- Hydepark: Quo Vadis sci-fi?

Hydepark:

Quo Vadis sci-fi?

Złoty wiek sci-fi obfitował w roboty. Trzy prawa robotyki Asimova to kanon gatunku. Dick, nieśmiertelny klasyk, też bawił się z androidami i robotami. Jednak rzeczywistość zweryfikowała tą wizję. Nauka poszła w kierunku miniaturyzacji, a nie budowaniu robotów. Z drugiej jednak strony powinniśmy być już daleko w kosmosie lub przynajmniej na zaawansowanym poziomie technicznym, takim, który pozwoliłby polecieć w krótkim czasie w gwiazdy. Na chwilę obecną udało się nam wylądować na księżycu i posłać kilka satelitów w obieg. Psionika i zabawa z nią została już chyba tylko na kartach minionej ery. Rzadko pojawiają się teksty związane z tą funkcją płata czołowego.

 

W nowej fali twórcy odeszli od utartych ścieżek ojców gatunku. Zarzucili pomysły rozwoju techniki, czy eksploracji kosmosu. Oczywiście, te elementy istniały w tym okresie, jednak nie stanowiły celu, a tylko sposób przekazu. Skoncentrowali się na człowieku, jego przeżyciach i doznaniach. Czyżby zauważyli, że nauka i ukochana literatura nie idą ze sobą ramie w ramie? Być może, a może po prostu to się już przejadło.

 

Trzeci etap literatury sci-fi Orson Scott Card nazywa pokoleniem mediów. Uważa, że robią wszystko co im się podoba, byle tylko jakoś mieściło się w obrębie gatunków. Typowe postmodernistyczne ujęcie rzeczywistości. Tutaj nastąpił miks gatunków. Powstał cyberpunk, rozkwitł podgatunek dotyczący światów alternatywnych. Nastąpiło zainteresowanie cybernetyką, miniaturyzacją czy telekomunikacja. Przetransferowano dane na inny tor nauki.

 

Kolejną sprawą jest film, do klasyków zaliczymy „Terminatora”, „Gwiezdne Wojny” czy „Obcego”. Dziś jest ciężko znaleźć poprawny film, gdzie bohaterem nie jest nastolatek ratujący świat. Zmieniła się grupa docelowa, zmienił się target, zmieniła się kinematografia. Mimo tego, że George Lucas zrobił słabsze odsłony „Gwiezdnych Wojen” to i tak trzeba przyznać, że stanowią pewną odskoczne od „Jestem numerem cztery”, „Percy’ego Jacksona” czy „Księdza”.

 

Dlatego piszę do Was i pytam: dokąd zmierzasz fantastyko naukowa? Czy stoimy u kresu i na naszych oczach odejdziesz w niepamięć? A jak myślcie Wy, portalowicze? Gdzie będziemy za dziesięć, trzydzieści, piędziesiąt czy sto lat? Zarówno w Naszych pomysłach jak i w rzeczywistości? Dokąd idziemy w ślepy zaułek czy w świetlaną przyszłość?

 

Zapraszam do dyskusji.

Komentarze

obserwuj

Ja myślę, że "pierwsza fala" SF dała nam swoistą nauczkę. Nauka poszła zupełnie innym torem. Po pierwszym "ogromnym kroku ludzkości" następny jak dotąd nie nastąpił (w ciągu lat przeszło czterdziestu!) i choć prace nad tym oczywiście trwają, to w dużo wolniejszym niż ongi tempie. Zjawisko to oczywiście da się bardzo łatwo wyjaśnić, ale chyba nie czas i miejsce na to. Dość rzec, że wizja przyszłości proponowana przez "ojców gatunku" nijak się nie ziściła.

 

Współczesna fantastka naukowa jest już inna. Niekiedy wręcz odcina się od spekulacji, wybiega w przyszłość na tyle daleko, byśmy mogli być spokojni, że nigdy podobnych czasów nie dożyjemy lub - tak jak zauważyłeś - stwarza wręcz alternatywne biegi historii, dopisując ich kontynuacje. Albo wymyśla światy zupełnie fantastyczne. 

