Witam
Nigdy nie czytałem nic wymienionego w tytule autora, a wiem, że ostatnimi laty jest o nim głośno. Cykl "Opowieści z meekhańskiego pogranicza" zdobył wiele branżowych nagród. Jakie macie opinię na temat tego autora? Warto zainwestować czas i pieniądze i przeczytać?
Wg mnie zdecydowanie warto, ale najlepiej przekonać się samemu. Ze strony wydawnictwa można pobrać jeden z najlepszych tekstów z całości: http://www.powergraph.pl/wegner-1 Pozdrawiam, Snow
Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem
Mnie się bardzo podobały, zarówno opowiadania, jak i powieść (chociaż bitwa rozpisana na sto stron to dla mnie przesada), no i jeszcze jedna przesada mi się nie podobała, ale nie chcę tu dawać spojlerów. To takie klasyczne fantasy, bardzo porządnie napisane, bez elfów, krasnoludów i takich tam innych dziwolągów. Mnie chyba – z opowiadań – najbardziej podobał się cykl "Północ" (bardzo klasyczny, czasem aż za bardzo) oraz nieco bardziej finezyjny "Zachód". Podobno niedługo ma wyjść druga powieść, ciekawe, czy będzie łączyła wątki "Południa" i "Zachodu".
"Opowieści z meekhańskiego pogranicza" są świetne, zwłaszcza (według mnie) wątki "Północy" i "Wschodu". Często do nich wracam. Powieść mnie nieco rozczarowała, ale absolutnie nie żałuję, że kupiłam książkę, bo i tak dobrze się przy niej bawiłam. Pozdrawiam, Rosa
Warto. Nawet bardzo warto. ;) Powieść rzeczywiscie nieco gorsza (a przynajmniej zakończenie trochę niewiarygodne jak dla mnie) ale też warto.
"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."
Nie czytałeś Wegnera? To przeczytaj – jeden z najlepszych cyklów fantasy ostatnich lat. Zajdel jak najbardziej zasłużony. Zacznij chronologicznie od opowiadań do powieści. Są, subtelnie i delikatnie rzecz ujmując, ultrazajebiste. Dziękuję, ależ prosze.
"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066
Wegner napisał też długaśnie opowiadanie, "Jeszcze jeden bohater". Teraz mi się przypomniało, bo kiedyś zaczęłam czytać, nie skończyłam, i w końcu zapomniałam. Też świetnie napisane, niezły pomysł, w klimacie mocno przytłaczające. I zupełnie inne niż "Opowieści…". No to chyba muszę je skończyć. :)
Ogólnie takie sobie. Jak potraktować to jako rozrywkę nie najwyższych lotów to czyta się nieźle choć język staje się czasami zbyt ubogi i następują powtórzenia lub dziwne synonimy wrzucane na siłę. Natomiast jak chwilę się zastanowić nad opisywanym światem i wydarzeniami to obraz przedstawia pozszywane gruba nicią niepasujące do siebie kawałki. Czasem występują motywy wrzucane na siłę aby usprawiedliwić tytuł, krzyczące o pomstę niespójności logiczne, drętwi płascy bohaterowie.
No jassssne. IMO teksty Wegnera to jedne z najciekawszych fantasy ostatnich lat. I mają ukrytą "wartość dodaną" – warto je poznać choćby dlatego, żeby wiedzieć, jakie opowiadania z pocałowaniem w czubek nosa brałby redaktor prozy polskiej w NF ;-)
Hmm, ciekawy temat ogólnie. Dotąd nie słyszałem o tym autorze (Wenger to chyba pseudo, nie?), ale chyba warto zaznajomić się z jego twórczością.
Serio, mc? No, a ja sobie właśnie myślałam, że Wegner fajnie pisze, ale tak zupełnie nie "nowofantastycznopodobnie". ;) Zbyt klasycznie, o!
Klasycznie nie znaczy źle. Kwestia tego o czym się pisze, tak sądze. Dobry tekst zawsze się obroni, czy jest pisany klasycznie czy też nowofantastycznie ( nie mówię o grafomanii ;) ). Sapkowski też jakoś wybitnbie się erudycją na początku nie popisywał, a zobacz ocha jak zmienił i rozwinął swoim pisarstwem polską fantastykę.
