- Opowiadanie: MarcinKasica - ISKIERKA

ISKIERKA

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

ISKIERKA

21 czerwca 1939 roku. Lato w Lublinie zaczyna się piękniej niż kiedykolwiek. Przedostatni dzień szkoły. Jutro wszystkie dzieci, odświętnie ubrane odbiorą świadectwa. Zaczną się beztroskie wakacje.

 

 

 

Szkolny woźny, pan Lisiecki, podniósł mosiężny dzwonek i potrząsnął nim jak kropidłem.

 

– Koniec przerwy! – krzyczał wniebogłosy, na cały dziedziniec.

 

Antek stał za trzepakiem, patrząc na dziewczynki, które przestały grać w klasy i pobiegły w stronę głównego wejścia. Ostatnia z nich, szczupła, czarnowłosa ślicznotka odwróciła się na chwile w stronę chłopaka i obdarzyła go nieśmiałym uśmiechem. Ubrana była w granatowy mundurek, plisowaną spódniczkę i długie, białe podkolanówki. Spod uczniowskiego beretu wystawały i opadały na ramiona dwa warkoczyki. Oczy miała czarne jak smoła. Antek mógłby na nie patrzeć całymi godzinami. Dziewczynka jednak, odwróciła skromnie głowę i zniknęła w ciemnej sieni szkoły.

 

Chłopak przeskoczył przez parkan. Prawe skrzydło budynku sąsiadowało z miejskim parkiem. Rosła tam rozłożysta jabłoń. Antek wdrapał się na drzewo i z wysokości pierwszego piętra, zajadając się kwaśnymi papierówkami obserwował wnętrze klasy. Trwała właśnie lekcja przyrody. Pani Kuklińska, szczupła kobieta z wielkim kokiem na głowie, sprawdzała listę obecności. Dziewczynki, raz po raz podnosiły się znad szkolnych ławek i dygając z dystynkcją pensjonarek, mówiły: „obecna” lub „jestem”.

 

Czarnowłosa dziewczynka z warkoczykami siedziała w pierwszej ławce, tuż przy oknie. Antek patrzył urzeczony, jak nabiera atrament z kałamarza i notuje w zeszycie temat lekcji. Miała długie, zadbane palce pianistki. Kreśliła literki z elegancją osóbki z dobrego, mieszczańskiego domu. Wszystkie dziewczynki, jakie znał do tej pory gryzmoliły na papierze jak kura pazurem. Ta, pisała z gracją, delikatnymi pociągnięciami wiecznego pióra. Usta miała przy tym lekko rozchylone, a za każdym razem, gdy stawiała kropkę wysuwała lekko język. Chłopak ze wstydem spojrzał na swoje, umorusane inkaustem dłonie.

 

Przyszedł mu do głowy prosty plan: zaczeka do ostatniego dzwonka, podejdzie do dziewczynki i zaprosi ją na spacer po parku. Wcześniej nazbiera tych niebieskich kwiatków, które rosną przy ruinach starej cerkwi i obsypie ją jak księżniczkę. Albo pojadą tramwajem do centrum, do lunaparku. Zna tam jednego gościa, który pracuje przy obsłudze diabelskiego młyna. Będą mogli fruwać w górę i w dół, trzymając się za ręce. Później zaprosi ją na włoskie lody na starym mieście. Pokaże jej tą bramę, gdzie kiedyś znalazł odcięty ludzki palec. Albo nie, to by było zbyt drastyczne. Pokaże jej człowieka-gumę, który potrafi zakładać obie nogi za głowę. A potem pobiegną nad rzekę i tam jej powie, jak bardzo ją kocha i da jej w prezencie szkiełko, które zmienia kolory, gdy się przez nie patrzy w stronę słońca. Albo nie! Nie będzie czekał do ostatniego dzwonka. Teraz napisze jej krótki list, żeby uciekła z lekcji. Papier zwinie w kulkę i wrzuci przez okno do klasy.

