- Opowiadanie: ekeeke - Konstantynie, Konstantynie [SŁOWIANIE2012]

Konstantynie, Konstantynie [SŁOWIANIE2012]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Konstantynie, Konstantynie [SŁOWIANIE2012]

Ilustracja: Paulina Mocna, Leszy. Tekst w pdfie można zobaczyć tutaj.

Z radością tam pójdę, jeżeli tylko mają litery dla swojego języka

[a gdy się dowiedział, że nie ma pisma do języka słowiańskiego]

wkrótce ułożył litery i zaczął pisać słowa Ewangelii

„Żywot Konstantego”, XIV 13–14

 

 

Czasem coś jakby iskra nagle wybudza ze snu. Następuje chwila strachu, nerwowy rzut oka na świat i powrót w ciepłą nieświadomość.

Konstantyn drgnął, wziął szybki wdech i otworzył oczy. Pomieszczenie było puste, jeśli nie liczyć prostego łóżka i ikony świętego Jerzego. Przez okno wpadał kwadrat księżycowego światła. Mężczyzna nie był pewien, czy melodyjne „Konĭstantinŭ, Konĭstantinŭ” tylko mu się przyśniło, czy ktoś go rzeczywiście wołał.

Wstał z łóżka i podszedł do okna. Sołuń był cichy, uśpiony. Konstantyn wychylił się nieco, żeby zobaczyć dziwnie nieruchome morze.

Priti! Tutaj, tutaj! – zawołał ktoś po słowiańsku. Pod murem domu widać było niewyraźny, ciemny kształt.

– Kto ty? – spytał półgłosem. – Czego chcesz?!

– Zejdź no na dół!

Konstantyn cofnął się do środka. Po chwili namysłu narzucił na siebie szorstki płaszcz, przeżegnał się trzema palcami przed ikoną. Zszedł po schodach i wymknął się do ogrodu.

Na ścieżce stał na dwóch łapach duży, nienaturalnych rozmiarów szczur. Jego oczy były inne niż u zwykłego zwierzęcia, większe i bardziej przytomne. Ale nie to było najdziwniejsze; na jego szyi uwieszony był materiałowy woreczek, z którego właśnie wypadło kilka ziaren zboża.

Konstantyn bezwiednie przeżegnał się jeszcze raz.

– Jesteś Konstantyn? – spytał szczur. Mężczyznę przeszedł dreszcz.

– Tak, tak – odparł. – A ty kim…

– To ty będziesz uczyć Słowian?

– Nie rozumiem…

– To ciebie cesarz wysyła na Morawy?

– Tak, ale skąd o tym wiesz?

– Musimy pomówić. Chodź ze mną – powiedział szczur, odwrócił się i zaczął truchtać na czterech łapkach.

Konstantyn, jak we śnie, ruszył za nim.

Szli wąskimi uliczkami, zmierzając w stronę gaju. Coraz trudniej było mu nadążać, próbował spytać o coś szczura, ale szybko się przekonał, że ten go nie słyszy.

Po kwadransie szybkiego marszu opuścili miasto i weszli między niskie, powyginane drzewa.

Konstantyn przystanął na chwilę. Złapał jedną ręką pień najbliższego drzewa i oddychał ciężko. Szczur też zatrzymał się i patrzył na niego. Słychać było cykady, a powietrze miało przyjemny, nocny zapach odpoczywającej po upale ziemi.

– Nieopodal jest strumień. Chodź. – Szczur wskazał łapką kierunek i pobiegł. Konstantyn poszedł za nim. Rzeczywiście, kilkadziesiąt kroków dalej cicho wił się kamienisty strumyczek.

Mężczyzna ukląkł, nabrał w dłonie wody i wypił trochę. Ogarnęło go nagłe znużenie. Przymknął oczy i przycisnął mokre palce do powiek. Szmer strumyczka zmienił się w szum.

 

Ocal nas, o, Konstantynie,

zanim pamięć o nas minie,

nim w słowiańskie zajdą progi

nowe gusła, nowe bogi.

Ocknął się, leżąc na kłującej trawie. Słyszał cykady i dużo innych stłumionych dźwięków, szmery, posapywania, szelest liści. Usiadł.

Po drugiej stronie strumyka zgromadzone było kilkadziesiąt postaci. Niektóre wyglądały jak ludzie, niektóre jak nienaturalnie duże zwierzęta, a jeszcze inne – jak coś pomiędzy. Był też i szczur z woreczkiem na szyi. Wszystkie milczały i patrzyły uważnie na mężczyznę.

Coś w ich oczach napawało Konstantyna spokojem, ale i respektem. Ogarnął go zupełnie nowy rodzaj duchowego uniesienia. Wstał i ukłonił się.

­– Konstantynie – powiedziała niska, piękna kobieta o siwych włosach, trzymająca za rękę bardzo podobnego do niej mężczyznę. Oboje zdawali się jarzyć w ciemności. – Nasze dni się kończą.

Konstantyn z trudem oderwał od niej wzrok i popatrzył na pozostałych. Był tam młodzieniec z małymi, błyszczącymi oczami i złotym warkoczem. Po bokach ściekała mu czarna maź. Był tam też jednooki niedźwiedź, leżący spokojnie na ziemi. Tuż obok porośnięta futrem stara kobieta patrzyła z niechęcią na kilka nagich dziewcząt o zielonych włosach, zanurzających białe stopy w strumyku.

