- Hydepark: Czymże jest ów nieuchwytny pomysł?

Hydepark:

Czymże jest ów nieuchwytny pomysł?

Który jednakowoż udaje się czasem pochwycić co zdolniejszym. :)

 

Ja bowiem myślała, że jak wymyśli super-hiper napęd hiperprzestrzenny, komunikację ze skwarkami i zarąbisty układ planetarny, to znaczy, że ja miała pomysł. A tu lipa. Okazało się, że nawet jeśli piszę o kosmitach, to mam pisać o ludziach.

 

Czym zatem jest pomysł? Czy pomysł to postaci? Czy pomysł to fabuła? A może – pewnie tak – jedno z drugim, doprawione przyzwoitym tłem?

 

Jakie są Wasze pomysły na opowiadania?

Komentarze

obserwuj

Ja czasem zaczynam od pomysłu na postać, czasem mam pomysł na wątek, pojedynczy dialog, scenkę, a czasami mam pomysł na zakończenie i do niego dopisuję opowiadanie. Bywa też, że pomysłem jest sam tytuł ;)

pomysł m IV, D. -u, Ms. ~yśle; lm M. -y
twórcza myśl zawierająca projekt działania, rozwiązania czegoś; zamierzenie, koncepcja.  

Coś wydaje się Tobie interesujące, albo śmieszne, albo przerażające, i chcesz to coś pokazać, przekazać innym, żeby się w nocy chowali pod kołdrami, śmiali się do rozpuku albo zadumali głęboko... To jest pomysł.  

T.leno, po co Tobie takie rozważania? Zostaw je te-o-rety!-kom. Pomysł to jakieś zapytanie, niechby głupawe: co by to było, gdyby myszy zaczęły rosnąć większe od kotów? I masz zabawne opowiadanko grozy. Pytanie może być, rzecz jasna, mądre: co by to było, gdyby sprawdziła się teoria Wielkiej Unifikacji? I masz klasyczne SF. Moim zdaniem od pytań wszystko się zaczyna.

U mnie to są luźno powiązane ze sobą sceny, fragmentaryczny opis postaci, tego typu sprawy, za to nakręcam się jeśli znajdę między nimi powiązanie, lub naprowadzą mnie na dalszy trop. Czasem niektóre pomysły pojawiają się dopiero w trakcie pisania, lub już po napisaniu danego fragmentu i wtedy muszę przepisać go jeszcze raz.

Przykładowo jeden ze starszych pomysłów, których nigdy nie zrealizowałem, to opowiadanie o prawniku, którego stary znajomy zaprasza do swojej dziewiętnastowiecznej rezydencji, bo małżeństwo duchów nie daje mu spokoju swoimi ciągłymi kłótniami i trzeba przeprowadzić sprawę rozwodową. Ale nie wiem nawet czy ten prawnik jest adwokatem czy sędzią, czy to ona jego otruła, czy on ją udusił.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Po co takie rozważania? Ano, Adamie, po to, żeby nie pisać. ;) Taki paradoks, mam wolną niedzielę, dzieci u dziadków, więc zamiast zabrać się do czegoś pożytecznego - teorety!zuję sobie. ;p

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

@T.lena, mnie się podobają Twoje tematy w HP:). No i to samo - mam wolną niedzielę, dziecko u dziadków, mąż na drugim końcu Polski, więc też w sumie warto zabrać by się za coś pożytecznego, ale... Co tam!

Szczerze, to z (dobrym) pomysłem u mnie zawsze najgorzej. No nie mogę wpaść i już! A jak już wpadnę, to czasami okazują się dla mnie niemożliwe do sensownego opisania. 

Ja często myślę "od końca". To znaczy - jak mam już puentę, to początek i rozwinięcie już sobie jakoś stworzę. A czasami z fajnych pomysłów rezygnuję, bo nie mogę skonstruować odpowiedniej puenty właśnie. Chyba w ogóle zakończenie traktuję najpoważniej...

A jak już wpadnę na jakiś pomysł, to zazwyczaj na zasadzie iluminacji. Doznaję ni stąd, ni z owąd olśnienia - i jest! :).

