Czasopisma

Dodaj recenzję

Nowa Fantastyka 02/19

 

Marcin Zwierzchowski

STAR TREK: NOWE MISJE

 

Sukces serialu „Star Trek: Discovery” tchnął nowe życie w kosmiczną franczyzę. W efekcie dostaniemy nie tylko powracający właśnie na Netflixa drugi sezon, ale i nowe produkcje, w tym o kapitanie Picardzie.

 

Jan Żerański

NAZIŚCI ‒ KULTOWI ZŁOCZYŃCY FANTASTYKI

 

Druga wojna światowa to, przy całej swojej grozie, okres historyczny, który stanowi scenografię dla wielkich i małych dzieł kultury masowej. A zbrodniarze, którzy ją rozpętali, jednocześnie stali się postaciami ‒ literackimi, filmowymi, komputerowymi ‒ z których twórcy korzystają na potęgę.

 

Witold Vargas

KOT I WĄŻ NA PAJĘCZYNIE

 

Oto kot ‒ dziki, wrogo nastawiony do człowieka, zza źrenic którego podgląda nas sam diabeł. A oto wąż ‒ poddany króla wężów, zwierzę domowe, przyjazne, gotowe z poświęceniem chronić nas od zła, w zamian oczekując tylko odrobiny mleka.

 

Dariusz Skrzydło

CO W MŁODOŚCI CZYTAŁY STARUCHY?

 

Chciałbym przybliżyć te lektury, o których mało kto pamięta. Pochłaniałem je jako człek niezwykle młody, a sprawiły one, że moją pasją stało się czytanie opowieści fantastycznych. Nie o wszystkich jej twórcach dziś pamiętamy, część dzieł wrzucając do worka z etykietą „książki zapomniane”.

 

Łukasz Czarnecki

STEAMPUNK PO JAPOŃSKU

 

Steampunk, choć narodził się w USA, spotkać można też na Dalekim Wschodzie. W Chinach co prawda go nie uświadczymy (XIX wiek w Państwie Środka wspomina się ze zgrozą jako „stulecie upokorzeń”), ale gatunek bardzo dobrze przyjął się w Japonii i wydał w niej plon w postaci różnorodnych mang i opartych na nich seriali anime.

 

Ponadto w numerze:

– opowiadania m.in. Andrzeja Miszczaka,

– kolejne spotkanie z Lilem i Putem,

– felietony, recenzje i inne stałe atrakcje.

Komentarze

obserwuj

Chciałbym napisać coś o nowym numerze, ale dział prenumeraty przysłał mi en sam numer, co miesiąc temu  :-( 

Wilku, zgłoś to – na pewno dostaniesz aktualny.

Za oknem mróz i śnieg, brrrr. Najlepszy czas na czytanie! A w lutowym numerze „Nowej Fantastyki” – jest co czytać. O dziwo, tylko trzy opowiadania. Ale ilość zostaje zastąpiona przez jakość. I choć idealnie nie jest, to opowiadania bardzo dobre.

Żeby nie być gołosłownym, zagłębiam się w szczegóły.

„Krew w Leopolis” Andrzeja Miszczaka – jest tu taki pomysł, dla których czytam fantastykę. Nigdzie indziej nie da się tak napisać. No bo pomyślcie – starcie Philipa K. Dicka ze Stanisławem Lemem w steampunkowym (a w zasadzie sandałpunkowym, czy tak?) Rzymie to jest koncept, że klękajcie narody. Mnóstwo smakowitych nawiązań do literatury obu panów („Valis”, „Słoneczna loteria”. Człowiek z Wysokiego Zamku”, „Blade Runner”, Niezwyciężony”, „Terminus”, „Ananke”), ale także do całkiem niedawnych wydarzeń – jest katastrofa „Kurska”, jest też chytra baba z Ra… znaczy, Ostii. Mnóstwa nawiązań pewnie nie wychwyciłem (Gygax? Kto to?), ale jak zwykle lubię, kiedy autor memu małemu móżdżkowi daje sygnały – „aleś ty mądry i oczytany” :P. Każdy lubi, jak mu się kadzi. Widać, że autor dobrze się bawił, pisząc ten tekst i szpikując go tymi „mrugnięciami” do czytelnika. Może aż za bardzo?

Jeszcze z plusów – robi wrażenie opis igrzysk, kreacja świata (Ameryki, Australia, Japonia). Czy to jednak tekst bez wad? Niestety nie.

