- Hydepark: Wykształcenie autora

Hydepark:

Wykształcenie autora

Heh, zaczynam taki wątek, bo mnie to ciekawi, a szczerze mowiac, zastanwiam się, co by było gdybym rzuciła studia;P Nie, żebym miała piekło na studiach, przynajmniej do pierwszej sesji, ale to, co mam, odrywa mnie od pisania i dezorganizuje twórczość, że się tak wyrazę. rozsypuje mi się każda fabuła, bohaterowie, nie mam czasu porzadnie poprawcować i w ogóle cos napisać... (dlatego nie ma mnie w zasadzie od dwóch miechow na forum;p). Ciekawe, czy zdarza się, by autor dobrej ksiażki miał średnie wykształcenie... Jak bardzo wpłyneło by to na odbiór ksiażki, biorąc oczywiscie pod uwagę, że byłaby dobrze napisana...

Komentarze

obserwuj

Sądzę, że gdyby książka była dobra - ciekawa i dobrze napisana, to znaczna większość (jakieś wyjatki zapewne się znajdą), miałaby serdecznie gdzieś, jakie autor miał/ ma wyksztłacenie (myśle o postrzeganiu jego twórczości).
Nie napiszę żadnych przykładów, bo ja takich rzeczy po prostu nie sprawdzam. Dowiaduję się okazjonalnie, najczęściej z okazji jakiegoś wywiadu.

A co do tych studiów.. Hm... Słyszałam "pierdol studia, zostań ninja", ale "... zostań pisarzem" jeszcze nie :D

Sorry, ale to brzmi trochę jak gadki dzieciaków: "po co mi szkoła, skoro ja i tak będę sławnym raperem?" ;) Studia to raptem parę lat; potem możesz już spokojnie pisać przez resztę życia. Ale już jako osoba z wyższym wykształceniem, co ma tę zaletę, że gdybyś jednak nie została sławną pisarką, to przynajmniej uchroni cię od losu kelnerki w McDonaldzie. :D Wiem co mówię, bo sam nie grzeszę wysokim wykształceniem i wiem jakie się z tym wiążą nieprzyjemności.

Studia to skomplikowana sprawa. Z jednej strony ukończenie ich daje zaledwie papierek. Jeśli ktoś ma zapał, to sam przecież może opanować olbrzymią wiedzę z jakiejś dziedziny, bo studia i tak w dużej mierze polegają na pracy własnej. Jeśli ktoś ma talent pisarski, może poprzestać na LO i rozwijać się dalej samodzielnie. Ale jest też drugi koniec kija. Studia uczą uczenia się :) Jakkolwiek śmiesznie to brzmi, to taka jest prawda. Jak skończyłam LO nie umiałam się w ogóle efektywnie uczyć. W szkole średniej materiał do opanowania jest tak naprawdę bardzo wąski i wybiórczy, ale na tym etapie rozwoju może się wydawać nie wiem jak duży. Jednak już pierwsza sesja uświadamia, że matura to była pestka. Przynajmniej tak było ze mną. Przez pierwszy rok studiów nie wiedziałam w jakim żyję świecie, a na dodatek moja uczelnia była bardzo psychodeliczna. Ale to nieistotne w tej chwili. Wracając do tematu: bez studiów mało kto jest w stanie efektywnie rozwijać się tak, żeby opanować wiedzę ogólną na takim poziomie, żeby jego książka była pomysłowa i dobrze napisana. Kierunek studiów nie ma znaczenia, chodzi o gimnastykę dla komórek nerwowych.

Zico, nigdy nie jest za późno ;)

Cóż moi ulubieni autorzy mają wyższe wykształcenie. Studia pozwalają spojrzeć na świat trochę inaczej, z szerszej perspektywy, rozwiną cię jako człowieka co rozwinie też twoją pisarską pasję.

Poza tym zawsze możesz jakoś połączyć studia i pisanie np. poprzez polonistykę albo filologię angielską czy jakąś inną.

Oczywiście nie jest to żadna wiążąca zależność. Można być po maturze i bardzo dobrze pisać, tylko że wtedy człowiek szersze spojrzenie na świat zdobywa pracując, co nie zawsze wiąże się z większą ilością wolnego czasu.

Pozdrawiam,
Snow

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

I ja tu mam na myśli oczywiście ambitne książki podparte jakąs wiedzą historyczną bądź techniczną, a nie jakieś romansidła.

