Książka

| KOPIUJ

Recenzja:

Bogus022

Rozczarowująca klasyka

{
Podwalina gatunku określanego jako sword & sorcery, czyli magicznej rąbanki, której przewodzi bohater nie do ruszenia.

 Podczas omawiania historii fantasy, szczególnie jej początków, zawsze przytaczane jest nazwisko Howard. I słusznie. Albowiem Robert Ervin stworzył i spopularyzował coś, o co w tamtych czasach ciężko było na rynku wydawniczym – rasowego bohatera fantasy. I to jedyny plus jego twórczości.           

Zbiór opowiadań „Conan z Cimmerii” składa się z pięciu historii opisujących przygody tytułowego bohatera. Ponadto, na samym początku mamy możliwość przeczytania „Ery Hyboryjskiej (część 1)”, czyli swoistej kroniki dziejów świata, który wymyślił Howard.          

Opowieści zawarte w zbiorze są miałkie i dosyć przewidywalne a bohaterowie płytcy jak kałuża w lipcu. Conan wciąż rąbie mieczem na prawo i lewo, pochłania jadło oraz ściska tu i ówdzie coraz to piękniejsze dziewczęta. W kółko kręci się jedna i ta sama historia, zmianie ulega tylko sceneria oraz wrogowie i kochanice barbarzyńcy.  W pewnym momencie wszystko to zaczyna  męczyć i jedyne, co motywuje do dalszego czytania, to ten cichy szept z tyłu głowy – to klasyka, to klasyka wstyd nie znać… I tyle.              

Filozofii w tym nie znajdziemy żadnej, językiem się nie zachwycimy. Jeżeli ktoś pragnie poznać twórczość Roberta Ervina Howarda i śledzić poczynania Conana Barbarzyńcy, zdecydowanie bardziej polecam mu „Godzinę smoka”, jedyną oryginalną powieść osadzoną w świecie herosa z Cimmerii. Opowiadania są zdecydowanie gorszej jakości.     

Całość można podsumować parafrazą znanego powiedzonka – jaki Conan jest, każdy widzi. Wystarczy rzucić okiem na okładkę.              

Komentarze

obserwuj

Okładka rzeczywiście nie zachęca do kupna. Od dłuższego czasu zbieram się do przeczytania kilku opowieści o Conanie. Nie zachęciłeś mnie swoją recenzją i poszukam ciekawszej lektury.

Warto przeczytać. Akcja dynamiczna, bohater może i prymitywny, ale patrzy na cywilizację jak na chwilowego potwora pochłaniającego człowieka. I wbrew pozorom stoi za tym filozofia. Zawsze wygra BARBARIA.

Przy wszelkich rozwodach nad początkami fantasy

To rozwody przeprowadza się akurat nad początkami fantasy, tak o, bez sędzi, bez podziału majątku, bez pieprznych szczegółów z pozycia małżeńskiego? ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Jeśli chodzi o rozwody, w stu procentach zgadzam się z Fishem ; )

 

Ja również raz odważyłam się sięgnąć po zbiór opowiadań o Conanie – nie pamiętam, czy to był ten, czy jakiś inny – a właściwie to dwa razy: pierwszy i ostatni. Przemęczyłam się z tak wielkim trudem, że wręcz czułam, że chyba zostałam ukarana za jakieś grzechy z przeszłego życia, skoro muszę się tak umartwiać.

Zadziwiające, że opisany w recenzji schemat – bohater nie do pokonania, którego wszystkie przygody wyglądają podobnie i który w każdym rozdziale przelatuje inną cud-dziewicę – jest tak popularny i nadal, jakby się nad tym zastanowić, dobrze się trzyma...

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Cud, że tych cud-dziewic na tyle fabuł wystarcza ;)

A okładka rzeczywiście potworna.

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Nigdy nie sięgnąłem po przygody Conana, bo byłem pełen obaw (że stracę czas). Jesteś kolejną osobą, która mnie w słuszności mojego podejścia utwierdziła.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Bo po te opowiadania należy sięgać, młodzieńcem będąc :-).  Wtedy są czymś nowym i odkrywczym.  Czytając Conana PO lekturze Sapkowskiego czy innego Duncana to jak popijać 20-letnią whisky bimbrem.