Nie trafia do mnie takie „zatrzymanie” postępu technicznego. Cały świat poznany za pomocą żagla i wioseł? Bo para się dopiero chyba rozgaszcza w świecie opowiadania. Są samojazdy i pociągi, mechy, ale strzela się dalej z łuków? Coś mi tu nie gra. Dalej – dopiero raczkuje technologia statków powietrznych (balony), ale łódź podwodną z prawie 120-osobową załogą Rzymianie wyprodukowali? Ejże, też napędzaną przez wiosła? Czy na parę? Jak? Bohaterka tłucze lusterko, które jest wykonane z brązu. Brąz się tłucze, bo nie wiem? Gość wraca z Dalekiego Wschodu z zapasem ziela na 20 lat? Pociągiem wrócił we własnym wagonie czy jak?

Zgrzyta mi też zakończenie. Takie trochę ni z gruchy, ni z pietruchy zakończenie wątku Filipa. Pobudki matki głównej bohaterki też zdają mi się niejasne.

Ale dość tego kręcenia nosem, bo opowiadanie naprawdę mi się podobało. Polecam!

„Kuszib” Hassana Abdulrazzaka – świetny jest pomysł prezentowania fantastyki z kręgów innych niż angloamerykańskie czy słowiańskie. Super! Bo w tej grotesce (chyba, choć nie w całej rozciągłości), doszukać można się arabskiego żalu na panoszenie się Ameryki na Bliskim Wschodzie. Bez zwracania uwagi na lokalne zwyczaje czy tradycje. Tak też postępują [uwaga: SPOILER!] Obcy trafiający na Ziemię. Jesteśmy lepsi, bo tak uważamy. I koniec! Gorzkie i smutne!

Ale coś mi tu znowu nie gra: w pierwszych scenach tego tekstu bohaterowie udający się na przyjęcie zostają skontrolowani pod kątem potencjalnego zamachu terrorystycznego. To gra, dopóki myślimy, że bohaterowie to Ziemianie. Ale później? Wśród UFOków też są jacyś fanatycy, którzy się wysadzają? Coś tu autorowi tak ci arabscy samobójcy wryli się w pamięć, że nawet Obcym ich przypisał. Według mnie – kiks!

„Wilk i mantikora” Grega Van Eeekhouta – urban fantasy. Ładny pomysł, że magia związana jest z kośćmi. Wyraźnie, ale nie łopatologicznie podana teza, że za każdą polityką, za każdymi wielkimi słowami czają się pieniądze. Że tak naprawdę dla wielu (wszystkich?) nie liczy się idea, a osobista korzyść. Ładne! (choć słowo „szpiegini” cały czas brzmi dla mnie egzotycznie).

Ale jest jeden element, który mnie pozytywnie zaskoczył. Wiele razy mówiłem, że używanie w tekstach motywów pedofilii, kanibalizmu czy kazirodztwa uważam pójście na łatwiznę. Podtrzymuję – tak jest, jeśli nie jest umotywowane fabularnie. W tym opowiadaniu motyw kanibalizmu jest jakże pięknie i logicznie wpleciony w fabułę. I jak smacznie (nomen omen) podany. Brawo dla autora!

W publicystyce: w najwyższej (znów!) formie Vargas, ciekawie Żerański o nazistach. Japońskie obrazki (manga i anime) nigdy nie zwróciły mojej uwagi, toteż do artykułu Czarneckiego mam tylko jedną uwagę – nadużywa słowa „kultowe”. Artykuł Starosty trochę mnie zdenerwował – jasne, ważne roboty, kotki, delfiny i co tam jeszcze. A człowiek to gdzie w tej całej menażerii? O dziwo, ocena antologii „Inne światy”, dokonana przez Parowskiego, dość zbieżna z moją recenzją (można sprawdzić!). Znokautowała mnie cena polecanych przez JeRzego albumów. Chętnie nabędę, ale to nie w tym życiu.

Temat fantastyki PRL-u litościwie przemilczę.

Dłużej zatrzymam się przy Star Teku i Wattsie.

