- Hydepark: Czary-mary, hokus-pokus

Hydepark:

inne

Czary-mary, hokus-pokus

                    To pierwsze wyrażenie SJP definiuje m.in. jako: “2. «niezrozumiałe rzeczy, praktyki»”.

Przy tej definicji też pozostańmy, bowiem nie wszystko co niezrozumiałe to czary i magia.

Umówmy się też – w TYM Wszechświecie wymienione zjawiska nie zaistniały i nie zaistnieją. Nigdy.

Podobno... 

                    Chciałbym zaproponować tu nie tylko luźną wymianę myśli o różnych zadziwiających

zjawiskach, ale i o naszych osobistych spotkaniach z “niezrozumiałym”.

Często nawet nie wiemy jak takie zdarzenie logicznie skomentować.

Z góry uprzedzę, że nikt (nawet John Taylor!) nie przekona mnie, że radiestezja to bzdury a telepatia

nie istnieje – sprawdzałem (i kontynuuję) osobiście.

Na dobry początek może coś z mentalizmu? Jest tego trochę na YT:

https://youtu.be/iifuEbaK2Ko

 

Zapraszam.

 

Komentarze

obserwuj

Słówko wyjaśnienia kto zacz ów J.Taylor – doktorat z matematyki w Cambridge i profesura

na szacownej, londyńskiej uczelni. Jako młody naukowiec zafascynował się był niestety

szarlatanami typu Uri Geller, co zaowocowało ostracyzmem w kołach naukowych i nieomal

zwichnęło mu karierę... W ramach rehabilitacji (?) napisał książkę (Nauka i zjawiska

nadnaturalne, 1980) w której gremialnie rozprawia się całą tą “parapsychologią”. Czasami słusznie,

czasami nie... Do dziś brakuje narzędzi i metod badawczych w tym zakresie. Świat nauki także

nie garnie się do aktywności na tym polu w trosce o swoją przyszłość.

Drugim takim zdolnym naukowcem był (i jest, obecnie działa w “zielonych”) fizyk Fritjof Capra,

który z kolei wykręcił w stronę Azji i popełnił Tao fizyki. No – albo filozofia, albo fizyka...

 

 

dum spiro spero

W sprawie radiestezji mogę podać przykład:

Z powodu suszy i ciągłych braków wody moi rodzice postanowili wykopać nową studnię i pojechali do odległego, ale podobno najlepszego w okolicy różdżkarza, który (nieuprzedzony) o wizycie chętnie wsiadł z nimi w samochód i przyjechał na miejsce. Okazało się, że to starszy dziadzio, co ledwo już chodził bez laski, a różdżkę musiał trzymać w obu rękach, więc sprawiało mu to trudność. W pięć minut wskazał problem, przez który stara studnia nie wyrabiała z dostarczaniem wody, choć miała być źródłem nieprzebranym. Przez lata obok mojego domu rodzinnego namnożyło się wiele domów i niemal każdy z nich czerpał z tej samej żyły wodnej i (zakładam) nie znając okolicy, dziadzio bezbłędnie wskazał kierunki, w których znajdowały się studnie sąsiadów. Wskazał też miejsce, w którym trzydzieści lat wcześniej kopano studnię, ale źródło zanikło, więc po dwukrotnym wypompowaniu wody, więcej się nie pokazała i dołek zasypano. W końcu pokazał miejsce, gdzie wody było najwięcej na całej działce, uprzedzając, że “cudów nie będzie, ale na domowe potrzeby wystarczy”. Tam kopali i od piętnastu lat czerpią z tego miejsca. Dziadzio skasował ich za poradę (co łaska) pięćdziesiąt złotych, obiecując, że jak wody nie będzie to odda hajsiwo... Mieliśmy w rękach magiczną gałązkę, która faktycznie ciągnęła we wskazanym przez niego miejscu i trochę zbyt mocno, żebym uwierzyła, że była to siła sugestii, ale czy rzeczywiście radiestezja? Też nie wiem...

smiley

Super przykład! Nie dlatego, że popiera moje zdanie. Porusza najważniejsza kwestię w tych 

wszystkich para-. Kwestię wiarygodności. Osobiście oceniam, że tylko 2-3% osób praktykujących

cokolwiek, posiada (a i to nie zawsze!) to coś nieuchwytnego, co przynosi pożądany efekt.

Taki “dziadek co łaska” prędzej będzie ta właściwą osobą, niż ktoś cedzący zimno: “pincet”...

ONI nigdy nie robią tego dla pieniędzy i poklasku. Kiedyś dość często pojawiał się w Polsce

angielski healer (uzdrowiciel) Harris. Byłem dwukrotnie na sesji, aby doświadczalnie sprawdzić

oddziaływanie – a naprawdę percepcję mam powyżej przeciętnej – i nic. Bez efektu. Natomiast

w kolejce zawsze 200-300 osób. Nawet sam Jezus nie uzdrawiał taśmowo... Natomiast z drugiej

strony – są ludzie do których nie wiadomo jak dotrzeć. Nie ma reklam, medialnego szumu,

w przedpokoju koszyczek na co łaska (często nie dla nich), kilka osób dziennie i jakoś tam 

pomagają. Też nie wszystkim i nie zawsze – cudów nie ma.

No i nie czarujmy się – nie ma nic za darmo. Za takie zdolności każdy płaci swoją cenę, prędzej 

czy później.

Dzięki za wizytę.

PS – Kraków jest specyficzny, podobno macie na Wawelu jeden z siedmiu światowych czakramów...

