- Opowiadanie: renee0071 - VYRASBUTI

VYRASBUTI

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

VYRASBUTI

 

Hormony zaczęły w niej buzować, niczym dzika horda siejąca spustoszenie w spokojnych małych wioskach. W trzewiach rozpoczął się najazd nieopanowanej fali potrzeb. Wpadła w szał. Wiedziała, że musi zacząć walczyć i nie może nikomu zaufać. Wyszła w ciemność, niograniczoną, pustą i chłodną. Małe światła samochodów mijały ją szybko. Uwielbiała chodzić w nocy po cichych, uśpionych ulicach. Latarnie przygasały zawsze gdy je mijała, tak jakby nie chciały oświetlać jej zmienionej sylwetki. Powoli stawiała kroki na dziurawym chodniku, nie śpieszyła się. Próbowała zapanować nad sobą, a pośpiech nie był najlepszym rozwiązaniem. Wzdłuż ulic płynęły małe strumyki deszczówki i z pluskiem wpadały do kanałów burzowych. Stanęła nad jednym

z nich. Kiedyś tam mieszkała, dawno temu, gdy dowiedziała się od matki kim, a może czym jest uciekła z domu. Nie wspominała go z czułością, ani tęsknotą. Myślała o nim, jak o ciemnej norze, w której spędziła większość swojego krótkiego życia.

 

Mieszkała w małej wsi, gdzie każdy się znał i wszystko o sobie wiedział. Jej matka przychodziła do niej do piwnicy tylko w ciagu dnia. Przynosiła wodę i ciepłe jedzenie. Mnóstwo jedzenia. Mogła przez całą dobę siedzieć i jeść, a ciągle czegoś jej brakowało. Matka nigdy jej nie przytuliła ani nie pogłaskała, nie mówiła do niej praktycznie wcale. Wydawał tylko krótkie polecenia typu: "Bądź cicho", albo "Śpij". Widziała w niej coś czego nie potrafiła określić jako dziecko. Teraz już wiedziała, że to był strach i wstręt. Mając czternaście lat, przez przypadek dowiedziała się dlaczego nigdy nie była w pełni najedzona. Powiedział jej to człowiek, który przyszedł w nocy. Twarzy nie pamiętała, ale bardzo dobrze znała jego głos i kolor oczu. Ten ktoś opowiedział jej w jaki sposób się urodziła i dlaczego matka jej nie wypuszcza z domu. Ona nie była człowiekiem. Ona była vyrasbuti– potrzebowała mięsa ludzkiego do przeżycia, jak roślina światła

i wody. Gdy była mała zmieniała swoją postać szybko, ale bardzo boleśnie. Nie potrafiła nad tym zapanować. Zazwyczaj tak się działo, gdy była zła lub głodna. Z wiekiem opanowała swoją potworną część, zmieniała się tylko gdy naprawdę tego potrzebowała.

 

Jej życie nie było łatwe. Na takich jak ona ludzie urządzali polowania, zaganiali ich jak zwierzynę, a potem bez cienia współczucia mordowali. To od nieznajomego dowiedziła się, że matka nie pozwala jej wychodzić, dlatego ukrywa ją przed wszystkimi w obawie, że zostanie zabita. Ioka wiedziała, że w domu, w którym mieszkała były inne dzieci, ale nigdy ich nie widziała, nie miała z nimi żadnego kontaktu. Kiedyś przez nieuwagę matka zapomniała zamknąć drzwi od piwnicy. Ioka siedziała cicho i wyglądała przez małe okienko na zewnątrz. Lubiła te chwile, kiedy przyglądała się ludziom, jednoczesnie nie będąc przez nich zauważona. Nie dostrzegła kiedy ktoś wszedł. Poczuła okropny ból w okolicy karku. Z wściekłością odwróciła się i uderzyła. Przemiana nastąpiła natychmiast. Zrobiła się ogromna, miała około dwóch metrów, długie owłosione ręce, zakończone ostrymi jak brzytwa pazurami. Słyszła jak pęka na niej ubranie. Bez opamietania uderzała w przestrzeń przed sobą. Widziała ludzi, którzy próbują zagonić ją w stronę ogromnej żelaznej klatki ustawionej przy zejściu do piwnicy. Wydała z siebie przeraźliwy, ogłuszający ryk. Kilkoro z mężczyzn zatkało uszy. Wtedy skorzystała z okazji i rzuciła się do ucieczki. Gdy wybiegła na ulicę, jasne słońce oślepiło ją, nie była do niego przyzwyczajona. Z zamkniętymi oczami kierowała się w stronę, z której dobiegał odgłos rzeki. Ludzie nie potrafili biegać tak szybko jak ona, więc bez trudu ich zgubiła. Zimna woda ostudziła jej zmęczone ciało

