Nie sugerując zbyt wiele, dodam na końcu dwa liniki.
Sądzę, że sporą część uwag, będzie można odnieść do literatury.
Pierwszy, ostro promowany poniższą piosnką, w m.in. w Trójce, niejaki Kortez – Przełom w Polskiej Muzyce....
Dziś na przykład pewnien redaktor, chyba Metz, podkreślił, że jeszcze nigdy żadna piosnka nie zagościła na antenie aż trzy razy. Oto i ona:
Z drugiej strony mamy dobry, ale niezbyt popularny standard:
Link:
Czy to podpada pod plagiat, czy mieści się w granicach inspiracji?
Rzeczywiście, ciekawostka. Są tu jacyś spece od praw autorskich?
Sorry, taki mamy klimat.
Ja jestem...
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Ok, Naz. A spece od praw autorskich? ;)
Sorry, taki mamy klimat.
;)
Nie, nie jestem specem. O ile wiem, palgiat, w sensie prawnym, jest wtedy, gdy ileś tam taktów jest identycznych. Nie sądzę, by w tym wypadku tak było.
Kwestią jest, czy w ogóle takie niedosłowne “zapożyczenia” można uznać za coś niepoprawnego? Jeśli tak, to gdzie przebiega granica tej poprawności. Przenosząc zagadnienie, dla lepszego zobrazowania, na znany grunt: załóżmy, że, któryś z tutejszych autorów popełnił dość odkrywczy tekst sf i zniknął. Tekst pełen byków, pobocznych niekonsekwencji, słowem napisany na kolanie – ale sama idea – wow.
Ktoś zdolniejszy nieco, dostrzegając potencjał, przerabia pomysł głównie stylistycznie. Publikuje, wygrywa konkursy, nie wspominając słowem, skąd zaczerpnął natchnienie. Wszyscy, w tym czytelnicy, i pierwotny autor (bo o niczym nie wie) są szczęśliwi.
Czy wogóle w literaturze można mówić o plagiacie, w sensie mniej oczywistym niż dosłowne powtórzenie tesktu?
EDIT:
Z przypadku Korteza wypływa wniosek dość prosty i, sądzę, warty rozważenia – Najbardziej podobają się nam piosenki, które kiedyś, w tej, czy innej wersji, już słyszeliśmy ;)
Nie biegam, bo nie lubię
Co do EDITU to nie do końca. Fakt, przyjemnie się słucha czegoś co “już znamy”, możemy sobie ponucić, pośpiewać, aczkolwiek ja lubię odkrywać nowe rzeczy – tylko wtedy czuję takie przyjemne wibracje w klatce piersiowej, właśnie poznając nowe utwory.
Co do tego “plagiatu”... Hmm, posądzić nikt Cię nie może, to pewne :) Jeśli chodzi o samą idee plagiatu, to weź na przykład jedną z tysięcy rycerskich opowieści ;) Gra o tron, władca pierścieni... i setki innych. Są rycerze? Są. Są smoki? Są. Są zamki? Są. Plagiat jest? Nie.
Myślę, że o kopiowaniu można mówić dopiero wtedy, gdy twój bohater ma białe włosy, miecz wykuty z meteorytowej skały (którego kradzież grozi impotencją) i zabija potwory. Potrzeba szczegółów, wielu. W innym wypadku – jeśli jesteś tym “gorszym” – co najwyżej zniechęcisz czytelnika nieudolną próbą zrobienia własnego Geralta czy Saurona, czegoś co już było i nie wnosi nic nowego.
Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.
Swoją drogą ja tu nie widzę plagiatu, a wersja pani Anity podobała mi się bardziej.
O ile wiem, palgiat, w sensie prawnym, jest wtedy, gdy ileś tam taktów jest identycznych.
Ustawa nigdzie nawet nie używa słowa plagiat, a już tym bardziej nie ma żadnej sztywnej definicji tego, czym on jest. To zawsze kwestia podlegająca ocenie. A weź też pod uwagę, że w przypadku muzyki nic nie jest takie proste – może wykonawca ma zgodę innego wykonawcy na cover, czy chociaż na sample, a może uprawniony do wykorzystania ich nie jest tylko sam wokalista, ale ktoś inny, np. producent czy kompozytor – i sprzedał to prawo innemu wykonawcy. I tak dalej i tak dalej :) Oglądając pewien program na yt dowiedziałem się nawet, że istnieje coś takiego, jak banki muzyki, w których autorzy sobie kupują... no, muzykę :) I potem okazuje się, że ktoś w Polsce śpiewa na tę samą melodię, co ktoś we Francji i oboje mają do tego prawo, bo skomponował to ktoś inny i tylko udzielił im licencji.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Rzeczywiście nie ma nigdzie słowa o taktach – pewnie to reminiscencje z jakiegoś hollywoodzkiego filmu. Co ciekawe – pod plagiat (kradzież intelwktualną) może podchodzić jednak nawet powtórzenie motywu melodycznego. Jaskrawy przykładem byłaby próba skopiowanka czterech tonów z V symfonii Beethovena. Czyli, być może (czysto teoretycznie), wplatając w utwór literacki jakiś charakterystyczny motyw, np. karła o różnokolorowych oczach, możnaby nabawić się kłopotów... ;) Co, do powyższego przypadku podanego na początku – oczywiście, że w rzeczywistości może się okazać, tak, że np. jeden autor nabył od drugiego prawa. Sytuację przestawiam jedynie jako pretekst, w wariancie najłatwiejszym do rozważań. Podobieństwo utworów jest bardzo duże IMO, ale nie są identyczne.
Chyba nawet w tak skrajnych przypadkach jak przedstawia Kwisatz, tzn. białowłosy bohater z meteorytowym mieczem, udowodnienie kradzieży byłoby niezwykle trudne choćby ze względu na poniższą interperetację.
Nie jest plagiatem dzieło, które powstaje w wyniku zupełnie odrębnego, niezależnego procesu twórczego, nawet jeżeli posiada treść i formę bardzo zbliżoną do innego utworu. Możliwe są sytuacje, w których dwóch twórców, niezależnie od siebie, wykorzystuje w utworze ten sam pomysł i opracowuje go przy użyciu bardzo zbliżonych środków artystycznych, zwłaszcza jeżeli dzieła dotyczą tego samego tematu albo tematów bardzo zbliżonych.
Wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia 15 września 1995 r., I ACr 620/95
Nie biegam, bo nie lubię
Rzadko kiedy procesuje się w Polsce w sprawie domniemanego plagiatu, a udowodnienie go zazwyczaj nie jest łatwe. W muzyce o wiele łatwiejsze niż w literaturze. Wiele rzeczy w literaturze to rzeczywiście coś, na co każdy niezależnie potrafiłby wpaść, co jest w gruncie rzeczy niezbyt oryginalne, nawet jeżeli twórcy wydaje się inaczej. No i trzeba dodać, że idee i pomysły nie są chronione prawem.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)