- Opowiadanie: masztalski - Świadomość

Świadomość

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Świadomość

Świadomość

 

 

 

 

 

-Żyję? -nikt nie odpowiada

 

-Umarłem, czy żyję? -nadal cisza, teraz zdaję sobie sprawę, że nie tylko nie słyszę odpowiedzi, nie słyszę również swojego pytania. W głowie mam totalny chaos, a spontaniczne myśli szukają odpowiedzi.

 

Nie czuję bólu, nie czuję siebie. -Więc jednak nie żyje.

 

Ale w końcu przecież myślę, gdybym nie myślał, nie zastanawiałbym się w ogóle, czy żyję? -Więc chyba żyję.

 

Nic nie widzę, bezwiednie podnoszę ręce i chce przetrzeć oczy -Nie mam rąk.

 

Więc jednak nie żyje. Jestem zdruzgotany i przygnębiony, po chwili jednak znowu chwytam się nadziei i myślę.

 

Gdybym nie żył, w ogóle nie zastanawiałbym się czy mam ręce? Może je mam, a jestem tylko sparaliżowany. Może w ogóle to wszystko jest snem, i wystarczy się tylko uszczypnąć.

 

Nie uszczypnę się.

 

Nie mam rąk.

 

Wisze jak w próżni. Jestem zdezorientowany. Pamiętam, że jechałem samochodem, pamiętam ostre światła z przeciwka, i pamiętam…. dalej nic już nie pamiętam.

 

Pewnie miałem śmiertelny wypadek, umarłem i jestem w raju. Sam śmieję się ze swoich myśli. Nigdy nie wierzyłem w raj i nie wierzyłem w Boga, więc skoro to jest raj, nie mam prawa tu być. Powinienem być teraz w piekle.

 

Ale zaraz. Skoro jednak nie jestem w piekle to oznacza, że tego piekła nie ma. Skoro nie ma piekła, to nie ma i raju. Znowu śmieję się do siebie i powtarzam w myślach. Słusznie, że nie wierzyłem w boga.

 

A może tak właśnie wygląda piekło? -pomyślałem przerażony

 

Tak na pewno nie wyglądało by piekło. -pomyślałem aby podbudować samego siebie po czym powróciłem do moich rozmyślań.

 

Skoro jednak nie ma boga, to gdzie ja teraz jestem? Czym w ogóle jestem? Powinno mnie nie być. Powinny mnie jeść robaczki.

 

A jednak jestem. Może nie w całości, ale jestem. Skoro mam świadomość swojego istnienia to jednak jestem. Ale gdzie jest moje ciało? Już wiem.

 

Na pewno jestem w śpiączce. Nie czuję swojego ciała, nie czuję świata zewnętrznego a pozostały mi tylko myśli.

 

Czy jednak nie powinienem unosić się nad swoim łóżkiem? W książkach przecież pisali, że dusza widzi swoje ciało. W sumie to skąd oni to mieli wiedzieć. Jak wrócę to im wszystko opowiem jak naprawdę jest.

 

A jak nie wrócę? -pytanie w moich myślach nasunęło się mimowolnie

 

Może naprawdę już umarłem. No nie, na pewno nie umarłem. Gdybym umarł to bym przecież nie myślał. Pamiętaj optymizm jest najważniejszy. Ludzie, mówię sam do siebie. A w końcu do kogo mam mówić, jak nikogo nie widzę.

 

Co ja myślę w ogóle. Jak mogę widzieć jak nie mam oczu. Jestem przerażony. Po chwili uspokajam się i znowu staram się myśleć racjonalnie. W końcu racjonalizm to moja dewiza. Tylko że ta dewiza była aktualna za życia, problem w tym, że teraz nie wiem czy żyję czy nie. Myślę intensywnie.

 

To na pewno śpiączka. Muszę tylko poczekać. Pewnie nie długo przyjedzie do szpitala moja żona, chwyci mnie za rękę i ja to poczuje. Na pewno tak będzie. W końcu w filmach tak zawsze było. -ganie w myślach samego siebie, i znowu staram się myśleć racjonalnie -od kiedy to ja sam odwołuje się do filmów. W swoim życiu zawsze mówiłem o sobie że jestem racjonalistą. Obnosiłem się ze swoim ateizmem, i realnym postrzeganiem świata, a teraz szukam pocieszenia w filmach. Jestem żałosny -pomyślałem sam do siebie

 

 

 

Poczułem coś. Jakąś energie, jakby kopnął mnie prąd. Pewnie mnie reanimują.

 

-No dalej serce dawaj, zacznij pompować tą krew, no proszę dalej, w końcu to tobie również powinno na tym zależeć. Dawaj serduszko. -myślałem intensywnie dopingując swój organ.

 

W wyobraźni widziałem samego siebie, jak leże na szpitalnym łóżku, a moje ciało podskakuje od elektro wstrząsów. Zaciskałem przysłowiowe kciuki których tak naprawdę nie miałem, aby moje serce ponownie zaczęło tłoczyć krew.

 

-ej ty.

 

To nie mój głos. Czułem w głowie, że ktoś do mnie mówi, ale nie wiedziałem skąd ten głos.

 

-ej ty.

