- Hydepark: Semper Fi

Hydepark:

Semper Fi

Zastanawiałem się kiedyś nad fenomenem marines w s-f. Jak to jest, że w zaskakująco wielu wizjach przyszłości, zarówno z książek, filmów czy gier, w czasach gdy od dawna już nie istnieją znane nam państwa nadal istnieją marines. Nie da się ukryć, że marines, a w szczególności amerykańska piechota morska, na której z reguły wzorują się twórcy przyszłościowych wizji, należą do najszerzej znanych i najlepiej wyszkolonych żołnierzy naszych czasów. Nie są oni jednak jedynymi jednostkami elitarnymi, równie dobrze jako żołnierzy przyszłości można by przedstawić SAS, Legię Cudzoziemską a nawet GROM. Pomimo tego, większość wojen przyszłości toczonych jest właśnie przez marines. Jakby wszyscy pisarze czt też twórcy gier z góry zakładali, że kosmos kolonizować będą tylko Amerykanie.

Przy okazji, jakie jeszcze kojarzycie książki, filmy lub gry gdzie w armiach przyszłości walczą marines?

Mnie osobiście przychodzi na myśl Gran Endera, serial Gwiezdna Eskadra, Obcy: Decydujące starcie, Avatar,Starcrafti Warhammer 40k. W sumie za pierwowzór marines można też uznać piechotę ze Starship Troopers.

Komentarze

obserwuj

Cóż, znaczna jest wciąż ilość odbiorców, którzy (parafrazując Hugh Laurie'go) dostają erekcji przy każdym zdaniu zawierającym słowa "bravo-delta", "atak", "skopać" i "dupy". Amerykańscy marines to chyba nie tyle najlepsza, co po prostu najsilniejsza PR-owo jednostka wojskowa. Fenomenu tego nigdy nie rozumiałem. Nie mówię tu o rzeczywistej wartości bojowej, bo nie dysponuję precyzyjnymi danymi, ale o nośności fabularnej, a ta (moim zdaniem), już wygasła. Nawet Cameron wrzucając do "Avatara" postać jarheada, musiał go umieścić na wózku - inaczej nikogo by ta postać nie kręciła.
Także ja za marinsów już dziękuję, podobnie jak za inne zgrane klisze dotyczące oddziałow wojskowych: najemnicy, zakonnicy, fanatycy, ideowcy...
Gdy będę pisał coś paramilitarnego, sięgnę do innych motywów.
Tylko... no właśnie? Jakich?
:/

Na czym polega ów fenomen? To przecież proste. Policz sobie jaki procent (najlepiej finansowy) zarówno wśród twórców jak i odbiorców szeroko rozumianej fantastyki stanowią Amerykanie i masz odpowiedź. Smutna prawda jest taka, że aby odnieść sukces finansowy trzeba tworzyć w Ameryce i dla Amerykanów, nie zaś dla Brytyjczyków, Francuzów czy Polaków.

Proste. Bo to wszystko Amerykańskie produkcje :P A Amerykanie, których osobiście uważam za strasznie tępy naród, kochają takie szmiry. Już się nie mogę doczekać tego nowego filmu o ataku UFO na Los Angeles, bedzie polew :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Już wiem, o jakiej formacji chciałbym przeczytać/napisać!
Chodzi mianowicie o nepalskich gurkhów. Pamiętam, że byli w Imperium Tysiąca Słońc, ale to mało znane dziełko chyba, dałoby się dzielnych skośnych recyclingować.

Zgodzę się z tym co pisali Zico i Fasoletii, szczególnie z tym co pisał Fasoletti (o tępych Amerykanach).
Ale: Zico, w Wlk. Brytanii też można się dorobić... trafiając na inne rynki europejskie. Chodzi jednak o to, że brytyjczyk ma większe szanse na zainstnienie w Europie niż Polak. Kto czyta naszych? Czesi, Słowacy, Litwini, Węgrzy, może Rosjanie. I większość z nich raczej nie jest w tych krajach bardzo popularna.

