- Opowiadanie: tinehtele - Więcej niż SLowa [GRAFOMANIA 2012]

Więcej niż SLowa [GRAFOMANIA 2012]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Więcej niż SLowa [GRAFOMANIA 2012]

Na Walentynki dla wszystkich nieszczęśliwie zakochanych.

Sl, przepraszam, że zrobiłem z Ciebie półsierotę.

Ale kto jak kto, Ty powinieneś rozumieć pojęcie fikcja literacka ;]

 

1.

 

Sławomir Leśny i Mikołaj Wrzosowy od dekad byli przyjaciółmi i jak wszyscy tej samej rasy co oni, mieszkali w Domu Elfów w Wielkim Lesie. Mieli wspólny pokój. Choć dzieliła ich różnica trzynastu lat, to na tle tego, jak długo są w stanie żyć elfy, byli rówieśnikami. Na dodatek w tej społeczności, dzieci przychodziły na świat bardzo rzadko, ale zawsze było to wielkie święto.

 

Sławomir i Mikołaj przyszli jeden po drugim.

 

Ten pierwszy był starszy i silniejszy i miał urodę Kubusia Puchatka. Ten drugi, o trzynaście lat młodszy, urodę miał surykatki, a charakter zbliżony do Prosiaczka, z „profanowanej" już bajki.

 

W swojej społeczności, oprócz normalnego drzewnego „stuffu" (Sławomir lubił rąbać drewno, Mikołaj wolał zbierać liście), jako jedyni zajmowali się twórczością literacką. I choć obaj starali się oświecić elfy swoimi wierszami i opowiadaniami, to nigdy ze sobą nie współzawodniczyli, więcej, zawsze się wspierali.

 

Ale tylko podczas tworzenia. Gdy nadchodził czas zaprezentowania wyników swojej pracy publiczności, porzucali słodkie pierdzenie i zaczynała się ostra, wzajemna krytyka, by obniżyć wartość dzieła, w tej sytuacji już przeciwnika, w oczach elfów. One też wyrażały opinie i krytyka ewoluowała w rożnych kierunkach.

 

Mikołaj-Prosiaczek był zawsze mało odporny na negatywne recenzje (co w tej branży było prawdziwą piętą achillesową) i obrażał się. Na cały świat i na Sławomira (choć sam równał go z ziemią!).

 

Jednak mieszkańcy Wielkiego Lasu byli bardzo uduchowieni i praktykowali medytację. Medytowali podczas porodów i seksu, snu i mycia naczyń, rąbania drewna i zbierania liści. Wedle jej nauk posiadali w swoim domu specjalny pokój, w którym mógł się schronić każdy w gniewie – nazywał się Pokój Dystansu. Mikołaj po każdej kłótni tam biegł i przy dźwięku dzwoneczków, praktykował technikę świadomego oddechu. Sławomir, zawsze słysząc te dzwoneczki, po paru chwilach, dołączał do niego. Medytowali razem i godzili się. Wtedy Sławomir zawsze mówił: „Mi też się oberwało" – miał na myśli krytykę.

 

W taki sposób działał Pokój Dystansu.

 

Lecz pewnego dnia coś się zepsuło.

 

Mikołaj napisał niezrozumiałe dla elfów opowiadanie, które musiał bez końca wszystkim tłumaczyć. Nikt go już nie chciał słuchać i czuł się niezrozumiany i samotny. Sławomir, który napisał proste opowiadanie, będące alegorią na temat społeczności Wielkiego Lasu, dla wszystkich jasne, przyłączył się jak zawsze i podsycał fale krytyki.

 

Słaby psychicznie elf, nazwał wszystkich bandą durni oraz powiedział, że wizjonerzy też na początku byli niezrozumiani i za przykład podał Arnolda Thillera z przypowieści „Spiczaste uszy w wiaderku – rozkaz Arnolda Thillera" – ostatnio ją czytał. Była o tajnych eksperymentach na elfach podczas II wojny światowej. Po tych ostrych słowach zostawił wszystkich oniemiałych i pobiegł do swojej kryjówki.

 

A tam przyjął pozycję pół-lotosu, zamknął oczy, oddychał, dzwonił dzwoneczkiem, ale Sławomir nie przychodził. Czekał jedną, dwie, trzy godziny. Dzwonił i dzwonił. Sławomir wciąż nie przychodził. W końcu obraził się i wyszedł. Po drodze mijał kręcące głową i krzywo na niego patrzące, elfy. Przez resztę dnia nie odzywał się do Sławomira, choć ten próbował zagaić rozmowę. W końcu, starszy poddał się i zostawił go w spokoju.

 

Poszli spać, nawet nie życząc sobie dobranoc.

 

Następnego dnia mieli zadanie do wykonania. Grafik już był zrobiony i musieli porzucić sentymenty. Ich zadanie brzmiało: razem wybrać się po drzewo wozem ciągniętym przez Bęcwała – jedynego domowego konia pociągowego. (Reszta to pegazy ;p). Jak to elfy, mogli wycinać tylko martwe konary, więc nie była to taka łatwa sprawa. Zajmowało to cały dzień i trzeba było pokonywać duże odległości.

 

W drodze byli na siebie źli. Mikołaj za to, że Sławomir nie przyszedł do pokoju, a Sławomir za to, że Mikołaj nie miał pokory (racz tego chciał go nauczyć, nie wchodząc do pokoju!). Z powodu tych uraz, kłócili się o drogę. Każdy z nich chciał rządzić. Przynajmniej minęły im już „milczące godziny", ale biedny Bęcwał nie wiedział już, gdzie skręcać. W końcu jechał tak, jak mu się podobało i nie zwracał uwagi na ciągnięcie za lejce, wprowadzając elfy w jeszcze większy konflikt, bo każdy dopatrywał się w tym faworyzacji drugiego przez konia.

 

Bęcwał sam był zdziwiony, gdy z impetem wjechał na drogę krajową i przyrżnął w niego rozpędzony samochód.

 

2.

 

Mikołaj jak co dzień budzi się w swoim pokoju, który dzieli ze swoim przyjacielem Marcinem. Marcin jest gejem, żeby nie było, mają osobne łóżka. Oprócz nich w tym mieszkaniu mieszka jeszcze trzech studentów, więc nadal się nie wzbogacili.

 

Wrzosowy wstaje i biegnie do łazienki. Poza standardem robi coś jeszcze – wiąże bandanę, żeby nie było widać jego spiczastych uszu. Wkłada koszulę, je śniadanie, żegna Marcina (ten też jest studentem) i biegnie do pracy.

 

Pracuje w klubie „Pestka" i został tam zatrudniony wyłącznie z powodu, że spodobał się szefowi. Nie umiał nic.

 

Tego dnia spokojnie robił klientom kawę i sandwicze, gdy nagle słońce wyszło zza chmur i do knajpy wszedł nie kto inny, jak Sławomir.

 

Mikołaj stanął jak zastygły. Spiczaste uszy, łuki brwiowe Kubusia, mięsiste wargi, diastema i wielkie ciało. Sławomir pierwszy raz odwiedzał go w pracy. Wcześniej widywali się tylko na skraju lasu, w starej noclegowni Mikołaja, gdzie koczował, dopóki nie znalazł pracy. Odkąd znalazł pracę, a było to półtora roku temu, nie widzieli się ani razu. Mikołaj zostawiał mu tylko listy (do niego i swoich rodziców) w szufladzie swojej szafki nocnej pod gołym niebem. Tak się umówili, gdy Mikołaj znajdzie mieszkanie (prawdę mówiąc, znalazł to i to, bo zanim poznał Marcina, któremu płacił za pół pokoju, potajemnie nocował w firmie). Listy znikały, więc docierały do Sławomira. Bardzo rzadko odpisywał, do tego lakonicznie. Nic więcej nie można było od niego wymagać.

 

Dla Mikołaja było frustrujące, że nigdy nie umieli zgrać się i spotkać w kryjówce, ale nie aż tak, żeby zakłócać swoją karierę w Mieście.