 

Powtórka. Pomyślałem, że to pewnie reanimujący mnie lekarz. Pominąłem te myśli, i skupiłem się na moim sercu, które najbardziej mnie teraz potrzebowało.

 

-ej ty, nie wiesz gdzie jest ta piotrowa brama?

 

To jednak nie lekarz. Moje nadzieje odleciały. A rezygnacja i przygnębienie zawitało na dobre w mojej głowie

 

-kto to mówi? -spytałem w myślach, w końcu inaczej nie mogłem.

 

po chwili poczułem znowu kopniecie prądu i usłyszałem w swoich myślach odpowiedź

 

-jestem Zdzisław Nowak, umarłem jakiś czas temu i cały czas szukam wejścia do raju. a ty to kto?

 

-mam na imię Max i chyba zginąłem w wypadku samochodowym.

 

Byłem zdruzgotany kompletnie, a moje przygnębienie sięgnęło granic wytrzymałości. Po chwili jednak uspokoiłem się, a mój realizm powrócił. Spytałem całkiem racjonalnie.

 

-skąd właściwie wiesz, że umarłeś?

 

-byłem chory na raka, i czekałem na śmierć. Byłem na nią przygotowany. I w sumie to nawet się z tego powodu cieszę. Strasznie cierpiałem, a teraz przynajmniej jestem wolny od bólu. Gdybym jeszcze mógł odnaleźć drogę do raju.

 

-jak to możliwe, że rozmawiamy ze sobą, a właściwie że słyszymy swoje myśli?

 

-jedyna możliwość, abyśmy mogli się porozumieć, to musimy być w tym samym miejscu.

 

-skąd możesz wiedzieć gdzie ja jestem?

 

-musisz się tego nauczyć.

 

-to znaczy? -spytałem szczerze zaciekawiony

 

-musisz skupić się na otaczającej cię przestrzeni.

 

-nie bardzo rozumiem

 

-wiem, że to trudne, sam miałem z tym problem. Spróbuje ci pomóc. To tak jakbyś chciał wyjść z siebie. Całą myśl musisz skupić na otaczającej cię przestrzeni.

 

Spróbowałem zrobić tak jak mi radził nieznajomy. Nadal jednak, jedyne co zauważyłem to była wszechogarniająca mnie nicość. Zresztą trudno było jej nie zauważyć, była wszechobecna.

 

-nie umiem. Nadal cię nie widzę. -pomyślałem z rezygnacją

 

-byłeś kiedyś na pustyni?

 

-byłem -odpowiedziałem zdziwiony zmianą tematu.

 

-wyobraź sobie, że chcesz zobaczyć wschód słońca, ale nie wiesz z której strony wzejdzie nasza kochana gwiazda. Musisz się rozglądać na wszystkie strony. Rozumiesz?

 

-nie wiem czy do końca rozumiem, ale spróbuję -pomyślałem na głos, a zapomniawszy o tym, że moje myśli są otwarte wszem i wobec, pomyślałem jeszcze -ale mi się dziwak trafił

 

-kolego zapominasz, że tu twoje myśli są dla wszystkich. Twoja świadomość można by kolokwialnie powiedzieć, że uległa globalizacji.

 

-przepraszam -wydukałem w myślach, nie do końca jednak rozumiałem całą sytuacje.

 

-nie szkodzi, ja też nie mogłem się do tego przyzwyczaić -odpowiedział po chwili mój rozmówca, byłem pewny że on w tym momencie śmieję się do rozpuku, jednak nie słyszałem tego śmiechu, tymczasem po chwili on dodał -no dobra szukaj wschodu słońca

 

Skupiłem się zatem na wschodzie słońca. Przypomniałem sobie jak wyczekiwałem wschodu słońca będąc w Egipcie. Byłem w hotelu nad samym morzem, i pewnego dnia nad samym ranem, mógłbym tu napisać po wczesnej pobudce, jednak prawda była inna. Wracając z późnej imprezy, postanowiłem uchwycić na zdjęciach wschód słońca. Poszedłem wzdłuż plaży z dobry kilometr. Z jednej strony miałem morze, a ponieważ było to w marcu było lekko wzburzone. Szum wzburzonych fal odbijał się w moich uszach, a szum wypitego alkoholu odbijał się w mojej głowie. Doznania jednak było naprawdę ujmujące i gorąco je polecam. Bardziej polecam szum morza.

 

Z drugiej strony otaczała mnie cisza pustyni.

 

Dla tych dwóch światów był wspólny mianownik. Wokół otaczała mnie ciemność, a ja będąc pod wpływem „szumu fal" pogubiłem kierunki, i naprawdę zastanawiałem się z której strony wzejdzie słońce.

 

Zdjęcia z tamtego poranka wyszły naprawdę rewelacyjnie, a tamta sytuacja pomogła mojej wyobraźni w aktualnej sytuacji.

 

Można by powiedzieć że mój umysł wyszedł z mojego mózgu, i krążąc wokół mnie szukał jakiejkolwiek oznaki wschodu słońca.

 

Dotychczasowa przenikliwa ciemność, rozjaśniła się nagle tysiącami światełek które krążyły wokół mnie. Widok był nieziemski, a ironicznie można by dodać, że widok był jak w „niebie"

 

-no i widzisz zobaczyłeś -powiedział Zdzisław

 

-co zobaczyłem? -spytałem zdumiony

 

-no inne istoty.