i szalejące myśli. Położyła się na wodzie, a tak jakby to robiła od urodzenia. Nie stawiała żadnego oporu, a rzeka niosła ją szybko w swym rwącym nurcie. Odwróciła głowę, ale nie widziała już nic poza gęśto rosnącymi drzewami na wysokich brzegach. Słyszała tylko głośny szum rzeki, unoszącej ją w nieznanym jej kierunku.

 

Rozejrzała się ostrożnie. Nie mogła zostać przyłapana, nie teraz, kiedy musi zwalczyć w sobie tę część, która próbuje ją zdominować. Przekradając się zaułkami cichego, uśpionego miasta głęboko wdychała zimne, wilgotne powietrze. To pomagało jej zachować świeżość umysłu. Nie mogła poddać się niepohamowanej żądzy, nie teraz gdy jej życie zaczynało nabierać sensu.Kilka dni temu poznała go, kiedy spokojnie jadła kolację w najbardzie zatęchłym

i obrzydliwym miejscu w jej mieście. Tak, to było jej miasto. Tak je nazywała od momentu, gdy przestał istnieć jej ostatni rywal. Miała szesnaście lat, gdy po raz pierwszy go zobaczyła. Od tego momentu wiedziała, że jej istnienie jest zagrożone, wiedziała, że musi się go pozbyć. Oparła się

o chłodną ścianę kamienicy i zamknęła oczy. Pamięć podsunęła jej obrazy z dnia, w którym została sama. Doskonale go znała, spotykała go bardzo często, ale nigdy nie przebywała w jego obecności tak długo. Zawsze starała się go omijać, a szczególnie gdy jadł. Kiedyś miała jednego przyjaciela, który wiedział o jej potrzebach i starał się ją chronić. Dziś już go nie było. Podczas jednego

z posiłków natknęli się na Der Mona, który spokojnie kończył śniadanie. Pamiętała jak zaczęła uciekać, trzymając swojego obrońcę za rękę. Poczuła silne szarpnięcie i upadła na ziemię. Chrapliwy, tubalny głos kazał jej się odwrócić. Nie chciała tego robić, bo doskonale wiedziała co zobaczy. Duża ręka mocno chwyciła ją za włosy i szarpnęła bez wysiłku. Wisiała w powietrzu jak szmaciana lalka, a Der Mon bez pośpiechu niósł ją w kierunku zwłok. Jej przyjaciel leżał na wznak z szeroko otwartymi oczami. Nie żył. Zobaczyła czarną, ziejącą pustką dziurę w miejscu gdzie było serce. Otworzone usta zastygły w niemym bólu.

 

– To jest twoja wina– usłyszała– Nigdy nie powinnaś się zaprzyjaźniać z czymś co może stać się twoim obiadem.