 

Sławomir powiedział, jak gdyby nigdy nic, „cześć" i spytał się Mikołaja o wolne, żeby pogadać, bo teraz ma dużo ludzi. Ustalili termin i pożegnali się. Elf-barman powoli oswajał się z szoku, jaki wywołała ta wizyta.

 

Umówili się w szwabskiej knajpce blisko „Pestki" o porze „kiedy słońce będzie najwyżej", żeby Sławomir wiedział, o co chodzi.

 

Mikołaj był dziesięć minut wcześniej, bo chciał poczekać na Sławomira i nie tracić z nim żadnej minuty.

 

Ale był zaskoczony, gdy Sławomir siedział już przy jednym ze stolików i wyglądał jak Indianin w składzie porcelany, lecz nadrabiał miną.

 

Po spotkaniu Mikołaj leżał w łóżku i wspominał fragmenty rozmów.

 

…Słuchaj, jest taka sprawa, chciałbym też spróbować tutaj żyć…

…To może wprowadzisz się do nas…

…Nie, w żadnym razie, znajdź mi jakieś mieszkanie…

[Ukłucie bólu.]

…To, co pisałeś o wydawnictwach w listach… Przez ten czas pisałem książkę… Spodobała się każdemu elfowi bez wyjątku…

 

…Pożyczysz mi trochę kasy na start… Nauczysz mnie obsługi, tego tam, jak to mówicie, komputera, przepiszę tą książkę…

…Komputer też mam ci pożyczyć…

…No jakbyś mógł…

…Jak ci się podobało moje opo o elfach i warsztacie samochodowym? Nic nie odpisałeś na ten temat…

…Fajnie, że w nim Bęcwał przeżywa… Ale jest nierealistyczne. Koło uszkadza się od zmiany nawierzchni?!…

…Od impetu. Bęcwał nagle wjeżdża na drogę krajową. Twardą, asfaltową, trochę wystaje od ziemi…

…Szkoda, że nie możemy dochodzić, co się stało z Bęcwałem…

…Wiemy tylko, że to był pijany kierowca – uciekł z miejsca wypadku… Dlatego nigdy się nie napiję…

 

…Musieliśmy uciekać ze szpitala, mieli nas za czubków…

…No tak, ludzi ze zmodyfikowanymi uszami i amnezją…

 

…Pamiętasz, jak w szpitalu, znaleźliśmy zastępczy Pokój Dystansu i pogodziliśmy się?…

…(Uśmiech. Bez diastemy)…

…W opowiadaniu też znajdujemy taki pokój i się godzimy…

…A wcześniej jakaś dziewczynka, czytająca komiks o elfach, boi się nas, a jej matka, że jesteśmy zboczeńcami… A mechanik, świrami…

…Na koniec, ty – Sławomir, wchodzisz do naprawionego, za drewno do kominka, wozu (w sposób taki, że przykręcono jakieś stare koło z oponą), a ja klepię cię po dupie… I w tym momencie dowiadują się, że nie dość, że jesteśmy elfami, to jeszcze gejami…

 

…Dlaczego zakrywasz uszy… Przecież pisałeś mi, że ludzie myślą, że to zabiegowa modyfikacja…

…W tym rzecz, że ludzie takie modyfikacje uważają za szaleństwo i krzywo się patrzą…

…Ja nic takiego nie widzę, jesteś przewrażliwiony…

 

…Śmiesznie, że stołujemy się tym samym jedzeniem, które jadał Arnold Thiller… Moja ciotka przez niego zginęła…

… Mój Ojciec…

 

3.

 

Marcin kiedyś do Mikołaja:

– Jak chcesz usidlić faceta, to bardzo ważna jest bliskość i seks. Zbliżenia wyzwalają więzi emocjonalne. Podczas orgazmów wytwarza się hormon przywiązania w mózgu. Dlatego tak często po seksie trudno się rozstać. Jeżeli będziesz dawał swojemu facetowi dobry seks, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w przyszłości został Twoim stałym partnerem. Wiele chwilowych związków przerodziło się w te na lata.

 

4.

 

Leżał rozbity jak long do drinków. Kto? – Mikołaj. Wspominał miniony dzień.

 

Sławomir nauczył się już używać komunikatora internetowego i wysłał Mikołajowi taką wiadomość:

sex?

 

Mikiego bardzo to zdziwiło. Zgadza się, odkąd znalazł mu wraz z Marcinem pokój i pożyczył kasę, pomyślał, że robi się pomiędzy nimi lepiej, bo Sławomir zaczął wykazywać jakąś aktywność, po tak długim okresie milczenia. Choć było to na razie tylko pożyczanie pieniędzy. Ale NAJWAŻNIEJSZE, może stanie się przez to wdzięczny i będzie dla mnie mniej oschły – myślał Mikołaj. Jednocześnie w tamtym czasie parę razy pobrzękiwał do niego coś o seksie, ale Sławomir zawsze go gasił. W swoich wywodach sprawiał wrażenie ponad tym. Mikołaj czuł się przez to głupio, bo był bardziej otwarty seksualnie. Dlatego gdy zobaczył te 3-literowe słowo na ekranie, pomyślał, że to pewnie chytry plan Sławomira, żeby ośmieszyć biednego Prosiaczka i po raz kolejny przedstawić go sobie w obrzydzającym świetle. Odpowiednie oświetlenie zapalało się wtedy, gdy na przykład Mikołaj pocierał nos, a SL wrzeszczał na niego: „dziubiesz w nosie?!". „Dziubającemu" wydawało się to zabawne. Ale dzisiejsza sytuacja i co mogło za nią stać, wydawały się nader poważne.

 

to test? – odpisał.

nie, a co? nie chcesz?

chcę, ale muszę się umyć

ale nie będzie po grecku

wykąpać – [a naprawdę chciał po grecku :)]

skończyłem przepisywać swoją książkę. prześlę Ci na maila.

SUPER!!!

 

Ostało na tym, że każdy zjadł swój deser, bez głównego dania.

Tylko podczas przystawki SL nie chciał się całować.

A po – przytulić :(

 

Deser był słodko-gorzki.

 

Zakochał się wtedy w jego rożku.

Przez ten cały czas bez SL, miał pecha do deserów i trafiały mu się same „opakowane", których „nie szło całkowicie odpakować". Próby odpakowywania kończyły się wielkim bólem u partnerów. Mieli wadę, którą szło zlikwidować jedynie zabiegiem.

 

Widok jego – teraz zmieniamy metafory na botaniczne – „nieznanego jeszcze mięsożernego kwiatu", był dla niego jak powrót do krainy idealności.

 

I z tą myślą pod poduszką, Nicolaus smacznie zasnął, wśród kartek maszynopisu Sławomira. Zaczął czytać jego tekst, ale powieki same kleiły mu się ze zmęczenia.

 

5.

 

Miki swoją książkę skończył wcześniej, zanim SL powrócił po półtora roku milczenia. Teraz czekał na odpowiedź.

 

Minęły przepisowe trzy miesiące. Przez ten czas odmowne odpowiedzi albo ich brak ze wszystkich wydawnictw.

 

Leżał rozbity jak lampka do wina białego.

 

Do tego maszynopis SL był świetny!

Już nigdy nic nie napiszę – wymamrotał Mikołaj i wbił twarz w poduszkę. Jedyną osobą, która uważa, że nieźle piszę, jest Arthuro – facet, z którym regularnie uprawiam cyber-sex. Wokół powalały się kartki maszynopisów jego i SL. Zawsze chciał, żeby byli jednością.

 

6.

 

SL starał się pocieszyć Mikołaja. W tym celu urządził trzydniowy maraton wierszy. Argumentował to tak, że choć na chwilę zapomni o prozie i nie będzie się martwił.

 

Przez wszystkie trzy dni musieli do godziny 24.00 przesłać sobie po jednym wierszu. Potem ktoś musiał rozstrzygnąć, które są lepsze.