 

EDIT

Mieliśmy w rękach magiczną gałązkę, która faktycznie ciągnęła we wskazanym przez niego miejscu i trochę zbyt mocno, żebym uwierzyła, że była to siła sugestii, ale czy rzeczywiście radiestezja? Też nie wiem...

To znaczy, że to z Was, któremu różdżka “ciągnęła”, też ma jakieś tam zdolności w tym kierunku.

Autosugestia naprawdę jest tu głównym wrogiem, ale bez przesady. Może tylko zafałszować wyniki.

Jednak bez wrodzonych zdolności nie zadziała.

dum spiro spero

Hmmm... Wątek fajny, choć ja dość długo zastanawiałam się, czy tu wpisać coś, co jako myśl/wrażenie prześladuje mnie od prawie dwudziestu lat. :) Bo jeszcze zostanę posądzona o nie wiadomo, co (choć, z drugiej strony, czy ja mogę wygłupić się jeszcze bardziej niż dotąd? :)). ;) Szczególnie, że niedawno w necie czytałam artykuł o podobnych zjawiskach. :) 

W biurze nieruchomości kupiliśmy z Mężem w 1998 roku mały, przedwojenny dom do generalnego remontu. Właścicielami byli spadkobiercy – kilkoro osób spokrewnionych ze zmarłą tam nieco wcześniej staruszką. Żadnej z tych osób nie znaliśmy. Stopniowo, dzięki pożyczkom, zaciąganym w pracy i pomocy krewnych, zaczęliśmy remont, a w kolejnych latach – rozbudowę domku. I ciągle robiliśmy zdjęcia, utrwalając nas oraz etapy budowy. I od pewnego czasu zaczęliśmy na fotkach dostrzegać... zarysy twarzy staruszki w chustce na głowie.  Na przestrzeni lat, ciągle w tym samym miejscu, powyżej naszych głów, na powyginanej w naturalny sposób, wiszącej, brązowej zasłonie, pokazywała się ta sama, ledwo widoczna twarz starszej kobiety. Sceptycy twierdzili, że to zwykła gra świateł i cienie na zagiętej tu i ówdzie zasłonie. Możliwe. Ale jednak coś tam było. Oto przykład (twarze mojej Rodzinki – mała wówczas  Córeczka i my z Mężem – pozamazywałam): :) 

 

Edit, nieco jeszcze zbliżyłam, wycinając resztę:

Pecunia non olet

Dobre :) nie wiem, czy mam dobry komentarz do tego. Chyba nie, ale lubię takie klimaty, więc chętnie poczytam o waszych doświadczeniach :). Ale może, by nie zostać, tak bez własnego wkładu, może zapytam, co sądzicie o Aleisterze Crowleyu? Może ktoś się facetem interesował? A może nawet ktoś się interesował jego magiją w teorii i praktyce? :).

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Poczytałam sobie teraz o nim dokładniej. Ciekawa sprawa, ciekawa postać... :)

Pecunia non olet

Telepatia!? Kto ma, ten ma.. W większości przypadków, to zwykła synchronizacja niewerbalna, owiana pewnego typu tabu, dzięki któremu trzyma się taki a nie inny system społeczny. Im niżej drabiny, tym większe tabu. Mikro gesty, ruchy gałek ocznych, ogólna postawa. Dla esbekokryminokatoli, to tajne! Nie rejestrowalne dla kamer i niepoliczalne dla algorytmów komputerowych:D . Zresztą co ja tam mogę wiedzieć. Pamiętam jak na zapytania niewerbalne o.. myślałam o nielegalnych stymulantach to pociągałam podświadomie nosem. Obracając się w takim a nie innym środowisku, świadomie lub nie, przyjmuje się cały garnitur zachowań stadnych objawiających się mową ciała. Im gorsze wykształcenie i usytuowanie bliżej marginesu społecznego tym większe korzyści z utrzymywania takiego systemu, gdyż relacje tego typu sątrudniejsze do udowodnienia przed sądem, od werbalizowanych komunikatów. Uff.. Na szczęście psychiatryca przepisała mi nowe sajkotropy. Wydaje mi się że oprócz obniżenia poziomu dopaminy, hamują też działanie neuronów lustrzanych. Inaczej, bez sajkotropów, dosłownie widziałam myśli "współplemieńców" . Jak jechałam n.p. tramwajem, to szlag mnie trafiał do tego stopnia, że potrafiłam wyjąć telefon. I teatralnym szeptem wydać szukajce googla polecenie. " Algorytmie TGN 11 wyłącz komiksowe chmurki nad głowami otaczających mnie esbekokryminokatoli". Cały czas zerkałam przy tym na kamery, uśmiechając się serdecznie, i do "ludzi" reagujących na to agresją, mówiłam. To co powtarzałam sobie w myślach jak mantrę, czyli. " Kamery, kolejność zdarzeń, sąd, skopolamina!" To co robi to bydło, wydaje mi się że śmiało można podciągnąć pod paragraf o molestowaniu.. :) pozdrówka!

Kawkoj piewcy pieśni serowych

smiley

Dzięki bruce za fajny (a BJ za dobre), od początku mojej przygody z Forum biegało mi to

po neuronach...heh.

bruce – 

Ciekawa sprawa i to prawda, że dość często spotykana w mediach, bo nośna bardzo. 

Jeżeli ten wizerunek był widoczny niezależnie od oświetlenia, miejsca i kąta ustawienia aparatu,

może nawet zmiany pozycji zasłony w międzyczasie – to byłoby niesamowite...

