- Hydepark: Twórcza niemoc

Hydepark:

Twórcza niemoc

Pisanie jest zajęciem fizycznie i psychicznie wykańczajcym.

Oczywiście to moja koncepcja.

Czy komuś zdarza się z dobrym pomysłem w głowie siedzieć przed monitorem a słowa nie chcą się składać w zdania a zdania w sceny? Znacie ten stan?

Komentarze

obserwuj

Ło, bo to raz? Nie raz idąc do pracy mam w głowie ułożone powiedzmy pięć pierwszych zdań opowiadania, a kiedy po południu siądę przed monitorem, okazuje się, że albo nie pamiętam, albo w ogóle to nie brzmi tak dobrze jak mi się zdawało, a jeśli już brzmi, to reszta tekstu jakoś się kupy nie trzyma... Albo widzę scenę przed oczyma, a ni cholery nie potrafię jej opisać.Nienawidzę tego :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Mam pracę polegającą do pisaniu, oprócz pracy piszę dodatkowo dla pewnej redakcji, prowadzę obszerną korespondencję i jak siadam do prozy, to już się po prostu nie chce myśleć nad zdaniami, nawet jeśli jest pomysł. Ale do dobrego pomysłu można wrócić nawet po kilku latach, a czasem nawet warto odczekać. Często jednak mam tak, że pisać się chce, ogólny pomysł jest, ale albo w ogóle nie mam koncepcji, jak go rozwinąć, albo mam ich wręcz za dużo.

A co, ogarnęła Cię taka niemoc aktualnie? :)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

nie że niemoc. Ale siedzę i ech... normalnie widziałam sekwencje scen i po prostu opisywałam to co widziałam, nie musiałam się starać... a teraz pomysł chyba dobry a jakoś nie mam przekonania, zdania rodzą się w bólu i nie są takie, jak być powinny.

Ja, jak tak mam to i tak zapisuję te zdania na papierze. Fragmenty dialogów, opisy postaci. Cokolwiek. Potem to sobie leży w jakichś zeszytach, zdarzy się, że o tym zapomnę... I potem, gdy robię porządek albo coś przeglądam znajduję te nędzne, nie raz nienajlepiej brzmiące urywki. I wykorzystuję je. Zmieniam często zapis, ale główny sens i pomysł pozostają.

heh, stan niemocy nie jest mi obcy:D właśnie ztego powodu przez ostatnie pół roku praktycznie nic nie napsiałam, poza konkursami na portalu:)

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Ja mam zawsze problemy przy łącznikach - zacinam się, gdy mam przejść od jednej sceny do drugiej.

Ja z kolei piszę mało - w skali roku jest to 30, może 40 stron tekstu znormalizowanego. Jeśli opowiadanie "nie chce" się napisać, to go nie piszę. A przed napisaniem pomysł musi się przez parę dni "uleżeć" w głowie. Jeśli widzę, że nic z tego nie wyjdzie, też rezygnuję. "Książka składa się również z zaniechań" - E.E. Schmitt . Może antidotum to pisać mniej?:) Podziwiam ludzi-maszyny do pisania, jak Pilipiuk czy Pratchett, ja nie dałbym rady...
Co do uciekających pomysłów - po prostu nie można dać im uciec. Zapisać na kartce, w telefonie, w środku nocy albo bladym świtem i nie czekać. Nawet, jeśli to pojedyncze urywki, zdania, zwroty. To se ne vrati.
Pomaga czytanie dobrych książek, dobrych opowiadań. I może sobie wrogów narobię, ale jeśli czytam opowiadanie na stronie NF i od początku widzę, że jest niedobre - nie czytam, i nie komentuję. Po czytaniu złych opowiadań samemu pisze się złe teksty. W ostatnim czasie skomentowałem tylko parę opowiadań, naprawdę, naprawdę udanych. 

"od początku widzę, że jest niedobre - nie czytam, i nie komentuję. Po czytaniu złych opowiadań samemu pisze się złe teksty. "
A myslalam ze tylko ja tak mam - ale prawdę powiedziawszy, gazet papierowych też nie czytam od deski do deski jak mnie coś nie wciąga od razu to po prostu koncze po pierwszej stronie.
I tak samo jak Ty jak mi nie idzie to po prostu NIE KOŃCZĘ. Zapisuje sobie i czasem odgrzebuję stare pomysły... a czasem nie. Nie idzie to nie idzie.
Przez ostatnie dwa lata skończyłam jedno opowiadanie. Wychodzi 26.5 strony na rok. Byłam wypaloną pracoholiczką.