 

Sięgnął do przepastnej kieszeni spodni. Miał tam wszystko, czego potrzebuje trzynastoletni chłopak: scyzoryk, garść śrutu, drewnianą procę, żyłkę z haczykiem, żywego świerszcza w pudełku po zapałkach, kolorowe szkiełko, zdechłą, wysuszoną na słońcu żabę i ołowianego żołnierzyka. Wszystko, z wyjątkiem ołówka i kawałka papieru.

 

 

 

Skończył jeść jabłko i cisnął ogryzkiem w parapet. Metal zadźwięczał na tyle głośno, że dziewczynka podniosła wzrok znad zeszytu i spojrzała w okno, wlepiając w chłopca czarne jak smoła oczy.

 

Zamurowało go. Stracił rezon i siedział nieruchomo na gałęzi. Czarnowłosa oderwała z zeszytu kawałek kartki. Szybkim ruchem napisała coś i zwinąwszy papier w kulkę rzuciła w stronę Antka. Tajna wiadomość poszybowała w górę, lekki podmuch wiatru sprawił jednak, że nie doleciała do chłopca, zatrzymawszy się w konarach drzewa.

 

Wyciągnął dłoń, ale nie udało mu się dosięgnąć papierowej kulki. Przesunął się w stronę okna. Ciało wygiął jak strunę. Zabrakło kilku centymetrów.

 

I wtedy gałąź pękła. Chłopak runął bezwładnie w dół, na próżno próbując chwycić w locie jakąś gałąź. Skutki lądowania odczuł boleśnie, uderzając plecami o twardą ziemię parkowej ścieżki. Osiągnął jednak cel. Tuż obok niego, leżała na trawie mała, biała kulka. Otrzepał się, pomasował bolące ramię i sięgnął po zwitek papieru. Trzęsącymi dłońmi rozprostował list od dziewczynki, łapczywie przebiegając wzrokiem po kartce. Pięknymi, drukowanymi literkami napisane było jedno słowo: „GŁUPEK”.

 

 

24 marca 1941 roku. Na rozkaz Odilo Globocnika, dowódcy SS na Dystrykt lubelski, powstaje w mieście getto żydowskie. Tylko nielicznym mieszkańcom udaje się zbiec. Znajdują schronienie u przyjaciół za murami getta, ukrywani w piwnicach, na strychach, na wsi pod zmienionym nazwiskiem.

 

 

 

Ściana lasu dawała doskonałe schronienie. Wędrowali długo. Antek znał wszystkie ścieżki. Ileż godzin spędził tu na zabawach w Indian, ile razy, jako Robin Hood budował tu leśne szałasy, szukał zakopanych skarbów, zastawiał sidła na leśną zwierzynę. Były to jednak chłopięce figle. Teraz czuł się prawdziwym, szlachetnym bohaterem, odpowiedzialnym za drugą osobę.

 

Słońce już dawno schowało się za drzewami. Szli w ciemności. Chłopak trzymał dziewczynkę za rękę. Oddał jej swoją marynarkę, lecz mimo to dygotała z zimna. Minęli strumień i znaleźli się na leśnej polanie. Do wsi mieli jakieś cztery godziny wędrówki. Tam czekał już gospodarz, poczciwy pan Cieplucha, który obiecał ukryć dziewczynkę. Kiedyś ta zawierucha musi się skończyć. Gdy wszystko wróci do normalności, Antek przyjedzie na białym koniu i zawiezie czarnowłosą na koniec świata.

 

Podpalił zapałką kawałek sosnowej kory. Ogień rozgrzał drewno do czerwoności. Chłopak dłonią osłonił płomień. Mały kawałeczek żaru oderwał się jednak i pofrunął w górę, niesiony lekkim podmuchem wiatru.

 

Dziewczynka pomyślała, że to świetlik.

Tak naprawdę była jeszcze dzieckiem, więc pobiegła za nim i chwyciła w dłonie.

– Zobacz, co mam – powiedziała do Antka.

 

Chłopak stał w milczeniu i patrzył jak wiatr rozwiewa jej sukienkę.

Otworzyła zaciśniętą piąstkę.

– To nie świetlik – powiedziała.– To mała żarząca się iskierka! Chcesz?

 

Wziął iskrę delikatnie w dłonie. Otulił palcami i dmuchnął.

 

Rozbłysła czerwonym żarem.

 

– Dzięki niej – powiedział do dziewczynki – będziemy mieć ciepło i światło.

 

Usypał mały kopczyk z leśnej ściółki i umieścił w nim żarzącą się iskrę. Suche sosnowe igiełki w okamgnieniu zajęły się ogniem. Chłopiec dorzucił kilka małych gałązek. Płomień buchnął ze zdwojoną mocą.

 

– Zatrzymamy się tu na chwilę. Musisz się ogrzać i posilić.

 

Dziewczynka spojrzała na chłopca. Ogień odbijał się w jej czarnych źrenicach.

 

– Muszę ci coś powiedzieć. – Wtuliła się w jego ramię. – Jestem czarodziejką.

 

 

 

17 marca 1942 roku. Zapada decyzja o likwidacji lubelskiego getta. Nasilają się represje wobec osób ukrywających obywateli wyznania mojżeszowego. Specjalne oddziały SS rewidują prywatne domy w poszukiwaniu kryjówek z Żydami i Romami. Większość odnalezionych osób ginie na miejscu. Nieliczni transportowani są do pobliskiego obozu na Majdanku.

 

 

 

Antek całował jej smukłą szyję. Jej włosy pachniały rumiankiem. Miały jasny kolor. Był to pomysł żony pana Ciepluchy. Tak miało być bezpieczniej. Dziewczynę zdradzały jednak czarne jak smoła oczy.

 

Chłopak wsunął dłonie pod materiał jej nocnej koszuli. Poczuł twardą fakturę dziewczęcej piersi. Łapczywie błądził palcami po ciepłej skórze, szukając krągłości i ciepła.

 

– A potrafiłabyś zamienić nas w ptaki? – wyszeptał gładząc jej biodra.– Moglibyśmy wtedy odlecieć stąd, znaleźć jakieś bezpieczne miejsce i uwić sobie wśród trzcin malutkie gniazdko.

 

Rozmarzył się.

 

Dziewczyna pokręciła przecząco głową. Włosy opadły jej na policzki.

 

– Nie mogę tego zrobić. Nie wolno mi zmieniać rzeczywistości dla własnych potrzeb. Mogę uratować ciebie, zamieniając w cokolwiek. Moje czary nie działają jednak na mnie. Takie są zasady i nie wolno mi ich łamać.

 

– Chciałbym zostać z tobą, cokolwiek się stanie – powiedział chłopak i czubkiem nosa dotknął jej policzka.

 

Zasnęli, zwinięci w kłębek jak dwa małe pieski, ufne i dające sobie nawzajem ciepło.

 

Nie słyszeli, że nad nimi ktoś dobija się do drzwi. Nie słyszeli wrzasku kobiety i strzałów z pistoletu. Nie słyszeli męskiego głosu : „Przeszukać chałupę od piwnic po dach.”

 

 

 

W sierpniu 1942 roku w obozie na Majdanku, została rozpoczęta budowa komór gazowych. Powstało pięć komór działających na gaz wpuszczany z butli, bądź przewidzianych na zastosowanie granulek cyklonu B. W przeciwieństwie do Auschwitz, na Majdanku komory były umiejscowione nie obok krematoriów, tylko koło łaźni, co utrudniało transport ciał, lecz nie powodowało paniki wśród osób prowadzonych na śmierć.

 

 

 

Antek obudził się w środku nocy. W baraku było ciemno. Kilka prycz dalej, głośno chrapała jakaś kobieta. Ktoś cicho się modlił, ktoś płakał.