Jeśli jednak tylko w określonych warunkach – to typowa pareidolia:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Pareidolia

Twarz na Marsie – owszem, ale diabła we włosach królowej jako żywo nie widzę. Bo i co miałby

robić, siedząc na dziesiątkach tysięcy banknotów. Diabli by go wzięli...

W górach i podczas lotu samolotem można natknąć się na 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Widmo_Brockenu

Wśród miłośników wspinaczki krąży legenda, że kto je ujrzy – umrze w górach. Dopiero trzykrotne

z nim spotkanie gwarantuje bezpieczeństwo.

 

Bj – 

Sory, omijam mistyków i okultystów. Na zdjęciach wygląda jak typowy heroinista (podobno rzucił),

może też trochę jak schizofrenik...

Pozdrawiam Was.

 

EDIT – z magią to nie taka prosta sprawa. Temat – rzeka.

dum spiro spero

Tak, mistycy ale i szamani często używają, różnych specyfików, by oderwać się od realnego świata i mieć lepszy kontakt z duchami. Ale i po dobrej wódce człowiek może pogadać z dziadkiem zmarłym przed pięcioma laty ;).

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

No to akurat raczej nie, alkohol przytępia zmysły. Ale na zdrowie podobno dobrze działa.

 

dum spiro spero

Bruce, IMHO to zwykła pareidolia, tak zresztą jak większość tego typu objawień.

 

Co do zjawisk paranormalnych czy innych, to chciałbym żeby były prawdą, jak Mulder I want to believe, ale wrodzony sceptycyzm każe mi zacytować Kurta Vonneguta, co chyba jasno przedstawi moje stanowisko:

 

“Those who believe in telekinetics, raise my hand.”

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Outta, jesteś bez serca. To tak jakbyś przyszedł na sesję RPG i powiedział, że Elfy nie istnieją ;). Widzisz, raczej większość osób ma tak jak ty, ale fajnie jest sobie pofantazjować :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ciekawy temat.

Fascynatorze, zawsze chciałam być na takiej sesji, jestem ciekawa, czy by na mnie zadziałała. :)

 

M.G.Zanadra – hm, ciekawe jak to działa. W sensie, czy są jakieś wytłumaczenia tego czy po prostu trzeba to brać na “wiarę”? ;)

 

Bruce – od razu zobaczyłam twarz, bez przybliżeń, ale ja widzę wszędzie twarze, więc akurat wiarygodna nie jestem. XD Co mi nie pokażesz plam, zabrudzeń, to zawsze coś dostrzegę. ;p

 

Ale i po dobrej wódce człowiek może pogadać z dziadkiem zmarłym przed pięcioma laty ;).

Bardzie, no wrzuciłabym tu coś, ale już mnie Vacter nastraszył, że wszystko zapisują na SB, a co dopiero tutaj. XD Zdarzyło mi się coś w tych klimatach, ale nie po wódce, a szczegóły może niekoniecznie warto zdradzać publicznie.

 

Co dziwne, ja nie wierzę w takie rzeczy, tzn. nie wierzę rozumowo, ale jednocześnie to mimo wszystko fascynujące i miałam kilka sytuacji, które wydawały się nieprawdopodobne i nie odrzucam dziwnych historii tak po prostu. Myślę, że nasze umysły sporo potrafią sobie dopowiedzieć, wytworzyć. Ale czy wszystko?

 

smiley

 

Outta Sewer

Też jestem sceptykiem – jak niewierny Tomasz, heh, jak nie włożę osobiście to nie wierzę.

Jednak gdzieniegdzie palec wetknąłem...wink

Fakty są takie, że tego miliona $ który zdeponował przed laty w banku jeden ze znanych

iluzjonistów, za udowodnienie że te para– istnieją, nikt jeszcze nie pobrał.

Pozdrawiam również.

 

AstridLundgren

Też Cię lubię, pozdro.

 

Ananke

Na sesji u Harrisa? Nie zadziałało by.  U Kaszpirowskiego też nie. Choć widziałem jak ludzie usypiali,

nawet przed telewizorami. Ale to zwykła, pokazowa hipnoza.

Pozdrawiam.

dum spiro spero

Wiem, wiem, jasne, zdaję sobie z tego sprawę i zawsze pokazuję te fotki bardziej dla śmiechu,  niemniej  tę zasłonę odsłania się i zasłania co najmniej kilka razy na dobę, a światło z pobliskich okien także pada pod różnym kątem. :) Zarys jest czasem mniej, czasem bardziej wyraźny, a na pokazanej fotografii – najwyraźniejszy. :)

Pecunia non olet

Hej

Postaram się, nawiązać do wszystkich komentarzy :), ale od czego by zacząć... 

To może od opowiadania :), ostatnio czytałem trochę o VooDoo, przygotowując się do nowego tekstu. 

Jak większość religii afrykańskich, VooDoo polega na czarach. Zakłada, że światy ludzi i duchów przenikają się. Jest Bóg oczywiście, który stworzył świat, ale stwierdził, że na tym jego rola się kończy i poszedł zajmować się własnymi sprawami :). Ale zostawił nam sferę duchową i kapłan za pomocą rytuałów może się oczywiście z duchami kontaktować. 

Czemu o tym wspominam, bo synkretyczna religia przemawia do mnie. A raczej sama idea łączenia religii.