"I needed to believe in something"
Wiesz, no ja za Sapkowskim nie przepadam, oprócz trylogii husyckiej, a przede wszystkim pierwszego tomu, bo potem to już chodziło chyba przede wszystkim o jatkę. Jasne, klasycznie nie znaczy źle. Ja uwielbiam klasyczne, byle dobrze napisane opowieści, a Wegner w "Opowieściach…" właśnie takie dostarczył. Z tego, co się jednak zorientowałam, mc ceni sobie oryginalność. A ja w "Opowieściach…" jakiegoś specjalnego nowatorstwa nie dostrzegłam. Dla mnie to zresztą żaden minus, często wręcz przeciwnie. Nawiasem mówiąc, Junior_13 – właśnie skończyłam czytać "Przedksiężycowych" Kańtoch, i na jakimś portalu literackim natknęłam się na Twoją recenzję tej książki. I chyba nigdy wcześniej nie zgadzałam się tak bardzo z czyjąkolwiek recenzją jakiejkolwiek książki. :)
Czytałam kilka opowiadań Wegnera w SFFiH i w tomikach zajdlowych – jeszcze te o quasi-berberyjskich wojownikach niepokazujących twarzy były całkiem wciągające, ale przez nagrodzone Zajdlem "Najlepsze, jakie można kupić" ledwie przebrnęłam (i to mimo bliskiej mi tematyki końskiej), być może jest to skutek tego, że stanowią część większej całości i nie znałam bohaterów, a w przedstawionej fabule jakoś nie umiałam przejąć się ich losami. Podobało mi się nazewnictwo, te wszystkie czaardany i inne rzeczy (wreszcie coś odmiennego od typowych dla fantasy nazw a la Tolkien), jednak styl jak dla mnie nieco drętwy.
Książki Wegnera są w dechę. Powinien więcej pisać. Więcej i grubiej. Wciągnął mnie ten cykl. a i opowiadanie w HEROSACH podobało się mi.
"Nawiasem mówiąc, Junior_13 – właśnie skończyłam czytać "Przedksiężycowych" Kańtoch, i na jakimś portalu literackim natknęłam się na Twoją recenzję tej książki. I chyba nigdy wcześniej nie zgadzałam się tak bardzo z czyjąkolwiek recenzją jakiejkolwiek książki. :)" Cieszy mnie to bardzo, bo juz myslałem, że to ja jestem aż tak wybredny, czytając pochlebne opinię o tej powieści ;) Ogólnie, to jeden z większych zawodów czytelniczych jakich miałem okazję doświadczyć w ostatnim czasie. Tylko dzięki świetnemu pomysłowi doczytałem pierwszy tom do końca, choć miałem dużo oporów w tym czytaniu. Po kolejne – jak się pewnie domyslasz – nie sięgnąłem. I biorąc pod uwagę Twój komentarz powyżej, zakładam, że Ty również tego nie zrobiłaś ;)
"I needed to believe in something"
Ja czytałem tylko cykl – pierwszy tom ( na razie chyba nie było więcej ) i ogólnie nieźle, ale miałem kilka zarzutów. Dla mnie bardzo mi się z Kresem kojarzyło pod względem ujęcia ( zołnierskie i bitewne klimaty ). A, że nie jestem zwolennikiem militarystycznych klimatów to końcówka mocno mnie zmęczyła. ale czytało się naprawdę przednio.
"I needed to believe in something"
Chodzi o Wegnera w powyższym komentarzu.
"I needed to believe in something"
Nie, ja przeczytałam wszystkie. Pierwszy – w moim przekonaniu – był najsłabszy. W kolejnych bronił się po prostu pomysł, nacisk został też (zwł. w drugim tomie) położony na ciekawsze od głównych bohaterów postacie drugoplanowe. DELIKATNY SPOILER: od połowy drugiego tomu wiadomo było też, że Kaira jest tak nieciekawie jednowymiarową, bezmyślną wręcz postacią z pewnej konkretnej przyczyny, ale nie zmienia to faktu, że i Finnen, i przede wszystkim ona – irytowali mnie do końca. Nie męczyłam się jakoś strasznie czytając tę książkę, ale też skończyłam ją z ulgą. Mam też wrażenie, że dziur logicznych jest w niej niestety całe mnóstwo. Pewnie gdybym nie zaczęła, mając wszystkie trzy tomy na półce, to również skończyłabym na pierwszym.
O, widzisz! A ja Kresa nie lubię (ten to mnie zmęczył!) a Wegnera przeczytałam z przyjemnością. Zgadzam się z niektórymi zarzutami (rzeczywiście, "Najlepsze, jakie…" mogą znużyć, rzeczywiście, "Szkarłat na płaszczu" zostałby tu zamordowany za brak elementarnej logiki). Jeżeli opowiadania o quasi – berberyjskich wojownikach wspomniane przez Achikę to to, co się złożyło na cykl "Południe" – no to mnie właśnie ten cykl zmęczył. No i ta bitwa na sto stron! ;) Ale ogólnie – bardzo pozytywnie.
A ciekaw jestem czym Cię zmęczył Kres? Bo dla mnie "Król bezmiarów" to kawał porządnego czytadła., podobnie "Grombelardzka legenda". "Północna granica" mniej mi się podobała, tak jak "Pani dobrego znaku", ale uważam, że są to wciąż ciekawe pozycję. Kres ma swój specyficzny styl, który nie każdemu podchodzi. Albo raczej miał, bo chyba ostatnio przestał pisać.