 

Chłopiec położył się na piersi dziewczyny. Leżała na wznak, oddychając ciężko. Co jakiś czas, dusił ją gruźliczy kaszel. Antek zrobił kilka kroków, uważając by nie spaść. Przez chwilę stał na wysokości jej dekoltu i patrzył jak oddycha przez usta. Jej wargi były spękane a oddech świszczący. Delikatnie postawił stopy na jej szyi i pomagając sobie dłońmi wspiął się na jej brodę. Policzki miała ciepłe. Szedł dalej mijając nos. Z lubością ucałował jej zamknięte powieki. Każdą z osobna, klękając przy tym na dywanie długich, czarnych rzęs. Wreszcie wdrapał się na czoło, skręcił w lewo i delikatnie zsunął się w dół. Wnętrze ucha stało dla niego otworem. Wszedł do środka i ułożył się w przytulnej spirali małżowiny. Cichutko zanucił kołysankę, która kiedyś śpiewała mu babcia. Dźwięk rozchodził się wewnątrz ucha, jak w wielkiej gramofonowej tubie.

 

„ Wejdź, cicho tak

 

By nie spłoszyć tej chwili, niech trwa.

 

Niech jak motyl, delikatnie

 

Przetnie powietrza tafle.

 

Wiem, to nie jest łatwe

 

Złapać chwilę, gdy jest małym okamgnieniem

 

Lecz, gdy dmuchniesz w iskrę

 

Ona wybuchnie płomieniem.”

 

 

 

Szacuje się, że w obozie na Majdanku zginęło około 78000 osób. Od połowy 1942 aż do jesieni 1943 roku pracowały komory gazowe, w których gazowano Żydów, ale także osoby chore i niezdolne do pracy. Transporty przyjeżdżały ciężarówkami, bądź szły piechotą z lubelskiego dworca. Zwłoki kremowano, a resztki mielono na mączkę kostną. Następnie wywożono ją, jako nawóz na położony w pobliżu folwark SS. Z części produkowano kompost ogrodniczy.

 

 

 

Kapo skończył palić papierosa i założył skórzane rękawice.

 

– Możemy otwierać – powiedział do pomocnika ubranego w zielony kombinezon. – Policzysz ich i każesz robotnikom przenieść do popielniczki.

 

Zarechotał przy tym, dumny z tego, że wymyślił tak zabawne określenie dla krematorium. Przed wojną był mistrzem bon motów. W całej Nadrenii słynął z poczucia humoru. Kiedyś nawet opublikowano mu krótką fraszkę na ostatniej stronie popularnego tygodnika.

 

Zapach gazu buchnął z otwartej komory. Kapo poczuł w ustach słodki smak.

 

Zwykle odwracał wzrok. Tym razem jednak, zerknął do środka. Ludzie leżeli na podłodze. Niektórzy pojedynczo, inni wtuleni w siebie, nienaturalnie powykręcani. Uwagę kapa przykuła młoda dziewczyna, leżąca w kącie, zwinięta w kłębek. Miała otwarte oczy. Mężczyzna pochylił się nad nią. Jej martwe źrenice były czarne jak smoła. Ręce miała złożone jak do modlitwy. Zaciśnięte dłonie dotykały ust, jakby chciała dmuchnąć do środka, by je ogrzać.

 

Kapo splunął.

 

– Sprawdź, co ta mała ściska w piąstce – powiedział do pomocnika. – Może jakiś złoty suwenir się trafi.

Koniec

Komentarze

Poprawiłeś formatowanie? Jakże miło ; )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

    No i znowu... Podobnie jak  "wniebowstąpienie", "wniebowzięcie', "wniwecz" wyraz  "wnieboglosy"  piszw się łącznie --- i nie istnieje żadna inna poprawna forma zapisu tych wyrazów...

 Chapeau bas - Roger.

