- Opowiadanie: pawel.dub - Głupia gęś

Głupia gęś

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Głupia gęś

Poczułam bolesne uderzenie w ramię. Raz. Teraz drugi. Wciąż półprzytomna otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Siedziałam w rozklekotanym PKS-ie, a nade mną stał wielki babochłop, który patrzył na mnie ze złością.

 

– Pani weźmie te gęsi! – krzyknął mi wprost do ucha. – Wszystko zapaskudzą tymi jajkami!

 

– Ale o co chodzi? – zapytałam, bo szczerze pragnęłam zrozumieć czego ta kobieta ode mnie chce.

 

– Gęsi się pani rozlazły po autobusie! – Moje ucho znowu poczuło moc drzemiącą w głosie kobiety.

 

Wciąż nie mogłam zrozumieć jak to się stało, że jestem tu gdzie jestem. PKS, agresywny babochłop i gęsi. Właściwie to było mi wszystko jedno co się wokół mnie dzieje. Byłam tak bardzo śpiąca, że cała reszta nie miała znaczenia. Postanowiłam zignorować te zaskakujące anomalie wokół mnie i zamknęłam oczy. Przez kilka sekund usiłowałam zasnąć, jednak nie dałam rady. Odruch bezwarunkowy jakim jest konieczność wyjaśnienia każdej niewyjaśnionej sprawy zwyciężył.

 

Otworzyłam oczy, wstałam i rozejrzałam się dookoła. Wciąż byłam w PKS-ie, a więc już raczej wiedziałam, że to nie jest jakiś psychodeliczny sen. Spojrzałam na babochłopa i od razu tego pożałowałam. Najwyraźniej czekał na moją reakcję, bo nie zwracając już na mnie uwagi, zaczął jazgotać na cały autobus, że takie paniusie nie powinny bez opieki przewozić drobiu. Szczególnie tak ruchliwego. Musiała mi się wcześniej długo przyglądać, bo teraz po kolei punktowała mój strój. Zaczęła od butów, z których akurat byłam dumna. Wymarzone szpilki, które co prawda były dla mnie trochę za małe, ale ich soczysta czerwień i pełne zawiści spojrzenia innych kobiet świetnie rekompensowały wszelkie niedogodności i bóle. Więc babochłop sobie tak gadał, a ja zaczęłam rozglądać się po PKS-ie. Jechało w sumie kilkanaście osób. Każdy najwyraźniej zajęty swoimi sprawami. I faktycznie między pasażerami kręciło się kilka gęsi.

 

Tu muszę wyjaśnić, że chociaż na co dzień staram się być kobietą racjonalną, niezależną i spełnioną, to czasami i ja zaczynam działać kierując się emocjami. Nie wiem po co, ale zaczęłam liczyć te gęsi. Jeden, dwa, trzy… cztery… i pięć. Pięć gęsi, które rzekomo podróżują ze mną? Nie, coś jest nie tak. Jakie gęsi?! Musiałam zwariować, bo jak inaczej wytłumaczyć to, co teraz widzę? PKS, babochłop, gęsi, jakiś koleś próbujący złapać sygnał w swoim telefonie, starszy pan wpatrzony w okno, mężczyzna ubrany na biało w kapeluszu z gazety, dwie starsze panie karmiące moje gęsi… Pomyślałam sobie, że to miły gest i rozglądałam się dalej. Siedział jeszcze młody mężczyzna ubrany jakby był panem młodym i mała dziewczynka z misiem w dłoni. Był oczywiście jeszcze kierowca, ale…

 

Właśnie! Kierowca! Przecież ja z tymi gęsiami faktycznie jechałam, ale moim samochodem. Miałam je odebrać od Marciniaka z targu i przywieźć do gospodarstwa rodziców. Zabawne było to, że kiedy mama mnie o to poprosiła, oczami wyobraźni zobaczyłam kilka dużych tuszek, zapakowanych szczelnie w folię z przyklejoną metką.

 

Jednak gęsi nie były jeszcze tuszkami. Były równie żywotne jak ich hodowca, który dosyć niewybrednie mnie podrywał. No i skończyło się to tak, że całą gęgającą szóstkę zapakowałam na tylne siedzenie, bo do bagażnika nie miałam sumienia.

