- Hydepark: Self-Publishing - jak dobrze to zrobić.

Hydepark:

Self-Publishing - jak dobrze to zrobić.

 

Z powodu braku zaufania do Wydawnictw, postanowiłam zgłębić tajniki sztuki samowydawania przez duże "S", czyli bez pośrednictwa osób trzecich.

Chodzi mi głównie o książki drukowane gdyż, jak zauważyłam, e-booka można wydać bardzo łatwo i w dodatku za darmo.

Potrzebne są do tego: gotowy tekst w formacie PDF (po redakcji, korekcie i składzie), projekt okładki oraz numer ISBN.

Jak doradzili mi forumowicze NF, ISBN można załatwić na stronie Biblioteki Narodowej.

Tekst w PDFie już posiadam, więc po otrzymaniu ISBN będzie można skontaktować się z drukarnią.

I tu następuje problem.

Po wydrukowaniu egzemplarzy, zabieram je do domu i zastanawiam się co robić dalej.

Muszę je sprzedać, ale powinnam zrobić to legalnie, czyli odprowadzić podatek od każdej sprzedanej książki i rozliczyć się z fiskusem.

Gdzieś wyczytałam, by móc sprzedawać książki na własną rękę, musiałabym zarejestrować się jako wydawca… (Matko jedyna, szkoda mi czasu i nerwów na takie pierdoły! :( )

Przychodzi mi do głowy jeden pomysł. A co, jeśli zdecyduję się sprzedawać moje książki na internetowych portalach e-bayu lub Amazonie? Oni i tak odliczają podatek od każdej rzeczy którą sprzedasz, więc byłoby to legalne.

Dodam, że takie rozwiązanie byłoby dobre, zwłaszcza że mieszkam za granicą, więc nie musiałabym biegać po znienawidzonych urzędach.

Co o tym myślicie? Jeśli orientujecie się w tej kwestii, to bardzo proszę o Wasze porady. Myślę, że wiele zagubionych autorów może na nich skorzystać.

Komentarze

obserwuj

Wiem, że jest tak, że jeśli wydawca przekazuje swoje książki Empikowi, to musi od nich od razu zapłacić podatek, nawet jeśli Empik jeszcze ich oficjalnie nie sprzedał (i nie wiadomo czy w ogóle to zrobi). Siłą rzeczy z Amazonem powinno być podobnie.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Zamiast drukować (do tego potrzebujesz sporego nakładu finansowego) spróbuj może zacząć od e-booków. Fajną ofertę w tej kwestii ma choćby Virtualo (własny sklep, sklepy partnerskie (w tym Empik, Merlin, aplikacje na iOS, Android, wsparcie DMRów, jeśli chcesz chronić swoje publikacje)

Kurcze, własnie dzwoniłam do skarbówki w Polsce. Sprawa wygląda następująco: mieszkając w Polsce musiałabym założyć własną działalność gospodarczą (samozatrudnienie) by móc sprzedawać książki. Ale, że mieszkam w WB, to muszę rozliczać się z tamtejszym Urzędem Skarbowym. Dzwoniłam więc do brytyjskiej skarbówki i powiedzieli mi to samo, co Pani w Polsce – muszę zarejestrować u nich własną działalność gospodarczą, nie zależnie gdzie sprzedaję swoje towary (e-bay, czy amazon). To trochę komplikuje sprawę. Będzie dużo papierkowej roboty i dużo załatwiania różnych spraw. Czy wydawanie na własną rękę naprawdę się opłaca?

exturio, spróbuję z tymi e-bookami ale chciałam złapać jakiś kontakt z tymi wydawcami i wybadać sprawę, czy są solidni. Nie próbowałam z Virtualo, ale próbowałam z kilkoma innymi wydawcami e-booków. Czekam ponad tydzień na e-maila od nich, na ich stronach nie widnieje także inna forma kontaktu poza e-mailem (żadnych nr tel.) co wydaje mi się podejrzane. Jak mam zaufać takim wydawcom, z którymi kontakt jest tak utrudniony? Jaką mogę mieć pewność, że gdy przyjdzie do wypłacenie mi należności za sprzedaż e-booków, zrobią to? Zresztą, nie spisujesz z nimi nawet należytej umowy. Ja jestem bardzo ostrożna po ostatnich przejściach z wydawcą. Widzisz, miałam spisaną umowę, wydawnictwo wydawało się solidne, miało własną infolinię i kilka możliwości kontaktu (e-mail, nr.tel., fax), a i tak nie mogę się z nimi skontaktowac w żaden sposób…

RobertZ i Jahusz, nasi portalowi współbracia, wydali w WFW. Na razie nie skarżyli się, a wydawnictwo też się ogłasza, że wydaje ze współfinansowaniem.