U mnie to wygląda inaczej.
Pomysłów do bólu, czas by się znalazł, tylko momentami motywacja siada. Jak się posłucha publikujących autorów, wydawców, to się naprawdę odechciewa.
Można napisać powieść, albo zbiór opowiadań, tylko po co? Nawet jeśłi będzie dobre - kto to wyda. Bo to nieprawda, że jeśli będzie naprawdę dobre to każdy to weźmie z pocałowaniem ręki. Nie weźmie. Nie przeczyta nawet. Bo po cholerę ma sobie zawracać głowę tekstem nieznanego nikomu autora.
No i jeszcze jest kwestia ambicji. Poznajesz ludzi, no fajni są, rzeczowi, można z nimi sensownie pogadać. Ale w czasie rozmowy słyszysz: "Wydajemy tylko ambitną fantastykę". A ja nie mam ambicji pisania głębokich rzeczy. Świetnie się bawię pisząc, chciałbym, żeby czytelnik świetnie się bawił przy lekturze. Nie chcę nikogo zmuszać do przemyśłeń na temat marnością świata tego. Albo dowolnego innego, przecież to fabtastyka.
Po co wyrywaćsobie z życia pół roku i poświęcać ten czas na pisanie czegoś długiego?
A wezmę sobie jakiegoś szorta napiszę lepiej. "Proces produkcyjny" szorta to w końcu, od pomysłu do ostatniej kropki, to jakaś godzina. Czasami dwie, jeśli akurat tekst przekroczy 3tys. znaków.
I wrzucam tego szorta na bloga, i potem ktośmi napisze: "Świetne, popłakałam się ze śmiechu, Dawaj jeszcze".
Człowiek sobie wtedy kombinuje, może jednak, może warto spróbować...
Ale po co? Kto to wyda? A jeśli już wyda, to kto kupi...
"I tak, kurwa, do zajebania" - że sobie pozwolę zacytować postać z popularnej [choć gorzkiej] polskiej komedii.

Ale obecnie, dzięki kilku słowom kolegi z forum jestem na fali wznoszącej, może coś z tego będzie. Może za parę miesięcy będziecie mogli się o tym przekonać. Jeśli to ktoś wyda. I jeśli będziecie chcieli to kupić...

Jak Córka pójdzie spać, to może szorta jakiegoś wystukam...
:)

Pisarskie znużenie zdarzać się musi, tak jak musi zdarzać się znużenie pracą biurową, fizyczną. Na taki stan nakłada się wiele rzeczy, ale podstawowe czynniki to zmęczenie intensywną pracą zawodową i brak czasu. Ostatnio te dwie rzeczy mnie samego dotkliwie dotykają, więc piszę z żywej autopsji. Pozdrawiam.

...always look on the bright side of life ; )

> baranek

Pomysłów do bólu, czas by się znalazł, tylko momentami motywacja siada. Jak się posłucha publikujących autorów, wydawców, to się naprawdę odechciewa. Można napisać powieść, albo zbiór opowiadań, tylko po co? Nawet jeśłi będzie dobre - kto to wyda.

Coś w tym jest... Może warto wydzielic do osobnej dyskusji?

Baranek.

A moim zdaniem warto próbować. Kurde, czy polska tylko ambitną fantastyką stoi? To czemu na rynku przoduje Fabryka Słów? Z tą ambitną fantastyką to jakiś mit. Znowu starczy spojrzeć na półki w księgarni, albo spojrzeć co studenciaki czytają na kanapie w Empiku. Do tego jeśli napiszesz coś dobrego to masz dużo większe szanse na wydanie niż jak będziesz siedział i myślał o napisaniu czegoś dobrego :P Kurcze, w naszym polskim fantastycznym światku jest nisza nawet dla kiepskich autorów, są tacy drukowani.

@ baranek
"No i jeszcze jest kwestia ambicji. Poznajesz ludzi, no fajni są, rzeczowi, można z nimi sensownie pogadać. Ale w czasie rozmowy słyszysz: "Wydajemy tylko ambitną fantastykę"."

