- Hydepark: O fantastycznych dzieł wtórności

Hydepark:

O fantastycznych dzieł wtórności

To nie ma być temat o tym, że fantastyka (zwłaszcza fantasy) jest zasadniczo wtórna – bo koń, jaki jest, każdy widzi.

 

Ostatnio czytałem na stronie NF bardzo dużo bardzo dobrych tekstów, i zachęcony sięgałem też po dawniejsze opowiadania, napisane przez te osoby. Ale często autorzy powtarzają swoje pomysły, które, ciekawe w pierwszym tekście, w drugim, trzecim i piątym stają się nużące. To różnorodne wątki i motywy: albo bohaterowie, albo sytuacja geopolityczna świata w przyszłości, albo coś innego...

 

Czasem ciężko jest stworzyć coś nowego i nawet Terry Pratchett do znudzenia powtarzał motyw Śmierci, który na pewien czas staje się nieobecny. Gorzej, gdy pisarz tworzy konwencję naprawdę dobrą, a potem nie potrafi się z niej wyrwać (jak Andrzej Pilipiuk?), a po pewnym czasie konwencja się wyczerpuje i wypala (Jakub Wędrowycz przestał mnie bawić gdzieś w okolicach "Zagadki Kuby Rozpruwacza").

 

A jak to jest u Was? Co się powtarza, czy są jakieś wątki, wizje, poglądy, poza które jest Wam ciężko wyjść?

U mnie jest to wątek szukania miłości, gdy mam pisać krótki tekst jest to zawsze pierwszy temat, jaki przychodzi mi do głowy.

Komentarze

obserwuj

Fantastyka jest takim gatunkiem, w którym czytelnicy doceniają wtórność pomysłów. Tak mi się wydaję. Autor, który stworzy świat i bohatera często przywiązuje się do nich aż za bardzo, tworząc se, pre i inne kłele. Często wynika to z kalkulacji (wszak odbiorca kupuje najczęściej te piosenki, które znamy), często z braku nowych pomysłów. Do tego większość twórców, jeżeli odnajdzie się w jakimś subgatunku, trzyma się go jak pijany roweru. Tylko kilku autorów potrafi przełamywać schematy i zamiast pisać to samo szukać nowych form. Szczególnie fantastyka anglosaska jest pod tym względem straszna (np. zabicie świetnej Diuny kontynuacjami).

Ja chyba narazie zbyt mało napisałęm, by mieć elementy, które się powtarzają. Ale aby tego uniknąć staram się nie popełnić dwóch opowiadań w tym samym podgatunku :P

A ja z kolei mam tak, że nim cokolwiek napisze, układam sobie to w głowie... i najczęściej więcej mam w głowie niż na papierze. Lubię uśmiercać głównych bohaterów w jakiś ciekawy sposób. Nie lubie hepi endów dlatego w żadnym pomyśle spisanym czy też nie, hepi endu nie ma :P
Czy ciężko mi z tego schematu wyjść? Nie wiem, póki co nie próbowałem :]

Jak wiadomo, odgrzewany kotlet nie smakuje już tak bardzo jak w chwili "pierwszej świeżości":)Jednak wielu autorów zdaje się tego nie rozumieć. To, że coś się dobrze sprzedało, nie znaczy że ponownie zyska takie samo uznanie. Sądzę, że gdyby pisali nie dla uznania, ale najzwyczajniej w świecie dla siebie, wówczas nie popadaliby tak czesto w schematy. Czytelnicy się zmieniają, mają coraz to większe oczekiwania i jeśli autor chce zyskać poparcie, musi najzwyczajniej w świecie to uszanować.   

Myślę, że takie schematy wynikają też trochę z lenistwa: ktoś się napracował nad swoim światem fantasy, nad bohaterami, historią, wojnami itp, i łatwiej mu kontynuować to co zna, niż zaczynać wszystko od nowa. Czasem jest tez tak, że zwyczajnie brak pomysłu, a ktoś po postu MUSI coś napisać (obojętne czy jest to stojący nad głową wydawca, czy też wewnętrzna potrzeba) i pisze to, co zna. A że przy okazji jest to sprawdzone i bezpieczne oraz poczytne... to korzystamy ze źródełka, puki woda się nie skończy.