 

Ale przecież od początku nie spekulacjom ten gatunek miał służyć, więc ta odmiana nie zabije SF. Gatunek żyje i ma się dobrze, choć coraz wyraźniej dzieli się na dwie kategorie. Jedna z nich, to w dużej mierze nawiązująca do dawnych tradycji - jak są nazywam - "laserowa SF" pełna prędkości nadświetlnych, blasterów, świetlnych mieczy i kto wie, czego jeszcze. Jej głównym wyróżnikiem jest to, że najczęściej nie przejmuje się ona pytaniem "a co na to fizyka?" i wypisuje radośnie najgorsze naukowe herezje. Nic w tym dziwnego, skoro adresowana jest do ludzi, którzy i tak tych błędów nie wyłapują i dzięki temu mogą mieć dobrą zabawę z łatwym tekstem. Drugą kategorią jest tzw. "hard SF" pełna technicznych szczegółów, fantastycznych teorii budowanych jednak na aktualnej wiedzy naukowej. Często przez to niezrozumiała, ciężka w odbiorze, nieprzystępna dla przeciętnego czytelnika. Adresowana do wąskiego grona koneserów, którzy będą w stanie docenić te smaczki. Oczywiście przedstawiłem dwie skrajności, między którymi istnieje cała szeroka skala "wariantów pośrednich". Jedna i druga ma swoich czytelników i fanów, jedna i druga się sprzedaje, i nie widze powodu, dla którego miałoby się to zmienić.

 

Jednym słowem SF zmieniła się i wciąż się zmienia, Drzewo ewolucji się rozgałęzia i wciąż z pewnością istnieje wiele nieodkrytych krain do wyeksploaowania na planecie zwanej Fantastyką Naukową. ;)

Ach, zapomniałem dodać, że  wszystko to są słowa kompletnego dyletanta, po SF sięgającego rzadziej niż sporadycznie, a jeśli już, to tylko po "hard SF", gdyż dyletanctwa nie trawię. Zwłaszcza takiego, które nawet ja - laik - jestem w stanie wyłapać. :p

Autorze, podorabiaj polskie ogonki. Dlatego pisze do Was i pytam się dokąd zmierzasz fantastyko naukowa? Zbędne, że do nas, i nie pytam się, bo nie siebie, ale nas pytasz, plus dwukropek przed zapytaniem. Zdanie do przebudowy.

To żebyś miał pewność, że to ja.

Fantastyka --- ostrzegam, będę bezkompromisowym okrutnikiem --- jako całość zdąża tam, gdzie kierują ją odbiorcy, coraz młodsi, bo komuś trzeba wpychać książki i filmy, i coraz mniej krytyczni, bo coraz mniej erudycyjni. Faktem jest, że trudno o erudycję w wieku piętnastu lat, faktem jest, że w pełnych emocji nastolatkach byle co potrafi wzbudzić rezonans emocjonalny na podstawowym poziomie, więc łykają przeróżne pitu-pitu o grzecznych i niegrzecznych wampirach, oswojonych i dzikich smokach, głupoty o Terminatorach i tak dalej. Zamknięte koło, bo wychowani na bzdurach będą oczekiwali kontynuacji, otrzymają tęże, gdyż potrzeby należy zaspokajać...

Hard SF, do której napisania i poczytania potrzebne jest zaangażowanie więcej niż półtora promila szarych komórek, zdechnie po cichutku razem z ostatnimi umiejącymi pisać i czytać.

Zarysowałem dwie skrajności. Jak zwykle, prawda leży między nimi. Kilka garści entuzjastów pani Mayer dorośnie i na oczy przejrzy, kilku dzisiejszych entuzjastów hard SF przejdzie do opozycji, New Weird wypali się i przestanie udawać, że ma coś do przekazania mądrzejszego od spraw, gruntownie przetrzepanych przez starych mistrzów, i dopiero Internet zatłucze wszystkich bez wyjątku, bo wszyscy się w nim rozpłyną, praktycznie bez echa, bez śladu. Nawet R.I.P. nie będzie komu i na czym wykuć...