Ja jestem na kierunku inż. na uwm :) Jest ciężko i raczej mało jest czasu na pisanie. Ciężko było mi się zebrać do pisania, a jednak jakoś w końcu mi się udało. Od kilku miesięcy piszę systematycznie. Studia mnie wręcz do tego zmusiły. Wcześniej myślałem "Kurwa nie mam czasu, a chcę pisać!". I czas się znalazł. Zamiast oglądać serial, siadam przed edytorem. Długo to trwało bo 2.5 roku, ale jakoś poszło:) Dlatego nie ma co rzucać. Warto mieć wykształcenie. Życie jest brutalne i nie wszystkie marzenia się spełniają. I jak to napisał Zico "przynajmniej uchroni cię od losu kelnerki"

Oj, to zależy jakie studia :P

Jeszcze tylko dopiszę na dobranoc i zrobię tu miejsce dla innych, że dla mnie bardziej niż papierek liczy się to co studia robią z mózgiem ;)

No, a teraz dobranoc :)

Rhei, nawiązując -- "Pierdl szysko zostań tap madl". A co za znaczenie ma to, czy autor ma wykształcenie wyższe, czy też nie. Jeśli już iść w tym kierunku to trzeba byłoby też zawęzić pola na jakich to wykształcenie można zdobyć. A to jest jeszcze bardziej bezsensowne. Chociaż intryguje mnie, gdzie uczą, że należy zaczynać zdanie (i tytuł) małą literą oraz ignorować interpunkcję :S To już chyba jakiś nawyk.
Ale już jako osoba z wyższym wykształceniem, co ma tę zaletę, że gdybyś jednak nie została sławną pisarką, to przynajmniej uchroni cię od losu kelnerki w McDonaldzie.
Stanowisko kelnera w McD's nie istnieje. Ale na kierownika ktoś z wyższym wykształceniem to już się nada. W sumie dobra robota*, chodzisz i kontrolujesz, czy w oleju do frytek jest już wystarczająco dużo "biologiczno-fizjonomicznych dodatków od-pracowniczych", by klient się zorientował, czy też nie, albo czy udział procentowy sosu w tej białej substancji dodawanej do MacChickena jest na tyle wysoki, że to nadal smakuje jak sos, a nie jak pokłosie wylewanych przez pracownika stanów niezaspokojenia.  ^_^  Kontroluje, dodam, ograniczając się do obserwacji działań i zachowań pracowników, nie wykorzystując przy tym swoich zmysłów ;)
    *tak, to ironia. Naprawdę. No, chyba, że ktoś rzeczywiście to lubi. Ale wtedy powinien skorzystać z porady specjalisty.

Elleth, a która to taka psychodeliczna uczelnia? Spalmy ją razem. Zima jest, przynajmniej ciepło będzie.




Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Dwa słowa: Christopher Paolini. 

@ Lord Kovir

Ten Paolini to w sensie "wal wszystko, starzy ci wszystko załatwią"? :)

Nie no, pewnie, książke można napisać nawet z zerowym wykształceniem. Ale zarzucenie edukacji by zostać pisarzem? No, to się nazywa odwaga granicząca z głupotą. ;)

Dwa słowa: Christopher Paolini

Że niby nie trzeba mieć wykształcenia, żeby być dobrym pisarzem? Cóż, ten przykład mnie nie przekonuje :P

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Tylko rozrgranicznmy "dobry", a "sławny i bogaty" ;). Paolini trzaska taką kasę, że hej, ekranizacja, gadżety, gra komputerowa... No i ludzie to czytają, mimo że sztampowe i wtórne! Tak czy siak trza mieć szczęscie :/ 

Znam znakomitego polskiego pisarza, który nie ukończył szkoły średniej. Papierek nie ma nic do rzeczy. I tak by pisać dobrze i interesująco trzeba zdobyć ogrom wiedzy. A najważniejsze wiedzieć że się nie wie.

Jednak z czegoś trzeba żyć - znajomy był cieciem w szkole do momentu, gdy przeszedł na zawodowstwo.

A jeszcze jedno - opowiadanie jak to na studiach nie ma czasu żeby pisać między bajki włożę. Tylko priorytety trzeba zmienić. Studia, pisanie a potem dopiero balangi. I nie ma że boli.

Nie baluję;P Nie mam na to zdrowia. To  właśnie zdrowie sporo czasu zajmuje;P Pyrek - to mam zajęcia blisko ciebie, bo na humanie;P  Co do tego, że ,,Studia uczą uczenia się''. No może coś w tym jest, nie powiem, ale nie cierpię uczyć się pod presją, hehe. Tak, gadam jak dziecko, ale dobrze mi z tym;P