 

Kiedy odjeżdżałam Marciniak pukał się w głowę i chyba miał rację, bo potem jechałam przez wieś, a gęsi gęgały tak głośno, że wszyscy się za mną odwracali. Wtedy wpadłam na pomysł, żeby włączyć radio. Sięgnęłam do schowka po płytę Beyonce, w tym samym momencie usłyszałam żałosne gęgnięcie między nogami, spojrzałam w dół, zobaczyłam biały kuper i odruchowo nacisnęłam hamulec! Nie zadziałał, bo gęsia szyja zaklinowała się między pedałami w taki sposób, że hamulec zablokowała, a gaz docisnęła. Zanim zdążyłam podnieść wzrok samochód uderzył w drzewo…

 

A więc miałam wypadek! Teraz jestem w szoku i przez ten szok zebrałam gęsi i wsiadłam do PKS-u. W autobusie, również z powodu szoku, zasnęłam i obudził mnie ten babochłop. Musi zbadać mnie jakiś lekarz! Muszę zadzwonić do rodziców, żeby ich uspokoić! Nie, bez sensu, przecież ten chłopak wciąż szuka sygnału! Muszę wysiąść! Rozejrzałam się za torebką, żeby poprawić makijaż, który na pewno mi się rozmazał w czasie wypadku. Niestety, musiałam zostawić ją w samochodzie. Zabrałam gęsi, a zostawiłam torebkę. Idiotka ze mnie.

 

Teraz już nie zwlekając ruszyłam w stronę kierowcy. Kiedy byłam już blisko zahamował gwałtownie i powoli odwrócił głowę w moją stronę. Tego nie da się opisać, to trzeba samemu zobaczyć. Teraz już wiem, że nie muszę tego robić, bo i tak wszyscy będą mieli okazję ją spotkać. Mówię ją, bo kierowcą okazał lub raczej okazała się być Śmierć. Przyznaję, w pierwszym momencie zbladłam, ale już po chwili odezwał się we mnie duch negocjatora. Przez lata ćwiczyłam najróżniejsze techniki, które pozwalały mi wygrywać większość negocjacji handlowych. Można powiedzieć, że próba nawiązania rozmowy ze Śmiercią była dla mnie tak samo oczywista, jak to, że czerwonego nie łączy się z różowym. To znaczy teraz już można, ale jeszcze nie tak dawno to było największe faux pas wśród korporacyjnych kobiet.

 

– Siadaj na miejsce kobieto – spokojnie powiedziała Śmierć patrząc na mnie swoimi oczodołami. – Jeszcze tylko trzech pasażerów i jedziemy prosto do bazy.

 

– Ale ja chciałam wysiąść – odparłam równie spokojnie i chociaż głos mi się trochę załamywał to dodałam. – Na żądanie.

 

Śmierć roześmiała się szyderczo, a w autobusie powiało chłodem. Kątem oka zauważyłam, że pasażerowie przysłuchują się naszej rozmowie. Tylko chłopak szukający zasięgu nie zwracał na nas uwagi. Naiwniak.

 

– Proszę nie kpić – zaatakowałam odważnie Śmierć. – Masz nas chyba zabierać z tego świata, a nie poniżać!

 

– Że co? – zapytała Śmierć patrząc na mnie złowieszczo.

 

Tu muszę wyjaśnić, że właściwie to nie wiem czy spojrzała złowieszczo, bo oczodoły mają to do siebie, że są zupełnie bez wyrazu. Wiem jednak, że ja na jej miejscu na pewno bym się wściekła na taką mądralę. Mimo to postanowiłam kontynuować.

 

– Że poproszę o książkę skarg i wniosków – mówiąc to wyciągnęłam rękę w stronę Śmierci. – Czekam.

 

– To jakiś żart?

 

– Nie, to nie żart. Dlaczego do tej, za przeproszeniem, bazy jadę transportem zbiorowym, chociaż wykupiłam najwyższy pakiet ubezpieczeniowy? Mam prawo do pojazdu zastępczego klasy nie niższej niż mój samochód. A to jakiś zdezolowany PKS.

 

– Za duży przyrost naturalny. Indywidualnie w życiu bym się nie wyrobiła… – Śmierć zaczęła się tłumaczyć, ale już po chwili odzyskała właściwy stan ducha. – Zaraz, co to za pretensje? A co mnie to wszystko obchodzi?

 

Śmierć ma wielowiekowe doświadczenie. Da się to wyczuć. Ja żyję, to znaczy żyłam zaledwie trzydzieści dwa lata, a ona jest z ludźmi od początku i miała okazję spotkać się ze wszystkimi. Pomyślałam, że to przyjemnie spotkać równorzędnego gracza. Więc teraz to znowu ja musiałam zaatakować.

