- Hydepark: Opowiadanie w uniwersum...

Hydepark:

Opowiadanie w uniwersum...

Poruszyłem już temat pisząc komentarz pod jakimś postem o zupełnie czymś innym, ale postanowiłem skatalogować problem. Myślę, że to może niektórych potomnych użytkowników zainteresować.

 

Często zastanawiamy się, czy nie jest chamówa jak wkroczymy z buciorami w cudzy świat. Nie chodzi mi tu o walory estetyczne i wartościowe np. nie roztrzepujmy zagwostki, czy można stworzyć dzieło o tym, że Gandalf miał w dzieciństwie romans z Sarumanem i kochali się w poniedziałki i środy, a Tom Bombadil sporządzał im maść nawilżającą. Nie interesuje nas tutaj bezczeszczenie klasyki. Chodzi mi o delikatne wtrącenia.

 

Na pewno część z nas chciała popełnić tekst, którego fabuła toczyłaby się w świecie Tolkienowskim, Wiedźmińskim, Starłorsowym, Diunowym... Czy taki zabieg wykorzystujący realizm innych autorów jest 'legalny'?

 

Czy mamy prawo wykorzystać w swojej twórczości terminologię stworzoną przez kogoś innego? Np. miecz świetlny, Nimbus2000, eliksir Jaskółki?

 

Jeśli marzymy o publikacji większego formatu, to czy musimy zapytać o zgodę wykorzystania czyjegoś uniwersum?

 

Myślę, że jeśli chodzi o fantastykę to często spotyka się zapożyczenia. Najczęściej z mitologii – nagminnie stosowane. Niby dzieło niczyje, ale jednak nie własny wytwór wyobraźni pisarzy.

 

Osobiście piszę coś w pewnym uniwersum i wykorzystałem koncepcję świata cudzego autorstwa, terminologię, nazwy własne. Natomiast nie wspominam ani razu o postaciach i wydarzeniach opisanych przez autora zapożyczanego dzieła. Chciałbym to spróbować wydać, bo naprawdę (wg mnie i kilku znajomych-recenzentów) całkiem fajny pomysł. Myślę, że gdybym zrezygnował z pisania w uniwersum i sam stworzył świat, skomponował terminologię przedmiotów inną od autora klasyki, ale łudząco podobne do tych występujących w jego książkach zalatywało większą podróbką czytelnikowi, niż jeśli wykorzystałbym już to uniwersum. Niektórzy pisarze już nie żyją, a jego świetne światy owdowiały i młody czytelnik może odczuwać tęsknotę i nie do końca wypełnienie swojej ulubionej historii.

 

Co o tym wszystkim myślicie?

 

Fantastyka kwitnie, co autor to nowy świat, jest już ich tysiące tysięcy – nie nudzi was to czasem? Jeśli przeżywam orgazm czytając książkę to chce ją czytać i czytać, kolejną tego samego autora – czytać i czytać i mdleć w ekstazie, i te wszystkie jego książki przeczytać i mieć już dosyć jednego, wygniecionego łóżka. Chciałbym się kochać w publicznej toalecie, a tymczasem do dyspozycji mam mnogość innych łóżek, niektóre łudząco do siebie podobne, inne całkiem nowatorskie, ale ja chcę nowej kochanki co będzie miała rude włosy i pulchną pupkę i pieprzyk na niej, jak ta pierwsza moja oblubienica która nie jest wstanie się dalej rozwinąć…

Komentarze

obserwuj

Tak się zastanawiałem, na czym polega ten pomysł o którym wspominałeś w komentarzach, a którego nie chciałbyś tutaj wyjawić wstawiając swój tekst, żeby ktoś go nie wykorzystał. ;) To jest uniwersum powstałe w 20/21 wieku, czy wcześniej?

 

Zauważyłeś, że Twój temat ładnie koreluje z okładkowym artykułem w najnowszym numerze NF? 

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

A to kupię w końcu jakiś egzemplarz NF. Wyczołgam się w końcu z KFC i sturlam się na dół do EMPIKA ;)

Szczegółowo wyjawie tajemnicę jak w dyskusji okaże się, że mam prawo do pisania w uniwersum. Skrupulatnie wypiszę wtedy wszystkie zapożyczenia do opini publicznej. Na razie nie mówię, co to za autor, bo byłyby komentarze typu : ej dziecko nie czytaj Zmierzchu tylko idź do szkoły. Poza tym uniwersum wyjawione jest dopiero w ostatnim akapicie opowiadania/I rozdziału powieści. Ma to wywołać takie "wow, dlaczego wcześniej się nie domyśliłem, że to to". Albo "Eeee?! Co za klapa?! Od początku się tego spodziewałem. Ale banał! "Popsułbym Wam niespodziankę.