Mi zazwyczaj przychodzi na myśl pojedyncza scena. Spisuję ją, daję dzień-dwa na odleżenie, zaglądam jeszcze raz i się zastanawiam, co z tego może być --- jak perspektywiczne, to próbuję rozwinąć, jak nie --- leci do katalogu ze śmieciami. Ale zdarza się czasem, że dwie lub więcej sceny z tego śmietnika nagle zaczynają funkcjonować razem i przez to tworzą jakby nowy pomysł.

pozdrawiam

I po co to było?

A mnie pomysły biorą się znikąd. W przypadku ostatnich szortów  - coś wydarzyło się/wydarzy, coś mnie zezości i przerabiam to na opowiadanie fantasy. Jak z opowiadaniem Sadystka - miałam iść do kometyczki na czyszczenie twarzy i depilację brwi i wyobraziłam sobie, jak mnie to będzie bolało. Potem pomyślałam, a co by było, gdyby przeprowadzić gruntowną depilacjię  - i wyszła sadystka. Tak samo było przy Sałacie(paskudne ślimaki znowu wyłażą) i przy Diecie. Wtedy w ciągu dwóch godzin jest gotowe opowiadanie.  Jak piszę coś dłuższego to z reguły mam jakiś pierwszy "zaczątek", a potem dorabiam wszystko przed i po.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dziwny wątek. To tak, jakby spytać mechanika, skąd tak naprawdę wie jak naprawić silnik.

Gdybym miała wąsy, to bym była dziadkiem, a tak jestem sygnaturką!

Nie zgodzę się SGF. Uczyłeś się pisać w technikum dla pisarzy? Bo ja nie. Myślę, że mechanik się jednak uczył jak się naprawia silniki, a nie robi tego "na czuja".

Poza tym, z odpowiedzi widzę, że u każdego jest inaczej. Dla jednego zaczyna się od postaci, dla kogoś innego od sceny, od końca, albo od autentycznego wydarzenia, które zostaje przerobione. U mnie na przykład zaczyna się najczęściej od stworzenia świata, w którym coś się będzie działo. Ale co - z tym jest już gorzej. Czasem mam wrażenie, że wymyślam trochę na siłę, bo przeczytałam gdzieś, że świat powinno się pokazywać poprzez wydarzenia, dialogi, oczami postaci.

Mnie takie wątki są potrzebne. Lubię rozmawiać o pisaniu - Ocha, cieszę się, że Tobie też się podobają takie rozmowy :) - bo uważam, że dowiadując się, jak do pewnych rzeczy podchodzą inni piszący, mogę wysnuć jakieś wnioski dla siebie.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Ja się również nie zgadzam, że to dziwny wątek. Co do reszty komentarza StargateFana się nie wypowiadam, bo niestety nie zrozumiałam analogii:).

Z pomysłem jest jak z pomysłem. Albo jest i jest dobry, albo nie jest dobry czyli go nie ma. :) Takie małe rozważania tuż po przebudzeniu i spojrzeniu na to, co to t.lena wymyśliła dzisiaj za łamigłówkacza. Super pytanie. Super rozważania. Bardzo przydatne, przynajmniej w moim przypadku. Zatem proszę. U mnie proces twórczy zazwyczaj, jakby to nie brzmiało, zaczyna się w łóżku. Leżąc i czekając na sen, wymyślam sobie sceny w których biorę udział i jeśli jestem zadowolony z tego co umyślę, staram się to rano spisać. Potem następuje seria pytań dotyczących danej sceny, bądź ciągu scen. Dlaczego, jak, po co. I mam opowiadanie. Albo i nie mam.