 

SL zaczął marudzić, że nie znajdzie się nikt na tyle obiektywny do tego zadania. Mikołaj miał inny problem – jego wiersze były za osobiste. Wstydził się pokazać je komuś z zewnątrz. Ostało na tym, że po długim przekomarzaniu, ustalili remis.

 

Z konkursu wyróżniały się dwie „perełki". Wiersz SL po czesku, który Mikołaj zinterpretował jako dowód na istnienie życia po śmierci. Bardzo mu podobał się ten utwór, a że bał się śmierci, trzymał go zawsze w portfelu i wyciągał go czasem i czytał.

 

Drugim wytworem małży był mikołajowy utwór o jego nieudanym pierwszym razie. Na faktach. Na szczęście wiersz był tak nieprecyzyjnie napisany, że SL zrozumiał go opatrznie; że on jest tym „złym chłopakiem" i to on ma kiedyś nie żałować stosunku z Mikołajem. A było odwrotnie, to Mikołaj miał kiedyś nie żałować stosunku z Janusem – bo tak nazywał się naprawdę ten „zły chłopak".

 

Dało to impuls Mikołajowi. Jeżeli on widzi się tam, gdzie go nie ma, to może chce tam być – była to bardzo radosna wiadomość dla niego. Również interpretacja Sławomira podobała mu się bardziej, bo dzięki temu wiersz miał mniej gorzki wydźwięk. Był po prostu o chłopaku, który zakochał się w facecie, który nie do końca podziela jego uczucia, a nie o pierwszym razie, który okazał się katastrofą.

 

Może kiedyś nie będzie żałował…

 

Czuł się jak szklanka wody do połowy pełna.

 

7.

 

SL lubił patrzeć w gwiazdy. A odkąd nauczył się jeździć na rowerze, doświadczał przyjemności podziwiania ich z nowej perspektywy. Lubił w ciepłe, ciemne wieczory – wtedy nie musiał tak bardzo uważać z omijaniem przeszkód – pedałować z zadartą głową. Wszystko wokół się zmieniało, drzewa przewijały, latarnie odchodziły, itd. Ale gwiazdy pozostawały nieruchome. Tzn. przesuwały się niewidocznie dla gołego oka.

Mikołaj wolał gapić się bezczelnie na twarze ludzkie i wyłapywać wady.

Czasem też wskakiwał wieczorem na rower i gonili się tak, bez finału.

 

On jest ateistą… Tak mocno boję się oddalenia, że trzymam przed nim w tajemnicy swoją wiarę w Boga. Mógłby tego nie uszanować.

 

MW zwierzył się Marcinowi ze swoich rozterek sercowych.

 

Przyjaciel odpowiedział jedno:

– Odpowiem ci jako psycholog – [Studiował psychologię.] – Zaczynasz w tym tonąć. Musisz mieć jakieś wyjście ewakuacyjne, żeby, w razie wu, za bardzo nie cierpieć. Nie możesz ujawnić mu wszystkiego.

 

– Co sugerujesz?

 

– Musisz mieć kogoś na boku.

 

– Wykluczone.

 

– Uwierz mi, to najlepsze rozwiązanie. Dzięki temu będziesz miał błysk w oku, który zdobywa się po dobrym rznięciu, a którego tak brakuje ci z nim. Jak zobaczy ten błysk, moment i się w Tobie zakocha.

 

– Mówisz z sensem…

 

– Więc szukaj kogoś. Pardon, nawet nie musisz szukać, przecież pracujesz w gejowskim barze!

 

Ale nawet tam nie chciało się Mikiemu wychylać po propozycje. Odświeżył kontakt z Janusem. Nakłamał mu w esemesie, że już jest cool z całą sytuacją, która się pomiędzy nimi wydarzyła. (A był to gwałt emocjonalny, by Miki dał się przelecieć. Gdy nie chciał dać mu dupy, usłyszał: „Zastanawiam się, czy powinniśmy się jeszcze spotykać.". Miki dostał ataku paniki i zrobił to, co od niego wymagano.)

 

Co najbardziej zdziwiło MW, Janus szybko odpisał. Że też jest cool z tą całą sytuacją i że przesadził wtedy.

 

Janus zaczął odwiedzać go w pracy, ale na razie do niczego między nimi nie dochodziło. Luźna gadka i słuchanie muzyki.

 

Potem w rozmowach, Janus wyznał mu, że rzucił swojego chłopaka z Wrakowa (z którym był, kiedy spotykał się z MW :/ Pojechał do Wrakowa i przyznał się mu, że zdradził go z pewnym barmanem). MW był jednocześnie wkurwiony i połechtany…

 

8.

 

…Będziesz wracał pieszo, jak mnie dotkniesz…

 

Wrzosowy leżał jak pęknięta lampka do czerwonego wina z resztką zawartości. Znowu analizował.

 

Wybrali się do Wrakowa. Na jego koszt. Ostatnio trochę ociepliło się pomiędzy nimi za sprawą wierszy i myślał, że do radę namówić Leśnego na weekendzik, szczególnie, gdy ten był bezrobotny. Nic z tych rzeczy. Wrócili pociągiem tego samego dnia. Na dodatek przez całą wycieczkę był taki sfrustrowany swoją niemocą i ciężkim plecakiem, że zamiast cieszyć się każdą chwilą spędzoną z tym wspaniałym mężczyzną, chodził markotny i smutny. A jak wiecie – Prosiaczki nie potrafią ukrywać uczuć.

 

Mógł przymierzać ciuchy, bawić się tym, pytać się go o zdanie, namawiać na przymierzanie, zaciągać do przebieralni… Zawalił sprawę. Powinien być jego promykiem słońca, a nie ciemną chmurą.

 

Ekwipunek, który ze sobą zabrał:

gumki

żel pod prysznic

krem nawilżający

lubrykanty – dwa

pastę do zębów

szczoteczki – dla siebie i dla niego

płyn do ust

bieliznę na zmianę – dla siebie i dla niego

 

Tak bardzo chciał go zobaczyć w tych majtkach – koloru zielonego, który podkreślał jego wszystkie futerka i powodował, że przypominał leśnego dzikiego kota – żbika, albo pumę.

 

A w skarpetach w kratę, które mu kupił, chciał, żeby go brał na drugi dzień.

 

9.

 

Mikołaj tak realizował pewien plan, który poznacie na końcu tego rozdziału:

– Halo, SL. Ich bin drunken. In a sad way, bo wątpię, czy uda mi się repair my book. Will you follow me do domu from „Pestka"?

– OK. Czekaj na mnie. I juz nic nie pij!

 

– Późno, stay. Today kibole przegrały mecz. Stanie ci się krwawen wounden.

– OK. Przekonałeś mnie, cwaniaczku.

 

– Położę się w łóżku Marcina.

– Nie! On nienawidzi, jak ktoś śpi w jego łóżku!

– To idę na dywan.

– Nie wygłupiaj się! Kiedyś potrafiliśmy spać na jednym hamaku.

– Racja. Zajmuję miejsce przy ścianie.

 

– Co robisz?

– Rozbieram się.

– Po co?

– Do spania, głupiś, w ubraniu nie zasnę.

SL zaciska oczy.

– No dobra. Toleruję to tylko przez kiboli.

 

MW wskoczył nagi do łóżka i przywarł pupą do frontu SL. SL obrócił się plecami. Wtedy MW przywarł do nich.

 

SL otwiera oczy.

– A co się tu tak świeci?

– To moja lampka nocna. Odkąd czytam Internet, boję się zasnąć w nocy. Boję się, że ktoś po ciuchu przejmie świat, albo że on się skończy… I coś jest nie tak, sierp Księżyca jest na dole! Lampka rozświetla mi mrok, to cudowne, że wystarczy jedno małe światełko i ono pochłania całą czerń. I choć nie wiadomo ile użyliby czerni, żeby zaciemnić świat, to jedno małe światełko wszystko odwraca.

SL to rozczuliło. Powiedział:

– Dzisiaj wyleczę cię z lęku przed ciemnością. Przecież jesteś tu ze mną. Zgaś tą lampkę.