 

Adamie, a gdzie my rozmawiamy? Czy nie w internecie właśnie? Dopóki Ty i ja, i wielu innych użytkowników tego, i innych portali będziemy mieć dzieci, i uczyć je czegokolwiek poza oglądaniem telewizji, porządna literatura będzie żyć. Na margensie, prawda, ale to się dzieje już od dawna. ;)

    Wysunąłem teleskopowe oko prawdomównego profety w dalszą przyszłość. Dalszą, ale nie tak znowu bardzo daleką.

   1. Internet zasługuje na miana epokowego wynalazku i genialnego wynalazku, ale do doskonałości brakuje mu filtrów, unicestwiających treści poniżej pewnego poziomu.

   2. Jak myślisz, procentowy udział takich jak Ty i ja w populacji rośnie czy maleje?

Ad. 1. Wiesz doskonale, że takich nie ma i nie będzie przynajmniej dopóki nie powstanie AI z prawdziwego zdarzenia. A może i nigdy.

Ad. 2. Kiedyś myślałem, że maleje, ale dziś nie jestem już tego taki pewien. Prawda jest taka, że "to coś", co nas łączy, jest niemierzalne, a więc praktycznie niemożliwe do ujęcia w jakiejkolwiek statystyce. Poza tym trwam w optymistycznym przeświadczeniu, że owo "coś" jest w każdym człowieku, tylko nie w każdym ma okazję dojść do głosu. Mój życiorys, jakkolwiek krótki jeszcze,m zdaje się potrwierdzać tę tezę. ;)

AdamKB - Nie zgadzam się z tobą, że hard SF umiera. Alastair Reynolds? tylko jeden przykład, gdyż dopiero wracam do czytania po okresie dziesięciu może lat nieczytania (nie bić proszę - wracam!).

Sam jako ten nastolatek czytałem wszystko co miało statki kosmiczne, obcych, pola siłowe itp. Dziś uważam, że dalej jest to silna gałąź SF. Może mniej obecna ostatnio z dwóch powodów:

- Rosnąca popularność fantasy (śmiem twierdzić, że łatwiej jest fantasy pisać)

- Trudność w pisaniu SF jeśli chce się ją zakorzenić w obecnej nauce, łatwiej jest popłynąć w wyobraźni bez oglądania się na fizykę, ale można.

Dziś trudno jest nadążyć za osiągnięciami nauki, nie mówiąc o przewidywaniu dokąd pójdzie.

Uważam i mam nadzieję, że hard SF wróci w wielkim stylu. Musimy tylko poczekać na nowego wizjonera, kóry znów zapali nam wyobraźnię. Lub też na wydarzenie które znów zwróci nasząuwagę w kosmos. Może to będzie kontakt z obcymi, może odkrycie napędu, który pozwoli nam opuścić nasz układ słoneczny.

Agnieszka Holland w wywiadzie, chyba, dla Newsweeka wyrażała się optymistycznie o tendencjach widzów oglądających seriale w USA. Tej najbardziej pokupnej papki jest po prostu za wiele, dlatego inteligentny widz coraz częściej odwraca się do niej plecami i zaczyna szukać po kątach, pod dywanem, w niszach. Myślę, że podobnie jest z ambitną literaturą/kinematografią SF. To, że względem całej populacji liczba jej odbiorców maleje (na co nie ma wpływu), nie oznacza, że bezwzględnie jest nas coraz mniej. Wręcz przeciwnie. O to bym się nie martwił. Czeka nas nisza, ale nie wymarcie.

Problemem wydaje się postawa wydawnictw i wytwórni filmowych, które jako przedsiębiorstwa muszą się nastawiać na zysk, a zatem na masowość. Za sto lat... Może, skoro globalizacja, to i fantastyka się zglobalizuje. Jeden wielki rynek, niewiele dużych (gigantom łatwiej) wyspecjalizowanych wydawnictw, dystrybucja np. przez internet... Albo będziemy musieli zadowolić się dziełami nieprofesjonalistów (vide fantastyka.pl).