Sprawy wiary są problematyczne, bo polegają na wierze i nie da się ich udowodnić. Więc zawsze będą ci, którzy powiedzą, ja nie wierzę i co mi zrobisz? ;). Ale są fakty. A fakty są takie, że nie jesteśmy wstanie dobrze poznać otaczającego nas świata, posiadamy znikomą wiedze o naszym układnie słonecznym, a co dopiero o tym co jest “dalej”. Więc część fizyków, nawet jeśli sama nie jest wierząca, zakłada istnienie “czegoś” nad tym wszystkim, co nas otacza. No właśnie, a co nas otacza? Głównie społeczeństwo,  umowa miedzy ludzka, zakładająca, że taki układ jest najlepszy dla wszystkich. Więc jako zwierzęta stadne, chcemy wypełniać naszą rolę w społeczeństwie i żyć dobrze aż do śmierci. Ale człowiek jako osoba świadomą własnej śmiertelności, potrzebuje zapewnienia ( jak w społeczeństwie, że wszystko będzie dobrze ;)), że to co robi ma sens. Więc społeczeństwa wymyśliły religie, dla dobra ogółu, by zapewnić  tych którzy potrzebują takiego zapewnienia, że wszystko będzie dobrze :D. A czym jest religia, jak nie próbą nawiązania kontaktu z... No właśnie i tu pojawia się problem, bo jak spytacie kapłana VooDoo, to powie wam z loa, jak księdza to Bogiem i tak dalej. 

I tu dochodzimy do naszych łączników  z nazwijmy to “innym światem”. Kapłani wszelkiej maści, łączy zawsze rytuał, ale i duża wrażliwość na otaczający ich świat. Od tego są, mają obserwować, badać świat i swoją wiedzą doradzać wiernym. Tylko, że badanie świata w społeczeństwie nie jest takie proste. Mamy masę praw, nakazów, zakazów, obowiązków i zwyczajnie jest to trudne, gdy od dzieciństwa jesteśmy przygotowywani głównie do życia w społeczeństwie.

Kapłani radzą sobie, na różne sposoby, medytują, nakładają na siebie ograniczenia, dzięki czemu swoją uwagę kierują na zupełnie inne aspekty życie, ale i też odurzają się, by uwrażliwić umysł na sferę duchową. Można łatwo zauważyć, że szamani, kapłani, mistycy mają dwie cechy wspólne. Rytuały i dużą wrażliwość na otaczający ich świat. A każda religia bazuje na podobnych założeniach – Bogu, duchach, innym świecie do którego trafiamy po śmierci lub możemy się z nim też kontaktować za życia. 

Zmierzam do tego, że co jeśli wszyscy mają rację. Jeśli każda religia odkryła rąbek tego, co nas otacza , a czego nie pojmujemy. A nawet, co jeśli sceptycy mają również rację. Że nie tyle Boga nie ma, a raczej nie ma go namacalnie, jako istoty czuwającej nad nami, bo zrobiła już swoje, zostawiając nam świat nie tylko materialny ale i duchowy, który możemy badać przez religię lub mistycyzm,  którego możemy “doświadczyć” poprzez specyfiki, mniej lub bardziej legalne. Ale i możemy doświadczyć będąc bardziej uważnymi, otwartymi na możliwości, które mogą wydawać się nieprawdopodobne :). 

 

No to się “nagadałem” :). A tak na marginesie, to sam nie wiem, co o tym myśleć :). Ale interesuję się tematem bo jest mi to potrzebne do opowiadań :) no i jest zwyczajnie ciekawe ;)       

        

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

bruce

zawsze pokazuję te fotki bardziej dla śmiechu,

Skoro warunki są tak zmienne, to już nie jest śmieszne, tylko ciekawe... Aberracja chromatyczna

obiektywu ujawniała by się także na innych zdjęciach o podobnym natężeniu oświetlenia tła.

Bez dokładnego badania optyki aparatu nie da rady...heh.

dum spiro spero

bruce, no to pytanie, kto teraz będzie, po spotkani chciał u ciebie nocować :). Ja mam od razu chęć poznania tej rodziny, do której należał dom, kim byli, jaka jest ich historia i tej staruszki :). A jeśli chodzi o Aleistera to był ciekawy :). A historia jego zainteresowań sięga znacznie dalej ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Fascynatorze, stąd właśnie moja decyzja, aby jednak tu zamieścić ową historię. :)

Bardjaskierze, zwyczajni ludzie, pewnie ich zmarła tu mama/babcia również była taka, w domu nic złego się nie dzieje, ale fakt faktem, że ja tam widzę twarz starszej kobiety, choć to jedynie zarys, a “odpowiadają” za niego: zasłona, cienie i światła. :)

Pecunia non olet

bruce no i zepsułaś zabawę ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hahaha. :D Może ktoś inny napisze o prawdziwym duchu i jego działaniach. :)

Pecunia non olet

devil

Muszę Was nieco postraszyć. Na Kujawach, skąd pochodzę, od wieków nikt nie posadowi

domu na trójkątnej działce. To oznacza pech do kwadratu, a nawet jeszcze gorzej.

Nie wiem czy to działa także w innych częściach kraju, ale tu gdzie mieszkam obecnie – tak.

Kilkanaście lat temu, tuż obok mnie, na trójkątnej działce wybudował się emerytowany (50!...)

major WP, maratończyk – żona dyrektorka ważnej instytucji, dzieci... Zaczęło się od jego coraz

częstszych kontuzji, żonę przenieśli do Poznania – wkrótce redukcja stanowisk i skończyła

w okienku. Po drodze oczywiście rozwód, dom sprzedany... On zainwestował swoje w nieruchomości

po PGR w pięknej okolicy – lasy, jeziora... Ale porszakiem tam nie dojedzie z Bundes a oplarzy

nie stać, zresztą też szkoda auta na wertepy. Plajta, okna pozatykane styropianem...