Dzięki gwidon, sprawdzę ten trop :)

Słowo daję, chyba powinniśmy tu na NF założyć wydawnictwo :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

@ Dj Jestem za :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Ja też jestem za. Co się nie sprzeda, będzie na nagrody w konkursach ;)

Jak to się nie sprzeda!? Unfallu, człowieku małej wiary! Dodruk będzie potrzebny :D

https://www.martakrajewska.eu

Zakładajcie – będę pierwsza w kolejce do wydania :)

Ale założenie działalności gospodarczej nie jest wcale takie trudne:) regon i całą resztę można już mieć złatwioną już po paru dniach. Nie wiem, jak to w WB, ale ponoć tam jeszcze łatwiej z zakładaniem działalności…? A myślę, że wydawnictwo NF to już dawno powinno być!!! 

Przez lata była seria książkowa pod szyldem Nowej Fantastyki. Publikowano w niej najlepsze rzeczy, od Gry Endera po Czerwony Mars. I już jej nie ma. Zgadnijcie dlaczego. ;)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Trudno założyć nie jest. Trudniej potem płacić ZUS-y.

@ocha – jak już się gdzieś jest zatrudnionym, to inna bajka. Jesli samozatrudnienie, to owszem, masz rację. Trudno.

Z drugiej strony, trudno mi uwierzyć, że wszystkie osoby, które wydają sobie same książki zakładają firmę. I płacą później tysiąc zł. ZUS -u co miesiąc. Z tego, co kojarzę, jeśli jest się gdzieś zatrudnionym na etat, to też nie zwalnia całkiem z "firmowego" ZUS-u, tylko jakiejś jego części.  Jest zdaje się jakaś kwota (absurdalnie niska zważywszy na wysokość ZUS-u, który muszą płacić przedsiębiorcy) jaką można zarobić rocznie bez zakładania firmy. I tak ją potem trzeba zgłosić poprzez PIT, ale jest zwolniona od podatku.  Tylko to już by była wiedza, którą należałoby wyszarpać ze skarbówki. Z doświadczenia wiem, że czasem sami nie orientują się dokładnie w przepisach. Najlepiej, jak się już firmę ma, po prostu dopisać sobie działalność wydawniczą. Ale to niestety rozwiązanie dla nielicznych.

Gdzieś kiedyś czytałem, że do określonej kwoty zysku na książce nie trzeba zakładać działalności. Chyba 3 tysiące.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

No właśnie, też mi się obiły o uszy te 3 tys. na rok Nie tylko o książki chodzi, tylko ogólnie. Genialnie to ktoś wymyślił, zważywszy że rocznie na sam ZUS trzeba wpłacić ok. 12 tys, jak się już działalność ma.

Działalność na początku kosztuje jakieś 300 miesięcznie przez 2 lata

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

A po dwóch latach w ślady Radwana. ;)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

mam prośbę, aby nie trolować, również tak chytrze :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

300 z hakiem to było jakieś 6-7 lat temu. Pamiętam jeszcze. Teraz to znacznie powyżej 500 zł. Nawet sobie sprawdziłam na stronie ZUS-u, bo się mocno zdziwiłam, że coś potaniało ;). Ale nic, kończę ten uroczy wątek :).

No, ja jeszcze raz w sprawie niektórych wydawnictw tzw.self-publishing: koresponduję mailowo z dwoma. Jak dotąd, oba wymigały się przed podaniem mi tel.kontaktowego. Wszystko chcą załatwiać przez internet. Czy nie wydaje się to troszkę podejrzane?

Może po prostu są nieśmiali?   Nie zmienia to faktu, że sprawa jest rzeczywiście nieco podejrzana.

A tyle razy temat był wałkowany. Wydawnictwa typu self-pub nastawione są TYLKO I WYŁĄCZNIE na zysk z zapłaty za wydanie książki. Jeśli ktoś trwa w naiwnej wierze, że zajmują się one promowaniem książek autorów, którzy zapłacili za wydanie książki to jest (jak to się u nas mówi) w mylnym błędzie.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Ja doskonale rozumiem fakt, że takie wydawnictwa mają za zadanie jedynie "wydać" i "wydrukować" nakład książki za jaki zapłacę i wydaje mi się że większość autorów to rozumie. Nikt o promowaniu książki nie wspomina. Moja obawa dotyczy poważniejszego problemu: jeśli zapłacę za wydrukowanie "x" egzemplarzy, które chcę otrzymać, czy faktycznie je otrzymam. Czy może wydawnictwo zgarnie kasę i przestaną się odzywać, tak jak zrobiło to wydawnictwo o którym pisałam wczesniej. 