 

W głowie miała mętlik, tysiące myśli nie potrafiły znaleźć ujścia i przybrać odpowiednich kształtów. Der Mon rzucił ją na ziemię i zniknął. Na czworakach podpełzła do czegoś, co kilka chwil temu było jej jedynym sprzymierzeńcem. Nie potrafiła opanować gniewu, który w niej wybuchł. Nie to nie był gniew, to był szał pełen nienawiści i chęci zemsty. Usłyszała swoje donośne wycie. W tej chwili nie chciała się ukrywać. Zacisnęła pięści, które zaczęły rosnąć. Szczęka robiła się coraz większa, jej ciało nabierało mocy. Mięśnie stawały się napięte i twarde. Długie, czarne włosy ciężko opadały na oczy. Jej wycie odbijało się echem w pustych ulicach miasta. Chciała się zemścić, jak najszybciej i bardzo okrutnie. Nie mogła opanować złości. W przypływie bezsilności zaczęła uderzać pięściami w ziemię, w której pojawiały się duże wgłębienia. Nie czuła upływającego czasu, ani chłodu nadchodzącego poranka. Z odrętwienia wyrwały ją zbliżające się odgłosy syren policyjnych. Nie chciała uciekać. Chciała zostać przy nim jak najdłużej, ale wiedziała, że jej obecna postać nie jest tym, do czego byli przyzwyczajeni ludzie. Powoli zaczęła się zmiejszać. Z dłoni zniknęły ostatnie ślady futra a twarz nabierała ludzkiego wyglądu. Spojrzała w kałużę obok której siedziała. Wyglądała na przerażoną nastolatkę, która straciła kogoś ważnego. Jej postać nie zdradzała żadnych oznak potwora, który się w niej rozbudził. Tylko mocno zaciśnięta szczęka wskazywała na szalejące w niej emocje.

 

Swojego przyjaciela poznała, gdy osłabiona długim pobytem w silnej rzece, wyczołgała się na płaski, piaszczysty brzeg. Zamknęła oczy i usnęła. Obudziła się w ciepłej, świeżo zmienionej pościeli w olbrzymim łóżku. Ktoś delikatnie dotknął jej ręki.

 

– Ej, śpisz– usłyszała szept

 

Przekręciła głowę i zobaczyła chłopca o jasnych włosach i ciemnych kropkach na twarzy siedzącego na brzegu łóżka i szczerzącego do niej zęby. Przerażona, uciekła w kąt pokoju, poczuła, że zaczyna się zmieniać. Nie chciała tego. Z lękiem patrzyła na obcego chłopaka, ale on

z ciekawością się jej przyglądał. Wstał i powolnym krokiem zaczął do niej podchodzić.

 

– Nie bój się, nic ci nie zrobię– mówił spokojnym, niskim głosem– jesteś vyrasbuti, prawda?

 

Przecząca pokręciła głową, ale wiedziała, że jej nie uwierzył

 

– Jak chcesz to możesz mówić, że nie jesteś– odparł i uśmiechnął się– ale ja wiem swoje. Naprawdę nic ci nie zrobię, tacy jak ty są fascynujący. Wszędzie szukam o was informacji, ale niewielu z was już pozostało. Chodź, pomogę ci wstać– wyciągnął rękę w jej kierunku.

 

Kłapnęła zębami, chciała go odstraszyć. Nieznajomy szybko cofnął rękę, ale nie uciekł. Skierował się w stronę okna, odwrócił się plecami do niej i zaczął mówić.

 

– Jesteś tutaj od trzech dni. Znalazłem cię na brzegu rzeki, byłaś nieprzytomna, więc zabrałem cię do domu. Nie zrobiłem ci żadnej krzywdy jak spałaś. Opatrzyłem tylko ranę, która miałaś na karku– to od podwójej gwiazdy, prawda?– nie doczekawszy się odpowiedzi ciągnął dalej– Wiem, że jesteś vyrasbuti, za pomocą gwiazdy ludzie zabijają takich jak ty. Zresztą zaczęłaś się przemieniać, gdy zmieniałem ci opatrunek.– głośno wciągnął powietrze– Nie zrobiłaś mi krzywdy– uspokoił ją– musiałem cię przywiązać do łóżka, żebyś siebie nie skrzywdziła.