A o czym będzie SF za sto lat? Ciężko powiedzieć, przecież fiction zależy od science, w któej nieraz dochodziło do rewolucji. Wydaje mi się, że odarci z kolejnych złudzeń przez naukę twórcy podążający nurtem realistycznym będą coraz bardziej stonowani w snuciu wizji przyszłości. Niezmiennie będą przeważać wizje pesymistyczne. Poza tym więcej będzie światów alternatywnych, częściej będą wykorzystywane narzędzia postmodernistyczne i zniekształcające filtry nakładane na rzeczywistość.

No faktycznie jęsli chodzi o seriale to powstałą nisza. Mniejszy budżet za to nastawienie raczej na koncept czy idee. Dla mnie nieśmiertelny zostanie Doctor Who. Serial z małym budżetem za to robiony przez zapaleńcó z BBC. Można znaleść kilka perełek jak BS: Galactica. Kiedys przebdałem za serią Gwiezdne Wrota (teraz pojęcia nie mam jakbym zapatrywał się na serial). 

Fakt faktem, że grupa docelowa się zmienia, często maleje, ale nie można stwierdzić, że ludzie mający wiećej niż piętnaście lat nie istnieją i nie kupąją książek czy nie chodzą do kina. Czy hard SF umiera, mam nadzie, że nie.

Patrząc z innej perspektywwy gatunkiem, któy w Polsce umarł jest fantastyka socjologiczna, tak jak ta pisana przez Zajdłą Czy Wunka-Lipińskiego.

"  1. Internet zasługuje na miana epokowego wynalazku i genialnego wynalazku, ale do doskonałości brakuje mu filtrów, unicestwiających treści poniżej pewnego poziomu. "

Społeczeństwo zasługuje na miano wspaniałego tworu, ale do ideału brakuje mu selektywnego wirusa, zabijającego jednostki poniżej pewnego poziomu.

Sorry, nie mogłem się powstrzymać:).

Internet jest i będzie wolny. Są tego pewne wady, ale jak komuś kupa śmierdzi, to niech zatka nos (albo przejdzie gdzie indziej). Trochę przesadzona reakcja, ale wstrząsneła mnie wizja Al usuwającego pliki według jakiegoś, zapewne ustalonego przez profesorków, wzoru.

 Wracając do tematu - jak dla mnie należy odzielić grubą krechą science finction i space opere, czyli dzieła o nauce i dzieła korzystające z naukowego sztafażu, tym bardziej, że w większości przypadków jest to banalnie proste. Star Wars w ogóle nie jest SF. Owszem, są lasery, statki kosmiczne i roboty, ale tak naprawdę to film o mrocznych siłach zła, rycerzach bez skazy, magii, zdradzie i miłości. Jeszcze lepiej to widać w Warhammerze, gdzie naprzeciw siebie stają okuty w zbroję i uzbrojony w karabin plazmowy rycerz zakonu... Marine i uzbrojony w tradycyjny i diabelsko skuteczny topór demon. I gdzie tu jest S? Bo F można przyczepić i tak do niemal wszystkiego.

I rzucę jeszcze pomysł (pomysł, bo sam specjalnie nie jestem obznajomiony z temem) - może temat SF jest już niemal całkowicie wyeksploatowany ? O miłości, zdradzie i dzielnych Space Marines bohatersko odpierających kolejne fale najeźdzów będzie można pisać zapewne do końca świata, ale kiedy ktoś wyjdzie się z czymś twórczym, to - paradoksalnie - narazi się na zarzut plagiatu lub, w najlepszym razie, wtórności. Co o tym myślicie?

Nic  nie szkodzi, Lassarze. Cieszę się z Twojej i nie tylko Twojej reakcji, gdyż z całą świadomością, z premedytacją walnąłem po oczach --- a dlatego, że pełne eufemizmów i ugrzecznień profesorskie blablanie na seminariach i w mądrych księgach wywołuje ziew zamiast odpowiedzi. (Co nie oznacza zachęty do przejścia piętro niżej, do klątw i argumentów ad personam.)