"I needed to believe in something"
" ale nie zmienia to faktu, że i Finnen, i przede wszystkim ona – irytowali mnie do końca. "
Irytacja to najlepsze słowo, jakie mozna w stosunku do bohaterów przytoczyć.
"I needed to believe in something"
Może trafiłam na niewłaściwe pozycje… Przeczytałam "Północną granicę". No, czytało się jako – tako, bez uniesień, ale doczytałam. Sięgnęłam potem po "Prawo sępów" i odpuściłam. Dla mnie styl jest trochę za ciężki, ale przede wszystkim bohaterowie wydali mi się odrażający. Z "Północnej granicy" zapamiętałam tę podsetniczkę, nie pamiętam, jak się nazywała – ale to była dość interesująca postać. I tyle, właściwie. I to było wtedy, jak przyznałam się tu na forum, że w ogóle mało fantastyki czytałam, więc pewien sympatyczny użytkownik poradził mi, żebym sobie może poszukała inne forum ;) (no dobra, dobra, ostatnia szpila, już nie będę! ;)). Pozstanowiłam więc ponadrabiać zaległości. To, co różni Wegnera od Kresa (oczywiście, mówię o tym, co przeczytałam, a po początkowych doświadczeniach nie brnęłam zbyt głęboko) to właśnie bohaterowie. U Wegnera są niepozbawieni wad, ale da się ich polubić. Bohaterowie Kresa mnie odrzucali.
ale teraz już jestem sympatyczny ;) A co Kresowych bohaterów, to masz duzo racji, większość z nich faktycznie potrafi zniechęcić do siebie, jednakże trzeba przynzać, że Kres lubuje się w bohaterkach kobietach, więc niejedna mogłaby Ci przypaśc do gustu ;) Czasem nawet odnosiłem wrażenie, że Kres może miał jakieś nieprzyjemne doświadczenia, ponieważ kobiety u niego to zazwyczaj twarde i władcze postaci. Ogólnie, tak jak pisałem wyżej Kres nie każdemu spasuję, jego książki często podszyte sa brutalnością, daleko wykraczającą poza poziom standardowy…Ale polecam spróbować przy jakiejś okazji wspomniane przeze mnie pozycję, a nóż widelec bardziej Ci spasują.
"I needed to believe in something"
Czytałem Wegnera niedawno, bodajże w grudniu – cały Meekhan, opowiadania + powieść. Źle nie było, ale nie wiem też, skąd te zachwyty. Momentami straszne dłużyzny (zwłaszcza "Niebo ze stali"), przedawkowanie patosu, bohaterowie raczej nijacy, bo już nie pamiętam ani ich imion, ani charakterów, patos, brak jakiejś myśli przewodniej (niby coś się tam dzieje z bogami i ich powrotem, ale co i czemu i czy warto czekać na tematu rozwinięcie – nie wiadomo), wszędzie honor, lojalność i paaaaatoooos. Miałem też, wrażenie, że Wegner woli postaci prezentować mówiąc zamiast pokazując. Mimo to na kolejną część czekam, bo świat jest ciekawy i całość trzyma klimat.
Niby tak, a nie, niby nie, a jednak.
Wegnera nie czytałem (choć mam zamiar kiedyś spróbować), ale skoro napomknięto o F. Kresie, to muszę się wyżalić. Ostatnio przeczytałem „Króla Bezmiarów” i srogo się rozczarowałem. Dostało mi się stare wydanie (z 1992 roku) pełne literówek i przeróżnych błędów, ale to mało ważne, do rzeczy. Marynistyczny klimat bardzo lubię, a mimo to książka nie podeszła mi do gustu. Antypatyczni bohaterowie, to po pierwsze. Lubię takie historię, gdy połowę bohaterów kochasz, a resztę kochasz nienawidzić. Niestety, u Kresa byli po prostu antypatyczni, jak w kinie klasy B z lat 80. Sama fabuła chaotyczna, pełna dziwnych, urywanych motywów, bez żadnej puenty, bez finału. Język również nie zachwycił, a powtarzane pięciokrotnie na każdej stronie „na Szerń!” strasznie irytowało. Za to trzeba oddać Kresowi niezłą wiedzę w zakresie marynistyki i wojskowości oraz całkiem niezłą kreację świata. Chwile, gdy narrator rozwodził się o świecie były chyba najciekawsze w całej książce. Szkoda, że w uniwersum z takim potencjałem autor umieścił tak średnią historię.
Dzięki za opinię. Przeczytałem dwa zbiory opowiadań i przekonałem się, że pojawił nam się naprawdę zdolny pisarz. Ciekawe fabuły, zmienny styl (w zależności gdzie dzieje się akcja). Chociaż bardziej odnajduje się w militarnych klimatach. Ciekaw jestem dalszego rozwoju tego uniwersum.