Niekoniecznie. Pamiętaj, że jeśli to kiedykolwiek wydasz, na 99% z tyłu książki będzie informacja "powieść osadzona w świecie X", podobnie jak we wszystkich ewentualnych reklamach i recenzjach. Dlatego nastawiaj się przede wszystkim na to, aby zaskoczyć czytelników jakością, nie samym uniwersum.

NF polecam, Empika już nie. Wspieraj pisarzy, nie tucz potwora! ;)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Mitologia to inna bajka, nawet jakby ktoś miał do niej prawa autorskie, to tak jakby zdążyłyby one wygasnąć. To tak zwana domena publiczna i robisz, co chcesz. Tak samo np. "Pan Tadeusz". Nie pamiętam, ile to jest obecnie. Chyba 75 lat od śmierci autora. Ale głowy nie daję.

Do tego czasu - prawa autorskie, bejbie. Jeżeli chcesz coś wydać, np. wydrukować w "NF", zapraszamy. Ze zgodą autora na taką zabawę.

Jeżeli chcesz napisać opowiadanie o wiedźminie i wrzucić na bloga, udostępnić za darmochę, to nikt cię raczej nie będzie za to ścigał. Raczej. Bo w świetle prawa to nie twój wiedźmin, ale Andrzeja Sapkowskiego. Części autorów to nie przeszkadza (to, czyli fanfiki), część tego nie lubi.

70 lat.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Myślę, że rozmawiamy o czymś innym niż o fanfiku. Wykorzystywał już ktoś z Was takie zapożyczenia?

 

No dobra. Myślę, że mój cykl opowiadań/powieść opublikuję w całości, lub fragmentach za parę ładnych miesięcy i  już nikt nie będzie pamiętał o moim pytaniu, napiszę o co mi konkretnie chodzi.

Bazując na rzeczywistości wykreowanej przez Rowling wykorzystałem:

- koncepcję, że są wśród nas czarodzieje, żyją w swoim hermetycznym, ukrytym światku, nie wiele wiedząc o życiu codziennym mugoli, etc. Mógłbym opisać to po swojemu, jeszcze raz, zmienić kilka szczegółów... ale po co? skoro czytelnik i tak to porówna do Harrego Pottera i powie "ale podróbka".  Nic nie zmieniam z koncepcji: czarodzieje są i już. Wydają się mugolom ekscentryczni i tak dalej jak u Rowling. I noszą typowe, tiarowate nakrycia głów. Czy naprawdę  jest to opis czarodziejów w pełni autorstwa Rowling? 

- w swojej opowieści nie wspominam o żadnych wydarzeniach z cyklu o H.P. Nie znajdą się u mnie dzieci Hermiony, kuzyn Hagrida, Czarny Pan. Nikt nie powie Ci nic o Hogwarcie, pub'ie Pod Dziurawym Kotłem, Hogsmede. Bo akcja mojej historii dzieje się kilkanaście lat przed, lub po tych opisanych w cyklu o H.P. i kilkaset kilometrów z dala od Londynu. Więc, jakby to powiedzieć, nie wpieprzam się między wódkę, a zakąskę.  

- dochodzi teraz kwestia terminologii. Np. 'mugol'. Moi bohaterowie nigdy nie byli w Londynie i nie nazywają niemagicznych gości mugolami, bo to może być charakterystyczne tylko dla folkloru mniejszości czarodziejskich w Anglii. Myślę jednak, że jakby pani Rowling chciała napisać kiedyś jakąś powieść o czarodziejach z Berlina, czy Nowego Jorku to czytelnicy mogli by się zdenerwować: "Hej! Kowalski pisał, że mugole w Niemczech to nie mugole tylko  "obcy", albo "inni" albo inna niepotrzebna podróbka... Więc skoro wykorzystuje jej uniwersum to chyba powinienem pozostać wierny mugolowi. Nie zamierzam targać się natomiast na terminy typu 'Świstoklik' nawet jeśli znajdzie się jakiś przedmiot, który będzie działał jak świstoklik - tu przyczyny etyczno-estetyczne - wcześniej opisane zapożyczenia bazują tylko na głównej koncepcji. Unikam wchodzenia w szczegóły.