AI jako strażnik Internetu? Ciekawa myśl, ale nie do zrealizowania. Pod hasłem: nie będzie sztuczniak pluł nam w twarze! --- szybciutko wycofa się AI z akcji, bo przecież, panie dzieju, człowieka nie może oceniać i cenzurować najlepszy nawet logik, mający w małym, elektronicznym paluszku psychologię, socjologię i co tam jeszcze trzeba.

Proporcjonalnie, procentowo malejemy jako grupa, walnę z grubej rury, elitarna. Niszowe środowiska zdjęte zostaną z celowników wydawców i producentów filmowych, bo ileż można na takich zarobić. Pozostaną nam*) wspomnienia i archiwa plus własna twórczość, wymieniana między sobą na portalach na przykład.

*) zgoda, naszym potomkom dopiero, ale jednak...

Inteligentny widz, o jakim za Holland mówi Julius, należy do wspominanej przeze mnie mniejszości. Poza tym pani Agnieszka inaczej powiedzieć nie może. Sama tworzy dla inteligentniejszych, więc musi ich ego łechtać. Niech pospaceruje przez kilka ciepłych wieczorów uliczkami dzielnic domków jednorodzinnych i posłucha, co jest oglądane, policzy proporcje...

Adamie, Adamie, obecnie w krajach rozwiniętych przyrost naturalnz drastzcynie maleje. Jeeli mnie pami nie myli, ludność takiej np. Francji czy Niemiec rośnie już tylko dzięki imigracji. Czy to nie szansa? Zamiast marudzi, zakasz rękawy i zostaw po sobie trzech potomków. Gdy Twoi sąsiedzi zostawią po jednym, to jak zmieni się proporcja? Zresztą "co jo godom, co jo godom", nie trzech, a pięciu zostaw! :p

No właśnie, co Ty godosz, co Ty godosz...

Pięciu? Teoretycznie nia ma sprawy, prace projektowe to (prawie zawsze) sama przyjemność, ale (i teraz bez żartów):

--- nad Niemcami, Francuzami, nad nikim płakał nie będę, bo nie ja jestem winien zjawisku, ale system społeczno-ekonomiczny, jedyny słuszny, sprawiedliwy (i jeszcze siedem komplementów);

--- imigranci "za pracą" z reguły nie dorównują wykształceniem "tubylcom", poza tym reprezentują odmienne kultury z odmiennymi tradycjami;

--- dzietność jest zróżnicowana (zgadnij, na czyją korzyść, i dlaczego);

--- podsumuj to sobie i spróbuj być optymistą.

@Lassar

Taki pogląd się wytworzył (swoją drogą dlatego wyróżniam ten gatunek), że dobre SF oparte jest na dobrym, świeżym pomyśle. Z tym rzeczywiście jest coraz trudniej. Ale z drugiej strony na naszych oczach jest przedefiniowywane pojęcie oryginalności. W której to już recenzji czytam, że autor ze starych, wyświechtanych elementów stworzył nową jakość, itp.? Wymusza się zmianę percepcji. Może będzie jak ze sztuką nowoczesną, której bez znajomości artworldu nie sposób docenić. Kto wie, co za jakiś czas będzie postrzegane za dobre SF?

Poza tym nie trzeba trzymać się jak zbawiennej poręczy schematów sensacyjnych bądź kryminalnych. SF to nie tylko dekoracja. Ale i potężny okular, dzięki któremu można pokazać w zwykłej historii o zwykłych ludziach coś, czego konwencjonalna literatura nigdy nie wychwyci. A do końca świata temat człowieka nie zostanie wyeksploatowany (no, chyba że nas po drodze wytłuką jakieś obce insektoidy czy inna zaraza).

