Profil użytkownika


komentarze: 92, w dziale opowiadań: 46, opowiadania: 40

Ostatnie sto komentarzy

Gratulacje. Nie było łatwo skonstruować ciekawą intrygę w dobrym stylu i klimacie.

Niestety nie udało mi się przeczytać wszystkich tekstów, swoje typy wybiorę więc spośród tych, z którymi zdążyłem się zaznajomić. Jeżeli znajdę na to jeszcze trochę czasu to doczytam i zostawię notki autorom - za ciężką pracę się należy.
Nie przedłużając - moje typy to:
- "O zbrodni i niebycie" - podstuwak; Zupełny brak zaskoczenia. Chyba wszyscy go typowali i to zupełnie słusznie. Znakomity klimat, ładnie oddane realia czasów, ciekawe postacie, naprawdę dobra intryga oraz świetne nawiązanie do bohatera jako właściwego pierwowzoru opowieści o Sherlocku. Od strony stylistycznej również bardzo solidnie. Faworyt.
- "Mętne wody" - kasjang; Tutaj wielkim plusem jest bardzo dobrze skonstruowana zagadka. Historia mocno trzymała mnie w napięciu. Głównym mankamentem była nieco mdło skonstruowana postać głównego bohatera. Stylistycznie przeciętnie, ale w zestawieniu z dobrą intrygą, zasługuje na pozycję wicefaworyta.
- "Siła przypadku" -- syf. Ta nominacja jest bardziej za język, styl i klimat, który przypadł mi do gustu. Intryga nie była moim zdaniem genialna, ale bardo dobrze przedstawiona. Trzecie miejsce.

To tyle ode mnie. Dziękuję. Dobranoc.

Widzę, że Eferlin sie postarał. Mi jeszcze do końca deczko zostało - jutro podam typy i mam nadzieję, że to nie za późno.

Hmm... Podejrzewam, że schorzenie nosi nazwę zaimkozy wtórnej i jest niezwykle dezorientujące dla czytelników. Problematyczny fragment próbowałem poprawić na etapie korekty, ale że wykrywanie błędów na razie idzie mi lepiej niż rozwiązywanie ich, to tekst pozostał w postaci zacytowanej powyżej. Dzięki za zwrócenie uwagi.

Przez wakacje nieczęsto zerkałem na fantastykę, przez co nie zauważyłem, że dodałeś kolejny fragment Gór. Przypomniałeś mi dopiero komentarzami pod "Ja, Gniewko". Od razu podpisuje się pod komentarzem Eferelina Randa. Zaczyna męczyć takie wieczne czytanie fragmentów, bez dobrej znajomości fabuły.
Ale sam opis szaleństwa mi się spodobał. Chaotyczna, mroczna, brutalna charakterystyka pasująca do bohatera anty. U mnie powodował obrzydzenie i moim zdaniem bardzo dobrze to działa.
Muszę jednocześnie przyznać, że momentami denerwuje nagle pojawiająca się inwersja - taka drobna wada. Pewnie to celowe, ale mnie wydawało się to trochę sztuczne.
Nie przejmuj się tak brakiem popularności tekstów. Na stronie pojawia się ogromna ilość opowiadań, czasem lepszych, czasem gorszych. Ciężko z listy tytułów i nicków wybrać te wartościowe.
Ok., to tyle. Mam nadzieję, że inni wyłapią lepiej jakieś niedociągnięcia czy coś. Ciężko mi powiedzieć coś po krótkim fragmencie bez fabuły. Pod innymi częściami już się zdaje się wypowiadałem. Krótko, ale jednak.
PS Mam wyczochrane na zostawianie wpisów

Pozdrawiam

Panowie i panie, czas na typowanie! (kolejność wyróżnień nieprzypadkowa)

1. W służbie Jej Króloewskiej Mości - adamas; Porządna stylizacja językowa, umiejętnie i nieprzesadnie wpleciona łacina, bardzo dobrze wykorzystana obszerna wiedza historyczna - Tak moim zdaniem powinien wyglądać tekst na ten konkurs. Opowiadanie adamasa jako jedyne wywołało u mnie potrzebę sięgnięcia po zakurzony podręcznik historii i odświeżenie sobie pewnych wiadomości. Znakomicie opowiedziana fabuła sprawi, że przyswojone informacje nieprędko wypadną mi z głowy. O to chodziło!
2. Corpus Nobile - podstuwak; Bardzo dobrze napisane opowiadanie. Szczególne wrażenie zrobił na mnie sen i przyrównanie sceny do "Ostatniej wieczerzy". Porządnie wykreowani bohaterowie, umiejętnie przedstawiona fabuła. Jeżeli jest to faktycznie debiut, to bardzo udany.
3. Szelmostwa panny Lusi - Ranferiel; Co mi się tu spodobało? Przede wszystkim swoboda z jaką tekst został napisany i humor (z pijarem na czele). Opowiadanie wyróżniało się spośród momentami sztywnej reszty. Szabla i kontusz z przymrużeniem oka.
4. Ja, Gniewko - gwidon2; Zostawiłem ten tekst na koniec, ze względu na przekroczenie limitu. Opowiadanie wciągające i naprawdę dobrze napisane. Jeżeli zostanie odrzucone ze względu na długość, zagłosuje na nie w plebiscycie miesięcznym. Więcej nie muszę pisać. Koledzy (i koleżanki) wyżej już wystarczająco wychwalili ten tekst.

Dziękuję, dobranoc.
 

Niestety z krytyką muszę się zgodzić. Z wielu swoich błędów zdaję sobie sprawę i próbuję nad nimi pracować. Liczę na to, że kiedyś z moich dobrych chęci coś wyrośnie i będę mógł przejść do nieco poważniejszych tekstów. Póki co opowiadanie miało być lekkie i właśnie sympatyczne. Cieszę się, że jako takie, potrafiło się niektórym czytającym spodobać.

@czarnalucka- nie wiem czy aż tak się poprawiłem, czy to zasługa krótszego tekstu do poprawienia, przez co łatwiej bylo błędy interpunkcyjne wyłapać. Tak czy siak, cieszę się że jest lepiej.

Wiedziony poczuciem obowiązku i ogólną słusznością podbnego postępowania, postanowiłem skorzystać z zaproszenia i porównać dwie ostatnio napisane Opowieści w Od-cinkach. Zdaję sobie sprawę, że minęło już trochę czasu i wątek do którego się odwołuje, prawie już zapadł się w niebycie drugiej strony hyde parku, ale co mi tam. Lepiej późno niż wcale, jak to mawia się na pogrzebie teściowej.
Ponieważ pisanie dwóch osobnych recenzji przy porównywaniu tekstów, jest dla ciot i małych dzieci, postanowiłem napisać jedną, dłuższą i skopiować ją pod oba wątki.
Nie przedłużając.
Zacząłem od "Niemiłych początków kaca". Czy powinienem startowac od tego tekstu? Tak, nie, nie wiem. Pierwszy link jaki kliknąłem, ślepy los. Czytałem wersję bez podziału na piszących, więc nie miałem zaburzenia typu "a to ten skurczysyn, dowalę mu", inaczej mówiąc: starałem się być obiektywny. Nie chce być jednak zbyt łagodny, co to to nie, tak łatwo nie ma.
Opowieść jest łatwa, prosta, czyta się bez zgrzytów (no może trochę, ale o tym później), ale jest mocno średnia. Nie powiem, żeby zmieniła moje życie, stała się moją mantrą czy coś. Chociaż muszę przyznać, że momentami mnie rozbawiła, a chyba taki był cel. Jeżeli tak, to ta opowiastka spełniła go lepiej niż dobrze. Jeszcze tylko wspomnę, że językowo jest dość dobrze, jak na zlepek stylów i możliwośći różnych autorów. Przynajmniej nie było niuansów antyjęzykowych jakie można często spotkać w niektórych opowiadaniach na stronie.
Co mnie wzburzyło. Zakończenie czegoś, co roboczo nazwę "pierwszym wątkiem", czyli fragmentów dotyczących podpalenia mieszkania czarodziejów przez chłopów i spółkę. Łaskawość Horna, obdarowanie wszystkich gradem prezentów, uprzejmości, po prostu do mnie to nie przemówiło, a wręcz poraziło. Prędkość rezgrywanych wydarzeń w tym elemencie opowiadania także raził. Delikatna nagana dla...chwila aby sprawdzić w oryginalnym wątku... Epinefryna. Nieładnie, oj nieładnie.
Co mi się podobało. Cała masa, nie tyle śmiesznych co zabawnych, absurdalnych sytuacji. Na czele zaklęcie lewitacji (oryginalność doboru metody nie powala, natomiast dobór repertuaru już tak - przynajmniej mnie), oraz wytłumaczenie boskiego imienia 47, po prostu genialne. Najlepszy fragment. Szybki rzut okiem kogo wychwalam i znów, wyłania się nick - Epinefryn. Mój bohater i antybohater w jednej osobie. Szacun.
Z niewiadomych mi przyczyn bardziej przypadła mi do gustu druga opowieść. Mroczny, nieco psychodeliczny początek, spiasany przez RobertaZ (czy RobertZ'a, niewiem jak odmienić), wciągnął mnie jak bagno. Delikatnie szalony, Alicjowkrainieczarowny Johnny Depp, Przedbajka, jakieś okruszki, herbata, sprawiły że sam zacząłem pisać w myślach tę opowieść. Dalej, moim zdaniem, świetnie spisali się meksico i Jerzy Fear (przynajmnej w pierwszej kolejce, ale o tym za chwile), którzy znakomicie podchwycili nastrój i temat fragmentu, do tego stopnia, że nie zauważyłem granicy pomiędzy częściami Roberta i Meksyka. Jerzy natomiast świetnie "wykończył" wyjaśnieniem kim jest Krzyś, jak się tu znalazł, jakiś tam wątek z Małgosią. Podobało mi się. Niestety tylko do tego momentu. Potem cały nastrój pokulał (antybohaterem tutaj jest wcześniej wychwalony Meksyk), legł w gruzach, by następnie spektakularnie upaść i lec w gruzach. Wprowadzenie Assaj, Juliana i Osła wypadło według mnie fatalnie. Próba odtworzenia filmowej sympatyczności tych postaci nieudana i marna. Natomiast fragmenty, które powinny bawić czytelnika, wypadły słabiej niż te w Niemiłych początkach kaca.
Podsumowując. Obie opowieści są ciekawe, jeżeli jednak mam wybierać, a muszę, bo po to to piszę, wolę "Kapelusznika". Bardzo podobała mi się pierwsza kolejka opowieści. Gdzyby ktoś z was miał ochotę napisać coś w deseń tej historii, ale z klimatem pierwszych fragmentów, dajcie znać - przeczytam.
Szacunek dla wszystkich, którzy przeczytali całą moją recenzję. Przydługa jest, sam muszę przyznać. Przepraszam jeżeli byłem za ostry bądź kogoś uraziłem. Mogę podać numer do mojego prawnika, gdyby ktoś chciał oskarżać o zniesławienie.
Pozdrawiam.

Wiedziony poczuciem obowiązku i ogólną słusznością podbnego postępowania, postanowiłem skorzystać z zaproszenia i porównać dwie ostatnio napisane Opowieści w Od-cinkach. Zdaję sobie sprawę, że minęło już trochę czasu i wątek do którego się odwołuje, prawie już zapadł się w niebycie drugiej strony hyde parku, ale co mi tam. Lepiej późno niż wcale, jak to mawia się na pogrzebie teściowej.
Ponieważ pisanie dwóch osobnych recenzji przy porównywaniu tekstów, jest dla ciot i małych dzieci, postanowiłem napisać jedną, dłuższą i skopiować ją pod oba wątki.
Nie przedłużając.
Zacząłem od "Niemiłych początków kaca". Czy powinienem startowac od tego tekstu? Tak, nie, nie wiem. Pierwszy link jaki kliknąłem, ślepy los. Czytałem wersję bez podziału na piszących, więc nie miałem zaburzenia typu "a to ten skurczysyn, dowalę mu", inaczej mówiąc: starałem się być obiektywny. Nie chce być jednak zbyt łagodny, co to to nie, tak łatwo nie ma.
Opowieść jest łatwa, prosta, czyta się bez zgrzytów (no może trochę, ale o tym później), ale jest mocno średnia. Nie powiem, żeby zmieniła moje życie, stała się moją mantrą czy coś. Chociaż muszę przyznać, że momentami mnie rozbawiła, a chyba taki był cel. Jeżeli tak, to ta opowiastka spełniła go lepiej niż dobrze. Jeszcze tylko wspomnę, że językowo jest dość dobrze, jak na zlepek stylów i możliwośći różnych autorów. Przynajmniej nie było niuansów antyjęzykowych jakie można często spotkać w niektórych opowiadaniach na stronie.
Co mnie wzburzyło. Zakończenie czegoś, co roboczo nazwę "pierwszym wątkiem", czyli fragmentów dotyczących podpalenia mieszkania czarodziejów przez chłopów i spółkę. Łaskawość Horna, obdarowanie wszystkich gradem prezentów, uprzejmości, po prostu do mnie to nie przemówiło, a wręcz poraziło. Prędkość rezgrywanych wydarzeń w tym elemencie opowiadania także raził. Delikatna nagana dla...chwila aby sprawdzić w oryginalnym wątku... Epinefryna. Nieładnie, oj nieładnie.
Co mi się podobało. Cała masa, nie tyle śmiesznych co zabawnych, absurdalnych sytuacji. Na czele zaklęcie lewitacji (oryginalność doboru metody nie powala, natomiast dobór repertuaru już tak - przynajmniej mnie), oraz wytłumaczenie boskiego imienia 47, po prostu genialne. Najlepszy fragment. Szybki rzut okiem kogo wychwalam i znów, wyłania się nick - Epinefryn. Mój bohater i antybohater w jednej osobie. Szacun.
Z niewiadomych mi przyczyn bardziej przypadła mi do gustu druga opowieść. Mroczny, nieco psychodeliczny początek, spiasany przez RobertaZ (czy RobertZ'a, niewiem jak odmienić), wciągnął mnie jak bagno. Delikatnie szalony, Alicjowkrainieczarowny Johnny Depp, Przedbajka, jakieś okruszki, herbata, sprawiły że sam zacząłem pisać w myślach tę opowieść. Dalej, moim zdaniem, świetnie spisali się meksico i Jerzy Fear (przynajmnej w pierwszej kolejce, ale o tym za chwile), którzy znakomicie podchwycili nastrój i temat fragmentu, do tego stopnia, że nie zauważyłem granicy pomiędzy częściami Roberta i Meksyka. Jerzy natomiast świetnie "wykończył" wyjaśnieniem kim jest Krzyś, jak się tu znalazł, jakiś tam wątek z Małgosią. Podobało mi się. Niestety tylko do tego momentu. Potem cały nastrój pokulał (antybohaterem tutaj jest wcześniej wychwalony Meksyk), legł w gruzach, by następnie spektakularnie upaść i lec w gruzach. Wprowadzenie Assaj, Juliana i Osła wypadło według mnie fatalnie. Próba odtworzenia filmowej sympatyczności tych postaci nieudana i marna. Natomiast fragmenty, które powinny bawić czytelnika, wypadły słabiej niż te w Niemiłych początkach kaca.
Podsumowując. Obie opowieści są ciekawe, jeżeli jednak mam wybierać, a muszę, bo po to to piszę, wolę "Kapelusznika". Bardzo podobała mi się pierwsza kolejka opowieści. Gdzyby ktoś z was miał ochotę napisać coś w deseń tej historii, ale z klimatem pierwszych fragmentów, dajcie znać - przeczytam.
Szacunek dla wszystkich, którzy przeczytali całą moją recenzję. Przydługa jest, sam muszę przyznać. Przepraszam jeżeli byłem za ostry bądź kogoś uraziłem. Mogę podać numer do mojego prawnika, gdyby ktoś chciał oskarżać o zniesławienie.
Pozdrawiam.