Mgnienie oka i okamgnienie

Opublikowano 17 maja 2011, autor: Paweł Pomianek

Dwa podobne wyrazy o dokładnie takim samy znaczeniu, a jednak pisownia inna. Dziś nie tylko stwierdzamy fakt, ale podejmujemy próbę odpowiedzi na pytanie: dlaczego tak jest?

Rzecz jasna konstrukcję – nazwijmy to – naturalną posiada wyraz pierwszy, czyli mgnienie oka (bo są to dwa osobne wyrazy).

Z kolei ten drugi wyraz jest zrostem – historycznym złączeniem dwóch wyrazów, które zleksykalizowały się w bardzo konkretnej postaci fleksyjnej. Słowo to zostało utworzone początkowo przez połączenie dopełniacza od rzeczownika oko z rzeczownikiem mgnienie, który oznaczał tyle co mrugnięcie, chwila. Łączna pisownia tego wyrazu upowszechniła się już w XVII wieku.

Tak więc warto pamiętać o tym rozróżnieniu w pisowni i nie popełniać błędów, którymi byłyby zapisy: mgnienieoka lub oka mgnienie.

Dodam tylko, że inne podobnego typu zrosty to np. lekceważyć, zamążpójście, wniebowzięcie, zmartwychwstanie czy dobranoc.

Paweł Pomianek

Źródło:
Piszemy poprawnie. Poradnik językowy PWN, oprac. A. Kubiak-Sokół, Warszawa 2008, s. 39-40.

    W okamgnieniu, na dobranoc,  podjęlam decyzję o zamążpójsciu z tym literatem od siedmiu boleści, jednakowoż  rokującym pewne nadzieje... .

Rogerze, a myślałeś kiedyś nad sprawdzaniem przed wysłaniem tego, jak wyglądają Twoje komentarze? Wiesz, rzucenie okiem może się przydać. Chyba, że tak gorączkowo kopiujesz te słownikowe hasła, że czasu brak.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

    Do dopracowania...

    Oczywiście, opowiadanie do dopracowania. To tylko zarys pomyslu.

Poprawione błyskawicznie, niemal w okamgnieniu ;)

Nadmiar przecinków ; ) Szczególnie na początku rzuciło mi się to w oczy.
A na końcu masz dwie literówki:

Miała z otwarte oczy.

jak by chciała dmuchnąć do środka

I poza tym, oczywiście okamgnienie.

A tekst... Moim zdaniem jest o niczym. Mówiąc brutalnie.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Beryl!

Słucham, Marcinie? Czemu na mnie krzyczysz? Czemu mnie wzywasz?

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Bo mnie złośc ogarnęła, że Wacpan "miłośc na śmierc i życie" nazywasz  niczym...

Nie o miłości mówię, lecz o tekście Twoim. Może i mamy w nim przykład pięknego uczucia, ale nie jest to rozwinięte, wczuć się nie da wcale, poza samą miłością fabuły właściwie brak. U mnie całkiem sporo dzieł podpada pod kategorię "o niczym". Może określenie stosuję na wyrost, ale jest na tyle dosadne, na ile być powinno.

To opowiadanie przeczytałem pozostając zupełnie obojętny, po czym stwierdziłem, że fabuły właściwie brak. Przykro mi, ale tak było.

O, i jeszcze coś mi się przypomniało. Faktura kobiecych piersi jest... twarda? Jak ostatnio sprawdzałem, to bynajmniej tak nie było.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nie chciałbym rozwijac tematu piersi (był zresztą poruszony przy okazjii drabli Baranka"Anna mówi..."), bo to niepewny grunt...ale dziewczęce piersi Berylu są twarde...;) Kobiece, owszem mięciutkie jak velvet...:)

Widzisz, już zapomniałem jak to było w szkole ; (
W każdym razie nie mam zamiaru się upewniać, więc uwierzę na słowo, że tak jest ; P

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Może i nic nadzwyczajnego w tym opowiadaniu nie ma, ale mnie ono podoba się. Zwyczajnie.  

