- Opowiadanie: Szaman_Slonca - Udane Polowanie (Wampireza)

Udane Polowanie (Wampireza)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Udane Polowanie (Wampireza)

Pierwsze opowiadanie jakie tutaj publikuje. Mam nadzieje, że się spodoba. 8617 znkaów.

 

 

***

 

I

Tamtego dnia, jak co wieczór wstałem z łóżka przeczesując rękoma zmierzwione włosy. Nie patrząc na zegarek podszedłem do okna, ostrożnie wyjrzałem za zasłonkę, a potem odsłoniłem ją bez strachu. Postanowiłem wziąć prysznic. Idąc do łazienki, zaszedłem do sąsiedniego pokoju.
– Radziu pobudka! – obudziłem współlokatora – Obudź też swojego kolegę! – rzuciłem z przekąsem patrząc na stojące na środku pokoju drewniane pudło.

Wszedłem do łazienki zapalając światło, odruchowo. Od tak wielu lat, za każdym razem kiedy wchodzę do łazienki zapalam światło chociaż wcale go nie potrzebuje. Wziąłem szybki, orzeźwiający, zimny prysznic. Wytarłem się i owinąłem ręcznikiem wokół pasa. Podszedłem do lustra. Wbrew pozorom ujrzałem w nim moją wredną gębę: Oczy przekrwione, niczym ślepia wściekłego psa. Kilkudniowy sztywny zarost, lewy policzek naznaczony trzema paskudnymi bliznami, po długich paznokciach, zaniedbane, za długie włosy, kurze łapki w kącikach oczu, widoczne bardziej niż zwykle. Nie patrząc dłużej na tą sarkastyczną parodię ludzkiej twarzy począłem myć jakże cenne dla mnie zęby. Potem postanowiłem zgolić nieprzyjemną szczecinę z twarzy, co też uczyniłem.

Wróciłem do sypialni. Kiedy wszedłem do środka, ona już nie spała. Leżała naga na pościeli. W świetle zaglądającego przez okno księżyca jej pergaminowo biała skóra miała kolor szaroniebieski. Kręcone rude włosy, spadały kaskadami na poduszkę. Piękne kocie oczy patrzyły na mnie błyszcząc głęboką zielenią, patrzyły z miłością – uczuciem którego podobno My nie znamy. Jej pełne, czerwone usta, były stworzone do przynoszenia rozkoszy. Tymczasem zadawały głównie cierpienie. Lekko sterczące, okrągłe piersi, wywoływały lekki dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Płaski brzuch i długie, sarnie nogi stanowiły idealne dopełnienie, wspaniałego całokształtu.

– Nie śpisz już ? – rzuciłem na powitanie.

– Pora wstawać! – odpowiedziała tylko, przeciągając się, co wywołało u mnie kolejny przyjemny dreszcz na plecach.

Usiadła na krawędzi łóżka, spojrzała na mnie szmaragdowymi latarniami swoich oczu.

– Mam ochotę dzisiaj zaszaleć! – Stwierdziła, a ja od razu wiedziałem, że nie wróży to nic dobrego, ale w zasadzie mi też od dłuższego czasu się nudziło.

– Co masz na myśli ? – Zapytałem niepewnie.

– Pamiętasz Jakuba ? Mam ochotę złożyć mu wizytę. – Uśmiechnąłem się na te słowa, pomysł „zaszalenia” nagle mi się spodobał.

Założyła szlafrok i wyszła z pokoju posyłając mi całusa. Postanowiłem ubrać się adekwatnie do sytuacji. Otworzyłem szafę, zlustrowałem krytycznym wzrokiem jej zawartość. W końcu wyjąłem z niej czarną koszulę i ciemne dżinsowe spodnie. Z małej szuflady wybrałem również parę bokserek i białe skarpety.

