- Opowiadanie: GaPa - Wiosenne porządki, czyli uroki starej grządki (zawiera wulgaryzmy)

Wiosenne porządki, czyli uroki starej grządki (zawiera wulgaryzmy)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wiosenne porządki, czyli uroki starej grządki (zawiera wulgaryzmy)

Wiosenne porządki, czyli uroki starej grządki

 

Po prostu zdarza się taki dzień – budzisz się zadowolony, ze świeżym, jasnym umysłem. Przeciągasz się z uśmiechem, czujesz związany z całym światem, w końcu jesteś jedną z jego małych, lecz jakże istotnych cząstek, spiętych niewidzialną siecią przyczyn i skutków, a żadna część nie jest mniej ważna niż pozostałe. Od razu rześki, z ochotą wyskakujesz z pościeli, uchylasz okno. Zamiast irytującego hałasu słyszysz wesoły gwar, mruczysz z ukontentowaniem, świadomy, że sprawy się toczą i dzięki tobie będą biegły jeszcze sprawniej.

 

Ponieważ wstajesz z radością, bez codziennego mozołu, odwlekania chwili rozstania z łóżkiem, masz czas celebrować poranny posiłek. Podśpiewujesz coś cichutko, by nie zbudzić tej cudownej istoty, która wciąż w objęciach snu leży tak spokojnie, bezbronnie.

 

Patrzysz na nią z czułością, na tę tak dobrze znaną twarz. Zastanawiasz się nawet czemu tak rzadko się jej przypatrujzesz. Były złe chwile, ale przez wszystko przeszliście przecież razem. Znacie się na przestrzał, z karuzeli pamięci wypływają leniwie wspomnienia, pełne radości i miłości.

 

 

Wracasz z pracy, magia dnia wciąż trwa. Podekscytowany wysiadasz przystanek wcześniej, by na własnych nogach przemierzyć aleje pełne wilgotno-ożywczego aromatu budzącej się do życia przyrody. Czujesz, jak wielka moc drzemie w roślinach, jakież bogactwo kryje w sobie lśniąca gleba, a ty przecież jesteś częścią tego prastarego cyklu życia. Twarze mijanych osób są przyjazne i pełne empatii. Powietrze drży, jest niesamowicie przejrzyste, barwy wibrują, słychać wesoły szczebiot ptaków. I nie – nie zazdrościsz im tej swobody, wiatru, dziś ty jesteś sprężystym olbrzymem, królem żywiołów!

 

Oczywiście – nie pierwsza to taka chwila w twoim życiu, więc cieszysz się nią, ale nie weryfikujesz. Dobrze wiesz, że gdybyś zaczął biec, po chwili płuca wypełniłby ból, musiałbyś przysiąść, a nienawykłe do wysiłku ciało nadawałoby wielkie SOS gwiżdżącym oddechem i drżącymi łydkami.

Więc czujesz moc, radość i cieszysz się nią, i jest cudnie.

 

W mieszkaniu jesteś pierwszy. Nucisz nagle przypomnianą melodię, którą przecież tak lubisz. Uchylasz okna, wpuszczasz wspaniały świat do środka. Z przyjemnością podglądasz ludzi na chodniku, ich entuzjazm, pstrokate, wesołe ubiory młodych ludzi. Wciągasz głęboko powietrze, czujesz senność. Rozbierasz się, kładziesz na kanapie, na prostokąty światła, ogrzewające przyjemny w dotyku materiał. Jest doskonale, doskonale…

 

 

– Przychodzisz z pracy i śpisz! – Szarpie mnie za ramię. Budzę się otumaniony.

– Przyleziesz i od razu zasypiasz – powtarza ze złością. – Wziąłbyś się za coś, wcale nie ma z ciebie pożytku!

– Przestanę spać jak ty powstrzymasz się od miesiączkowania! – ryczę wściekły, zupełnie rozbudzony. Jednym zdaniem ukradła mi ten d o s k o n a ł y dzień! Swoimi pretensjami, kurwa że jego mać, do-sko-na-ły!!! Bezmyślna suka. Kłapie dziobem bez zastanowienia, z krzywych ust kapie żółć! Kloaka! Kloaka! Wkładam buty (ręce mi się trzęsą, nie daję rady zawiązać sznurowadeł), trzaskam drzwiami i już mnie nie ma. Wracam, zdejmuję buty, ubieram się, znowu wkładam buty. Nie ma tu nic, kurwa, śmiesznego! Nie patrzę na nią, ciągle dygocę, wściekły. Jestem gotów! Gonię grzmot drzwi i już jestem na dworze.

 

Aaaargh! AAAAAAAAAAAARkurwagh!