 

Do wsi mięli jakieś cztery godziny wędrówki. – Literówka. Bo chyba nie gnietli czterech godzin wędrówki? ;-)  

 

17 marca 1942 roku.[…] w poszukiwaniu kryjówek z Żydami i Romami. – Myślę, że w 1942 roku powszechnie używane było określenie Cyganie. O Romach wtedy nikt nie mówił.

 

Błądził palcami łapczywie po ciepłej skórze… – Ja napisałabym: Łapczywie błądził palcami po ciepłej skórze

 

Przed wojną był mistrzem bon tonów. – Jestem przekonana, że: Przed wojną był mistrzem bon motów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

        Nie jest to opowieść o wielkiej miłości… Bo – jest to opowieść o młodzieńczej miłości, zakończonej w komorze gazowej i piecu krematoryjnym. Ale, niestety, szczątkowa.

        Pierwszy akapit – niezłe wprowadzenie w historie, sugestywne, zwarte. Tylko pytanie bez odpowiedzi – kim jest Antek? Dziewczyna się uczy, a on cóż poczyna? Włóczy się? Ulicznik? Kompletna enigma. Brak odpowiedzi na to pytanie w dalszym ciągu tekstu.

        Brak drugiego akapitu – przybliżenia bohaterów i opisu nawiązania kontaktu. Z tekstu wynika, ze bohaterka to Żydówka. Dobrze, należało to jednak wyspecyfikować. Ale – kim jest bohater? Brak odpowiedzi. Jak to się stało, że tylko on prowadzi dziewczynę przez las? Co się stało z jej opiekunami? Brak odpowiedzi. Kilkunastoletni chłopiec przeprowadza dziewczynę na wieś, bo wie, że u kogoś mu bliskiego znajdzie schronienie? No… Śmiałe.

`      Brak jest też wprowadzenia w coś wyraźnie zasygnalizowanego – przeistoczenia bohatera przez dziewczynę. Mogłaby to być kluczowa scena, ale jej nie ma w tekście. Z tekstu wynika, że bohater nie porzuca dziewczyny. Towarzyszy jej  w innej postaci, dziei jej umiejętnościom czarodziejskim. Chyba…

        Brak kolejnego akapitu. Ale to źle powiedziane – brak kluczowej sceny. Brak opisu, co czul, co myślał, kiedy złapali ją Niemcy…

        Przy obsłudze krematoriów z zasady pracowali Żydzi. Kapo to taki sam więzień, jak inni, tylko funkcyjny. W tekście to nie jest za bardzo jasne. 

        Tekst poprawiony opowiadania pewnie byłby ciekawszy.

        Dla wygody nazwałem chlopaka Antkiem, o czym zapomnialem wspomnieć w poscie powyżej.

Marcinie: ciekawie jak zwykle, najbardziej podoba mi sie pomysl watkow edukacyjnych :-)

Ktos juz wyzej pisal o niedopowiedzeniach i ją do tej listy dodalbym - co sie stalo finalnie z Antkiem?

Ps. o bohaterce piszesz caly czas jak o malej, niewinnej,  zagubionej dziewczynce z tego co zrozumialem opowiadanie ciagnelo sie przez 4 lata. 

:-) 

Marcinie: ciekawie jak zwykle, najbardziej podoba mi sie pomysl watkow edukacyjnych :-)

Ktos juz wyzej pisal o niedopowiedzeniach i ją do tej listy dodalbym - co sie stalo finalnie z Antkiem?

Ps. o bohaterce piszesz caly czas jak o malej, niewinnej,  zagubionej dziewczynce z tego co zrozumialem opowiadanie ciagnelo sie przez 4 lata. 