– Ale…

– Posłuchaj mnie.

MW wstał i zgasił lampkę, potem pobiegł do łóżka.

– Widzisz, jesteś tu ze mną, jestem tuż obok. – SL obejmuje MW wielkim miśkiem. – Nie masz się czego bać. W porządku, hm?

– U-hm.

 

– Kiedy Betelgeza wybuchnie, będzie jasno przez cały miesiąc, albo dłużej, nawet w nocy. Na niebie będą dwa słońca.

– Co to jest Betelgeza?

– To umierająca gwiazda, która ma wybuchnąć jako supernowa. Podobnie jak SN 1006…

– SL 2012.

– Nie przerywaj. Była to najjaśniejsza jak do tej pory zaobserwowana supernowa. Rozbłysła w gwiazdozbiorze Wilka w 1006 roku. Podobno szło czytać w nocy przy jej świetle… Zazdroszczę Chińczykom i innym, że mogli wtedy obserwować te wspaniałe zjawisko… Chętnie cofnąłbym się w czasie… Mam nadzieję, że Betelgeza wybuchnie na naszych oczach, dlatego, gdy tylko mogę, patrzę w niebo, ale nie tylko z tego powodu… Jest na nim jeszcze wiele ciekawych zjawisk…

– Jakich?

– Kiedyś ci opowiem… Więc będzie tak jasno, że będziesz mógł czytać przy jej świetle w nocy. Lampka nie będzie Ci już potrzebna… Oczywiście jak zdarzy się to w odpowiednich miesiącach, kiedy widać tą gwiazdę w nocy.

– Ale jak Betelgeza zgaśnie i Ciebie nie będzie, to znowu będę musiał ją włączyć.

 

MW obudził się sam.

 

TAMTEN PLAN:

– Chciałbym jakoś ukoronować Sławomira. Chciałbym mu zrobić loda. Masz dla mnie jakieś rady, jak to zaaranżować? – Było to pytanie zadane do Marcina.

 

– Jeśli on jest takim typem, wiesz, piwo, meczyk – to oglądajcie razem jakiś. Ty mu donoś piwo i co jakiś czas dotykaj. Potem jak będzie już późno, połóżcie się spać, a Ty bądź nago. Jak będzie miał wąty, mów mu, coś ty, oszalał, zawsze tak śpię, inaczej nie zasnę. Rano powinno dojść do seksu.

 

– Tylko że on nie pije… Po śmierci Bęcwała…

 

– Kto to był Bęcwał?

 

– Jego pies, którego przejechał pijany kierowca.

 

A na serio Mikołaj naczytał się o starożytnej Grecji i chciał posiąść duszę swojego „mistrza". To był jeden ze sposobów.

 

Leżał jak… puchar bez nóżki.

 

– Wiesz, co Marcin, czasami naprawdę chciałbym, żeby jeździł na wózku. Wtedy miałby zmniejszone wymagania i by mnie zechciał. A ja opiekowałbym się nim, masował i przeprowadzał rehabilitację, żeby miał jędrne mięśnie, robił mu lodziki, gdy on wygodnie siedzi i prowadził na spacery, na które teraz tak nie chce wychodzić…

 

Boję się, że Świat wybuchnie, a ja nie zdążę Ciebie w sobie rozkochać.

 

10.

 

Książka SL okazała się świetna. Wydawnictwa sie o nią licytowały. Chwalono obiektywizm i podejście do tematu elfów bez zadęcia typowego w fantastyce. Oprócz literackiego stylu, chwalono osobisty styl autora, który dla kreacji literackiej dokonał modyfikacji uszu.

 

Historia opowiadała o rodzinie elfów, na którą najeżdża wojsko niemieckie i porywa ojca tej familii. Rozdziały z opisem rozpaczy krewnych przeplatają się z opisem eksperymentów thillerowców na ojcu. Wszystko opisane z dystansem godnym najlepszego reportera. Dzięki uniwersalności książka stała się hitem nie tylko w kręgach fantasy. Krytycy dostrzegali alegorię do Ośmiercimia.

 

SL zyskał sławę i bogactwo. Oddał wszystkie pieniądze, które był winien Mikołajowi.

 

11.

 

– Wiesz co, Marcin. Zdobyłem dla niego limitowaną edycję czekolady i zamiast powiedzieć, w takim razie może umówimy się i mnie poczęstuje, to on, że odkupi ;/p

 

MW stał w oknie i żuł gumę do żucia. Częstowali go papierosami, ale on wybrał to.

 

Pod kamienicą z piskiem opon zatrzymał się czerwony chevrolet corvette.

 

– Hej przeżuwaczu, przyklej tą gumę pod parapet i złaź na przejażdżkę moją nową bryką!

– SL!!!

 

Kiedy żartujesz, musi śmiać się cały świat.

Kiedy ja żartuję, nie śmiejesz się nawet Ty.

 

MW wsiadł do samochodu i wypluł gumę w papierek.

– Miałeś ją wyrzucić.

– Nie straciła smaku. Będę miał na później.

Sławomir skwasił się.

 

– Nie widziałem Cię z dwa tygodnie. Co porabiałeś?

– Trasa po księgarniach, wywiady, spotkania z kombatantami. Wiedziałeś, mają podobne doświadczenia z thillerowcami jak w „Słyszę Cię bez uszu" – [Bo tak nazywała się jego książka.]

– Ponieważ jak na fantasy jest bardzo wiarygodna. Masz niezwykłą wyobraźnię. Dużo musiałeś sobie wyobrazić. Pracowałeś tylko na przypowieści o uszach w wiaderku i przekazach ustnych.

– Zmyśliłem eksperymenty i tortury. Bólu rodziny nie musiałem sobie wyobrażać…

 

Gdy tak jechali i reflektorami rozpruwali ciemną noc, MW przypomniała się pewna piosenka. Jej tekst po angielsku brzmiał:

 

You've got a fast car

I wanna a ticket to anywhere

Maybe we make a deal

Maybe together we can get somewhere

Any place is better

Starting from zero, got nothing to lose

Maybe we'll make something

Me, myself, I've got nothing to prove

 

MW przetłumaczył go Sławomirowi.

– Ładne – skwintował. Bo od „kwinty" ;p

 

Gdy zatrzymali się gdzieś na polanie i SL obniżył siedzenia, MW zadał pytanie:

– Będziemy uprawiali seks?

– Nie, no co ty. To kabriolet. Lepsze rzeczy można w nim robić.

MW był podekscytowany. Co to będzie? Palenie trawy?

SL schylił się i wyjął zza siedzenia papierową torbę.

– To flaszka dla ciebie. Za to, że pożyczyłeś mi kasę, kompa i nauczyłeś Worda.

– O Boże, dziękuję. W życiu nie spodziewałem się, że dostanę prezent od Ciebie. Nie obrażaj się…

– Spoko, ja też się sobie dziwię.

MW zmarszczył się.

– Pij!

 

Ostało na tym, że podziwiali gwiazdy. Gapili się na niebo, które równie dobrze mogło być podziurawionym i podświetlonym brystolem.

 

SL znał się na gwiazdach i pokazał Mikołajowi gwiazdozbiór Wodnika i Koziorożca.

– To nasze znaki zodiaku! – wykrzyknął MW.

Dwa gwiazdozbiory były obok siebie.

 

Wskazał gwiazdozbiór Pegaza, wspominali Bęcwała.

Potem mały wóz i wielki wóz. Jaki był ten wóz?

Lutnię – niezrealizowane marzenie Mikołaja, Herkulesa – Sławomir był jak on.

 

– A pokażesz mi Mars albo Wenus?

– Wenus jest tam. Jest bardzo jasna. Łatwo ją znaleźć. A Mars… muszę się pogapić.

SL zmienił temat i zaczął opowiadać o Błękitnych maruderach, czyli gwiazdach „wampirach".

– No gdzie w końcu ten Mars?

– Nie wiem. Ale nie przyjechaliśmy tutaj na planety… Na coś innego. Że w ogóle nie czytasz wiadomości. Dzisiaj są Perseidy!