 

 

 

Mirekowski - ja też najczęściej wymyślam coś przed zaśnięciem. Czasem tylko zasypiam zbyt szybko./

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Jeśli chodzi o wymyślanie przed snem, ja mam zawsze zeszyt i długopis koło łóżka, bo jak od razu nie zapiszę, to do rana na bank zapomnę ;)

Ja uwielbiałam te wymyślania przed zaśnięciem, ale odkąd pracuję na 7:30 (czyli wstaję o 5:30), zasypiam zanim się położę. ;)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Pomysł z zeszytem i długopisem działał u mnie do czasu, gdy z przyczyn ekonomicznych nie przeszedłem na notesy z których wyrywa się kartki ( tzw bloki ). Teraz mam pełno nieposegregowanych kartek z którymi nie mogę sobie poradzić, bo walają się wszędzie. Ostatnio moja córka ośmiomiesięczna zjadła mi świetny pomysł na short. :)

Nie martw się. Short to short. Mnie ukradli plan do całej powieści tydzień temu! :). Pół biedy pomysł, bo ten pamiętam, ale ile się namęczyłam z imionami, nazwiskami, nazwami miejscowości. To bym musiała wszystko od początku wymyślać :(.

Tak to jest, jak się zapisuje na papierze, nie w kompie od razu.

A, to od razu napiszę, że jakby gdzieś pojawiła się książka, do której ogólny zarys przedstawiłam pod "Pierwszą żoną" tutaj na portalu, i z miejsca oczywiście została bestsellerem, to, sorry, ale ja byłam pierwsza! :).

Ty głupi złodzieju! Dedykuję Ci tę piosenkę, mimo, że ukradłeś mi co innego :).

http://www.youtube.com/watch?v=Qtutt9PdpbE

T.leno, przepraszam za wątek poboczny.

Mirku, to się nazywa karmić kogoś literaturą. Pozostaje mieć nadzieję, że córka go przetrawi i za dwadzieścia lat przekuje w wiekopomną powieść. :)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Często coś wymyślam przy mało angażujących umysł pracach domowych. Przy prasowaniu na przykład dobrze mi się myśli. (Wiem, jak śmiesznie to brzmi, ale to prawda).

Czemu śmiesznie? Sam regularnie co tydzień myślę o pomysłach na opowiadania z mopem w ręku.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

---> mirekowski. To się nazywa inwestycją w przyszłość. Bystra dziewuszka! Ale dalsze notatki sporządzaj na jadalnym papierze ryżowym. :-) Po co ryzykować niestrawność...

Albo na kawałku blachy, wtedy tylko rdza Ci zagraża ;)

Brajcie, oprócz mopa polecam też tramwaj. Dwadzieścia minut jakby stworzone dla przemyśleń ;)

Po akcji małego mola książkowego wziąłem się na sposób i pamiętam by sprzątać swoje papierzyska. Papier ryżowy też jest rozwiązaniem. Co do natchnień podczas wykonywania prac domowych, to mnie zdarza się to podczas zmywania naczyń. Uwielbiam to robić, a i kilka ciekawych pomysłów mi wówczas do głowy przyjdzie.

Hmmm... Poszukiwanie pomysłów...

Ostatni pomysł wpadł przypadkiem. Przeglądałam coś na internecie i przeczytałam jedno zdanie. Ono wystarczyło aby moja wyobraźnia pognała hen hen daleko... Dziwne tylko, że z takiego zdania zrodził się taki pomysł.Z jednego zdania nie wiadomo kiedy miałam zapisanych kilka stron zeszytu ze streszczeniem akcji do całej powieści.

 

Każdego z nas co innego motywuje do pisania i w różny sposób to postrzegamy. Czasem z niczego można wymyślić coś fajnego. Dla mnie inspiracją jest wszystko. Mogą to być: inne książki, filmy, życie, wydarzenia o których się słyszy, lęki itd.

Marianno, masz podobnie, jak ja! U mnie wszystko przychodzi przy zmywaniu.

