- Hydepark: Co się lepiej czyta, co się lepiej pisze?

Hydepark:

Co się lepiej czyta, co się lepiej pisze?

Ostatnio po rozmowie w temacie Filmowo zastanawiałem się czy rzeczywiście są takie podgatunki fantasy, które są uważane za niższe, mnie ambitne. Nawet na Wikipedii znalazłem taki fragment "Fantastyka heroiczna nie należy do najbardziej szanowanych gatunków, ze względu na prostą konstrukcję fabuły." Zgadzacie się z tym? SF, DF, HF? Jak to oceniacie?

Komentarze

obserwuj

Ja wcale nie uważam, że jest gorsza. Jeszcze nie jestem cudownie oczytana w całym tym nawale fantastyik, niektórzy mogą mi zarzucić, że nie znam klasyki, ale jeśli chodzi o młodzieżowe heroic fantasy to czytałam dość dużo. Dzięki mojej mamie czytającej mi na dobranoc Eragona, HP czy Hobbita jakieś dziesięć lat temu pokochałam fantasy całym sercem. Teraz staram się sięgać po inne podgatunki w celu poznania. Ostatnio jestem zafascynowana SF. Polecacie coś konkternie, jakieś klasyki?

A wracając do HF to rzeczywiście ma dość oklepany schemat ale ma w tym swoją magię. Tak sobie teraz porównałam to co czytałam i rzeczywiście wszystko się powtarza. Młody/a chłopak/dziewczyna jest właściwie nikim, najczęściej nie zna swojego pochodzenia lub mocy. Nagle staje się kimś, podróżuje przez masę światów, poznaje swoje wyjątkowe pochodzenie/możliwości, a na końcu ratuje świat. Cornelia Funke - Atramentowa Seria, Nigdy niekończąca się historia, Harry Potter, Eragon, Momo i cała masa tym podobnych, a mimo wszystko każda inna i każda ma w sobie coś wyjąątkowego. I wiecie co? Naprawdę to lubię.

Oczywiście, że są mniej ambitne podgatunki. Heroic fantasy, wykorzystując XIX-wieczny schematy powieści przygodowej, literacko stoi w miejscu od czasów Roberta Howarda. I tyle. Nie znaczy to, ze jest złą literaturą, bo jako literatura rozrywkowa (i często eskapistyczna - bez pejoratywnych konotacji) spełnia swoją funkcję i się broni. Natomiast do literatury jako takiej fantasy przez lata nie wnosiło nic. Mogło sobie być pięknie napisane, mogło ukazywać pewne wartości (lub antywartości), można było do magii i miecza mieszać elementy innych gatunków fantastyki (jak to było w cyklu o Smoczych Jeźdźach Anne MacCaffrey), ale schemat opowieści pozostawał taki sam. Tolkien dorobił do tego bardzo piękne koncepcje w eseju "O baśniach" (dzisiaj mógłby on nosić tytuł "O fantasy"), ale nie do końca mnie nimi przekonał.

 

Ostatnimi laty fantasy poszukuje trochę innych dróg. Poruszając się ciągle po trajektorii powieści przygodowej, niektórzy autorzy zaczynają eksperymentować i językowo, i formalnie. Jeff VanderMeer chociażby, który (choć moim literackim guru nie jest) łączy wątki typowej pulpy z eksperymentami formalnymi i analogiami do literatury pięknej (bardzo fajne opowiadanie "Przemiana Martina Lake'a" z "Miasta szaleńców i świętych"). Nurt new weird (podobno to też fantasy, ale ja bym polemizował) to trochę dowód na to, że fantasy poszukuje nowych dróg i nabiera pewnej dojrzałości wyrazu - albo po prostu nie boi się eksperymentować. Inna sprawa, że wszelkie "rewolucje" VanderMeera, Catherynne Valente czy Mieville'a (może najmniej wyraźne u tego ostatniego) to kalki rozwiązań z tzw. mejnstrimu, a fantaści wyważają często otwarte drzwi.

 

New weird to zachodni nurt, w Polsce w ciągu ostatnich dziesięciu lat również pojawiły się wyraźne tendencje do udoskonalania fantasy (definiowanej jako literatura, gdzie elementy fantastyczne nie mają rozumowego uzasadnienia), uszlachetniania, do odchodzenia od schematów tolkienowskich (bo tolkienowska fantasy po Tolkienie nie miała już nic do powiedzenia). Jaką drogę przeszedł Wit Szostak od cyklu o Smoczogórach do "Chochołów", ciężko nawet sobie wyobrazić (a mogę tylko zdradzić, że zapowiadana na koniec tego roku "Fuga" będzie jeszcze bardziej apetycznym kąskiem). Ostatnio czytam "Czarne" Anny Kańtoch i ciężko uwierzyć, że pisała to autorka opowiadań o Domenicu Jordanie (też fantasy, jakby nie patrzeć). Można by wspomnieć i o Szczepanie Twardochu, ale tutaj określenie "fantasy" byłoby mocno naciągane i prawdopodobnie niezbyt trafne nawet w stosunku do wczesnych tekstów.

 

Wychowałem się na klasycznym fantasy - zachwyciłem się Tolkienem, Lewisem i "Ziemiomorzem" Ursuli Le Guin, potem czytałem fantasy tonami, ale oprócz humorysty Pratchetta i postmodernisty Sapkowskiego nie trafiłem już na nic naprawdę interesującego. No i może jestem kolejnym, który woła "Rock is dead", ale wydaje mi się, że z biegiem czasu fantasy ma do zaoferowania coraz mniej. Dark, heroic, high czy jakakolwiek inna - to tylko etykietki, opakowania, środek jest ten sam, wymiędlone do znudzenia schematy, krążące w kółko memy, zjadanie własnego ogona. Fantasy może pójść albo w postmodernistyczną żonglerkę motywami, jak Neil Gaiman, a w Polsce cykl o Lokim Jakuba Ćwieka, albo w stronę "bezpiecznego eksperymentu", jakim jest new weird (bo powtarzamy odkrycia literatury pięknej), albo po prostu przepoczwarzyć się w odrealnioną literaturę piękną, jak Szostak, niektóre książki Dukaja ("Inne pieśni"), pewnie Anna Kańtoch, jeśli pójdzie tropem "Czarnego" - i w rezultacie otrzymujemy dzieła podobne do książek Olgi Tokarczuk, literatury iberoamerykańskiej okresu "boomu" czy jugosłowiańskiej sprzed rozpadu Jugosławii.

 

Pozdrowienia,

 

RR - Ajw.

Ja tam jestem ogromnym miłośnikiem heroic fantasy i będę bronił tego gatunku do upadłego przed wszelkimi próbami szkalowania go :P

 

A tak na serio, to składak też ma prosta budowę, a jazda na nim może cieszyć tak samo, jak na góralu z czterdziestoma przerzutkami.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Jasne, ale nie dojedziesz nim tam, gdzie tym cholernie snobistycznym góralem:)

Nowa Fantastyka