– Nasze dni się kończą – powtórzył słowa kobiety piękny młody chłopak z wiankiem na głowie. – I dla naszego ludu idą bardzo złe czasy.

– Dla kogo? Dla jakiego ludu? – odezwał się słabym, wysokim głosem Konstantyn.

– Tego ludu, którego krew i w tobie płynie. Ludu twojej matki. Staną się słabi, rozproszeni jak muchy nad stawem. Tylko wróg ich połączy. A po pokonaniu go znów ich podzielą plotka, zazdrość i głupota.

– A Chrystus? Czy Chrystus ich nie poprowadzi? Co może być lepszego dla ludu od dobrej nowiny? – spytał żarliwie.

– Nie zrozumieją go. Niewiele się zmieni. Ale o nas zapomną, więc ocal nas od niepamięci.

 

Konstantyn klęczał przy płaskim kamieniu. Patrzył na czysty arkusz pergaminu i zaostrzoną trzcinkę, które przyniósł wielki szczur.

Popatrzył na stojące przed nim nieme grono. Jego wzrok spoczął na białowłosym, jaśniejącym w ciemności starcu. Ten patrzył na niego z mocą, a potem powoli skinął głową na zgodę.

Konstantyn nabrał trochę czernidła i, niepewny, postawił pierwszy znak. Narysował mały krzyżyk, a potem dodał jeszcze dwie krótkie pionowe kreseczki po obu bokach.

Starzec cicho westchnął i upadł na ziemię. Ciało rozwiało się i nie było po nim śladu.

Znak przez chwilę odbijał światło księżyca, a potem pociemniał i wsiąkł w pergamin. Konstantyn postawił obok grecką alfę.

Potem popatrzył na chłopaka w wianku. Kreśląc znak, poczuł dławienie w gardle.

Kolejne znaki pojawiały się na pergaminie, a Konstantyn nie miał już wątpliwości, jak mają wyglądać. Wszystko było jasne. Znad strumyka zniknął jednooki niedźwiedź, smutny koń, człowieczek z kłosami zboża zamiast zarostu, chodzące drzewo z pustymi czarnymi oczami, zielonowłose dziewczęta, szkaradny puchacz. Świtało, kiedy zaklęty został szczur z woreczkiem na szyi. Upadł, zniknął, a za strumykiem stała już tylko siwowłosa, jarząca się kobieta.

– Nasi ludzie mają teraz pismo – powiedziała, przeskakując wodę i podchodząc do kamienia.

– Tak – odparł ochryple Konstantyn. – Zasługują na nie.

– Zasługują. I będą ciebie bardzo kochali. Nazwą cię Cyrylem, nauczycielem Słowian.

Konstantyn patrzył na usiany kilkoma tuzinami znaków pergamin.

– Zapisz mnie. Jestem spokojna.

Konstantyn z trudem nakreślił ostatni znak. Boginki już nie było. Słońce padało na gaj, odzywały się pierwsze ptaki. Konstantyn wstał i ze zwiniętym pergaminem ruszył w stronę Sołunia.

 

 

 

 

 

__________________________

Gwoli wyjaśnienia: opisane tu znaki, mimo iż stworzone przez Cyryla, nie są cyrylicą. Cyrylica to nieznacznie zmieniony alfabet grecki, stworzony długo po Cyrylu, dostosowany do języków słowiańskich. Nazywa się go tak na cześć Cyryla, a nie dlatego, iż był jego twórcą.

Znaki, które Cyryl wymyślił w tym opowiadaniu, to tzw. głagolica, twór całkowicie autorski, choć niektórzy paleografowie widzą w nim wpływy hebrajskie, greckie i samarytańskie.

Koniec

Komentarze

     "Po kwadransie szybkiego marszu opuścili miasto i weszli między niskie, powyginane drzewa.:

    Już wtedy wiedziano, że godzina dzieli się na kwadranse, czyli wiedziano, czym jest minuta? Spory lapsus.

Podział godziny na półgodziny i kwadranse był powszechny w średniowieczu. Kwadrans to ćwierć, podział niezależny od 'minut'. Nie mówiąc o tym, że to pusta dyskusja, mnóstwo słów z tego tekstu nie istniało wtedy. 

     Ano, jeżeli w IX wieku n.e rozróżniano już  kwadranse, należy się tylko z tego  cieszyć... Napomknę tylko jeszcze, że to  opowiadanie prowadzone jest oczyma Konstantyna. I tu leży cały dowcip, a nawet szpas.  

     Pozdrawiam. Szcżęśliwego Nowego Roku, mierzonego w czasach Cyryla i Metodefo co do minuty klepsydrą. 

Fajny pomysł.

Błędy w zapisie dialogów. Powtórzenia.

"zszedł po schodach na dół" ---masło maślane - nie mógł przecież zejść po schodach na górę, prawda?

Pomysł o zapomnianych słowiańskich bogach skojarzył mi się z "Samotnością bogów" Terakowskiej.

Poza tym: fajne.

Co do powtórzeń, mogły się zdarzyć, przeglądam. 

Co do zapisu dialogów, jest prawidłowy. 

"– Nieopodal jest strumień. Chodź. – szczur wskazał łapką kierunek i pobiegł. Konstantyn poszedł za nim." --- szczur ma być z dużej litery i chyba gdzieś jeszcze brakło Ci kropki, gdy opisywałeś zachowanie bohatera po wypowiedzi...

Rzeczywiście, dziękuję. Może zdążę poprawić. Patrzę kolejny i kolejny raz i nie widzę brakującej kropki.

Nowa Fantastyka