Książka

| KOPIUJ

Recenzja:

Jastek Telica

Szkic fantasy współczesnej

{
Wzorzec fantasy

Historia opowiadana przez Corwina, księcia Amberu, stojącego u Dworców Chaosu, o prawdziwym świecie, czyli Amberze i jego niedoskonałych odbiciach, znaczy Cieniach.

Jak mi się to kiedyś podobało, przez ten Wzorzec właśnie. Każdy świat tam się mieścił, łącznie z Avalonem i wtedy nawet nie przeszkadzało, że to narracja pierwszoosobowa, której dokumentnie nie cierpię. Akceptowałem, że to takie fantasy, w którym samochody się mieszczą i wcale jakoś to się nie gryzie. Grunt, by wytłumaczenie znaleźć, a Autor zdołał.

Zelazny wykorzystał sprytny motyw, bohatera na samym początku umieszczając jako jednego z nas. Rozumiemy go, mamy za człowieka naszej rzeczywistości, wszak operuje zrozumiałym schematem myślenia, uwikłanego w jakąś trudną do odkrycia rozrywkę i kibicujemy, kiedy odkrywa kolejne warstwy, kierując się w stronę jądra. Później rozumiemy, że jednakże to nie taki człowiek jak my, a całkiem inny, ale już wiemy, o co mu idzie, złapaliśmy więź. Sprytne, naprawdę sprytne. Corwin przy okazji jest wystarczająco niejednoznaczny moralnie, sposoby, jakich się chwyta są przepełnione cudzą krzywdą, ale jego egoizm nakierunkowany na przechwycenie władzy w Amberze, jak najbardziej przekonuje. To solidny motyw i dobrze osadzony w tekście. Podobnie jak z jego braćmi. Nie bardzo ich lubimy, mają złożone osobowości. No dobrze, zagalopowałem się.

Wyjaśniam dlaczego.

Frazy w całym cyklu amberyjskim brak. Ładnych zdań się nie znajdzie, same poprawne i wyprane z emocji. Podobnie rzecz ma się z lokacjami. Tolkien musiał opisać Shire lub Fangorn. One dodawały coś ważnego do ich mieszkańców, miały głębię. LeGuin też to robiła, w zasadzie zdecydowana większość autorów fantasy idzie tym tropem. A w cyklu amberyjskim dialogi i akcja, niewiele ponad to. Opisy niezaangażowane, suche, jakby się czytało jakiś konspekt, który ma zostać wypełniony treścią, znaczy mięsem literackim, to taka konstrukcja, gdzie widać kształt, ale mieszkać nie sposób. I podobnie rzecz się przedstawia z bohaterami.

Taki na przykład Random. Mówi się o nim, że kawał podłego skubańca, że jego żona ma z nim ciężko, że to niezwykła kobieta, skoro z takim padalcem wytrzymuje. Ale czy widać gdzieś te randomowe niegodziwości? Musimy przyjmować je na wiarę. Podobnie rzecz ma się z Julianem. Corwin go nienawidzi, podobno słusznie, ale nie uświadczymy przykładów. Czyli wiele założeń, wręcz gołosłowności, a przykładów jak na lekarstwo.

Pomysły Zelazny miał niesamowite i coraz jakiś eksploduje w opowieściach z tego cyklu, a to Dworkin, a to czarna droga, czy stwory nie mające serca w piersi. Robi wrażenie fantazja twórcy.

Kiedyś mi to wystarczało.

Dzisiaj jednakże czegoś boleśnie brak. Wiem czego, zaangażowania, zapomnienia, że to poskładane literki, wczucia się w historię.

Ale znać trzeba, a jak ktoś przeczyta pierwszy raz, myślę, że się nie zawiedzie, a nawet ucieszy.

Nowa Fantastyka