- Hydepark: A teraz coś z zupełnie innej beczki...

Hydepark:

A teraz coś z zupełnie innej beczki...

... czyli ceny książek. Wczoraj zamówiłem u wydawcy "Chochoły" Wita Szostaka za 25 zł. Cena w księgarni – 39,90. Wydawca musi wyjść na swoje i nie zorganizuje promocji, na której wyjdzie źle – zwłaszcza promocji autora bądź co bądź niszowego. Ile w takim razie wynosi marża księgarni, wiecie może? Bo nie wierzę, że aż 59,6%... Ile otrzymuje autor, a ile wydawca? Wiem, że każde ręce, przez które produkt przechodzi, chcą zarobić, ale ile wynosi "netto" (czyli przed wyjechaniem za bramę wydawnictwa) cena książki, która w księgarni kosztuje standardowe 35 zł?

 

Na pierwszych tomach "Świata Dysku" mam wydrukowaną cenę 7,90 zł, było to w połowie lat 90-tych, ale do tej pory pamiętam, jak się krzywiłem, gdy podniesiono cenę do 13, potem 17, potem 21, 27 i ostatecznie 29,90. Wiem, że w ekonomii nic nie jest wartością stałą, i 7,90 z 1994r. nie znaczy żadną miarą tego, co 7,90 w 2010r. Ale książki drożeją w tempie szybszym niż grubieje mój portfel. Jeżeli nie kupuję książek, wówczas nie zarabia na mnie ani autor, ani wydawnictwo, ani dystrybutor. A że strona NF pełna jest potencjalnych autorów, powinno to intereseować chyba każdego – choć i tak z pisania w Polsce wyżyć jest ciężko i jest to bardziej praca w czynie społecznym niż zarobkowa. A od 2011 roku nasz Światły, Przyjazny i Postępowy rząd planuje podnieść podatek VAT na towary "luksusowe" (krew mnie, kuźwa, zalewa, gdy słyszę, że ksiażka jest towarem luksusowym) z 7 na 23%. Według któregoś z wakacyjnych numerów "Polityki", rynek księgarski w Polsce wart jest 2,8 mld zł, co nie jest sumą kolosalną i nie przyniesie państwu wielkiego zysku, a czytelnictwo spadnie jeszcze bardziej (przynamniej o jedngo mnie, bo zamiast dwóch książek na miesiąc kupię jedną). 16% z tego przypada na sieć empik, na Matras 7%, ok. 3-4% na merlin.pl. Stracą małe księgarnie, w których zazwyczaj kupowałem książki – nie z przyczyn sentymentalnych czy socjalistycznych poglądów, ale dlatego, że często organizowały naprawdę fane promocje, by choć trochę na mnie zarobić. Jeśli już daję komuś na sobie zarobić, wolę, aby był to autor i wydawnictwo niż dystrybutor i (śmieszne) państwo.

 

Pozostaje allegro.

 

PS. Wyprodukowanie litra domowego piwa to koszt ~57 gr...

Komentarze

obserwuj

vat na książki to 0% (przy najmniej na książki isbn wydawane teraz w Polska)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Od stycznia przyszłego roku VAT na książki wyniesie 5%. Unia nie zgodziła kolejne przedłużenie uchylenia od podatku (pierwotnie VAT miał wzrosnąć w 2007).

To paranoja... Książki mają rozwijać obywateli, wpływać na ich wiedzę i umiejętności. I mają jeszcze drożeć (bo to, że podrożeją z VATem to jest pewne)? Przez 4 dni pracowałam w ochronie, na MTG (międzynarodowe targi gdańskie). Zarabiałam 8zł za godzinę, co i tak jest wyjątkowo dużo w tej robocie, bo targi liczone są z premią. Prosty rachunek: jeżeli książka kosztuje 35 zł to muszę pracować jako ochroniarz na nią ponad 4 godziny. A nie jest to praca łatwa, po takim czasie człowiek jedyne czego chciał to spokojnie usiąść i zjeść: ale nie mógł, bo musiał sprawiać dobre wrażenie. A przed nim było jeszcze 2razy tyle godzin do przepilnowania. Który ochroniarz w takiej sytuacji wyda pieniądze na książkę, teatr czy coś innego, jeżeli ma do wykarmienia całą rodzinę?
To samo tyczy się muzeów. Ceny u nas są makabryczne (chociaż i tak niskie jak np Szkocję, ale wiadomo, że tam ludzie zarabiają normalnie). A w takich Chinach? Rząd sam doszedł do wniosku, że muzeum jest dla obywatela: wejście do każdego jest darmowe. I to nie do jakieś klitki, ale do muzeów narodowych także.