Ubrałem się i poszedłem do salonu. Rozsiadłem się na kanapie obok Radosława. Mojego wieloletniego przyjaciela i towarzysza doli i niedoli. Radzio był dziwnie podobny do mnie, co mówili nam wszyscy i co nawet ja zauważyłem. To samo zmęczenie na twarzy, to sama rezygnacja w oczach. Z tą różnicą, że ja miałem moją Monikę. Naprzeciwko nas, na dużym fotelu siedział jego przyjaciel z Rumunii który niedawno przyjechał go odwiedzić i zatrzymał się u nas. Był nieco ekscentryczny. Miał na sobie garnitur w paski i białą koszulę z koronkowym kołnierzem. Na nogach nosił biało-czarne lakierki. W prawej ręce trzymał krótką laskę z metalową kulką na czubku. Na wieszaku wisiał również długi czarny płaszcz z wysokim kołnierzem i cylinder, które należały do niego. Na jego nieszczęście, miał odstające uszy, lekko cofniętą żuchwę i zez rozbieżny, przez co bardziej przypominał Nosferatu, niż hrabiego Draculę, niezależnie od tego w co się ubrał.

– Idziemy na miasto! – zacząłem.

– I co z tego? Przecież każdej nocy chodzimy na miasto! – stwierdził Traian Popescu, sepleniąc przy tym tak, że pewnie sam siebie ledwo zrozumiał.

– Ale dzisiaj nie idziemy po prostu się nażreć drogi kolego! – Uświadomiłem naszego rumuńskiego przyjaciela, gdyż Radek od razu zrozumiał o co mi chodzi. – Mam ochotę zrobić porządną rozróbę!

– Rozróby są dla prostaków! – skwitował Traian, zalewając sporym strumieniem śliny okrągły stolik stojący między nami.

– Zawsze możesz zostać w domu jeśli ci nie pasuje. – Powiedział z uśmiechem Radosław. Hrabia Popescu, żachnął się tylko.

– Jestem gotowa! – Oznajmiła Monika wchodząc do salonu. Miała na sobie skórzaną mini spódniczkę, czarną koszulkę z cekinami i głębokim dekoltem, oraz wysokie czarne szpilki, a przy uszach wisiały jej kryształowe kolczyki. Podszedłem do niej, podniosłem ją do góry i pocałowałem w usta. Odwzajemniła pocałunek. Postawiłem ją na ziemi.

– Idziemy chłopcy i dziewczęta! – powiedziałem. – Kierunek klub Heaven!

W klubie było głośno i tłoczno. Migające kolorowe światła, dotkliwie raniły moje oczy. Nienawidziłem tego. Razem z Moniką usiedliśmy przy barze. Ja zamówiłem piwo, ona kieliszek margarity. Uważnie rozglądałem się po sali. Radek i jego kolega byli na parkiecie, wyróżniali się z tłumu, gdyż Traian nie chciał go odstąpić nawet na krok. Chociaż cieszyliśmy się, że przynajmniej po długich namowach i groźbach zgodził się przebrać w coś normalnego. Nagle mój wzrok przykuła młoda około osiemnastoletnia dziewczyna. Siedziała sama w kącie, wydawało mi się, że płakała. Szturchnąłem Monikę i wskazałem jej dziewczynę ruchem głowy, a ona skinęła niezauważalnie. Podszedłem do dziewczyny i usiadłem obok niej na miękkiej czerwonej pufie.

– Zły dzień, co ? – zacząłem. Spojrzała na mnie, faktycznie miała łzy w oczach. Nie rozumiałem dlaczego tu siedzi, ale to nie było ważne.

– Owszem. – Odpowiedziała.

– Mam na imię Marcin. – Kontynuowałem

– Baśka.

– Jesteś tutaj sama? – zapytałem

– Teraz już tak. – westchnęła.

– Znam to uczucie. – powiedziałem. – Też zostałem dzisiaj wystawiony do wiatru.

– No i? – zapytała

– Nie chcę spędzać, mojej urodzinowej imprezy sam. Ty też chyba potrzebujesz towarzystwa.

– Chyba… – odpowiedziała niepewnie.

– Uszy mnie już bolą od tego hałasu! – rzuciłem. – może przeniesiemy się w jakieś cichsze miejsce?

– To znaczy gdzie ?

– Na przykład do parku. Lubię patrzeć na księżyc w pełni. – odpowiedziałem. Uśmiechnęła się lekko.

– Ja też. – Powiedziała, po czym wyszliśmy z knajpy.

Szliśmy powoli ciemną, wąską uliczką. Było chłodno i cicho. Kątem oka zarejestrowałem ruch między kamienicami. Nie powiedziałem jej o tym. Spróbowałem ją objąć. Nie opierała się.

– Skąd jesteś ? – Zapytałem.

– Mieszkam w okolicy. – Odpowiedziała. – Chodzę do tego liceum, które niedawno minęliśmy. W niedalekiej odległości za nami zamajaczyły trzy postacie. Szły szybkim krokiem w naszą stronę. Baśka spojrzała na mnie swoimi błękitnymi oczami spod jasnej grzywki.

– Boje się trochę. – powiedziała.

– Nie bój się. – Uspokoiłem ją. – To przyjaciele.

– Co? Jak to? – Zdziwiła się – Czyi przyjaciele? – zanim zdążyłem jej odpowiedzieć Radek był już za nami. Wyrwał Baśkę z moich objęć i złapał ją za ręce krępując ruchy.

– Niezłą ptaszkę nam Marcin upolował. – stwierdził.

– Proszę nie róbcie mi krzywdy! – załkała dziewczyna.

– Spokojnie. – powiedziałem gładząc jej policzek. – Jutro nawet nie będziesz pamiętać, że coś się stało. – Monika na te słowa zaśmiała się donośnie. Podeszła do naszej zdobyczy. Pociągnęła za dekolt jej koszulki, obnażając obfity biust. Polizała ją po piersi i szyi, po czym wsunęła język w jej usta i pocałowała soczyście szamoczącą się dziewczynę.

– Całkiem dobra! – Stwierdziła. – Masz oko Kocurze. – Zwróciła się do mnie, uśmiechając się zalotnie.

– Marcin ją znalazł to gryzie pierwszy! – Ogłosił wszem i wobec Radosław. Baśka szarpnęła się mocno i chciała krzyknąć, ale mój przyjaciel zakrył jej usta dłonią.

Podszedłem do niej i pocałowałem ją w szyję.

– Nie bój się. – Powiedziałem po raz kolejny. – To nawet całkiem przyjemne. – Zatopiłem zęby w jej szyi i pociągnąłem kilka głębokich łyków życiodajnego płynu. Oderwałem usta od ofiary i oblizałem zakrwawioną brodę. Baśka zemdlała i osunęła się na ziemię.

Nagle usłyszałem huk, coś świsnęło mi koło ucha i uderzyło w ścianę za mną. W oknach kamienicy momentalnie pozapalały się światła.

– Jakub! – przywitałem radośnie stojącego parę metrów dalej odzianego na czarno mężczyznę około trzydziestki, celującego do mnie z dwulufowego obrzyna. – Czekaliśmy na ciebie!

– Zostawcie dziewczynę krwiopijcy! – Powiedział stanowczo. Zobaczyłem, że zza jego pleców wychyla się, dwudziestokilkuletni chłopak ściskający coś kurczowo w rękach.

– O! Widzę, że przyjąłeś czeladnika! – Stwierdziłem z udawanym podziwem. Młokos wychynął zza pleców nauczyciela, podbiegł do mnie i machając mi przed oczyma drewnianym krucyfiksem krzyknął :

– Giń przeklęty krwiopijco! Wracaj w piekielne odmęty! – wtedy zauważyłem, że młody ma na szyi koloratkę. Musiał być alumnem.

– Krzyż?! – Zwróciłem się do Jakuba. – Krzyż kurwa?! – krzyknąłem ze złością. Złapałem chłopaka za szyję i podniosłem do góry. – Czy ty ich niczego nie uczysz? – zapytałem. Jestem polskim wampirem. – powiedziałem do przyszłego, a właściwie niedoszłego księdza – Niby dlaczego, żydowski prorok ma na mnie robić wrażenie? – Spojrzał na mnie, ze strachem i niezrozumieniem, jakby pytał „Dlaczego on jeszcze nie zmienił się w garstkę popiołu?”. Zacisnąłem dłoń miażdżąc krtań i tchawicę młodego łowcy wampirów. Krew bryznęła mi na rękę i twarz. – Widzisz co narobiłeś? – Zapytałem Jakuba rzucając truchło na ziemię. Zrobiłem kilka kroków w jego stronę. Wycelował we mnie swojego legendarnego już obrzyna.