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Marsylka, bo wszystko zależy od nastawienia. Ja nie jestem tytanem pracy, jestem wręcz leniem nie z tej ziemi ni jestem pewna, że gdyby nie presja czasu, to nie byłabym w stanie się zmobilizować do niczego ;) Ja to w ogóle skończyłam kierunek, który z pisarstwem nie ma nic wspólnego, ale trochę mnie wytrenował, że dzięki temu łatwiej mi zdobywać wiedzę czysto humanistyczną ;) A co do balowania, to na razie tak mówisz, ale się jeszcze rozkręcisz :P I słusznie tu ktoś pisze, że czas na studiach to kwestia odpowiedniej hierarchi wartości ;)

beryl, nie chcę za bardzo udzielać informacji o sobie na forum (takie zboczenie), ale wierz mi, że na pierwszych latach nieraz musiałam przemierzyć długie podziemne korytarze i słyszałam z oddali, jak ktoś już ostrzy noże :/ Nie było to przyjemne. Brrrr. Mimo wszystko nie jestem mściwa i nie będę nic podpalać ;)

A dla mnie pisanie, to ciągła nauka, poszerzanie wiedzy, a studia uczą gdzie szukać, co omijać i jak wybierać to co potrzebne. No i prawdą jest to, że pierwszy rok to męczarnia, a potem to już od sesji do sesji.
A jak już się na studiach jest, to myślę, że nie warto ich rzucać. Kończmy to co zaczęliśmy (chyba, że kierunek na którym jesteśmy to totalna pomyłka i myślimy nad jego zmianą, to co innego). No i dla własnej satysfakcji, tego mgr (choć podpada to też pod "magazynier" :D) na papierku.

Elleth - hierarchia wartosci? Heh, moja kobitka od gramy praktycznej tez mi to powiedziała, gdy zaczęłam marudzić o ogromnej ilości kolokwiów, gdy wciskała nam kolejne;P no dobra, ale przestaję już smęcić;P

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Oni już tacy są. Wydaje im się, że człowiek nie ma co robić poza nauką. Ale są przecież nie tylko pierwsze terminy, ale drugie, trzecie...poprawkowe :P Ja też na 1-2 roku panikowałam. Dziwię się mojemu narzeczonemu, że ze mną wytrzymał, bo mu strasznie narzekam i marudziłam, ale z perspektywy czasu uwazam, że nie było warto :) Powodzenia na studiach ;)

dzięki:) przyda się:D

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Poczytałem wasze uwagi i nie znalazłem żadnej, mówiącej o tym, że wykształcenie autora może zaszkodzić dziełu.

Ja wybieram się na studia filologii :)

Nie wiem, czy wpłynie to na moją karierę (na pewno nie zaszkodzi), ale zawsze będę mógł zostać redaktorem, dziennikarzem bądź recenzentem, jeśli mi się nie powiedzie ;)

Rowling i King skończyli studia filologiczne, więc o czymś to świadczy :P

Zwłaszcza o jednym: spośród tysięcy filologów oni jedni potrafili coś więcej.

a ilu z pośród całej reszty potrafiło coś więcej? Porównaj sobie proporcje.

AdamKB, taki tekst jest nie poważny...

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Zawsze możesz studiować zaocznie, na prywatnej uczelni o wiadomej renomie. Wtedy na pisanie czas się znajdzie. Podobnie gdy wybierzesz kierunek typu bibliotekoznastwo (również dziennie) będziesz miała masę wolnego, a także wykształcenie. Oczywiście każdy ma swój wybór i ja nie zdecydowałbym się na żaden z powyższych.

Snow. Co w nim niepoważnego?
W każdej grupie zawodowej znajdziesz ludzi, chcących pisać, i czyniących to z lepszym czy gorszym rezultatem. Socjolog, fizyk, lekarz, astronom... Uważam, że żaden kierunek wykształcenia nie stwarza "automatycznej" preferencji do pisania, jak i przeszkody nie stanowi. Powoływanie się na tytuły zawodowe? Że niby jak filolog, językiem genialnie będzie operował? Teoria z praktyką mają, wedle starej a wciąż aktualnej złośliwostki, jeden punkt wspólny...

Zawsze możesz studiować zaocznie, na prywatnej uczelni o wiadomej renomie.
Prywatne uczelnie i renoma? :)

Chciałem tylko wtrącić, że zasadniczo mogę się podpisać pod tym co napisał do tej pory AdamKB. Słusznie prawi.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Wydaje mi się, że Sienkiewicz i Tolkien studiowali jeszcze filologię. Na pewno znajdzie się więcej przykładów ;D

Kur... mać! Co wy macie do prywatnych uczelni!? Studiuję na takiej i ostatnią rzeczą jaką mam to czas na pisanie! Poza tym, chciałam przypomnieć, że najlepsze światowe uczelnie, to uczelnie PRYWATNE właśnie.

A i Tolkien był pasjonatem historii, języków, mitów i pewnie jeszcze wielu innych rzeczy, więc wątpię by sama filologia dała mu taką wiedzę, jaką miał.