– Czytam jakieś, ale na pewno nie astronomiczne… Co to są Perseidy?

SL chciał się załamać, ale zamiast tego powiedział:

– Sam zobaczysz.

 

– O, spadająca gwiazda, pomyśl życzenie!

– To są właśnie Perseidy. Jak nam dopisze dziś szczęście, to zobaczymy ich kilkadziesiąt.

– Wow, niesamowite, pomyśl, ile to marzeń!

– To tylko odpady komety…

– Ale liczy się!… No tak, ty już nie musisz o nic prosić. Wszystko Ci się spełniło – jesteś bogaty.

– Myślisz? Ale czy szczęśliwy?…

– No nie gadaj, kocham cię, jak możesz być nieszczęśliwy…

– E, na dzisiaj już chyba starczy, wracamy do domu.

– Ale zobaczyliśmy dopiero jedną gwiazdę.

– Jesteś pijany, pora spać.

– Ale zostaniesz na noc?

SL spojrzał się na MW z politowaniem.

 

12.

 

– Pana prawdziwym problemem nie jest nos. Co racja, jest duży. To, co przyniosłoby prawdziwą odmianę i zbliżyło do kanonów piękna, to redukcja uszu.

 

MW spojrzał w lustro. Umówił się na konsultację do chirurga plastycznego. Pomyślał, że nie jest dość piękny, by zasługiwać na takiego przystojniaka, jakim jest Sławomir. Który po ich wycieczce na polanę, wyraźnie się od niego oddalił. Czytał, że aby się podobać i utrzymać zainteresowanie, trzeba ciągle coś zmieniać w swoim wyglądzie. Operacja sprawi też, że lepiej poczuje się w sowim ciele i będzie bardziej pewny siebie; co powszechnie wiadomo, tylko za takimi osobami szaleją mężczyźni.

 

Przyszedł tutaj, żeby poprawić swój nos, który wyglądał jak dziób. Odstawał od twarzy pod kątem 45°, a chciał, żeby odstawał o 30°. Tylko tyle. Ten sam nos, ale inny kąt.

 

– Pana uszy są za długie i mają brzydki kształt przez tą modyfikację. Ta modyfikacja pokazuje, jak pan źle czuje się w swoim ciele, że zrobił z siebie elfa. Myślał pan, że taki tuning zwróci uwagę wszystkich na pana. A ludzie w około myślą, jaki pan musi być niepewny siebie, że przyprawił sobie taką błyskotkę. Nos bym na razie zostawił, ewentualnie zajął się nim w drugiej kolejności.

 

MW jeszcze raz spojrzał w lustro z mokrymi oczami.

– Przekonał mnie pan.

 

MW przelał ostatnie oszczędności na konto kliniki.

 

Gdy zapadał w objęcia Morfeusza pod lampami operacyjnymi, był pełen nadziei, że wszystko będzie dobrze.

 

13.

 

Mikołajowi udało się zwrócić uwagę Sławomira. Jestem po operacji, zobaczymy się na obiedzie?

 

Gdy Sławomir zobaczył Mikołaja, pomyślał, że wygląda spoko, jak na kogoś po operacji. Nie wiedział, że była to operacja plastyczna, a one podnoszą samoocenę.

 

Mikołaj od razu poszedł do łazienki zdjąć bandanę.

 

Gdy wrócił, Sławomir zaczął się drzeć, że co to jest, kto ci to zrobił, thillerowcy zrobili to mojemu ojcu za darmo, że ma niezdrowy stosunek do Thillera, że jest w nim zakochany, że kto jak kto, ale z tego powodu, że jest elfem, nie powinien nigdy się na to zgodzić.

 

Kiedy MW doszedł do słowa, wytłumaczył Sławomirowi, że ten chirurg jest dobry, bo doradził, nie chciał operować tego, co Mikołaj chciał na początku, czyli nosa.

 

SL darł się, że chirurdzy to oszuści i robią wszystko, żeby więcej kasy zedrzeć. Wybrał droższą operację, zamiast jednego nosa, dwoje uszu.

 

– Ale nos ma dwie komory.

 

Na dodatek, kiedy Sławomir się trochę uspokoił, pokłócili się o globalne ocieplenie. Sławomir w nie wierzył, Mikołaj nie.

 

Na koniec, na zewnątrz, na swoją obronę, udało się Mikołajowi powiedzieć drżącym głosem tylko tyle:

– Zrobiłem to dla Ciebie. Chciałem Ci się podobać…

SL nic nie odpowiedział.

 

MW leżał jak szklanka rozlanego mleka. Nie cofnie czasu…

 

14.

 

Po ich pamiętnej kolacji, Sławomir oddalił się jeszcze bardziej.

 

MW włączył TV. Trafił na wiadomości i nie spodziewał się, że tam zobaczy tego, za którym najbardziej tęskni.

 

Nie pierwszy raz sława pokazywała swoje drugie oblicze.

 

News przedstawiał obrzucony pomidorami płot Sławomira i protestujących berecierzy, którzy gardłami i transparentami krzyczeli:

 

PADLINOŻERCA!!!

ZBEZCZEŚCIŁ WOJNĘ!!!

DO CELU PO TRUPACH!!!

Wykorzystał wojnę do zbudowania kariery! Młody, głupi, wystylizowany! Nie ma żadnego pojęcia o wojnie, nie przeżył tego! Jego ojciec nie mógł zginąć w wojnie, bo by się nie narodził!

ZROBIŁ Z WOJNY TANIĄ ROZRYWKĘ DLA MAS!!!

ODDAJ SWOJE PIENIĄDZĘ PRAWDZIWYM OFIARĄ WOJNY!!!

 

Potem kamera na SL:

– Powiem tylko tyle. Ci ludzie nie mają pojęcia, co to fikcja literacka. Współczuję im braku dystansu. Liczyłem się z niepochlebnymi recenzjami, ale niszczenie mojego mienia to za dużo. Nie mogę zaznać spokoju. Potrzebuję spokoju i dystansu żeby tworzyć. Mam kontakty. Chyba wyprowadzę się do Czech.

DO CZECH?!?!?! Bałem się, że nie zdążę go w sobie rozkochać, nim Świat wybuchnie, ale możliwe, że mam jeszcze mniej czasu! Muszę coś szybko zrobić, zanim wyjedzie. Musi mnie zauważyć. Też muszę pojawić się w Telewizji!!!

 

15.

 

Książka szła mu jak po grudzie. Musiał obrać inną drogę.

Zostanę śpiewającym gejem.

 

Zaczął na własną rękę ćwiczyć śpiew. Nagrywał karaoke i odsłuchiwał. Marcin był surowym krytykiem. Potrafił też lepiej śpiewać, więc uczył Mikołaja.

Och, dlaczego nie możemy po prostu znowu trafić do Pokoju Dystansu? Tam zawsze dochodziło do seksu na zgodę…

 

Gdy jak mu jakoś-takoś wychodziło, nagrał swój pierwszy cover i wrzucił na OurTube. Pod tytułem: „DLA MOJEGO UKOCHANEGO". Na pierwszy ogień wybrał „Kołysankę dla nieznajomej", ale przerobił ją na gay version. „Bosa" to „bosy", itd…

 

Porozsyłał to wszystkim znajomym na Peoplebooku. Specjalnie ostatnio poznawał więcej ludzi w barze.

 

Piosenka wzbudziła sensację, bo:

A) Nie była śpiewana na żywo. Z powodu, który poznacie później.

B) Marcin użył trochę autotune'a.

C) Fanatyczni fani Perfectu byli oburzeni gejowską wersją.

D) Miała więcej „dislike" niż „like".

E) Śpiewał ją gej do innego geja.

F) Miała rekordową liczbę wyświetleń, co tylko mnożyło wyświetlenia.

G) Widzowie nie potrafili rozstrzygnąć, czy Miki, bo taki pseudonim wybrał, potrafi śpiewać, czy nie. Ani czy to, co z siebie wydawał, można było nazwać śpiewem. Dużo osób mówiło, że to beczenie, a trochę mniej, że to oryginalne.

