nie w tym przypadku. Myślę, że nie jestem zarozumiały ("mądrak"), jednak czasami dość nerwowy i drażliwy.Nie wiem, czy czytałeś mój tekst "Oryginalne, czy nie? " w dziale publicystyki. Jeśli tak, to powinieneś wiedzieć, że "klisze i kalki" -- jak dla mnieb- dyskredytują właściwie tekst, jako wartościowy ( np. red. Adam jest pod tym względem dużo bardziej liberalny). W tym, konkretnym przypadku, dałem "subiektywne sześć", bo oryginał był mi nieznany, a opowiadanie... " wbiło mnie w glebę" - jak pisałem. Co do Wiktotwróża(y), to masz rację. Pozdrawiam. Jurek R.

Nowa Fantastyka