 

– Nie dam się zignorować! Płacę, to wymagam. Odkąd pamiętam daję na tacę, więc chyba mam prawo oczekiwać odpowiedniego traktowania. To raz! – mocno zaakcentowałam, żeby podkreślić, że zaraz będzie dalszy ciąg pretensji. – A po drugie, dlaczego jadę z pięcioma gęsiami, które w dodatku co chwila znoszą jaja?! Gdzie jest szósta gęś?!

 

Mogłabym tak długo przemawiać i wymyślać różne pretensje. Miałam w życiu kilku partnerów i bynajmniej nie zawsze umilałam im życie. To dzięki nim osiągnęłam mistrzowski poziom w rzucaniu bezpodstawnych oskarżeń. Dalsze gadanie nie miałoby jednak sensu, bo Śmierć zaczęła nerwowo przeglądać jakieś listy przyczepione do deski rozdzielczej. Wyglądały tak samo, jak listy spedycyjne, które wypełnia kurier, kiedy oddajemy mu przesyłkę do dostarczenia.

 

– Zaraz… zaraz… to był wypadek koło Białego Boru? – zapytała nerwowo Śmierć.

 

– Taaak… – odpowiedziałam zaciekawiona.

 

– Biały Bór, Biały Bór… zlecenie specjalne, godzina 10:34, z rozbitego auta zabrać pięć gęsi z tyłu i jedną głupią z przodu i dostarczyć do… – Śmierć zaczęła czytać pod nosem treść zlecenia i nagle przerwała. – Cholera!

 

Wrzuciła bieg i ruszyła gwałtownie. Zrobiła to z wielkim impetem. Rzuciło mną tak mocno, że aż uderzyłam tyłem głowy o poręcz. Zabolało i nieźle mnie zamroczyło. Zamykając oczy zdążyłam jeszcze pomyśleć, że za chwilę wstanę, zrobię jej awanturę o tę głupią gęś i wtedy…

 

– No wreszcie! – odezwał się jakiś przyjemny głos. – Aleś nas wystraszyła dziewczyno!

 

Powoli otworzyłam oczy. Leżałam w trawie, a nade mną pochylał się przystojny strażak. Uśmiechnęłam się do niego, chociaż natychmiast tego pożałowałam, bo wszystko mnie bolało.

 

– Miała pani szczęście – powiedział do mnie. – Nie ma ani jednego złamania, tylko sporo siniaków i duży guz z tyłu głowy. Musi pojechać pani do szpitala, ale do wesela na pewno się zagoi. Szkoda tylko tych gęsi.

 

– Nie szkoda, źle im nie będzie – odpowiedziałam uśmiechając się bardzo ostrożnie.

 

Wszystko mnie bolało, ale kiedy sanitariusze przekładali mnie z trawy na nosze spojrzałam na samochód i zaczęłam się śmiać. Jeden z ratowników położył mi rękę na ramieniu, aby mnie uspokoić. Ja jednak nie mogłam przestać.

 

Do tej pory, kiedy przypominam sobie minę „nieomylnej” Śmierci uświadamiającej sobie pomyłkę to wiem, że kiedy spotkamy się po raz drugi, to ona będzie w większym stresie niż ja. Żałuję tylko, że perspektywa kurzych łapek nie pozwala mi z tego się śmiać tak często, jakbym chciała.

Koniec

Komentarze

Świetne opowiadanie, odpowiednio zaskakujące, pomysłowe i urzekająco lekkie. Rewelacja :)

Niezła rzecz. Wpadł mi jeden błąd:

a ona jest od z ludźmi początku

Ach, jakże mnie rozweseliłeś w ten mroźny i mroczny dzień... niesamowite :)

- Pani weźmie te gęsi! – krzyknął mi wprost do ucha. – Wszystko zapaskudzą tymi jajkami!

Chyba się na konkurs spóźniłeś :)

 

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Fajny, zabawny tekst.

Tylko dwa ostatnie zdania mi jakoś tak nieco niezgrabnie brzmią. Jakby musiało być jakieś zakończenie, więc zostało trochę na siłę wciśnięte.

Ale, generalnie, podobało się :).

Zabawny pomysł, wykonanie niezłe, ogólnie całość sympatyczna, uśmiechnęłam się. Ale ostatniego zdania nie rozumiem...