 

Pierwszy raz Mikołaj musiał nie przejmować się krytyką. Miał wyższy cel. Cieszył się, że ludzie tak go nienawidzą. Lepsze to, niż mieliby być obojętni.

 

16.

 

Miki szedł za ciosem i opublikował filmik, w którym zapowiada, że zaśpiewa na żywo – live stream, tego i tego dnia i o tej i o tej.

 

Dużo ćwiczył tą piosenkę. Dopóki za każdym razem nie śpiewał jej tak samo i znośnie. Był to klasyk – „Thousand Miles" jego ukochanej piosenkarki Vanessy Carlton.

 

Wystąpił w ciemnych okularach, z powodu który poznacie później.

 

Opinie były lepsze, choć nie powalił na kolana. Ale zyskał fanów wśród dziewczyn i społeczności LGBT.

 

Nie minął miesiąc, jak firma produkująca program do karaoke, zaprosiła go do współpracy.

 

Ufundowali mu teledysk. Miał zaśpiewać cover Extreme „More than words". Prawa do wykorzystania tej piosenki były względnie tanie.

 

Gdy Miki zobaczył tekst, przeraził się. Kompletnie do niego nie pasował. Było w nim, że ta druga osoba jest w nim zakochana, ale nie musi mówić „kocham cię", bo on już wie, że go kocha. Co za bullshit. Potrzebował piosenki, która sprawi, że Sławomir się w nim zakocha. Przerobił tekst po swojemu.

 

W studiu, choć miał przed nosem inne słowa, śpiewał już swoją wersję. Upalona ekipa, nie zwróciła uwagi na inny tekst.

Tak samo firma od karaoke. Nie znali się na angielskim.

 

Doszło do realizacji teledysku. Miał w nim używać programu do karaoke i pojawić się na telebimach, jakby śledzić innego chłopaka, swoją miłość. Był to jego pomysł, który bardzo się spodobał realizatorom.

Wśród dostępnych aktorów, wybrał tego najbardziej podobnego do SL.

 

17.

 

SL siedział w domu ze szczelnie pozamykanymi oknami, choć był ciepły schyłek lata, ale nie chciał słyszeć darcia bereciarzy.

 

Otworzył puszkę ice tea i włączył stację muzyczną. Nie śledził sensacji internetowych, więc jak zobaczył Mikiego, który w ostrym świetle i na białym tle, śpiewał tekst, który nie zgadzał się z podświetlonymi napisami u dołu, dostał prawie zawału serca.

 

Tekst miał taki wydźwięk:

 

Mówiąc, Kocham Cię…

To nie jest mój sposób, by zakończyć naszą przyjaźń

To jest po prostu początek

O którym marzę każdego dnia

I nocy

Byłoby miło spędzić jedną bez słów?

 

Więcej niż słowa, to wszystko, co musisz zrobić

By ziścić tą wizję

I idealny sposób, by pokazać mi

Że mnie kochasz

Bo ja bym już to Tobie robił

 

Co byś powiedział, jeżeli zrobiłbym więcej, niż mówiłem?

Więcej niż słowa, by pokazać Ci uczucia

Że moja miłość do Ciebie jest prawdziwa

Co byś zrobił, jeśli moje serce byłoby dla Ciebie przeznaczone?

Wtedy nie mógłbyś złamać mojej pompki

Jeśli powiedziałbyś, kocham Cię

 

Więcej niż słowa

 

Rozmawialiśmy i mam tego dosyć

Wszystko, co musisz zrobić, to zamknąć oczy

I wyciągnąć swojej dłonie i dotknąć mnie

Trzymać mnie mocno i nigdy nie wypuszczać

Więcej niż słowa, bo pogawędki o pisaniu nas nie zbliżyły

Wtedy nie musiałbyś mówić więcej, tylko, że mnie kochasz

Bo ja bym już to Tobie robił.

 

Kiedy skończył się ten wyjątkowo monotonny teledysk, w którym cały czas widać Mikołaja i jego nowe uszy i program do karaoke, pomyślał, że to wyjątkowo zadufany w sobie człowiek, już nie elf. W ogóle nie wsłuchiwał się w tekst, nie rozumiał też na razie na tyle angielskiego, żeby go pojąć. Skupił się bardziej na czeskim.

 

Zrobił sobie nowe uszy, to teraz może być gwiazdą. Jakby nie było to możliwe bez tego.

 

SL wyłączył telewizor i wziął się za swoją drugą książkę – zbiór opowiadań fantasy, będące alegorią na temat społeczności Polski. Szczególnie bereciarzy.

 

18.

 

MW był wkurzony, gdy okazało się, że do obiegu wypuścili niezmontowany teledysk, w którym widać ciągle te karaoke. Przecież SL mógł pomyśleć, że jest zadufany w sobie! Prędko opublikował i wysłał SL pierwotną wersję.

 

SL dostał przesyłkę. Na płycie było napisane: PRAWDZIWY TELEDYSK, ten pierwszy wypuściła firma. Obejrzał film w spokoju. Teraz teledysk był o wiele lepszy. Występował w nim gościu łudząco do niego podobny, tylko młodszy, cherlawszy i wyższy, który błądził po wielkim mieście, a na telebimach i od czasu do czasu na całym ekranie, pojawiał się Miki ze swoim karaoke.

 

19.

 

Kariera Mikiego nabrała rozpędu. Został zaproszony na festiwal. Wykonał tam swoją piosenkę w klepce na prawym oku.

Klepka na oko wywołała kontrowersje – mówiono, że robi się na Thillera.

 

SL pomyślał, że musi spotkać sie z MW i poważnie porozmawiać, więc zgodził się przyjść na najbliższe proponowane spotkanie. Fascynacja Thillerem, wywiady, w których MW opowiadał o pewnym „SL", o swojej miłości do niego. Przecież ktoś może się domyślić. Za geja i wojnę – podpalą mu dom.

 

Na miejscu, tam gdzie ostatnio, Mikołaj przyszedł cały w skowronkach. Pomyślał, że „wreszcie zadziałało".

 

SL od razu go ostudził:

– Nie rozbieraj się nawet. Mam ci krótko do powiedzenia. Jesteś za głupi dla mnie. Mógłbym przymknąć na to oko, gdybym coś do Ciebie czuł, ale niestety, jesteś za głupi. Brak Ci piątej klepki, wypadła ci z głowy i nosisz ją na oku.

– Noszę ją, bo przy śpiewaniu powieka mi opada! – i wstał i wyszedł zapłakany. Kelner nawet nie zdążył sie spytać, co podać.

 

Tak, to prawda. Gdy śpiewał na żywo, opadała mu prawa powieka. Dlatego nabijał się z każdego, kto miał niesymetryczną twarz. Sam miał nie gorszą…

Już teraz wiecie, dlaczego śpiewał z playbacku, albo w ciemnych okularach.

A podczas nagrywania pierwszego filmiku i teledysku, miał obok kamery lusterko, żeby pilnować swojego oka.

A jak śpiewał na żywo, to wiedział, że to nie przejdzie, bo nie zaśpiewa dobrze, jak będzie skupiony na swojej twarzy.

Klepka na oko wywołała kontrowersje – mówiono, że robi się na Thillera. A on po prostu zasłaniał oko, bo się wstydził i przygładzał włosy, bo opaska podtrzymująca klepkę wtedy lepiej wyglądała.

 

W ogóle nie myślisz o uczuciach drugiego człowieka.

Ale Cię kocham.

 

20.

 

Jestem jego fanem. On jest moją gwiazdą. Gwiazdy nie opuszczają swoich fanów.

 

Gdzie ja znajdę drugiego pisarza?