Następny weekend? (10.12) Albo jeszcze następny (17.12). Ewentualnie dowolnie bliskie, dostatecznie małe otoczenie wymienionych dat. 

Wy to robicie specjalnie, tak? Poprzednie spotkanie Krakowskie, też urządziliście kiedy wyjeżdżałem na weekend do domu [wyrzuty, wyrzuty]. Nie ma mnie w ten weekend w mieście królów, więc raczej nie przybędę. A szkoda, bom chętny do poznania ludzi, których ciągle widzę jedynie jako tysiące znaków na ekranie. Ale życzę udanego spotkania.

Oj do tekstu wkradło ci się więcej niż tylko jedne, biedne, zabłąkane "i".
Może zacznę od złych wiadomości.
Opowiadanie stylistycznie - leży. Pełno powtórzeń, nieskładne zdania, nie zawsze wiadomo, kto jest podmiotem, dialogi są sztuczne. Szwankuje fabuła. Brzmi trochę jak wyciąg z RPG. Najemnik nie ma pieniędzy, więc idzie szukać questa, który oczywiście szybko się znajduje i, oczywiście, prowadzi do walki. Bohaterowie też mnie nie porwali. Rogacz jest mocno jednowymiarowy.
Co natomiast mi się podobało, i tu widzę nadzieję, to konstrukcja świata. Platforma z wieżą, morskie fale dookoła, jakieś magiczne bomby. Z tego akurat może być coś ciekawego. Tylko musisz jeszcze popracować nad tym jak piszesz, ale to może przyjdzie z czasem (przynajmniej ja sobie tak zawsze wmawiam).

Pozdrowienia i powodzenia.

Rozumiem konstrukcję, dlatego najmniej przejmowałem się tym brakiem wyboru, bo i tak jest tu tego dość dużo i można się pobawić w kilka ścieżek. Ale to jest po prostu trochę jakschemat. Jakbyś dorobił kilka opcji, lepiej skontruował narrację, to mogłoby wyjść coś naprawdę dobrego. W dzieciństwie czytałem serie "Wehikuł czasu" i wiem, że taka gra ma naprawdę duży potencjał dobrej zabawy. 
"3.Owszem. Na ogół co nie wybierzesz, pójdziesz dalej. I tak właśnie miało być, zrobiłem to swiadomie, taki był zamysł etc. " Rozumiem jak najbardziej, ale brakowało mi tu konsekwencji tego, że nie skorzystałem z tej magii. Mógłbym naprzykład przegrać pojedynek i akcja potoczyłaby się inaczej. Nie koniecznie musiałaby być to śmierć. (albo np. śmierć i możliwość stanięcia po stronie lisza i kontynuacja fabuły). Ogólnie pomysł jest dobry, tylko wymaga jeszcze sporego dopracowania.
Można by z tego zrobić nawet ciekawy pomysł na konkurs z serii opowieści w odcinkach. Ktoś konstruuje schemat takiej paragrafówki i każdy z uczestników otrzymuje zadanie napisania swojego fragmentu po danym wyborze.
Taka dygresja mała. Pozdrawiam. 

Do baranka, który nie miał ochoty nazywać tego grą:

http://pl.wikipedia.org/wiki/Gra_paragrafowa

Co do samej gry, to miejscami jest trochę mało tych wyborów. Zdarzyło mi się ze dwa ekrany, gdzie nie miałem żadnego, a i zwykle są jedynie dwie opcje. Po za tym odniosłem wrażenie, że co nie zrobię, to jest dobrze (nie posłużę się złowrogą magią, a co tam, i tak wygram bitwę).

Samo opowiadanie jakoś mi nie zaimponowało. Mocno śmierdziało zapisem gry RPG. Paladyni, lisze, epicka bitwa. Zresztą sam opis też nie jest jakiś powalający, strasznie streszczeniowy. To tylko moje takie odczucie. Ale i tak ciekawe próba. Nie prześledziłem wszystkich odnóg, ale pewnie to wkrótce zrobię. Póki co, cytat, który mnie rozśmieszył:

"Twarz osobnika skrywa srebrna maska. Najwyraźniej, to lord Abrakant, czarnoksiężnik, który dowodzi tą hordą.

- Jestem lord Abrakant. - spod maski odzywa się głos." Baaaardo odkrywcze :D

(tak przy okazji, to zły zapis dialogu)

Jak dla mnie - zdecydowanie cykl o straży. "Straż Nocna" czy "Łups" to klasa sama w sobie, choć rzucają czytelnika w dość późny okres dysku, czyli kiedy większość bohaterów jest już przedstawionych w poprzednich powieściach. Osobiście zacząłem od "Zbrojnych". 
Świetne jest "Piekło pocztowe". Moist i Vetinari są po prostu niesamowicie wyraźnymi i ciekawymi postaciami.
Średnio lubię natomiast cykl o czarodziejach czy wiedźmach. Nie wpasowały mi te powieści i tyle, ale jak mam okazję to i je czytam. W końcu Pratchett. 

Tekst był pisany przed opowieścią w odcinkach. Człowiek zmienia się z każdym dniem.

Akcja rozwija się powoli, zdaję sobie z tego sprawę. Przyczyna jest prosta - został napisany z jako część 70-stronicowej, że tak to nazwę "minipowieści", którą się pisze mniej dynamicznie niż krótkie opowiadania. Błędów logicznych się nie wystrzegłem, ciężko je zauważyć autorowi (ten z workiem do nich nie należy, pierwsze opowieści Lustusa są po prostu wyssane z palca). Imiona i sala sądowa, były po prostu pewnym pomysłem na świat przedstawiony. Jak widać błędnym, co oczywiście wezmę pod uwagę.

Całość opowieści jest już dawno napisana, a poprawianie jej nie ma już sensu (chodzi mi głównie o konstrukcję zdań), bo wiązałoby się z pisaniem tekstu całkowicie od nowa. Myślę, że po prostu na drugiej częsci zakończy się moja przygoda z dodawaniem tego tekstu na NF. Jakby kogoś mimo wszystko zainteresowało, to całość jest u mnie i się upomni. Ja tymczasem zajmę się innymi tekstami. To znaczy, nie tak od razu. Sesja już puka do drzwi. Chociaż nie, ona łomocze. I jeszcze kopie. Głośno. Obcasami. Cholera, powinienem się uczyć!

Odpowiem na komenta Seleny z drugiej części tutaj, bo i tak to zauważy. Nie ma znaczenia czy preferujesz ten rodzaj tekstów czy nie. Jeżeli coś jest dobre, to się podoba i kropka.

Na wasze HAREMOWE spojrzę oczywiście. W wolnym czasie.

No i oczywiście dziękuję za opinię.

Pozdrawiam.

Jest to pierwsza część historii. Jeżeli się podoba, to mam nadzieję, że dotrwasz do jej zakończenia. Niestety nie mam już możliwości edycji, więc wymienione błędy mogę jedynie poprawić w swojej wersji na dysku. W miarę dalszego czytania, natrafisz jeszcze na wiele problemów z przecinkami, mam z tym problem. Natomiast zaskoczyły mnie literówki - zdawało mi się, że już wszystkie wyeliminowałem. 
Dzięki za uwagi.
Pozdrawiam. 

Trochę już minęło, odkąd pojawiło się to opowiadanie, ale i tak wystawię swoją opinię. Jak to się mówi: lepiej późno, niż wcale.
Czepiać się świata absolutnie nie zamierzam, zwłaszcza że sam swoje opowiadania umieszczam w kiczowatym, elfio-krasnoludzkim świecie. Szczerze mówiąc chętniej bym przeczytał klasyczne fantasy niż o brzydoludach i burmuszach (brzmi mi to strasznie jak bajeczka dla dzieci). Natomiast bardzo chętnie ponarzekam na coś innego.
Bohater faktycznie ciekawy, prawdziwy macho, z niezbyt uczciwym podejściem do cudzej własności i lekko przekrzywionym poczuciem moralności. Co mi nie podeszło, to fabuła. Niby wszystko w porządku, ale brakowało mi tu jakiegoś celu, kierunku w którym by się akcja rozwijała. No i punktu kulminacyjnego też żadnego nie dostrzegłem. Chodzi o to, że opowiadanie ma formułę w stylu "Przygody Valda", co szczerze mówiąc nie do końca przypadło mi do gustu.
To był jedyny mankament, jaki byłem w stanie wychwycić. Dołączam się do ogólnego pienia i zachwytów nad stylem i językiem, który po prostu zachęca do czytania (pomijam błędy, każdemu się zdarzają, a i nie było ich dużo).
Tyle z mojej strony.
Pozdrawiam

9k znaków w 2 godziny. To chyba mój osobisty rekord, choć jakość mojego tekstu mnie odrzuca. Do tego nie udało mi się tego dobrze do scenariusza dopasować, więc musiałem trochę od niego odbiec. Zobaczymy jak to będzie.
Szczerze współczuję natomiast Dj-owi. Naliczyłem tutaj 17 opowiadań, które jako pisane na szybko, w większości pewnie będą zawierać rażącą ilość błędów. 
Prawdziwy ogrom tragedii wydzimy jednak do wrzuceniu tego wszystkiego do worda. Nasz szanowny wielce Obły ma do przeczytania  ponad 200k znaków. Jest to prawie 70 stron tekstu. Cała ta masa literek mogłaby startować w konkursie na powieść!
Konkursowiczom nie potrzeba życzyć powodzenia. Przyda się ono bardziej Dj-owi.
Powodzenia! 

Kiedy jedni mają kwiatki.

Nie do końca pamiętam, jak to się wszystko zaczęło. Minęło już tyle lat. Wtedy, to działo się tak szybko, że do dzisiaj wydaje się rozmazane, nierealne. Na pewno byłyśmy tam we trzy. Ja, Celina i Jagna. Ten starzec, co przybył dzień wcześniej do wioski, powiedział, że tylko te zioła są w stanie ich uratować. A co byśmy my biedulki zrobiły, gdyby wszyscy mężczyźni pomarli? Poszłymy więc we trzy, każda wzięła co miała pod ręką. Jagna wzięła siekierę, zawsze z niej krzepka baba była. Celina zabrała worek, co by tych ziół nazbierać. A ja, no cóż, jako jedyna umiałam czytać, a ten dziad dał nam taką książkę, żeby te roślinkę rozpoznać. Nie za bardzo zdawaliśmy sobie sprawę, na jak niebezpieczną wyprawę się porywamy. Myślę, że zaczęliśmy sobie to uświadamiać dopiero, kiedy stanęłyśmy przed tą jaskinią.

***

- To tutaj? – spytała Celina. – Nie wygląda tak źle. Niepotrzebnie nas tak straszyłaś Mirka. Zwykła jaskinia.

- Kto jak kto – wtrąciła się Jagna wysuwając się naprzód i wymachując dziarsko siekierą - ale my, baby, to nie powinnyśmy się bać jakiś tam dziur w ziemi. Dziur, rozumiecie?

Mirka zacisnęła mocniej ręce na trzymanej w objęciach księdze. W jej oczach nie wyglądało to jak jakaś tam pierwsza lepsza jaskinia. Zbierało się na burzę i wicher hulał nad posępnym, ciemnym lasem, wyjąc złowieszczo w starciu z twardą skałą.

- Ja tam się boję. Może powinnyśmy wrócić i poprosić kogoś o pomoc?

- Niby kogo? Wszystkie chłopy zwijają się teraz na ziemi albo srają w krzakach. Na nic nam oni.

- No nie wiem, może tego dziadka, co…

- Przestań się mazgaić!