Chyba nie wychwyciłeś swojego ulubionego >1/2 joke mode on< ;)

 

Poza tym, niestety, masz chyba rację. Z jednym wszakże wyjątkiem: wykształcenie (przynajmniej u nas, nie wiem - przyznaję - jak to gdzie indziej wygląda) coraz mniej ma wspólnego z inteligencją i ogólną wiedzą. Dokładnie dziś naszła mnie refleksja, że jeśli kiedyś jakieś dzieci będę mieć, to wręcz będę im odradzał studiowanie. To już dziś jest starata czasu, a cóż dopiero za dwadzieścia lat. Chyba, że po drodze nastąpi jakaś rewolucja, ale na razie na to się nie zanosi. Właściwie to ten proces dotyczy całej naszej oświaty, nie tylko szkolnictwa wyższego. Momentalnie stanął mi przed oczami świat, w którym istnieje publiczna oświata i - równolegle z nią - system cechów i terminowania u mistrzów, powstały samorzutnie z potrzeby czasu. Może kiedyś wykorzystam. Oby tylko wizja nie okazała się proroczą... :p

 

Świętomirze drogi, ze studiowaniem troseczkę przesadiłeś. Pewnie istnieje rozwodnienei dyplomów, pewnie nie trzeba byc inteligentnym, żeby je skończyć. Studia są dla wytrwałych nie dla inteligentnych. Pamiętam artykul z "Wyborczej" wiszacy na drzwiach mojej katedry, który stwierdzał, że 3 procent studentów to analfabeci. Pewnie spora częśc wykładów to nudy, ale nie powisz mi, że nie ma osób, którym studia nie dały mozliwości rozwoju. Nie wgooglujesz wszytkiego. Co do cechów i terminowania to chyba mamy to dziś, nazywa sie zawodówka albo CKU.

Pewnie, że nie wsztsko wygooglujesz. Uniwersytety mają takie coś, co się nazywa biblioteka. Ogromna większość wiedzy nabywanej na studiach stamtąd pochodzi. Nie wiem, jak Ty, ja mógłbym to wszystko sam znaleźć. Wystarczy porządna lekcja biblioteczna i trochę praktyki. Niestety na codzień traciłem większość czasu na przeraźliwie nudziarskie zajęcia. No, oczywiście, zdarzały się też ciekawe. Ale "ciekawy" niekoniecznie jeszcze znaczy "na temat". Dobrze, czasem warto porozmawiać z kimś doświadczonym, dopytać o jakiś szczegół, coś, czego nie am w książkach. Ale to równiez nie wymaga  słuchania jego chrapania przez dwie godziny tygodniowo.

 

Aha, zapomniałbym, miałem na studiach jednego, czy dwóch prowadzących, którzy starali się coś ze studentami zrobić. Na ogół ich próby tonęły w nieprzygotowaniu, nie mówiąc już o głupocie "studentów"...

Uniwersytety mają takie coś, co się nazywa biblioteka. Ogromna większość wiedzy nabywanej na studiach stamtąd pochodzi. Nie wiem, jak Ty, ja mógłbym to wszystko sam znaleźć.


Bo studiujesz coś humanistycznego. Za to na moim kierunku do niektórych przedmiotów nie ma w ogóle podręczników, bo albo dopiero są tworzone, albo wiedza zawarta w tych, które są, jest dawno przestarzała.

 

Panowie, SF się nie wyczerpie. Gatunek powstał jako odpowiedź na problemy społeczeństwa i na pytanie o przyszłość, a to tematyka zawsze aktualna. Nie można dziwić się, że SF się zmienia, skoro żyjemy w innych czasach, nauka idzie do przodu, roboty faktycznie budujemy, a w dodatu nikt raczej nie przewiduje bliskich kontaktów z ET w najbliższej przyszłości.

Dzisiaj bardziej intrygujące tematy są przyziemne: rozwój medycyny, AI z prawdziwego zdarzenia, rozwój świadomości czy nawet ekologia. Zawsze będziemy mogli też pytać o etyczne granice rozwoju człowieka, a pisarze SF będą nam na takie pytania odpowiadali (albo przynajmniej sygnalizowali problem). Oby jak najdłużej.

Nowa Fantastyka