 

Zaczął chodzić po pokoju, z rękami założonymi na plecach. Z fasynacją wysłuchała opowieści

o wojnie pomiędzy ludźmi a vyrasbuti.

 

Kiedyś, dawno temu kiedy ludzie zaczynali zakładać małe osady, vyrasbuti mieszkali na każdym kontynencie. Tworzyli wspólnoty i przemieszczali się grupami szukając pożywienia. Nie budowali wiosek, nie uprawiali rolnictwa, bo to nie było im potrzebne do przeżycia. Szukali mięsa

i dlatego najczęściej zadomawiali się w lasach, gdzie było dużo zwierzyny. Konflikt pomiędzy ludźmi a vyrasbuti zaczął się, gdy człowiek doszedł do przekonania, że vyrasbuti zabierają ludziom pożywienie. Zdarzały się przypadki, że kilku członków jej gatunku zakradało się do ludzkich wiosek i zabijało bydło, ale to były bardzo rzadkie wypady. Jednak ludzie zaczęli traktować vyrasbuti, jak potwory, które zabijają tylko dla przyjemności. Rozpoczęła się walka pomiędzy gatunkami. Ludzie tworzyli coraz lepszą broń i pułapki, czego vyrasbuti nie potrafili robić. Im do obrony wystarczały długie pazury, ostre kły i szybkie łapy. Jednak populacja jej gatunku zaczęła bardzo szybko maleć. Ludzie nauczyli się rozpoznawać ślady i przygotowywać zasadzki konkretnie na vyrasbuti. Pomimo, że ten gatunek zaczął się przenosić do coraz mniej dostępnych miejsc, ludzie nie przestali ich śledzić i zabijać. Najgorsze i najbardziej krwawe walki odbyły się kilkaset lat temu, gdy jeden z vyrasbuti został przyłapany na jedzeniu głównego przywódcy ludzi. Został on złapany

i bardzo długo torturowany, a po śmierci jego ciało zostało przybite na wieży przy głównej bramie największego miasta. Walki pomiędzy gatunkami trwały kilka miesięcy. Ludzie bali się wchodzić do lasów, a vyrasbuti z nich wychodzić. W końcu został zawarty pokój, który miał gwarantować nietykalność każdemu ze stworzeń. Wielcy dostojnicy ludzi spotkali się z przywódcami vyrasbuti na neutralnym terenie. Niestety, to była zasadzka. Wszyscy vyrasbuti zostali zamordowani. Ludzie odcieli im głowy i kończyny, a korpusy kazali rozwieźć po całym świecie ku przestrodze dla innych vyrasbuti. Od tamtego czasu, człowiek sprawuje władzę na całej planecie i nie wzbraniają się przed zabiciem nawet niemowlęcia, które chociaż odrobinę przypomina vyrasbuti.

 

Ioka dowiedziała się, że jej obrońca przez całe swoje życie szukał podobnych do niej i wie, że aktualnie pozostał tylko jeden, oprócz niej, przedstawiciel gatunku. Nazywa się Der Mon i za wszelką cenę chce przywrócić jej gatunek do życia. Ludzie bardzo się go bojąi słysząc, że jest

w określonym miejscu, nie wychodzą po zmroku. Wiele razy próbowali go schytać i zabić, ale za każdym razem uciekał. A teraz jest tutaj.

 

Ioka, dzięki opiece Kraja, szybko wracała do sił. Jadła kilka razy dziennie, dostawała świeże mięso, jeszcze ciepłe. Czuła się bezpieczna. Kraj zabierał ją do miasta, uczył ją o ludziach i o vyrasbuti. Pokazał jej jak można żyć i nie zdradzić swojego sekretu.