 @ lady madder
światowe, tak? A my jesteśmy w Polsce... ;D. A zresztą, i tak od samej uczelni zależy de facto niewiele. Wszystko zależy od uczniów i nauczycieli, kropka. Ktoś może dostać się na najlepszą uczelnię, a potem się zbiesić i nic nie robić. Może? No, może, kto mu zabroni. A potem jakoś napisze egzamin poprawkowy i się utrzyma. A jak ktoś trafi na wrednego profesora, choćby i na renomowanej uczelni? Sytuacja z życia wzięta. Znajomy miał mieć egzamin ustny. Przychodzi punktualnie, a profesor "poczekaj, teraz kawę piję". A po 3 godzinach, "No, dobra, teraz nie ma czasu, dostajesz 3 i się ciesz". I gdzie tu sprawiedliwość? Co do Tolkiena, to samo miałem powiedzieć. Filologia była tylko jednym z jego zainteresowań. Jakby co, to ja nic nie mam do prywatnych uczelni, więc nie bij...   

ja jestem na filologii, a nie powiem, żebym wierzyła w to, by mi jakoś szczególnie miała pomóc;P zgadzam się, co to tego, że ogólnie mówiac, trzeba mieć szerokie zainteresowania:)

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

"światowe, tak? A my jesteśmy w Polsce... ;D. A zresztą, i tak od samej uczelni zależy de facto niewiele. Wszystko zależy od uczniów i nauczycieli, kropka"

Zgadza się, a studenci z Oxfordu nawet nie wiedzą, że Wikingowie nie mieli rogów na hełmach...Oglądałam kiedyś taki program o tym jak grupka studentów z tejże wspaniałej uczelni mieli spędzić kilka tygodni w skansenie wikińskim. To był horror, brzydzili się zjeść nawet zwykłe jajko i kaszę :| Wymuskani panicze...

A co do filologii, grubym nadużyciem jest myślenie, że te studia czynią z absolwenta lepszego pisarza niż w przypadku innych środowisk. Studia jedynie ćwiczą, dają czas na kształtowanie się w wielu dziedzinach (nie od razu idzie się do pracy, przez co ma się niej czasu na samorozwój - z wyjatkami rzecz jasna), zmieniają spojrzenie na świat, jak ktoś ładnie to ujał wcześniej. Ale żadne studia nie uczą pisania lepiej lub gorzej. To jest kwestia osobowa zależna od wrażliwości, inteligencji, wiedzy, oczytania i warsztatu. To tak jak z wieloma dziedzinami: muzyka - macie pojęcie, że na świecie są genialni samoucy o niebo lepsi od tych co pokończyli akademie muzyczne? Albo malarze i artyści, którzy tworzą piękne obrazy kontra wykształciuchy po ASP, którzy rysują bohomazy i gonią za modą. To śmieszne, jak ktoś idąc na filologię myśli, że dzięki temu stanie się wielkim pisarzem.

A to, ze J. K. Rowling jest filologiem, to sorry, ale mnie by to zniechęciło do tych studiów, jakbym wiedziała co ona robi z ludźmi :P

A Lem studiował medycynę...tak mi się przypomniało.

grupka miała*

Oglądałam kiedyś taki program o tym jak grupka studentów takie programy mają z reguły zarysowany scenariusz to raz, dwa jeszcze nie poznałam nikogo kto by się normalnie* zachowywał przed kamerą.
Moim zdaniem studia mogą pomóc, ale nie dają żadnej gwarancji, że bd się dobrze pisało, niezależnie od tego na jakim się jest kierunku. Żeby dobrze pisać i mieć fajne pomysły, trzeba posiadać coś więcej niż wyższe wykształcenie.

*inna sprawa, że nie ma czegoś takiego jak zachowanie normalne

Nie twierdzę, że te studia uczynią z kogoś pisarza. Uważam, że na pewno nie zaszkodzą :)

Morten, mogą zaszkodzić, bo uczelnie ze swoim kształtowaniem studentów według jakichś norm może popsuć talent. Co innego rzemieślnicze kierunki, a co innego artystyczne. Z talentów robią odtwórców. W sumie najbardziej się znam na muzyce jesli o to chodzi i po ukończonych szkołach muzycznych i konserwatoriach/akademiach muzycznych wszyscy grają według jedynie słusznego schematu. Nie ma miejsca na coś nowatorskiego. Więc tu bym była ostrożna.

mogą*

Stephen King pisał książki w schowku na pranie wynajętej przyczepy kempingowej, pracując jako nauczyciel. Pogodzenie studiów z pisaniem chyba nie powinno sprawić aż takiego problemu

Widzisz, Elleth, są osoby, które uważają, że same studia wystarczą i dlatego przestają się rozwijać we własnym zakresie, co jest ogromnym błędem.