Dom kupił stylista (za “fryzjer” otwierałby pewnie brzytwę...), zdolny gość – latał do stolicy

czesać gwiazdy w TV, kiedyś własne studio w znanym kurorcie... Zaczęło się od kominka w którym 

stała piękna świeca – nie dało się w nim rozpalić ognia, bo...nie było komina...

Córka z wnuczkami wyjechała za mężem do Luksemburga, gdzie dyrektorował w ruskim banku.

Ale nie wypada mieszkać w byle willi, więc kupili “okazyjnie” od jakiegoś “Żymianina” całe

piętro w XVI wiecznych zabudowaniach klasztornych. Cudo – widziałem zdjęcia... Niestety, amatorsko

i nielegalnie zmodyfikowane, po pół roku strop się częściowo zawalił, remont – dziadek pozbył

się wszystkich oszczędności... Żona, poetka, w pół roku zawinęła się z powodu bardzo agresywnego 

raka. Dom pod młotek... Od czterech lat mieszkają w nim lekarze z trójką dzieci, oboje młodzi                           jeszcze... Wszystko super, ale trzy miesiące temu, nagle, separacja – będzie rozwód. I pod młotek...

Nigdy nie kupujcie ani nie budujcie domu na trójkącie...

dum spiro spero

Ciekawe... Nigdy o czymś takim nie słyszałam. :)) Fajna sprawa. :)

Pecunia non olet

O, interesujące.

Zacznijmy od tego, że raczej nie wierzę w takie rzeczy albo uważam, że da się je racjonalnie wyjaśnić (a w najgorszym wypadku – kryje się za nimi coś, czego jeszcze nie zbadaliśmy), ale z drugiej strony trzymam się z daleka od jakichś podejrzanych miejsc, obiektów etc., trochę na zasadzie ,,przezorny zawsze ubezpieczony” (jeśli faktycznie coś się tam dzieje, nie chcę być osobą, która przekona się o tym na własnej skórze – patrz powyższy nawias).

Dorzucam własną historyjkę –

sierpień, kilka lat temu, SNDWLKR na wakacjach na Lubelszczyźnie. Po północy wracam z imprezy do domku letniskowego. Pusta ulica, tylko latarnie świecą... i nagle widzę na niebie taką dziwną pomarańczową kulę. Ani to lampa, ani to księżyc, samolot, spadająca gwiazda – też nie. No po prostu kula unosząca się w powietrzu, nad linią drzew. Przyspieszam kroku, a to cholerstwo leci za mną. Pod koniec już prawie biegłem, przerażony jak diabli, a moje UFO (jak je nazywam) odprowadziło mnie prawie do samego domku. Nigdy później już go nie widziałem, do tej pory nie wiem, co to było.

EDIT: Nie piję, jakby co. XD

 

A co do pareidolii, raz ujrzałem Madonnę z Dzieciątkiem w kubku kakao... Zamieszałem i znikła. :) 

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDWLKR, niezła opowieść. :)

Faktycznie, przypomniałeś mi, że sporo ludzi widzi wizerunki świętych i te miejsca potem stają się obiektami kultu. 

Pecunia non olet

Podobno.. Niezłe wrażenie robi, gdy tupiące miarowo, ustawione w czwórki wojsko. Jesiennym wieczorem, we mgle, pośród woni butwiejącej roślinności. Robi tupnięcie na baczność! I komendante wzywa poległych. STAŃCIE DO APELU! \:] zaraz.. zaraz... Przecież ta jednostka nie istnieje od siedemdziesięciu lat! TUP! Tup! tup.. pustymi alejkami wiatr zamiata liście..

Kawkoj piewcy pieśni serowych

surprise Ciiiiiiii... Bo tupną mocniej... Pssssst...

 

 

 

dum spiro spero

cool

SNDWLKR

do tej pory nie wiem, co to było

Takie “UFO” lub podobne?

 

 

To chiński lampion. Miałeś pecha, że wiatr popychał go w Twoja stronę...

Swego czasu popularna, wczasowa rozrywka i przyczyna wielu podpaleń...

 

dum spiro spero

A, możliwe. Chociaż wydaje mi się, że świecił dużo jaśniej, ale pewnie pamięć, po wmówieniu jej, że to było bliskie spotkanie z Nieznanym, płata mi figle.

(Na marginesie, brat mojej babci w latach 70. rzekomo zaliczył  podobną akcję, w podobnych okolicznościach. Tylko że on widział ,,kulkę” tuż przed sobą.)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

cool

Jaśniejsze też bywają...i dużo większe.

 

https://youtu.be/GopKH3oNuTQ?si=ICh078o3GNvRiMDp

 

Gorzej z dziadkiem (stryjecznym, ciotecznym?) – są trzy możliwości: duch (brrrr), ufok (jeszcze

gorzej) i piorun kulisty. Najgorsza wersja.

 

 

Tu – piorun kulisty “uchwycony” na ulicy holenderskiego miasteczka w ‘2005. Ale do tego potrzeba 

burzy... Kilka-kilkanaście sekund latają sobie swobodnie.

EDIT

To znaczy na tyle, na ile zezwalają im ograniczenia fizyki, a my i tak nie potrafimy ich przewidzieć...