Każde dzieło ma, mówiąc brzydko, swój docelowy “target”. Conan skierowany jest do pryszczatych nastolatków. Kiedy “Głowa Słonia” (którą notabene polecam), ukazała się w “Fantastyce” – to było coś, powiew czegoś nowego. Spróbujcie przeczytać “Winnetou” (kultową powieść mojego dzieciństwa) po przekroczeniu 40-stki. Koszmar!

 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

“Conana” warto przeczytać. Choćby po to, żeby mieć świadomość korzeni, z których wywodzi się istotna część fantasy. Po drugie, warto to zrobić z osadzeniem w szerszym kontekście – tak, jak został on opublikowany w zbiorczym wydaniu, gdzie oprócz samych opowiadań są wypowiedzi Howarda, które sprawiają, że na Conana patrzy się z innej perspektywy. Po trzecie, najlepsze są dłuższe teksty, gdzie Howard miał możliwość przedstawienia czegoś więcej niż nafaszerowanych akcją epizodów z życia Cymmeryjczyka.

 Czytając Conana PO lekturze Sapkowskiego czy innego Duncana to jak popijać 20-letnią whisky bimbrem.

Domyślam się, że masz dużo racji :)

 

“Conana” warto przeczytać. Choćby po to, żeby mieć świadomość korzeni, z których wywodzi się istotna część fantasy

Cóż, może kiedyś się zbiorę – stosując się do “po drugie” i “po trzecie” :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Zbiór tych opowiadań czytałem dawno temu. Nie wiem jak dziś bym je odebrał, ale wtedy mi się. No ale, to były moje początki z fantastyką. Utkwiło mi w pamięci, że ogromny wpływ ma to, kto przekładał konkretne opowiadanie. Niestety nazwisk nie pamiętam, ani kto wypadał najlepiej. Jeżeli będziecie czytać, to zachęcam do zwrócenia na to uwagi. :-)

Opowiadania Howarda o Conanie są nierówne, opowiadania jego dopowiadaczy L. Sprague/Carter odradzam. 

Warte z Howarda o Conanie do przeczytania są:

Szkarłatna cytadela (The Scarlet Citadel, styczeń 1933)

Wieża słonia (The Tower of Elephant, marzec 1933)

Narodzi się wiedźma (A Witch Shall be Born, grudzień 1934)

Za Czarną Rzeką (Beyond the Black River, maj-czerwiec 1935)

Czerwone ćwieki (Red Nails, lipiec-październik 1936)

a w ocenianym cyklu jest tylko 1 z nich.

ww. to lepsze od wielu obecnych “dzieł”, oczywiście schemat bohater-wróg-dziewoja występuje w części z nich, lecz nie we wszystkich.

Ignorancja to cnota.

W przypadku zaliczania napotykanych dziewuch to Conan rzeczywiście miał ich dość sporo, jednakże jak wiemy z jego opowiadań czy choćby filmu “Conan Barbarzyńca” kochał tylko jedną ;).

 

Robert E. Howard pisał również wiersze, np.  “Księżyc czaszek”, a jeśli dokładnie wczytamy się w treść jego dzieł, na pewno dojrzymy w nich specyficzny klimat świata, który w dzisiejszych czasach nie ma prawa istnieć. Dużo na ten temat początkujący fani, odnajdą w wstępie do “Ery Hyboryjskiej”, stamtąd najlepiej od razu przejść do przedmowy L. Spraque de Campa oraz Lina Cartera, którzy wyjaśniają wiele tajemnica Autora, jak również ich wkład w niedokończone opowiadania.

 

Zachęcam do sięgnięcia po różnych autorów, którzy postanowili przelać swój kunszt pisarski w świat  fantasy, stworzony przez Howarda. Jednym z nich jest Karl Edward Wagner znany z serii powieści o Kane “Cień Anioła Śmierci”...

Koniec życia, ale nie miłość

Jak już ktoś wcześniej pisał... to jest proza pisana dla czytelników, którzy fantasy nie znali (bo jej wtedy nie było). Podobnie np. ‘Wojna światów’ Wellsa, Lovecraft czy inni klasycy. Dziś zafascynować może nastolatka (koniecznie płci męskiej) który tez innej nie zna.  Ja osobiście mając naście lat kochałem komiksy o Conanie, starszym będąc czytałem oryginalne opowiadania i jakoś tej magii nie znalazłem.

Nowa Fantastyka