 

Szybko przemierzam wypełnione bezmózgimi pacanami chodniki. Bezproduktywna gówniarzeria! Wypstrokacą się chujki i zajmują przestrzeń! Sztywno wędruję przez zaśmiecone miasto, zdegenerowane i zepsute. Co za syf! Zieleń rusza, parę miesięcy i znowu będzie to gnić, capić, piętrzyć się. Nikomu nie będzie się chciało nic z tym zrobić, ruszyć jebanym palcem, za moje kurwa pieniądze, zima znowu zaskoczy drogowców, prąd w górę, pierdolone zwolnienia grupowe, smog, trucizna w chlebie, akcyza w wódzie i benzynie, zimna dupa i cienkie ściany. Filmu w telewizji nie da się obejrzeć, bo kurwa trzygodzinne, ryczące reklamy, w połowie nie wiesz co oglądasz, kto gra, jeszcze biorą po milion bagsów za odcinek jakiegoś chujowego serialu, którego kurwa po prostu kurwa nie możesz przestać oglądać!!!

 

Aaaargh! AAAAAAAAAAAA!

 

I jeszcze jedną przypadkowo chlapniętą uwagą ta pizda odgradza mnie od tego wszystkiego, to był taki piękny dzień! Mało to dla niej robię? Trochę kurwa taktu i zrozumienia!

Skronie ciągle pulsują, co to za pojebany pomysł? Jak trzeba być popierdolonym, pogiętym bogiem marketingu żeby powiesić taki szyld? Zamykam oczy, otwieram je, ciągle tam jest.

 

-------------------------------------------------------------------------------------------

| Biuro matrymonialne „Razem"

|

| Wśród naszych klientów jest tylko 0,023% morderców!

-------------------------------------------------------------------------------------------

 

I nagle cyferki „mig", już jest 0,045%! Czerwone, tłuste, precyzyjnie znaczki alfanumeryczne. Laser? Czekali, aż zerknę, że mnie to niby zaciekawi? Chore gnomy. Gdzie ja w ogóle jestem? Jakaś boczna uliczka, nie ma bata, musiałem przez jakieś światła przechodzić, ale nic nie pamiętam! Tak mnie ździra urządziła…

 

Normalnie bym to zignorował, ale jestem ciągle nakręcony, wchodzę więc, opierdolę zadowolonych chamów z biura matrymonialnego, powiem, co sądzę o tej reklamie, rzucę mięsem, odkręcę się na pięcie i już nie będziemy „Razem"!

 

Oczekuję plastiku i tandety, ale wnętrze urządzone jest ze smakiem; stonowane beże, tapety, wygodne fotele. Za biurkiem wystrzałowa – ale nie wyzywająca – laska. Tak, dziewczyna ma klasę… Obok niej stoi wzbudzający od razu sympatię gość w średnim wieku, po prostu czuć – prawdziwy dżentelmen, szyk, maniery, dyskrecja.

 

Trochę mnie to, kurka, deprymuje. Patrzą na mnie.

– Cierpi pan na priapizm? – pyta ona. Niski głos, troszkę chrypy, zalotny i fascynujący.

– Nie, chyba nie – odpowiadam. Rzeczywiście muszę wyglądać nieciekawie, wciąż dyszę ciężko. Złość znika, jakoś tu nie wypada, w tym eleganckim wnętrzu, z osobami na poziomie. Oklapłem – w przenośni i dosłownie, na fotel.

 

Mężczyzna podaje mi szklankę wody.

– Coś się stało? Potrzebuje pan pomocy? – pyta z troską.

Kręcę głową, nagle sytuacja wydaje mi się absurdalna, a przy tym jeszcze i niezręczna, lecz nie dają mi tego odczuć, są taktowni. Co więc mam powiedzieć, zdyszany… Heh, może że przychodzę do biura matrymonialnego w n a g ł e j potrzebie? No, ale przecież widziałem te cyferki na zewnątrz, więc zaczynam niemrawo:

– Trochę mnie, hm, zbulwersowała państwa reklama.

Mężczyzna odwraca się, (załamany?), kobieta patrzy na mnie z wyrzutem.

– Moja reklama? – mówi z naciskiem mężczyzna. – Moja…

– No, ta z… e… statystyką. Zero zero czterdzieści pięć.

– Odczyt w górę – mówi z łatwo wyczuwalnym sarkazmem. Jest coś jeszcze w jego głosie, skrywany strach?

– Co robimy? – wtrąca dziewczyna.

– A co jeszcze możemy zrobić? – odpowiada pytaniem na pytanie.

– A jeśli n a p r a w d ę coś się wydarzyło?

– Przepraszam bardzo – przerywam im. – Bo trochę jakby nie rozumiem, więc to nie jest wasza reklama?

Facet macha tylko ręką w geście rezygnacji. Atrakcyjna szatynka swoim zachwycającym głosem opowiada:

– Pojawiło się z tydzień temu, szef nawet myślał, że to konkurencja, rozumie pan, czarny pi-ar, ktoś życzliwy od razu wrzucił filmik na youtube, ale…

– Poczekaj – mówi właściciel. – Proszę chwileczkę zaczekać – mówi i wychodzi bocznymi drzwiami.

 

Siedzimy w ciszy, rozglądam się po pomieszczeniu, dochodzi mnie ciche brzęczenie. Dobiega od biurka z dziewczyną, patrzę na nią, ona zastyga w napięciu i… wiotczeje. Uśmiecha się do mnie błogo, opiera wygodnie, wykonuje jakiś ruch ręką i zapada cisza. Odwracam głowę, chyba spiekłem raka, nie wiem co powiedzieć, na szczęście wraca właściciel. Daje mi taboret i kawał plastiku.

– Proszę spróbować zasłonić ten napis, jak pan wróci porozmawiamy, może pan coś wymyśli.

– Wkręcacie mnie? Gdzie jest ukryta kamera?

– Proszę spróbować – powtarza mężczyzna stanowczym, zrezygnowanym głosem.

Rozglądam się, nic się nie dzieje, wzruszam ramionami, biorę sprzęt i wychodzę.

 

Przypatruję się zawieszonemu w przestrzeni napisowi. Gdzieś u licha musi być projektor. Uważnie oglądam fasadę kamienicy, ot, gładki beton, drzwi, okna, nic niezwykłego. Sprzęt musi być sprytnie zamaskowany, bo nic nie dostrzegam, albo… albo źródło tego światła znajduje się naprzeciwko. Po drugiej stronie ulicy w podobnym stylu budynek, tak na oko też nic nie widać. Czuję się trochę głupio, ale staję na taborecie i osłaniam napis od strony ulicy – ten nie znika, po chwili tylko płynnie przepływa na drugą stronę plastiku. Hm, dziwne. Kilka projektorów w różnych miejscach? Napis powraca na swoje miejsce, trójwymiarowe bryły literek i cyferek zawieszone tuż przed ścianą świecą, nie oświetlając. Przybliżam się, osłaniam zero obiema dłońmi, otwór który pozostał zasłaniam twarzą. Wpatruję się w niesamowicie wyraźną cyfrę, która tkwi, zawieszona w klatce mego ciała, aż zaczyna się przybliżać… Wyobrażam sobie, jak dziwacznie musi wyglądać napis, wyłaniający się z mojej czaszki. Schodzę, czekam aż ciąg znaków powróci na miejsce, wracam do biura.

 

– Ciekawe – mówię i oddaję ekwipunek. – Naprawdę nie macie z tym nic wspólnego? I nie jest to żadna ukryta kamera? – Patrzę na dziewczynę, może zaraz opadnie jej stanik, wyskoczą zarośnięci filmowcy z wrzaskiem „Uśmiechnij się!", ale nic takiego nie następuje.

– Pan wie, co ja przeżywam? A jeśli to prawda? Jeśli przed chwilą ktoś… – przerywa, bo do biura wchodzi dwóch mężczyzn w uniformach z logo jakby takiej roztrzepanej ośmiornicy. Wyglądają jak monterzy kablówki, czy goście z gazowni. Dosłownie Flip i Flap – jeden gruby, drugi chudy. Pewni siebie, zadbani. Grubszy mówi coś w obcym języku, nie potrafię odgadnąć w jakim. Fiński? Mandaryński z niemieckim akcentem?

– Witam panów – odpowiada właściciel.

– Po zapłatę przyszliśmy – mówi wyższy.

– Zapłatę za… – szef biura zawiesza głos.

– Za miernik, odsetek morderców, kojarzy pan? Kosztowna sprawa, ale dzięki temu interes się kręci, nie? Nie wolno dać się wyprzedzić konkurencji.

– No proszę, może zaraz sprawa się wyjaśni. Ja nic nie zamawiałem, i nie życzę sobie tego czegoś nad drzwiami mojej firmy! – mówi stanowczo.

– Momento. – Monter wyciąga z torby jakieś papiery, przegląda je, jeden podaje. – Umowa, podpisał pan, prawda?

Właściciel ogląda ją, po chwili idzie do biurka, też wyciąga jakąś kartkę i obie pokazuje monterowi.

– Dwie sprawy; a – nie znam języka, w którym został sporządzony ten dokument, b – podpis jest prawie jak mój, ale proszę spojrzeć – „jot" stawiam w drugą stronę, niż jest tutaj. Musiała zajść jakaś pomyłka, albo celowo zostaliście wprowadzeni w błąd. Osobiście obstawiam drugą opcję.