Mirka była blisko płaczu. Celina znalazła jakieś dwa badyle i zaczęła klecić z nich jakąś prowizoryczne pochodnie. Żadna z nich nie spytała skąd żona bednarza posiada takie umiejętności. W milczeniu podpaliły tłuste szmaty. Wszystkie bardzo przeżywały ostatnie wydarzenia, ale tylko Mirka to okazywała. Próbowały być twarde. Udawały same przed sobą, ale i tak nie były w stanie właściwie ukryć wszystkich emocji. Jagna odważnie chwyciła pochodnię i wysunęła się na przód. Przygryzła dolną wargę, gdy ich spojrzenia się spotkały.

- Myślę, że będzie lepiej, jeżeli pójdę pierwsza . W końcu mam siekierę. Rozumiecie?

- Nie kończ lepiej – odburknęła Celina porywając drugą pochodnię i bez pytania znikając w ciemnościach jaskini.

Jagna spojrzała na wystraszoną Mirkę.

- Chodziło mi o to, że przynajmniej będziemy wiedzieć, gdzie SIE KIERUJEMY.

- Zamknij się – dobiegł je syk Celiny.

Mirka wzruszyła ramionami i zanurzyła się w ciemnościach. Płomień pochodni był chybotliwy i dawał niewiele światła, ale zawsze było to lepsze, niż poruszanie się po omacku. Ziemia była tu mokra i śliska. Wystraszonej kobiecie zdawało się momentami, że coś ociera się o jej stopy., starała się więc nie patrzyć pod nogi by uniknąć nieprzyjemnych widoków. Nie wiedziała jak długo szły tymi krętymi korytarzami, ale miała wrażenie, że trwa to wieczność. Jagna co chwila wymachiwała siekierą, jakby odganiając coś, co pojawiało się w polu widzenia. Celina tylko maszerowała w milczeniu. Zdawała się to dobrze znosić. Mirka znała jednak prawdę. Na co dzień pogodna, wesoła kobieta zmieniła się na jej oczach w opryskliwą i bezczelną dziwkę. Miało to jednak swoje plusy, była chyba jedyną z trójki, która zachowała trzeźwy umysł.

- Widzicie, nic tu nie ma – stwierdziła Jagna drżącym głosem. – Wejdziemy, jak coś podskoczy, to zabijemy, weźmiemy co potrzeba i pójdziemy dalej, tak?

Żadna nie odpowiedziała. Maszerowały w milczeniu. Mirka próbowała sobie przypomnieć, jak miała wyglądać roślina, której poszukują. Niewielki kwiat, mówił starzec, błękitne płatki, sercowate, szarozielone liście, ostry, drażniący zapach. Tylko ta roślina może uwolnić mężczyzn od cierpień. Mirka westchnęła, a jej ciężki oddech niemal zlał się z sykiem Celiny.

- Jasny szlag.

Zza rogu wypadł samotny goblin, wymachując drewnianą pałką. Celina uskoczyła w bok, a Jagna uderzyła na oślep siekierą. Kreatura chwyciła córkę bednarza za rękę, przyciągając ją do siebie. Mirka wstrzymała oddech. Stała jak wryta. Jagna doskoczyła do goblina, próbując zrobić użytek ze swojej broni. Stwór pchnął w jej stronę Celinę. Cudem tylko nie pozabijały się nawzajem. Po jaskini rozniósł się wrzask i pisk. Potwór nie zważając na nie, rzucił się szybko w stronę Mirki. Celina nie była jednak dużo wolniejsza. W mgnieniu oka znalazł się za goblinem, przyciągając jego uwagę. Ten jednak tym razem się nie patyczkował. Mocnym ciosem, powalił kobietę na ziemię, pozbawiając ją przytomności. Jagna krzyknęła, widząc jak stwór zamachuje się na jej koleżanką, nabijaną gwoźdźmi lagą. Nagle wszystko się skończyło. Kreatura upadła na ziemię z głuchym jękiem. Nad bestią stała Mirka, trzymając w rękach oprawioną w grubą okładkę księgę. Była przerażona. Nie rozumiała, co się przed chwilą wydarzyło.

- No, no – powiedziała Jagna, podnosząc się z ziemi. – Widzę, że potworek zakosztował potęgi wiedzy. Rozumiesz?

Mirka kiwnęła głową, ale nie było jej do śmiechu. Zamknęła powieki i padła bez przytomności na mokrą podłogę.

***

Pamiętam chłód. A może wilgoć? Nie wiem. W jaskini nie dało się oddychać, było duszno jak w lipcu przed burzą, ale było mroźno jak zimą. I jeszcze woda, dosłownie wszędzie, lała się po ścianach, kapała z sufitu. Przemokłam do suchej nitki, kiedy ciągnęły mnie wtedy po ziemi. To było okropne. Nigdy już nie wejdę do żadnej jaskini.

***

- Gdzie jesteśmy? – spytała Mirka, podnosząc się do pozycji siedzącej. Przetarła oczy.

Pierwsza z ciemności wyłoniła się Celina. Trzymała w ręku dopalająca się pochodnię.

- Przyciągnęłyśmy cię tu. Nie chciałyśmy zostawiać cię koło tego truchła.

Dziewczynie zamarło na chwilę serce. Spojrzała na przyjaciółkę z przerażeniem.

- Zabiłam… - wyszeptała.

Celina jedynie pokręciła głową. Z za zakrętu wyszła Jagna trzymając pewnie zakrwawioną siekierę. Krople czerwieni pokrywały jej spódnicę i grube warkocze.

- Usiekłam gada! – krzyknęła uradowana. – Jak leżał, to już taki hardy nie był. Nie miał szczęścia, że trafił na takie dziewuchy, jak my. Ale jak mawiał mój mężulek: Raz bijesz Niemca po kasku, a raz Kazka po Niemcu. Nie ma przeproś.

Celina usiadł na mokrej ziemi obok Mirki i skinęła głową, na wciąż uśmiechniętą Jagnę.

- Pokaż jej.

- Co macie mi pokazać? – spytała kobieta.

Agnieszka podeszła do jednej ze ścian i podniosła pochodnie jak najwyżej tylko mogła. Skała była śliska i niemal pionowa, nie kończyła się jednak na suficie. Mirka zobaczyła tunel, niewielki, ale można się chyba było przecisnąć na czworakach. Tuż przy wejściu rósł samotnie błękitny kwiat.

- To to? – spytała.

Celina wzruszyła ramionami.

- Żeby się przekonać, musiałybyśmy zobaczyć go z bliższa. A nie możemy się tam wspiąć, choć długo próbowałyśmy. Zresztą ty masz te tomiszcze i tylko ty możesz powiedzieć, czy to naprawdę to, czego szukamy.

- Ja… - zająknęła się.

- Daj spokój, nie mazgaj się teraz – uspokoiła ją Jagna. – Weź tylko przeczytaj, co tam o tym chabreziu pisze.

Mirka spojrzała na wyczekujące przyjaciółki. Jedna z pochodni już zgasła, więc oświetlało je coraz słabsze światło.

- A może dalej znajdziemy tą roślinę niżej? – zaproponowała.

Jagna pokręciła głową i założyła ręce na piersi.

- Nie ma opcji – powiedziała spokojnie – Za tym zakrętem się jaskinia kończy. Do tego mam wrażenie, że jest tu coraz więcej wody.

Mirka spojrzała na mokrą ziemię. Rzeczywiście, kałuże wydawały się nieco większe, niż zaraz po przebudzeniu.

- To burza – potwierdziła ich przypuszczenia Celina. – Zaraz może tu być gorzej. Czytaj.

Przez chwilę jeszcze się wahała, ale kiedy zobaczyła błagalne spojrzenia przyjaciółek, porzuciła strach. Powoli otworzyła księgę.

Coś błysnęło, huknęło, a w powietrzu zamigotały kolorowe światełka. Ściany zaczęły falować i drżeć. Skała wygięła się formując oczy i usta. Dziewczyny cofnęły się gwałtownie. Jagna z krzykiem upuściła pochodnię, która zgasła z sykiem w jednej z kałuż. Skalna twarz zaśmiała się głucho.

***

Do dziś dnia wydaje mi się, że to wszystko było złym snem. Kiedy chodzę jednak po wiosce i nie znajduje w niej Celiny i Jagny, uświadamiam sobie, że to wszystko naprawdę się zdarzyło. Ta dziwna, kamienna istota wydawała się taka nierealna, kiedy mówiła nam, że za chwilę zginiemy. Wrzeszczała, że zbliża się fala, że tylko jedna z nas przeżyje, ale żadna z nas nie chciała uwierzyć. Czasem jeszcze słyszę w nocy szyderczy głos Jagny. Pamiętam jej słowa, jakby to było wczoraj, choć lata już minęły.

- Że niby jak? – mówiła. – Tylko jedna weźmie kwiatek, a reszta będzie kwiatki wąchać? I to od spodu? Rozumiecie?

Celina syknęła jej tylko, że już mówiła, żeby się zamknęła. Jedna z nas chyba się nawet uśmiechnęła. A może to skała się tak śmiała? Sama już nie wiem. Żałuję, że to mnie wybrały. Celka mówiła, że to jedyne rozwiązanie, że tylko ja umiem czytać, tylko ja wiem, co potem zrobić z tym kwiatem, a Jagna jedyna utrzyma nas obie na barkach podczas wspinaczki, ale ja wiem, że można to było zrobić inaczej. Jakby zerwały tą roślinę, a potem zaniosły do kogoś kto potrafi czytać, to on by pomógł. Tylko że nikt wtedy nie potrafił myśleć logicznie, kiedy słyszałyśmy szum pędzącej wody za plecami.

Ale skała mówiła prawdę. Widziałam jak ściana wody w nie uderza. Nie mogłam nic zrobić. Wróciłam do domu z kwiatem.

Uratowałam wtedy wioskę, ale i tak nigdy nie zapomnę tego, co stało się wtedy w jaskini. Jedni mają kwiatki inni kwiatki wąchają.

Od spodu.

KONIEC

Za długi ten scenariusz jak dla mnie. Dużo tego wyjdzie, ale co tam, spróbuję!

Widzę, że spadliśmy już na drugą stronę. Zbliża się już 15 maja, więc wystawie swoją krótką opinię. W moje ręce wpadły dwa teksty:
"Rysownik" - meksico: Dynamiczna, trzymające w napięciu powieść. Syn tytułowego rysownika ginie w wypadku samochodowym. Ojciec znajduje się w otchłani rozpaczy, kiedy dostaje propozycję cofnięcia tragicznych wydarzeń. Bez wahania przyjmuje ją, co jedynie oznacza początek jego kłopotów.
Główna zaleta tej powieści jest jednocześnie jej największą wadą - ciężko się od niej oderwać. Polecam wszystkim miłośnikom thrillerów.
"Scytia" - czarnalucka: Dwie główne zalety: bardzo dobry świat przedstawiony, ciekawe postacie. Powieść rozgrywa się w czasach świetności starożytnej Grecji. Tarres, przywódca jednego z bojowniczych plemion Scytii, zostaje zdradzony przez sojusznika. Wiedziony żądzą zemsty, podejmuje złą decyzję, w wyniku której o mało nie traci życia w oblężeniu Ashur. Wycieńczony i pogrążony porażką, pragnie jedynie umrzeć. Na pustyni spotyka jednak kupca, który ratuje go przed śmiercią na pustyni i przedstawia mu świat w sposób, jakiego do tej pory nie znał.
Jak już wspomniałem, jedną z zalet jest świat przedstawiony. Autor ma dużą wiedzę na temat tamtych czasów i miejsc. Polecam wszystkim miłośnikom historycznego fantasy.
Obie powieści miały zarówno swoje wady jak i zalety. "Rysownik", ciągłym trzymaniem w napięciu, zaczął mnie w pewnym momencie nużyć i męczyć, zaś "Scytia" zawiodła mnie niezbyt zręcznym połączeniem wątków i złym rozplanowaniem punktów kulminacyjnych. Gdybym miał wybierać, swój głos oddaję na "Scytię", która zdecydowanie bardziej podeszła mi klimatem. Ciężko mi jednak się wypowiadać, ponieważ nie czytałem wszystkich tekstów.
To moja relacja.
Ktoś następny?

Ja się wstrzymam od głosowania, bo przy pięciu zgłoszeniach nie widzę sensu. Jak na razie przeczytałem jedną z powieści, jestem w trakcie drugiej i znam oczywiście swoją. Być może krótko opiszę moje wrażenia po lekturze w tym wątku, może to komuś pomoże, choć spadliśmy tak nisko w hyde-parku, że prawdopodobnie i tak nikt spoza zainteresowanych tu nie zaglądnie.
Cholera, ale mam dzisiaj jakiś posrany, marudny humor!

Skoro i tak Ridge ma zostać wyeliminowany, to napiszę przynajmniej co mną kierowało, kiedy go tworzyłem i kto to w ogóle miał być, bo z tego co widzę, nikt tego nie załapał (co jest oczywiście moją winą). Na początku naszej opowieści pojawia sie mały chłopiec, którego potem cielesna powłoka się rozpada i pojawia się jakiś złowieszczy cień, który prowadzi Czarnego. Nazwę tą postać numerem jeden. Potem, kiedy Britta wychodzi z posiedzenia rady, pojawia się jakiś niezwykły osobnik z miaczem, który ją bez trudu powala. Nazwijmy go numerem dwa. Ja po prostu stwierdziłem, że postać numer jeden, po tym jak pomaga chwilę Czarnemu, teleportuje się do Britty opakowując się w cielesną powłokę i staje się numerem dwa. W ten sposób chciałem wyeliminować lekki nadmiar postaci. Połączenie numeru jeden i dwa nazwałem Ridge i uczyniłem synem Britty i Edgara, ot tak, dla kaprysu. Miał być on tym, który zabił Dorbę i uwolnił Czarnego. Takie były moje intencje. Jak wyszło wszyscy widzieliśmy. Wszyscy mamy nauczkę. Także wy! Nie angażować do gry niedoświadczonych pisaków z praktycznie zerowym dorobkiem tekstowym. Tymi słowami oficjalnie wycofuwuje się z projektu. Dokończcie beze mnie, to może będzie to miało jeszcze ręce i nogi. Spróbuje się zająć własnymi tekstami, nabiorę ogłady i wtedy może do czegoś przyłącze. 
Pozdrawiam. 

Kumpel czesto żali się, że ludzie dyskryminują go ze względu na brak przynależności do portali społecznościowych.
- Że niby skoro nie mam konta na facebooku, to nie istnieję? 
To zdanie samo cisnęło się na usta, podczas lektury tego tekstu. Lekkie, absurdalne, mocno wiercące w mózgu. Tle z mojej strony.
Pozdrawiam 

OK, przynajmniej wiemy, po co ci była ta gwara. Co się jednak stało, że szanowny pan meksico, oddał tekst nie do końca poprawiony? Powtórzenia, interpunkcja i różne takie, które nawet mi się rzucały w oczy. A to już niezły pojazd. 
Sama gwara wyszła ci dość sprawnie. Mi jakoś nie przeszkadzała, a nawet dodawała uroku, jako stylizacja językowa. Problem był znowu z niedopracowaniem. Jurim raz nią mówi, a raz nie.
Do tego zły zapisa dialogów. Nawet gorzej - czasami zły, czasami dobry.
Co do samej historii, to sama fabuła nie jest jakaś porywająca, choć ciekawa. Bardzo podoba mi się natomiast pomysł świata. Góralscy zbóje (łącznie z gwarą) i magowie. Zakończenie opowieści daje ci możliwość kontynuacji i na to czekam. Nie ukrywam jednocześnie, że bardziej przypadła mi do gustu część zbójecka niż te czary.
Podsumowując: Fajna historyjka, choć stać cię na więcej. Myślę, że trochę się pospieszyłeś, mimo wszystko.
Pozdrawiam.
PS Nie wiem, czy sprawdzałeś pocztę. Zrecenzowałem ci "Rysownika". 
PS2 Dlaczego nazwałeś bohatera jak namiot? :D 

Nie przeczytałem wszystkich tekstów. Dlatego z mojej strony padną jedynie trzy propozycje. Teksty te najbardziej pasowały do mojego wyobrażenia kiczu.
1) adamas - "Miecz Przeznaczenia" - Oglądałem "Gwiezdne Wojny", czytałem Paoliniego oraz Goodkinda . W pewnym momencie człowiek ma wrażenie, że już to zna, że wie, co będzie dalej. Wybraniec proroctwa, tajemnicza moc, jakiś miecz, potężny wróg. Brzmi znajomo? No właśnie. Miecz Przeznaczenia jest idealną kopią schematów. Nie oznacza to, że źle się to czyta. Jak sam autor napisał, można z tego zrobić dobrego, wielotomowego bestsellera.
2) Eferelin Rand - "Jack Hardy" - W popkulturze, kicz często przejawia się w przesadnie wyidealizowanym bohaterze. Jack Hardy to umięśniony przystojniak, który potrafi wyjść z każdej opresji. Zabija mutantów, jakby to były niegroźne muchy, a kobiety zmienia jak rękawiczki. Czego wymagać więcej od kiczu?
3) Ranferiel - "Proroctwo. Miecze Światła i Ciemności" - Słowa klucze: epickie, czarodziej, fantasy, dziedzictwo, proroctwo, elfy, demony, miecze, przeznaczenie. Rodzaj tego kiczu, który mimo tandetnej otoczki, wciąga. Dobrze, sprawnie napisane. Kto przeczytał choć jedną "książkę" typu "Forgotten Realms" czy coś w ten deseń, ten zrozumie zawarty w tym tekście rodzaj kiczu.

Podsumowanie miesiąca zbliża się wielkimi krokami. Czas więc na typowanie!
1) Dreammy - "Boscy Czaleńcy" [1] [2]. Świetna intryga, budzący sympatię bohater i lekki, przystępny humor - to wszystko (i nie tylko) znajdziecie w tym opowiadaniu. Naprawdę kawał dobrego testu.
2) mattkow - "Święto Zmarłych" - kryminał z z elementami nieco mrocznej fantastyki.  Momentami nieco stereotypowe, co bynajmniej nie przeszkadza w odbiorze. Polecam do przeczytania.
3) Winrich - "Obmiar indywidualny" - Porządna alternatywa historyczna. Akcja osadzona w łagrze w 1945 roku. Wyróżnienie szczególnie za klimat.
4) syf. - "Bulwar złamanych marzeń" - Fikcja, marzenia i urojenia mieszają się z rzeczywistością. Czy to tylko halucynacje wywołane somniatropiną, czy może to wszystko dzieje się naprawdę? Tekst potrafi namieszać w głowie.

uajkoniak@interia.pl "Był sobie złodziej"
"Lustus przygryzł wargę zmieszany. Wyglądało to na sytuację bez wyjścia. Nie mógł stąd uciec, dopóki nie okradnie Możnego. Nie mógł też bezpiecznie pozostać w mieście. (...) Czekało go ciężkie zadanie. Będzie musiał wszystko przygotować. Najpierw plan, później materiały i przede wszystkim -  mnóstwo wysiłku. Trzeba będzie oszukiwać, przebierać się, udawać kogoś innego, wyłudzać informacje, zakradać się do strzeżonego budynku, być może nawet kogoś ogłuszyć. A wszystko po to, żeby ukraść mnóstwo złota, od jakiegoś nadętego, bogatego dupka. Uśmiechnął się złośliwie, co kilku przechodniów odebrało jako zły znak. Zaczynało mu się podobać to zadanie. To może być całkiem zabawne."

Świetne opowiadanie. Nigdy nie lubiłem Słowackiego - pozostał on w mojej pamięci jako użalający się nad sobą romantyk. Tobie jednak udało się przedstawić go w zadziwiający sposób. Jest on tchórzem, sypia ze starą panną, miał kontakty w młodości z gejem, użala się nad sobą i nie potrafi nawet popełnić samobójstwa. Mimo wszystko poczułem do niego pewnego rodzaju sympatię. A sama historia? Niesamowita! Intrygi, zabawy z umysłem, próba przejęcia władzy nad światem i takie tam. Nie zabrakło także lekkiego humoru. Zaczynając na postaci Juliusza, a kończąc chociażby na liczbie czterdzieści i cztery. Myślę, że nie muszę więcej dodawać.
Pozdrawiam 

Kicz. Kicz. Kicz. Jeszcze raz - kicz.
Całość tekstu wprost ocieka parodią. Nazaprzeczalnie przystojny, odważny i niezwyciężony glina, piękna kobieta, podwójny romans, szalony naukowiec, miazga! Nie kibicowałem twojemu bohaterowi, lecz za każdym razem, kiedy zwyciężał, nie mogłem się powstrzymać od śmiechu. Kawał porządnego kiczu!
Pozdrawiam 

Bohater stereotypowy do bólu. Co wcale nie przeszkadza. Momentami dodawało to nawet kolorytu i nutki humoru, do tego mrocznego kryminału. Ogólnie rzecz biorąc, podobało mi się. Polecam do przeczytania (Myślę, że więcej nie muszę dodawać do komentarza Eferelina Randa) :D
Pozdrawiam 

Czarny ma coraz więcej potężnych sojuszników. Robi się gorąco. Będzie ciężko uratować ten świat (chyba że zakończymy to totalną apokalipsą i drapieżnymi rzadami Skuggi Czarnego). Ciekawie się to rozwija.
Co do listy, to może być. 

No cóż, chciałem dobrze, a wyszło jak zwykle. Trochę mi głupio z tego powodu, ale trudno, bywa.
Jeśli chodzi o kawałek a.k.j to ciekawie się to rozwija. Klimat utrzymany dość dobrze, choć te miotły mi tu trochę nie wpasowały. Jeszcze tylko jedna literówka, która mnie rozbawiła:
"Spójrz na siebie. Jesteś tylko cieniem tego, kim byłeś. A nawet wtedy zwykła, choć nieco uzdolniona dziewka pokonała cię i ośmieszyła. Stoisz tutaj dumny i taki mroczny, lecz bacz na to, z kim mówisz. Jam jest synem Drogby!

Bardzo ciekawy klimat. Potrafisz nieźle wywrócić umysł na lewą stronę. Do samego końca nie byłem pewien co jest prawdą, a co jedynie snem, ułudą. Mam oczywiście rozumieć, że wszelkie podobieństwa tytułu twojego opowiadania i pewnej piosenki Green Day'a, są jak najbardziej zamierzone? Niezależnie od odpowiedzi, świetnie się to czyta, przy tej nucie :D

Cholera! Teraz widzę, że trochę mi się poplątały koligacje rodzinne w tekście. Żeby uniknąć zbytniego ingerowania w to, co napisałem (byłoby trochę zabawy), polecam przy późniejszej edycji w tekście Raezesa zmienić "kuzyn, kuzyn" na "siostrzeniec, wujek" i będzie cacy. Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko, że miałem kolokwium dzisiaj o ósmej, więc musiałem trochę zepchnąć naszą opowieść na dalszy plan.
Jeśli chodzi o drugą rundkę - jestem chętny. 

Dodane.
Słabo się zgrała ta moja tura z moim wolnym czasem, ale zrobiłem ile mogłem. Starałem się połączyć w logiczną, fabularną całość fakty z dotychczasowych odcinków, przez co moja część jest nieco mniej dynamiczna i nie wprowadza zbyt wiele nowego. Uznałem po prostu, że należy tą naszą przygodę nieco uporządkować. Próbowałem też oczywiście zachować jej ModoNaSukcesowy charakter :) Mam nadzieję, że się podoba.

Britta w milczeniu wodziła wzrokiem po równych wierszach tekstu. Mijały minuty. Edgar nerwowo krążył po ciasnej komnacie. Powoli kończyła się jego cierpliwość.
- Co on tam napisał? - spytał w końcu.
Magini zmięła list w kulkę i rzuciła w kąt pomieszczenia. Wyczerpana, przysiadła na ziemi.
- Nabija się z nas - stwierdziła obojętnie. - Drwi z naszej ignorancji, z naszej nieudolności. Śmieje się nam w twarz, przypominając nam, że nie byliśmy w stanie go zabić. Szczyci się tym, że zerwał pieczęć i uwolnił Czarnego. Jest z tego dumny.
- Więc to jednak on?
Britta powoli kiwnęła głową. Edgar zaklął i podniósł z ziemi pomięty list. Ręce drżały mu, kiedy rozwijał pomięty papier.
- Przecież jest Cieniem! Nie może opuszczać Królestwa Zmarłych!
- Jest na tyle potężny, że może - Wzruszyła ramionami. - I, jak widać, potrafi także przyjmować cielesną formę, choć pewnie go to sporo kosztuje.
Kolejne przekleństwo. Pomięty list został ciśnięty z furią przez okno.
- Bezczelny sukinsyn - skwitował Edgar. Zaklął ponownie; nie chciał, by to tak zabrzmiało. Spojrzał na Brittę przelotnie. - Zły dobór słów. Przepraszam.
Kobieta prychnęła jedynie, odwracając głowę w stronę zamkniętych drzwi.
- Nic nie szkodzi. Ridge jest w takim samym stopniu moim, jak i twoim synem.
Niemal bezwiednie, zaczęła bawić się kawałkiem swojej szaty. Pulchnymi dłońmi miętosiła misterne, koronkowe ozdoby, niwecząc ciężką pracę służących. Wszystko nabierało sensu. Kawałki układanki powoli łączyły się w obrazek. Problem polegał na tym, że nie był to przyjemny widok. Jedwab łagodnie przepływał między jej palcami. Ridge chciał zemsty, dlatego wybrał na sprzymierzeńca ich najgorszego wroga, obracając w perzynę ich wieloletnie starania. Głupiec. Sam nie wie, z czym igra. Zadziwiało ją tylko, z jaką łatwością tego dokonał. Potrzebował jedynie krwi jednego z nas. Dlatego porwał Dorbę.
- A potem go zabił - mruknęła pod nosem - uniemożliwiając nam raz na zawsze odnowienie pieczęci.
Edgar podszedł do okna i oparł się o nie ciężko. Britta wciąż katowała swą delikatną suknię. Nie podejrzewała, że jej syn będzie tak sprytny. Dorba, jako jedyny z nich, nie posiadał potomka. Gdyby tylko arcymag spłodził syna, mogliby wykorzystać jego krew do zamknięcia pieczęci. Westchnęła ciężko.
- Ale dlaczego? - spytał Edgar. - Dlaczego on to wszystko robi?
- Nie wiem - skłamała Britta.
Drzwi otworzyły się nagle i do pomieszczenia wpadł niski starzec w błękitnej todze. Rozglądnął się po pomieszczeniu zmieszany, otrząsnął się i zamknął za sobą wrota, przytrzaskując sobie swoją długą, siwą brodę. Zaklął nieprzyjemnie. Szybko szarpnął głową, uwalniając się z pułapki. Dysząc ciężko ukłonił się w pas i oparł się o drewniane drzwi.
- Przybyłem, jak tylko się dowiedziałem - powiedział po chwili. - Czy to prawda, że Czarny...?
Pokiwali w milczeniu głowami. Starzec chwycił się za głowę.
- O bogowie! Jesteśmy zgubieni! Co teraz z nami będzie?
- Nic już nie możemy zrobić - powiedział Edgar, spoglądając gdzieś w przestrzeń za oknem. - Trzeba było zapobiegać zaraz po sporządzeniu pieczęci.
Tego było już za wiele. Britta poderwała się na równe nogi.
- Odezwał się ten, który pierwszy stchórzył - wrzasnęła. - Kiedy człowiek jest młody, nie jest chętny do popełniania samobójstwa, w imię pokoju na świecie.
- To teraz pocierpimy - odparł spokojnie.
Starzec poruszył się gwałtownie.
- Co teraz zrobimy?!
- Bez paniki - Britta wzięła głęboki oddech. - Jest ich tylko dwóch. Mamy całą cholerną armię pod sobą!
- Poprzednio też mieliśmy - przypomniał Edgar. - Pamiętasz, jak to się skończyło?
Milczeli po tym chwilę. Starzec sprawiał wrażenie, jakby miał się rozpłakać. Co chwilę chwytał się za głowę, wydzierał swoje popielate włosy, bełkotał coś pod nosem. Britta wróciła do powolnego miętoszenia swojej szaty. Dotyk jedwabiu na skórze, uspokajał ją, pozwalał zebrać myśli.
- Musimy ponownie uwięzić Skuggę - jęczał starzec. - Musimy zamknąć pieczęć!
- Dorba nie żyje - przypomniała spokojnie magini.
- A prawo krwi? Jego dziedzictwo?
Britta westchnęła ciężko. Jedwab rozdarł się, pod jej palcami.
- Dorba nie ma potomka.

* * *

Usta Czarnego wykrzywiły się w paskudnym uśmiechu. Oddychał ciężko; podpuchnięte oczy wychwytywały każdy szczegół twarzy młodziana, który mógł się stać jego zbawieniem lub zgubą. Oblizał spierzchnięte wargi.
- Zbliż się - powiedział, a jego głos był bardziej jak syk. - Nie bój się, synu Dorby. Podejdź do mnie. Niech ci się przyjrzę.
Kurio postąpił krok do przodu, nie więcej. Emanowała od niego ogromna moc. Niemal namacalna. Mógł go wykorzystać, użyć do swoich celów. Ten potężny bękart mógł stać się trzonem jego nowej armii. Ale był też tym, co mogło go wpędzić z powrotem do jaja. Zabić czy przygarnąć?
- Zbliż się, synu Dorby.
Zabić czy przygarnąć?

Urban, masz rację, ale:

1. Użytkownicy tego portalu często omijają szerokim łukiem dłuższe teksty. Zwłaszcza jeśli autor nie jest rozpoznawany (zresztą jest to jak najbardziej zrozumiałe). Więc może jeśli zbiorą się tu ludzie chętni do przeczytania długich tekstów, to jest bardziej prawdopodobne, że ktoś przeczyta i oceni powieść tego "kogoś" nieznanego. Taka szansa dla tych słabszych. Jeśli chodzi o mocnych, to publikacja na portalu zamyka im drogę druku, a niektórzy wolą sobie tą możliwość zostawić.

2. Pomyśl co się stanie, jak wszyscy stwierdzą, że twoj pomysł jest dobry. Potop tekstów na stronie. Wszystkie długie. Ciężko będzie to ogarnąć.

3. Jedno nie wyklucza drugiego. Jeśli ktoś jest niepewny wartości swojego tekstu, być może zachęcony pozytywnym komentarzem, wrzuci go później na stronę. Czemu nie?

Pozdrawiam.

Też miałem podobny pomysł(właśnie po twoim poście Robercie), tylko coś mi wypadło i nie mogłem dodać odpowiedniego wątku na hyde parku. Moja inicjatywa wyglądała jednak nieco inaczej i pozwolę sobie wypisać, czym się różniła. Być może weźmiesz moje zdanie pod uwagę.

Przede wszystkim, nie myśłem o konkursie. Chodziło mi raczej o wątek, dzięki któremu autorzy będą mogli zasięgnąć opinii o swojej pracy, a żądni tekstu czytelnicy, dostaną w swoje łapska darmową powieść. I nadal obstawałbym, za taką formą tego przedwsięwzięcia. Dlaczego? To proste - konkurs już był. Przez niego (lub dzięki niemu) powstała cała masa niedocenionych powieści i mnóstwo rozgorączkowanych autorów, którzy chętni są do współpracy. Im właśnie należy pomóc.

Po drugie, uważam, że do tytułu powinien być dodany krótki opis. Pozwoliłoby to na eliminowanie powieści o tematyce, która nas nie interesuje (przykładowo ja, wolę fantasy od sci-fi, a nie chcę ludzi prosić o powieść, a potem odrzucać z powodu złej tematyki).

Pomysł na rozsyłanie tego po mailach miałem identyczny. Dzięki temu niczego nie publikujemy i nie blokujemy sobie możliwości ewentualnego wydania książki.

Na koniec należy jeszcze dodać, że wszelkie prace przesyłane są osobom praktycznie nieznanym i należy uważać, co, gdzie i komu. Udział na własną odpowiedzialność.

To tyle z moich uwag. Nawet, jeśli nie wprowadzisz zmian, chętnie wezmę udział jako czytelnik. Jak już napisałem - zawsze to darmowa powieść. A jak się okaże jeszcze dobra, to już kupa szczęścia.

Pozdrawiam

Dawaj, meksico. Mi też wyślij (email w profilu). Zawsze to darmowa powieść :D. Przeczytam, ocenię i dam ci znać co mi się podobało, a co nie.

Myślę, że problem typu: "Harry Potter i Skarpety z Węgla czyli jak zrobić zbroje z kieszonkami z obsydianu" wyczerpał już exturio. Achika zajęła się licznymi błędami gramatycznymi i stylistycznymi. Mi udało się przeczytać cały tekst, zajmę się więc analizą fabuły. I tu niestety też nie jest najlepiej. Przede wszystkim postacie wykazują się niebywałą naiwnością. Dla przykładu: Nasz Bohater oddaje się sam w niewolę, gdzie spotyka maga wody. Przyjemny jegomość od razu, pierwsze co robi, to rzuca na niego zaklęcie, potem wykonuje na nim eksperymenty, dopuszcza do śmierci jego współplemieńców, a mimo wszystko Tecumseh wierzy mu bezgranicznie i radzi się z nim na wszelkie tematy. Podejrzane.
Może podam jeszcze tylko jeden przykład. Nasz Bohater [B], przychodzi do namiotu Złego Generała [ZG]. Następuje krótka rozmowa:
[B] Słuchaj, Zły Generale. Wiem, że wcześniej wrzeszczałem, że cię zabiję, ale tak sobie w sumie myślę - tamci mnie z wioski wygnali. Może pójdę i ich wytłukę co do nogi, co? Albo chociaż ich w pułapkę złapię.
Następuje chwila namysłu.
[ZG] Ok., spoko. A jak będziesz wracał, to przynieś mi ze dwie pomarańcze.
Bohater kłania się w pas, ze złośliwym uśmieszkiem. Odwraca się do wyjścia z namiotów. Zatrzymuje go głos Złego Generała.
[ZG] Chwila, chwila, to trochę w sumie głupie. Nie mogę cię tak po prostu tam posłać.
Bohater głośno przełyka ślinę.
[ZG] Przecież sam sobie nie poradzisz! Weź do pomocy oddział tego gościa, co mnie zdradził. To logiczne, skoro tamten chciał mnie oszukać, to jego podwładni będą mi wierni. I byłbym zapomniał: Weź trzy pomarańcze. Lubię cytrusy.
Tak ta rozmowa wyglądała w moich oczach. Strasznie naiwna. Mam jedynie nadzieję, że w ewentualnej następnej części okaże się, że ten generał zrobił to specjalnie, żeby wszystkich przeciwników zebrać w jedno miejsce i wybić do nogi. Wtedy tylko Tecumseh okaże się naiwnym kretynem i będzie to miało minimalny sens. Jeżeli Bohaterowi uda się w ten sposób wykiwać Złego Generała, to mój światopogląd legnie w gruzach, zostanę emo i potnę się. Liczę na lepszą formę w przypadku następnych tekstów. Przede wszystkim byłbym rad, zobaczyć troszkę lepszą część fabularną.
Pozdrawiam

Przeczytałem prawie wszystkie teksty KOSMIKOMIKI i jestem z tego dumny. Dlaczego to zrobiłem? To proste - oczekiwałem rozrywki, salw śmiechu, tępego humoru. Niestety, ale trochę się zawiodłem. Nie powiem, żebym żałował przeczytania tego wszystkiego - co to, to nie (no może tylko niektórych), po prostu nie znalazłem w tych tekstach tego, czego szukałem. Większość tekstów jest napisana ciekawym stylem, z dbałością o zaciekawienie czytelnika i okraszona inteligentnych humorem, wywołującym uśmiech rozbawienia na twarzy odbiorcy. Są to teksty dobre, które równie dobrze można by dodać na tę stronę poza konkursem. I tu jest problem, przynajmniej u mnie, bo oczekiwałem durnych, absurdalnych parodii, wywołujących głupawy rechot (patrz Przykład), a tych było niewiele. Przejdźmy jednak do nominacji.
1) K6 - gregster. Wiem, że nie będę w tej propozycji wyjątkowy, ale co tam - podobało mi się. Jest to głupawa opowiastka, z rodzaju tych, jakich oczekiwałem po tym konkursie (patrz wyżej). Czytając niektóre powieści, czy opowiadania z gatunku fantasy, często odnoszę wrażenie, że tak właśnie tworzeni są główni bohaterowie. Polecam do przeczytania.
2) MrocznoCzarny ArcyMistrz - Lassar. Ratowanie świata na wesoło. Epicka opowieść o niezwyciężonych bohaterach, czarnych charakterach, trudnych do wymówienia zaklęciach. Absurdalnie podniosłe nazwy dodają pikanterii, tej zgrabnej karykaturze literatury fantasy.
3) Do stu tysięcy pieprzonych krakenów - Driad. Nominacja za znakomitą papugę i końcówkę w jej wykonaniu (łącznie z reakcją piratów na jej poczynania). Dodatkowo całkiem ciekawa historia, napisana z dbałością o styl.
4) Lampa - Bohdan. Uważaj, na życzenia, które wypowiadasz! Wszystko, co z siebie wydusisz, może być użyte przeciwko tobie. Napisana dobrym stylem opowiastka o Dżinie z lampy. Błędna interpretacja życzeń potrafi porządnie rozbawić. Warto przeczytać od początku do samego końca.

To tyle jeśli chodzi o moje propozycje. Chciałbym przy okazji wyróżnić dwie pozycje - gorąco polecić do przeczytania, mimo że nie uważam ich za pretendentów do wygrania konkursu.
a) Zagubiona prawda rzeczywistości, czyli prawdziwa SCIENCE-fiction - Mateusz Zieliński. To opowiadanie mnie rozśmieszyło, naprawdę. Więc dlaczego nie trafiło tam do góry? Chodzi o to, że nie znalazłem w tym tekście nic zabawnego, a mimo to, kiedy czytałem je jako całość, rechotałem jak szalony. Za każdym razem gdy któryś z bohaterów podchodził do tablicy, żeby wyjaśnić jakieś proste zasady fizyki, a kapitan podziwiał to z otwartymi ustami, po prostu nie mogłem się powstrzymać. Jak ktoś będzie wiedział, co jest ze mną nie tak, niech da mi znać.
b) Piekielnie dobry inspektor - Renald. Z kolei to opowiadanie, trafiło tu, ponieważ niezbyt mnie rozśmieszyło (raptem raz się uśmiechnąłem, gdy inspektor żartował ze swojego informatora), za to bardzo mi się spodobało pod względem fabuły i intrygi. Chętnie przeczytam dalszy ciąg lub coś w ten deseń, ale już na poważnie.

Z mojej strony dwa pytania:
1. Kiedy zaczyna tykać zegar? Gdy poprzedni użytkownik opublikuje swoją część, czy gdy upłynie jego oficjalny czas dostarczenia odcinka? Oba rozwiązania mają swoje zalety. Druga opcja będzie produkować różne dziwne czasy (np. ostatni z uczestników będzie miał prawie tydzień na napisanie swojej części), jednak pozwoli przewidzieć dokładnie, kiedy mamy dostarczyć swój odcinek i zaplanować sobie wolny czas na przygotowanie go.
2. W poprzednich osłonach były zdaje się limity znaków. Czy w tej edycji są jakieś?
Co do propozycji pyrka: Myślę, że za późno na takie ustalenia, skoro start już jutro o północy. Proponuję wystosować jakąś prośbę do wszechmocnego Dj Jajko, żeby podpiął opowiadanie, a jak coś nie wyjdzie (zdarza się), to można zawsze sobie wrzucić w pasek zakładek przeglądarki.

Z mojej strony dwa pytania:
1. Kiedy zaczyna tykać zegar? Gdy poprzedni użytkownik opublikuje swoją część, czy gdy upłynie jego oficjalny czas dostarczenia odcinka? Oba rozwiązania mają swoje zalety. Druga opcja będzie produkować różne dziwne czasy (np. ostatni z uczestników będzie miał prawie tydzień na napisanie swojej części), jednak pozwoli przewidzieć dokładnie, kiedy mamy dostarczyć swój odcinek i zaplanować sobie wolny czas na przygotowanie go.
2. W poprzednich osłonach były zdaje się limity znaków. Czy w tej edycji są jakieś?
Co do propozycji pyrka: Myślę, że za późno na takie ustalenia, skoro start już jutro o północy. Proponuję wystosować jakąś prośbę do wszechmocnego Dj Jajko, żeby podpiął opowiadanie, a jak coś nie wyjdzie (zdarza się), to można zawsze sobie wrzucić w pasek zakładek przeglądarki.

Niezwykle mi przykro, ale nie mogę powiedzieć zbyt wiele dobrego o tym opowiadaniu. Przeczytałem zarówno prolog, jak i oba rozdziały, choć nie było to łatwe.

Styl: Na czym polega dobry styl? Nie są to fajerwerki językowe, które sprawiają, że chwytasz się za głowę i mówisz "Jak on to świetnie napisał". Chodzi o to, żeby podczas czytania można było całkowicie zapomnieć się w tekście, nie zwracając uwagi na to, że tu powinien być przecinek, a tu nie pasuje to słowo. W przypadku twojego opowiadania, mimo usilnych prób, nie udało mi się tego osiągnąć. Cały czas widziałem błędne sformułowania, ortografy nieodpowiednie użycie niektórych słów. A zmiana sposobu narracji w ostatnim rozdziale, wprowadziła w moim umyśle totalny chaos. Do tego stopnia, że dopóki nie zostało odczytane nazwisko, nie wiedziałem, kto w tym momencie jest bohaterem. Musisz nad tym popracować.

Fabuła: Tu również nie porywasz. Przede wszystkim nie wiem o czym ten tekst mówi. Może to wyjaśnia się potem, ale póki co widzę bardzo mały związek między opisanymi wydarzeniami. Z początku wydaje się, że opowiadanie będzie o człowieku wyrzuconym z gospody na początku, potem wydaje się, że jest jakieś większe zagrożenie w postaci kogoś kto pozbawia mocy magów. Następnie jakieś tajemne spotkanie, a potem polowanie na wilkołaka. Czytało się to jak kilka luźnie powiązanych historii. Do tego kilka pytań. Dlaczego Zak poszedł za Izą, nie wiedząc gdzie idzie? To była dziwna decyzja. W ogóle zasadność i cel tego spotkania dalej nie są mi znane. Dlaczego wszyscy nagle w 2 rozdziale rzucili się na Zaka? Wcześniej zdawali się traktować go rozsądnie, a potem nagle zaczęli go o wszystko oskarżać jakby był wrogiem publicznym numer jeden. Może nie wszystko zrozumiałem, ale dla mnie to nie trzyma się kupy.

Na koniec pocieszenie: Drugi rozdział był lepszy od pierwszego. Pisz dalej, a będzie jeszcze lepiej.

Z mojej strony - ogromne zaskoczenie. Wiele było tekstów lepszych od mojego. Tym bardziej dziękuję za wyróżnienie.

- Idź na smoka, mówili. Dostaniesz rękę królewny, mówili. Weź tu, kurwa, słuchaj ludzi.
- Zamknij się, Jędrek! Jesteśmy już blisko.
Przeskoczyli przez niski płotek, wpadając po kolana w grząskie bagno. Andrzej zaklął i ze złością kopnął wodę.
- Po co to wszystko? - spytał rozwścieczony. - We dwóch na smoka! Ha! Nie ma to jak bitwa o poranku w ponurym zamczysku.
Jerzy westchnął i spojrzał na majaczący w oddali zamek. Faktycznie nie był do najweselszy obrazek. Samotna, zrujnowana twierdza, pośród osnutych mgłą bagien. Podciągnął pas i mozolnie ruszył przez moczary.
- Kaprysy. Wszystko przez ludzkie kaprysy.
- Sam, Jurek, jesteś kaprys!
- Mówiłem ci już, żebyś się zamknął -Jerzy pokręcił zrezygnowany głową. - Król lubi sobie pojeść. Chce czegoś nowego. Więc ma kaprys na jajecznicę ze smoczego jaja. Jasne?
- Jak słońce na niebie, psiakrew.
- A my mamy kaprys na królewnę i pół królestwa. Sam chciałeś iść, więc nie marudź teraz.
Andrzej wyłowił z ziemi jakiś kamyk, podrzucił go i odbił mieczem daleko przed siebie. Chlupnęło daleko przed nimi, niemal pod murami zamku.
- Głupim był! - powiedział. - A teraz płacić trzeba.
- WŁAŚNIE NADSZEDŁ CZAS ZAPŁATY!
Andrzej prychnął i splunął na ziemię.
- Tak, Jurek. Naśmiewaj się, wymądrzaj. Drwij z biednego kompana. Ażeby cię tak gęś kopła!
Jerzy stanął nagle w miejscu. Ręka samowolnie podążyła do rękojeści wiernej szabelki.
- Ja nic nie mówiłem. - powiedział zdziwiony. - Myślałem, że to ty.
Obaj powoli dobyli broni i najspokojniej jak tylko potrafili, obrócili się. Naprzeciw nim stała istota jakiej nigdy nie było im dane jeszcze zobaczyć. Wysoka na dwa tuziny łokci, a szersza jeszcze chyba niż wyższa. Wielkie błoniaste skrzydła rozpościerały się dookoła nich i zdawały się nie kończyć. Poczwara wpatrywał się w nich wielkimi gadzimi oczami pełnymi gniewu.
- Wielkie czerwone bydle! - wrzasnął Jędrek.
- TEŻ ŁADNIE, ALE WOLĘ JAK LUDZI MÓWIĄ NA MNIE HELMUT. JESTEM SMOKIEM.
Jerzy przełknął ślinę.
- No to wpadliśmy, Jędrek. Zmów paciorek, bo pan smok nam sam z siebie jaja nie odda.
- Na szable go! - wrzasnął Andrzej i już miał się rzucić na smoka gdy ten przemówił.
- SŁYSZAŁEM WASZE ROZMOWY. I POSTANOWIŁEM PÓJŚĆ Z WAMI NA UKŁAD.
Jerzy powoli schował bezużyteczną szablę do pochwy. Podrapał się koło sumiastego wąsa.
- A czego to żądasz w zamian, panie smoku? I nie żal ci własnego jaja?
- OCH TO DŁUGA HISTORIA! STARAM SIĘ O ROZWÓD, NIE CHCĘ SIĘ MĘCZYĆ ALIMENTAMI I TAKIE TAM. CO CHCĘ W ZAMIAN? SMUTNY JESTEM. JAK PEWNIE ZAUWAŻYLIŚCIE, SMUTNO TU NA TYM BAGNIE. JEŻELI SPRAWICIE, ŻE SIĘ UŚMIECHNĘ TO ODDAM WAM JAJO.
Kompani popatrzyli po sobie zdumieni. Andrzej zdjął futrzastą czapkę i podrapał się po głowie.
- A jak nam się nie uda?
- TO WAS SPALĘ. - odparł smok potężnym głosem.
Andrzej splunął na ziemię.
- Taka dola - rzekł zmieszany. - Raz ciebie palą, raz ty palisz. Myślę, że dam radę. Przygotuj się pan, panie Helmut.
Splunął na ręce i wtarł ślinę w dłonie. Rozparł się pod boki i wyzywająco spojrzał na gadzinę.
- Przychodzi białogłowa do znachora z żabą na głowie - zaczął.
- I CO?
- A żaba na to: Co ci dolega? ... nie. Chwila, chyba spaliłem.
Potężny płomień buchnął z paszczy bestii i po Andrzeju została kupka popiołu. Wokuł kłębił się ciężki dym.
- Cholera - skwitował Jerzy.
- MAMY TU PRZYKŁAD PODWÓJNEJ SATYSFAKCJI: ON SPALIŁ I JA SPALIŁEM. TWOJA KOLEJ.
Jerzy przetarł czoło. Spocił się obficie, nie tyle z gorąca, od buchającego ognia, co z nerwów. Co by tu powiedzieć? Co wywoła uśmiech? Co może ucieszyć smoka? Nie, źle myślę. Co by ucieszyło mnie? Muszę coś takiego wymyśleć, co by mi sprawiło radość. Muszę mieć nadzieję, że i jego to ucieszy. Andrzej odetchnął głęboko, mając na uwadze, że może to być jego ostatni oddech.
- Cycki? - spróbował.

Nastała cisza. A potem smok uśmiechnął się.

Prequel mówi o przyczynie, a mi chodzi o skutki. Zastanawiam się po prostu, czy Aloszę będzie coś łączyło z odkryciem teorii heliocentrycznej, poza tym, że będzie ojcem Mikołaja młodszego. No i jaki będzie miał związek z wojną trzynastoletnią. Tak czy siak, czekam.

Widać, że jest to dopiero pierwsza część. Dużo nowych postaci, których powiązanie ze sobą jest nie do końca wyjaśnione. Niezamknięta fabuła. Troszkę jestem zawiedziony, że nie wyjaśniło się jaki związek ma z tym wszystkim Kopernik, bo podejrzewam, że to nie jest przypadek, że pod takim nazwiskiem działa teraz Alosza. Powiem tak: zachęca do dalszego czytania i z niecierpliwością oczekuję następnej części. Pozwolę sobie zostawić przywilej oceny na koniec, kiedy wszystkie wątki się zamkną, a intryga się wyjaśni. 
Pozdrawiam. 

Chciałbym zwrócić uwagę na tekst Helionisa - Marsz na zachód. Opowiadanie było zamieszczane od grudnia, jednak dopiero w tym miesiącu została zamieszczona ostatnia część, która dopełniła historię i zamknęła fabułę. W związku z tym moje propozycje:
- Helionis, "Marsz na zachód" (1) (2) (3) (4) 
Ciekawa mieszanka, która w połączeniu z ciekawymi relacjami między bohaterami, potrafi wciągnąć.
- ObywatelM20, "Podwórko Starego" (1) (2)
Walka o władze w mieście, którym żądzi prawo ulicy. Wartka akcja, specyficzny klimat.
-  bury_wilk, "We don't need another hero - historia o wilkołaku", (1) 
Dobrze zbudowane dialogi, przyjemna stylizacja języka, świetnie opowiedziana historia. Odpowiednia doza humoru. Warto przeczytać. 

Bardzo ciekawe opowiadanie. Fabuła wciąga. Naprawdę fajny klimacik ulicy, gangów i przejmowania władzy. Co mi się rzuciło w oczy, to świetnie pasujący do tekstu tytuł.

Skoro już się pozachwycałem, to przejdę do tego co mi się nie podobało. Nie do końca przypadł mi do gustu sposób narracji i prowadzenia dialogów. Piszesz: sprzeciwił się, poszedł, zamiast opisać jak poszedł, co powiedział. Nie jest to oczywiście błąd, a jedynie moje prywatne odczucie. Szybko jednak da się do tego przyzwyczaić i potem nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo.

W scenie, w której Krętacz prosi o pomoc Szpilę, brakuje mi jakiejś propozycji kąpieli dla niego. Nie wiem dlaczego, ale jakoś tak mi się sama nasuwa po tej bitwie w rynsztoku.

I to tyle. Zaskakujące, ale nie mam więcej obiekcji. Dodam jeszcze tylko, że liczę na drugą część, bo poznaliśmy mniej więcej losy bohatera, ale nie znamy zakończenia walk o podwórko Starego. Kto w końcu przejmie władzę?

Pozdrawiam.

Zjeździłem cię, komentując twój poprzedni tekst. Dlatego bardziej z wyrzutów sumienia, niż z ciekawości przeczytałem "Krew Bogów". Muszę przyznać, że opowiadanie prezentuje wyższy poziom niż "W cieniu starych drzew". Daleko temu tekstowi do ideału, jednak czytałem go z zdecydowanie większym zainteresowaniem. Fabuła obiecuje przynajmniej coś więcej niż ciągłe walki. Stylistycznie jest lepiej, choć wciąż masz nad czym pracować. Żeby być bardziej pomocny, postanowiłem wypisać je i skomentować.

 "Właściwie można by nazwać to wzgórze „górą", gdyby nie to, że jest takie płaskie." - łatwiej by było napisać po prostu "płaskowyż".

"Jakimś cudem przekręciłem głowę i zobaczyłem wielki łańcuch górski rozpościerający się po obu stronach zasięgu mojego wzroku." - zasięg wzroku nie ma stron. Można by trochę przeredagować to zdanie.

Obcisłe spodnie potęgowały nadzwyczajną chudość tej postaci - chudość, tak jak szczupłota, nie są dobrymi słowami.

"Stworzone zostały w gigantycznej kamiennej krainie na zachodzie, w Grath N'da. Ziemie te oddzielają kraj Laondamar od reszty współczesnego świata, o której trudno jest cokolwiek powiedzieć. "- Człowiek, który rozgląda się, dostrzega oprawców, nie powinien przy tym opisywać historii, geografii i obyczajów świata przedstawionego. Na pewno nie w ten sposób, w jaki ty to opisujesz. Bardziej, moim zdaniem, by pasowało coś w stylu rozmyślań: "Do diabła! W jaki sposób oni w ogóle zdołali zebrać te wszystkie golemy? Od wieków już nikt nie powrócił z Grath N'da." Weź pod uwagę, że bohater to wszystko wie i nie musi sam sobie wyjaśniać zasad działających światem, w którym żyje.

"- Ghurru lidena, nu k'ara nasile! - krzyk chudej postaci wypełnił imponująco powietrze, " - "imponująco" źle brzmi w tym zdaniu.

" Lecz krew zalała mi gardło, już nawet nie czułem jak bardzo zbiera mi się na wymioty od tego żelazistego smaku." - chyba lepiej by brzmiał "metaliczny posmak".

"Strach, zdziwienie, kompletna dezorientacja - te uczucia, które pojawiły się w pierwszej chwili, kiedy tylko się ocknąłem, te dwie godziny temu, zmieszały się w szok, który zmusił moje ciało do działania, a mózg do całkowitego wyłączenia umiejętności myślenia w sposób logiczny. " - zdanie złożone zbyt wielokrotnie.

"Głośny trzask przeciął powietrze razem ze skórą na moich plecach. " - trzask rozciął plecy? Wiem o co ci chodziło, ale zdanie jest źle skonstruowane.

"Poczułem promieniujący ból, straciłem równowagę i przewróciłem się boleśnie na kamień, który dosyć dotkliwie rozciął mi czoło. " - brzmi jakby kamień, dosyć aktywnie uczestniczył w rozcinaniu czoła, podczas gdy powinien być on bierny. Lekkie przekształcenie zdania naprawiłoby błąd.

"Dwie godziny później obudziłem się siedząc oparty plecami o skrzynię." - Bohater nie wie kim jest, nie wie gdzie jest. Stracił przytomność i ma mętlik w głowie. Skąd wie, że obudził się dwie godziny później?

" Niewysoki karmelowy murek naprzeciwko mnie skąpany w cieniu. " - Skąpane może być coś w słońcu. W cieniu… w sumie nie wiem, co powinno być. Może skryte, ale nie skąpane.

"Ktoś mnie woła, jednakże ja już byłem w innym świecie." - pomieszanie czasów w jednym zdaniu.

"Rozpiętość skrzydeł trudna do określenia gdy stały na ziemi, ale na pewno była imponująca. " - Czegoś tu brakuje. Na pewno przecinka. Do tego wychodzi, że skrzydła stały na ziemi.

"Przyspieszył w stronę wozów, a następnie położył mnie bardzo delikatnym rzutem przez ramie na ziemie, po czym podał mi bukłak. " - Kiedy słyszę o rzucaniu na ziemię, ciężko to połączyć z byciem delikatnym. Lepiej by było, jakby go po prostu ułożył na tej ziemi.

Nadużywasz wielokropków - błąd często dostrzegany u początkujących. Zdecydowanie mniej powtórzeń. Widać, że poprawiałeś ten tekst - to dobrze. Zauważ, że większość błędów jest w prologu, pierwszy rozdział prezentuje się już lepiej. Dorzucam się do narzekań na tytuły. Epicko-kiczowate i słabo związane z tym co się dzieje w rozdziale. Mam nadzieje, że moje uwagi pomogą. Czekam na dalsze części "Krwi Bogów". Kontynuacji twojego drugiego opowiadanie nie przyjmę z entuzjazmem.

PS Mam nadzieję, że to, że nie mam opowiadań na koncie, nie przeszkodzi ci w braniu moich komentarzy pod uwagę. Po prostu za każdym razem, gdy napiszę jakieś opowiadanie, po ponownym przeczytaniu uznaje je za beznadziejne. To skutecznie blokuje mnie przed publikacjami. Co do oskarżeń o fifipipi, to zwracam honor, ale sam musisz przyznać, że to dziwnie wyglądało.

Opowiadanie mi się podobało. Napisane gładko, bez zgrzytów. Czytało się płynnie i nie nudziło. Trochę nie wszystko zrozumiałem. Co się stało podczas wywiadu, że dziennikarka aż chciała zwymiotować? Co zrobił ten robot? Powiesił się na kablach? Dlaczego? A z czym przyszedł ten człowiek na końcu i dlaczego był poparzony to już całkiem nie wiem. Ale może to tylko mój ciemny umysł tego nie ogarnia. Tak czy owak podobało się.

Pozdrawiam.

Użytkownik fifipipi zarejestrował się 10 minut przed dodaniem tego wychwalającego cię, pełnego błędów komentarza. Do tego zwraca się do ciebie po nazwisku, a nie nickiem, jakby znał twoją prozę od dawna. Mam nadzieję, że to głupi żart/przypadek/ zbieg okoliczności/słaba próba autoreklamy (niepotrzebne skreślić), a nie przejaw chorego narcystycznego podejścia do samego siebie. Czas na komentarz właściwy.

Styl: Jest to opowiadanie tak pełne błędów stylistycznych, powtórzeń, niepoprawnych form czasowników, nieodpowiedniego skierowania podmiotu, złych sformułowań i innych tego typu wypadów, że nie opłaca się nawet tego wypisywać. Mógłbym przeanalizować jeden fragment i uklecić komentarz dwukrotnie dłuższy od pobranej ilości tekstu, ale zwyczajnie nie widzę w tym sensu. Sposób pisania sugeruje że masz 16 lub mniej lat, jesteś fanem gier komputerowych w stylu fantasy i prostych powieści reklamujących systemy gier RPG. Natchniony swoim zamiłowaniem postanowiłeś napisać opowiadanie. Wpadłeś na kolejny pomysł, napisałeś kolejne, nie kończąc poprzedniego. Dlaczego to piszę? Nie mam zamiaru cię urazić, ale czytając twój tekst, odniosłem takie właśnie wrażenie i nie jest ono pozytywne. Takie podejście do fantastyki jest kiczowate i niezbyt mile widziane (przynajmniej u mnie). Musisz postarać się znaleźć w swoim opowiadaniu te cechy, które mnie doprowadziły mnie do tego wniosku i je wyeliminować. Jeżeli nie pomyliłem się co do wieku, to masz jeszcze czas i wierzę, że ci się uda. W każdym razie twój styl potrzebuje gruntownej przemiany.

Fabuła: Nie urzekła. Przypomina quest z jakiejś gry MMORPG. Bohater dostaje zadanie, idzie je wykonać, znajduje jakieś ciało, przedmioty, zabija wszystko co stanie mu na drodze, nie kłopocząc się na dłuższą niż kilka zdań rozmowę. Typowy schemat kolesia zajebistego. Opaska na oku, świecące, ciepłe tatuaże, trochę magii, zabójcza precyzja, niemalże nieśmiertelny w walce. Wartka akcja? Całe opowiadanie to jedna wielka walka. Bez intryg, spisków, jakiegokolwiek suspensu. Nuda. Trzyma w napięciu? Klimat budujesz nie poprzez sytuację czy zachowanie, ale przez ciągłe powtarzanie jakie to wszystko jest niebezpieczne i jak bardzo nasz niewzruszony i nieustraszony bohater się boi. Zero napięcia. Do wszystkiego dosypujesz niepotrzebną brutalizację i wulgaryzację świata przedstawionego oraz błędy logiczne. Sytuacja, w której sokół nie był w stanie wyrwać dzioba ze skały (koniecznie sobie to wyobraź), autentycznie mnie rozbawiła.

Wniosek: Jakub Wysocki to nie "Główna postać z która fajnie się zidentyfikujesz jako supermacho młody sekxowny twardziel. ". Przynajmniej jeszcze nie teraz. Popracuj nad tym. Mam nadzieję, że moje uwagi będą ci pomocne.

Pozdrawiam.

Ciekawe zakończenie. Cała ta historia, wydawała mi się od początku trochę dziwna. Połączyłeś coś w deseń westernu z krwawym filmem o zombie i wrzuciłeś w to bohatera obdarzonego pewnymi magiczno-organicznymi zdolnościami, na kształt wiedźmina. Zamieszałeś, zmiksowałeś i gotowe. Innowymiarowa, mentalna walka z demonem, doprowadziła do wrzenia. Wybuchowa mieszanka. Zauważyłem pewne błędy, jednak nie wypisałem ich od razu i teraz raczej nie będę ich w stanie znaleźć. Nie było ich wiele. Troche mnie tylko zdziwiło, z jaką łatwością Brown walczył z bestią. Ona praktycznie go nie drasnęła na początku, a on ją poniewierał jak chciał. Ogólnie mi się podobało. Zgrabnie zamknięta fabuła, ciekawe złączenie początku z końcem. Nie jest to seria luźno powiązanych historii, ale jedna opowieść, co nie zawsze się udaje w przypadku pisania opowiadania częściami. Polecam innym do przeczytania.

Pozdrawiam.

Muszę przyznać, że komentarze pod pierwszą częścią tego opowiadania, zniechęcają do czytania. Ja jednak uważam, że jestem w podobnym "stadium pisarskim" co ty, dlatego czym prędzej zabrałem się do lektury. Widząc liczne błędy, jakie wytykali ci komentujący, postanowiłem stanąć w obronie początkujących pisarzy z pomysłem i nie do końca wykształconym warsztatem.
Styl: Bardo dużo błędów. Masz pomysł, ale nie umiesz tego ubrać w słowa. Mylą ci się związki frazeologiczne. Używasz złych porównań. O dziwo im dalej tym jest lepiej. Może to dlatego, że udało mi się trochę wciągnąć i ignorowałem większość byków i błędów typu niewłaściwy podmiot w zdaniu. Sam styl, kiedy pominiemy te błędy, nie jest zły. Dynamiczne walki. Opisy nie przynudzają i nie jest ich za mało. Dość rozważnie i poprawnie odkrywasz przed nami fabułę i motywy głównego bohatera. Dialogi były często, zwłaszcza z początku, strasznie naiwne i na siłę patetyczne. Kapłan, która nagle zaczyna się zwierzać oprawcy. Opis typu " - odpowiedział dyplomatycznie. Na razie nie chciał ich wszystkich zabijać" - brzmiał nad wyraz kiczowato. Jestem wszechmogący i możecie mi naskoczyć. Potem było już lepiej, ale i tak czasami to denerwowało. Widać, że sprawdzałeś tekst. To też się ceni. Przynajmniej nie ma rażących powtórzeń.
Fabuła: Duży plus ode mnie za to, że opowiadanie jest w całości. Fabuła jest ładnie zamknięta i spójna. Po dłuższym stażu na portalach z opowiadaniami, mam już dość wszystkich prologów i części pierwszych. Pomysł jest dość standardowy. Bohater otrzymuje zadanie od jakiegoś boga, motyw powrotu do żywych, walka życia ze śmiercią, wszystko cacy i w ogóle. Przedstawienie łąki jako miejsca przejścia i ziemi, jako raju jest całkiem ciekawe. Są jednak również liczne błędy i to z rodzaju tych, których najbardziej nie lubię - logiczne. Dziwne jest to, że bohatera wszyscy atakują bez głębszego zastanowienia. Ot wyskakują zza rogu i ciachają mieczem, tak jakby w tym rzadko odwiedzanym klasztorze, czekali jedynie na to aż ktoś będzie przechodził korytarzem, żeby go ciachnąć. Nie ważne czy swój czy wróg. Oni nie zadają pytań. Remus też się z tym nie męczył. Zabijmy, zaszlachtujmy wszystkich. Co nam tam. Jest tego więcej. Legenda o stworzenia świata. Podstawowa opowiastka opowiadana sobie przez pokolenia. Jakimś cudem nasz bohater jej nie zna, mało tego, musi docierać aż do pilnie strzeżonej biblioteki i szlachtować pół tuzina ludzi żeby się o tym dowiedzieć. To, że musiał zdobyć informacje o położeniu miejsca to ok., ale że prostej legendy musiał tam szukać? Inny przykład. Bohater skaczący z klifu, rozpaczliwie wbijający sobie miecz między żebra, żeby nie zginął. Dość ciekawy pomysł. Chrzanić pochwę przy pasie, wbiję go sobie w płuco. Cóż, niedociągnięć jest więcej i wiem, że będziesz się próbował z nich usprawiedliwić, jednak klamka zapadła. Czytelnik nie powinien zadawać takich pytań po lekturze. Nie zawsze jest autor pod ręką, żeby go o wszystko zapytać.
Mimo wszystko czytało mi się dość przyjemnie. Polecam przeczytać to opowiadanie. Może nie jest to materiał na opko miesiąca, ale myślę, że jest warte uwagi.
Do autora: Widzę, że starałeś się zrobić z tej historii coś porządnego. Wyszło jak wyszło. Nie będę ci tu proponował tak jak reszta czytania więcej, czy chodzenia do lasu. Powiem tylko tyle: Rób to co do tej pory, tylko lepiej i więcej. Widzę dla ciebie światło w tunelu.
Pozdrawiam.


PS Bez urazy za uwagi, ale im więcej uda mi się tego wytknąć, tym większa nadzieja, że się poprawisz.

Mi również się bardzo podobało, jednak trochę ponarzekać też muszę.
"Błogosławiony Ignacy Vasqez był dokładnie taki, jakie sprawiał wrażenie." - Czyli jeżeli sprawiał głupie wrażenie, to był głupi? Troszkę mi to zdanie nie pasuje.
"Wszystko to wymalowane w chaotyczny sposób, bez sensu i składu." - Powinno być raczej "bez ładu i składu". Tak się mówi.
"- Nie wiem, w jaki sposób te gadki mają nam pomóc złapać mordercę, ale jak matkę kocham, jeśli zaraz się nie dogadacie to wam obu wsadzę po patyku w tyłek do strugania!" - Czy to przez brak interpunkcji czy ogólny szyk zdaniowy, ale nie wiem czym jest tyłek do strugania.
To tyle na temat tego co zauważyłem z błędów. Przejdźmy do postaci. Troszeczkę nie do końca mi pasowały niektóre elementy układanki w przypadku kapitana i Vasqeza. Dobrze byli opisani, natomiast sposób w jaki się zachowywali nie zawsze mi pasował do tego, jak opisywał ich narrator. Dla przykładu: Kapitan jak na wstrząśniętego śmiercią swej siostry, myśli zbyt racjonalnie, dokładnie dobierając wciąż współpracowników, badając ich. Vasqez zupełnie moim zdaniem bez sensu spoufala się z bohaterem, mówiąc, że był taki jak on w jego wieku. Rozumiem, że próbuje zdobyć jego sympatię, co wiąże się z intrygą, ale jednak wciąż mnie to gryzie. Genialna jest jak dla mnie postać Zagajniczka. Zwłaszcza ta rozmowa dotycząca jego przeszłości z bohaterem.
Świat: Trochę mnie na początku uderzyło, że wprowadziłeś magów, bądź co bądź władających czarami, jako sprzymierzeńców kościoła, który w rzeczywistości palił na stosie za odprawianie czarów. Później jednak wszystko sprawnie układasz, zachowując podział na prawych i heretyków. Kreacja świata oryginalna. Plus.
Świetna, dopracowana i dobrze przedstawiona intryga. Porządny styl i ciekawi bohaterowie. Opowiadanie godne polecenia.