Pierwszym, który wytworzył w laboratorium piorun kulisty, był oczywiście Nicola Tesla.

dum spiro spero

cool

 w domu nic złego się nie dzieje, ale fakt faktem, że ja tam widzę twarz starszej kobiety, choć to jedynie zarys, a “odpowiadają” za niego: zasłona, cienie i światła. :)

bruce, no właśnie, zasłona – to materiał grubszy i fakturowany. Może walce w farbiarni pozostawiały

co jakiś czas na materiale taki leciutki defekt. No ale to wymagałoby sprawdzenia całej beli (a nawet

kilku) materiału z dziennej produkcji...

dum spiro spero

Kupionych zostało wiele zasłon z tego materiału (”na zapas/na przyszłość”), ale żadnego defektu na żadnej (chyba) nie było. :)

Pecunia non olet

smiley

To już naprawdę tylko hokus-pokus pozostaje...

dum spiro spero

O, tak! laugh

Pecunia non olet

Bruce, najlepiej uznać, że to duch opiekuńczy domu. :)

laugh

I pamiętać, że na wszystko ma oko...heh.

dum spiro spero

Też tak to odbieram, jeśli już, to dobry, opiekuńczy duszek. :))

Pecunia non olet

cool

Świadomość (Ego) to tylko kilka procent operatywności mózgu. Reszta to podświadomość

(Id) oraz Superego – w nieznanych bliżej proporcjach. To według Freuda. Według wielu poniosło

go trochę przy ustalaniu relacji przyczynowo-skutkowych, ale generalnie czy mamy coś lepszego

na dzień dzisiejszy?...

I kiedy podczas przechodzenia z życia do istnienia (jak wiadomo we wszechświecie nic nie ginie,

tylko zmienia swój stan – bilans musi być na zero, heh) skraweczek owego superego gdzieś się

zapałęta – to wtedy mamy kłopot na fotografii...

smiley

dum spiro spero

          Z dziwnych zjawisk musicie uwierzyć jeszcze w cos niesamowitego – przyjaźń młodego

wróbelka z równie młodym, choć przecież dużo większym, yorkiem-miniaturką. Wróbelek

wyćwierkuje zawzięcie jakieś swoje problemy przed mordką pieska (tak z 15 cm), a ten – cały

szczęśliwy i rozpłaszczony na trawie – udaje, że wie o co chodzi... Później dzielą się yorkowym

dobrobytem z ogrodowej miseczki i wróbelek wraca do swoich. I tak już kilka razy, niestety – na

razie nie udało się zrobić zdjęcia, to ogród pewnej młodej damy (14, moim zdaniem sensytywnej)

i dość daleko ode mnie. Co ciekawe, piesek ogólnie jest dość agresywny (hehe) – na koty rzuca się

z bojowym okrzykiem: arrrrurrra!...i przegania ze swojego terytorium. No chyba, że kot uparty,

to sam zarządza odwrót... Często też – w absolutnej ciszy – hipnotyzują się wzrokiem, poprzez

pręty klatki, z osamotnioną i nieszczęśliwą świnką morską...

 

dum spiro spero

 

Tu – piorun kulisty “uchwycony” na ulicy holenderskiego miasteczka w ‘2005. Ale do tego potrzeba 

 

A mi to wygląda jak lampa z rozproszonym światłem.

 

Czy ktoś widzi tu łapę? :D

To zdjęcie ma ciekawą historię. Pisałam opowiadanie o lodowej krainie i cóż – następnego dnia taki ślad na oknie.

 

 

Wygląda trochę jak Mantykora ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ja w pierwszej chwili zobaczyłem żyrafę. :\

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

O, mantykora, żyrafa. :D Może być też diplodok. :)

cool

Czy ktoś widzi tu łapę?

A jakże – z naderwanym paluchem i fragmentem ścięgna – jak żywa...

smiley

dum spiro spero

Ja widzę łapsko zdecydowanie! :) I to wkurzone! O ile łapsko wkurzone być może. :)

Pecunia non olet

A jakże – z naderwanym paluchem i fragmentem ścięgna – jak żywa...

Trochę martwa, ale może ożyć. Tego nigdy nie wiemy. :D

 

Ja widzę łapsko zdecydowanie! :) I to wkurzone! O ile łapsko wkurzone być może. :)

Wkurzone może być, jeśli jest oddzielną częścią, samo w sobie potworem, a to chyba taki przypadek. :)

A jakże – z naderwanym paluchem i fragmentem ścięgna – jak żywa...

Trochę martwa, ale może ożyć. Tego nigdy nie wiemy. :D

 

Ja widzę łapsko zdecydowanie! :) I to wkurzone! O ile łapsko wkurzone być może. :)

Wkurzone może być, jeśli jest oddzielną częścią, samo w sobie potworem, a to chyba taki przypadek. :)

 

 

Jestem przerażony waszymi opowiadaniami chyba dzisiaj nie zasnę. Moim dużym strachem, który mi towarzyszy a jednocześnie podnieca jest to gdy nadchodzi burza 

staram się w sezonie burzowym śledzić towrzenie komórek burzowych w internecie na https://radary24.pl

Kocham sprawdzać gdzie jest burza, uwielbiam kontrolować pogodę.

cool

Nie są to czary-mary ale rzecz nie mniej zadziwiająca. Od dawna wiadomo, że słonie

afrykańskie czując zbliżający się kres życia wędrowały na swoiste cmentarzyska, aby tam 

spocząć wśród swoich. Teraz odkryto ciekawostkę na temat słoni indyjskich...

https://kopalniawiedzy.pl/Slonie-indyjskie-chowaja-swoje-zmarle-dzieci,36998

Chapeau bas...

dum spiro spero

Ja jestem o tyle ciekawym przypadkiem, że z jednej strony jestem zagorzałym sceptykiem, wyznawcą Randiego i Witkowskiego, a z drugiej od zawsze fascynowały mnie tego typu zjawiska, zwłaszcza NDE i OBE. Fascynował mnie też świat snów, a od paru lat praktykuję medytację.