W chwilach słabości wysyłał SL wierszyki tego typu:

 

W jednym z miast

Wskażesz, gdzie świeci Mars

Wyciągniesz

Wachlarz Twoich ulubionych gwiazd

Wszędzie możemy

Czuć się jak w domu

 

Chwile słabości najczęściej występowały, gdy siedział w pracy – nie, nie zrezygnował z niej na czas kariery. Pracował co drugi dzień, więc kiedy normalne gwiazdy się regenerowały, on dorabiał sobie w barze. Geje go uwielbiali i szef go nie chciał zwolnić. Bardzo dobrze, że nawet nie rozważał opcji rzucenia pracy. Teraz, gdy jego kariera upadła…

 

Przez aferę o prawa autorskie. Nie miał prawa do zmiany testu piosenki. Wszystko, co zarobił, musiał wydać na odszkodowanie. Adwokaci dowiedli, że ukradł melodię i część testu, zamiast wykonać cover.

Co było naturalnym następstwem, sponsor się wycofał. Nie miał pieniędzy na dalszy rozpęd kariery. Nie miał też prawa wykonywać publicznie swojej piosenki. Wykonywał ją tylko czasami acapella na prośbę klientów baru.

 

Wszyscy mi mówią, jakie masz czyste białka.

Mój sekret: płakałem zeszłej nocy.

 

Marcin do MW:

– Spieprzyłeś sprawę, bo pokazałeś mu, jak bardzo go kochasz i on przez to już nigdy się w Tobie nie zakocha. Wie, że mógłby cię mieć w każdej chwil, więc na nic nie jesteś mu potrzebny! Faceci to zdobywcy i kręci ich bardziej to, co nieuchwytne.

MW zatopił się w poduszkach.

 

Marzyłem, że pojedziemy do Czech; będziemy mieszkali razem w domku; że będę mu serwował jajka sadzone w foremce w kształcie kutasa; że kupimy piekarnik i będę piekł ciasteczka z dziurką; że będziemy mieli wspólną pracownię – będziemy swoimi pierwszymi recenzentami; że będziemy na przeciwko siebie grali w szachy ze splecionymi nogami, a ramię przy ramieniu układali puzzle; że kiedy on będzie okładał worek bokserski, ja, obok na karimacie, będę ćwiczył pilates…

 

– Gdzie jest moja stówka?!

 

– Co się stało? – Marcin przyleciał do pokoju.

 

– Gdzie moje sto złotych?

 

– Przecież masz – Marcin wskazał na 50, 2 x 20 i 10, które Mikołaj trzymał w dłoni.

 

– Rozmieniłem. Leżała jakaś stówka obok twojej poduszki, a ja nie lubię mieć drobnych w portfelu.

 

– Nie mów mi, że wydałeś tą stówkę.

 

– Byłem komuś winny, oddałem mu.

 

– Masz ją odzyskać.

 

– Zwariowałeś?

 

– To ostatnia rzecz, jaką dał mi Sławomir. Oddał swój dług. Wydawałem wszystko, dopóki nie olał mnie! Teraz została mi tylko ta stówka. Nie umiem zasnąć, gdy nie trzymam jej w dłoni.

 

– Ty kompletnie zwariowałeś! Po pierwsze to twoje pieniądze. Pożyczył od ciebie i oddał. Nic ci nie dał. Bilans wychodzi zero. Po drugie, nie umiesz zasnąć bez zapalonego światła, tolerowałem to. Ale teraz ubzdurała ci się jakaś stówka. Może niedługo się dowiem, że będziesz spał codziennie w świeżej pościeli. Spójrz na siebie, Ty masz depresję! Mówiłem ci, żebyś znalazł sobie kogoś na boku!

 

– Całowałem się z Janusem, ale nic nie czułem.

 

[Janus dużo pracował i miał czas tylko na seks. Był idealnym kandydatem.]

 

– Jak można było tak utopić się w jednym mężczyźnie!!! Patrz jak ty wyglądasz, chodzisz tylko do pracy i nie robisz nic poza tym. Nie ćwiczysz, przytyłeś chyba z dwa kilo, gęba ci obwisła, popękały ci naczynka. Zbrzydłeś…

 

– Moje marzenia były z nim związane… Trudno teraz szybko wymyślić nowe.

 

– …A on bawi się w najlepsze, pewnie pieprzy się z jakimiś mięśniakami.

 

– On taki nie jest.

 

– To myśl, że jest. To on jest głupi, że nie chce takiego faceta, jak ty.

 

– Nie rozumie, że mamy potencjał.

 

– Jesteś już w ostatnim stadium. Reagujesz agresją, wyżywasz się z rozżalenia na przyjaciołach. Mam dla ciebie jedną radę. Jeden, jedyny sposób, jak z tego wyjść bez tabletek. Słuchaj mnie uważnie…

 

21.

 

– Ubrałeś maskę, którą dostałeś z zaproszeniem…

– No tak, przecież to bal maskowy – odpowiedział SL typowym dla siebie tonem (który brzmiał: „Ty ptasi móżdżku", ale z czułością).

– Batman był elfem – powiedział MW, przyglądając się masce SL.

– Tak, a skąd tak wnioskujesz?

– Spiczaste uszy.

– A dlaczego Ty nie jesteś Robinem? Byłem pewny, że się za niego przebierzesz.

– Zawsze nim byłem. Ostatnio miałem nawet uszy jak on. Ty nigdy nie byłeś Batmanem. Dawno nie byłem elfem. Dzisiaj nim jestem. – Wskazał na doklejone uszy.

 

Już wyjaśniam, jak się tutaj znaleźli. Renomowana uczelnia Marcina organizowała charytatywny bal kostiumowy, na którym mieli zebrać pieniądze na leczenie blizn pooparzeniowych i powypadkowych. Niektórzy z podopiecznych fundacji, dla której zbierali pieniądze, zjawili się w maskach i mogli poczuć się piękni.

 

Marcin wysłał zaproszenie Sławomirowi i nadmienił, że imprezę uświetni specjalny występ Mikiego.

Sławomir trochę żałował chłopaka, więc zgodził się przyjść. Przyznał się, że za ostro go potraktował. Ale ogólnego zdania nie zmienił, jak mają do siebie kopytne znaki zodiaku.

 

Nadeszła pora specjalnego występu Mikiego.

Konferansjer ze sceny przypomniał wszystkim gościom, że obowiązuje bezwzględny zakaz nagrywania materiałów z koncertu. Potem wywołał Mikiego.

– A gdzie masz okulary, albo przepaskę? – spytał się SL, odchodzącego Mikołaja.

– Dziś śpiewam bez – odpowiedział Miki i szelmowsko się uśmiechnął.

 

Na scenie Marcin wtyknął mu słuchawkę do ucha, jakby coś się działo, np. zapomniał tekstu albo załamał się psychicznie.

 

– Nic ode mnie nie chcesz, więc może dam Ci coś z niczego? Mój głos w powietrzu, może się uśmiechniesz – Takimi słowami wstępu MW rozpoczął swój występ.

 

Saying I love U is

Not my way to end our frie-endship

It's just the beginning

About I'm dreaming e-e-everyday

A-and ni-ight

Would be nice to spend one without words?

More than words is all you have to do

To make it real

And perfect way to show me

That U love me

'Cause I'd already do it to U

 

Włączył się Marcin: Widzę, jak na niego spojrzałeś: „Marcin, między nami się poprawiło" – przedrzeźniał jego głos. – Kurwa, miej wreszcie jaja i wręcz mu ten list. To tylko chwilowe ocieplenie, ale ono nic nie wniesie, nie stopi lodu okalającego jego serce. On Cię nie kocha.

 

What would U say if I do more than I said?

More than words to show U feels

That my love for U is real

What would U do if my heart was meant for U?

Then U couldn't break my pump

If U sa-ay, I love U

 

List to był właśnie ten jedyny sposób. Miał w nim napisać wszystko, co go boli i dać mu go. Zaczynał się słowami: „Możesz się śmiać, ale jestem tak zbudowany, że zadałeś mi wielki ból, gdy…"

 

More than words

 

MW miał już to opanowane – drapał jedno miejsce pod lewym udem. Dzięki temu nie rozdrapywał sobie już całej twarzy, jak pisał. W ogóle dlatego rzucił pisanie. Ale jak miał już coś napisać (wiersz, albo tekst piosenki), to drapał się tam. Brudnopis pisz sercem. Potem będziesz poprawiał. Napisał list jednym ciągiem, ale nie wystrzegł się skrobania skóry. Drapanie było chyba nieodłącznie związane z jego procesem twórczym.