Kur... mać! Co wy macie do prywatnych uczelni!? Studiuję na takiej i ostatnią rzeczą jaką mam to czas na pisanie! Poza tym, chciałam przypomnieć, że najlepsze światowe uczelnie, to uczelnie PRYWATNE właśnie.
Jak to już ktoś pisał -- my w Polsce żyjemy. Poza tym, te rankingi to bujda (choć z tymi polskimi się zgodzę :)), nie wydaje mi się czy studenci "znanych prywatnych amerykańskich uczelni" są tacy wspaniali, była nawet kiedyś pewna sonda przeprowadzana wśród nich przez tvp, wyłapywali i pytali studentów historii o wydarzenia z II WŚ. Ich odpowiedzi raczej nie grzeszyły mądrością. I co do tych rankingów raz jeszcze -- nie zgodzę się, że czołowe polskie uczelnie są tak nisko w skali świata. Bujda.
No i nie emocjonuj się tak, moja droga.

A już najbardziej prawdziwa teza, to ta, która mówi, że wszystko zależy od nas samych.
Pozdrawiam ;)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nie wiem, na ile dobre są moje książki, żebym mógł być dla Was jakimkolwiek przykładem w poruszonej kwestii, ja sam jednak mam zaledwie podstawowe wykształcenie (tzn. liceum kiedyś tam zacząłem, ale nigdy nie skończyłem). Z drugiej strony - bo ktoś tu pisał o "zdobywaniu doświadczenia" i "szerszej życiowej perspektywie" nabytej dzięki studiom - nie leżałem sobie brzuchem do góry, podczas gdy starzy sypali groszem. Wręcz przeciwnie; jako osobnik, delikatnie mówiąc, niezamożny, starałem się jakoś przeżyć, mówiąc w dużym skrócie. A to poszerza młodemu człowiekowi perspektywę jak cholera. Gdybym nie musiał - w zastępstwie studiowania - pracować, wychowywać dziecka, wcześnie ścierać się z dorosłym życiem etc., dzisiaj zapewne rzeczywiście nie miałbym o czym pisać, bo jak się nie ma ani studiów ani życiowego bagażu, to dla pisarza in spe jest raczej kiepski start.
Marsylko, pamiętaj, że nawet jeśli rzucisz studia, nie możesz zprzestać rozwijania wiedzy, to po pierwsze. A po drugie - i jest to rzecz jeszcze bardziej istotna, o ile swoją przyszłość poważnie wiążesz z pisarstwem - jestem przekonany, że o wiele łatwiej połączyć pisanie ze studiowaniem, niż pisanie z pracą zawodową. Opieram się na pewnych obserwacjach - skoro przykładowi studenci-fantaści mają czas na erpegi, larpy, czy udział w różnego rodzaju eventach, to znaczy, że na brak wolnego czasu raczej nie mogą narzekać. Przynajmniej w porównaniu do ludzi pracujących, zwłaszcza tych zaangażowanych w życie rodzinne :)

Pozdrawiam,
Rafał W. Orkan

P.S. Powodzenia...

Dabliu, nie każdy kij ma dwa końce. Uważam, że jeżeli Marsylka pisarstwo traktuje na tyle poważnie, że chciałaby zarabiać właśnie w ten sposób, to wcale nie staje między wyborem praca - studia. Niektórzy ludzie, w tym także ja nie potrafią skupić się na kilku rzeczach jednocześnie, ale gdy podejmą się jednego zadania mogą żyć tylko nim przez długi czas, poświęcając mu wiele uwagi i starając się dopracowywać każdy element. Dlatego też nie potrafiłbym pracować, jednocześnie ucząc się. Zawsze jest kilka wyborów, tylko trzeba je poważnie przemyśleć i ustalić swoją hierarchię wartości.

Oho, zagrzmiało przy tej wypowiedzi Dabliu:)

Pisze się pomimo. Pomimo, że studiuję weterynarię (studia potwornie nudne, za to zawód fascynujący), parę razy do roku znajduję czas, by popisać - o dziwo, im bardziej jestem zajęty i im więcej pracuję poza uczelnią, tym więcej mam czasu, by pisać.
Ma się czas na to, na co chce się mieć.

Ja powiem tak, skończyłam dwa ciężkie kierunki (studia magisterskie), w tym jeden w cztery lata. Tak, bywało ciężko. Wstawałam o 5.50 rano, o 8 byłam na uczelni a w domu z powrotem koło 21. Nie pamiętam za bardzo jakiegos studenckiego życia, kina i podobnych rozrywek, za to pamiętam ciężką pracę. Na pisanie starczało mi czasu, wszystkie lepsze opowiadania w moim zyciu pisałam pomimo, tak jak Ajwenhoł, pisałam wiersze na wykładach i chodziłam pisac opowiadania do biblioteki wydziałowej albo do laboratoriów a inni studenci patrzyli na mnie jak na kosmitkę. Dodam, że prowadziłam koło naukowe, działałam w harcerstwie i byłam w zarządzie jednego stowarzyszenia politycznego, no i uczyłam się raczej dobrze. Wszystko jest kwestią organizacji czasu, i to jest rzecz, której powinny wyrobić studia.