 

Odrzuciła od siebie myśli o ostatnich kilku latach. Odkąd została sama nie jadła zwierząt. Teraz rozkoszowała się mięsem smaczniejszej i łatwiejszej do upolowania zwierzyny. Zaczynało świtać, a ona nie zaspokoiła swoich potrzeb. Znalazła pijaną dziwkę, uśpioną po nocnej pracy, leżącą w śmierdzącej pościeli w małym pokoiku na poddaszu. Nie wahała się ani chwili. Weszła bez problemu, bo drzwi były otwarte. W pokoju panował smród i zaduch. Pochyliła się nad śpiącą

i wtedy go zobaczyła. Stał w kącie spokojnie na nią patrząc. Widziała jego zielone oczy, błyszczące w mroku jak oczy kota zaczynającego polowanie. Chciała jeść, jej organizm potrzebował go, nie mogła dłużej czekać. Wygłodniała rzuciła się na dziewczynę, która nie wydała żadnego dźwięku, jak wyrywała jej serce. Ciepły narząd spoczywał w jej rękach, ociekał gorącą krwią, która powolnie spływała po jej nadgarstkach. Z zachłannością dzikiego zwierzęcia wbiła zęby w najsmaczniejszą cześć ludzkiego ciała. A on stał, nieporuszony w ciemym kącie i patrzył. Nie wykonał żadnego ruchu, wyglądał jakby przestał odychać. Nie widziała jego sylwetki, tylko oczy utkwione w niej

i nieprzeniknione. Poczuła przypływ odwagi. Najedzona, zaczęła myśleć logicznie. Nie wiedziała, dlaczego jej nie zaatakował, była bezbronna i słaba. Teraz po posiłku jej ciało było silne i spokojne. Wykonała pierwszy krok w jego kierunku. Nie poruszył się, a może tylko tak jej się wydawało.

Z prędkością dzikiego zwierzęcia rzuciła się do jego gardła, a on tylko odsunął się, nie uciekał.

Z głuchym łoskotem uderzyła w ścianę, zawirowało jej w głowie. Podniosła się i rozejrzała po pokoju. Der Mon stał na wyciągnięcie ręki i śmiał się. Jego śmiech był chrapliwy i głośny, drwił

z niej. Próbowała jeszcze raz zaatakować. Również tym razem trafiła w pustą przestrzeń. Pomyślała, że nie ma z nim szans. Przewyższał ją o pół metra, był straszy, szybszy i bardziej doświadczony w walce, ale ona nie poddawała się. Jej nienawiść była ogromna. To on odebrał jej jedynego przyjaciela, człowieka który nie chciał jej zabić, a otoczył opieką i traktował jak młodszą siostrę. Musiała go pomścić.

 

Znów szykowała się do ataku, ale on był szybszy. Poczuła ostry ból przedramienia, krzyknęła, ale Der Mon zatkał jej usta.

 

– Nasza dwójka może odtworzyć gatunek. Jesteśmy ostatni, przyjmij moją propozycję, a daruję ci życie– usłyszała szept. Podniosła głowę, chciała, żeby zobaczył tę nieniawiśc w jej oczach.

 

– Rozumiem– wychrypiał– w takim razie będę cię zabijał bardzo wolno, żebyś czuła jak złą decyzję podjęłaś, a gdy już będziesz na skraju wyczerpania i granicy wytrzymałości, może dostrzerzesz jak wspaniała była moja propo……– urwał, nie dokończył. Ioka szybkim i pewnym ruchem wbiła pazury w ciepłe ciało. Mocnym ruchem wyciagnęła gorące serce i odrzuciła je na dywan.

 

Jego ciało głośno upadło na tandetny kwiecisty dywan. Otwarte usta chciały mówić, ale ciało przestało żyć. Oczy zamgliły się, a ostatnie drgawki kończyn upewniły ją, że Der Mon już nie wstanie. Ioka spróbowała wstać, ale jej nogi odmawiały posłuszeństwa. Przeczołgała się pod drzwi i tam usnęła. W momencie gdy jej przeciwnik złapał ja za włosy, Ioka przeobrażała jedną rękę, którą ukryła za plecami. Nie spodziewał się tak szybkiego zakończenia. Ona była wyczerpana. Siły jej wracały, ale w pamięci pozostanie moment, w którym pomściła swojego pierwszego przyjaciela.

 

Przed świtem wyszła z mieszkania i skierowała się w stronę centrum miasta. Dzień zaczynał się jak każdy poprzedni, ale jej życie nie będzie już takie samo. Nogi prowadziły ją do miejsca,

w którym kilka tygodni temu odnalazła nowe szczęście.

 

 

Koniec

Komentarze

Pomysł zdaje się być niezły, z początku opowiadanie czyta się też całkiem przyjemnie. Jednak im dalej w las tym więcej drobnych niedoróbek i potknięć. Mam wrażenie, jakby tekst powstał w pośpiechu i został tu wrzucony bez żadnej korekty. Poza tym nie powaliła mnie sztampowa końcówka z przemianą głównej bohaterki i odrzuceniem możliwości odnowienia gatunku.

Generalnie - gdybyś dokonała wnikliwej korekty i przemyślała jeszcze zakończenie, byłoby lepiej.

Pozdrawiam.

Dzięki za poradę. Faktycznie jest to pierwszy tekst jaki napisałam w tym gatunku. Przede mną jeszcze wiele nauki.

Komentuję, bo tekst wyraźnie potrzebuje komentarzy. Generalnie historie o potworach, wilkołakach i tym podobnych to nie moja broszka, dlatego to opowiadanie pominęłabym nie ze względu na jego jakość, tylko po prostu z powodu tematyki. Na to nic poradzić się nie da, droga Autorko. :)

 

Na warsztat, jakkolwiek, można poradzić wiele.

 

Do niezręczności językowych, literówek etc. odnosić się nie będę, bo jakoś nie potrafię. Zresztą, moim zdaniem, poprawianie literówek, szyku zdania etc. to już ostatni szlif. Najpierw powinna być historia, czyli fabuła, bohaterowie, jakiś świat w którym historia się dzieje. Tego u Ciebie nie ma.

 

Ten tekst to właściwie taki podrys pod charakterystykę postaci i trochę pod kreację świata. Przeskakujesz ze wspomnienia do wspomnienia, do historii świata, znowu jesteś w jakimś wspomnieniu. Właściwie prawie do końca nie wiadomo kiedy dzieje się główna akcja opowiadania i czego dotyczy.

 

Postać jest pokazana, opowiadasz jej historię, ale nie pomagasz się w nią wczuć. Szczerze Ci powiem, że nie wiem, jak powinno się to robić, też mam z tym problem, ale umiem odróżnić w czytanym opowiadaniu czy postać żyje, czy nie.

 

Sądzę, że u Ciebie wynika to głównie z tego, że brakuje tu konkretnej fabuły. Takiej klasycznej, ze wstępem, rozwinięciem i zakończeniem. Nie mogę się zdecydować, czy Twoja fabuła to cała historia dziewczyny, od ucieczki z domu (czy nawet przed), do zabicia wroga – i w takim przypadku sądzę, że powinnaś ją opowiedzieć linearnie – czy sama akcja dziejąca się teraz, czyli: ona czuje głód i pożądanie, wychodzi "na miasto", spotyka wroga, on chce jej ofiarować możliwość rozmnażania się, ale ona go zabija – i wtedy powinnaś wyrzucić wszystkie dygresje. Tylko, że one są potrzebne, by zrozumieć czemu bohaterka robi to, co robi.

 

Zastanów się nad tym. Stwórz sobie jakiś plan opowiadania, poszukaj jak to się robi (Poetyka Arystotelesa, albo jakieś jej opracowanie to lektura obowiązkowa), a potem mniej opisuj a więcej pokazuj. Życzę powodzenia. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Widziałem, czytałem, ale nie wzruszyła mnie niedola ostatniej żyjącej vyrasbuti. W co najmniej połowie dlatego, że nie jestem fanem żadnego typu nieludzkich i półludzkich stworów.

Nowa Fantastyka