Pozdrawiam.

UWAGA! WSZYSCY SZYKUJĄCY OPOWIADANIA NA KOSMIKOMIKĘ!

TAK TO MA WYGLĄDAĆ!

Opowiadanie naprawdę przednie. W momencie, kiedy po rzutach kostkami, bohater wrzasnął "Zęby!", to mało z krzesła nie spadłem. Dokładnie tego oczekiwałem po konkursie KOSMIKOMIKI! Głupiej, ociekającej jadem parodii, w której to nie styl się liczy, a stężenie idiotycznych dowcipów na cm kwadratowy tekstu. Brawa. Brawa.

Mi się nawet podobało. Opowiadanie z cyklu: takie głupie, że aż śmieszne. Kilka fragmentów wywołało u mnie uśmiech, ale rozśmieszył mnie tylko jeden:

"„Ojej"- pomyślały Wstrętne Kreatury Ciemności. "

Tak czy siak dobrze, że trafiło do KOSMIKOMIKI, bo tutaj, moim zdaniem, prezentuje się lepiej.

Pod kicz mi nie pasuje. Każdy, kto bierze udział w konkursie Fantastycznego kiczu, powinien zapoznać się najpierw z opowiadaniami skąposzczeta :D.

"- O boże, o boże- Catie powiedziała dwukrotnie i zamilkła. "- O boże, o boże dwukrotnie? Czyli: O boże, o boże. O boże, o boże? Zmieniłbym.
"Catie spojrzała się na Jacka i oboje odnaleźli w swych spojrzeniach to samo: " - kiedy zobaczyłem się to zdanie, to aż mnie zmroziło. Jeden wyraz, ale psuje troszkę zabawę.
Może nie czytałem dokładnie, ale to chyba wszystko, co zauważyłem. A jak na tak długi tekst, to duże osiągnięcie. Podoba mi się sposób w jaki budujesz dialogi i relacje między podróżnikami. Nie są oni może zbyt wyrazistymi postaciami, przynajmniej mi nie zapadli oni w pamięć, a wręcz momentami mi się mylą, jednak w ich wypowiedziach jest coś naturalnego.
Nie przepadam za historyjkami o zombie i podobnych ( w przypadku filmu jest to zwykle jatka, w której pełno krwi i zabijania bez fabuły lub z tak napisanym scenariuszem, że ręce opadając, a głowa sama kieruje się do najbliższej ściany), jednak to opowiadanie naprawdę przypadło mi do gustu. Dużo jest jeszcze niewiadomych, ale tym bardziej czekam na finał i zakończenie tej historii.

Pozdrawiam

Fabuła: Jedyne co mi tu nie pasowało, to ta Ukrainka. Tak ni w ząb ni w oko dla humoru dodana. Brak jej powiązania z czymkolwiek w tym tekście. Po za tym historia zabawna i czytało się przyjemnie. Nie rozbawiło mnie do rozpuku, ale pojawił się u mnie na ustach uśmieszek, który nieco umila życie podczas kontemplacji całek. Trochę poraziło mnie ujeżdżanie księżniczki przez konia, ale rozumiem, że każdy ma swoje poczucie humoru.

Styl: Ciekawa konstrukcja. Taka lekka piosnka ludowa, fraszka, opowiastka, rymowana legenda. Język dobrze dobrany do tematyki i stylistyki. Całość trzyma się kupy, chociaż ja zmieniłbym ostatnią strofę. Nie podobają mi się wtrącenia autora o tym, jak ciężko mu się pisze.

Pozdrawiam

Nie podoba mi się sposób prowadzenia dialogu w twoim opowiadaniu. Zarówno pod względem interpunkcyjnym (zaczynanie z małej litery) jak i stylistycznym. Denerwowało mnie, dodawane co chwilę "pomyślałem". Nie jest to, moim zdaniem, potrzebne w przypadku narracji pierwszoosobowej.

Co do kwestii fabularnej: czytało się to całkiem przyjemnie, dopóki… dopóki się nie przebudził. Konwencja sterowania ludźmi przez kosmitów, nie przypadła mi do gustu. Sam sposób w jakim to zakończyłeś, rzeczowy, niemal techniczny, również do mnie nie przemawia. Dla mnie wyglądało to jakbyś nie miał pomysłu na zakończenie i rozwiązał to, przypisując na siłę wszystko innej rasie z kosmosu. Przykro mi, ale jestem na nie.

Pozdrawiam

"Aha, że niby on napisał jakieś gówno, tak? (początek czerstwego śmiechu) Haha ha haha ha (koniec czerstwego śmiechu). Dalej nie rozumiem."
A tak na serio, to całkiem fajne, chociaż osobiście nie lubię opowiadań, opowiadających, o pisaniu opowiadań. Nie mówiąc już o opowiadaniach, w których opowiadający, opowiada, o opowiadaniu opowiadań. Takie masło maślane.
Stylistycznie ładnie. Nie dostrzegam błędów. Język też nienaganny, jednak to nie jest to, czego oczekiwałem po Kosmikoma... Kosma... No po tym konkursie.
Pozdrawiam.
UWAGA Fragmenty pisane kursywą, powodują bolesne skręcanie się wnętrzności oraz palpitację serca. Przed przeczytaniem ich, należy skonsultować się z lekarzem... albo po prostu je ominąć.

Sposób narracji opowiadania, jak i sam jego styl, kojarzy mi się z tekstami Sir Arthura Conan Doyle'a. Operujesz językiem dość specyficznym i robisz to sprawnie. Nie przyuważyłem większych błędów, po za nielicznymi literówkami. Dość ciekawie poprowadziłeś tekst w stronę delikatnej sugestii opowieści o duchach, nie na tyle mocnej by wiało kiczem i nie na tyle słabej by wiało nudą. Czyta się gładko. Podobało mi się.

Pozdrawiam.

Muszę przyznać, że trochę czasu zajęło mi przeczytanie całości tego tekstu. Jestem zdziwiony, że zanim udało mi się to osiągnąć, opowiadanie spadło już na czwartą stronę (choć wydaje mi się, że jest to głównie wina końcowego terminu MASAKRY). Jedyną trudnością w przeczytaniu tego dzieła, był jego początek. Trochę, jak dla mnie, na siłę próbowałeś opisać już we wstępie większość mechanizmów rządzących światem, w którym rozgrywa się historia. Były to opisy sprawne, ale ich nagromadzenie troszkę mnie na początku odrzuciło. Na szczęście szybko z tym skończyłeś i płynnie przeszedłeś w dynamiczną opowieść o życiu i intrygach twego specyficznego świata. Nie dostrzegłem zbyt wielu błędów, po za jakimiś literówkami. Fabuła mnie nie porwała, ale świat jest naprawdę ciekawie przedstawiony, widać wyraźnie, że to głównie na nim się skupiłeś. Jest dość solidnie zbudowany, choć muszę przyznać, że nie wszystkie mechanizmy nim rządzące są dla mnie zrozumiałe. Ciekawe jest tu nazewnictwo. Podoba mi się nazwa Cichodajec- coś w sobie ma (tak samo jak melanż, choć ten dziwnie mi się tu komponował :D).

Czekam na dalsze części.

Pozdrawiam.

Jeżeli chodzi o numer z samymi szortami, to jestem przeciwny. Zbyt częsta zmiana świata i bohaterów źle wpływa na trawienie. Natomiast nie wiem czy całkiem niezłym pomysłem nie byłoby wrzucenia do numeru "Opowieści w Od-Cinkach", bo jest to jak dla mnie forma sztuki typowa dla forum. Jeśli nie istniejącej odsłony, to zawsze może powstać nowa. Czasu co nie miara.
Jeśli chodzi o błędy autorów - widziałem kiedyś coś takiego: Wrzucony tekst jakiegoś grafomana i co jakiś czas cięta wstawka komentująca, w sposób żartobliwy, błędy. Myślę, że któryś z naszych naczelnych krytyków, mógłby się o coś takiego pokusić. Jak dla mnie jedynym problemem, byłoby wybranie takiego tekstu, żeby nikogo nie urazić. Ale może istnieją jeszcze osoby z dystansem do siebie na tym świecie.

W połowie tego tekstu powiedziałem sobie: "Przecież ty nie lubisz takich podniosłych, prawie filozoficznych tonów. Wolisz proste, sensowne, nieco dłuższe opowiadania. Bez sztucznie poetyzowanych zdań. Bez nagromadzenia figur retorycznych." Jednak im dłużej sobie to powtarzałem, tym bardziej mi się to opko podobało. Naprawdę. Porządna, sensowna fabuła bez błędów logicznych, przyjemny, gładki styl i porządne przesłanie, to wszystko sprawiło, że tekst pozostaje w pamięci. Oceniłbym na 5, ale nie mogę, więc powiem jedynie, że mi się podobało. Mimo że to nie mój styl.
Pozdrawiam.

Powiem tak: Błędów stylistycznych i interpunkcyjnych jest całe mnóstwo. Aż mi się ich nie chce wymieniać. Problem polega na tym, że całość jest napisana niezwykle drętwo. Mówię tutaj głównie o wypowiedziach bohaterów, które są momentami niemiłosiernie sztuczne. Utkwił mi tu w pamięci moment, kiedy Arm zorientował się, że jadą w zlą stronę. Czytanie powodowało mimowolną podróż ręki do czoła.
Fabuła jest nie najgorsza, ogólna myśl nawet fajna, natomiast wykonanie leży na łopatkach. Popracuj nad tym.
Pozdrawiam. 

Przeładowanie dialogami. Może źle się wyraziłem, ale chodzi o to, że prawie całe opowiadanie jest jednym wielkim dialogiem. Przejedź sobie kursorem po lewej krawędzi tekstu. Ile linijek zaczyna się od pauzy? Ile linijek się od niej nie zaczyna? O to mi chodzi.

Co do wytrąceń: Wiem, że o to chodziło. Po prostu sygnalizuję, że pomysł nie przypadł mi do gustu.


Zgaduję: Byłaś swego czasu gorliwym wyznawcą pewnego forum, gdzie spotykały się indywidua raz na jakiś czas sypiące jakieś kwiatki. Postanowiłaś więc umiejscowić ich w pewnym "żarciku literackim", nadając im cechy pierwowzorów i nicki z forum. Problem polega na tym, że żarty napisane w ten sposób są hermetyczne i zabawne tylko w danym gronie. Większość "zabawnych sytuacji" jest tutaj czerstwa jak tygodniowy chleb, a zwłaszcza odwołania typu "- Najwyraźniej Achice zabrakło konceptu na dokończenie tej sceny. O, widzisz? Miałem rację. Gwiazdki... ". Nie potrzebnie wyrzuca nas to ze świata przedstawionego.

To tyle w ramach krytyki. Teraz powiem tylko, że mimo tego wszystkiego, czytało się nawet dobrze, choć poraziło mnie lekkie przeładowanie dialogami. Spodobał mi się pomysł na scenariusz - tak abstrakcyjny, że aż zabawny.

Pozdrawiam

"Świat jawił mu się jako rozmazany pejzaż zieleni i błękitu, przedzielony przez środek czarną linią. Asfaltem. " - to asfaltem dziwnie sterczy za tym zdaniem. Lepiej: przedzielony czarną linią asfaltu.

"Spotkanie z dziewczyną, ach!, jaka ona była piękna " - niezbyt zgrabna ta burza znaków przy "ach".

"Oj, Konstruktor bardzo nienawidził tej muzyki, lecz musiał być miłosierny dla obu potomków. " - "bardzo" do wyrzucenia.

"Kierowca vana zaczął uciekać, lecz z bagażnika dziwacznego pojazdu wystrzeliła sieć przewodów i igieł. " - ścigacze nie mają bagażników. Jeśli są, to jest to wyposażenie opcjonalne, wybierane na dłuższe trasy. Lepiej by było jakby z jakiegoś innego miejsca te kable wystrzeliły.

Nie rozumiem też do końca, kto go pobił. Ten motor mu spuścił bęcki? Po za tym całkiem spoko. Taki zwykły, przeciętny szort.

Pozdrawiam

„Tylko Nyzeilczyk z kuszą nie stracił opanowania.” – Jak dla mnie, dziwnie to brzmi. Lepiej by było napisać, że nie stracił panowania nad sobą, albo że pozostał opanowany.

„- Wynocha! - krzyknęła.” –nie rozumiem tego nagłego wybuchu. Trochę mi to podczas czytania nie spasowało.

Ogólnie opowiadanie nie jest rewelacyjne, ale nie jest też tragiczne. Czytało się dość gładko. Stylistycznie przyzwoicie, dialogi są poprawne, nic mnie nie raziło. Opowiadanie nie ma przesłania wstrząsającego wszystkimi zmysłami, ale nie każdy tekst musi go przecież mieć. Tutaj jest po prostu przekazana pewna historia. Jeżeli już jesteśmy przy fabule, to czuję w związku z nią pewien niedosyt. Opowiadanie wydaje się być jakby wyrwane z większej całości. Nie jestem w stanie dokładnie opisać, co mnie tutaj ukłuło, ale ogólne odczucie było takie, jakbym poszedł na imprezę sylwestrową, a tam byłby jedynie pokaz sztucznych ogni i koniec. Czegoś brakuje.

Co do pytania „Gdzie tu jest fantasy?”, to podejrzewam, że świata w jakim rozgrywa się akcja, jak jednym z tych zmyślonych i magicznych. Tylko, że fatycznie w tym konkretnym tekście tego nie widać.

Pozdrawiam.

PS Znalazłem jeszcze ze dwa błędy, ale w trakcie pisania tej opinii, w wyniku problemów ze stroną, mój tekst przepadł i zapomniałem, co miałem wcześniej. Może kiedyś sobie przypomnę.

Nowa Fantastyka