Wykształcenie warto mieć. Określenie "studia uczą" jest idiotyczne. Studia niczego nie powinny uczyć - uczy to szkoła gastronomiczna. Na studiach student powinien studiować, czyli zgłębiać wiedzę. Sam. Generalnie w zawodzie (no dobra, powołaniu) pisarza takie zgłębianie wiedzy jest nieuniknione. Czasem trzeba przeczytać jakies opracowanie historyczne, książkę z fizyki, wojskowości albo psychologii, czasem trzeba się wykazać twórczym łączeniem faktów...

Paradoksalnie dobrze jeśli studia nie mają nic wspólnego z pisaniem (moje nie miały), są na przykład inżynierskie, matematyczne, informatyczne. Dzięki temu od pasji związanej z zawodem odpoczywasz przy pisaniu i od pisania odpoczywasz wykonując swój zawód. To chroni przed wypaleniem (tak pracował Zajdel). Dobrze jest też, jeśli pisarz się na czyms konkretnym zna (popatrz na Pilipiuka: jest archeologiem, zaszkodziło mu to?) Co więcej, studia to często czas spotkań, bardziej atmosfera intelektualna (o ile oczywiście nie studiujesz w Wyższej Szkole Obsługi Worda i Obcinania Paznokci), ludzie, których spotykasz, profesorowie, inni studenci, dyskusje, polecanie i pożyczanie książęk, a nawet zwykłe życie studenckie, to wszystko bywa naprawdę inspirujące, chociaż ciężko to zauważyć na pierwszym roku.

Studia ponadto rozwijają mózg (przynajmniej powinny :P, moje rozwijały ), zmuszają do dyscypliny myślenia i precyzyjnego formułowania myśli (napisałam dwie prace mgr i coś o tym wiem), no i wymuszają krytyczne spojrzenie na siebie (czasem trzeba dostać niezły "zjeb", żeby zauważyć, że nie, nie jest się genialnym i że trzeba jednak siedzieć na d**** i ponaprawiać różne defekty). Nie rezygnuj tak łatwo (jakże to tak? żeby osiągnąć cokolwiek w zyciu nie można tak łatwo się poddawać), bo żyjemy w czasach gdy sprzątaczki mają dyplom więc hm... jeśli za trzy lata rozmyślisz się co do pisania to może być źle.
 

"Określenie "studia uczą" jest idiotyczne"

Chyba czegoś nie zrozumiałaś Katy. "Studia uczą uczenia się". Pogłębiać wiedzę można i w domu, ale studia przez to, że narzucają szybsze tempo powodują przyzwyczajenie do natłoku informacji, zwiększają efektywność nauki. Są terminy - trzeba się wyrobić. I nie miałam na myśli, że ktoś to zrobi za mnie (=czytanie ze zrozumieniem). A potem łatwiej zgłębić wiedzę z innych dziedzin, bo ma się wprawę, łatwiej można oszacować ile dana rzecz może zająć.  No, ale ja to piszę z perspektywy lenia i luzaka...Swoją drogą powidziam Cię Katy. Jak Ty w tym wszystkim znalazłaś czas na rozrywkę i nawiązywanie przyjaźni z innymi? ;)

Podziwiam Cię*

Literówki robię z pośpiechu i potem wychodzą ciekawe słowa :]

@Elleth
chcialam raczej podkreslic ze ludzie czesto mysla, ze ida na studia by "ktos ich uczyl" czyli mysla ze "studia ucza". Zaden z moich znajomych, czesto swietnych studentow, zwyciezcow konkursow na najlepszego studenta rp etc nie mial takiego podejscia, w ogole chyba zaden dobry student jakiego znam (nie w rozumieniu ocen, tylko pasji, dokonan, charyzmy) nie oczekiwal ze uczelnia go czegos nauczy.
Ponadto, Elleth, to nie byla uwaga odnosnie Twojej wypowiedzi, ale raczej ogolna. Nie wiem czemu uniwersytet, ktory powinien byc wszechnica, dawac duzo swobody i dbac o odpowiednia atmosfere traktuje sie od jakiegos czasu jak jakas szkole zawodowa, po ktorej - nauczeni przez profesorow najnowszych trnendow w technologii, marketingu i oprganizacji pracy - studenci od razu znajduja prace w zawodzie bo uczelnia niejako im to gwarantuje. Uniwersytet powinien rozwijac bardzo ogolnie, a to pierwsza praca (lub wlasne zainteresowania, pasja) uczy szczegolow. Na uniwersytecie uczylismy sie algorytmow, jakichs podstaw programowania, tak by zrozuymiec jak to wszystko chodzi. A to, ze ktos chce w pracy uzywac Mavena, ktory za piec lat zostanie zastapiony lepszym frameworkiem, to juz inna sprawa. Ktos, kto dobrze zrozumial programowanie, projektowanie obiektowe i pare innych akademickich pojec nauczy sie i konkretnego frameworku.