- Zaklęcia, a konkretnie ich werbalizacja. Osobiście uważam, że nie koniecznym jest wypowiadanie słów mocy, ale to kolejne wypaczenie uniwersum. Nie pasuje mnie to, ale czytelnikowi może nie pasować, że popsułem, więc również pozostaje wierny gadanemu czarowaniu. Mógłbym sam skomponować formuły zaklęć, ale znowu pachnie mi to podróbą. Jeszcze to przemyślę. 

- Pierwsza/druga poważniejsza sprawa: jakaś instytucja rządowa. Myślę, że jeśli o to chodzi to muszę mocno pogłówkować, by nie urazić pani Rowling. Mógłbym wykorzystać Ministerstwo Magii w Londynie, ale ono chyba nie ma mocy prawodawstwa w całej Europie. Jak stworzę Paryskie Ministerstwo Magii to będzie nieeleganckie. Tu musze się mocno wysilić, żeby była to oficjalna instytucja, a jednocześnie nie psuła uniwersum. 

 

Podsumowując. Nie chcę wciskać czytelnikowi nowego systemu/mechaniki świata. Doskonale zna on koncepcję Rowlingowską, która i mnie w 80% odpowiada. Niczego nie dewastuje. Tak naprawdę zapożyczam chyba niezbyt dużo...

Ile jest takich samych elfów/krasnoludów/orków w różniących się tylko politycznie, geograficznie światach? Po kiego grzyba znów podrabiać twierdząc, że jest to coś innego? Jak powiedział kiedyś Jakub Ćwiek: 'bo choć napisano już wszystko, to nie we wszystkich możliwych kontekstach... <- fragment wywiadu, który przeprowadziła z pisarzem A. Kawula-Kubiak. Pytanie do autora: Odczuwałeś kiedyś lęk przed pisaniem? Gdy sobie człowiek zda sprawę, że tak naprawdę wszystko, co oryginalne, zostało już napisane w starożytności, to może się odechcieć pisania...

 

 

Wiesz, znaczna część moich szortów (ogółu, nie chodzi mi o publikowane tutaj) to w mniejszym lub większym stopniu coś w tym stylu, bo lubię się bawić konwencjami. Ale kiedy piszę coś dłuższego, staram się już na starcie zagłuszyć tego typu ciągoty. Uwierz mi, o wiele lepiej być traktowanym jako autor "podróbki" Rowling, niż ktoś, kto próbuje robić sobie nazwisko na jej pracy. A tak zostaniesz potraktowany niezależnie od tego, jak bardzo byłoby to niesprawiedliwe. Świat jest brutalny.

 

Pisarze brną w kolejne światy z takimi samymi elfami, krasnoludami i orkami nie bez powodu. Ja sam aktualnie mam na tapecie opowiadanie o młodej czarownicy studiującej we współczesnej Sofii. I tworzyłem podstawy magicznego świata od zera pomimo, że w uniwersum Rowling jest Durmstrang (dla nieczytających - szkoła magii w Bułgarii).

 

Do tego tak jak już napisałem, nie ma szans uzyskania efektu zaskoczenia, bo ktokolwiek sięgnie po tę książkę, będzie wiedział, że to uniwersum HP jeszcze zanim przeczyta pierwsze zdanie. A jeśli nie będzie wiedział, to będzie się czuł oszukany (co gorsze, będzie miał rację). Dlatego nie nastawiaj się na ten wspomniany przez Ciebie pierwszy rozdział.

 

Ale jeśli będziesz brnął w temat - nie przejmuj się tym ministerstwem magii. W ogóle nie przejmuj się "psuciem uniwersum". Oczywiście byłoby o wiele łatwiej, gdyby to był Twój autorski świat, nawet bliźniaczo podobny. W dodatku ciekawiej, bo miałbyś o wiele większe pole do popisu przy tworzeniu np. właśnie takich instytucji. Ale jeśli już chcesz pisać w uniwersum HP, nie bój się własnej inwencji.

 

No i zapoznaj się z tą listą, zawsze lepiej uczyć się na doświadczeniu innych. Bo wbrew pozorom pomysł nowy nie jest.

http://en.wikipedia.org/wiki/Parallel_novel 

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Podsumowując. Nie chcę wciskać czytelnikowi nowego systemu/mechaniki świata. Doskonale zna on koncepcję Rowlingowską, która i mnie w 80% odpowiada. Niczego nie dewastuje. Tak naprawdę zapożyczam chyba niezbyt dużo...