 

We-e-e've been ta-alking and I am seek of this

All U have to do is close your eyes

And just reach out your hands and touch me

Hold me close don't ever let me go

More than words, 'cause chats 'bout writing doesn't make Us close

Than U wouldn't say more, only that U love me

Cause I'd already do it to U

 

Fragmenty tego listu są porozrzucane po tym całym opowiadaniu. Na koniec miał go wręczyć i już nigdy nie wrócić.

 

Gdy jedli przy szwedzkim stole poczęstunek w postaci kuchni japońskiej, MW popisał się swoją umiejętnością jedzenia pałeczkami.

– Zauważyłem poprawę – powiedział do MW SL.

– W jedzeniu pałeczkami?

– Nie, ogólnie.

MW aż się zaczerwienił, a Marcin odszedł od stołu i ponownie zaczął drzeć się do słuchawki Mikołajowi.

Mikołaj ją wyjął i wcisnął pomiędzy krewetki.

 

Kiedy razem sprzątali po balu, Marcin spytał się Mikołaja, czy wręczył Sławomirowi list.

– Tak

– To dobrze, że się zgadzasz, bo zrobiłem to za Ciebie. Ktoś musiał zadbać o twoje życie.

– Co?!

– Twoje rzeczy leżą już spakowane w garderobie. Pozwoliłem je sobie przywieźć. Nie martw się, jak kocha, to będzie cię szukał.

 

 

Mógł odejść z pracy w każdej chwili. Nie miał umowy i brał dniówki.

 

22.

 

Mikołaj wspinał się powoli w górę. Ostry wiatr i zimny klimat nie ułatwiały mu wędrówki. W głowie pobrzmiewały mu słowa Marcina: „Nie martw się, jak kocha, to będzie cię szukał.".

Na szczęście na trudniejszych momentach pomagały łańcuchy przymocowane do powierzchni góry. Na ostatniej prostej wykuto już schody. Wieli ludzi już tam zniknęło.

 

Doszedł na sam szczyt.

U bram, jak wielu poprzednich, przywitał go Wielki Mistrz. Spytał go o imię.

– Marcin.

– Tak, spodziewaliśmy się ciebie – odpowiedział Mistrz.

 

Marcin przybył tutaj zwalczyć w sobie Mikołaja. Bo czy widzieliście kiedykolwiek Marcina? Mikołaj musiał solidnie walnąć się w głowę, podczas wypadku z Bęcwałem, ale teraz już odchodził. Medytacje pomogą. Nie było w nim już żadnych śladów elfa.

 

Czy ktoś z Was wiedział, że zanim Arnold Thiller nazywał się Arnold, nazywał się Martin? Zanim rozpoczął karierę, zmienił imię na poważniejsze.

 

Tymczasem SL jak w skowronkach biegł do bloku Mikołaja. Zadzwonił domofonem i spytał się, czy jest Mikołaj.

– Nie, nigdy o kimś takim nie słyszeliśmy.

SL się zdziwił.

– A Marcin?

– Mieszkał tutaj, ale jakiś czas temu się wyprowadził.

– Ale chodzi mi o Mikołaja, mieszka dalej z wami?

– Nikt o takim imieniu nigdy z nami nie mieszkał.

– Ale jak to, mam dla niego prawa do jego piosenki, wykupiłem je.

– A, to chodzi ci o Marcina Mikiego… Dziwny chłopak, dużo gadał do siebie…

 

Marcin był bardziej uzdolniony muzycznie od Mikołaja. Mikołaj w Domu Elfów uczył się gry na lutni. Ale tylko jako Marcin był zdolny nauczyć się grać do końca. Dlatego powziął w ręce gitarę, która należała do Zakonu.

 

Choć z każdym dniem Mikołaj ginął coraz bardziej, Marcin wykorzystywał to, czego nauczył tego jegomościa Sławomir. Na przykład, żeby nie myśleć o seksie, zwalał sobie codziennie rano. Albo parzył zieloną herbatę, najpierw wlewając wrzątek, a potem wsypując fusy, kiedy kubek przestał się nagrzewać. Albo brudnopis zawsze pisał sercem. Potem robił poprawki. Bo jako Marcin, zaczął pisać swoją biografię. To, co wcześniej pisał, spełniło się – jego maszynopis, który zaliczył flop; o niezrealizowanym pisarzu. Więc może jego nowa biografia też się urzeczywistni? Albo stosował buddyjski uśmiech, żeby odgonić troski. O dziwo, tutaj też go stosowali. Stąd ten sposób pochodził.

 

Mikołaj nie istniał, Marcin nie mógł pamiętać tego wiersza:

 

„Budda"

 

Jesteś moim Buddą

Jeśli słońce wstaje, wstaje tylko dla Ciebie

Świeci tylko dla Ciebie

Jeśli schodzisz na ziemię, trawa rośnie tylko pod Twoimi stopami

 

To ja jestem prozaiczny,

To mnie porasta Trawa

Wprowadzasz mój świat w wirowanie

 

Akurat siedział na skale i ćwiczył grę na gitarze, gdy na niebie zabłysło drugie słońce.

Nie przerwał nauki. Grał dalej.

Koniec

Komentarze

Dobra, przeczytałem.

Very mind-fuckowe opowiadanie. Naprawdę boję się przyznać, ale nawet mi się podobało. Drobne uwagi:

Czemu piszesz ,,SL'' I ,,MW''? Dziwnie to wychodzi... Jakby Tolkien pisał, że FB i SG spotkali AsA (Aragorna, syna Arathorna)
Dobra, głupie porównanie.
Ale serio, lepiej tak nie czynić...

Ten pierwszy był starszy i silniejszy i miał urodę Kubusia Puchatka.

Niby nie błąd, ale lepiej z pierwszego ,,i'' zrobić przecinek
(Reszta to pegazy ;p)
Cóż robi emotka w opowiadaniu??
(racz tego chciał go nauczyć, nie wchodząc do pokoju!)
Racz?
Fabuła jest tak zagmatwana, jak konkurs przewiduje. Nieźle idzie Ci utożsamianie czytelnika z gejami...
Ciekawy pomysł. Ale... No nie wiem, szczerze powiem, czy czepiam się tego, co konkurs przewiduje i czego wymaga? W sumie nie wiem... No dobra, mając wyrazić opinię, jak na specjalną stylizację na mind-fuck to podobało mi się.
Pozdrawiam

„Bęcwał sam był zdziwiony, gdy z impetem wjechał na drogę krajową i przyrżnął w niego rozpędzony samochód.”

XD

 

„Leżał rozbity jak long do drinków.”

„Leżał rozbity jak lampka do wina białego.”

„MW leżał jak szklanka rozlanego mleka.”

Ahahaha!

 

No więc, po apelu beryla, postanowiłam przeczytać ten tekst. Trwało to i trwało, wytrzymałość siadła mi gdzieś w połowie, a przerw zrobiłam chyba z tysiąc. Ale dotrwałam do końca i nawet muszę przyznać, że nie żałuję.

 

Tyle, że... jak na mój gust, to nie jest grafomański tekst. ; P Zawiera pewne elementy, owszem, jednak wydają się one raczej stylizacją. Nie jestem pewna, jak właściwie to opowiadanie zakwalifikować, choć użyte przez Urbana określenie mind-fuck wydaje się całkiem adekwatne.

 

Błędów nie ośmielam się wytykać, bo trudno orzec, które były popełnione celowo, a które nie. Zatem: tekst jako tekst, owszem. Dziwny, ale na swój sposób ma to coś. Jako materiał na GRAFOMANIĘ 2012: chyba nie bardzo (ale co ja tam wiem o kryteriach beryla...)

 

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nowa Fantastyka