Katy, jak tak to w porządku :), bo zasadniczo nasze opinie na temat istoty studiowania są zbieżne. Aczkolwiek też nie można umniejszać roli profesorów ;) (to też taka uwaga ogólna)

Haha, nie umniejszam, bo trafilam na naprawde dobrych ludzi i jestem wdzieczna za to ze m,oglam chodzic na ich wyklady :)

@Piotr Damian

Szczerze powiedziawszy nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek widział kij z jednym tylko końcem ;)

Oczywiście, również uważam, że jeśli poważnie traktuje się jakieś plany, to należy się równie poważnie zabrać za ich realizację. Z pisaniem to jednak nie taka prosta sprawa... Mówisz o utrzymywaniu się z pisania. Spróbujmy zatem prześledzić taki oto przykładowy scenariusz:

Marsylka rzuca studia i zabiera się za pisanie na poważnie, z zamiarem zarabiania na tym właśnie zajęciu. Po sześciu miesiącach kończy powieść, ponieważ pragnie rozpocząć karierę z grubej rury, od razu od dłuższej formy, zwłaszcza że nie sposób poważnie zarabiać na opowiadaniach. Rozsyła tekst jednocześnie do kilku wydawnictw (ryzykowne posunięcie, bo łatwo spalić za sobą kilka mostów). Marsylka ma niebywałe szczęście, ponieważ niezwykle szybko - już po miesiącu - otrzymuje od jednego z wydawców odpowiedź; jej powieść zostaje przyjęta. Szczęście jest podwójne, bo żadne inne wydawnictwo nie zainteresowało się tekstem i Marsylka nie musi odrzucać żadnej propozycji, a więc nie wchodzi w żaden niepotrzebny konflikt, co mogłoby utrudnić jej karierę w przyszłości. Teraz Marsylka czeka. Powiedzmy, że już po kolejnych pięciu miesiącach do Marsylki zgłasza się redaktor z częścią tekstu do poprawienia; zaczynają redagować powieść. Załóżmy, że redakcja jest "nowoczesna", bardzo szybka i trwa jedynie miesiąc. Kolejne dwa miesiące zajmują korekty i składy, po czym zaczyna się błyskawiczna produkcja i zaledwie po kolejnych trzech miesiącach książka trafia do księgarń. Następnie mija jeszcze około pół roku od publikacji i do Marsylki docierają pierwsze pieniądze ze sprzedaży debiutanckiego dzieła...

Policzmy sobie teraz - Marsylka po dwóch latach od porzucenia studiów dostaje wypłatę, za którą może sobie kupić waciki. No dobrze, stać ją na zakup kilkunastu książek. Ewentualnie, zamiast książek, nabędzie kilka sweterków w H&M. A i to przy założeniu, że Marsylka ma dość talentu, cierpliwości i samozaparcia by tak szybko napisać pierwszą powieść, nie mówiąc o wystarczająco wytrzymałym zadku. Do tego ma sporego farta, że to właśnie jej powieść utrafi w gust i dobrą wolę wydawcy, oraz duuużo szczęścia w całym procesie produkcyjnym, który w zaprezentowanym przykładzie jest wyjątkowo sprawny i szybki. Równie dobrze pierwszy tantiem mógłby do niej dotrzeć, powiedzmy, po czterech latach. Istnieje też możliwość, że ów pierwszy tantiem będzie ostatnim, jeśli książka nie trafi w gusta czytelników. Nie mówiąc już o tym, że Marsylka nie ma żadnej gwarancji na to, że ktokolwiek wyda jej książkę. Tego nie da się po prostu wypracować; to jedna wielka niewiadoma i nie zawsze taki pech jest związany z brakiem talentu. Czasem po prostu brakuje szczęścia.

No i moje pytanie - nawet jeśli, tak jak w powyższym przykładzie, Marsylka dostanie pierwsze pieniądze już po dwóch latach od porzucenia uczelni - co będzie jadła przez te dwa lata? Gdzie będzie mieszkać? W co się ubierze? Jak będzie pisać, jeśli odłączą jej prąd? Te pytania dotyczą jej losu również PO pierwszej wypłacie, albowiem nawet jeśli uda się jej wydać drugą i trzecią książkę, prawdopodobnie nadal nie będzie jej stać na regularne opłacanie choćby części rachunków, nie mówiąc o zwyczajnym, codziennym utrzymaniu.