To daj namiary;p Ja raz wysłałem i raz mi odpisano, że zbyt ambitne i nie wydrukują.

Ech, gdzie te lata dziewięćdziesiąte, kiedy był wyraźny podział - ambitne teksty słać do NF, rozrywkowe do Feniksa.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

brajt, na odpowiedź z NF to ja już nawet przestałem czekać. Wiesz, może za pół roku dostanę potwierdzenie przeczytania maila, kto wie?

baranek, a chomikujesz ten tekst, który tam wysłałeś, czy jest gdzieś do wglądu / szuka szczęścia gdzie indziej?

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

szuka. jak nie znajdzie do świąt, wrzucę na bloga.

Można napisać powieść, albo zbiór opowiadań, tylko po co? Nawet jeśłi będzie dobre - kto to wyda. Bo to nieprawda, że jeśli będzie naprawdę dobre to każdy to weźmie z pocałowaniem ręki. Nie weźmie. Nie przeczyta nawet. Bo po cholerę ma sobie zawracać głowę tekstem nieznanego nikomu autora.

Bzdury.

Taki pogląd rozpowszechniają głównie grafomani i nieuducznicy, sfrustrowani niemożnością wciśnięcia komuś swoich wypocin.

Każdy autor był kiedyś nieznany. Jeśli wyglądałoby to tak jak piszesz, to w Empikach stałyby na półkach tylko sześdziesiate wydania utworów Lema i czterdzieste Zajdla.

Mooncalled, jakby to delikatnie ująć. Nie do końca mnie zrozumiałeś. Rozmowa jest nie o rynku wydawniczym, tylko o "niemocy twórczej" i jej powodach.
Jednym z powodów mojej niemocy są takie a nie inne myśli. Nie twierdzę, że mają one jakieś realne odbicie w rzeczywistości.
W moim przypadku - wręcz przeciwnie. Udało mi się wydać kilka krótkich opowiadań, będę próbował swoich sił w dłuższej formie. Uda się, czy nie - czas pokaże. Jestem już w tym wieku, że mogę traktować pisanie jako hobby, nie jak sposób na życie. Nie czując jakiegoś wielkiego ciśnienia mogę się bawić.
I tak jak pisałem brajtowi - nikt mi tego nie wyda, to wrzucę na bloga. Jest kilka osób, które lubią moje pisanie, to sobie przeczytają. I też dobrze.

Baranek, jakby to delikatnie ująć... Zrozumiałem tak, jak to wygląda: jako rozpaczanie nad bestialstwem polskiego rynku, który na samo widok debiutanta dostaje mdłości. Na drugi raz pisz precyzyjniej.

A że sam widzisz, iż jest inaczej, to dobrze. Życzę powodzenia.

Mooncalled, tak z ciekawości, debiutanckich powieści / zbiorów opowiadań polskich autorów przeczytałeś w ostatnich latach? Bo ja jedną, Mileny Wójtowicz.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Znasz takie stare, dobre powiedzenie o ciekawości?


Mooncalled, wytrawny dyskutant, najtrudniejszy do zbicia argument zostawił na koniec :)

...więc Mortycjan, aby pchnąć dyskusję na dalsze tory, odpowie na jego egzystencjalne pytanie: 

Nie. 

A gdzie tam jest jakiś argument?

Prosiłbym o podpowiedź, bo żadnego nie zauważyłem.

Otóż to Mooncalled, otóż to. Strasznie spięty jesteś. Uśmiechnij się.

 W promieniu tysiąca kilometrów nie ma bardziej rozluźnionego i wesołego człowieka ode mnie.

> Znasz takie stare, dobre powiedzenie o ciekawości?

Znam. Wspomina sie o nim glownie, gdy sie czlowiek nie chce do czegos przyznac. ;)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Tak, sciągałem na egzaminie ze współczesnych teorii politycznych.
Jak byłem mały, podglądałem na basenie dziewczyny z damskiej szatni.
Wczoraj jechałem tramwajem bez biletu.

Intensywnie zastanawiam się, do czego jeszcze mógłbym się przyznać, ale nic więcej nie przychodzi mi do głowy.