 

Monterzy przez chwilę porozumiewają się między sobą w tym dziwnym języku, coś sobie pokazują w papierach, aż wyższy znów się odzywa:

– Pewnie w centrali coś pobłądzili. Redukcje, błędy, a my wszystko potem odkręcać musimy. Spokojnie, bez gwałtownych wniosków, zaraz wszystko się wyjaśni. – Wyświetla przed sobą coś na kształt trójwymiarowej mapy, schematu, z łączącymi i rozdzielającymi się liniami i ciągami znaków graficznych. Przysuwam się, żeby lepiej przyjrzeć, ale nie rozpoznaję liter. Kark mi sztywnieje. Mężczyzna wyciąga coś na kształt ołówka i przez chwilę manipuluje obrazem, wreszcie się odzywa (wciąż mówi wolno i wyraźnie);

– Proszę odpowiadać na moje pytania zgodnie z wiedzą. Jeśli nie jesteście pewni odpowiedzi, proszę mówić „nie wiem". Pierwsze zapytanie – czy pojęcie „wojna światowa" coś państwu mówi?

– No pierwsza, druga wojna światowa – odzywa się dziewczyna. Wszystko dzieje się w dziwnej, odrealnionej atmosferze, jakbyśmy brali udział w jakimś przedstawieniu, którego nikt nie chce lub nie może przerwać.

– A trzecia? – kontynuuje mężczyzna.

– Były przecież tylko dwie? – niepewnie pyta szatynka, spoglądając na nas.

– Tak, dwie. Ostatnia wojna skończyła się w czterdziestym piątym – popieram ją.

Monter nawiguje po mapie, przesuwa się po węzłach, przybliża ją i zadaje kolejne pytanie.

– Czy osoba, mężczyzna o nazwisku Kennedy jest obecna w waszym przekazie historycznym?

– Prezydent Kennedy czy jego brat? Nie pamiętam imienia… – wyrywam się z odpowiedzią.

– Robert, senator Robert, młodszy brat Johna – podpowiada mi właściciel.

– Dobra, dobra. Czy, a jeśli jak i kiedy umiera prezydent Kennedy?

– W zamachu, w Dallas, w sześćdziesiątym trzecim, to znaczy tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym trzecim – dziewczyna tym razem wydaje się pewna odpowiedzi.

– Dobra, super robota. – Mężczyzna dalej manipuluje mapą, mam wrażenie że obraz zawiera coraz więcej szczegółów, delikatne nitki rozgałęzień odchodzą od węzłów, rosną i rozszczepiają się na kolejne, a potem gość coś robi i widać tylko jedną linię, rozwidlającą się na dwie odnogi.

– Czy znany jest państwu gatunek muzyczny o nazwie „heavy metal", jeśli tak proszę podać co najmniej jednego wiodącego przedstawiciela.

– Judas Priest, Metallica – to ja.

– Black Sabbath, Iron Maiden – właściciel.

– Def Leppard – dziewczyna.

– Dzięki wam, proszę zaczekać. – Zaczyna szczebiotać ze swoim kolegą, coś sobie pokazują, tłumaczą. Grubszy macha rękami i tupie nogą, widać że jest porządnie wkurzony. Zamiast mapy wyświetlają nasze zdjęcia, potem znowu te węzły i rozgałęzienia, następnie jakby szpalty gazet. Zaprawdę, nie wiem co o tym myśleć, chociaż może bardziej nie dopuszczam do tego, żeby jakaś myśl się skrystalizowała. Wyższy mówi po naszemu:

– Pomyłka niestety zaszła. Dostaliśmy błędne koordynaty. Tutaj nasza kompania jeszcze nieuchwytna. Uruchomiłem już procedurę usuwania jej skutków. Na szczęście jesteście jednostki bez znaczenia, nie jest to opinia wartościująca, chodzi o znaczenie historyczne. Sprawę proszę traktować za niebyłą. Wszystko będzie OK. – Jakby miał zamiar się pożegnać, ale gruby coś tam szczeka w swoim języku do niego, więc znowu wyświetla zdjęcia naszej trójki, zatrzymują się przy dziewczynie. Szczebiocą do siebie, a żywy pierwowzór poprawia zalotnie fryzurę. Sprzeczają się najwyraźniej, aż gruby zaczyna coś tam mazać po liniach mapy. Wyższy jeszcze raz się odzywa, tym razem kieruje słowa do dziewczyny:

– Mój kolega przekazuje, chory jest na priapizm, dobrze to znosi, nie chce leczyć. Zaprasza panią.

– Hy hy, pewnie, jasne, czemu nie? Jak szansa kopie cię w łydkę, warto się nad nią pochylić. – Wstaje, podaje dłoń szefowi, mnie. Strasznie to wszystko jest dziwaczne. Nie odzywam się, to jednak musi być jakaś podpucha.

– Zanim panowie pójdą, pozwolą że zadam pytanie. Te wyświetlane cyfry, o mordercach, czy to prawdziwe dane? – pyta szef.

– Potwierdzam, prawdziwe. Kosztowny system, ale pewny. Na szczęście nie tu. Prawdziwe nie tu, rozumie mnie pan?

Właściciel kiwa głową. Dziewczyna nagle wpada w jego ramiona.

– Nie masz żalu, prawda? Rozumiesz mnie? I tak nikt nie będzie mnie szukał, nieraz dawałam nogę.

– Jesteś dużą dziewczynką. Pamiętaj, zawsze tu możesz wrócić.

– Dzięki – mówi ona, oblizuje wargi i patrzy na tęższego z mężczyzn.

– Pożegnanie – mówi wyższy. Wychodzą.

– Pożegnanie – odpowiadam w pustkę.

Wraz z szefem biura wychodzimy na zewnątrz. Zniknęli oni, zniknął napis. Wracamy do środka. Mężczyzna uruchamia laptop i coś sprawdza. Woła mnie.

– Widzi pan, miałem dodaną do ulubionych, ta strona gdzie był filmik. Szybcy są.

Na ekranie wyświetla się tylko czarne okienko z napisem „Adres URL zawierał nieprawidłowy identyfikator filmu wideo."

– Taka czterysta czwórka z youtuba – mówię. – Ale mam tylko pana słowo.

Właściciel zastanawia się przez chwilę, w końcu odpowiada.

– Faktycznie, ma pan tylko moje słowo. Ale proszę sobie wyobrazić, jak może wyglądać świat gdzie nie znają pojęcia „wojna światowa"? Pewnie jest lepszym miejscem.

– Albo gorszym. Człowiek to pomysłowa małpa.

– Taak… niech pan kiedyś wpadnie, pogadamy. I tak nikt nam nie uwierzy, jest tylko nas dwóch.

– Na razie, aż ich kompania da się uchwycić – parodiuję głos wyższego montera. To musi być wkręt. – Ale pewnie, wpadnę przy okazji, pogadamy.

Żegnamy się jak starzy znajomi, niemal przyjaciele z okopów świata, który zna wojny światowe, plemienne, zimną wojnę, wojnę szęściodniową; pełne, wciąż aktualizowane menu.

 

 

Powolnym spacerem wracam do domu, a świat jak zebra – raz ładny, raz brzydki… Przed drzwiami nabieram głęboko powietrza, naciskam klamkę. Ona stoi w kuchni.

– Zrobić ci herbatę? – pyta, że niby zwyczajnie, ale wyczuwam napięcie, pełne spektrum uczuć w głosie.

– Tak, poproszę – odpowiadam, troszkę chrypiąc. Przechodzę obok i niby przypadkiem zaczepiam dłonią o jej pośladki. Uśmiecha się, więc jesteśmy pogodzeni.

– Zagrałbym w trzy-pięć-osiem – mówię, gdy stawia herbatę na stole.

– W co?

– Taka gra w karty, ale to trzeba w trójkę.

– A my jesteśmy sami, jak dwa stare pierniki.

– Jak wrośnięte w siebie drzewa – poprawiam ją. – Więc może w kuku?

– Dobra, przynieś karty.

Robię tak, tasuję je i rozdaję, cały czas patrząc na nią. Na początek cztery dla mnie. Ona bierze swoje w dłoń, a ja ją obserwuję, tak ładnie oświetloną promieniami zachodzącego słońca. Wyobrażam sobie wszystkie jej wersje; złamana chorobą, triumfująca, z trójką dzieci, bezdzietna, żołnierka, szefowa wielkiej spółki, zwykła laska, zupełnie mi obca, lub całkiem oddana. Ale tylko jedna, tylko ta jest moja, a ja należę do niej.

– No co, nie grasz? – Nie wytrzymuje mojego spojrzenia.

– Gram, i ktoś za to kuknie – odpowiadam.

Jak chcę, zawsze ją rozśmieszę. Sprawdzam karty, trzy dziewiątki i dama pik. Całkiem nieźle, prawda?

Koniec

Komentarze

W zasadzie, to nie bardzo łapię o co tu biega. Nie zrozumiałem powiązań. Co mają wspólnego Ci faceci, licznik i dziewczyna, która zniknęła (swoją drogą nie wyłapałem gdzie zniknęła, po co, dla kogo pracują ci goście?) z poprawą humoru ukochanej bohatera?

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Koleś ty żyjesz w swojim świecie, w świecie którego nikt nie rozumie. Przeczytałem połowe  i jedynie co to z fantastyki to słowo gnom. Powinieneś racześ opisywać powrót do domu jajebanego w 3 dupy rolnika wracajacego z pola niż opowiadania fantastyczne.
Albo poprostu ja kompletnie niewiem o co tu biega.

Przyganiał kocioł garnkowi...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Mimo, że też miałem problemy z "załapaniem" tego tekstu, to forma wydaje mi się nawet interesująca (ale mam wątpliwości dotyczące stylistyki).

Opowiadanie dla inteligentnych ;) Absurdalne i nieprzewidywalne, a ja takie właśnie lubię. Najlepszy tekst: Cierpi pan na priapizm?
Podobało się. 5/6

Smutna kobieta z ogórkiem.

Jutro wrócę do tego, żeby móc z większym przekonaniem --- zgadnij, co?

@james12435 Najpierw zobacz znaczenie słowa fantastyka, zanim zaczniesz twierdzić, że coś nią nie jest.

@GaPa Kocham absurd. Też miałem problem z załapaniem o co chodzi, ale to akurat w tym tekście poczytałbym sobie za plus.

 

Dzięki za pozostawienie śladu. Cieszy mnie, że z sympatią (i dystansem) popatrzyło na to parę osób.
Fasoletti - może nie Twoje klimaty? Tak czy inaczej dzięki za poświęcenie uwagi.
james12435 - bez napinki, wiosna, kwiatki, różnorodność...
domek - ciekawe, czy Twoim zdaniem, w pamięci opowiadanko zostawia osad in plus, in minus?
Virginia - cieszy mnie, że napisałem opowiadanie dla Ciebie ;)
niestrudzony AdamKB - wystarczy, że się spodobało (mam nadzieję) na tyle, żeby wrócić po raz wtóry
Halwor - Twój komentarz też zaliczam do przychylnych ;) Prawo interpretacji.
pzdr

 

(...) AdamKB - wystarczy, że się spodobało (mam nadzieję) (...).
To tak na wszelki wypadek zaznaczasz, tę nadzieję? :-) A co, jeśli okażę się nieprzekupny? :-)

> AdamKB
napisałej jeszcze "niestrudzony AdamKB" ;)
Tak napomknę, bo może przeoczyłeś?
Hi hi
pzdr 

"Wrócić po raz wtóry"? Och...

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Przestanę spać jak ty powstrzymasz się od miesiączkowania!
Dziękuje, ten tekst zmienił moje życie! :P. 

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Fasoletti - może nie Twoje klimaty? Tak czy inaczej dzięki za poświęcenie uwagi.

Z pewnością nie moje.:P Wolę teksty lekkie, łatwe i przyjemne. (Nie mówię oczywiście, że Twój jest zły, po prostu ja go nie zrozumiałem).

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

> joseheim 2012-03-22  22:42
> "Wrócić po raz wtóry"? Och...

Ale logicznie wszystko się zgadza!
Pierwsze przybycie AdamaKB - zerknięcie na tekst, zostawienie komentarza.
Wrócił żeby odpowiedzieć na mój komentarz, więc jeśli jeszcze raz się pojawi... to wróci po raz wtóry ;)

Russ - można używać, tekst już jest w domenie publicznej ;)

Fasoletti - no i spoko, nie ma "spinki", zachowałeś się jak fachowiec, napisałeś co i jak, nie rzucałeś wiaderkami po piaskownicy ;)
pzdr

Po trzykroć super! znowu przestawiłeś mój mózg na inne rejony, tym razem z pozytywnym skutkiem (bo przy poprzednim tekście jednak wypadłam). Brakowało mi takich tekstów. Inteligentnych, z humorem (takim z kamienną twarzą Bustera Keatona), absurdem, a do tego napisanych tak lekko, bezpretensjonalnie, z pomysłem i pięknie literacko (nawet pomyślnie użyta "kulturotwórcza moc brzydkiego wyrazu" :), niepowtarzalnym stylem. O czym jest ten tekst? Właściwie nic się nie dzieje. Jedno przypadkowe zdarzenie z życia bohatera. Zmienia coś w jego życiu? W ogóle było prawdziwe? Było zbyt nieprawdopodobne, żeby mogło nie być prawdziwe ;)

A wiecie że ja nie wiedziałam co to priapizm... Wstyd :P

Oklapłem - w przenośni i dosłownie, na fotel.
Oklapuje się na ciele bądź na duchu, albo na jednym i drugim jednocześnie, na fotel natomiast można tylko klapnąć.
(...) powtarza mężczyzna stanowczym, zrezygnowanym głosem.
Albo stanowczy, albo zrezygnowanym, ponieważ mamy do czynienia z opozycją stanowczości i rezygnacji --- albo zdanie należy tak zmienić, aby wyeliminować zgrzyt bezpośredniego zestawienia sprzecznych cech.
------------------
Powymądrzałem się, żebyś miał pewność, że to naprawdę ja. Dalej będzie z pozycji czytelnika. Świetnie, moim zdaniem, ująłeś opozycję dobrej i złej części dnia, moment i przyczynę przemiany "odbioru świata i ludzi", potem powrotu do normalności. Przeciętności, jeśli wolisz. Element fantastyczny z kolei zabawny --- skąd my znamy "pomyłki w centrali"? No i sama treść reklamy... Plus priapizm. Cóś piknego...
Kiedy coś nowego na ustalonym poziomie?

Na początek troszkę się poczepiam, bo bez tego nie byłoabym sobą. ; )

"Zastanawiasz się nawet czemu tak rzadko się jej przypatrujzesz." - literówka.

Co to za związek frazeologiczny: "znać się na przestrzał"? Ni hu hu mi nie leży, zna się przecież kogoś "na wylot" (chyba, że to jakiś zamierzony zabieg).

"Swoimi pretensjami, kurwa że jego mać, do-sko-na-ły!!!" - Wiem, że to słowa bohatera, ale to "że" w "kurwa że jego mać" mi zgrzyta. Takie subiektywne odczucie. No i jest to gramatycznie bez sensu.

"Wkładam buty (ręce mi się trzęsą, nie daję rady zawiązać sznurowadeł), trzaskam drzwiami i już mnie nie ma. Wracam, zdejmuję buty, ubieram się, znowu wkładam buty. Nie ma tu nic, kurwa, śmiesznego!" - To mój zdecydowany fazoryt. ; D

Jestem przekonana, że to nie są "bagsy", a "baksy".

"Wyświetla przed sobą coś na kształt trójwymiarowej mapy, schematu, z łączącymi i rozdzielającymi się liniami i ciągami znaków graficznych. Przysuwam się, żeby lepiej przyjrzeć, ale nie rozpoznaję liter. Kark mi sztywnieje. Mężczyzna wyciąga coś na kształt ołówka i..." - powtórzenie. Poza tym piszesz od razu o wyświetlaniu, a nie ma ani słowa z czego, na czym, czym, albo żeby ktokolwiek wyciągał jakiś sprzęt. Przed chwilą monterzy grzebali w papierach. Za duży przeskok fabularny, brakuje mi choćby wzmianki, że jeden z monterów wyszarpał z torby małą czarną skrzynkę albo coś.

"- Czy osoba, mężczyzna o nazwisku Kennedy, jest obecna w waszym przekazie historycznym?" - brakujący przecinek.

"- Dobra, dobra. Czy, a jeśli jak i kiedy umiera prezydent Kennedy?" - Czegoś mi tu brakuje. A konkretnie tego: "Czy, a jeśli to jak i kiedy, umiera..." - przecinek oraz słówko "to".

"Tutaj nasza kompania jeszcze nieuchwytna." - A orzeczenie? Jest jeszcze nieuchwytna.

Żart z priapizmem rozbawił mnie za pierwszym razem, wspomnienie tej samej przypadłości u montera jakoś już nie.

"Na ekranie wyświetla się tylko czarne okienko z napisem: „Adres URL zawierał nieprawidłowy identyfikator filmu wideo."
- Taka czterysta czwórka z youtuba - mówię. - Ale mam tylko pana słowo.
Właściciel zastanawia się przez chwilę, w końcu odpowiada:
- Faktycznie, ma pan tylko moje słowo."
W takich przypadkach, jak dwa wskazane powyżej (po "napisem" oraz "odpowiada"), brakuje mi cudzysłowów.

"A świat jak zebra - raz ładny, raz brzydki..." - tego porównania nie kupuję.

Chyba wszystko, co mi padło w oko.

A teraz ocena: Otóż, stawiam pięć. Twój tekst wyróżnia się tak pozytywnie swego rodzaju dojrzałością na tle większości, która się tu pojawia, że po prostu nie mam innego wyjścia. ; ) Podoba mi się, a mało kiedy mogę to powiedzieć.

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Tekst pozostawił osad na plus. Szczególnie jego pierwsza partia, kiedy bohater zmienia się z potulaka we wściekłą osę.Skąd ja to znam. Też kocham absurd.Technicznie - jest się od kogo uczyć.5/6

Dzięki za komentarze.
joseheim 2012-03-23  18:44
> Na początek troszkę się poczepiam, bo bez tego nie byłoabym sobą. ; )

>  AdamKB 2012-03-23  17:56
> (...) Powymądrzałem się, żebyś miał pewność, że to naprawdę ja.