Tak, Chiny to świetny dla nas przykład:P. Zwłaszcza jeśli wspomnieć o wszechobecnej w każdej dziedzinie kultury cenzury.
Drożenie książek jest spowodowane (moim skromnym zdaniem) kurczeniem się rynku. Cena zwiększa się odwrotnie proporcionalnie do wzrostu podaży. Jest to spowodowane zarówno tym, że czytanie najzwyczajniej w świecie staje się niemodne (ciężkie czasy nastały) jak i zbyt dużą konkurencją "wydań" spod znaku .doc. Należy też pamiętać, że przeciętny Polak nie ma zbyt dużo wymagań- najzwyczajniej idzie do biblioteki i prosi o "tą z pistoletem na okładce".

Ok, może i cenzura, ale muzeum mają zaje... Ekhm, fajne. :P U nas to by wejście do niego kosztowałoby więcej niż na Wawel.

a przeciętny Polak czyta mniej niż 1 książkę na rok.
dla kogo oni to w ogóle wydają...

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Dla przedostatnich Mohikanów.
Kultura nie należy do priorytetów działań Najjaśniejszej Rzplitej.

Dlatego należy korzystać z bibliotek (rozanielony uśmiech) i tak walczyć, żeby w bibliotekach było dużo i ciekawie, a nie jeden ochłap raz na rok...

Walczyć. O co i dlaczego --- wiem. Z kim? Jakie szanse na sukces? Telewizja jest dla ludu, nie książki, bo czyta = myśli = coś mu się może nie spodobać, a przecież jest tak dobrze i ładnie.

Ikumi dała dobry przykład z przeliczaniem kupna książki na ilość przepracowanych godzin.Tak się składa, że akurat od ponad pięciu lat mieszkam w Szkocji i ceny tutejszych książek z Vatem!, są śmieszne. Na typową książkę SF lub Fantasy, muszę tutaj pracować niecałą godzinę. Cena takiej książki to coś pomiędzy 6-7 funtów. Te grubsze i lepiej wydane to 9,99 i więcej. Często lub w niektórych księgarniach cały czas są promocje typu "buy 3, pay for 2", a w marketach spożywczych też sprzedają, często za mniej niż 5 funtów. Nie wiem jaka jest średnia statystyczna jeśli chodzi o Szkotów w liczbie przeczytanych książek, ale widzę, że czytają:)...

AdamKB:
"O co i dlaczego --- wiem. Z kim? Jakie szanse na sukces? Telewizja jest dla ludu, nie książki, bo czyta = myśli = coś mu się może nie spodobać, a przecież jest tak dobrze i ładnie."
Tak abstrahując od zarządzeń odgórnych, ludziom również musiałoby się zechcieć czytać i myśleć. Bo walnąć się przed telewizorem z piwem w ręku to każdy umie, jest wesoło, przyjemnie i niewymagająco, a okrutny autor mógłby zmusić czytelnika do przemyśleń logicznych czy też egzystencjalnych, do tego (o zgrozo!) użyć jakiegoś trudnego słowa, którego trzeba by było poszukać w słowniku... Co prawda, jak słusznie zauważył Brandbury w "fahrenheit 451", taką rolę mogłaby spełniać też telewizja. Ale (z nielicznymi wyjątkami) nie spełnia. 