Ja również często mam kłopot z przelewaniem na papier swoich pomysłów. Często mam w głowie nawet koncepcję fabuły, głównych bohaterów i mnóstwo innych rzeczy, jednak brakuje mi chęci i motywacji do spisania tego wszystkiego. Tym bardziej, że moje pomysły dotyczące fabuły, są często dość...długofalowe, że tak to określę, i po prostu aby miała ona sens, to opowiadanie musiałoby mieć kilkadziesiąt tysięcy słów. A ja zwyczajnie jestem na to za leniwy, zwłaszcza, że mało kto czyta moje wypociny ;) .


Haha, wiem czemu miałam "epizod niemocy".
Po prostu mój mózg pracował (już) nad innym opowiadaniem.
Narysowałam w końcu bohatera na kartce, zapisałam jakieś szkice....
a nastepnego dnia wymysliłam resztę... w trakcie czytania durnego artykułu ze (zł)onetu... :D

@Mish
Ja też mam długofalowe pomysły.

@Mooncalled
Och, lista jest długa ...  tylko dobrze pomyśl... ale może masz "twórczą niemoc"?:P

Twórcza niemoc czy zwyczajne lenistwo? Czasami jest tak kiedy widzimy coś "przed oczyma wyobraźni" to nie mozemy tego przelać na papier, ale czasami po prostu uciekamy przed pisaniem robiąc coś innego. Czemu boimy się klawiatury (nie ma zębów więc nie ugryzie:D). Może to kolejne zadanie dla psychoanalityków?

hastalavista, z tą klawiaturą, to nie wiem...
sumienie też nie ma zębów - a gryzie.

@baranek:
Wg Jaroslava Haska (tego od Szwejka) sumienie żre, nie gryzie:) "I tygrys człowieka żre, a nie gryzie".

baranek
sumienie gryzie, ale się go nie boimy
a klawiatura?
ledwo posadzę dupe przed laptopem to mi tak brzydnie pisanie jakby to była większa męka od trygodzinnego wykładu:D
nie wiem jak dla mnie coś jest w tym lęku przed klawiaturą

W zasadzie ten problem mnie dotyka, lecz w trochę innej formie. Większość z Was pisała, że ma mnóstow pomysłów; fabuły, sceny, dialog wręcz kotłują się w głowie - i właśnie ich nie możecie przelć na papier. Ja mam realia świata, problemy społeczne, zarys historii, uwarunkowania geo-polityczne, kulturę... ale nie mam fabuły, która by scaliła wszystkie te aspekty i odpowiednio je pokazala. Sama nie cierpię opowiadanek w stylu Anne Mccaffrey, gdzie pokazana jest scenka z życia codziennego bohatera jakiejś niesamowitej planety. Co zrobić w takiej sytuacji?

Po pierwsze, wymyśl głównego bohatera/bohaterkę. Określ kim jest, wymyśl jej historię, motywacje, charakter, czym zajmuje się w życiu. Osadź ją w świecie. A potem wymyśl, co niezwykłego mogło przydarzyć się takiej osobie. Najlepiej najpierw wymyśl zakończenie, kilka najważniejszych scen, wstęp, a reszta przyjdzie sama w trakcie pisania.  Wbrew pozorom to wcale nie jest takie proste, jednak po jakimś czasie na pewno coś wymyślisz. Napisałbym że wierzę w ciebie, ale to trywialne i głupie stwierdzenie, więc po prostu postaraj się zastosować do moich (nie)skromnych rad, i sprawdź co ci wyjdzie.

Chyba każdego dopada moment, kiedy gapi się jak ciele w malowane wrota na migający na pulpicie kursor (albo na kartkę papieru). Czuje się wtedy sterroryzowana kursorem!

Jak sobie z tym radzę? Albo olewam i - skoro kursor mi robi na złość - to i ja nic nie ruszę. Albo biorę butelkę wina / nalewki i jakoś leci zwykle potem :D

A co najśmieszniejsze - większą "wenę" mam w pewnych okresach mojego cyklu miesięcznego :D Tak, wiem, kiedy wena mnie dopadnie - na trzy, cztery dni przed okresem, a potem nic a nic. Dalej - podczas owulacji coś napiszę. I to tyle, w skali całego miesiąca :D Czy inne koniety też mają taki "problem"???

Nowa Fantastyka