Artykuł Zwierzchowskiego na temat nowej odsłony Star Treka wzbudził we mnie ambiwalentne uczucia. Jestem fanem, a serię Deep Space 9” umieszczam na podium najlepszych seriali SF, obok „Babylonu 5” czy „Battlestar Galactiki”. Ale nowa odsłona ST… hmmm. Jednak uważam, że polityczna poprawność zabiła w „Discovery” ducha Star Treka. Koszmarne, politpoprawne zakończenie pierwszego sezonu, pełne banałów i frazesów, nieustanne wycieczki w stronę Trumpa i jego poglądów. Strasznie mnie to zniesmaczyło. A mogłoby być naprawdę dobrze, bo wątek homoseksualnej pary, jak nie lubię wprowadzania „homopoprawności” wszędzie i na siłę, tu był poprowadzony bardzo sprawnie i z wdziękiem. Scena ze szczoteczkami do zębów, jak pamiętam.. Czyli – da się! Ale reszta, włączając wygląd Klingonów i ich statków, niestety mi się nie podobała. Na razie daję szansę drugiemu sezonowi, ale pierwszy odcinek nie napawa optymizmem.

Watts. Ten jak zwykle ma dużo racji, ale nie dopowiada wszystkiego do końca. Ostatecznym sposobem na zapobieżenie niszczenia naszej planety przez gatunek ludzki jest zmniejszenie jego populacji. Zgoda! Watts chwali się przeprowadzoną wazektomią. Jak kto chce, wolna wola. Ale nie mówi już, gdzie ludzi przybywa najwięcej. Nie są to kraje tak bogate, jak Kanada, w której zdaje się Watts mieszka. Najwięcej ludzi przybywa tam, gdzie dzieci są jedyną inwestycją w przyszłość, gdzie ludzie nie posiadają bardzo mało albo zgoła nic – Czarny Ląd, Azja itd. Czy nie lepiej wobec tego podnieść poziom życia tych biedaków? Kiedy popędy kieruję się na posiadanie miast rozmnażania, dzietność młodych spada na łeb, na szyję (vide Europa i USA). Ale to trzeba byłoby nie wypijać codziennie sojowego latte, ograniczyć latanie samolotami… Podzielić się po prostu! Prawda, panie Watts? Tego jednak nie widzi! A z konkluzją się zgadzam, zresztą już ją kiedyś (chyba nie wprost) podał: żeby uratować świat, jaki znamy, musimy przestać być ludźmi. To ja już wolę wkraczać w świat nieznany, choćby i zubożony.

Ufff, rozgadałem się.

No to tradycyjnie – literówek 15, większych baboli nie stwierdzono.

 

PS. No i ten… tego… RedNacz okrutnie mnie potraktował. Nie zapomnę mu tego do końca życia :D! Jeszcze raz – dziękuję!!!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

“ Ale nie mówi już, gdzie ludzi przybywa najwięcej.” – czyli mówi a nie może napisać, tam należy ograniczyć rozrodczość. Podnoszenie poziomu życia w wydaniu “naszej cywilizacji” to pewna zagłada (ilość samochodów, ilość nędznej jakości innych “dóbr”). Źle, ale  poprawnie politycznie Pan to widzi.

“Ale to trzeba byłoby nie wypijać codziennie sojowego latte, ograniczyć latanie samolotami… Podzielić się po prostu!”  i tutaj się zgadzam w pełni. Należy robić i jedno i drugie.

 

Podobnie jak, chyba bardzo młody, Pan Jan Żerański nadużywanie słowa naziści  w odniesieniu do  zbrodni niemców, jest to dużym nadużyciem i chyba wynika z małej wiedzy a nie z celowego działania.

 

 

Mam zgoła przeciwne wrażenia z lektury “Krwi w Leopolis”. Opisy walk na arenie mnie znudziły. Fabularnie na poziomie dosłownym nic się nie trzymało kupy. Bohaterka ubijająca wszystkich jedną szpilką bo została wypasioną gladiatorką bo miała trudne (też groteskowo przerysowane) dzieciństwo, oddelegowana do szukania “bajkopisarza”, którym okazuje się… (no, nie będę spoilerować, ale wyjaśnienie było imo idiotyczne), ech. Wplecione nawiązania, zmuszające czytelnika (tak, zmuszające, jeśli się chce znaleźć jakiś sens), żeby odebrał opowiadanie jako “starcie” Dicka z Lemem imo takie sobie – oczywiste, dla kogoś kto czytał, zupełnie niezrozumiałe, dla kogoś, kto nie czytał (czytałam Lema, nie czytałam Dicka, stąd wiem :P). No i przynajmniej część z nich była mocno na siłę (ten Terminus przeniesiony w realia opowiadania, zupełnie nieistotny dla fabuły, tylko “fajne opowiadanie Lema, no to przenosimy żywcem”). No i Lem tworzył w Krakowie a nie Lwowie, więc dochodzi jeszcze przekłamanie ;p

Imo, Nowakowi “Rychu” wyszedł dużo lepiej.