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jak już joseheim wspomniała, to przyznam, że mi to ostatnie zdanie też tak lekko "niezakończeniowo" wyglądało ;)

Ale to przyjemne, kiedy autor widzi, że ktoś pochyla się nad jego tekstem. A pozytywny odbiór to dodatkowo świetny bonus. Bardzo motywujący bonus. Bardzo dziękuję za komentarze i uwagi redakcyjne :)

Moim zdaniem to ostatnie zdanie świetnie podkreśla osobowość bohaterki - kobiety, której cierpienie nie przeszkadza, jeśli tylko sprawia, że wygląda ona dobrze (vide fragment o jej czerwonych butach). Chodzi o to, że ona bardzo chciałaby móc się śmiać z całego tego zdarzenia, ale tego nie robi w obawie przed pojawieniem się na jej wypielęgnowanej twarzy zmarszczek mimicznych :D

ocha, joseheim, KaelGorann, dobrze, zastanowię się nad tym zakończeniem. Chciałbym jednak przyrównać opowiadania do skoku do wody. Wstęp - skoncentrowany skoczek stoi na trampolinie, a widzowie w skupienie czekają na jego skok. Rozwinięcie - skoczek w powietrzu wykonuje wiele niesamowitych ewolucji, a widzowie dynamicznie reagują na to, co się dzieje. Zakończenie - "plum" i koniec. Może to przez to, że jako nastolatek (dawne dzieje) spędziłem setki godzin na pływalni sprawiają, że moje zakończenia są takie krótkie i nie pasujące do wstępu i rozwinięcia ;)

Yoss, dzięki, bo mi nie wypadało tego wykładać. Uważam, że autor nie ma prawa wyjaśniać, co miał na myśli :D

Ależ, zmarszczki mimiczne fajne są :). Nadaja twarzy charakteru i uroku. O!

Ja zrozumiałem ostatnie zdanie, ale niezbyt mi pasowało jako zdanie zwieńczające całe opowiadanie. No, ale nie podpasowało mi zaledwie jedno zdanie na cały tekst, cała reszta jak najbardziej na plus. I to spory ;)

Bardzo przyjemna gęś... to znaczy historia.

I szkoda mi Śmierci, biedna, taka zapracowana. ;)

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Matko jedyna... i nie, nie przyznam się teraz, że kiedy po raz pierwszy przeczytałam to ostatnie zdanie, to do głowy przyszły mi jedynie kurze łapki, które się je, a nie zmarszczki mimiczne. O.o To chyba przez te gęsi, tuszki i ogólne skojarzenia z drobiem hodowlanym ; / Teraz to ma o wiele więcej sensu... (chowa się w kącie)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

joseheim, ale jesteś! Jak mogłaś napisać komentarz, który jest tysiąc razy zabawniejszy od mojego tekstu? :D

Gdybym był kobietą, to napisałbym, że o mało co nie posikałem się ze śmiechu. Faktycznie z perspektywy kurzych łapek, stojących sobie bezradnie na stole to zakończenie wydaje się nie za bardzo zrozumiałe :D Szkoda, że nie widziałem Twojej miny, kiedy po raz pierwszy czytałaś ten fragment :D

Cieszę się, że dostarczyłam rozrywki ; D

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Tak, wspaniale ubarwiłaś moją historię. Liczę na to, że przy kolejnych opowiadaniach również się pojawisz :D

; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Zabawny pomysł, przyjemna lektura. Zerknij na tekst, bo trochę przecinków umknęło, poza tym kilku zaimków można spokojnie się pozbyć.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Dzięki Bohdan, jutro przejrzę tekst pod tym kątem.

Joseheim, trzeba mieć odwagęi dystans do siebie, żeby przyznać sie do pierwotnej interpretacji zakończenia:) Gratuluję!

Drogi Autorze, dziękuję za wprowadzenie mnie w dobry nastrój z samego rana. Oby więcej tak lekkich, dowcipnych i sprawnie napisanych opowiastek na portalu.

Pozdrawiam.

Sorry, taki mamy klimat.

Bardzo, bardzo fajne!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Sethreal, bemik, dzięki za przeczytanie i komentarz :)

Bomba :D Co za pomysł! Przeczytałam jednym tchem!

Do poczytania.

Przeczytałam zachęcona wzmianką pod "Panią życia i śmierci" - gratuluję dobrej formy makabreskowej! Tu przydałoby się tylko poprawić nieco interpunkcję, bo źle postawione przecinki nie rekompensują brakujących tam, gdzie być powinny ;) ale i z tym jak na polską normę ostatnimi czasu i tak nie jest źle.

Miałam tylko trochę problemów ze zmieniającą się płcią gramatyczną babochłopa i odrobinę brakowało mi truchła szóstej gęsi na samym końcu - nie dosłownie, ale jakiegoś ogona wystającego z wraku albo przynajmniej aluzji. I wyrzuciłabym cudzysłów z "nieomylnej" - cudzysłowy to ZUO. Może lepiej Nieomylnej Śmierci?

Pozdrawiam i czekam na dalsze makabreski

Nowa Fantastyka