– Strzelaj! – Powiedziałem spokojnie – Został ci jeden nabój, za mną stoją jeszcze trzy wampiry. Nawet ty nie nabijasz broni tak szybko. – Stwierdziłem. Monika nagle pojawiła się za nim. Objęła go i pocałowała w policzek.

– Oj Kubuś, Kubuś. – westchnęła. – Gdyby nie te twoje ochronne specyfiki. Opuścił broń i spojrzał mi głęboko w oczy. Bez strachu, jedynie z nienawiścią. Odwykłem od takich spojrzeń ludzkich oczu.

– Jesteś zły! – powiedział.

– Niby dlaczego? – Zapytałem. – Czy wilk goniący sarnę jest zły? Czy uważasz za piekielną bestię lisa duszącego kurczaki? – Usta drżały mu ze złości.

– Jeszcze cię dorwę! – rzucił pompatycznie i odszedł chowając broń za połę płaszcza. Puściłem mu oczko na pożegnanie.

Po chwili rozległy się syreny policyjne. Postanowiłem, zabrać dyszącą jeszcze Baśkę ze sobą. Odeszliśmy. To było udane polowanie…

Koniec

Komentarze

Zapomniałem dodac, że zamieszczone tutaj opowiadanie będzie prawdopodobnie kontynuowane i następne części zapewne zamieszcze tutaj poza konkursem.

No tak, całkiem proste, całkiem zgrabne, trochę interpunkcji, ale kto nie ma  z tym problemu (jest ktos po filologii polskiej na sali?) ale, no własnie, co w nim interesującego? Są wampiry, jest łowca, co ma przygłupich pomocników, wampiry co się określają jako Polacy, zgrabna końcówka o drapieżnikach i?
Może następne części trochę zatrzęsą czytelnikiem.

W zasadzie to co tutaj zaprezentowałem jest jedynie wstępem do opowiadania, niestety limit znaków brutalnie mnie doświadczył, zaręczam, że dalsza częśc będzie dużo ciekawsza. ; )

Hm, w takim razie to, że ten ten tekst został wyciągnięty z większej całości, szkodzi mu strasznie. Jako taki kawałek niestety nie bardzo się broni. Polowanie wampirów? Zgoda. Ale nie w takim przedstawieniu. Początek skojarzył mi się z jakimś blogowym pamiętnikiem (...wstałam, ubrałam się, spojrzałam na faceta na miejscu obok), dopiero później zaczęło się robić ciekawiej. Może nawet by mi się spodobało, gdyby nie to, że ciężko mi strawić postacie Jakuba (łowca wampirów, który nie poinformował ucznia, że krucifiks nie zadziała, pozwolił się mu rzucić na wampiry, spudłował strzelać, bo musiał sobie pokrzyczeć?) i Baśki (chodźmy pooglądać księżyc, nic ci nie zrobię... ale okey, istnieją głupie dziewczyny). Hm, chyba właśnie to przez bohaterów tekst średnio przypadł mi do gustu - w żadnym nie widzę charakteru, a już Jakub... Ale twierdzisz, że to część całości, może dalej będzie lepiej, limit znaków mocno ograniczał;) Ach, no dobrze, zagraniczny, sepleniący wampir zasłużył na plusa, jego opis zdołał sprawić, że na moich ustach pojawił się uśmiech.
Oceny na razie nie wystawiam, chętnie zerknę najpierw, jak będą wyglądać pozostałe części.
I.

Opowiadanie zaklasyfikowane do WAMPIREZY. :)
Pozdrawiam.

No to z utęsknieniem czekamy na dalsza część, potzrąśnij nami, tylko tak porządnie.

Nowa Fantastyka