Stąd moje ostrzeżenie, że jeśli nie studia, i tak czeka ją inna praca, z którą pisarstwo będzie w jakimś stopniu kolidowało. I raczej w większym niż mniejszym, IMHO.

@Ajwenhoł

Po pierwsze, gratuluję wyróżnienia w HW (o ile dobrze widzę, że jesteś autorem "Człowieka, który był pleśnią"); byłem jednym z jurorów (zresztą, uścisnąłem Ci prawicę podczas ogłaszania wyników) i muszę przyznać, że masz cholernie dobre czucie języka. Tylko pozazdrościć...

Po drugie - to już do Twojej wypowiedzi kilka postów wyżej - z tym "maniem" czasu na co się chce, to tak jednak nie do końca. Jako tatuś dwójki dziabągów (córa - 8 lat, syn - 8 miesięcy) muszę stwierdzić, iż niestety o czas na pisanie jest bardzo ciężko. Zazwyczaj człowiek ma chwilę dopiero w nocy, kiedy po całym dniu najpierw pracy, potem niańczenia progenitury itp., nie ma już siły myśleć, a co dopiero tworzyć.

Ale prawdą jest, że pisze się POMIMO. Poza tym, co to za pisarz, który nie zbiera żadnych życiowych doświadczeń ;)

@Katy

dobrze prawi, tak generalnie.

@Marsylko, przeczytaj uważnie Jej radę i przemyśl to dobrze.

Ja sam chciałem jedynie odpowiedzieć na Twoje pytanie - czy pisarz musi mieć wyższe wykształcenie? Otóż nie musi. Ja nie mam ani wyższego, ani średniego, ani choćby zawodowego, i proszę - książki stoją w księgarniach; mało tego, cieszą się nawet swego rodzaju pozytywnym komentarzem. Ale pamiętaj, że bez studiów będziesz z dużym prawdopodobieństwem skazana (przynajmniej przez kilka lat) na ciężką, brudną i słabo płatną pracę, i to niezależnie, czy uda Ci się z tym pisaniem czy nie. Kurczę, wiem coś o tym :(

Ofc masz rację, ale to co napisałeś jest oczywiste. Bardziej chodziło mi o to, że Marsylka może mieć np. bogatych krewnych, lub po prostu mieszka w domu na łasce i niełasce rodzicieli, niemniej mieszka i pisze. Kłopoty z publikacją dalej ma, ale powiedzmy, że tym razem ryrzyko, że odetną jej prąd i umrze z głodu nie jest tak duże. ;)

@Dablju
Zapewniam, że mnie było jeszcze bardziej miło.
A z tym czasem chodziło mi mniej więcej o to. Bardziej o to, co ważne, niż o to, co się "chce".

@Piotr Damian
O, gdybym miał bogatych krewnych, to też bym siedział i pisał. I pojechałbym do Islandii. Albo do Tybetu (najlepiej na siedem lat). Nie wynajmowałbym małego pokoiku na niezbyt fajnym osiedlu.
Jeśli ma sie na myśli pisanie jako sposób na życie, to w domyśle jest "życie z pisania". Może jest jakaś kraina za górami, za lasami, gdzie pisarz może spokojnie żyć sobie ze swej twórczości. Ale jak wyglądam przez okno,to  wydaje mi się, że to, kurde, chyba nie ta bajka. Możliwe, że jest ktoś w Polsce, kto tylko z pisania żyje, ale nie są to jedynie opowiadania i powieści, ale cała kupa felietonów (i to nie tylko w prasie fantastycznej, czytałem kiedyś felietony Dukaja w "Tygodniku Powszechnym"). Wolę pisanie traktować jako odskocznię i samorealizację (póki mam czas), bo gdybym musiał się utrzymać z pisania, zbrzydłoby mi do reszty. Wolę ponarzekać sobie, że spędzam kolejny dzień nad psimi jajkami niż gdybym miał dostawać odruchu wymiotnego na widok kartki papieru.

Każdy, kto zaczyna swój ukochany kierunek studiów po pewnym czasie przekonuje się, że on wcale, a wcale taki ulubiony nie jest :D
Pewnie, też bym chciała rzucić studia, wyjść bogato za mąż, pisać, prowadzić w dom, a od czasu do czasu rodzić dziecko. Ale to przecież w pewnym sensie byłaby ucieczka?

A studia to nie tylko sesja, kolokwia i akademik. To też mozona praca. Praca w czytanie, praca w rozsumienie. Olbrzymi materiał do ogarnięcia, więc nasza praca z perspektywy wydaje się mrówcza. Ale przez jej ogrom widać, czy jesteśmy  wytrwali, cierpliwi. Czy mamy samozaparcie. A co jest bardziej potrzebne pisarzowi niż praca z literkami? Więc mili państwo, wszystkie te sesje, prace i dyplomy to nic innego jak próba charakteru.

Nowa Fantastyka