 Sądzę, że gdyby pisali nie dla uznania, ale najzwyczajniej w świecie dla siebie, wówczas nie popadaliby tak czesto w schematy.
Ryzykowna teza, moim zdaniem. Każdy ma swój ulubiony temat / schemat, i czytelnik(czka), i autor(ka). Kiedy najłatwiej podążać tą samą koleiną? Chyba wtedy, gdy brak uwag, że tędy tośmy jużeśmy jechaliśmy... Ale, z drugiej strony, czy obmyślanie rzeczonych tematów i schematów na siłę da lepsze wyniki?
Pisane z pozycji czytelnika, bo tylko nim jestem.

Ja sobie uznałem za punkt honoru, że nie będę powtarzał konwencji. Nawet jeśli mnie coś szczególnie zainteresowało, staram się nie wchodzić w podobne tematy dwa razy. Lubię eksperymenta wszelakie. Taki już ze mnie dziwny Zwierz.

...always look on the bright side of life ; )

A konwencja ideowa?

Podziwiam np. C.S. Lewisa, który przez większą część "Dopóki mamy twarze" idzie wbrew swoim uczuciom i przemyśleniom, by na końcu odwrócić perspektywę. To naprawdę sztuka: stworzyć przekonujący obraz, aż czytelnik w pewnym momencie wręcz daje się do niego przekonać, by w zakończeniu ukazać coś zupełnie przeciwnego. Bo trzeba pójść pod prąd we własnej głowie, i to o niebo trudniejsze, niż pójść pod prąd w "zewnętrznej" konwencji i zamiast fantasy napisać np. horror.

- szukanie miłości (dokladnie to samo!)
- wizja przerażającej przyszłości UE (ale to tylko w dwóch tekstach)
- pisanie o tym co znam najlepiej czyli o środowisku akademickim
- motyw szkoly. Szkole wspominam traumatycznie i nigdy sie z nia nie rozliczylam do konca. Z tego nie umiem wyjsc.
- bohaterowie "po przejsciach", czesto stawiani przed za trudnym doswiadczeniem w za mlodym wieku
 

Ja nie potrafię napisać opowiadania, którebyłoby pozbawione motywu śmierci. Napisałem ostatnio coś takiego i wyszło komicznie. W ogóle trudno mi uwierzyć, że mogłem stworzyć coś tak nijakiego.
Co do eksperymentów, o których wspomniał jacek001 - U mnie jest identyczna sytuacja. Wciąż próbuję czegoś nowego, niestety, czasem dopiero po ukończeniu i przeczytaniu całości dostrzega się podobieństwo do poprzednich prac.

Pół biedy, jezeli autor powtarza schematy wymyslone przez siebie, i dopisuje kolejne części swojej sagi. Gorzej, jezeli wrzuca swoich bohaterów do świata stworzonego przez nnego pisarza, albo dopisuje kolejne losy cudzych bohaterów. Tego nie toleruję (no może Yeskov i "Ostatni powiernik pierścienia", ale cenię go raczej za pomysł niż za wykonanie).
A u mnie? Ja np. nie umiem napisac opowiadania, gdzie wszyscy bohaterowie byliby jednej narodowości :P I potem mam problem - w jakim języku właściwie oni rozmawiają? :)
I zgadzam się z Ajwenhoł, że najtrudniej jest "pójsć pod prąd we własnej głowie" i np. stworzyc bohatera - najlepiej pozytywnego - który miałby zupełnie inne poglądy niż autor. Ale warto próbowac!

Gorzej, jezeli wrzuca swoich bohaterów do świata stworzonego przez nnego pisarza, albo dopisuje kolejne losy cudzych bohaterów.

To się fanfiction nazywa. :-)
Póki pisane "sobie a muzom", albo jako wprawki warsztatowe - może być, ale w formie drukowanej ma wewnętrzne fuj i ukryte fsie.

Nowa Fantastyka