Jeśli jest, tak jak piszesz, to zostałaś oszukana i masz prawo dochodzić swoich praw w sądzie. A jeśli chodzi o pewność, czy Cię ktoś nie oszuka… no to jest problem nierozwiązywalny :D

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

"Gdzieś kiedyś czytałem, że do określonej kwoty zysku na książce nie trzeba zakładać działalności. Chyba 3 tysiące." Na pewno? A nie jest to po prostu kwota wolna od podatku? Wydaje mi się, że działalność musisz założyć, w chwili, w której zaczynasz czymś handlować, a nie po roku, kiedy wiesz, jaki osiągnąłeś dochód. Działalność gospodarcza jest definiowana jako każda działalność w celu zarobkowym, a nie jako działalność, która faktycznie przynosi zysk. Tak mi się wydaje, ale może jest coś o czym nie wiem, może wprowadzili jakieś korzystniejsze regulacje?

O takich rzeczach to lepiej nie rozmawiać na niefachowym forum, gdzie każdemu się coś wydaje, tylko porozumieć się z fachowcami. Bo można się nieźle wkopać. Ale też akurat nie widzę problemu w liczeniu, jaki osiąga się dochód, i kiedy te 3 tys. przekraczasz. W ciągu roku podatkowego możesz przekroczyć mnóstwo progów, po osiągnięciu których trzeba coś tam zrobić (przejść na VAT, założyć kasę fiskalną itp. itd.). Po prostu trzeba liczyć. Ale – tak jak pisałam – zdecydowanie lepiej pogadać z kimś, kto się na tym zna.

"O takich rzeczach to lepiej nie rozmawiać na niefachowym forum, gdzie każdemu się coś wydaje, tylko porozumieć się z fachowcami. Bo można się nieźle wkopać. "  Fachowcem raczej nie można mnie nazwać, ale skończyłem niedawno prawo i wydaje mi się, że jest tak, jak piszę…  Z tego co wiem, nie ma znaczenia wysokość osiąganych dochodów. Jest tylko zadeklarowane, że musi to być działalność zarobkowa. Tutaj spotkałem się z pewnymi rozbieżnościami w doktrynie – jedni twierdzą, ze wystarczy sam cel zarobkowy, czyli jeśli wystawiasz coś na sprzedaż, to prowadzisz działalność niezależnie od tego, czy ktokolwiek to kupi (i jest to pogląd dominujący). Drudzy, że działalnością zarobkową jest każda działalność, która faktycznie przynosi jakikolwiek, choćby najmniejszy, zysk. Natomiast nigdy nie spotkałem się z żadnym przepisem, ani poglądem, aby wysokość zysku miała jakiekolwiek znaczenie.  Aczkolwiek warto dodać, że oprócz zarobkowości, działalność gospodarcza musi być ciągła i zorganizowana. Czyli w zasadzie jeśli jednorazowo sobie wydrukujesz książki i od razu sprzedasz cały nakład, nie tworząc w tym celu żadnej "infrastruktury" (nie zakładając sklepu, nie wynajmując nikogo, kto by Ci pomagał) to nie jest to działalność gospodarcza (i znowu – wysokość osiągniętego zysku nie ma znaczenia). 

Ok. Nie jestem fachowcem, więc nie dyskutuję. 

Ja nie wierzę – wszyscy prawo kończą!

Mee!

Jak patrzę na Gedeona, to też nie wierzę : D

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Gedeon ćwiczy prawniczą retorykę po prostu ;). 

Napisałbym coś więcej, ale się powstrzymam :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Napisałbym coś więcej, ale się powstrzymam :) Nie wierzę! :)

:)

Mee!

Czyli jeszcze dział porad prawnych…

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Dj Jajko łamie (kruszy) sobie skorupkę prze Was!

Mee!