Myślę, że warto poruszyć tu temat, który pojawił się szczątkowo w postaci wzmianki o Crowleyu (tak, czytałem “Magiję” – meh), mianowicie polecanej literatury. Jest parę książek, które najbardziej dają mi do myślenia co do poruszanych tu spraw, wydają się być najbardziej wiarygodne, miarodajne i przekonujące, głównie z powodu tego jak skrupulatnie, metodycznie i w miarę możliwości naukowo autorzy podeszli do sprawy. Oto polecani pisarze:

Dwaj klasyczni:

Raymond Moody – autor przede wszystkim słynnego “Życia po życiu” 

Robert A. Monroe – autor równie klasycznej trylogii nt. OBE, zaczynającej się od “Podróży poza ciałem”.

I dwie dużo nowsze książki. Co ciekawe obie zostały wydane w tym samym 2013 roku:

Eben Alexander – “Dowód”

Pim van Lommel – “Wieczna świadomość” (tytuł oryginalny – “Nieskończona świadomość”, tytuł angielski – “Nielokalna świadomość”).

 

Co do moich własnych doświadczeń, to nie było ich zbyt wiele, chyba, że założymy, że sny są czymś w rodzaju eksterioryzacji (co jest prawdopodobne). Miałem parę świadomych snów, co dla osoby, która nie miewa ich regularnie jest dosyć mocnym i fascynującym doświadczeniem. Raz w dosyć ważnej sprawie jakieś nagłe silne wewnętrzne przeświadczenie, wręcz mentalne “szarpnięcie”, powstrzymało mnie przed czymś. Nie mówię tu o zwykłym “przeczuciu” czy intuicji, to była inna skala odczucia. Znam też trochę opowieści z pierwszej ręki o nietypowych czy niewytłumaczalnych zdarzeniach, i to tyle.

Akurat w ostatnim czasie mam trochę więcej luzu, również psychicznego w życiu, więc pewnie będę więcej eksperymentował z medytacją, snami, czy może próbami eksterioryzacji. Jeśli zdarzy mi się jakieś ciekawe przeżycie, pewnie się nim podzielę.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

cool

Dorzucę jeszcze z klasyki:

– Max Freedom Long Magia Kahunów

prof., kpt.ż.w. Sławomir Hulanicki Tajemna wiedza Kahunów

Ciekawostka – kilka dni po złożeniu maszynopisu w wydawnictwie prof. Hulanicki

nagle zmarł...

Ja kończę właśnie dłuższy tekst w tym klimacie, oparty w 100% (nawet 101...) na faktach.

Nie nadaje się na opko – zero fabuły, suche fakty. Ani do publicystyki, więc pozostaje HP...

dum spiro spero

Nie jestem do końca pewna, czy moje wspomnienia wpisują się w temat wątku. Mogą się nie wpisywać! Ale może się wpisują. To wpiszę.

 

Historia jest dość stara  –  pochodzi z czasów mojej heroicznej walki z nałogiem nikotynowym. Standardowy skład naszej rodziny rozszerzony był wówczas o suczkę Bunię – prawie dalmatynkę i bez mała foksteriera, o skłonnościach kleptomańskich  oraz wypasionego kocura-podrzutka, który okazał się kocicą. Na dodatek tą kocicą okazał się tak bardzo, że ku ogólnemu zaskoczeniu wyprodukował sześcioro kociąt.  Gdy tylko niemowlęta nieco obeschły, C.G. Kocica (kocur otrzymał imię Ciągle Głodna Kocica, w skrócie C.G.) natychmiast dokonała ich alokacji z klatki schodowej w naszą prywatną przestrzeń mieszkalną. Im bardziej maleństwa nabierały sił i masy, tym żwawiej postępowała ogólnodomowa demolka. Cztery podrostki dość szybko znalazły rodziny zastępcze, ale pozostała dwójka solidarnie i entuzjastycznie przejęła przydział ich czynności. Gdy już pogodziłam się z myślą o nieuchronności remontu generalnego, C.G. zdecydowała, że ona i dzieci wybierają wolność  na klatce schodowej,  ze swobodnym dostępem do terenów łowieckich oraz zielonych. Odetchnęłam. Każdego ranka sprawdzałam tylko, czy mi się koci bilans zgadza. Zgadzał się, aż do pewnego dnia, gdy ze zgrozą przyszło mi stwierdzić:  Debet! Kociąt zero a nawet minus dwa!  Kicianie i przeszukiwanie krzaków nie przyniosły rezultatu, a C.G. akurat zrobiła sobie dłuższe wychodne – przywołanie uciekinierów z zastosowaniem jej matczynego autorytetu było niewykonalne. Pozostało mi tylko jedno – zwrócić się o pomoc do świętego Antoniego,  niezawodnego patrona roztargnionych i niespójnych wewnętrznie, czyli mojego ulubionego, z którego usług korzystałam często, nieudolnie usiłując  nie nadużywać jego cierpliwości.

Pomyślałam sobie jednak: „Jakże to tak! Do świętego z pustymi rękami inwokację wznosić!?  Nie uchodzi!” Porządnej świeczki akurat nie posiadałam, a ogarek, jak wiadomo, dla kogo innego przeznaczony. Nie miałam wyjścia, musiałam zaproponować  handel wymienny. Skupiłam się więc  należycie i wysłałam do Antoniego czołobitny komunikat: „Najmocniej szanownego Świętego przepraszam, wiem że zawracam głowę, ale sprawa jest paląca! Kocięta mi wcięło! Dwie nieduże sztuki. Jeśli szanowny Święty byłby łaskaw pomóc mi je odzyskać, to ja w podzięce przestałabym palić! Stoi? No, to czekam. Pozdrawiam serdecznie. Amen”.

