- Hydepark: Nowa Fantastyka - kwiecień 2012

Hydepark:

Nowa Fantastyka - kwiecień 2012

Standardowo, jak co miesiąc. Piszcie co sądzicie o numerze.

Komentarze

obserwuj

Jak na razie po lekturze wstępniaka przyszła mi myśl (niezbyt odkrywcza), że i fantaści, i twórcy tzw. mejnstrimu zamykają się w swoich gettach, nie zauważają nazwajem, a jeśli już, to patrzą jedni na drugich trochę z politowaniem. Abstrahując od przemyśleń Olgi Tokarczuk, wydaje mi się, że fantastyczność w mejnstrimie pełni zupełnie inną rolę niż w fantastyce; z "Prawieku" czy "Domu dziennego, domu nocnego" można wyciąć wszystkie motywy nierzeczywiste i nadal będzie można podążać za tekstem, natomiast w fantastyce motywy nierzeczywiste są warunkiem sine qua non (słyszałem gdzieś-kiedyś określenie "brzytwa Lema" - utwór fantastyczny, z którego wycięto wszelką fantastyczność, nie będzie trzymał się kupy - przynajmniej ja tak to określenie zrozumiałem).

Poza tym światy literatury fantastycznej są światami spójnymi wewnętrznie (a jeśli nie są, to zaraz to czytelnicy wytkną, albo obruszą się, że książka jest "dziwna" - swoją drogą, sam fakt, że czytelnikowi fantastyki książka nie podoba się dlatego, że jest "dziwna", jest... no właśnie, dziwny). A światy odrealnione w mejnstrimie spójne wcale nie muszą być. Z jednej strony - żeby już przy tej Tokarczuk pozostać - mamy małe miasteczko na kielecczyźnie ze wszystkimi drobnymi zajęciami mieszkańców, którzy budują domy, zapisują się (albo nie) do partii za komuny, gdzie żony zdradzają mężów, mężowie zdradzają żony, chorują im dzieci, słowem - dzieje się kupa rzeczy zupełnie zwykłych, które w książkach stricte fantastycznych raczej nie występują, a już rzadko kiedy wychodzą na pierwszy plan. Z drugiej strony - świat, gdzie kobieta ma cókę z arcydzięglem (takie zielsko), gdzie Matka Boska przemawia z obrazu, gdzie żyją mnisi reformujący Boga, gdzie jest jakiś topielec, gdzie pod ziemią ciągnie się tajemnicza grzybnia, która czasem wpływa na losy mieszkańców (a czasem wcale nie). Te dwa światy każde sobie, i zupełnie się sobą nie przejmują. Tędy - na moje niewprawne oko - przebiega granica.

Jest jeszcze paru pisarzy, którzy jedną nogą tkwią w fantastyce, a drugą w mejnstrimie, jak Szostak. Tylko czy gdyby Szostak nie napisał najpierw książek o Smoczogórach, to czy ktokolwiek po obyczajowych "Chochołach" i "Dumanowskim" łączyłby go z fantastyką? Bo w obu tych książach elementy nierzeczywiste są bliższe fantastyczności Tokarczuk niż - dajmy na to - Tolkiena czy Sapkowskiego, w obu świat nie jest spójny i nawet pewne wydarzenia wykluczają się nawzajem. Wydaje mi się, że Szostak jest dzisiaj fantastą raczej siłą rozpędu.

Na dzień dzisiejszy fantastyka wydaje mi się już bardziej estetyką niż właściwym gatunkiem literackim. Fantasy (dark, high, heroic, czy jakie tam jeszcze), cyberpunk, post-apo, steampunk, new weird (podobno to też fantasy), to są raczej estetyki niż podgatunki, i zwykle obracają się wokół schematu powieści przygodowej. Sama fantastyczność to nie jest dziś czymś, co definiuje fantastykę.

Przepraszam za epistołę dłuższą od samego wstępniaka.

*Te dwa światy istnieją każdy sobie, miało być.

A ja uważam Twój komentarz za bardzo ciekawy. ; )

Co do nowego numeru NF nie mam na razie zdania...ale chyba w końcu będę musiała popędzić i go nabyć, bo wkurza mnie, że nadal nie wiem, o co chodzi z tym konkursem związanym z Grą o Tron. ; /

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ajwenhoł dobrze prawi. Tak naprawdę granica między Brzezińską z jej Wilżyńską Doliną a Tokarczuk i jej Prawiekiem jest prawie niezauważalna. Tylko że Tokarczuk dostaje Nike, a Brzezińska (która moim zdaniem pisze o niebo lepiej...) jakoś nie. Bo przecież Brzezińska pisze fantastykę, a Tokarczuk - literaturę piękną. I powiem Państwu,że mnie to szufladkowanie strasznie wkurza :P

To ja dodam, że Ćwiek poszedł w ślady Mitki.I chwała Mu za to, choć tekst taki sobie.

Już pisałem pod poprzednim tematem. Watpię, żeby on W ogóle widział na oczy mój tekst, a stwierdzenie, że gość z pisarskim stażem poszedł w ślady debiutanta, to lekka przesada :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Drammy - Brzezińskiej czytałem tylko "Wody...", więc się nie wypowiem o Wilżyńskiej Dolinie. Ale zwracałem uwagę, że nawet jeśli fantastyczność u autorów mejnstrimu występuje, to jest ona różna od fantastyczności fantastów, a za kryterium odróżniające przyjąłbym konieczność występowania fantastyczności dla spójności przedstawianego świata. Proza OT bez fantastyczności traci wiele, natomiast może bez niej jak najbardziej istnieć. Drugie kryterium to wewnętrzna spójność świata, której u OT nie ma.

Szczerze - naprawdę uważasz, że Brzezińska pisze lepiej od OT? W "Wodach..." nie miałem wrażenia wchodzenia w tekst, i bogactwo emocji nie ma tu nic do rzeczy; za to w "Domu dziennym..." (najlepsza wg mnie książka OT) - jak najbardziej.

Ja akurat za Tokarczuk nie przepadam. Może to wina tego, że na studiach musiałam analizować jej opowiadanie w ramach pracy semestralnej, zmieściłabym się na pół strony, ale musiałam napisać dziesięć :P Odniosłam też wtedy wrażenie, że ta pani, trochę jak twierdzi Jakub we wstępniaku, wyważa otwarte drzwi, tj. pisze o tym, co już było tak, jakby odkrywała Amerykę. A nawiązując do Twojej tezy, świat Wilżyńskiej Doliny byłby - moim zdaniem - bez fantastyczności równie spójny, bo emocje bohaterów nie wynikają z tego, że atakuje ich smok, tylko z problemów takich jak bieda, wojna, zdrada małżeńska, porzucenie, odrzucenie itd. To te emocje, te problemy są kołem napędowym historii, a nie magia. Stąd takie porównanie.

Co do "Wód głębokich jak niebo" to masz rację, ale to trochę co innego - historie zostały pomyślane jako mity, ja też bardziej zwracałam uwagę na misterną konstrukcję tych opowiadańi, tego jak łączą się ze sobą, jak prawdziwe przeżycia jednych bohaterów stają się dla drugich legendą - świetne moim zdaniem, chociaż fakt - więcej tu formy niż treści ;)

Nowa Fantastyka