:-) 

Sorry za dublet, telefon mi sie przycial :-)

Mam odczucia ambiwalentne: z jednej strony tekst nastrojowy, ciepły fajnie napisany, ale z drugiej zbyt dużo niedopowiedzeń i nieścisłości. Wiem, ze trzeba zostawić pole do popisu dla wyobraźni czytelnika, tu jednak jest tego trochę za dużo - tak jak napisał RogerRedeye

Te niedomówienia, to element konstrukcji...

Są celowe.

Wątek dokumentalny to reguluje.

Opowiadanie jest eksperymentem. Zastosowałem język narracji bardziej typowy dla filmu.

Trzeba je raczej "oglądac" niż czytac. Uważniej...

Widzisz, Marcinie, eksperyment nie wyszedł najlepiej. To co nazywasz "wątkiem dokumentalnym" jest w porządku, dobry zabieg, jednak przydałoby się nieco rozbudować historię właściwą.

Rozumiem co chciałeś osiągnąć, miałeś fajny pomysł. Jednak czegoś, i to widocznie nie byle czego, zabrakło.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Czymże jest autor bez czytelnika?!

Dzięki za wszystkie rady. Nawet nie wiecie jak dzięki Wam się rozwinąłem:)

Autor bez czytelnika jest niczym striptizerka bez widza. Może się po wyginać, ale po co?

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

powyginać, rzecz jasna ; )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Bardzo ładne:)

Twoje? Czy Charlesa Bukowskiego?;)

Biorąc pod uwagę, że nie wiem kim jest Charles Bukowski... ; )
Fajnie, że Ci się podobało :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Jak nie wiesz, to musisz jak najszybciej to nadrobic. Na początku proponuję "Faktotum" i "Kobiety"

Zobacz też to. Półtorej minutki raptem:)

Jak już wcześniej napisano, pomysł może i jest, ale potraktowany zbyt skrótowo i zawiera za wiele niedomówień. Ale czytałam z zainteresowaniem.

 

Na początku drugiego fragmentu masz zatrważającą liczbę "leśnych" powtórzeń, gubisz trochę przecinków, tu i ówdzie są literówki. Po zapałkach jest raczej pudełko niż paczka (w paczce zwykle jest dziesięć pudełek).

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Mnie się bardzo podobało. Pięknie pokazałeś kontrast między pięknem ich miłości i złem dookoła. Przyczepiłbym się tylko do tych historycznych wstawek. Za dużo ich było, wystarczyłoby tylko parę na początek. Dodatkowy punkt plusowy za niedomówienia. 

Cholera, człowieku, dj nie jest skory do wzruszeń, ale Ci się udało - tekst na piątkę, z niesamowitym klimatem, pomysłem i wykonaniem (pieprzyć kilka literówek, nie zauważyłem).

Brawo, brawo, brawo, szapoba z głów

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Nastrojowy. Nie skupiłam się na samej fabule, ale na emocjach jakie to przekazuje. Dla mnie świetne.

To już mi się mniej podoba. Początek jest fajny --- w szczególności wprowadzenie chłopca --- ale całość opiera się na efekciarskim --- żeby tego inaczej nie nazwać --- zestawieniu miłostki z podstawówki z komorami gazowymi okraszonymi pseudodokumentem. Gdybyś rzeczywiście to rozbudował do wielkości porządnego opowiadania czy minipowieści, to byłby dobry punkt wyjścia. Ale w tak szczątkowym tekściku zalatuje banalnym zagraniem na emocjach.

Sama realizacja jest dobra, więc --- wydaje mi się --- szkoda marnować talent i pomysły na takie pinezki do wbijania w czytelnika.

Poza tym trzeba wspomnieć o przecinkolozie.

pozdrawiam

I po co to było?

Wpadłam tu po posłuchaniu nagrania o dziadku mrozie. Spodziewałam się czegoś równie zabawnego a tu takie zaskoczenie. Wzruszyłam się bardzo. Aż mi sie gardło zacisnęło w końcówce. Pięęęęęęękneeeee!!!!!

Nowa Fantastyka