Jak patrzę na Gedeona, to też nie wierzę : D Nie wiem skąd te zdziwienie, wbrew pozorom inteligencja do skończenia prawa potrzebna nie jest, wystarczy dobra pamięć (albo olbrzymie szczęście przy doborze egzaminatorów). A wracając do tematu self-publishingu. O drukowaniu książek nie mam pojęcia, ale w e-booki się bawiłem… I nie polecam. Przynajmniej jeśli chodzi o ich sprzedaż w Polsce. Moja książka wisiała kilka miesięcy (nie pamiętam dokładnie ile, ale co najmniej pół roku) na wydaje.pl . Sprzedało się nieco ponad 20 egzemplarzy, "zarobiłem" około 60 zł. Co najgorsze, moja książka znalazła się na pierwszej stronie listy bestsellerów tego portalu (oczywiście nie ze względu na jej jakość, bo rzecz jasna była gniotem totalnym, po prostu ubłagałem znajomych, żeby ją kupili). Czemu najgorsze? Bo to znaczy, że większość innych pozycji osiągneła jeszcze gorszą sprzedaż (pomimo niewątpliwie lepszej jakości). Generalnie, okazało się, że jakieś 80% pozycji sprzedało się w liczbie 0-5 egzemplarzy. Dlatego nie opłaca się "marnować" swoich tekstów na publikowanie e-booków (chyba, że darmowych). Bo ani nie zarobi się w ten sposób, ani nie dotrze ze swą twórczością do ludzi. Już lepiej publikować na forach, blogach, czy takich stronach jak ta, bo to daje przynajmniej szansę na to drugie. Natomiast nieco lepiej jest, jeśli ktoś bierze pod uwagę sprzedaż za granicą. Znajomy opublikował na Amazonie,  w ciągu roku sprzedał ok. 150 sztuk, z czego tylko 30 zostało zakupionych przez osoby zamieszkałe w Polsce… Pomimo tego, że ebook był w naszym ojczystym języku.  

Studiuję prawo i mogę się tylko trochę zgodzić – chyba zależy od tego, gdzie kończysz ;P

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

UW, dzienne. Możliwe, że są lepsze uczelnie, tym niemniej ta jest z pewnością jedną z lepszych w Polsce, a i tak da się ją skończyć posiadając IQ na poziomie średnio rozgarniętej rośliny doniczkowej. Ba, nawet z wyróźnieniem.

Pewnie, że są lepsze. A przynajmniej jedna ; ) Ale rozumiem, w sumie masz rację – znam osoby, które nie powalają inteligencją, a idzie im calkiem nieźle.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Chłopaki, przerażacie mnie. Świadomość, że średnio rozgarnięte rośliny doniczkowe decydują po studiach o być czy nie być jednostek w naszych pięknych i sprawiedliwych sądach, to gorzej mi się robi :(

https://www.martakrajewska.eu

Świadomość, że średnio rozgarnięte rośliny doniczkowe decydują po studiach o być czy nie być jednostek w naszych pięknych i sprawiedliwych sądach, to gorzej mi się robi :(

Bez przesady, z tym "być czy nie być", kary śmierci u nas nie ma :D Poza tym w "branży prawniczej" jest mnóstwo czysto odtwórczej, rutynowej pracy, która nie wymaga jakichś wybitnych zdolności intelektualnych, tylko zwyczajnej skrupulatności. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że takiej pracy jest najwięcej. 

Krajemar, z tą rośliną doniczkową to gruba przesada. Na prawie jest sporo inteligentnych osób, ale jak wszędzie, występuje również dużo kujonów. Weź też pod uwagę aplikacje i sprawdź ile lat trzeba poświęcić, żeby stać się sędzią, który to właśnie ma władzę decydowania ; )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Weź też pod uwagę aplikacje i sprawdź ile lat trzeba poświęcić, żeby stać się sędzią, który to właśnie ma władzę decydowania ; )

Sędzia też tak naprawdę nie musi być super rozgarnięty. Wszak jest mnóstwo spraw czysto rutynowych, tak naprawdę oczywistych, gdzie wystarczy po prostu znać prawo, żeby wydać odpowiedni wyrok. Praca sędziego w sądzie rejonowym to to – przynajmniej w sprawach cywilnych – tak naprawdę w znacznej mierze zadania "urzędnicze" – strona przedstawiła odpowiedni dokument, należy wydać taki a taki wyrok. Istnieje nawet postępowanie nakazowe (wiem, że Ty Berylu o nim wiesz, ale inni pewnie nie), gdzie nawet się nie przeprowadza rozprawy (jeśli pozwany nie wniesie zarzutów), tylko wydaje wyrok na podstawi przesłanego przez powoda dokumentu czy rachunku.  Uwaga: ja nie twierdzę, że prawnicy co do zasady nie są inteligentni. Ja tylko twierdzę, że nie trzeba być inteligentnym, żeby być prawnikiem, dlatego Beryl nie ma powodu wątpić w to, że udało mi się skończyć prawo.

Nowa Fantastyka