Niniejszym zostaliście uwierzytelnieni ;)
Dzięki za uwagi, oczywiście macie rację. Cóż, przepraszam ;)

>joseheim:  
>(...) Wiem, że to słowa bohatera, ale to "że" w "kurwa że jego mać" mi zgrzyta.  
No i masz rację, w moich stronach mówi się raczej "kurwa że jego w dupę mać", nie wiem czemu skróciłem ;) Pewnie i ta wersja by Ci zazgrzytała, ale czym skorupka za młodu... ;)

> Co to za związek frazeologiczny: "znać się na przestrzał"?
Niech to, zaadoptowałem z budownictwa (wietrzyć na przestrzał!). Pewnie się nie przyjmie ;)

Co do niegramatycznych kwestii wygłaszanych przez jedną postać staję w jej obronie, mam wrażenie że nie jest to jej język ojczysty, chociaż porozumiewa się w miarę sensownie.

Spiekam raka pod Waszymi pochwałami, cieszy mnie że się podobało (chociaż tak wskoczyliście jedno po drugim, że jakoś mi się skojarzyło z Lożą Szyderców z Muppet Show;) Ale czynicie dobrą pracę u podstaw, za co Wam się wdzięczność należy).

Panie AdamieKB , trafił żeś Pan w sedno. A co do kolejnego tekstu na fantastyka.pl - jak się spłodzi coś w miarę sensownego oczywiście wrzucę. Rzecz jasna bez gwarancji, że trafię i podołam...

 > Dreammy 2012-03-23  10:57
Fajnie, że Ci się spodobało, no i że odkupiłem winy za wymęczenie poprzednim opowiadaniem ;)
Co do "priapizm" - niech to, czuje się trochę jak papież priapizmu. "I z tego go pamiętają. To ten gość od priapizmu. itd itp ;)

jahusz 2012-03-23  18:59
> (...) Skąd ja to znam.
Prawda? Samo życie;)
 
> Technicznie - jest się od kogo uczyć
 Oj, tak daleko bym się nie zapędzał ;)
 
Raz jeszcze dzięki za uchylenie furtek Waszych jaźni (czyli trud wniesiony w komentowanie;)
pzdr

domek - ciekawe, czy Twoim zdaniem, w pamięci opowiadanko zostawia osad in plus, in minus?

GaPa
, moim zdaniem jedno z ciekawszych tekstów, jakie ostatnio przeczytałem na stronie. Inne, niż pozostałe i dzięki temu pewnie zapadnie w pamięci na dłużej ;)
Pozdrawiam. 

"jedno z ciekawszych tekstów"? ; P

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Trudno mi cokolwiek o tym tekście napisać. Zajrzałem tu, bo sporo osób go chwaliło i choć nie mogę powiedzieć, że się zawiodłem, to do zachwytu też daleko. To stanowczo nie mój klimat, ale mimo wszystko czytało się szybko i sprawnie. Choć nie gustuję w takich tekstach, to nie miałem problemów, żeby dobrnąć do końca, a to już dużo.
Życzę kolejnych udanych tekstów i pozdrawiam.

joseheim, późno było, mogłem się pomylić... Miało być: jedno z ciekawszych opowiadań ;)

> komandorjaspastuszek
> Clod
Dzięki za opinię, szczególnie Clod bo napisałeś "Trudno mi cokolwiek o tym tekście napisać." a jednak rozwinąłeś komentarz ;)

> domek 2012-03-24  16:00
> joseheim, późno było, mogłem się pomylić...
Myślę, że joseheim jak jest znużona, zapuszcza bota, który wychwytuje WSZYSTKIE błędy ;)
pzdr

Chciałabym tak umieć. ; D Zwłaszcza w swoich tekstach...

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ha, wiedziałem!
GaPa 2012-03-24  19:34
joseheim 2012-03-24  19:35
Żaden człowiek by nie zdążył!
joseheim została {zbotowana|zboczona}!? Nie jestem pewien odmiany ;)
pzdr 

Wow, dobre, nie zwróciłam uwagi. A tak w ogóle to kto powiedział, że jestem człowiekiem? ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Świetne! Po prostu. GaPo dzięki za uprzyjemnienie dzisiejszego dnia. Chwilowe...rzecz jasna ;)
Tak, tak należy się chwila "refleksji z uśmiechem" nad naszą codziennością :D

joseheim 2012-03-25  11:19
> (...) A tak w ogóle to kto powiedział, że jestem człowiekiem? ; )
Aaa, to Ty budzisz w nocy komputery ;) "Z niejednego twardziela dane pobierałam" ;)

agazgaga 2012-03-25  15:15
> (...) GaPo dzięki za uprzyjemnienie dzisiejszego dnia.  Chwilowe...rzecz jasna ;)
O, duży komplement. Dzięki. Pożegnanie ;)
pzdr 

No tak, bardzo miłe opowiadanie. Żałuję, że wcześniej go nie przeczytałem.

> vyzart 2012-04-04  11:20

Dzięki za opinię.

pzdr

Nowa Fantastyka