PS
Nie mogłem nie wspomnieć! Semper Fidelis to dewiza polskiego Lwowa. Szkoda, że się o tym zapomina.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

To co, napisze ktoś coś o GROMie? ;) A może Lansjerach Gwardii z czasów napoleońskich?

Ta, nawet mam ich jako awatar:).
Może ja jestem jakimś dziwakiem, ale po prostu uwielbiam marines z SC. Te krzyki, wybuchy, fruwające wszędzie kule, "luzackie" i pozerskie komentarze, twarze stężałe w wyrazie grozy...
Wiem, to kicz. Ale co zrobię. Po prostu kocham.
Co do problemu, to wytłumaczenie może być bardzo proste. Zwykle w takich utworach mówi się o oddziałach inwazyjnych, co prawda międzyplanetarnych, ale zawsze. A, jak mówi wikipedia:
"marines - potoczne lub oficjalne nazwy oddziałów piechoty morskiej na świecie"
Nie mogłem się powstrzymać:
http://www.youtube.com/watch?v=7ISD9YIqGhc


@beryl: w Wlk. Brytanii też można się dorobić... trafiając na inne rynki europejskie

Czy to aluzja do J. Rowling? Bo jeżeli tak, to proszę wziąć pod uwagę, że HP to właściwie też produkt amerykański, przygotowywany w różnych postaciach i rozprowadzany przez Amerykanów. To, że pomysłodawczyni tego chłamu jest Europejką nie ma wiele do rzeczy. Gdyby nie amerykański przemysł rozrywkowy autorka nie zarobiłaby na suchą bułkę.
Zgadzam się jednak, że Brytolom jest łatwiej. Wspólny język i kultura sprawiają, że łatwiej im zaistnieć na amerykańskim rynku. Wszyscy inni mogą tylko pomarzyć o takich pieniądzach.
Nie zgodzę się jednak z kolegami, że amerykanie to debile. :) Owszem, cechuje ich infantylizm i niski poziom wiedzy ogólnej, ale jak widać potrafią sobie w życiu radzić o wiele lepiej od nas.

Jakiś sens w tym jest. W tego typu światach s-f armie z reguły składają się z floty statków kosmicznych a piechota pełni tylko rolę desantu + części załóg tych statków - czyli piechota morska, tylko, że w kosmosie.
Co do Amerykanów to owszem, są ignorantami we wszystkim, co nie dotyczy ich kraju, przy czym nie wynika to z debilizmu, raczej z lekceważenia (może spadek po izolacjonizmie? Albo wynika to z tego, że są przyzwyczajeni, że to wszyscy do nich przyjeżdzają :D)
Zauważcie, że jeśli w filmie amerykańskim ktoś jedzie na nasz kontynent, to w 9 na 10 przypadków nie jedzie do Francji, Niemiec, Włoch - tylko do ,,Europy". W filmach komediowych cudzoziemiec może być sympatyczny, ale zawsze jego nieamerykańskość jest przedstawiania jako dziwactwo - i z reguły na koniec przeżywa przemianę, przyznaje, że hamburgery są lepsze od jego rodzinnej kuchni i zaczyna używać jankeskich powiedzonek. W filmach z cyklu ,,UFO atakuje Ziemię" z reguły walczy z nim wyłącznie USA i widz jasno dobiera, że tylko to, co się dzieje w Ameryce ma jakieś znaczenia dla świata. W filmie bardziej podniosłym postać pozytywna, obojętnie w jakiej żyje epoce i kraju, musi wyznawać amerykańskie ideały. (vide Gladiator - Marek Aureliusz czy Maximus są dobrzy, więc MUSZĄ być za demokracją).
Zauważyłem też inny motyw - są filmy z rodzaju ,,przybysz z magicznego świata trafia do naszego świata.To znaczy trafia do Ameryki". Pomijając to, że one również kończą się tym co wyżej wspomniałem - przybysz pada na kolana przed cudownością USA - to zauważcie, że kiedy przybysz wymienia nazwę swojej ,,magicznej krainy" reakcja jest taka - ,,W jakim to stanie?". Bo wszystko co istnieje, zaweira się w Stanach.

Acha, dodajmy jeszcze, że na drugim biegunie są lewicowi amerykańscy intelektualiści, którzy z radością opluwają swój kraj, a żołnierzy amerykańskich zawsze przedstawiają jako przygłupich sadystów :D

W gruncie rzeczy USA nie różnią się wiele od reszty dzisiejszego świata. A że wszystko jest tam większe, głośniejsze i na szerszą skalę, więc i różne cudactwa bardziej rzucają się w oczy.

Co do tych "intelektualistów", o których wspominasz, to dodałbym jeszcze, że z negacji własnego kraju uczynili sobie całkiem nieźłe źródło dochodów i popularności. Zwłaszcza w kręgach artystycznych. Ilu aktorów i reżyserów zachwycało się Michaelem Moorem i jego gównianym filmikiem, nakręconym według zasad komunistycznej propagandy z lat 60 i 70? Jak kiedyś filmem "Oto Ameryka" zrobionym za pieniądze amerykańskiej partii komunistycznej. Do dziś w głowach niektórych durnych Polaków siedzi ta klisza, że w Ameryce jada się szczury. Amerykańskie kręgi artystyczne są cholernie zlewicowane. W rozmowach ze swymi niektórymi amerykańskimi znajomymi nie mógłbym przyznać się do wielu swoich poglądów, żeby nie zostać wziętym za jakiegoś kołtuna czy relikt z innego świata i nie narazić się na ostracyzm. :)

"W gruncie rzeczy USA nie różnią się wiele od reszty dzisiejszego świata."
Hmm, no ale jednak zauważ, że w polskiej sf,o ile nie dzieje się w naszym kraju, raczej mało jest Polaków. W USA kosmos podbijają Amerykanie... W Polsce też :D Choć może to akurat nasza narodowa specyfika.
Dodatkowo, nie wiem czy zauważyliście, że Polak zawsze stara się wymawiać obce wyrazy w miarę wiernie, tak jak w danym języku, natomiast Anglosasi nawet nie próbują? (Amerykanin zawsze Ci przeczyta ,,j" jako ,,dż" i tak dalej).

To nieprawda, że tylko w USA jada się szczury. W Polsce też, przecież u nas są McDonaldy :D Nie jestm wrogiem Ameryki, widzę tam wiele pozytywnych aspektów (choćby ustrój, czy motwyacja Amerykanów do brania spraw we własne ręce i samoorganizowania się), ale fast foody to coś okropnego, nic dziwnego, że mają problemy z otyłością.

Co do intelektualistów - to z reguły tak jest, że Ci ktorym dobrze się powodzi nie doceniają tego, co mają. Zazwyczaj najbardziej krytyczne wobec państwa są nażarte elity, a biedny lud jest patriotyczny :D

jednak zauważ, że w polskiej sf,o ile nie dzieje się w naszym kraju, raczej mało jest Polaków.
No cóż. W kosmosie też raczej mało jest Polaków, więc to chyba naturalny trend? :) Dziś już raczej wiadomo, że Wielka Przyszłość nie będzie należała do nas i za wyjątkiem nielicznych specjalistów niewiele będziemy mieli do powiedzenia w dziedzinach będących tradycyjnym poletkiem fantastów. Inaczej było jeszcze w latach 50 i 60. Wtedy polskie nazwiska dość często gościły na kartach naszych twórców SF. Dziś to anachronizm.

Zico, co do poprzedniego:

@beryl: w Wlk. Brytanii też można się dorobić... trafiając na inne rynki europejskie

Czy to aluzja do J. Rowling? Bo jeżeli tak, to proszę wziąć pod uwagę, że HP to właściwie też produkt amerykański, przygotowywany w różnych postaciach i rozprowadzany przez Amerykanów

To nie była aluzja tylko do Rowling. I miałem na myśli dorobienie się również na rynku pozaamerykańskim. Anglikowi jest o wiele łatwiej się przebić na rynek francuski, czy niemiecki, niż Polakowi. Zresztą, nawet w naszej ojczyźnie są tacy co chętniej czytają Wyspiarzy niż rodaków. Nie wiem czy wynika to z tego, że tworzą w języku który rości sobie prawo bycia językiem międzynarodowym, czy z innych względów - np. tego, że widząc na półce angielskie nazwisko chętniej sięgniemy po tego autora, "bo pewnie jest znany na świecie" (możemy myślić w ten sposób zasięg oddziaływania rynku amerykańskiego z brytyjskim)?
Analiza rynku to nie moja specjalność, ale to takie moje osobiste obserwacje jeno. :)


Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Niektórzy nawet uważają, że np. tylko anglosaskie/celtyckie nazwy i imiona są prawdziwie fanastyczne,. Grałem kiedyś w grę online na silniku Valheru (podobna jest teraz reklamowana na tej stronie) i tam banowano za słowiańskie nicki, bo ,,nie trzymały klimatu".

No pewnie, przecież nie od dziś wiadomo, że Gniewosz nie brzmi tak "epicko" (kalka językowa zamierzona, bo i w kontekście) jak Archibald, a Aleskander wygląda gorzej od Alexandra.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Beryl: zapewne ma tu miejsce nasz klasyczny kompleks wobec zagranicy. Wszak już w dawnych czasach różni światli mężowie narzekali na zapatrzenie naszej szlachty na francuszczyznę. :) Ewentualnie pewna unifikacja myślenia, która dziś podświadomie wskazuje nam, że dzieło autora o anglojęzycznym nazwisku gwarantuje międzynarodowy poziom, zaś polskojęzycznego to pewnie jakaś amatorszczyzna. :)
Gedeon: podziękowałbym za taką grę i poszedł poczytać "niefantastycznego" Wiedźmina. ;)

Mnie też to zawsze denerwowało. Tak ogólnie, wydaję mi się, że ciężko pisać o osobie z jakiegoś innego kręgu kulturalnego. I zawsze śmieszyło mnie amerykanizowanie fantasy, urban fantasy czy nawet SF. Po prostu, Polak, z racji wychowania w Polsce i przesiąknięcia naszą kulturą, odniesieniami itp. nie napisze wiarygodnego portretu anglosasa, przesiąkniętego inna kulturą, odniesieniami. Można myśleć, że co do kultury Stanów, to każdy zna ją tak samo. Ale to nieprawda. Różnica w fascynacjach jest strasznie widoczna. Kojarzycie serial Zakazane Imperium? Zdziwilibyście się jak różne rzeczy wyciągamy z niego my i oni.
Lepiej chyba pisać o własnym podwórku. Chyba, że już naprawde się nie da :P

"Gedeon: podziękowałbym za taką grę i poszedł poczytać "niefantastycznego" Wiedźmina. ;)"
I takoż się stało :D No może prócz Wiedźmina, bo wtedy już miałem zaliczonego.
Trochę też do zangielszczenia języka fanów fantasy przyczyniają się gry MMORPG. Pogra taki w Wowa i potem swojskiego łotrzyka nazywa rogalem.

a.k.j. - ale przecież ten ktoś nie próbuje rozgryżć natury prawdziwego Amerykanina. On używa sztampowego Amerykanina. Wszak tutaj chodzi o schematy, nie o studium nad czymkolwiek. Gdyby chciał stworzyć przemyślane dzieło, to może bye nie używał bezmyślnie amerykańskiego sztafażu, który jest dla niego oczywisty.

Ale w sumie.... Skoro sami tak chętnie pozwalamy amerykanizmom się panoszyć, to dosyć prawdopodbne, ze w przyszłości elitarny żołnierz będzie ,,marinesem" niezależnie od narodowości :D

Nie byłoby w tym zresztą nic złego. Wszak powszechnie przyjęło się słowo "komandos" i nikt dziś nie dochodzi jego genezy, ani też nie zamienia komandosów w "skoczków" czy "powietrznych desantowców". Słowo "marines" po prostu kojarzy sie z "morzem", a to brzmi podobnie we wszystkich językach indoeuropejskich.

Też racja. Przecież w sumie, jakby nie patrzeć to nie ma czegoś takiego jak słowo ,,rdzenne" dla danego języka - wszystkie jeśli nie są zapożyczeniami z innych języków, to wywodzą się  i tak ze wspólnego rdzenia (no przynajmniej dla Indoeuropejczyków).

Nowa Fantastyka