 

-nadal nie rozumiem -odpowiedziałem szczerze zdezorientowany

 

-no dobra, powiedz mi co widzisz -mój rozmówca wykazywał dużo cierpliwości wobec mnie.

 

-widzę wokół siebie światła.

 

-tak jakby małe gwiazdy -uzupełnił moją wypowiedź, a ja potwierdziłem

 

-tak

 

-każde światełko to inna istota.

 

-chcesz powiedzieć -pomyślałem zdumiony, że ja i ty również jesteśmy takimi właśnie światełkami.

 

-dokładnie tak.

 

Zacząłem zastanawiać się czemu skoro wszyscy jesteśmy światełkami, ja tylko słyszę głos Zdzisława. W tym momencie ponownie zapomniałem, że moje myśli są jak otwarta księga, z której mój rozmówca czyta teraz. Po chwili nawiązując do tematu powiedział wyjaśniając zarazem.

 

-żeby z kimś porozmawiać, musisz być w tym samym miejscu co ta druga osoba

 

-czy dobrze rozumiem -zacząłem -jeśli chce z kimś pogadać to muszę -zająknąłem się na chwile gdyż nie wiedziałem w jaki sposób tu się można poruszać. Po chwili ze znakiem zapytania kontynuowałem swoje myśli -podpłynąć? -Zdzisław nadal milczał, a ja ciągnąłem dalej -do tej osoby?

 

-nie zupełnie tak, ale w uproszczeniu tak to właśnie wygląda.

 

-a jak to wygląda nie w uproszczeniu? -spytałem

 

-tu nie ma przestrzeni, ani żadnych jednostek. Nie istnieje nic takiego jak kilometr ani metr.

 

-to jak mogę się do kogoś zbliżyć?

 

-jedynym argumentem jaki mamy do dyspozycji to jest nasza myśl. Jak chcesz się do kogoś zbliżyć, to musisz o nim myśleć. Wyobrazić sobie, że się do niego lub do niej zbliżasz.

 

-nie bardzo mogę sobie tego wszystkiego jakoś uzmysłowić -pomyślałem szczerze zdezorientowany.

 

-nie dziwie ci się, wszyscy na początku mamy z tym problemy.

 

-od dawna tu jesteś? -pomyślałem zmieniając całkowicie temat

 

-nie wiem -pomyślał krótko i zwięźle -tu nie istnieje czas, nie ma ani nocy, ani dnia. Nie ma przestrzeni jesteśmy tylko my, a właściwie to są tutaj tylko nasze myśli.

 

-nadal nie mogę tego pojąć. Nie wiem czy tak naprawdę umarłem i nie mam pojęcia gdzie tak właściwie jestem?

 

-na pewno zrozumiesz jak przyjdzie czas.

 

-a ty już zrozumiałeś wszystko?

 

Mój rozmówca zawahał się w swoich myślach, po chwili jednak dotarła do mnie jego odpowiedź.

 

-według mnie to miejsce gdzie teraz jesteśmy to rodzaj czyśćca, jak odpokutuję swoje grzechy, to oczyszczę swoją dusze, a wtedy trafie do raju.

 

-a może to właśnie jest raj?

 

-no coś ty. -tym razem jego myśli były bardzo zdecydowane -Raj musi być wyjątkowy, to musi być takie miejsce gdzie dominuje boska doskonałość. Muszą w nim być kwiaty i dużo zieleni, płynące strumyki i cicha melancholijna muzyka. Anioły grające na harfach. Nie śmiej się. -powiedział poczuwszy moje myśli -ja wierze, że kiedyś trafie do raju. Muszę być tylko cierpliwy i konsekwentny.

 

-przepraszam, nie chciałem cię urazić. Ja nigdy nie wierzyłem w boga, a tym bardziej w raj. Dlatego jest to dla mnie mało wiarygodne, a co za tym idzie i śmieszne.

 

-a teraz jak już tu jesteś nadal nie wierzysz w boga? -pytanie Zdzisława mnie zaskoczyło.

 

-nadal -pomyślałem w miarę możliwości co do danej sytuacji dość zdecydowanie.

 

-pytam, bo spotkałem już takich którzy, po utracie ludzkiej cielesności szybko się nawracali.

 

-jak widzisz, ja się nie nawróciłem -pomyślałem z dumą, ale w mojej głowie moje myśli już nie były już tak konsekwentne, mój rozmówca czując moje wątpliwości dopowiedział tylko.

 

-może to tylko kwestia czasu -czułem ironiczny śmiech Zdzisława.

 

 

 

Znowu byłem sam. Zdzisław opuścił mnie bez pożegnania, a ja nadal nie wiedziałem gdzie jestem, a jeszcze gorsze było to, że nie wiedziałem kim tak naprawdę jestem?

 

Po chwili doszedłem do wniosku, że to niespodziewane spotkanie po części wyjaśniło mi aktualną sytuacją. Postanowiłem, że tym razem, to ja poszukam rozmówcy.

 

Rozejrzałem się wokół, a ponieważ nie mając konkretnych kryteriów wyboru, postanowiłem że zaczepie kogokolwiek. Pojawił się jednak nie lada problem, nie miałem pojęcia jak się przemieścić.

 

W końcu nie miałem żadnego narządu ruchu. Po za swoimi myślami nie miałem w ogóle niczego. Przypomniałem sobie słowa mojego poprzedniego rozmówcy „jedynym argumentem jaki mamy do dyspozycji to jest nasza myśl". Postanowiłem pomyśleć o najbliższym światełku.

 

Momentalnie poczułem znajome już uczucie „kopnięcia prądu" i prawie w tym samym momencie poczułem myśli.

 

-gdzie jest ten zakichany raj?

 

-witaj. -pomyślałem

 

-witaj przybyszu – w mojej głowie poczułem rozdrażnione myśli -czy orientujesz się może, gdzie jest raj?

 

-przykro mi ale jestem tu od niedawna, i nie mam pojęcia -odpowiedziałem w myślach.

 

-szlak mnie trafia -usłyszałem ostre myśli -jestem tu już od dawna, i nikt nie może mi powiedzieć gdzie jest raj.

 

Pomyślałem że mój rozmówca nie jest delikatnie to nazywając w dobrym humorze a jego roszczeniowy głos jest trochę przesadny. Znowu zapomniałem, że moje myśli są jak otwarta księga.

 

-ciekawe jak ty byś się czuł, zawsze głęboko wierzyłem w boga. Jako dziecko byłem ministrantem, jak tylko mogłem chodziłem do spowiedzi i przyjmowałem komunie świętą. Głupi wyspowiadałem się ze wszystkiego nawet z tego, że zdradzałem żonę.

 

-to nie źle -pomyślałem niechcący

 

-przepraszam, ale zawsze otrzymywałem rozgrzeszenie, po za tym to zbyt skomplikowane aby to ci wytłumaczyć. Nie znasz sytuacji w jakiej to się odbyło.

 

Starałem się w ogóle nie myśleć, aby nie obrazić mojego rozmówcy, jednak się nie dało. Postanowiłem więc szybko uciec

 

Po chwili ponownie poczułem wokół siebie pustkę.

 

Zastanowiłem się przez chwilę nad moim poprzednim spotkaniem i doszedłem do wniosku, że skoro chociaż jedna osoba, nie wiem czy słowo „osoba" pasuje do aktualnej sytuacji. Powiedzmy, że chociaż jedno istnienie jest tutaj nie zadowolone, to na pewno to nie jest raj. W raju nie powinno być miejsca na brak szczęścia. Powinna to być wszechogarniająca kraina szczęśliwości. I istoty które by tu były powinny być doskonale szczęśliwe, a na pewno napotkana przeze mnie istota nie była szczęśliwą.

 

Jak już nauczyłem się podróżować, oczywiście wkładając to słowo w cudzysłów, po tym astralnym świecie, odwiedziłem sporo istnień. Spotykałem Chrześcijan, Muzułmanów, Buddystów, Żydów, wyznawców Hinduizmu. Miałem do czynienia również z wyznawcami różnych religii Afryki, Australii itp. Których w skrócie mógłbym nazwać poganami, jednak wolałbym unikać tego słowa.

 

Wszyscy z którymi miałem okazję rozmawiać, byli również zdezorientowani jak ja, ale różnie na to reagowali. Niektórzy tłumaczyli sobie ten stan jako przejściowy, jako ostateczną próbę, którą jak przejdą pomyślnie, to ostatecznie trafią do boskiej krainy nieśmiertelności i szczęścia. Były też istoty bardzo rozżalone, które nie mogły się pogodzić z faktem, że jeszcze nie odnaleźli raju. Mimo, że za życia postępowali zgodnie z wszelkimi prawidłami swoich wyznań.

 

Spotykałem również ateistów takich jak ja, i szczerze mówiąc tu byłem rozżalony najbardziej. Większość z nich porzuciło swój racjonalizm i się szybko nawracało. Powiedzenie „jak trwoga to do Boga" było tu bardzo uzasadnione.

 

Ogólnie po za kilkoma ciekawymi rozmowami, które odbyłem niczego konkretnego się jednak nie dowiedziałem.

 

Nadal nie wiedziałem kim jestem?

 

Nadal nie wiedziałem gdzie jestem?

 

Zastanowiła mnie tylko jedna rzecz. Wszystkie istoty z którymi wymieniałem się myślami, umarły stosunkowo niedawno. Nie spotkałem żadnego wyznawcy pogaństwa słowiańskiego czy na przykład wyznawców starożytnych religii Egiptu i tym podobne. Doszedłem do wniosku, że skoro nie ma tutaj tych istnień z dawnych lat, to musiały być gdzieś indziej, pytanie jednak brzmiało. Ale gdzie?

 

Tego nie wiedziałem, ale byłem pewny, że skoro te istoty gdzieś się podziały, to kiedyś i ja do nich dołączę.

 

Po za tym jednym pytaniem na które sobie odpowiedziałem, nie znalazłem odpowiedzi na żadne inne.

 

Z jednej strony miałem racje, co do wiary w jakiegokolwiek Boga, okazało się że raju nie ma i cieszyłem się, że pozostałem przy swoich poglądach. Po chwili jednak uświadomiłem sobie, że ja również nie miałem racji.

 

Zawsze wierzyłem w materialną reinkarnację. Chodziło o to, że po mojej śmierci robaczki mnie zjedzą, te robaczki zostaną pochłonięte przez inne zwierzęta i tak dalej. Materia z której się składałem miała tylko zmienić właściciela, ale nie zniknąć zupełnie, i myślę, że z moim ciałem tak się właśnie stało. W końcu nie na darmo mówią, że w przyrodzie nic nie ginie.

 

Teraz jednak mimo, że nie mam tej materii to nadal jestem. Nie cieleśnie, ale jednak jestem. Nie mogłem tego zrozumieć.

 

Mój ateizm i racjonalizm w ogóle się nie sprawdził w tych rozważaniach.

 

W końcu myślę i niby jestem, a tak naprawdę mnie nie ma.

 

 

 

W końcu przestałem się łudzić i co do jednego nabrałem pewności.

 

Umarłem w swoim ziemskim życiu.

 

Byłem ciekaw jak moja najbliższa rodzina zareagowała na ta sytuację, jak sobie radzą be ze mnie. Oczywiście chciałbym się tego dowiedzieć, lecz nie było na to sposobu.

 

Mimo porażki swojego światopoglądu i rozumowego podejścia do rzeczywistości, postanowiłem nie załamywać się i spróbować w miarę normalnie egzystować w tej odmiennej rzeczywistości.

 

Ponieważ miałem do swojej dyspozycji tylko swoje myśli, postanowiłem dzielić się nimi z innymi istotami. Po niejakim nieokreślonym czasie, określonego tu w końcu nie ma, wręcz samoczynnie stworzył się krąg istot które chętnie wspólnie rozmyślały i wymieniały się swoimi poglądami.

 

Te myślowe spotkania okazały się bardzo ciekawe i pouczające zarazem. Niektóre potrafiły być kłopotliwe. Raz pewna starsza pani, która była za swojego życia alkoholiczką i przyczyniła się tym do ogromnego nieszczęścia w swoim rodzinnym domu, opowiadając nam pewną historie oczekiwała od nas współczucia. Nasze myśli jednak zawsze były szczere, inne być nie pomogły. Okazało się, że po wysłuchaniu jej historii zamiast współczucia dla niej, obudziła w nas silne uczucie gniewu. Współczucie owszem też wystąpiło, ale tylko dla jej rodziny.

 

Tu nie było możliwości, aby co innego mówić a co innego myśleć. Fałsz pozostał pogrzebany z naszymi ziemskimi ciałami. Szczerość natomiast potrafi być bolesna.

 

Zdarzały się też zabawne sytuacje. Pewna dziewczyna która opowiadała o swoim szczęśliwym życiu na ziemi bezwiednie podzieliła się z nami swoimi silnymi doznaniami erotycznymi. Było bardzo przyjemnie. Dodając trochę humoru do tej sytuacji, można by powiedzieć, że gdybym był w posiadaniu fizycznych atrybutów swojej seksualności, zareagowałbym bardziej widocznie.

 

 

 

Ogólnie można powiedzieć, że przyzwyczaiłem się, i zacząłem traktować aktualną sytuację, jako moje drugie życie. Miałem jednak nadzieje, że prędzej czy później przejdę do następnego etapu.

 

Tylko, że to było tylko moje gorące życzenie.

 

Na razie jednak korzystałem ze swoistej wolności. Nie mając cielesnej powłoki pozbyłem się zarazem ogromu problemów. Nie byłem głodny, nie było mi zimno, nie odczuwałem popędu seksualnego, który jak wiemy może być przyczyną nie małych kłopotów. Wiem, wiem, i dopowiem od razu. Przyjemności też.

 

W skrócie pisząc postanowiłem nie rozpamiętywać tego co straciłem a skupić się na tym co zyskałem. Byłem wolną energią, i można powiedzieć, że zyskałem Boskie atrybuty. W końcu mogłem być wszędzie. No nie?

 

Nie wszędzie. Nie mogłem być z moją rodziną, za którą bardzo tęskniłem.

 

Miałem za to do dyspozycji myśli innych, przez te myślowe dyskusje dowiedziałem się dużo o sobie jak i o innych. Wtopienie się w czyjąś świadomość, może być bardzo pouczające. Chociaż nie wyobrażam sobie takiej sytuacji na ziemi. Czy chcielibyście wiedzieć co myśli sobie twój partner, lub partnerka, (kobiety wcale nie są święte, w końcu poznałem ich myśli) oglądając się za płcią przeciwną. Myślę, że nieraz lepiej pozostać w nieświadomości.

 

Wracając do naszego pseudo nieba moja egzystencja skupiła się tylko na myśli. Tylko ją miałem do dyspozycji, po jakimś nieokreślonym czasie, tak się do tego przyzwyczaiłem, że było mi z tym zupełnie dobrze.

 

 

 

-Rafael! obudź się. -głosy dudniły mi w głowie

 

-Rafael, no dalej wstawaj! Bo pójdę po lekarza. -głos nie tylko czułem w głowie, po chwili uzmysłowiłem sobie, że ja go po prostu słyszę. Poruszyłem delikatnie jednym palcem ręki, moje członki były mi posłuszne. Czułem, że mogę otworzyć oczy, jednak tego nie zrobiłem.

 

Jednak śpiączka -pomyślałem ze złością na samego siebie

 

-Rafael! -usłyszałem ponownie wołający głos

 

Ale czemu wołają na mnie Rafael? Może wybudzają kogoś koło mnie, a ja to słyszę przez przypadek. Skoro jednak cokolwiek słyszę, to znaczy, że powróciłem do świata żywych. Poruszyłem palcem u nogi, zareagował zupełnie dobrze. Więc jednak żyję, a może śnie tylko. Może to wszystko było tylko snem. Gdybym spał nie straszyli by mnie lekarzem. Byłem zdezorientowany i przestraszony. Nie miałem pojęcia jak zareagować.

 

-no dobra mój kochany miarka się przebrała nie chcesz dobrowolnie to cię wy budzą. Idę po lekarza.

 

Usłyszałem oddalające się kroki. To dodało mi odwagi i zdecydowałem się otworzyć oczy.

 

Byłem w dobrze oświetlonym pokoju. Będąca wokół mnie aparatura medyczna wskazywała bez wątpliwości, że jestem w szpitalu. Zacząłem się rozglądać i pomyślałem że jestem w wyjątkowo nowoczesnym szpitalu.

 

Pamięć zaczęła powracać.

 

W końcu powróciła całkowicie, a mi zrobiło się przykro.

 

 

 

Jestem Rafael.

 

Czuję się zobowiązany napisać te kilkadziesiąt słów wyjaśnienia, gdyż jest mi wstyd za moją cywilizacje.

 

Nasza cywilizacja pochodzi z Galaktyki Panna. Należymy do ras długowiecznych, dlatego nasz rozwój cywilizacyjny, był dla nas dużo łatwiejszy. Nie chce tu opowiadać jakie mamy osiągnięcia. Powiem tylko, że już dawno doszliśmy do takiego poziomu, że podróże w czasoprzestrzeni nie są dla żadnym problemem. Wróćmy jednak do Ziemi.

 

Kilkanaście lat temu jeden z wiodących prym na naszej planecie uniwersytetów wymyślił, a następnie mimo licznych sprzeciwów wprowadził w życie bardzo innowacyjny system egzaminacyjny. Zanim go opisze, wyjaśnię tylko że jeden rok na Erdu, czyli mojej rodzinnej planecie, to prawie tysiąc ziemskich lat.

 

Od noworodka, który się jej urodził na Erdu, pobierano kopie mózgu, a dokładniej mówiąc stanu świadomości. Ponieważ taki zabieg nie był szkodliwy, takie kopie pobierano bezpłatnie od wszystkich dzieci, chyba, że któreś z rodziców zastrzegło sobie możliwość rezygnacji z takiego procederu. W praktyce prawie każde dziecko miało kopie mózgu z dnia swoich narodzin. Czyli czysty umysł, nie zaśmiecony żadną wiedzą.

 

Kopie były potrzebne wtedy gdy dana osoba zdecydowała się na egzamin do wspomnianej uczelni. Wtłaczano czystą świadomość z dnia narodzin adepta do robota, a następnie umieszczano te roboty na jakieś nieprzyjaznej planecie. Założeniem projektu było sprawdzenie jak dany mózg, poradzi sobie w ekstremalnych warunkach.

 

Egzamin był ustawiany pod danym kierunkiem, na jaki decydował się przyszły student. Na przykład jeżeli ktoś decydował się zostać żołnierzem wysyłano go na planetę, gdzie ciągle toczyły się walki, jeżeli ktoś chciał zostać lekarzem, wysyłano go na planetę zainfekowaną mnóstwem bakterii i tym podobne. Założeniem projektu było zbadanie właściwych reakcji mózgu w ekstremalnych warunkach. W trakcie tych egzaminów bardzo często odkrywano talenty, o których przechodzący je adept nie miał w ogóle zielonego pojęcia. Mózgi poddane tak ekstremalnym sytuacją potrafiły być niesamowite kreatywne i ukazywać pokłady zdolności których nikt by się nie spodziewał.

 

Egzamin miał jedną wadę, ze względu na drogie roboty był kosztowny, w efekcie stał się dobrodziejstwem tylko dla osób o pokaźnym portfelu.

 

Po nie jakim czasie przez przypadek odkryto Ziemie. Naukowcy przebadali tamtejszy gatunek humanoidalny i zgodnie stwierdzili, że nie ma on szans na przetrwanie, a tym bardziej na zbudowanie jakiejkolwiek cywilizacji. Winą obarczono przede wszystkim krótki okres egzystencji tych stworzeń.

 

Wtedy do akcji wszedł wspomniany uniwersytet. I wyszedł z inicjatywą aby wykorzystać ziemian jako nośników świadomości Erdian. Po ogólno planetarnej dyskusji dostał na to zgodę i zaczął wtłaczać świadomość tamtejszym istotom.

 

Siedemdziesiąt lat życia na ziemi to tak jak u nas na Erdu jeden semestr. Był to idealny czas, aby poddać świadomość ostatecznemu egzaminowi. Zdarzały się przypadki, że okres ten przedłużano, albo zmniejszano. Okazało się też, że niektóre świadomości Erdian nie tolerowały świadomości ziemian. W takich przypadkach przerywano projekt, wybudzano adepta, a ziemianin albo umierał albo stawał się tak zwanym półgłówkiem.

 

Nie długo potem rozszerzono egzamin o drugi etap, który odbywał się już w laboratorium. Był to tak zwany egzamin depresyjny. Ciało człowieka znikało, a pozostawiano samą świadomość. Cały egzamin polegał na obserwacji i sprawdzeniu jak mózg poradzi sobie z otoczeniem, gdy pozbawimy go wszystkiego co miał i w co wierzył.

 

Aby egzamin mógł być wiarygodny na czas testu pozbawiano ucznia zasobu jego dotychczasowej wiedzy. W efekcie ziemianin nie miał pojęcia, że tak naprawdę nie myśli on, a tylko inna istota z dalekiej planety

 

Egzaminy od tego momentu przeniesienia na Ziemie zaczęły cieszyć się ogromnym powodzeniem gdyż osiągano bardzo dobre wyniki. Na ziemi była taka różnorodność sytuacji egzystencjonalnych, że każdy kierunek znajdywał dla siebie pole do popisu. Zdarzało się też, że sztucznie wywoływano konflikty zbrojne, choroby czy nawet zmniejszano populacje istot humanoidalnych mieszkających na tej planecie.

 

Złośliwością losu okazało się, że dzięki temu projektowi, rozwój cywilizacyjny Ziemi został przyśpieszony.

 

I to cała historia Świadomości.

Koniec

Komentarze

No nie. Słabo.
Sztuczny, nieprzekonujący styl i historia, która mnie nie przekonała.
2/6 ale proszę się nie przejmować, to moja osobista, obiektywna opinia ;)
dj

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

witam
do dj Jajko
powinieneś napisać "subiektywna"
pozdrawiam serdecznie

Nie podoba mi się sposób prowadzenia dialogu w twoim opowiadaniu. Zarówno pod względem interpunkcyjnym (zaczynanie z małej litery) jak i stylistycznym. Denerwowało mnie, dodawane co chwilę "pomyślałem". Nie jest to, moim zdaniem, potrzebne w przypadku narracji pierwszoosobowej.

Co do kwestii fabularnej: czytało się to całkiem przyjemnie, dopóki… dopóki się nie przebudził. Konwencja sterowania ludźmi przez kosmitów, nie przypadła mi do gustu. Sam sposób w jakim to zakończyłeś, rzeczowy, niemal techniczny, również do mnie nie przemawia. Dla mnie wyglądało to jakbyś nie miał pomysłu na zakończenie i rozwiązał to, przypisując na siłę wszystko innej rasie z kosmosu. Przykro mi, ale jestem na nie.

Pozdrawiam

A mi się podobało :p

Wciągnęło mnie.

Dobry pomysł myślę.

Pozdrawiam i powodzenia!

uajkoniak przyznaje szczerze że miałem problemy z prowadzeniem dialogów, ale to przede wszystkim dlatego że rozmowy były prowadzone w myślach, i nie ukrywam moze troche sie pogubiłem. odnośnie małych liter to tylko moje niedbalstwo i musze sie posypac popiołem. co do zasadniczej czyli zakończenia zostało one napisane z premedytacją. chciałem coś przez to przekazać czytelnikowi i zmusić do myślenia. pozwólcie ze nie ujawnie mojego motywy gdyz popsuł bym zabawe innym.
tak ogólnie to moje pierwsze opowiadanie które tu zamieściłem i chętnie czytam wszelkie komentarze, nawet te krytyczne:)
pozdrawiam wszystkich miłośników książek

No wieć tak, zaczne od tego, że cholernie przeszkadzały mi literówki, zwłaszcza braki ogonków przy ę, ą. Dalej, zdania typu. Moje mysli były jasne dla mojego rozmówcy i zalewały moją świadomość (przykład) tez nie brzmiały za fajnie. Unikaj takich rzeczy, bo to razi. A było pare tego typu kfiatków. Co do fabuły, to czytałem z zaciekawieniem, do momentu wybudzenia się bohatera. Potem był jakiś pseudonaukowy bełkot, który spieprzył według mnie całe opowiadanie.
No ale skoro to pierwszy tekst, to pozstaje mi tylko życzyć, by kolejny był sto razy lepszy :)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Mam podobne odczucia co Fasoletti. Plus zapis dialogu z małej litery, który mnie jakoś szczególnie drażni.
Ale cos się tli ;)

widzę,ze moje zakończenie nie daje wam spokoju:) a czy zastanwialiście co chciałem w tym opowiadaniu przekazać? może to zakonczenie jest konieczne?
 

Ja się zastanawiałem, ale to żadnych konstruktywnych wniosków nie doszedłem. Z tym, że sie moim akurat przypadkiem nie przejmuj, bo ja jestem słabiutki w interpretacji ukrytych podtekstów i drugicz den(dnów??). Może ktos inny załapał, to niech się pochwali.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Hmm... pomysł mi się podobał. Błędy wytknęli moi poprzednicy, więc jak już tego robić nie będę.
O ile dobrze zrozumiałam, sugerujesz, że każdy z nas, jest takim... workiem treningowym, dopóki nie umrze. Później nasza świadomość sobie... egzystuje, aż w końcu kandydat na studenta zostanie wybudzony. A co z tą czystą świadomością z ziemi? Jest niszczona? Bo tu mi zgrzytało. Skoro jest ona przenoszona do człowieka, to jak te Istoty pamiętają co robiły na ziemi? Bo przenoszona jest w końcu kopia ich świadomości.

Jakbym mogła oceniać dałabym... 4,5.

witam lady madder
wszystko bierzesz zbyt dosłownie, ja chciałem tylko pobudzic ludzki umysł, chciałbym napisać wiecej ale jak tutaj zinterpretuje to opowiadanie to z mojego głównego założenia nic nie wyjdzie, to wszystkim narzuce swoje zdanie.
jak chcesz to moge ci odpisać na meila bardziej szczegółowo
pozdrawiam serdecznie i dzięki za komentarz

To nie branie zbyt dosłownie tylko... hmm... jak mi się jakiś tekst spodoba i coś jest nie do końca wyjaśnione, to ciekawa jestem :D A Twoja koncepcja przypadła mi do gustu ;)
Pozdrawiam, miłego wieczoru :)

z ciekawości rodzi się zwątpienie, a zwątpienia krótka droga do poszerzenia wiedzy. a to tylko same pozytywy.
równiez miłego wieczoru

masztalski 2011-01-21 17:33
witam
do dj Jajko
powinieneś napisać "subiektywna"
pozdrawiam serdecznie

Jak wszyscy wiedzą, moje opinie są obiektywne :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

witam dj Jajko:)
" to moja osobista, obiektywna opinia ;)"
może się mylę, ale pisząc "moja osobista" dajesz swoje subiektywne odczucia, obiektywna jest wtedy jeżeli pomijasz swoje osobiste opinie.
definicja obiektywizmu zgodnie ze słownikiem PWN
«przedstawianie i ocenianie czegoś w sposób zgodny ze stanem faktycznym, niezależnie od własnych opinii, uczuć i interesów» http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2569460
pozdrawiam serdecznie:)

Znowu mnie coś drażniło w Twoim opowiadaniu. Dlaczego prowadziłeś dialog z małej litery? To jedna sprawa, druga - przecinki, właściwie ich brak. Rozumiem, że można zapomnieć. Ale jeśli braku je przed "który", "że" i dwie linijki dalej znowu przez "który", to nieco rozprasza. Właściwe rozśmiesza. Ale - tu użyję słów koleżanki - coś się tli. Tylko przed Tobą dużo dmuchania zanim zobaczymy płomyk.

Pozdro.

twoje słowa są ostre jak brzytwa:) oczywiście żartuje.
to było moje pierwsze opowiadanie jakie tu zamieściłem, i nie myślałem, że takie rzeczy jak przecinki i zaczynanie dialogów z małej litery jest aż tak istotne. teraz juz wiem, ze tutaj musze na to uważać i się staram:)
zawsze większą uwage przywiązuje do treści niż do opakowania, ale zdaję sobie sprawę, że nieraz przez opakowanie towar nie jest do sprzedania.:)
dzięki za poświecony czas
a tak apropo wysłałem ci na meila ten dłuższy tekst
pozdrowionka

W wolnym czasie przeczytam:)

spokojnie, mi się nie spieszy:)

Mam uwagi podobne jak przedmówcy. Opowiadanie było całkiem strawne do chwili wybudzenia się - dalszy ciąg, według mnie, zupełnie nietrafiony.

Pozdrawiam.

no cóż kazdy ma swoje odczucia. takie zakończenie zrobiłem z premedytacją, chciałem coś przez to przekazać, najwidoczniej mi się nie udało.
dzięki za komentarz
pozdrowionka:)

Mi się podobał pomysł, czytałem z zainteresowaniem, chociaż literówki nieco to utrudniały (ale tego można unikać). Nie jestem pewny, czy prawidłowo odebrałem początek tekstu, gdzie bohater snuje rozważania nad tym, czy żyje, czy nie, ale ten filozoficzny aspekt trochę mnie rozbawił, może dlatego, iż został przedstawiony w błyskotliwy sposób (ten ciąg z rękami był kapitalny :)) Na przyszłość: dbaj o prawidłowy zapis, a będzie nieźle :)
Pozdrawiam 

dzięki to było moje pierwsze opowiadanie jakie tu zamieciłem, i szczerze nie przykładem do literówek az tak dużej wagi, ale teraz juz się staram:)
dzięki za miłe słowa.
pozdrowionka

Muszę przyznać, że pomysł niczego sobie. Naprawdę jest ciekawie. Początek trochę skojarzył mi się z Końcówką Becketta. Niemniej to takie bardzo luźne skojarzenie.
Tradycyjnie już wykonanie mogłoby być na wyższym poziomie:)
Jeśli chodzi o wyjaśnienia na końcu, to absolutnie mi nie przeszkadzały. 
Okej, to teraz przymykam oczy na błędy i stawiam... 4.

dzięki:)
to było pierwsze opko które tutaj zamiesciłem mam pomysł na jego rozszerzenie wtedy je wrzuce ponownie.
tak z ciekawości spytam jaka myśl wyciagłaś z tego tekstu?

Nowa Fantastyka