 

Jak sam piszesz, koncepcja Rowling odpowiada Ci w 80%. To także wbrew pozorom jest mało, a do tego sam widzisz, że czujesz wynikające z czerpania z jej dorobku ograniczenie w kreowaniu własnych elementów świata przedstawionego. Skoro "tak naprawdę zapożyczasz niezbyt dużo", to naprawdę szkoda marnować potencjał tekstu. Bo dla potrzeb naszej dyskusji (i wyłącznie dla niej) przyjmuję optymistyczne założenie, że to "bardzo dobry materiał książkowy".

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Na koniec - istnieje bardzo duże ryzyko, że wylądowałbyś ze swoją powieścią (zbiorem opowiadań) w ślepym zaułku, w którym czytelnicy traktowaliby Twoją twórczość wyłącznie przez pryzmat nawiązania do HP, a nie jej jakości.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Nie będę się czuł wygodnie kreując bliźniaczy świat. Bo co chciałbym przez to osiągnąć? Hej ludzie! Mój świat czarodziejów jest atrakcyjniejszy o 20% od Harrego Pottera.

Po za tym uniwersum jest tylko tłem. Opowieść nie jest  bezpośrednio o przygodach czarodziejów... Zderzyłem ze sobą dwie koncepcje "fantastyczne". Jeszcze nie napisałem 1/4 więc sam nie wiem, która z nich wypłynie na wierzch... I to nazywam (dla potrzeby dyskusji) "dobrym materiałem książkowym".

Czy zaznaczę, że to uniwersum, czy będę wkręcał, że to moje autorstwo czytelnik będzie patrzył na te 80% (czy nawet jeśli dociągnąłbym do 50%) podejżanie. Ja bym się wkurzył, jakbym czytał coś ewidentnie zakorzenionego w Rowling, ale próbującego udawać, że to całkiem nowy krzaczek... 

Prawa autorskie, plagiat, zapożyczenie, inspiracja - strasznie śliski temat, wiele zależy od tego, jak właściciel praw podejdzie do tematu.

Zalecamy ostrożność :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Też mam pytanie, jak wygląda definicja fanfika? Ja z kolei myślałem o opowiadaniu w universum pewnego popularnego serialu s-f.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Fan_fiction

Tam piszą coś dziwnego - że w Polsce fanfik nie musi być non-profit, co wydaje się być dziwne, w końcu mamy ustawę o prawach autorskich.

Jak dla mnie, jeśli napiszesz cykl alternatywnych opowiadań ze świata Wiedźmina Geralta z Rivii i wydasz to jak nic masz proces.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Wiki is wrong. W Polsce mamy przykład trylogii "Pierścień Mroku" Pierumowa, której akcja rozgrywała się w uniwersum Tolkiena - nakład książki został wycofany z rynku i zmielony.

 

No to trudno... Zamiast uniwersum, będzie podróba. Ucierpi na tym najbardziej czytelnik, moim zdaniem, ale choinka - najważniejsza jest forsa. Pieniądze vs Zaspokojenie głodu fanów Harrego Pottera. Kasa wygrała, yeeeaaah! A ja idę zająć się kryzysem osobowości twórczej.

 

 

Dobra, kwestia mojego konkretnego problemu teoretycznie rozwiązana. Może teraz zajmimiemy się badaniem zagadnienia pisania w uniwersum, zapożyczeń, etc. w kontekście ogólnym. Zna ktoś konkretne przepisy prawne, albo orientuje się co nieco gdzie, ktoś, od kogoś skubnął troszki realizmu? Pomożemy w ten sposób następnym młodym opowiadaniotwórcą. Skupmy się tylko na faktach, bez subiektywnych dygresji. 

Opowiadoniokomu pomożemy? ;) Poza tym jeśli to ma komukolwiek pomóc poza Tobą, to subiektywne dygresje są jak najbardziej na miejscu. Inaczej byłoby to zapytanie do prawnika, nie na forum (w rozumieniu przestrzeni publicznej) portalu literackiego.

Potencjalny autor takiego dzieła najsampierw też powinien się zastanowić, czy bardziej zależy mu, żeby realizować się literacko, czy zaspokajać głód fanów danego uniwersum. Bo zaspokajanie głodu fanów na komercyjną skalę niekoniecznie należy do niego. W tym konkretnym przypadku zresztą sam czytelnik, w tym polski, nie ucierpi, bo może liczyć na jedną z najprężniej działających społeczności fanfikowych na świecie.

Jak sam stwierdziłeś, poszczególne światy fantasy są do siebie niemal bliźniaczo podobne. Ale to "niemal", czasem tych parę procent wynikających choćby z podmienienia nazw geograficznych i dodania jednej rasy decyduje o być albo nie być. Sama Rowling to "troszki realizmu" też zerżnęła, nawet z niektórymi nazwami własnymi.

Oprócz słynnej afery z Tanią Grotter, która do dziś jest chętnie czytana w Rosji, ale musiała być wycofana z obiegu w Holandii, bardzo interesujący jest przypadek Porri Gatter. Tam główna bohaterka jest mudlem (mugolką), która jako córka pary czarodziejów żyje w ich świecie. Gdy miała 11 lat, Cylinder Przydziału odesłał ją na... Instytut Technologiczny w Massachusetts.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Tam główna bohaterka jest mudlem (mugolką), która jako córka pary czarodziejów żyje w ich świecie. Gdy miała 11 lat, Cylinder Przydziału odesłał ją na... Instytut Technologiczny w Massachusetts.

Ale to nie jest już opowieść w uniwersum, o czym piszę, tylko satyra, czy coś w tę deseń. A jeśli na przykład pisałbym s-f o podróży w kosmos i chciałbym użyć 'mieczy świetlnych'? Co w takich przypadkach? 'Miecz świetlny' to już popkultura...

Czemu nie? Przecież sama koncepcja miecza świetlnego funkcjonowała już w SF na długo przed Gwiezdnymi Wojnami, łącznie z "Fundacją".

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Tutaj dochodzi oczywiście kwestia samego nazewnictwa. Słowo "hobbit" wywołuje bezpośrednie, nachalne wręcz skojarzenie z Tolkienem. Ale już prawie identyczne halflingi w Warhammerze nie wywołują w wyobraźni graczy Frodo z pierścieniem na palcu. Tak samo "miecz świetlny" na zawsze będzie kojarzył się z Gwiezdnymi Wojnami i poważny autor stosujący ten zwrot sam sobie szkodzi, bo czytelnicy będą mieli przed oczami Dartha Vadera. Klimat opowieści siada z miejsca. Ale już miecz laserowy, promieniowy, plazmowy, to inna bajka. Byle nie były zasilane adegańskimi kryształami. ;) Po angielsku to brzmi lepiej - zamiast lightsaber na przykład plasmablade. A zastosowanie to samo.

 

 

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Chyba nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Załóżmy, jeżeli piszesz SF dziejące się w przyszłości (nie będącej rzeczywistością alternatywną), to dla mnie byłoby nawet naturalne, gdybyś czerpał z "Gwiezdnych wojen" albo "Star Treka" - gdybym akurat miała nazywać statek kosmiczny, to pewnie nazwałabym go jakąś nazwą, którą już słyszałam, zamiast silić się na neologizmy ;) W końcu bohaterowie przyszłości będą obciążeni tą samą kulturą (masową), co my. Na tej samej zasadzie w Avatarze pojawia się minerał o nazwie unobtainium.

Natomiast jeżeli akcja dzieje się w rzeczywistości alternatywnej do naszej, to te nazwy musiałyby być naprawdę dobrze uzasadnione - miecz świetlny, czemu nie, nie jest to nazwa własna (przynajmniej po polsku). Ale już włos mi się jeży na głowie, kiedy czytam, że bohaterowie jakiegoś fantasy mają zbroje z mithrilu. Mithril wymyślił Tolkien, i koniec, skąd wziąłby się poza Śródziemiem? I z drugiej strony - gdybyś pisał s-f o wyprawie w kosmos w kapsułach z mithrilu (bo w Twojej wersji przyszłości naukowcy wynaleźli super wytrzymały materiał i tak go nazwali, bo skojarzyło im się z Tolkienem), pewnie bym to łyknęła. Mam nadzieję, że łapiesz o co mi chodzi, bo chyba zamotałam ;)

Heh, właśnie sobie przypomniałam, że u mnie w jednym z opowiadań też pojawił się miecz świetlny ;) Pewnie stąd moje pobłażliwe podejście do tego wyrażenia :P Ale fakt, że odruchowo odniosłam się do Gwiezdnych Wojen, chociaż przy pisaniu w ogóle nie miałam oporów, żeby tych słów użyć - tak pasowało. I już.

Nowa Fantastyka