Wiem, bo byłam w szkocji, ogromna biografia Beatlesów kosztowała 3 funty. ;) A za 3 płyty (Within Temptation), które u nas od jednej jest 70zł zapłaciłam 15funtów (promocja była, 2płyty za 10funtów, a chłopak jedną chciał kupić to się złożyliśmy). Swoją drogą: najdroższa płyta w muzycznym sklepie, w którym byłam (hmv) to była płyta... Naszego Behemota-17funtów. Jak widać, nawet za granicą jesteśmy drodzy. ;)
A w czym rzecz, skąd te promocje? Bo polacy jeszcze się nie nauczyli, że zarobek nie bierze się z sprzedania jednej rzeczy ale drogo, tylko z podaży, ilości sprzedanego produktu.
(Jednak trzeba uważać, bo jak poszłam do ubraniowego czy do baru to czasem jak się przeliczało ceny na złotówki to można było doznać szoku. Bilet na zamek w Edynburgu? 14funtów. Z drugiej strony, co to dla nich, skoro bilet z Glasgow do Edynburgu i z powrotem kosztuje 10,70 funta?)
Taki mały offtop, który jednak pokazuje, jak daleko nam do krajów na poziomie, nie tylko pod względem czytania. ;)

-> Lassar. Miałeś odwagę to napisać? Więc proszę, ja też bez owijania w bawełnę.
Stajemy się cywilizacją niedouczonych nygusów. Wiedza fachowa staje się coraz mniej potrzebna --- od tego są maszyny z komputerkami w środku. Wiedza ogólna staje się coraz mniej potrzebna --- bo nie ma z kim i o czym pogadać. A nie ma z kim pogadać, bo wygodniej jest, zamiast jechać sześć przystanków i dołożyć do tego pięć minut na piechte, zadzwonić, maila wysłać. Tak zwane więzi miedzyludzkie sypią się, sypią... Książki jako źródło wiedzy o świecie idą do lamusa, bo w telewizji i widać, i wytłumaczą, co pokazują, więc wysilać się nie potrzeba... To tak chaotycznie  trochę --- ale o to chodzi. O wszystko, co schlebia naszej naturalnej skłonności do redukowania wysiłków wszelkiego rodzaju.

Ponoć tak wygląda ewolucja, żeby gatunek musiał robić jak najmniej, żeby przetrwać. To ja już wolę być dinozaurem.

"Ile w takim razie wynosi marża księgarni, wiecie może? Bo nie wierzę, że aż 59,6%... Ile otrzymuje autor, a ile wydawca?"

Szeregowy autor otrzymuje 7-10 % od ceny okładkowej. Ci najbardziej poczytni trochę więcej.

Dystrybutor i hurtownik potrafią łącznie zedrzeć 30 - 40 %, a czasami podobno jeszcze więcej.

Co do księgarza, to wiele zależy od tego, czy to jakaś mała księgarenka, czy duża sieć. Taki Empik może sobie pozwolić na narzucanie bardzo wysokich marż. Pobiera też dodatkowe haracze za np. wystawienie książki na wystawie, albo chociaż tak, żeby było widać jej okładkę. A jak wydawnictwo nie dopłaci, to książka będzie upchnięta gdzieś na najwyższej półce, gdzie będzie widać kawałek jej grzbietu.

Dla porównania: w Wielkiej Brytanii autor otrzymuje przeciętnie około 30% ceny okładkowej...

To jakaś masakra... To jak z muzyką. Zespół za płytę otrzymuje od 1%(!) do maksymalnie10%. Resztę biorą wydawcy, tłocznie, hurtownicy i oczywiście sklepy. Istnienie zespołu ma sens tylko, jeżeli gra koncerty: tylko z tego zarabiają prawdziwe pieniądze.
Co w takiej sytuacji ma zrobić pisarz? Czytać publicznie co napisał?

A to jest pomysł wart upowszechnienia... Autor dowie się, ile osób jest zainteresowanych, na gorąco zbierze pochwały i krytyki, kogoś na amen zniechęci do siebie i gatunku albo odwrotnie, zdobędzie wyznawcę... Z tym, że jeśli ma kiepską dykcję, musi wynająć czytacza / czkę.

Oj, nie dokończyłem... Wtedy wydawnictwa albo zaczną płacić, albo się samozlikwidują i po problemie.
Uwaga: powagi w tym 50%.

To ja bym musiała kogoś wynająć (jak ktoś mnie nagrywa to nagrania czasem sama nie rozumiem xD). A wtedy trzeba odjąć od zarobionej kasy to, co zapłacimy czytaczowi. ;)

Wolontariat mile widziany.

W koszcie płyty tłoczenie jest pomijalne, koszty wytworzenia: setki godzin w studio (ew. wynajęci muzycy sesyjny), no i marże pośredników, hurtowników, empików, srików, koszty promocyjne - to dopiero generuje koszty.
CD z muzą, wytłoczony w nakładzie powiedzmy 100000, (który to koszt tłoczenia wynosi 0,5 zł, jeśli nie mniej - z pudełkiem, papierkami w środku, nadrukiem, full wypas (tak tak)), kosztuje w sklepie 69,99.
Na szczęście w grone bliskim, towarzyskim, przyjacielskim i rodzinnym można wymieniać się płytkami i kopiami do woli :D
I to legalnie :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

I ja korzystam z tego do woli. :D
Wspominam o tych płytach dlatego, że mój chłopak gra w zespole takim rockowym (i nie typu Feel, tylko Riverside/Black Sabath, te kilmaty ;)) i była właśnie dyskusja o tym, że jeżeli grać nie będą na koncertach to z płyt wyżyć się nie da.

Gdyby patrzeć na pisarza tak jak na muzyka: to autor książki zaczyna naprawdę zarabiać dopiero, gdy jego powieść zostanie zekranizowana. A wiadomo jak to wygląda, wystarczy wspomnieć o Wiedźminie. Autor, który dostanie propozycje od twórców Wiedźmina uświadomiwszy sobie, co zrobiono z tą książką raczej nie odważy się zaryzykować. Nikt nie lubi, kiedy z jego dzieła robi się podrzędną szmirę dla pospólstwa.

A powracając do kwestii muzyków: ostatnio słyszałam pewną ciekawostę, dlaczego to na akademiki w gdańsku był nalot policji (chodziło o piractwo). Bo "szanowny" zespół Feel poczuł się urażony, że ktoś ma czelność go pobierać z internetu. ;) Co w takiej sytuacji mają powiedzieć zespoły pokroju Metallici, Nightwisha i (tu wstawcie sobie coś znanego i popularnego na całym świecie. ;))? Co mają powiedzieć rodziny Beatlesów i innych zespołów już nie istniejących? Ci to dopiero muszą tracić na pobieraniu z internetu muzyki. Szczerze? Nie bardzo tracą. ;) Bo później i tak ludzie chodza na ich koncerty. A z tego są prawdziwe pieniądze. Feel czy inne nasze ojczyste zespoły wyraźnie jeszcze tego nie dostrzegły.
Niestety ale zasada "sprzedać jedno ale drogo" jest w Polsce zbyt popularna. Z takiej taktyki zysków za wiele nie będzie.

Feel to nie powinien marudzić, w końcu za jedną reklamę dla banku zgarneli 100000 zł, jak wieść gminna niesie.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Może wkurzyli się, bo doszły ich słuchy ile na tej reklamie zarobił bank ;)

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

W taki mkraju przyszło nam żyć. Dziwą mnie porownania miedzy polską, a anglą usa szwajcaria itp. Porównajcie się między węgrami, czechami, rosją. To są kraje postkomunistyczne, to jest nasz pułap ekonomiczny i kulturowy. Nie sprawdzałem, ale idę o litr samogonu, że są tam takie same cyrki jak w polsce. Po prostu kraj musi dorosnąć. Za jakieś trzydziści lat, kto wie...  

Z  czechami to już nie mamy co się porównywać, dawno nas wyprzedzili. Węgry? Spędziłam w tym roku 3 tygodnie tam i faktycznie środowisko "mieszczańskie" jest podobne. Ale tam coś się dzieje, budują, tworzą, normalny kraj. Cyganów mają tylko jak mrówków i zaniedbane trochę to wszystko. Najgorsze co może być, to śmietniki umieszczone w klatkach schodowych... xD

Nowa Fantastyka