Notes się u mnie nie sprawdza. Po zapisaniu CZEGOKOLWIEK moim tragicznym pismem, nie chcę do tego wracać. Bazgrzę jak kura pazurem. Nie lubię pisać ręcznie. Gdyby mnie zbadał jakiś specjalista, pewnie stwierdziłby jakąś dysfuncję. Na szczęście do szkoły już nie chodzę i nikt mi zeszytu nie sprawdza :)

Ja notuję sobie w telefonie jakieś luźne, krótkie myśli. A potem, gdy piszę, wracam do nich i staram się je wykorzystać, jak kawałki materiału przy szyciu patchworkowej narzuty. Oczywiście musi być jednak jakiś rdzeń, główny pomysł, tło, postać. To przychodzi samo. Czasem we śnie (tak było z opowiadaniem "Brzemię", które wyszło chyba takie sobie, ale myślę, że pomysł był niezły, tylko brak mojego doświadczenia wylazł). Czasem gdy zmywam. Czasem przerabiam zasłyszaną historię (tak było z "Vessi", mogę zdradzić, że to była luźna interpretacja historii, która wydarzyła się naprawdę w Beskidzie Niskim). A czasem po prostu zastanawiam się, co jest dla mnie cenne, ważne (jakiś rodzaj motta) i staram się wymyślić, jakie wydarzenia mogłyby posłużyć jako ilistracja.

T.leno, mam podobne dylematy, gdy zostanę sama, bez dziecka. Gdy już "wypada" coś napisać, jakoś nie idzie.Ostatnio przerwałam pisanie opowiadania w połowie. Mam pomysł na ciąg dalszy, mam na zakończenie. A jakoś nie idzie. Każde zdanie wydaje się banalne, płaskie, sztampowe. Leży więc ten tekst od co najmniej miesiąca. Nawet teraz mogłaby to pisać, ale nie chcę tego robić na siłę.

Fanto, T.leno i Ocho. Ponoć świetnym sposobem na dni bezpłodnej twórczości to pisać, pisać i jeszcze raz pisać. Stephen King sugeruje ileś tysięcy znaków dziennie. Ciekawe jak on znajdował na to czas gdy pisać Carrie. Ponoć maszynę do pisania miał na stoliku turystycznym, a stolik na kolanach. Dość spartańskie warunki. Sam piszę siedząc na podłodze ( laptop na pufie ), obok mnie stoi łóżeczko mojej córeczki, a po drugiej stronie mam drapak dla kotów, a i tak piszę mniej niż pisałem, choć warunki ma równie spartańskie co mistrz grozy. Nie wiem czy dzienny limit w moim przypadku się sprawdzi, skoro jako ojciec mam sporo obowiązków, ale od jutra ( naprawdę od jutra ) zamierzam się tego trzymać. Może coś z tego wyjdzie.  

Mirekowski - ostatnio miałam wolny dzień, teraz mi się zapowiada kilka wolnych wieczorów i powiem Ci, pewnie nic z tego nie będzie. Próbowałam usiąść i coś napisać, ale wychodziły mi tak sztywne, pokraczne zdania, że stwierdziłam - szkoda czasu. Mam po prostu dni, kiedy pisze mi się świetnie i potrafię np. całkiem porządnego shorta skrobnąć towarzysząc mężowi w oglądaniu głupkowatego filmu, mam takie, kiedy nie jestem w stanie sklecić nic sensownego. Jakbym straciła wszystkie moje nie tak znowu imponujące umiejętności. Tak więc rady Kinga nie dla mnie :).

Dla mnie też nie. Wydaje mi się, że wręcz przeciwnie - lepiej mi się pisze, jak wiem, że mam coś do zrobienia, a nie chce mi się np. sprzątać, gotować obiadu. I często jest tak, że nie sprzątam, a siedzę przy komputerze. Ustalanie dziennego limitu znaków mija się z celem. Są dni i opwoiadania, kiedy idzie jak po maśle, a potem przychodzi kryzys i idzie jak po grudzie. Tak miałam pisząc" ogary". Pierwsza częśc, a nawet poprawki po sugestiach komentujących poszły cudnie, ale nad drugą częścią biedzę się okrutnie i wymyślam w międzyczasie szorty.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Ja mam z kolei dni kiedy zdecydowanie lepiej idzie mi wymyślanie, i takie kiedy o wiele łatwiej mi się pisze.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Nowa Fantastyka