Się widzę rozpędziłaś Bellu :).

To ja ze swej strony powiem – owszem, bohaterka “hiroł” na maksa. Ale znając powieści osadzone w tamtych czasach, chyba aż tak bardzo nie “przefajnowana”.

Czy to dzieciństwo “groteskowo” przerysowane? Jedynie motywy matki zdały mi się dziwne, ale reszta? Całkiem możliwa.

Ja czytałem i Dicka, i Lema, więc świetnie się bawiłem. 

No i Lem tworzył w Krakowie a nie Lwowie

Ano tak, ale w świecie opowiadania II wojny światowej nie było. A Lem pochodził ze Lwowa, za którym pono całe życie tęsknił. To i został w rodzinnym mieście.

“Rycha” Nowak nie czytałem, to nie wiem.

EDIT: A co do “Terminusa” i ilości nawiązań, to napisałem – “Widać, że autor dobrze się bawił, pisząc ten tekst i szpikując go tymi „mrugnięciami” do czytelnika. Może aż za bardzo?”

 

PS. Bellu, a mogłabyś ocenić jeden artykuł? Jak się go czyta?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie “przefajnowana”? Sama rozwala najpierw czterech chłopa, potem pięciu, wszyscy faceci bez wyjątku na nią lecą, a pisząc o “groteskowym przerysowaniu” miałam na myśli mój headdesk, gdy do traum zostało jej dołożonych jeszcze trzech kuzynów… To nie mogło być na poważnie :P

No i w takich opowiadaniach fajnie jest, gdy nawiązania tworzą warstwę dodatkową, smaczek dla koneserów a warstwa “literalna” jest ciekawa i sensowna również dla kogoś, kto nawiązań nie wyłapie.

Który artykuł? To zerknę :)

Który artykuł? To zerknę :)

Hm, jakby to… Tytuł Ci sam wskaże :P.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

A ja zapraszam na stronę 75 :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Hohoho, a grudzień taki obfity w piórka, że ciekawym czy w kolejnym numerze także znajdzie się strona dla laureatów.

Znajdzie się :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Staruchu, w kwestii cen albumów “The Best Polish Illustrators” – to są ceny okładkowe, ale na stronie wydawcy stale są bardzo korzystne promocje, zarówno pakietów, jak poszczególnych tomów. Warto się skusić, piękna sprawa.

JeRzy, sprawdziłem. Rzeczywiście przecena jest, nawet spora, ale to i tak ceny dla pracujących w NBP ;).

Tak jak i wszelakich komiksów, niestety :(.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Znalazłam się we wstępniaku malakha… Właściwie to zostałam znaleziona i teraz się z tym oswajam… O.o

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

A tak, widziałem, zapomniałem wspomnieć blush.

Gratulacje, Ceterari!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dzięki! Mam nadzieję, że już wkrótce będę miała na tyle klepnięte szczegóły, by je podać do publicznej informacji. A póki co jak zwykle zapraszam na profil na tej okropnej twarzoksiążce, nawet jak ktoś nie ma, strona jest ogólnodostępna ;) Aha, to NIE JEST tytuł! To podpucha…

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Info dla Starucha: Gary Gygax twórca systemu RPG Dungeons & Dragons

Shodan, to akurat sobie wyguglałem, ale co on ma wspólnego z Dickiem albo Lemem?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruch, a tego to nie wiem. Może to, że był aktywny w latach 70-tych?

Krew w Leopoldis – zdechłem przy walce na arenie i juz się nie podniosłem, tak jak ci nieudacznicy, których załatwiła bohaterka. Śmiało stwierdzę, że zadanie, które dał jej cesarz czy imperator wykonała bezbłednie, zostawiając za soba milion trupów.

Złośliwość gwidonowa wynika z faktu, że tekst jest długi do przesady a po opowiadaniu opisie Janusza Cyrana z FWS nr1, jest to drugi tekst, którego nie skonczyłem, a oba zajmują połowę numeru w dziale opowiadań. Prośba do Michała – ciąc takie cegły, ciąć bezlitośnie – skracać o połowę– szkody nie będzie. Nikt sie nie zorientuje, ze było dłużej. (może autor po nizszym honorarium)

Kuszib – kosmici jedza ludzi. Brak fabuły, brak sensu, brak tzw. Zamknij się i czytaj. Niestrawne.

Wilk i mantikora – był pomysł, do momentu załatwienia mantikory. A że akurat byłem po seansie Zabójczych maszyn (zniszczenie Londynu, to majstersztyk głupoty scenariusza), które sie mi nawet podobały, do pewnego momentu, to i ocena nie może byc wysoka.

pozdrawiam

Problem z prenumeratą został rozwiązany tylko częściowo, ale o tym na końcu, bo po za tematem głównym.

 

Publicystyka:

 

Orbitowski ciekawie, choć o krok od spoilera. Kołodziejczak bardzo fajnie. Watts – poważnie o smutnych sprawach, na które zwykle się nie patrzy.

Na felieton Kosika nie po raz pierwszy będę narzekać (cały czas podkreślając, że to dobry pisarz, tylko w felietonach banały wstawia). Nie po raz pierwszy rzuca poglądy, do których weryfikacji wystarczyłoby kilka minut. Stwierdzenie, że społeczni aktywiści z zasady trzymają się z dala od metodologii jest o tyle połowiczne, ze wśród społecznych aktywistów jest mnóstwo wewnętrznych dyskusji własnie od nośnie tego, czy kierować się emocjami, czy jednak działać metodycznie i metodologicznie. Istnieją nawet takie inicjatywy, jak Fauynalytics, czy Humane League Labs.

Węglowy Szowinista – wraz z Wattsem i Orbitowskim podstawa publicystyki w NF, choć tym razem trochę “zwyczajniej”, wolę jednak, gdy z pojedynczego tekstu wychodzi więcej ciekawostek naukowych.

Star Trek – ciekawie zaprezentowano serial. Szczególnie zwrócił moją uwagę fakt, że komentarzem pewnych sytuacji społecznych może być to, ze sytuacje te “zwyczajnie w filmie są i nikt o nich nie dyskutuje”. Mocna uwaga, ciekawie komentująca sposób prowadzenia dyskusji społecznych.

 

“Co w młodości czytały Staruchy” – bardzo, bardzo, bardzo się ciesze, że temat “książek zapomnianych” został pociągnięty. Ba, w całkiem ciekawym kierunku poszło – książki dla młodszych to tez ciekawy wątek. Choć aż dziw, ze w takim kontekście nie pało nic o Brombie. Natomiast mam jedną uwagę do Starucha jako autora – ten artykuł bardzo mocno wnika w treść książek. W sytuacji tytułów dla młodszych to dobrze, bo rodzice dzięki temu będą wiedzieć co będą czytać dzieciakom. Ale jeśli będzie kontynuacja dotycząca książek, po które warto sięgnąć jako dorosły czytelnik (a liczę na to, ze będzie!), to tam już za dużo spoilerować nie będzie można :) No i warto gdzieś wspomnieć, czy przegląd skupia się na tym “jak  to wyglądało historycznie” czy “po co warto sięgnąć” – w sensie, czy dane tytuły mają szanse na wytrzymanie próby czasu.

 

Opowiadania:

 

“Krew w Leopolis” – ciekawa i barwna wizja, choć miejscami trochę przegadana. Generalnie bardzo fajne opowiadania, choć różne błędy logiczne trochę psuły odbiór (np. po co niszczyć na arenie potężne machiny bojowe, jeśli nie zdobyło się technologii ich budowy?).

 

“Kuszib” – no to właśnie schowałem do szuflady niedokończony tekst bazujący na bliźniaczym pomyśle :P Bardzo mi się podobało. Ładne, barwne, pokazujące relatywizm postaw i to, jak łatwo te postawy mogą umykać. Smutne i metaforycznie pokazujące ludzi z wielu różnych stron. I nie wiadomo, która z tych storn wypada źle, a która jeszcze gorzej.

 

“Wilk i Mantikora” – ciekawe. Niby przygodówka, niby coś innego. Urban fantasy bym tego nie nazywał. Nie wiem jak zaszufladować, ale autor  pokombinował, żeby przedstawić świat z innym rodzajem magii (widać jakieś dalekie echo inspiracji “Nieśmiertelnym”, ale to nie jest zarzut – tekst nadal jest oryginalny).

 

Co do prenumeraty… Już ten wątek poruszałem gdzieś na szałtboksie, generalnie wyszło na to, ze dział prenumeraty stwierdzenie “od stycznia” zrozumiał jako “od numeru styczeń” (”numer styczeń” wyszedł w grudniu, natomiast w styczniu przypada 2/2019). Kalendarz a numeracja to osobne sprawy, ale uznałem, że nieporozumienia się zdarzają, że mogłem na tytule przelewu wpisać od którego numeru i zaproponowałem, że dopłacę za to, żeby prenumerata była do tego numeru, do jakiego powinna być (zależy mi, żeby była do końca roku, bo zwyczajnie w grudniu mam inne wydatki, a kioskach tez mi się nie chce latać). No i niestety – okazało się, że z przyczyn formalnych przy okazji zastosowania takiego rozwiązania będzie jakieś przesunięcie nie tylko NF, ale i FWS, w wyniku czego – jeśli dobrze zrozumiałem – prenumerata obejmie jeden numer FWS mniej (?).

Nie rozumiem i nie pojmuję skąd takie problemy i dlaczego nawet dopłata rozwiązuje problem tylko częściowo. Nie mam pretensji do nikogo konkretnego, bo jak wspomniałem, mogłem w tytule prze;przelewu wstawić numery, a nie miesiące. Z kolei po drugiej stronie zapewne są procedury i jest jakiś system informatyczny, który może modyfikacji nie przepuszczać. Ale jednocześnie nie są to moje pierwsze “przygody” z prenumeratą;. Swego czasu wraz z NF prenumerowałem “Wiedzę i Życie” i wtedy zawsze wysyłka jednego z tytułów czekała na moment wysyłki drugiego (bywało, ze prawie tydzień), co skończyło się tym, że przedłużyłem prenumeratę tylko jednego z tytułów. Cóż, mam nadzieję, że za rok pójdzie z tym sprawniej.

 

Dzięki, Wilku :).

Jak już wiesz, to Ty i Silaqui spowodowaliście, że ten artykuł w ogóle powstał.

przegląd skupia się na tym “jak  to wyglądało historycznie”

Raczej to. Wątpię, czy poza maniakami oldskulu ktoś po te książki sięgnąłby dziś.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

A, przeczytałam już dawno temu Twój artykuł, Staruchu, i muszę powiedzieć, że podobał mi się, aczkolwiek chyba żadnej z tych książek nie znałam (mgliście kojarzę “wielką, większą(…)”, którą chyba, jako dziecko czytałam). Czekam na polecanki dla starszych ;)

Starszym polecają więksi specjaliści niż ja :).

I taki był cel tego artykułu – przypomnieć książki “zapomniane”.

W każdym razie – miło, że nie było katastrofy, bo miałem obawy.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Raczej to. Wątpię, czy poza maniakami oldskulu ktoś po te książki sięgnąłby dziś.

No i widzisz – to trzeba jasno zaznaczyć, bo oba podejścia są dobre (z różnych powodów), a niektóre ze starych książek nadal są warte uwagi. Wspomniana “Bromba i inni”, pamiętam tez, ze jak byłem mały przeszła przez moje ręce jakaś stara hybryda komiksu i książki (naprzemienne fragmenty) o kosmitach, którzy gdzieś tam między wierszami uczyli matematyki. “Tapatiki” tak patrząc po ocenach z Lubiczytac to chyba w sumie s a w miarę doceniane.

 

No, w każdym razie przy polecankach dla starszych zaznaczenie, czy “historycznie”, czy “polecankowo” to sprawa obowiązkowa :) Zwłaszcza, ze bywają i takie pozycje, jak książki Trepki, które pod względem stylu zawsze były potwornie cieżkie, ale pod względem przemyśleń o np. ewolucji (”Totem leśnych ludzi”) warte przeczytania.

 

stara hybryda komiksu i książki

A nie chodzi Ci o “Trzynaste piórko Eufemii”, bo tam zdaje się był równoległy wszechświat Gżdaczy? Tylko że Gżdacze matematyki nie uczyły.

Co do reszty – biorę sobie do serca. Jakby tak ktoś nie zauważył, to był mój pierwszy poważny artykuł ;P.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie, nie. “Trzynaste piórko” to co innego, tamta hybryda była znacznie grubsza, znacznie bardziej komiksowa (liczba kadrów) i zdecydowanie nie było tam Bromby, Kajetana i reszty towarzystwa, a wątki edukacyjne były wyraźne, nie aż tak jak w “Pi i Sigmie” (ha, polski udany serial SF :D ) , ale jednak.

Nowa Fantastyka