Kolejka petentów do świętego musiała być w tym dniu dość długa, bo zwlekał  z odpowiedzią i zwlekał. W końcu jednak usłyszałam: „Idź, ciemna białogłowo do garażu a  wyciągnij ze środka sierściuchy swe, które się tam zadekowały, gdy  facet, który jest twoim mężem, wyjeżdżał rano do pracy. A! I nie pal!”

Ulżyło mi! Wypuściłam na świat boży parkę głodną jak zając na przednówku i wywaliłam do kosza zaczętą paczkę papierosów. Umowa to umowa – nie odważyłabym się kopać z takim cennym wybawicielem. Minęło trochę czasu,  ja miałam świeższy oddech i w płucach mi nie świstało, a kocięta trzymały się grzecznie domu. Aż tu dnia pewnego wszystko zaczęło się od początku. Maleństwa przepadły! Garaż sprawdziłam zaraz na wstępie, Antoniemu przypominałam się sugestywnie, wielokrotnie  i natarczywie.  Ale nic! Żadnej reakcji!  Rozjuszyło mnie to z lekka, bo jak każdy niepalący palacz byłam dość nerwowa, więc niewiele myśląc walnęłam  z grubej rury: „O, kochany święty panie Antoni! Nie tak, psiakość, żeśmy się umawiali! Ja przestałam palić, a pan mi kotów nie pilnujesz?! Nieładnie!”

Nie odpowiedział. Stres ogryzał mnie do gołej kości, więc żeby się ratować, pognałam do kiosku po L&M, lighty oczywiście, bo czerwone okropnie mi szkodziły. I żeby historię zakończyć dodam, że kocięta samoczynnie odnalazły się po paru  dniach – wesolutkie, wyluzowane i pełne wrażeń. Za to ja zaliczyłam bolesną wtopę, a nawet dwie – nie dość, że wróciłam do nałogu, to na dodatek święty Antoni nigdy mi nie wybaczył wiarołomstwa. Czasem jeszcze pomagał, owszem, ale tak na odwal się,  na pół gwizdka i bez entuzjazmu:  zapodziałam służbowe kwity – znajdowałam tylko spinacz, zgubiłam portfel – wracał do mnie bilon oraz skasowany bilet etc. W końcu nasze kontakty mocno się rozluźniły. Niestety, tym w świetlistych wianuszkach na głowach nie ma co fikać, nawet jeśli rzecz idzie o sprawę kocią.

Trzeba było zamieścić to normalnie jako szort, boskie :P

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Jeśli kogoś interesują te sprawy polecam zapoznać się działalnością Ruperta Sheldrake’a (do znalezienia także na youtubie). Człowiek jest doktorem biochemii po Harvardzie i Cambridgeu, ale zajmuje się także parapsychologią. Przeprowadził między innymi szereg badań na temat “telepatii” (z pełnym rygorem – grupy kontrolne etc.), które dawały statystycznie znaczące wyniki (przykładowo, ludzie częściej niż się spodziewano byli w stanie stwierdzić, że ktoś w innym pomieszczeniu obserwuje ich przez kamerę).

 

Abstrahując od prawdziwości jego teorii (ma swój system filozoficzny, gdzie natura działa na zasadzie pamięci), ciekawie obnaża zacietrzewienie nie tyle naukowców, co właśnie “sceptyków”, którzy naukowcami często nie są, ale są za to wyznawcami ideologii, którą nazwałbym fundamentalistycznym materializmem, każącej im odrzucić a priori każde badanie, nie zgadzające się z tymże światopoglądem.

 

Widać to nawet w zabawny sposób na Wikipedii, która w znacznym stopniu została przejęta przez tę grupę – ledwie poznamy człowieka z imienia i nazwiska, już w tym samym zdaniu dowiadujemy się, że uprawia pseudonaukę. Stopień wykształcenia za to podany gdzieś na dole, malutkim druczkiem, żeby komuś nie przyszło przypadkiem do głowy, że może to być osoba poważna. 

smiley

Popieram przedpiśca! Finezyjna lekkość pióra. Szkoda tylko tej wtopy...

Ja miałem gorzej (tzn. lepiej, bo skutecznie) – taki jeden czarny z różkami pogonił mi kota.

Ostre zapalenie krtani, nawet śliny nie dało się przełknąć... Minęło – dwa tygodnie palenia

i znów zapalenie krtani. Jeszcze silniejsze, a diabełek poszeptuje po kątach: nic ci nie będzie...

nic ci nie będzie... Figa – papierosy do szuflady i do dziś tam leżą. Z dziesięć lat już.

devil

 

 

dum spiro spero

@Bailout, @Fascynator – bardzo dziękuję! Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że na forum fantastyki tak mało fantastyczna pisanina znajdzie jakikolwiek odzew, a już na pewno nie tak miły. Nie sądzę, aby mój tekst nadawał się do poczekalni, ale doceniam waszą propozycję. Pzdr.

smiley

w_b

 

 

leniwy2

Sheldrake to akurat dobry przykład naukowca (coraz więcej takich), który nie bardzo

przejmuje się skostniałymi paradygmatami nauki...

Radiestezja od tysięcy lat (już starożytni Rzymianie ją stosowali), a telepatia (głównie

w “kazamatach” tajnych laboratoriów) od półwiecza co najmniej są poza wszystkimi para-.

Wiem, bo czasami praktykuję...

cool

 

dum spiro spero

Nowa Fantastyka