W Polsce po raz pierwszy pojawiła się dziesięć lat później i była wznawiana przez różne wydawnictwa jeszcze kilkakrotnie. Prawdopodobnie dlatego, że jest to dzieło wielkie. Wielkie, bo najnowsze wydanie Prószyńskiego i S-ki ma bagatela 750 stron. Wielkie również dlatego, bo po “Świecie według Garpa”, właśnie “Regulamin tłoczni win” uznawany jest za najlepsze dzieło Irvinga.
Co może być prawdą, bo to książka, od której trudno się oderwać, co przy 750 stronach zwartego tekstu stanowi nie lada problem. Wakacje to w związku z tym idealny moment na przeczytanie tej pozycji, bo inaczej lektura może zająć naprawdę długie tygodnie.
Irving to zdumiewający pisarz, ponieważ bohaterem swojej powieści może uczynić nie człowieka i nawet nie ludzi, a miejsce. Tutaj tym, co łączy wszystkich, jest sierociniec położony na samym krańcu świata, w opustoszałej po drwalach osadzie zwanej St.Cloud's. Nie ma tu nic poza wspomnianym sierocińcem i stacją kolejową, a jednak wszyscy bohaterowie tego opasłego tomiszcza w jakiś sposób związani są z tym miejscem. Dwoma najważniejszymi osobami, których losy śledzimy są dr Wilbur Larch, założyciel sierocińca i do momentu adopcji ojciec wszystkich znajdujących się tu sierot, którego życiowym zadaniem jest odbieranie porodów i opieka nad setkami niekochanych dzieci, ale też o wiele bardziej kontrowersyjne na początku XX wieku usuwanie niechcianych ciąży. Drugim bohaterem, który poprowadzi nas tak naprawdę przez książkę jest Homer Wells, jeden z wychowanków sierocińca, który przez całe życie szuka miejsca dla siebie, gdzie mógłby być zwyczajnie użyteczny.
Skąd w takim razie tytułowa tłocznia win? Na odpowiedź na to pytanie trzeba poczekać przynajmniej trzysta stron, jednak z pewnością warto. Nie chcę zdradzać za dużo z fabuły, więc powiem tylko, że w pewnym momencie Homer poczuje, że zaczyna dusić się w ścianach sierocińca, gdzie poza nim elementami stałymi są tylko starzejący się dr Larch, dwie pielęgniarki, Edna i Angela i opiekunka oddziału dziewczęcego, pani Grogan. Homer wyrusza więc na poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, kim jest i kim chce zostać. Ale po drodze znajdzie też odpowiedzi nieszukane: co jest słuszne i niesłuszne, jak potrafią się zmieniać nasze przekonania nie tylko z wiekiem, ale i pod wpływem przytrafiających się nam wydarzeń, czyli po prostu co to znaczy być człowiekiem.
“Regulamin tłoczni win” to dzieło skończone i pełne, do którego trudno się przyczepić, może poza tym, że mogłoby być nieco krótsze. Język literacki jest na najwyższym poziomie, fabuła jest ciekawa i wciągająca, a przy tym z tekstu można dowiedzieć się wielu nowych rzeczy, związanych z życiem w XX wieku. Do tego dochodzi doskonała kreacja bohaterów, którzy potrafią wzbudzać w czytelniku emocje. To mądra, ale miejscami też smutna, bo mówiąca prawdę o nas jako o ludziach książka.
“Regulamin tłoczni win” został również zekranizowany w 1999 roku pod tytułem “Wbrew Regułom”, na podstawie oscarowego scenariusza samego autora książki, a w filmie pojawili się tacy aktorzy jak: Tobey Maguire, Charlize Theron czy olśniewający w tej roli Michael Caine.
Nie czytałem jeszcze nigdy, nic Irvinga. Twoja recenzja brzmi zachęcająco. Więc może się skuszę.
Jestem wielką fanką Irvinga i serdecznie polecam: czytajcie wszystko, co tylko wpadnie Wam w ręce. Każda jego książka to osobna, dziwna, fantastyczna i fascynująca przygoda z Literaturą przez wielkie L. On pisze w taki sposób, o jakim ja nawet nie myślałam, że można, i o rzeczach, o których wydawałoby się, że nie warto pisać, a czyta się cudownie. Wow przez wielkie W ; )
Oczywiście ma powieści lepsze i gorsze, jak każdy, ale zdecydowanie jest pisarzem, którego warto poznać. I uczyć się od niego.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr