- Opowiadanie: RzezbiacyWeMgle - List z przyszłości, czyli prolog (+18)

List z przyszłości, czyli prolog (+18)

Opowiadanie napisane w formie listu który został wysłany do nas z przyszłości. Chciałbym żeby było ono wstępem do świata który sobie stworzyłem, także jest dużo genezy,  staram się też zarysować realia konfliktu z którego wyrasta później fabuła.  List z przyszłości ma stanowić bazę do serii opowiadań pt. Matronice nad którą obecnie pracuję. Nie wiem kompletnie jak wyszło i czy osiągnąłem zamierzony efekt, gdyż jestem początkujący.

Oceny

List z przyszłości, czyli prolog (+18)

 

Spadł nam samiec z pantałyku.

Nastąpiła subwersja płci.

Zwyciężyły. Koafiury kolorytu akwarystycznego gruzu.

 Niewiarygodne, a jednak.

 Stało się.

 

Cywilizacja mężczyzn upadła. I aż chciało by się powiedzieć: że wyrznęła z kretesem. Chociaż, jak na sztucznie skleconą abominację, którą przy życiu utrzymywała jedynie monogamia, to i tak zaskakująco długo dogorywała. Chwała jej za to i nie ma co się pastwić nad nieboszczykiem. Bo co to da? Wbrew głoszonym obecnie dogmatom nowej religii, należy powiedzieć sobie prawdę – rządy samca nie były znowuż aż takie złe. A prawdopodobnie zawiniły jedynie, pozostawieniem po sobie okropnego niesmaku, którego nijak nie można się pozbyć. Owszem gorycz zemsty wykręca ludziom twarze, ale robi to nie gorzej niż porażka.

Gdyby tylko mógł trafić się wtedy jakiś opyszały piewca przyszłości. Z mordą nie wyparzoną na tyle aby odważyć się prorokować upadek imperium płci brzydkiej. To z pewnością by do tego nie doszło. Nasz zdrowy rozsądek musiało przyćmić dwanaście tysięcy lat patriarchat. Poczuliśmy się za pewnie i nie zauważyliśmy w porę nadchodzącej katastrofy. Wręcz książkowy przykład pychy. Zaprzepaściliśmy swoje prominentne miejsce w naturze i pociągnęliśmy za sobą cywilizację fallusa.

A taka była zaawansowana, przystojna, okrąglutka. Dosłownie jak przednia kamerka twojego smart-fona. Nie zrozum mnie źle. Choć płaczu są nieprzebyte wapory to akurat nikt już po niej nie szlocha. Zapewniam cię. Dawno temu przestaliśmy. Bo ileż można? Na dobrą sprawę nie mamy nawet czego wspominać. Niewiele uchowało się historii po minionych wiekach. A zwłaszcza pewnych anteriorów, którym można by zawierzyć. Nie dziwota, gdyż minęło może sześćset? a może siedemset lat? Odkąd te szyte grubymi nićmi społeczeństwa padły trupkiem i zamieniliśmy się w zwierzęta. Nie znamy nawet dokładnej daty końca, bo Kałużnice jak zwykle mącą w swoich podawaniach.

Tak, kobiety dobrały się do władzy. Teraz to one grają pierwsze skrzypce. Kontrolują wszystko, łącznie ze zniewolonym samcem. Trafiło się ślepej kurze ziarno. Ależ folgują sobie teraz. Dziwnie się na to patrzy. Do nieuwierzenia. Zerwały się z jarzma naturalnego porządku i siłą wcisnęły samca pod obcas. Zgotowały nam Wspólne Księstwo Matriarchatu z Monastyrem na czele. Ale taka jest już kolej rzeczy. Zwłaszcza po zaliczeniu sromotnego gruchnięcia o dno stworzenia. Kiedy szare masy za bardzo napatrzą się na śmierć (musowo taką zaserwowaną w niewyobrażalnych męczarniach). To później naciągają jak oszalałe do religii. Jak trwoga to do Ciemiężonej! A nom omen było na co popatrzeć, oj było!

Zatem od początku.

Przygotowaliśmy się na wojny. Wyprodukowaliśmy i uzbroiliśmy tysiące atomówek. Lecz paradoksalnie nigdy ich nie użyto. Naddatek niszczycielskiej siły groził bowiem rychłym końcem świata. Cały glob wzięto za zakładnika. Później tylko każdy patrzył sobie na ręce, panicznie bano się wciśnięcia czerwonego guzika.

Przygotowaliśmy się na braki konwencjonalnych źródeł energii. Wiedzieliśmy doskonale, że ropa nie będzie przecież płynąc wiecznie. Dlatego zbudowaliśmy silniki zasilane: słońcem, falami morskimi, wiatrem, wodorem oraz każdym innym odorem, jaki tylko udało nam się znaleźć.

Lecz niezwykle przezornie – najlepiej przygotowaliśmy się na choroby. Znacząco urozmaiciliśmy gammę dostępnych medykamentów. Wspaniałe środki bez dwóch zdań, niektóre zażywaliśmy mimochodem, będąc cali i zdrowi. Wyłącznie dla zabawy.

Chyba aż za bardzo byliśmy wyczuleni na wszelkie możliwe zło. Za mocno poszliśmy do przodu i zapomnieliśmy o tyle. Albo ktoś nam wrzucił mordercze tempo. Bo przegapiliśmy jeden niesamowity banał. Z pozoru drobny nie liczący się szczególik – w porę nie dostrzegliśmy obumierającej empatii naszych serc. Toteż kompletnie zniszczył nas brak miłości.

Istnieją macanci teorii spiskowych którzy twierdzą, że taki był właśnie cel. Mawiają, że jacyś Iluminaci lub inni Masoni specjalnie nastawili nas przeciwko sobie. – Otóż nie do końca wiadomo. A teraz to ze świecą szukać. Wiadomo tylko że ludzie z jakiegoś powodu zatracili kompatybilność i nie pogłębili uczuć wyższych.

Cywilizację bezlitośnie zabiła – wręcz ponuro zaszlachtowała – gwałtownie postępująca depopulacja globu. Tak po prostu. Nie było komu wodzy trzymać. Został sam technologiczny pęd machiny bez operatora.

Kiedy szło nam świetnie i nic nie zapowiadało tragedii. Populacja osiągnęła dziesięć miliardów i kwantytatywnie wkroczyliśmy w nowy wiek. Długość życia dzięki medycynie wydłużyła się prawie dwukrotnie i zapanował względny pokój. Nie prowadzono żadnych działań militarnych na szeroką skalę. Zatem pozostało tylko świętować i kochać bliźniego. Prokrastynacja na całego. Zapomniano jedynie: że hoduje się przecież człowieka. Istotę parszywie pazerną, słabo miłością pałająca. Zatem niedługo trzeba było czekać na pierwsze bolączki chowu spod cywilizacyjnego klosza. Bywają takie gatunki które słabo rozmnażają się w niewoli. Może my też tak mamy? Gdyż ci którzy zaistnieli, nawet nie myśleli o latorośli, oj nie. Mało kto chciał potomka, którym należałoby się zajmować i upierdliwie wiecznie przejmować, gdy wkoło panowała hekatomba pokus ku rozwiązłości. Nowych rodzin nie przybywało zbyt wiele. Niesamowicie ciężko było znaleźć drugą połówkę. Kapitalistyczni ludzie dobierali się kierowani parafernaliami i wedle precjozów. Wiecznie im coś nie pasowało, jakby zacietrzewili się na własny gatunek oraz intencjonalnie szukali ości niezgody między sobą.  

Prostą matematyką zakrawając o wyobraźnie licząc – każdy związek heteroseksualny bądź też homoseksualny (z odrobiną wysiłku), musi zwrócić do społeczeństwa dwójkę potencjalnych reproduktorów, ażeby dług monogamiczny zaciągnięty spłacić i naród mógł się odrodzić niczym feniks, tyle że nie z popiołów, ale z własnej ludzkiej materii. Owoc trzewi stworzyć i spuściznę im przekazać. Zmuszony jestem napomnieć o tak prostych kwestiach, bo z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu, przerwaliśmy ten łańcuch pokoleń. A stało się to u schyłku dwudziestego pierwszego wieku. Zapomnieliśmy, czy jak? Chyba nikt nie był zainteresowany kolebką życia.

A już, zwłaszcza gdy w koło latała tyle perspektyw na karmienie własnego „Ja”, które najwidoczniej lubić spędzać czas w samotni i myśli wyłącznie o sobie. No więc jak można było obronić się przed bombardowaniem z niżu demograficznego? Które spadło nam na głowę? Nie można. Na to tarczy jakoś jeszcze nikt nie wymyślił.

Zastanawiano się jeszcze przez setki lat, jednocześnie stawiając pytania – Jak mogliśmy do tego dopuścić? że nagle dzieci zbrakło? Skąd wziął się ten wszędobylski wstręt do macierzyństwa? Lecz nikomu nie udało się wymyślić nic sensownego, żadnej konkretnej dialektyki, toteż zaczęto maglować i obwiniać za wszystko ludzką naturę. Ale nie sposób jest przecież ocenić ludzi, którzy żyli prawie siedem wieków temu. Co nieco jednak nam wiadomo. Na przykład to: że kobiety sprzed upadku wzdragały się rękami i nogami przed tym, aby pod jednym dachem z chłopem żyć, ojcem ich dzieci bądź też jakimkolwiek innym, niestety dokładnych powodów ku takiemu kaprysowi nie znamy i już nigdy nie poznamy. Instytucja rodziny legła w gruzach za sprawą dziwnego trendu, ducha czasów – bądź też jakiejś innej mrocznej siły. Pierwsze stręczycielki własnego gatunku uznały się bowiem za piękne niczym prawdziwe diwy i wymagały by wzbijać pokłony ku pęknięciu wzgórka Afrodyty, same oczywiście nie wnosiły nic w zamian do puli ogółu. Ślepo uznając swą płonna wierzchniość i egzystencję za wystarczający powód do brania z samego dna gara. To za sprawą ich rozwydrzonych gardzieli. Rolę mężczyzny jako dostarczyciela zasobów niezbędnych do przeżycia rodziny – bez pardonu zastąpiła polityka ówczesnych rządów, a mężczyzn umiejętnie wykastrowano z wrodzonego obowiązku. Nowo powstała mutylacja okrzyknięta została cywilizacyjnym postępem. Wszyscy musieli dźwigać brzemię w postaci samotnych matek i płacić słony rachunek za ich zabawy, mimochodem wliczony w budżet państwa. Były narody, gdzie sześćdziesiąt procent wszystkich dzieci wychowywało się bez ojca w domu, a jedynie z często wymienianym przechodnim substytutem. Oczywiście lumpenproletariat od zawsze bytował na dyspensie społeczeństwa i nie ma co się nad tym rozwodzić, jednak nigdy nie miał aż tak dużo do powiedzenia – wyniesiony na ambony rządzących. Napompowaliśmy kobiecą estymę tak bardzo, że potem nie można było się do wnętrza ich oślizgłej groty dostać. Została przewalutowana na wyższy status społeczny i takowoż zajadle jej strzeżono. Gdyby skrywała jakiś niebotyczny skarb to jeszcze dało by się to jakoś zrozumieć, ale nawet pacholęcie wie, że jeśli jakikolwiek skarb miałby się w niej znaleźć to należało go tam wpierw umieścić, chcąc-niechcąc jedynym znanym sposobem, niezmienionym od tysięcy lat. W przeciwnym wypadku jest tylko diaboliczną pieczarą służącą rozkosznym lumpkom oraz narzędziem do kontroli samca. Kto by się spodziewał, że w takiej konstelacji konstruktu społecznego, seks dla mężczyzn zatraci cały swój majestat i zacznie przypominać uwłaczający kawał padliny którym treser psiarni podrzuca przed nosem wygłodniałego wilczura. Psiarz wie doskonale, że nie chcesz, ale weźmiesz. Choć śmierdzi i truje. Bo nie ma nic innego, a jeść przecież musisz. Rozum zawsze przegra walkę z popędem. Nigdy się to nie zmieni.

Pewnikiem jest także panująca wtedy – wszechogarniająca społeczeństwo hipergamia. O czystości łoża zupełnie zapomniano, a promiskuityzm rozkwitał w zastraszającym tempie. Sam lateks i guma przestały wystarczać. Zatem szybko pojawiły się nowe metody antykoncepcji. Przystąpiono do czynnej walki z płodem. Człowiek jeszcze nigdy przedtem nie pieprzył się na taką skale i nic z tego nie wynikło, no może oprócz kilku chorób wenerycznych. Wszyscy traktowali aborcję jako zwykłą codzienną czynność. Podobno mówiło się otwarcie, że wagina kosztuje milion dolarów podczas gdy wystarczy tylko szesnastu mężczyzn, aby zapłodnić wszystkie kobiety na całym świecie, czyli jakieś pięć miliardów czczonych macic. W głowie się nie mieści taki fanatyzm do tego co zawsze było na naszym stole. Wtedy też, Kobiety zaczęły pierwszy raz zażywać te niby to ich zbawienne pastylki, które zapobiegały zapłodnieniu i nigdy już nie przestały. Zresztą Księstwo w dalszym ciągu i dzisiaj wymaga od poddanych brania przeróżnych środków, a one wręcz kochają wszelkie tableteczki, wydaje się, że gdyby mogły to nic innego by nie jadły.

Kiedy przestano całkowicie myśleć o konsekwencjach – płonne ciało mianowano na nowego Boga i rozpoczęto martyrologiczne obrzędy, umyślnie przekraczając znane nimfetkom granice rozkoszy. Tak powstały wyznawane obecnie paradygmaty Monastyru, głoszone i usilnie przestrzegane przez Kałużnice. Starania kobiet ku pełnemu zaspokojeniu uznano za marność i annały te wsadzono między ryt zwany ułomnością ciała, brzemię, które każda afrodytka znosić musi, bez wyjątków. Monastyr wymaga regularnego rozładowywania grzesznego ciała przez swoje wyznawczynie.

 

Wracając jednak do upadku cywilizacji mężczyzn. Ci którzy myśleli, że odejdzie ona w fanfarach dział lub w cieniu atomowego grzyba, pierwsi srogo się zawiedli. Było wręcz na odwrót, panował spokój i równowaga. Po cichutku nas załatwili. Ludzie odchodzili masowo we własnych domach. Zasypiali kompletnie osamotnieni głęboko tkwiąc w swoich wygniecionych fotelach, gdy ich zegar biologiczny niespodziewanie przestawał kręcić zmurszałą wskazówką. Zabierał ich sen wieczny nachodzący spokojną atramentową nocą, i zostawali już na zawsze sami, zastygli z otwartymi oczyma, będąc skąpani w niebieskawej poświacie telewizora, który tylko powtarzał w kółko, że wszystko jest w należytym porządku, a może nawet i lepiej. Gdy włamywano się później do tych mieszkań, na ekranie odbiornika i w domu latały stada much. Zazwyczaj były to już zetlałe zwłoki, makabryczny wykipiały człowiek oraz zielonkawo-brązowe olbrzymie zaschnięte nacieki na podłodze, jak na dłoni było widać ileż to żółci każdy w sobie trzyma. Najbardziej perspektywicznym zawodem wybieranym przez młodych był grabarz, ale i tak nie umiano sobie poradzić ze skalą zwykłej zasłużonej człowiekowi śmierci. Krematoria chodziły cały czas. Oczyszczano miasta ze zwłok. Jednakże szybko okazywało się, że wszelkie starania spełzły na niczym. Bo dla kogo to oczyszczać? Kto tu niby przyjdzie po nas mieszkać? Lepiej miasto zostawić odłogiem niczym masywną nekropolię. Skoro człowiek prawie wcale przestał się rodzić. 

Nie tak wszyscy wyobrażali sobie koniec cywilizacji i może to nas właśnie zgubiło. Nie działo się podobnoż nic aż tak nadzwyczajnego poza zastraszającą ilością naturalnych zgonów. Ogłaszano tylko gdzie jeszcze są ludzie i że tam warto by się było przenieść. Mawiało się, że teraz będzie nas po prostu mniej i ot wielka mi zaraz zmiana, że odbudujemy się, bo mamy przecież infrastrukturę, że nic nie stoi ku temu na przeszkodzie. Ludzie oczywiście byli głęboko zaniepokojeni, ale zaraz nowe większe domy otrzymywane wraz z przesiedleniem – sukcesywnie wymazywały ich smutek. Z początku nie wydarzyło się nic makabrycznego o czym wiemy. No może tylko jedno, gdyby tak na siłę czegoś się doszukiwać.

Otóż wielu ludzi na starość chcąc walczyć z samotnością zaopatrywało się w towarzysza miru domowego jakim jest kot bądź też pies. Co było zresztą jak na tamte czasy dosyć popularne. Nawet dziś sobole koty są przecież uwielbieniem Kałużnic. Niestety dla plagi zastygłych starowinek, piorunująco okazało się, iż czworonożni kuweciarze po śmierci właścicielek dalej coś jeść muszą. Boleśnie odnotowano, że nawet zwierzę domowe w tym przypadku umie kierować się instynktem przetrwania lepiej aniżeli człowiek, gdyż koty szczególnie szybko zapominają o otrzymanych uczuciach i trosce, jakby te nigdy nie istniały. Ludzka twarz i szyja opiewa z reguły w najdelikatniejsze mięso, najłatwiejsze do dziabnięcia i wyszarpania dla kota ze względu na niezbyt silne szczeki. Opałaszowane nagie czaszki często witały grabarzy po włamaniu się do mieszkania, wtedy wiedziano, że należy uważać na kota, który posmakował ludzkiej krwi. Kalorie z właściciela po pewnym czasie kończyły się a wygłodniałe zwierzę jest przecież zdolne do wszystkiego i oszalałe może roznosić wiele chorób.  

Należałoby też koniecznie zwrócić kredyt przyjaźni jaki zachełpiły sobie naszemu sercu psy, które to, kiedy znalazły się w identycznej sytuacji jak koty to potrafiły zwyczajnie zlegnąć obok ich ukochanego pańcia, zatracić się bezpowrotnie w letargu i czekać cierpliwie na pomoc bez podgryzania. Aczkolwiek jeśli już targnęły się na konsumpcje to potrafiły bardzo długo czekać i dobierać do ciał właścicieli dopiero gdy same były prawie że na skraju padnięcia. Chyba właśnie o to chodzi w byciu najlepszym przyjacielem.

 Prawdą jest, że społeczeństwa postarzały się okropnie, żałością jest nawet to wspominać. Jak to się wtedy po ichniejszemu mówiło. Nie było komu szklanki wody podać, gdy ludzie umierali, czy jakoś tak. Wszędzie były same staruszki. Pierwsze stąpnięcie niżu demograficznego uderzyło koło roku dwa tysiące setnego. Ludzi wymiotło wtedy o połowę. Niektóre narody już tylko później dogorywały do końca. Na przykład: ostatni Koreańczyk odszedł w dwa tysiące siedemset siódmym. Japończycy za to próbowali siebie oraz innych ratować syntetycznymi macicami, jednakże to wciąż były maszyny, które należało wyprodukować. Chińczykom raz się jeden zachciało moralności, zacietrzewili się i nie chcieli dać półprzewodników na elektroniczne surogatki.

Owszem elektroniki było dużo, ale ludzi po sto kroć więcej, nie dało się dla wszystkich naprodukować zachcianek. Technologia też nieźle się rozwijała i zresztą nadal to robi, z tą tylko różnicą, że jest ona dostępna niewielu wybranym. Zresztą większość wiedzy technicznej wciąż używamy z tamtego mrocznego okresu. Ówczesny niedobór półprzewodników rozpoczął dość duży problem, gdyż stanowią one element każdego obwodu. Wielkie korporacje paradoksalnie wolały produkować jakieś masturbatory aniżeli wspomóc Japończyków w walce z niżem demograficznym. Byli tacy co do końca zarabiali pieniądz.

Zakumulowane w rękach niewielu precjoza musiały ostatecznie doprowadzić do bratobójczej walki. Wpajana od samej kołyski w dwudziestym pierwszym wieku idea konsumpcjonizmu umarła wydawać by się mogło dosłownie z dnia na dzień. Zakłada się, że w pewnym momencie nie było już komu imponować pychą lub co z gorsza czymkolwiek innym. Podobnież ludzie w końcu policzyli wszystko tak skrupulatnie, że nie zostało im nic z samego życia. By później ten życiodajny bilon mógł okazać się najzwyklejszą celulozą; salda na kontach natomiast tylko kolorowymi pikselami, a gwałtowne uświadomienie sobie o tym przyszło nam w niewyobrażalnych boleściach. Niewiele jest bowiem rzeczy mających prawdziwy wpływ na standard życia i przez to posiadających swój realny wymierny przelicznik na podobne temu typu assety. Platyna, złoto, srebro, kruszce i metale szlachetne – o nich zawsze mówiło się, że nigdy swej wartości nie zatracą i że dalej będą barterem służyć, tak samo zresztą jak diamenty, rubiny, szmaragdy oraz inne tego typu klejnoty, na których siłę kupczenia srogo przeliczyli się niektórzy antenaci którzy próbowali swym życiem podczas upadku pieniądza frymarczyć. Następną kategorią nieocenionych skarbów jest chociażby urodzajny habitat jak żyzna gleba pod uprawę roli i bydła albo tereny do zasiedlenia, gdzie w nos trąci jodem lub jest po prostu tak piknie, że aż dech zapiera. Istnieją także wartości metafizyczne jak nauka, sztuka, poezja oraz ich generyczne owoce w postaci książek i można by zasadniczo stwierdzić, że leżą one u podstawy źródła każdej opracowanej przez nas kiedykolwiek technologii, która ma na celu ułatwienie warunków bytowania ogółu. Choć o ich prawdziwej wartości przekonaliśmy się dopiero dosyć niedawno, kiedy to ostatecznie wydarto nam wypracowany postęp technologiczny siłą oraz zarezerwowano go do użytku wyłącznie dla wąskiej grupy kapituły mateczek rządzących monastyru. Na samym końcu splendoru wyceny jestestwa (choć dla niektórych jest to wręcz przeciwnie – sam zaczątek każdego liczącego się sumptu) znajdują się wartości czysto subiektywne, płynące z wnętrza każdego człowieka. Złowieszczy ateiści, dopóki nie wyginęli nazywali nas ciepłą pulpą w worku z flaka i obwoluty skóry. Uczucia, emocje, poglądy i przemyślenia – ostentacyjnie uważali za nikomu nie potrzebne rozterki, które winny być zaledwie kalką wspomnień, szczelnie zamkniętych w migdali mózgu, a jakimś cudem zdołały przebić się do serca i duszy.

Wychodzi zatem na to że można ewaluować absolutnie wszystko co bezpośrednio wypływa na jakość naszego życia ale tylko z zachowaniem zdrowego homocentryzmu jako nas samych w pozycji literalnie nadrzędnej, poza liczbowej i głębszej niż sama niewiadoma. Ogółem myśli się, że to właśnie my nadajemy temu wszystką wartość. Jednak nic bardziej mylnego. Takim właśnie myśleniem nasi przodkowie wpadli we wnyki pychy. Zapomnieli o czymś takim jak bezduszność kalkulacji i czemu miałby służyć użyty przez nich wzór, ale była pośród nich garstka takich, którzy pamiętali o tym aż za dobrze i oszukali ich. Matematyka została królową nauk, nie dlatego że można za jej pomocą wszystko opisać, ale dlatego że zawsze zwróci nam jakiś wynik, prawdziwy, lapidarny bądź iluzoryczny, z reguły dodanym powodem i wymogiem od zmiennych. Jeszcze nie zdarzyło się przecież tak żeby wysłany w przestworza samolot nie wrócił na ziemie, czy tego chcesz czy nie. Tam wysoko wszystko będzie tylko ustanowioną przez kogoś ilością spalania walczącą z ujemną siłą przyciągania, a jego pasażerowie wcześniej obliczonym i wyniesionym ciężarem. Nikt nie lubi tak o sobie myśleć, ale jednak na pokład wsiadłeś, zawierzyłeś swojej królowej. Spokojnie, tanio żeś skóry nie sprzedał. Pewnie skłoniła cię do tego estymacja prawdopodobieństwa katastrofy lotniczej? – Ah następna liczba. Tak poprowadzoną arytmetyką wszystko może mieć wartość jak i zarówno nic, i aż strach pomyśleć, że policzalność ta dotyczy zarówno samego człowieka. Relatywistyczne podana matematyka ujawnią swą prawdziwą naturę jako sofistyczne narzędzie w rękach kłamców. Tylko tak tłumacze sobie, że ludzie w dwudziestym pierwszym wieku mogli zatracić samych siebie i bez reszty pokochać papier, bo przecież tym pieniądze właśnie są, to zaledwie cyfry i kolorowy papier. Same w sobie nie mają żadnego pokrycia, choć kiedy pierwszy raz nam je przedstawiono to były wymienialne na najprawdziwsze złoto – przyniesione wprost ze skarbca, może dlatego wtedy żeśmy się tak srogo pomylili? Gdyż na sam koniec nie znaczyły nawet tyle co nic, a wraz nimi ich zatwardziali zawierzyciele. 

Kiedy ogłosili bankructwo całego świata i wyszło na jaw, że przez lwią część historii zaledwie jeden procent mości panów posiadał więcej niż połowę prawdziwego bogactwa naszego globu, ludzie zobaczyli w końcu obłudę i dopali ich. Maklerów z Wall Street przeciągano samochodami po ulicach Nowego Yorku. Wszędzie zabijano hegemonów pieniądza. A nawet piekło się ich i zjadano ze złości. Córki gwałcono. Synów nabijano na pale jak w pańszczyźnianym powstaniu. Do aż tak dzikich zbrodni targnęła nas odczuwana masowo nieprzebyta niemoc po utracie pieniądza. Mogiła spowiła rasę ludzką doprowadziła do zaniknięcia słowa pisanego na trzysta lat i zdegradowała nas do życia w stadach. Dziś okres ten nazywamy mrocznymi wiekami.

Ogromny wyłom w dziejach, o którym prawie nic nie wiemy, powstałą skazę, w naszej i tak mało prominentnej historii – tytułowano Zaćmieniem. Podczas trzech wieków nieistnienia żadnej cywilizacji, oczywiście w nielicznych miejscach dalej kultywowano kulturę, sztukę i naukę sprzed światowej rzezi oraz masowego wymarcia narodów. Tradycję normalności prowadzili Ci którym udało się obronić przed szałem wściekle atakujących zewsząd coraz to bardziej prymitywnych plemion i zorganizować z innymi ocalałymi. Przykładano wtedy ogromną wagę do nowych, jak i posiadanych już technologii, a zwłaszcza tych sprzed upadku. Gdyż szybko zrozumiano, że tylko wiedza może pomóc ludziom przetrwać. Człowiek musiał pozostać człowiekiem, za wszelką cenę. Jednak niespodziewanie. Wręcz jak po złości, duża cześć danych zaginęła bezpowrotnie w niewyjaśnionych okolicznościach. Stało się to, kiedy całkowicie padła sieć globalna i nigdy nie dowiedzieliśmy się kto maczał w tym swoje palce.

W końcu wydawało się, że mężczyźni przez setki lat mordu ostatecznie osiągnęli apogeum zbrodni na własnym gatunku i życie można było stracić z najbardziej błahego powodu. Wtedy pośród niewyobrażalnego bólu i rozpaczy ducha – pojawiły się one. Orędowniczki nadziei. Niosące pokój oraz enigmatyczny kwiat Vulvy jako znak przymierza zawartego z Mateczką Wszechrzeczy. Były to pierwsze Kałużnice Łez Ciemiężonej Panienki, które zorganizowały się w zakon, później zwany Monastyrem. Polityka kobiet jakakolwiek egalitarna by nie była, to również odrodziła się i o dziwo udało się im zawiązać Wspólne Księstwo Matriarchatu. Choć do dziś nie wiadomo która z nich jest tą najważniejszą królową.

Niedobitki cywilizacji fallusa pochowały się do poszczególnych odbudowanych miast. Z czasem aglomerację otoczono wysokimi murami i wprowadzono prawa monastyru, tak narodziły się pierwsze ekumenopolis. Prawdziwą wygraną na upadku ludzkości i wojnie, okazała się być zawsze wszechobecna matka natura, która przez wieki pozostawiona sama sobie, na powrót wypotężniała. Pochłaniając opustoszałe miasta jakby nigdy ich nie było, staliśmy się dla niej nawozem, a na ich miejscu wyrosły potężne puszcze, pełne zwierzyny i urodzaju, to już nie jest ludzki świat tylko jego prawowitych zwierzęcych bestii. Wyspecjalizowane dywizje kobiet, które strzegą murów powstałych polis i zarazem jedynej przetrwałej opoki cywilizacji – noszą miano Amazonek. One wraz z Kałużnicami bezpośrednio sprawują władzę sądowniczą i wykonawczą, w trybie ex cathedra, jak głosi prawo Monastyru. Wypełniają jego wole każdym swoim czynem i jednocześnie odpowiadają gardłem za otrzymane rozkazy.

Pod rządami kobiet nastała nowa post-kapitalistyczna epoka człowieka hedonistycznego. W dalszym ciągu kultywowano tradycję kultu ciała sprzed mrocznych wieków i przerodził się on w obecnie wyznawane przez monarki paradygmaty. Brzemienność uważa się za dogłębnie destrukcyjną dla ciała afrodytek i co za tym idzie ich wrodzonego laboratoryjnie piękna. Monastyr surowo zakazuje noszenia ciąży oraz zaciekle ściga i likwiduje każdą napotkaną ku temu deifikację. Za to powstał nam nowy gatunek człowieka – homo novus. Który już nie rodzi się a jest natomiast “naradzany” z Surogatorek. Inkubatorów które powstały wieki temu jako pomysł Japończyków na walkę z postępującą depopularyzacją globu. Dzięki starożytnej technologii Kałużnice w końcu stały się paniami życia i śmierci, zabawiającą się genotypami alfą i omegą, swoistymi feminoidalnymi boginiami we własnym odczuciu, i chyba od zawsze im o to chodziło.

Z wulkanicznych wysp Japończyków udało się pozyskać jedynie prototypy ich wynalazku, inkubatory w rzeczywistości będące substytutem kobiecego łona nie stanowią problemu w produkcji i używaniu, ale utracona wiedza z dziedziny ektogenezy sprawiła, że o ile w przypadku kobiet – otrzymuje się zaskakująco świetne rezultaty, tak co do mężczyzn ma się to zgoła odwrotnie. Prawdopodobnie dlatego że gdy rozwijamy się jako płód to każdy jest najpierw dziewczynką. Przyjęło się wyznawać również i taki patos poczęcia.

Spisana na nowo historia ludzkości zatuszowała prawdę o rządach samca oraz o tym, że mężczyźni kiedykolwiek wiedli prym na tym padole samczych łez. Takie przekłamania idealnie wpisują się bowiem w obecną konstelację polityczną Kałużnic. Uważa się, że naturalną koleją rzeczy kobiety władały światem od zawsze, a mężczyzn stworzono by mogli im bezwzględnie służyć i umierać w nie swoich wojnach.

Pora zatem zadać najboleśniejsze pytanie ze wszystkich możliwych – Czy stłamszony męski ród podniesie się jeszcze kiedyś z marazmu w jaki obecnie popadł? Gdyby się dobrze zastanowić to należało by koniecznie napomnieć, że to właśnie im podziały się największe zbrodnie popełnione na tożsamości płci. Najpierw pozbawieni zostali ojców, później matek a na sam koniec wymazano ich dzieje tak żeby nawet nie myśleli, że są cokolwiek warci. Samczy chów obecnie całościowo służy monarkom. Mężczyzn tresuje się w głębokiej wierze do Ciemiężonej Panienki i w przekonaniu, że muszą wypełnić każde życzenie swojej Pani, nawet za cenę własnego życia. W utrzymaniu niewolniczego posłuszeństwa pomagają regularnie podawane supresanty wolnej woli jak i kodowanie DNA.

 

Choć wydaje się to całkowicie niemożliwe. Na burzliwym horyzoncie wciąż tli się wąski promyk nadziei. Niestety kłębiące się nad głowami samców poczerniałe nimbostratusy sukcesywnie uniemożliwiają im go dostrzec. Gorejąca ulewa nienawiści, wiecznie siąpiąca po nadstawionych karkach też ku temu nie sprzyja, gdyż niesamowicie ciąży na nas brzemię wyuzdanej posługi afrodytkom. Rozpaczliwie wypatrywany ratunek na poczerniałym firmamencie ukazuje się zaledwie niewielu wybranym, jest to garstka która potrafi samoczynnie myśleć, natomiast w mniej uświadomionych kręgach, o wybawieniu rozpowiada się jak o starożytnych legendach. Lecz treści przepowiednie pozostają niezmienne – tylko ci którzy będą wystarczająco odważni, aby nieprzerwanie spoglądać się w mrok, pierwsi dostrzegą przebijające się światło.

 Wznoszone zarzewiem płaczu samcze elegie podają zgodnie.

 Przed wiekami. Kiedy pojawiły się pierwsze Kałużnice i poczęły rasą ludzką rozporządzać a jednocześnie umacniać filary ich dzisiejszej władzy, to w pewnym momencie musiała odbyć się zażyła debata, o ustanowieniu nowego porządku świata. Zanim monarki pogrążyły mężczyzn w okropnej niedoli, wyjątkowo długo nie mogły się zdecydować, co do charakteru, jak i słuszności samej kary za zbrodnie jakich się samiec dopuścił na swych braciach i siostrach, gdyż zarówno nijak nie mogły przetrawić innej dopiero co poznanej gorzkiej prawdy. Która udowadniała dobitnie, że człowiek, niezaprzeczalnie widniał teraz jako zaledwie jeden z mnogich elementów świata naturalistycznego, a już na pewno nie jako jego najwspanialszy twór, zostaliśmy brutalnie zweryfikowani przez Zaćmienie oraz długi brak naszych cywilizacyjnych zabawek do miana istot podrzędnych w łańcuchu pokarmowym. Niestety zawsze wypadaliśmy niesamowicie blado i wątło w porównaniu co do urosłych na sile dzikich bestii – człowiek bez intelektu i swoich narzędzi oraz porządnej broni – pałęta się po głuszy jak łysa małpa, jest niczym udomowiony szczur, którego ktoś bez ogródek wykopał na wolność. Podobnoż musiano zaakceptować, że w wielu kwestiach podlegamy tym samym instynktom co zwierzęta, bo jak zresztą trafnie zauważyły niektóre zupełnie nieokrzesane afrodytki – nimi też miotał chutliwy letarg wywoływany ułomnością ciała, był czysty i nieuzasadniony. Zarzekały się, że dopadało ich nagłe podniecenie, nie wiadomo skąd. Zatem zanim ostatecznie podjęto decyzję o karze dla samca to Kałużnice musiały zwyczajnie obawiać się powtórki z historii oraz utraty tego co już zgrabnie udało się wypracować na duchowym poletku. Nie chciały nic namieszać. Gdyż doskonale pamiętały o tym, że niszcząca domena naszego gatunku zna wiele pokrętnych dróg nienawiści i tylko czyha, aby niepostrzeżenie wtargnąć się do uśpionej świadomości ich poddanych. Bo któraś z nich. Jakaś wyjątkowo nie będąca przeżarta złem do szpiku kości, najwidoczniej i taka się trafić musiała. Na widok konstruktu zła który nam samcom planowano poczynić – otrząsnęła się jakby za sprawą spuszczonego na głowę kubła zimnej wody oraz jako jedyna wstawiła się za naszym marnym losem – podkreślając, że wywłaszczenie sobie samczego umysłu może okazać się opłakane w skutkach, zwłaszcza dla niedawno powstałego przymierza kwiatu Vulvy z Mateczką Wszechrzeczy, a i że im nie można. Znaczy się kobietom – nigdy zapomnieć tak samo jak zdarzyło się to samcom, że światem jedynie przyszło im rozporządzać, lecz nie należy on do nich a ostatecznie do jedynej prawdziwej mateczki. Może się jej to nie spodobać i co wtedy? znowuż nas wszystkich pokarze. Nieznane są bowiem drogi w pełni zadowalające kobietę, możliwe nawet że nie istnieją. Jednocześnie pokusa zagarnięcia przez Kałużnice ultimatum władzy była niesamowicie silna.

Niestety nie zapamiętano imienia śmiałczyni która stanęła wtedy w obronie mężczyzn bądź też najzupełniej nie chciano go pamiętać. Jednakże wystarczyło, że innym monarkom poszło w pięty i wzięły sobie jej słowa głęboko do smolistych serc, pewnie dlatego że nie sposób było przyznać im racji oraz co z gorsza wymowności. Ostatnią rzeczą, której chciały Kałużnice to zasłynąć reputacją podobną do samca. Którego planowały przecież pogrążyć. Zatem podobna narracja nie mogła zaistnieć choćby w najdalszej konstelacji, Kałużnice obawiały się, że wszystko zostało by zaprzepaszczone. Zatem długo naradzały się afrodytki zanim były zgodne i osiągnięto wspólny konsensus.

Ostatecznie ustalono, że aby ocalić zamysł prawdziwego mężczyzny, którego idea wiktoriańska opisuje jako zdolnego by tworzyć i niszczyć wedle wolnego rozumu – należy powołać do życia wyjątkowo całkowicie samcze stowarzyszenie, o zaszczytnej nazwie: Męskie Epitafium Nauki, w skrócie MEN. Żeby w razie jakichkolwiek komplikacji, bądź też zwiastunów kary od Ciemiężonej – mogły bez problemowo pożądanego samca odtworzyć. Poprzedni koniec świata naszedł na nas pokrętną niespodziewaną drogą przecie. Oczywiście Kałużnice nie mogły w żaden sposób przyznać, że czerpią jakąkolwiek pomoc od samca, dlatego wiedzę o MEN postanowiono trzymać w najgłębszej tajemnicy.

Wspaniałomyślność afrodytek sprawiła, że poderwały się do wiwatu na wydźwięk proponowanego rozwiązania. Kałużnice zresztą przystały by na wszystko, bo bezsprzecznie potrzebowały tabunów niewolników, których zamierzały wykorzystać do wybudowania swojej – nowej, większej i co najmniej sto razy lepszej cywilizacji niż poprzednia. Swoją epokę – mającą trwać co najmniej kolejne trzy milenia.  Wspaniale okrzyknęły cywilizacją Vulvy.

Bardzo szybko okazało się później, że ten niby to zbawienny kwiat, którego złożyły na ręce świata Kałużnice – a ponoć podarowany został im przez samą Mateczkę Wszechrzeczy (a na dobrą sprawę nikt jej jeszcze nigdy na oczy nie widział), wymagał wręcz hektolitrów krwi i potu, wyciśniętego z samczego chowu jako pożywki do zasilenia i rozwoju. Rodzicielka świata w pewien sposób dotyka nas wszystkich. Takaż nieśmiała z niej już matrona, ale wie przynajmniej co lubi, gdyż skórę i kości zostawia – odpadki wyrzuca.

Podobnoż Męskie Epitafium Nauki w rzeczy samej zostało utworzone, około dwustu pięćdziesięciu lat temu. A na jego członków wybrano samych specjalnie wyselekcjonowanych i najdorodniejszych mężczyzn jakich tylko udało się Kałużnicom pochwycić, potraktowały sprawę jak rasowe uwodzicielki i wysiliły się porządnie (co też nie dziwi biorąc pod uwagę ich wezbraną chuć), podobno bez większego trudu znaleziono wielu godnych reproduktorów.

Ale oprócz wyglądu istniały dalsze kryteria wyboru. Mężczyźni chociażby musieli też władać dość pokaźnym ilorazem inteligencji, bo stojące przed nimi zadanie nie było w żadnym wypadku łatwe. Brano tylko naturalnie zrodzonych. Taki był pierwszy wymóg. Podobno tradycja ta, od tego samego momentu utworzenia była surowo przestrzegana w MEN, a i również w czasie późniejszym głęboko się zakorzeniła.

Tutaj wielu samców łapie się za głowę. Mówi się przecież o kilku generacjach mężczyzn z Epitafium. Jakim zatem kawałem skurwiela trzeba być? By zlegnąć z Kałużnicą? I jeszcze ją napompować? Coś takiego nie mieści się nikomu normalnemu w głowie. Tutaj kończy się ich wyobraźnia. Ale mit podaje krótko: wszyscy musieli być poczęci i naturalnie zrodzeni. Wychowywali się za to wzajemnie, mieli ku temu całą hierarchię Samczego Rodu.

Kałużnice nazywają naturalnie zrodzone dzieci kunami. I unikają ich jak ognia. Więc nie wiadomo która z nich miałaby się zgodzić na zapylenie, nawet przez boski okaz mężczyzny. Zapewnie siostrzyczki przyjęły ciąże jako najwyższą ekspiacje – całkowite poświęcenie.  Nie jeden chciałby chociaż na taką spojrzeć, monarka z brzuchem, niesamowite.

Owszem widuje się brzemienne kobiety. Widnieją one na plakatach, jedne konają w palącym się stosie a jeszcze inne czekają za uniesionym szafotem. Kałużnice musiały trzymać precedens dziecioróbstwa w głębokiej tajemnicy i legenda niestety nic więcej nie rozjaśnia na ten temat.

 

MEN zjawiskowo działało prężnie i świetnie, potwierdzając swoje walory. Sukcesywnie pozostawało też ukryte, z dala od oczu wścibskich niewtajemniczonych monarek.

Dzisiejsi macanci teorii spiskowych jako przesądzający dowód o istnieniu MEN podają jakość produkowanych w tamtym okresie samców, czyli zaraz po uformowaniu się księstwa. Złote czasy. Absztyfikanci byli lepsi aniżeli kiedykolwiek później. Wspaniałe chłopy się wtedy pałętały po tym padole. Nie sposób jest im zaprzeczyć. Aż same Kałużnice też teraz wzdychają i za nimi płaczą. W pierw nas bez kozery wytłukły a teraz dopiero się pytają: Gdzie ci mężczyźni? Gdzie te chłopy? Tupet godny afrodytki.

Samiec naradzany pod wodzą MEN zasadniczo był idealny i zawsze żądanego genotypu wierzchniego. Symetryczny tak iż dało się go opisać na kole. Słowa legendy wskazują wyraźnie, że wszelkie zasługi za powstały wtedy materiał ludzki należałoby zwrócić członkom Epitafium zwanym Poganiaczami Samców Rozpłodowych.

Orda Poganiaczy, choć stanowiła zaledwie małą częścią struktury MEN, to była bezsprzecznie najważniejsza. Zrzeszała diabelnie dobrych genetyków, którym udało się złamać kod istnienia i wykorzystać go do produkcji prawdziwych mężczyzn. Poganiacze wiedzieli doskonale co robią i z należytą namiętnością oddawali się swojej pracy. Poczynili milowe kroki w dziedzinie ektogenezy i potajemnie współpracowali z Kałużnicami, aby ich Surogatorki zawsze zawierały same najwspanialsze męskie embriony, wedle życzenia księżniczek. Tylko zadawalający samiec gwarantował pokój i przetrwanie Samczego Rodu. Każdy kto twierdził inaczej – uchodził za głupca. Sami Poganiacze podobno obrośli przez to w piórka. Ale szybko im wybaczono i znoszono ich nonszalanckie humory, gdyż Epitafium zrozumiało w jakiej trudnej konstelacji się znalazło.

Zawiązane w tajemnicy przymierze płci, trwało w najlepsze przez dwieście lat, aby niespodziewanie dobiec końca. Podobno powstał wtedy niezły ambaras. Ale należało się tego spodziewać. Musiało się to w końcu źle skończyć. Gdyż jakby nie patrzeć przecież, postawiono naprzeciw siebie – najzapalczywszych w świecie bałamutów oraz wiecznie jurne monarki. Zagorzałe romansowanie członków Epitafium z Kałużnicami, w celu pozyskania nowej krwi, zakończyło się olbrzymim rozłamem i niesubordynacją samca. Nie wiadomo co wprost się wtedy zadziało, ale przypuszalnie doszło do olbrzymiej makabreski. Skro całe stowarzyszenie raptownie przepadło i stało się mitem.

Dostojny Samczy Ród został zmuszony do ucieczki w popłochu. Niezgoda doprowadziła do wielu rozłamów także pośród braci i pogubili się oni po świecie. Przelano tyle krwi, że słońce nie wzeszło przez trzy dni. A poranione serca Kałużnic broczyły kadzącą smołę. Na nic jednak zdał się ich lament oraz piłowanie zębów. Było już po wszystkim. Samiec niczym rodowity wilk zerwał się z łańcucha i czmychną w siny las. Nie zbaczając na posykiwania napotkanych żmij. W końcu był wolny.

 

Z początku chutliwe księżniczki nie przejęły się za bardzo. Zamierzały całkowicie wykorzystać posiadany samczy chów, który pozostawiło im MEN i znajdował pod ich całkowitą kontrolą. Monarki zwróciły się w kierunku naturalnych metod rozmnażania. Myśl o nich co prawda jeżyła im włosy na głowie, ale zdawało się, że nie miały innego wyboru.

I wtedy właśnie okazało się, że Orda Poganiaczy Samców Rozpłodowych nie tylko zabrała się w te pędy, ale także upewniła się, że nie pozostawiła po sobie żadnej wiedzy z ich dobytku. Dodatkowo: naradzane przez nich sztuki samca okazały się zabezpieczone genetycznie przed powieleniem. Byli piękni, przystojni, przybyczeni i bezpłodni. A klony nie wiedzieć czemu nie wyrastały i umierały dość szybko. Kałużnice musiały znowu same zająć się perserwacją samczego chowu. Zapewnie na samą myśl jak to będzie teraz wyglądać, ugięły się pod nimi zazwyczaj uniesione nogi.

Po utracie miodku, który im dotychczas serwowano, monarki wpadły we nieopisaną wściekłość. Wiedziały, że dorodny samiec, którego potrzebują do sakramentów ułomności ciała przecie – niedługo wyginie i zostaną one zaledwie z samczykiem. Cieniem tego co wręcz można by ozwać zaspokojeniem. Marnymi genetycznymi popłuczynami. Teraz znowu musiały przestawić się na suche kości. Albo radzić sobie na własną rękę, instrumentami dostarczonymi przez Monastyr.

Poganiacze za ten nikczemny czyn okrzyknięci zostali największymi w świecie kreaturami jakie kiedykolwiek chodziły po matczynej ziemi. O samej Ordzie zaś – słuch kompletnie zaginą. Każdy z nich zabrał co swoje i również się rozdzielili. Można bym im wiele zarzucić, że zawsze dąsali się jak gąski. Były z nich dumne pawie, ale na sam koniec udowodnili, że nie bez powodu obdarowywano ich szczególnymi względami, bo wykazali się chytrością i rozumem. Dobitnie udowadniając po której stronie stoją i dlaczego uchodzą za klejnot MEN. Wysoki Samczy Ród – nie wolno zapominać, że zabawy z nim grożą sparzeniem.

Zdaje się wyliczyć, że Epitafium zeszło do podziemia prawie dwieście lat temu. Zaś sama legenda kończy się słowami dającymi najwięcej nadziei.

Podobno Samczy Ród gdzieś daleko schowany cierpliwie czeka na odpowiedni moment, ażeby wybranego dnia sądu pojawić się na poczerniałym horyzoncie i będąc skąpanym we blasku przyniesionej chwały stoczy zwycięski bój, odbierając kobietom co zawsze należało do nich. Przywrócą mężczyźnie jego prawowite miejsce w naturze. A swoich braci płci wybawią od niegodnej posługi u afrodytek.

Nawet pośród trzeźwo myślących mężczyzn (nie zwaśnionych supresantami wolnej woli) zdania są głęboko podzielone. Połowa z nich uznaje przepowiednie jako zwykłe bajdurzenie. I w rzeczy samej ewaluuje jej treści do rangi mitów. Są to defetyści, którzy dawno temu przekreślili własny ród.

Pozostali którzy kurczowo trzymają się nadziei, twierdzą, że jeżeli MEN miało by powrócić to musi zrobić to teraz albo nigdy, wydaje się, że lepszy moment już nie nastanie. W przyszłości mogą zniknąć ku temu podobne sposobności.

Cywilizacja Vulvy, w rzeczywistości składa się z rozsianych po świecie ekumenopolis, wszelki transport odbywa się drogą powietrzną, a odizolowane miasta właśnie doświadczają pierwszych bolączek wieku pacholęcego. Szwy trzymające cywilizację kobiet zaczynają powoli puszczać. Aż strach jest cokolwiek powiedzieć.

Jeżeli MEN w ogóle istnieje to musi przeprowadzić odwet teraz, gdyż później może już nie być czego zwyczajnie ratować. Patrząc wprzódy, to gołym okiem widać, że kolejny upadek wisi jak na włosku. Kobiety jednak nie dają sobie przemówić do rozsądku.

Monastyr swoją niemoc i niemożność zapanowania nad płcią piękną przekłada na żelazną politykę i tylko mnoży drakońskie prawa. Za najmniejszą deifikację można stracić głowę, a mimo to, monarki dalej chcą sobie oczy nawzajem wydłubać. Samo kierowanie nienawiści na barki samca przestało im w zupełności wystarczać. Pod rządami kobiet kompletnie nie wiadomo co już jest ustanowionym dekretem a co tylko ich chwilowym wymysłem. Wypychanie jednostki przed szereg ustanowionych praw jest czymś normalnym, w ichniejszych sądach chodzi o porywiste historie, nie zaś o sprawiedliwość. Zarówno nie brakuje oczywiście takich afrodytek, które wywyższają się ponad wszelki stan. Burząc i podważając ustanowiony porządek. Swoje nikczemne czyny motywują kwiatem Vulvy, Ciemiężoną Mateczką i zdrowiem kolektywu poddanych.

Powiedzmy sobie zatem coś szczerze – bezsprzecznie jest widać, że porządnego chłopa im brak, toteż dostają jakiegoś stanu pomroczności jasnej. Najwyraźniej dać im świat to za mało, gdyby pozbawić go testosteronu i nie ma kogo gryźć.

 

 

Rok Panieński 2783

Koniec

Komentarze

RzeźbiącyWeMgle, ponieważ to tylko prolog, a nie skończone opowiadanie, bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na FRAGMENT.

Chciałabym też abyś wiedział, że fragmenty (zwłaszcza tak obszerne) nie cieszą się powodzeniem wśród użytkowników tego portalu. Mało kto chce tracić czas na lekturę tekstu, nie mając gwarancji, że kiedykolwiek doczeka się dalszego ciągu. Dlatego lepiej zamieszczać skończone opowiadania, niż ciąć je na kawałki.

Ponadto fragmenty nie wchodzą do grafiku dyżurnych, więc ci nie mają obowiązku ich czytać. Nie mogą też być nominowane do piórka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka