- Opowiadanie: gylo24 - Luka, część 2

Luka, część 2

Cześć! Dziś chciałbym zaprezentować opowiadanie pt. “Luka”, nad którym pracowałem od jakiegoś czasu. Jest to tylko 2/3 pełnego opowiadania z uwagi na to, że całość wyszła dosyć długa. Jeżeli się spodoba i kogoś z was zaintryguje to z przyjemnością wrzucę pozostałe dwie części. Zachęcam do oceny zarówno pod względem całej historii jak i stylistyki, no i czy opowiadanie da się w ogóle czytać. :D Za wszystkie opinie i poświęcony czas na czytanie serdecznie dziękuję!

Pierwsza część opowiadania znajduje się tu: Nowa Fantastyka - Opowiadanie: gylo24 - Luka, część 1

Oceny

Luka, część 2

VI

Powoli nastawał świt, a oni ponownie znaleźli się w lesie. Pojedyncze promienie światła przebijały się z łatwością przez liczne gałęzie drzew pozbawione już w większości liści, gdzie jedynie nieliczne z nich wciąż trzymały się gałęzi. Z tego powodu musieli zajechać głębiej, by mieć pewność, że nikt nie zauważy ich, jadąc szlakiem prowadzącym prosto do wioski. Obydwa wierzchowce zostały przywiązane do pobliskiego drzewa i od razu zaczęły skubać gęstą, już nie tak intensywnie zieloną trawę. Wilk siedział pod wielkim, szaro–białym głazem, przy którym obaj się zatrzymali, gdy uznali, że są w bezpiecznej odległości od szlaku. Pojedynczy głaz był na tyle duży, że obaj byliby w stanie schować się za nim i to bez zbędnego schylania się. Wilk odpoczywał w tym miejscu samotnie, czekając na Lukę, który poszedł szukać wody, jak powiedział wcześniej, wydawało mu się, że w tych okolicach znajdowała się niewielka rzeczka. Było to niezwykle istotne, ich zapasy wyczerpały się kilka godzin wcześniej, a oni sami byli bardzo spragnieni.

Wioska, do której zmierzali, była oddalona o co najmniej kilometr od miejsca, w którym się zatrzymali. Kiedy kilkanaście minut wcześniej zaczęli zbliżać się do niej, Luka zatrzymał swojego konia, a to samo zrobił Wilk.

– Arch jest tuż przed nami, widzisz ten las? – zapytał ochrypłym głosem, wycieńczony podróżą. Przed nimi w oddali widoczny był gęsto zarośnięty zagajnik, do skraju którego prowadził trakt, którym poruszali się do tej pory. – Wioska jest skryta tuż za linią drzew. Kiedyś znajdowała się na jego skraju, jednak gdy została opuszczona, drzewa rozrosły się i całkowicie ją pochłonęły.

– Widzę – odpowiedział zmęczonym głosem Wilk. – W takim razie jedźmy do niej.

– Nie – odparł krótko. – Skręcamy tutaj. – Luka zawrócił wierzchowca w lewą stronę, zbaczając z drogi i powoli poprowadził Orę w głąb zarośniętej łąki. – Nie jedziemy do wioski. To zbyt oczywiste, mogliby nas tam szukać. Lepiej będzie udać się w głąb lasu, teraz musimy być szczególnie uważni. Jedź ostrożnie i powoli, zostawimy wtedy mniej śladów.

W ten sposób dotarli do wielkiego głazu, pod którym w pierwszej kolejności usiadł Wilk, odpoczywając po intensywnej jeździe. Dźwięki, jakie wydawał, gdy schodził ze swojego wierzchowca, sugerowały, że niedawne spotkanie ze strażnikami, zaczynało dawać mu o sobie znać. Luka mimo wyraźnego zmęczenia postanowił ruszyć, poszukać wody.

Po dłuższej chwili, kiedy Wilk nabrał oddechu, a plecy i brzuch przestały go tak intensywnie boleć, wstał, by rozprostować kości, przechadzając się po okolicy. Udał się do koni, głaszcząc obydwa i klepiąc po pyskach. Zatrzymał się przy drugim wierzchowcu i spojrzał na niego wzrokiem pełnym bezwarunkowej miłości i szczerym uśmiechem.

– Jak powinienem Cię nazwać moja droga? – zapytał wierzchowca, który wrócił do skubania trawy, nie zważając na jego słowa. Wcześniej upewnił się, czy na pewno jest to klacz, a jego przypuszczenia się sprawdziły. – Hmm, coś wymyślimy.

Odwrócił się w stronę białego głazu i zobaczył coś, czego wcześniej nie zauważył, a co teraz przyciągnęło jego wzrok i przyprawiło o intensywne bicie serca. Momentalnie podbiegł do głazu i dotknął go wewnętrzną stroną dłoni, jego palce jeździły po szorstkiej powierzchni skały, a usta poruszały się, nie wydając najmniejszego dźwięku. Wszelkie oznaki zmęczenia zniknęły w ułamku sekundy.

Z głębokiej zadumy wyrwał go dopiero Luka, który wyszedł spomiędzy drzew tuż za Wilkiem, niosąc dwa bukłaki pełne wody.

– Mam wodę, na pewno ci się przyda – powiedział w stronę odwróconego towarzysza.

Stojący dalej przy głazie Wilk, słysząc te słowa, skoczył do góry przerażony i odwrócił głowę w stronę Luki. Niestety jego prawa dłoń, która w tym momencie dalej dotykała powierzchni głazu, przesunęła się gwałtownie, zahaczając o wyraźnie wypukły i ostry fragment formacji skalnej. W konsekwencji na skale pojawiła się czerwona smuga, a z jego dłoni zaczęła intensywnie cieknąć krew.

– Aaaau, cholera jasna! – krzyknął, przyglądając się niewielkiemu rozcięciu na wewnętrznej stronie dłoni. – Niech to szlag!

– No, no, masz talent Wilku – stwierdził ironiczne Luka, który ewidentnie odzyskał humor i siły po krótkiej przechadzce do strumienia. – Pozostaje dla mnie tajemnicą, jak przetrwałeś tak długo.

– Przestraszyłeś mnie. Mogłeś się tak nie skradać – odparł zdenerwowany, próbujący drugą dłonią zatamować krwawienie.

– A ty mogłeś zostawić ten biedny głaz w spokoju. Teraz masz karę za zbędne dotykanie kamieni. Myślałem, by się chwilę przespać, ale pewnie to nie jest zbyt dobry pomysł, bo kto wie, co może ci wpaść do głowy – zaśmiał się wyraźnie w lepszym nastroju. Podszedł do swoich rzeczy i wyjął z jednej torby coś w rodzaju bandaża i rzucił go Wilkowi. – Masz, owiń sobie dłoń.

– Luka, spójrz tylko – odparł, kompletnie ignorując docinki towarzysza. Złapał bandaż i owinął bezładnie dłoń, cały czas spoglądając na biały głaz. Dotknął drugą ręką skały w tym samym miejscu, co jeszcze chwilę temu. – Widzisz ten symbol? Poznajesz go?

Luka podszedł do głazu i spojrzał w miejsce wskazywane przez Wilka. Początkowo nic nie zobaczył, jednak po chwili zrozumiał, co chłopak chciał mu pokazać. Na głazie wyryty był symbol Rdzeni Mocy, jednak wyglądał na bardzo niewyraźny i mało widoczny.

– Ten twój znak, tak? I co w związku z tym? – zapytał beznamiętnie Luka.

– I co w związku z tym? – Wilk niemal krzyknął. – Czy to nie wskazuje wyraźnie, na potwierdzenie tego, o czym ci opowiadałem przez niemal całą noc? – Wilk wyjął spod koszulki wisiorek Rdzeni Mocy, zdjął go z szyi i ujął w prawą dłoń. Niestety założony chaotycznie bandaż tylko częściowo zakrywał rozcięcie na dłoni, przez co jedna ze spirali na wisiorku została naznaczona warstwą świeżej krwi. – Przecież to ten sam symbol! Powtarza się w tak wielu miejscach, to nie może być żaden przypadek. Ktoś, kto wyrył go na tym głazie, musiał mieć ku temu jakiś wyraźny powód!

– To nic nie znaczy. Co z tego, że się powtarza? Mówiłem ci już, że to prawdopodobnie symbol, do którego ludzie dorobili sobie własne znaczenie. A jaka jest prawda? Tego już nigdy się nie dowiemy. Może oznaczał coś istotnego, ale równie dobrze mógł być znakiem jakiegoś starego, wędrownego ludu lub wskazywać drogę.

– Ależ to znaczy tak wiele, Luka, dlaczego nie chcesz tego zrozumieć!? – Wilk krzyczał zdenerwowany w jego stronę, wymachując dłonią zaciśniętą na wisiorku.

– A dlaczego ty masz taką obsesję na punkcie tej legendy? Nawet nie masz na to żadnych realnych dowodów. To, co znalazłeś do tej pory, mogło być tylko wymysłem ludzi, którzy żyli przed tobą – stwierdził spokojnym i wywarzonym głosem.

– Obsesję? To nie obsesja, ja tylko głęboko wierzę w to, że one istnieją.

– Mi to brzmi na obsesję. Wszystko, co do tej pory mówiłeś, owszem brzmi ciekawie, jednak w dalszym ciągu nie masz żadnych dowodów na potwierdzenie tych słów. Skąd masz taką pewność, że one faktycznie istnieją? Słyszałeś o kimś, kto widział choćby jeden z tych Rdzeni? – zapytał z lekkim uśmieszkiem na twarzy.

– Ja widziałem jeden z nich! – krzyknął, a jego głos poniósł się głęboko po lesie. Machnął dłonią ze wciąż zaciśniętym w niej wisiorkiem, tak mocno, że krople krwi wyleciały w powietrze, zatrzymując się na pożółkłych liściach leżących na glebie. Zęby zgrzytały, a skóra twarzy nabrała intensywnych kolorów czerwieni, ujawniając tym samym żyłki pulsujące w okolicach czoła. Oddychał ciężko i lekko drżał, wpatrując się w towarzysza morderczym wzrokiem o zwężonych źrenicach oczu.

– Coś ty powiedział? – zapytał zaskoczony Luka ściszonym głosem.

– Widziałem… – odpowiedział Wilk znacznie ciszej, niemal szeptem.

Kolejne słowa jednak utknęły mu głucho w gardle.

– Napij się wody. – Luka podał mu bukłak, który wciąż trzymał w dłoni, a Wilk bez wahania wziął go do ręki i wypił całą zawartość.

Kiedy skończył, podszedł z powrotem do skały i usiadł przy niej, wpatrując się w zakrwawiony wisiorek, przedstawiający Rdzenie Mocy.

– Nie powiedziałem ci wszystkiego, Luka – stwierdził powoli. – Jest jeszcze coś. Tamtej nocy, gdy poznałem mojego przyjaciela, wydarzyło się coś jeszcze.

Luka patrzył na niego zaintrygowany. Nagła zmiana zachowania towarzysza, jego ton głosu, wściekłość i wyraz twarzy sprawiały, że chciał dowiedzieć się więcej o historii Rdzeni, co do której autentyczności dalej miał duże wątpliwości.

– Siedziałem wtedy samotnie pod drzewem w ciemnym lesie, było coraz zimniej, nie wiedziałem, czy trzęsę się tylko z zimna, czy też ze strachu. Byłem przerażony, co chwila zdawało mi się, że widzę coś pomiędzy drzewami, a świst wiatru i hukanie sów przyprawiały mnie o zawał serca. Sądziłem, że zaraz umrę z zimna bądź rozszarpany przez jakieś dzikie zwierzę. Nie wiedziałem, która z tych opcji jest lepsza. Nie chciałem jednak umierać, chciałem dalej żyć. Nie byłem jednak w stanie się ruszyć, zimno i strach całkowicie sparaliżowały moje ciało. Zacząłem więc błagać o pomoc. Kogokolwiek, czegokolwiek. Tak bardzo nie chciałem umierać…

Luka słuchał uważnie w ciszy ani myśląc, by mu przerwać.

– Wtedy stało się coś dziwnego, czego nie zapomnę do końca życia – powiedział po krótkiej chwili, nie patrząc nawet na Lukę. – Moje oczy zaczęły zamykać się samoistnie, myślałem, że to koniec i już nigdy się nie otworzą i umrę. Stało się jednak coś zupełnie innego. Przez zamknięte powieki dojrzałem jakieś światło, początkowo niewielkie, rosło i stawało się coraz bardziej intensywne. Otworzyłem delikatnie oczy, a ono mnie oślepiło, padało na całe moje ciało, sprawiając, że cały chłód momentalnie zniknął, a ja przestałem się trząść. Było takie przyjemne i ciepłe, napawało czymś w rodzaju… nadziei. Uniosłem dłoń do oczu, by osłonić je przed intensywnym światłem, a wtedy przed sobą ujrzałem postać. Była to kobieta, szła do mnie boso, w białej sukni na ramiączkach opadającej poniżej kolan. Choć jesień trwała już od jakiegoś czasu, a drzewa zaczęły zrzucać swoje liście, to wokół miejsca, gdzie stała Ona, wszystko tętniło życiem. Nie byłem jednak w stanie dojrzeć jej twarzy, bił od niej tak intensywny blask, który odsłaniał jedynie jej wąską sylwetkę oraz złote włosy powiewające delikatnie na wietrze. Była cudownie piękna. Kroczyła powoli w moją stronę, a ja nie czułem już strachu, czułem jedynie dziwną pewność, że wszystko się jakoś ułoży. To było niesamowite uczucie. Kiedy stanęła przede mną, usłyszałem jej piękny, łagodny głos docierający do moich uszu.

„Prosiłeś, a więc jestem. Czego szczerze pragnie twe serce, Rivel?”

– Wypowiedziała te słowa, a ja bez wahania odpowiedziałem. Nie chciałem umierać, chciałem jedynie, by ktoś mi pomógł. Chciałem żyć i nie być już samemu – powiedział cicho, a z jego oczu spłynęły pojedyncze łzy.

– Tylko tyle byłem w stanie powiedzieć, jak również tylko tego pragnąłem w tamtej chwili. Ochrony i ciepła. Nie widziałem jej twarzy, ale w jakiś sposób czułem, że się uśmiechnęła. A był to uśmiech, który tylko matka może dać przestraszonemu dziecku, które prosi o przytulenie. Prawdziwy, szczery, matczyny. Ja również uśmiechnąłem się do niej, a ona po chwili odwróciła się i zaczęła odchodzić. Prosiłem, by nie odchodziła, a wtedy we własnej głowie usłyszałem słowa. „Nie będziesz sam”. Następnie zniknęła, a z nią cały jej blask. Nie rozumiałem, co się stało, jednak dokładnie w tej samej chwili zza drzewa wyłoniło się zwierzę. Poczułem, że wraca do mnie strach i zimno, jak również i paraliż. Wilk jednak podszedł do mnie powoli i położył się na mnie, przykrywając mnie ciepłym futrem. Było to tak przyjemne uczucie, że zasnąłem momentalnie. Miała rację, od tamtej chwili nie byłem już sam. Wilk był ze mną przez długie lata, chroniąc mnie, ucząc i ratując z opresji wiele razy. Gdy się rano obudziłem, nie było po niej żadnego śladu, Wilk jednak dalej był przy mnie i od tamtej pory mnie nie opuszczał.

Luka skierował wzrok prosto w załzawione oczy Wilka, a on odwzajemnił spojrzenie. Co zadziwiające, dojrzał, że z jego twarzy zniknął wszelki smutek, a zastąpiła go mieszanka gniewu i pewności siebie. Łzy dalej spływały mu po policzkach, jednak on z wściekłością wpatrywał się w Lukę, tak, że ten obawiał się, że zaraz się na niego rzuci.

– Mów sobie co chcesz Luka – wyrecytował pewnym siebie głosem bez najmniejszego śladu zająknięcia. – Możesz mi nie wierzyć, śmiało twoja wolna wola. Możesz mówić, że to, co wtedy zobaczyłem to zwykły sen, lub przewidzenie chłopca, który był na skraju wyziębienia. Mów sobie, że mam obsesję na punkcie mocy, mów sobie do woli, że to tylko bajki, w które wierze jak dziecko. Mów sobie to wszystko do woli!

Przerwał na chwilę, ocierając dłonią ostatnie łzy, spływające po policzku.

– Ale nigdy nie mów, że to był zwyczajny pies. Nigdy tak nie mów! – Wilk zaciskał dłonie tak mocno, że rana na jego dłoni, która ledwo przestała krwawić, otworzyła się na nowo.

– Ja nigdy… – Luka próbował wytłumaczyć się, jednak Wilk mu przerwał.

– Po prostu nie mów! – wykrzyczał wściekły. Jego ton głosu był tak gwałtowny, że Luka pierwszy raz wystraszył się towarzysza.

– Nigdy nic takiego nie powiedziałem i nie zamierzam mówić. Ochłoń Wilku – powiedział, próbując uspokoić wściekłego chłopaka.

Czuł smutek w stosunku do niego, domyślał się jak strata przyjaciela, który uratował mu życie, gdy ten był dzieckiem, a potem towarzyszył mu przez wiele długich lat, musiała boleć. Choć był to tylko pies, to Luka rozumiał przywiązanie do zwierzęcia i więź jaka, może się wytworzyć między nim a człowiekiem. On sam czuł wielkie przywiązanie do Ory i nie chciałby jej nigdy stracić, a z tego, co mówił Wilk, jego relacja z psem była znacznie silniejsza i trwalsza.

Nie był jednak pewny, co czuje do samych Rdzeni, w które tak mocno wierzył chłopak. Wiedział doskonale, że ten mówił prawdę, patrząc mu prosto w oczy i słuchając jego słów wypowiedzianych z taką mocą i uczuciem, wiedział, że nie byłby w stanie zmyślić całej tej historii. Jednak to, co widział, a jak wyglądało to w rzeczywistości to zupełnie dwie różne sprawy. Równie dobrze mógł być to sen, który Wilk wziął za prawdziwe wydarzenia, a zwierzę ochroniło go tylko z sobie znanego powodu, a nie dlatego, że Rdzeń natchnął go magiczną mocą. Wydarzenia te można by racjonalnie wyjaśnić, jednak wolał nie denerwować towarzysza, którego ciało aż drżało z emocji. Luka skłamałby, jednak gdyby powiedział, że te słowa nie wywarły na nim wrażenia i nie myśli o nich w ogóle.

– Powiedz mi jedno Wilku. Skoro ten rdzeń tam jest, to dlaczego nikt inny go nie widział? W okolicach Bremo kręci się dużo ludzi, głównie strażników i przez tak wiele lat na pewno ktoś by na niego trafił. Jak to się stało, że o nikim takim nigdy nie słyszeliśmy, a akurat ty na niego trafiłeś?

– Bo nikt go nie szukał – odpowiedział bardzo cicho, patrząc zamyślony w ziemię.

– Słucham? – zapytał zdziwiony, nie dowierzając temu, co słyszy.

– To proste Luka. – Wilk spojrzał wreszcie na niego, już znacznie bardziej spokojny i przypominający dawnego siebie. – Zwyczajnie nikt go nigdy nie szukał.

– Przecież ty też go nie szukałeś, czy się mylę?

– Nie szukałem go, owszem. Jednak trafiłem na niego przypadkiem i prosiłem o pomoc, a każdy, kto o nią prosi, zostanie wysłuchany. A może to wcale nie był przypadek i od początku coś prowadziło mnie w to miejsce? Nie wiem, wiem jednak, że Rdzeń tam jest.

– A więc twierdzisz, że to takie proste? – Luka nie mógł w to uwierzyć. – Ten Rdzeń po prostu tam jest, ale jest niewidoczny dla ludzi?

– Jest niewidoczny dla tych ludzi, którzy go nie szukają i w niego nie wierzą – sprostował go. – Domyślam się, że ty byś go nie zobaczył.

– Całkiem możliwe, jednak nie brzmi to zbyt…

– Realnie? – zaśmiał się – Czasem trzeba odrzucić to, co znane i bezpieczne, by zdobyć to, co inni uważają za niemożliwe i nierealne.

– A więc sądzisz, że znajdziesz go ponownie?

– Jestem tego pewny. Wierzę w to całym sercem i poświęcę temu swoje życie, jeśli będę musiał. Wiem gdzie go szukać i jestem przekonany, że mi się uda. Dlaczego miałbym nie podjąć tego ryzyka Luka? Dlaczego miałbym porzucić moje marzenie o mocy, tylko dlatego, że misja ta jest ciężka i nie prowadzi do niej żadna z wydeptanych dróg?

– A gdy w końcu go znajdziesz? Co wtedy zrobisz? – zapytał z ciekawością.

– Zmienię ten świat Luka! – odparł, a na jego twarzy pojawił się beztroski uśmiech, zupełnie jak wtedy, gdy spotkali się pierwszy raz. – Położę kres wszystkim niesprawiedliwościom, to obietnica!

Luka pokiwał głową, patrząc na Wilka, po czym wstał i otrzepał się z ziemi. Słowa chłopaka jeszcze długo rezonowały mu w głowie. Chłopak schował zakrwawiony naszyjnik pod koszulkę i odchylił głowę, spoglądając na korony drzew górujące nad nimi.

– Muszę się przespać, padam z nóg. Jeśli możesz pełnić pierwszą wartę, to byłbym wdzięczny – powiedział Luka, zmieniając temat i przeciągając zdrętwiałe ciało.

– Jasne, nie ma problemu. – odparł Wilk cichym głosem.

Luka naciągnął kaptur płaszcza na głowę i położył się na trawie niedaleko miejsca, gdzie stały ich wierzchowce. Nie zasnął od razu, rozmyślał o tym, czego dowiedział się od Wilka, a gdy wreszcie sen go pochłonął, śnił o Rdzeniach Mocy i jak dzięki nim jest w stanie odmienić całe swoje życie.

 

VII

Obudził się nagle, spocony i zdezorientowany. Wiedział, że śnił o kobiecie, którą niegdyś znał i czuł coś do niej, jednak dokładne znaczenie snu rozmywało się z każdą upływającą sekundą. Miał wrażenie, że przespał wiele godzin, ale słońce, którego rozproszone promienie, padały na ziemie oprószoną licznymi liśćmi, było jeszcze wysoko. Z początku nie wiedział, gdzie się znajduje, dopiero po chwili jego świadomość również obudziła się z głębokiego snu i przypomniał sobie o wszystkim, co przeżył w ciągu ostatnich kilkunastu godzin. Plecy bolały go od twardej ziemi, jednak był do tego przyzwyczajony, wiedział, że ból minie tak szybko, jak tylko wstanie i przestanie o nim myśleć. Luka podniósł się z ziemi, wciąż zaspany ze sklejonymi oczami, rozejrzał się po okolicy, a jego serce momentalnie zabiło szybciej ze strachu. Wilka nigdzie nie było. 

Momentalnie chwycił miecz leżący u jego boku i w napięciu zaczął rozglądać się po okolicy. Obydwa wierzchowce stały dokładnie w tym samym miejscu, gdzie je zostawili wcześniej, więc Wilk na pewno nie uciekł. Z całą pewnością nie został też porwany, nigdzie nie było żadnych śladów, a ich obóz wyglądał dokładnie tak samo, jak przedtem. Najsensowniejszą możliwością było to, że Wilk z sobie tylko znanego powodu, porzucił wartę, którą obiecał pełnić.

Luka krążył chwilę po obozie z dłonią zaciśniętą na rękojeści miecza, sprawdzał, czy w okolicy na pewno nie ma jego towarzysza. Zniknięcie Wilka skutecznie przepędziło mu sen z powiek, sprawiając również, że całkowicie zapomniał o marzeniach sennych towarzyszących mu jeszcze kilka minut wcześniej. Kiedy zorientował się, że dalsze poszukiwanie nie ma sensu, usiadł pod skałą, z mieczem na kolanach i czekał, nasłuchując uważnie dźwięków, wydobywających się z lasu.

Po kilkudziesięciu minutach napiętego wyczekiwania Luka usłyszał w końcu szelest liści i dźwięk zbliżających się kroków. Wiedział, kto nachodzi, jednak dla pewności wstał, trzymając miecz w gotowości do ataku. Wilk wyszedł zza drzew i widząc Lukę stojącego przed głazem, uśmiechnął się, i jak gdyby nigdy nic zapytał.

– Wstałeś już? Mam nadzieję, że się wyspałeś.

Luka pomyślał, że chłopak jest niemożliwy.

– Czy ty nie miałeś przypadkiem stać na warcie? – zapytał oschle, powstrzymując falę napływającego gniewu.

– Miałem – odpowiedział bez wahania. – Ale to miejsce jest kompletnie bezpieczne, nikogo tu nie ma poza nami. Pomyślałem więc, że zobaczę, co ostało się z tej opuszczonej wioski.

– Czy ty słyszysz sam siebie? – Luka starał się nie krzyczeć. – Ledwie dzień temu prawie zginąłeś, nie wyciągnąłeś z tego żadnych wniosków? A co jeżeli ktoś by się pojawił? Miałeś pełnić wartę, byśmy mieli czas się przygotować do ucieczki lub obrony. Zamiast tego poszedłeś sobie na wycieczkę po ruinach?

– Uspokój się Luka. Nic się przecież nie stało – odrzucił spokojnie, choć jego twarz mocno się zaczerwieniła. – Zresztą sam mówiłeś, że strażnicy kierowaliby się do wioski, więc jakby kogoś zaatakowali to znowu mnie – kontynuował i zaśmiał się lekko, drapiąc się po głowie, co tylko bardziej rozwścieczyło Lukę. – Ty byłbyś bezpieczny.

Luka nieświadomie zaciskał dłoń mocno na rękojeści miecza i oddychał intensywnie, robiąc się bordowym na twarzy.

– A potem trafiliby też do mnie. Dlaczego ty nie myślisz? – krzyknął, jednak szybko zreflektował się i obniżył ton głosu. – To naprawdę takie ciężkie dla ciebie? Mogłeś nas zabić! Jak możesz być aż tak lekkomyślny? Co jest z tobą nie tak?

Wilk nie odpowiedział na żadne z pytań. Zrobił naburmuszoną minę i podszedł do zwierząt, dając im po jednym jabłku, które przyniósł ze sobą z lasu. Luka nie doczekawszy się żadnego wytłumaczenia, usiadł pod skałą i odłożył miecz na trawę obok siebie. Gniew, który go opanował, powoli go opuszczał, a on sam zaczął żałować, że tak brutalnie potraktował towarzysza. W dalszym ciągu uważał jednak, że ten pod żadnym pozorem, nie powinien opuszczać obozu.

– Znalazłeś, chociaż coś ciekawego w tej wiosce? – zapytał po chwili, gdy Wilk również usiadł pod jednym z drzew, dalej z obrażoną miną.

– Nic co byłoby dla ciebie ciekawego – odparł, a ton głosu niemal dorównywał minie na jego twarzy. Oschły, ciężki i ponury.

Luka pokiwał porozumiewawczo głową, nie miał zamiaru przepraszać ani prosić się o rozmowę.

– Możesz się przespać, ja teraz postoje na warcie – powiedział do chłopaka. Miał ochotę powiedzieć coś jeszcze, niekoniecznie przyjemnego, jednak ostatecznie powstrzymał się przed tym.

Wilk bez słowa położył się na ziemi. Wydawało się, że zasnął, jednak Luka był pewny, że czuwał jeszcze przez chwilę, zapewne rozmyślając o tym, co się wydarzyło. On sam siedział dalej pod skałą, obserwując liście na gałęziach drzew, poruszane przez lekką, jesienną bryzę i tak samo zanurzył się w myślach krążących mu głęboko w umyśle, próbując przypomnieć sobie bezskutecznie szczegóły snu, który przyśnił mu się, wydawałoby się tak dawno temu.

 

Miał długie godziny na rozmyślanie i dokładnie na to poświęcił ten czas. Nie mając innego zajęcia, które mogłoby sprawić, że wieczór zapadnie szybciej, przechadzał się po obozie, próbując uporządkować w głowie wszystko, czego się dowiedział w ostatnim czasie. Opowieść Wilka na temat Rdzeni Mocy, w dalszym ciągu była dla niego abstrakcyjna, jednak myśli na ten temat, wracały cały czas, wywołując ekscytację, do której nie chciał przyznać się sam przed sobą. Historia ta była ciekawa, jednak była ponadto zbyt piękna by mogła być prawdziwa. Wilk z pewnością wierzył w nią mocno, jednak dla niego nie było to wystarczającym powodem, by jeszcze bardziej, ryzykować życie, udając się pod Bremo. W innych okolicznościach z przyjemnością pojechałby razem z nim, tylko po to, by przekonać się, kto ma rację.

Wiedział, że Rdzenie również odwiedziły go w jego śnie, jednak nie mógł sobie przypomnieć, co dokładnie mu się przyśniło, zapomniał o tym w momencie, gdy zerwał się na nogi, szukając Wilka. Wściekłość na chłopaka przeszła mu bardzo szybko, nie było sensu roztrząsać tego tematu, najważniejsze, że mała wycieczka jego towarzysza nie przyniosła kłopotów, których obecnie im nie brakowało. Ponadto ich drogi miały rozejść się jeszcze tego samego wieczoru, Luka był pewny, że nie wyruszy w stronę Bremo, wiedział również doskonale, że Wilk nie porzuci swojego marzenia o znalezieniu Rdzeni. Obydwaj stali więc na rozstaju dróg.

Te kilka godzin poświęconych na kontemplacje minęły mu zaskakująco szybko. Gdy Wilk zaczął się budzić, słońce chyliło się ku zachodowi, zmieniając barwę nieba na krwistoczerwoną. Długi sen chłopaka oraz przemyślenia Luki przyniosły duże postępy w ich relacji, ponieważ ponura atmosfera zniknęła całkowicie, a oni sami byli w stanie ze sobą rozmawiać bez większych przeszkód.

– Luka, przepraszam za wcześniej – powiedział, gdy już otrząsnął się z sennych marzeń. Pomógł mu w tym pełen bukłak zimnej wody, którego zawartość wylał sobie na twarz. – Miałeś rację, nie powinienem opuszczać obozu. Przepraszam.

– Nie powinieneś. Najważniejsze, że nic się nie stało – odpowiedział Luka swoim naturalnym głosem. – Nie gniewam się, zostawmy to za sobą.

– Cały czas krążę z głową w chmurach. Zawsze miałem przez to kłopoty, jednak dalej postępuję w taki sam lekkomyślny sposób. Przepraszam, naprawdę cię przepraszam – powiedział, zaciskając pięści i kierując wzrok w swoje stopy. – Nigdy nie powinienem postąpić w taki sposób, po prostu nie przyszło mi do głowy, że może to być zła decyzja. Wizja tej starej wioski, w której mogłyby znajdować się jakieś zapiski o Rdzeniach, chyba przyćmiła mi umysł. Przepraszam…

– Zostawmy to za sobą – odparł mocno speszony Luka. – Znalazłeś tam, chociaż coś interesującego? – zapytał ponownie, licząc, że tym razem Wilk odpowie szczerze.

– Jasne, zostawmy to – odpowiedział, kiwając głową. – Jedynie kolejny znak Rdzeni Mocy. Wioska jest bardzo zniszczona i ograbiona. Nawet jeżeli było tam coś ciekawego, to z pewnością już tam tego nie ma – westchnął wyraźnie zawiedziony.

Luka pokiwał głową, nie odpowiadając.

– A więc czas chyba ruszać? – zapytał Wilk. – Wieczór się zbliża, niedługo powinniśmy zobaczyć księżyc. – Wyjrzał zza drzewa w kierunku traktu, z tego miejsca był w stanie dostrzec tylko strzępy ciemniejącego nieba. – Pełnia powinna być już niedługo?

Chłopak miał rację, Luka wyjrzał zza drzew w stronę nieba z pierwszymi gwiazdami i dojrzał jaśniejący księżyc nisko nad horyzontem, który przybierał już kształtem niemal pełny okrąg.

– Tak, trzeba się zbierać – odparł, ignorując pytanie o pełnie księżyca. – Jak rozumiem, nie zmieniłeś zdania i ruszasz pod Bremo?

– Nie zmieniłem. Tam prowadzi moje przeznaczenie. – Wilk uśmiechnął się delikatnie. – A ty, nie zmieniłeś zdania? Na pewno nie chcesz spróbować odnaleźć Rdzeni? 

Luka zamilkł na chwilę. Zdecydował już dawno, co musi zrobić i nie zmienił zdania, jednak jakaś niewielka cząstka jego samego, o której istnieniu do tej pory nie miał pojęcia, ciągnęła go pod Bremo.

– Nie – odparł w końcu. – Moje miejsce jest gdzie indziej.

Wilk kiwnął głową i popatrzył w oczy towarzyszowi.

– A więc to pożegnanie przyjacielu. Choć mam nadzieję, że nie na zawsze i że kiedyś nasze drogi ponownie się skrzyżują.

– Też mam taką nadzieję Wilku. Obyśmy obaj doczekali lepszych czasów.

– I żebyśmy obaj znaleźli, to czego szukamy! – powiedział, śmiejąc się i szczerząc zęby w stronę Luki. Wystawił prawą dłoń w jego stronę.

– Tak, obyśmy to znaleźli. – odparł Luka, kiwając głową w zamyśleniu. Uścisnął jego dłoń i spojrzał mu w oczy. – Obyśmy obaj zrealizowali własne marzenia.

Zanim ruszyli, szybko spakowali swoje rzeczy i załadowali je na wierzchowce. Luka wytłumaczył Wilkowi, którędy powinien jechać, by jak najszybciej przekroczyć rzekę. Dla pewności powtórzył mu to dwa razy, upewniając się, że zapamiętał i nie zgubi się w trakcie jazdy. Dalej chłopak był zdany tylko i wyłącznie na siebie. Kiedy Wilk był już gotowy do jazdy i miał ruszać, odwrócił się do towarzysza i powiedział.

– Jeszcze jedna, ostatnia rzecz Luka. – Wilk wydobył spod koszuli swój wisiorek w kształcie trzech spirali i zdjął go z szyi. – Chciałbym, żebyś to wziął. To w podzięce za uratowanie mi życia. Wiem, że nie wierzysz w Rdzenie Mocy, jednak może ten wisiorek będzie ci przypominał, że kiedyś spotkałeś na swojej drodze kogoś takiego jak ja. A kto wie, co jeżeli kiedyś ci się odmieni i sam zaczniesz ich szukać? Nigdy nie wiadomo! Wiem, że to mało, jednak ten wisiorek to chyba najcenniejsze co mam, więc przynajmniej częściowo wystarczy na spłacenie długu, jaki mam wobec ciebie. – Wilk obrócił wisiorek w palcach, przyglądając mu się uważnie ostatni raz. – Jest trochę brudny, to chyba nawet resztki mojej krwi. – Wskazał palcem na jedną z dolnych spiral, która była umazana zakrzepłą czerwienią. – Wybacz, że daje ci go w takim stanie, mogłem wcześniej go wyczyścić.

– Nie mogę tego przyjąć. – Powiedział zdecydowanym tonem Luka. – Nie jesteś mi nic winien, cieszyłem się, że mogłem spędzić jakiś czas z kimś, kto odpowiada na moje pytania. Ora nie jest najlepszą rozmówczynią.

Wilk zaśmiał się i podszedł do Luki, wciskając mu wisiorek w dłonie.

– Nie przyjmuje sprzeciwu. Dzięki Luka za wszystko. Będę cię ciepło wspominał przyjacielu – powiedział, a szczery uśmiech nie znikał z jego twarzy.

Luka nie mając wyboru, przyjął naszyjnik i zawiesił go sobie na szyi.

– Dzięki, zaopiekuje się nim – odpowiedział i również się uśmiechnął, nie tak wyraźnie, jak Wilk, jednak jak na niego było to bardzo dużo.

– A więc żegnaj przyjacielu. Choć mam szczerą nadzieję, że jednak kiedyś się jeszcze zobaczymy.

– Też mam taką nadzieję. Żegnaj Wilku, bezpiecznej podróży.

– Tobie też Luka, Tobie też. – Wilk wskoczył na swoją klacz i nie odwracając się w stronę towarzysza, ruszył w stronę szlaku. – Ruszaj Terra!

Luka zaśmiał się w duchu na dźwięk imienia, jakim chłopak obdarował swoją klacz. Nie był zdziwiony w żadnym stopniu. Obserwował go chwilę zza drzew, jak wyjeżdża na szlak i jak skręca w lewą stronę, zgodnie z radą, którą obdarował go wcześniej. Kiedy stracił go z oczu, sam wskoczył na Orę i ruszył tą samą drogą z lasu, co Wilk, a gdy dojechał do szlaku, skręcił w prawą stronę.

Ich drogi się rozeszły, obaj ruszyli we własnym kierunku, szukając swojego przeznaczenia.

 

VIII

Samotny jeździec przemierzał zakurzony szlak, bacznie obserwując czy na horyzoncie nie pojawia się ktoś, kto mógłby zwiastować niebezpieczeństwo. Słońce powoli wychodziło zza horyzontu, ogrzewając zmarznięte ciało Luki. Każda kolejna noc zdawała się coraz zimniejsza, tak więc ciepłe promienie słoneczne były istnym wybawieniem po całonocnej podróży. Ruszając na północ, Luka zdawał sobie sprawę, z tego, że temperatura tam będzie znacząco niższa, a nieuchronnie zbliżająca się zima sprawi, że podróż ta będzie niezwykle nieprzyjemna i pełna wyrzeczeń. Przygotowując się na każdą z możliwości, zaopatrzył się w kilka ciepłych ubrań, których części nie wahał się założyć już w tym momencie. Był gotowy na każdą ewentualność i wiedział, że nic nie jest w stanie zawrócić go z tej drogi.

Po dłuższym czasie zatrzymał się na szlaku i odwrócił w stronę wschodzącego słońca. Zawsze uwielbiał momenty takie jak ten, w których mógł zapomnieć na chwilę o całym świecie, by kontemplować w ciszy przy cudownym widoku rozpoczynającego się właśnie dnia. Niestety wschód zakłóciły liczne chmury burzowe, zbierające się na niebie w oddali, sprawiając, że widoczna w oddali droga, którą przebył, wydawała się ciemna, niedostępna oraz tajemnicza.

– Oby to był dobry znak moja droga – szepnął do Ory. Następnie odwrócił się i odjechał szlakiem, nad którym wciąż wyraźnie widniał księżyc, którego kontury z każdym dniem nabierały pełniejszych kształtów. Pełnia zbliżała się nieuchronnie.

Minęły trzy dni od momentu rozstania z Wilkiem, a wydarzenia z tamtego okresu powoli blakły w jego pamięci. Głowę zaprzątały mu inne myśli, które nie dawały mu spokoju. Luka zastanawiał się, czy w miejscu, do którego się kierował, znajdzie to, czego szuka. Przerażała go myśl, że cała jego podróż może okazać się bezcelowa. O tym ryzyku wiedział niemal od początku wyprawy, jednak mimo tego postanowił z pełną odpowiedzialnością je podjąć. Choć początkowo świadomość o tym docierała do niego bardzo nikłym echem, to wraz ze zbliżającym się celem podróży, głos ten przybierał znacząco na sile, coraz częściej o sobie przypominając. Tak jak żyjąc w świecie, w którym nie można być pewnym przeżycia do kolejnego poranka, tak teraz Luka nie był również pewny, czy odejście z tego miejsca cokolwiek zmieni. Myśl o tym, że cały jego wysiłek może nie przynieść żadnego rezultatu i jedynie pójść na marne, przyprawiała go o gęsią skórkę, a jedyne co dodawało mu otuchy to świadomość tego, że nie ma zbyt wiele do stracenia. Już nie ma. Mimo tych obaw brnął dalej przed siebie, bijąc się z własnymi myślami, jednak będąc konsekwentnym w swoim postanowieniu.

Miał na tyle dużo szczęścia, że przez większość trasy udało mu się uniknąć większych kłopotów, strażników było niewielu i tak jak się spodziewał, rzadko zapuszczali się w te tereny. Po trzech nocach samotnej podróży, nad ranem dotarł do pozostałości niewielkiej osady na uboczu, ledwo już widocznego szlaku. Zatrzymał się pomiędzy resztkami, gęsto porośniętych przez krzewy budynków, upewniając się wpierw czy nie widać tego miejsca z traktu. Choć nie powinien zatrzymywać się w takim miejscu, to był przekonany, że wioska jest tak dobrze ukryta, że nikt na pewno jej nie znajdzie. On sam znalazł ją całkowicie przypadkiem, krążąc w głębi lasu w poszukiwaniu schronienia przed mroźnym wiatrem. Ponadto liczba osób uczęszczająca tym szlakiem była tak znikoma, że wątpił, by ktokolwiek odwiedził to miejsce od lat.

Zsiadając z Ory, nakarmił ją i okrył prowizorycznym, aczkolwiek ciepłym płaszczem. On sam ułożył się niedaleko niej i szczelnie opatulony wieloma warstwami ubrań zasnął pochłonięty przez ogromne zmęczenie, ciesząc się, że ciepłe promienie słoneczne poranka, przebijające się przez pozbawione już liści korony drzew, będą ogrzewać go przez następne kilka godzin. Zanim jego oczy zamknęły się kompletnie, miał wrażenie, że zobaczył kilka płatków śniegu opadających powoli w jego stronę, lecz w tamtym momencie nie miało to już żadnego znaczenia.

Śnił. Luka stał samotnie w ciemnej jaskini. W prawej dłoni trzymał pochodnię, która płonęła pięknym, żywym ogniem, oświetlając ostre, czarno–szare kamienne ściany lśniące w jego blasku. Jaskinia była na tyle wysoka, tak że był on w stanie stać w niej wyprostowanym, nie uderzając głową o sufit. Ciągnęła się lekko w dół, jednak tam światło pochodni już nie docierało. Luka obserwował z zaciekawieniem miejsce, w którym się znalazł do momentu, kiedy daleko przed sobą zobaczył źródło innego światła, wyłaniającego się z nicości jaskini. Początkowo ledwo widoczny jasny płomyk, zbliżał powoli się w jego stronę, nabierając tym samym mocy z każdą upływającą sekundą. Luka nie przestraszył się, z niewiadomych dla siebie powodów, czuł, że zbliżające się światło, jest czymś, co niezwykle go ekscytuje, tak jakby od bardzo dawna czekał właśnie na ten jeden, konkretny moment, do którego prowadziło go całe jego dotychczasowe życie.

Po kilku silnych uderzeniach serca, światło było tak intensywne, że oświetlało całe jego ciało, przebijając tym samym światło pochodni, które zaczęło wyraźnie słabnąć. Wyglądało to tak, jakby zbliżające się źródło pochłaniało blask pochodzący od płonącej pochodni, aż do momentu, w którym połknęło je całe, gasząc ją i zostawiając za sobą tylko niewielką smugę unoszącego się powoli dymu. Mimo tak wielkiej intensywności światła wciąż nie było widać jego źródła. Promienie padające na jego ciało sprawiały, że Luka czuł się całkowicie bezbronny i bezsilny, próbował zasłonić przymknięte oczy dłońmi, jednak jego ciało było całkowicie sparaliżowane i nie był w stanie poruszyć się nawet o milimetr. Mimo to dalej czuł podekscytowanie, któremu towarzyszyło głośne bicie serca i intensywny oddech.

Źródło miało barwę jasnego złota mieniącego się w blasku słońca, z licznymi smugami kompletnej czerni, ciemnej niczym obsydian. Ściany jaskini, na które padało, mieniły się złotem oraz setkami innych, licznych barw zmieniających swoją intensywność oraz kształty wraz ze zbliżaniem się źródła. Blask nasilał się coraz bardziej, a Luka musiał teraz mocno mrużyć oczy, by cokolwiek dojrzeć, lecz nawet wtedy światło było zbyt silne dla jego już zwężonych do granic możliwości źrenic. Jedyne co udało mu się zobaczyć, to bardzo niewyraźne, kobiece kształty, z których wyłaniał się ten niesamowity, olśniewający blask. Jej długie, rozwiane włosy falowały lekko w powietrzu, wydając z siebie niezliczoną ilość cienkich promieni świetlnych o przeróżnej barwie. Po konturach jej szczupłego ciała można było wywnioskować, że jest kompletnie naga, jednak blask wydobywający się z każdego skrawka jej ciała sprawiał, że to Luka mimo pełnego ubioru, czuł się przy niej kompletnie goły i onieśmielony. Na jej twarzy widać było jedynie lekki zarys oczu, nosa oraz ust, i choć ta nie przedstawiała żadnego wyrazu, tak Luka czuł, że obserwuje go dobrotliwym wzrokiem, z delikatnym uśmiechem na ustach. Kobieta zbliżała się do niego lekkim krokiem, a za każdym razem, gdy dotykała stopą zimnej, ciemnej skalnej podłogi, ta zaczynała lśnić bielą. Choć wydawany przy tym dźwięk był cichy niczym szelest liścia upadającego bezwładnie na ziemię, tak w sercu Luki rozbrzmiewał echem, wywołując spazmy emocji od przerażenia do ekscytacji.

Kobieta zatrzymała się tuż przed nim. Luka stał dalej wyprostowany z podniesioną głową, spoglądając na stojącą przed nim postać, która jednocześnie go przerażała, jak i fascynowała. Czuł się speszony i chciał odejść jak najszybciej, lecz jego ciało w jakiś niezrozumiały dla niego sposób dalej stało w miejscu, emanując pewnością siebie i determinacją. Nie był w stanie w żaden sposób się poruszyć, aż nagle poczuł jak jego prawa dłoń, bez jego wiedzy, opada i upuszcza pochodnie, z której nie miał już i tak żadnego pożytku. Nagle dotarło do niego zrozumienie, opuścił wzrok, nad którym miał kontrolę i spojrzał na swoje ciało i tak jak podejrzewał, nie należało ono do niego.

Luka był jedynie obserwatorem, podczas gdy to Wilk stał w jaskini zamiast niego. Kiedy sobie to uświadomił, poczuł, jak jego wzrok oddala się lekko i zmienia pozycję obserwacji, tak, że teraz widział Wilka z jego prawej strony, jakby stali tuż obok siebie. Mimo tego wydawało mu się, że nie był to ten sam Wilk, którego zapamiętał. Choć ubrany był w dokładnie te same ubrania, poszarpane i wymięte, tak jak jego włosy, to wydawał się zupełnie innym człowiekiem. Wyprostowana postawa ciała oraz wypięta klatka piersiowa sprawiały, że wyglądał na znacznie starszego i poważniejszego mężczyznę. Jego głowa, uniesiona do góry, z twardym wyrazem twarzy skierowana była bez najmniejszego okazu strachu, w stronę kobiecej postaci. Emanował pewnością siebie i zdecydowaniem, o jakie Luka nigdy by go nie posądzał oraz którego mógł mu tylko pozazdrościć.  

Nie rozumiał, dlaczego śni mu się tak dziwny, a jednocześnie aż tak bardzo realistyczny sen o jego niedawnym towarzyszu podróży. Był on zupełnie inny od pozostałych snów, jakie pamiętał i jednocześnie miał wrażenie, że jest niezwykle ważny. Jego rozmyślanie przerwał niezwykle melodyjny dźwięk, który rozbrzmiał wewnątrz jego głowy. Dźwięk tak cudowny i delikatny, niczym niespodziewany poranny pocałunek w policzek od ukochanej, sprawiający, że rozpoczynający się dzień nie może się nie udać. W pierwszej chwili Luka nie rozumiał co to za melodia, dopiero po krótkiej chwili zorientował się, że układa się ona w słowa wybrzmiewające w jego własnej głowie.

…niezmiernie miło mi Cię widzieć. Czekałam na Ciebie.

Te słowa wyraźnie go zaciekawiły, a jeszcze bardziej interesowała go odpowiedź, jaką udzieli na nie Wilk. Był zaskoczony tym, że kobieta faktycznie na niego czekała. Luka spojrzał na Wilka, myśląc, że ten zaraz zacznie odpowiadać, lecz gdy ujrzał jego twarz, zorientował się, że jego usta poruszają się ale nie wydają z siebie żadnego dźwięku. Zdziwiony i zdezorientowany, popatrzył na kobietę i choć nie był w stanie dojrzeć jej twarzy, to miał wrażenie, że ta z uśmiechem patrzy się wprost na niego. Zupełnie jakby oczekiwała odpowiedzi od niego, a nie od Wilka. Odwrócił wzrok i poparzył znowu na towarzysza, który najwyraźniej skończył mówić, jednak on sam nie dosłyszał z jego wypowiedzi ani słowa. Wtedy usłyszał ponownie melodyjny głos w swojej głowie, sugerujący, że kobieta w przeciwieństwie do niego, nie miała problemu z usłyszeniem odpowiedzi Wilka.

Oczywiście, że na Ciebie czekałam. Wiem także, że Ty również mnie szukałeś. Tak więc jestem tu, znalazłeś mnie mimo tak wielu trudów, które napotkały cię na tej ścieżce. Wiem, że nie była to łatwa droga, pełna wyrzeczeń, bólu oraz wątpliwości. Dlatego spełnię twoje życzenie, z którym do mnie przybyłeś, ale tylko wtedy gdy odpowiesz na trzy moje pytania. Czy jesteś gotów?

Luka był zdezorientowany jeszcze bardziej niż chwilę temu. Nie wiedział jakie życzenie mógłby mieć Wilk, choć trochę się tego domyślał. Z ich rozmów nigdy nie wynikło, co zamierza zrobić, gdy faktycznie odnajdzie jeden z Rdzeni, a kiedy zadał mu to pytanie, powiedział tylko, że chce zmienić świat. Luka nigdy nie podzielał jego wiary w moc, dlatego nie miał powodów, by zagłębiać się w dalsze plany towarzysza, które zresztą uważał za samobójstwo. Mimo to pytania, o których mówiła kobieta, zaciekawiły go i z niecierpliwością czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Popatrzył ponownie na Wilka i z ruchu jego ust wywnioskował, że ten jest gotowy je usłyszeć.

Czego pragnie twoje serce?

Wilk odpowiedział bez chwili zastanowienia, lecz tak jak poprzednio, nie był w stanie usłyszeć jego słów. On sam poczuł lekkie ukłucie żalu oraz zazdrość spowodowaną tym, że jego towarzysz odpowiedział na to pytanie tak szybko, bez najmniejszej chwili wahania. Luka musiał przyznać sam przed sobą, że nie wiedział, czego tak naprawdę pragnie jego własne serce. To targane było tornadem wątpliwości i niepewności co do wszystkiego, co robił do tej pory. Nie wiedział, czy odejście z tego kraju cokolwiek zmieni, a jeśli nawet to czy na lepsze? Czy zostawiając wszystko za sobą, jego przeszłość kiedyś nie dogoni go i nie uderzy ze zwiększoną siłą w niespodziewanym momencie? Do tej pory brnął do przodu, lecz nie dlatego, że wiedział, co robi, a dlatego, że musiał chociaż udawać, że to wie i wierzyć, że gdzieś za rogiem czeka na niego odmiana losu. Jednak nie była to ścieżka, którą chciał podążać. Nie była to w rzeczywistości żadna ścieżka, a jedynie rozdroże dróg, na którym stał samotnie zagubiony i słaby, nie wiedząc, którą z nich powinien wybrać. Dlatego właśnie, on sam nie wiedział, czego tak naprawdę chce jego serce, nie miał żadnego pojęcia jak odpowiedzieć na to pytanie. Kto wie, może to, czego tak naprawdę zawsze szukał, to znalezienie odpowiedzi na pytanie, czego tak naprawdę pragnie.

Kiedy tylko przestał zastanawiać się nad pierwszym pytaniem usłyszał ponownie melodyjny głos.

Co będziesz w stanie poświęcić by osiągnąć swój cel?

Luka prychnął bezgłośnie, nie obracając się nawet w stronę Wilka. Poprzednie pytanie sprawiło, że poczuł się przygnębiony i zdołowany. Zupełnie jak czasami podczas wyprawy z Orą, gdy nic się nie działo, a niepokojące myśli zaczęły go doganiać i mącić w głowie. Co byłby w stanie poświęcić? Nie wiedział. Mógłby powiedzieć, że wszystko, co ma, bo byłaby to niewielka cena za odnalezienie własnego celu w życiu, własnej ścieżki i przeznaczenia. Czegoś, do czego można dążyć z pewnością i nie czuć strachu przed porażką. Jednak czy to prawda? Czy byłby w stanie poświęcić wszystko? Jaką mógłby mieć pewność, że faktycznie odnajdzie to, czego tak bardzo pragnie? Bo czy ten strach przed nieznanym i przed porażką nie czyni nas silniejszym i bardziej skoncentrowanym na tym, by zrealizować to, czego tak bardzo pragniemy? Czy to, co nieznane nie popycha nas do tego, by próbować pokonać strach i zobaczyć co jest po drugiej stronie? Bo czy wiedza, że na pewno nam się uda, nie sprawi, że z całą pewnością polegniemy w realizacji tego celu? Luka zadawał sobie w myślach masę pytań, spoglądając bezwiednie przed siebie, a na jego twarzy malował się smutek i zagubienie. Po chwili poczuł nagle jak kojący wzrok kobiety z wielkodusznym uśmiechem, ląduje na nim, a on sam wtedy poczuł się znacznie lepiej, jakby tym jednym spojrzeniem zdjęła z jego piersi wielki kamień, który zaczął na niej ciążyć. Uśmiechnął się wtedy lekko, lecz jego oczy mówiły znacznie więcej, gdy przed samym sobą, kolejny raz musiał przyznać, że nie zna odpowiedzi na to pytanie. Wtedy usłyszał w głowie ponownie melodyjny głos.

Co, jeżeli nie uda ci się osiągnąć tego, czego pragniesz?

Zastanawiał się chwilę. Mimo tego, że pytania nie były skierowane do niego, to czuł wewnętrzną potrzebę, by na nie odpowiedzieć, jedynie dla samego siebie. A odpowiedź podobnie jak w poprzednich przypadkach brzmiała: „Nie wiem”. Czy gdyby poległ, to czy podniósłby się i spróbował ponownie? Chciałby sobie wmawiać, że tak by zrobił, lecz nie wiedział tego i nie mógł sam przed sobą tego zagwarantować. Zwykle dążył do celu i starał się nie poddawać, jednak czasem zdarzało mu się podupadać, nie wiedząc, czy to, co robi jest słuszne, czy nie. Był wtedy uwięziony w witrażu własnych myśli, które dręczyły go, dopóki światło poranka nie rozstąpiło wątpliwości. Czy byłyby w stanie z całą pewnością zagwarantować, że nigdy się nie podda i że zawsze będzie wstawał? Nie wiedział tego. Z całą pewnością tego nie wiedział, a oszukiwanie samego siebie tylko po to, by chwilowo poprawić sobie nastrój i przestać zadręczać się wątpliwościami, przestało go już interesować. Lecz czy nie wiedząc, czego się tak naprawdę pragnie, można dywagować nad tym, co się stanie, jeśli się tego nie osiągnie? Jeśli byłby to test, to zapewne Luka oblałby go już na pierwszym pytaniu.

Spojrzał na Wilka, który jak się domyślał, również zdążył odpowiedzieć na ostatnie pytanie. Luka zastanawiał się, co się teraz wydarzy. Odwrócił się w stronę kobiety, która przez cały ten czas nie ruszyła się z miejsca a całe jej ciało w dalszym ciągu wydawało na świat liczne promienie świetle, oblepiające swoją światłością jaskinie. W końcu zrobiła krok do przodu, a w głowie Luki ponownie zabrzmiał ten piękny dźwięk układający się w słowa, choć miał wrażenie, że nie tak piękne, jak jeszcze chwilę temu.

Dobrze więc. Teraz spełnię twoje życzenie, zgodnie z tym, co powiedziałeś. Czy jesteś gotów?

Wilk pokiwał potwierdzająco głową, a jego usta wypowiedziały niemo słowa: „Tak”. Kobieta zrobiła kolejny krok ku Wilkowi, a Luka miał dziwne wrażenie, że jej dotychczasowy uśmiech zniknął z twarzy lub przynajmniej zbladł. Zbliżyła się ku niemu i wyciągnęła piękną, jasną dłoń w kierunku jego klatki piersiowej, a następnie dotknęła jej palcami w okolicy mostka.

Wydarzyło się wtedy kilka rzeczy, których Luka nigdy nie zapomni. Miejsce, którego dotknęła, rozświetliło się nagle, tak jakby Wilk pod żebrami miał ukryte źródło niepohamowanej świetlnej energii. Z jego klatki piersiowej zaczęły wyciekać liczne, białe promienie świetle, jeszcze jaśniejsze niż te, które już krążyły po jaskini. Wilk wypiął klatkę piersiową i spiął całe ciało, a na jego twarzy pojawił się grymas ogromnego bólu, lecz nie cofnął się i trwał w miejscu. Kiedy upłynęły dwie sekundy, wydał z siebie niemy krzyk, pokazując zęby i wytężając wszystkie mięśnie twarzy. Luka bał się, że chłopak umrze na jego oczach, a on nie będzie miał jak mu pomóc. Stał w miejscu, przerażony nie wiedząc, co się dzieje, gdy nagle poczuł, jak jego klatka piersiowa pali go w podobnym miejscu co Wilka. Spojrzał w dół i zobaczył podobny promień świetlny wydobywający się z tego miejsca. Czuł przerażający ból, który rozbrzmiewał w całym ciele, a swoje źródło miał w okolicach mostku na klatce piersiowej. Wydarł z siebie przerażający krzyk, który natychmiastowo go zbudził.

IX

Powieki oczu otworzyły się gwałtownie, ukazując zwężone źrenice. Skóra na twarzy była mokra od potu, zupełnie jakby padał na nią rzęsisty deszcz, a jego klatka piersiowa poruszała się szybko i intensywnie. Oddychał płytko, próbując złapać oddech, co jednak przychodziło mu z ogromnym trudem, ból, który wydawał się tylko częścią snu, nie ustąpił na jawie i dalej palił go w klatce piersiowej.

Z ust Luki wydarł się przeraźliwy krzyk, sprawiający, że przestraszony już wierzchowiec zaczął skakać w miejscu, wymachując kopytami, a nieliczne wrony śpiące na pobliskich drzewach, poderwały się do lotu. Luka zerwał się na równe nogi i w chaotycznej szamotaninie zaczął zdzierać z siebie kolejne warstwy ubrania powyżej pasa. Kiedy został w samej koszulce, mokrej i przylegającej do spoconego ciała, zauważył, że ta jest lekko przypalona na wysokości mostka. Nie mogąc jej z siebie zdjąć, rozerwał ją szybkim ruchem, ukazując gołą klatkę piersiową, na której znajdował się łańcuszek z charakterystycznym znakiem Rdzeni, który nie tak dawno temu podarował mu Wilk. Teraz jednak przylegał on sztywno do skóry, jakby był do niej przyklejony. Luka momentalnie zdjął łańcuszek, pochylając głowę, lecz znak dalej przylegał do ciała niemal w nie wtopiony. Przerażony chwycił go w dłoń i pociągnął mocno, wydając z siebie jednocześnie szalony wrzask. Znak był gorący niczym rozgrzana do białości stal, choć wyglądał dokładnie tak samo, jak w momencie, w którym wręczył mu go Wilk.

Udało mu się oderwać go od skóry, krzycząc przy tym z ogromnego bólu, lecz tym samym poparzył się w rękę, która zaczęła go piec niemal tak mocno, jak rana na klatce piersiowej. Rzucił go na ziemię wraz z zaczepionym wciąż na nim łańcuszkiem, a znak momentalnie zaczął syczeń i parować, zupełnie jakby rozżarzony węgiel wrzucić do wody. Cały spocony, będąc w szoku, poszukał bukłaka z wodą, który następnie wylał na swój tors oraz dłoń, co przyniosło mu oczekiwaną ulgę. W miejscu, gdzie do niedawna znajdował się znak Rdzeni, teraz widniało tylko oparzenie kształtem przypominające spirale.

Luka opadł na ziemię, spuściwszy głowę między kolana, oddychał ciężko, próbując uporządkować chaos, jaki nagromadził mu się w umyśle. Rana na klatce piersiowej szybko przestała go piec, odczuwał jeszcze ból prawej dłoni, jednak był w stanie ignorować go bez większego problemu. Długo zastanawiał się nad znaczeniem, widzianych przez niego wydarzeń, pocierając się tym samym za tłuste włosy, tak jakby liczył, że ta czynność zmobilizuje jego umysł do głębszego skupienia.

To nie był sen, był o tym przekonany, lecz część jego umysłu, próbowała w nieudolny sposób, racjonalizować to, co wydarzyło się zaledwie minuty temu. Gdyby chociaż obudził się, tak jak wyrywał się ze snów i koszmarów setki razy, to może byłby w stanie, przekonać samego siebie, że to, co zobaczył, było jedynie wytworem jego bujnej wyobraźni. Nawet wtedy byłoby mu ciężko w to uwierzyć, sen ten był zbyt realistyczny, a jednocześnie zbyt abstrakcyjny, by mógł być tylko tworem jego podświadomości. Zdarzało mu się śnić o dziwnych rzeczach, lecz, to czego doświadczył, przebiło każdą z nich ze zwielokrotnieniem, nie tylko pod względem wydarzeń, jak również namacalnej autentyczności.

Po chwili wstał z ziemi i podszedł do miejsca, gdzie odrzucił medalion podarowany mu przez Wilka. Schylił się i powoli podniósł go za srebrny wisiorek, a następnie ostrożnie dotknął, obawiając się oparzenia. Znak był jednak zupełnie chłodny, tak jakby leżał na ziemi od dłuższego czasu, podczas gdy od chwili oderwania go od jego klatki piersiowej minęły raptem dwie minuty. Luka spojrzał na swoją dłoń, obawiając się, że jego umysł płata mu figla i oparzenie było również częścią tego snu, ale dostrzegł na niej wyraźne ślady od rozgrzanego metalu, szczególnie w jednym miejscu niedaleko kciuka, gdzie zaczęła już schodzić skóra.

– Co tu się dzieje – szepnął cicho sam do siebie, owijając sobie srebrny łańcuszek wokół dłoni. Podszedł do pobliskiego drzewa i oparł o nie dłonie, jednocześnie wkładając głowę między ręce, tak jakby chciał się schować. – Co tu się dzieje! 

Nie starał się nawet hamować swoich emocji i nie zważał na możliwe niebezpieczeństwo. Zacisnął jedną dłoń w pięść i uderzył nią mocno w pień drzewa, po czym powoli osunął się na ziemię.

– Nic z tego nie rozumiem. Kompletnie nic – powiedział sam do siebie.

Natłok myśli dalej krążył mu po głowie, lecz gdy poczuł zimny wiatr na plecach, postanowił wpierw zadbać o okrycie ciała. Wkładając nowe ubrania, jego uwagę przykuło oparzenie w okolicach mostku spowodowane przez medalion. Oprócz tego, że miejsce to było wyraźnie zaczerwienione, to zauważył w nim coś jeszcze, co na początku uznał, za przewidzenie. Na jego skórze wyryty był wyraźny kształt przypominający spirale, lecz to, co jeszcze bardziej go zaskoczyło to fakt, że rana ta wyglądała na znacznie starszą niż była w rzeczywistości. Zupełnie jakby zaczęła się goić, a jedynym widocznym śladem po oparzeniu, pozostawał wyraźny czerwony kształt przypominający bardziej bliznę niż świeżą ranę.

Luka spojrzał na wyrytą na jego skórze spirale i od razu poznał ten kształt. Wziął do ręki medalion i przyłożył go do rany na klatce piersiowej, porównując kształty i okazało się, że miał rację. Zastanawiał się tylko, dlaczego na jego skórze wyryła się jedynie jedna ze spiral, skoro podarowany mu medalion miał ich trzy.

Opadł bezradnie na ziemię, nie wiedząc co o tym myśleć, a tym bardziej jakie kroki powinien teraz podjąć. Wciąż wpatrywał się w znak, tak jakby któraś ze spirali miałaby mu przynieść odpowiedź na choćby jedno z dziesiątek dręczących go pytań. Czuł, jak jego serce bije jak szalone, zupełnie jak podczas konfrontacji ze strażnikami. Zaciskał bezwiednie zęby i nie mógł w żaden sposób skupić myśli, które raz po razie mu uciekały, sprawiając, że popadał w coraz większy chaos i obłęd.

Kiedy miał już po raz drugi odrzucić medalion, zauważył coś w oddali, co przyciągnęło jego wzrok. Były to pojedyncze liście unoszące się na lekkim wietrze, których jesień nie zdążyła jeszcze porwać w swoje chłodne objęcia. W dalszym ciągu zielone nie tak intensywnie, jak jeszcze parę tygodni temu, jednak swoim kolorem napawały spokojem i nadzieją. Luka wpatrywał się w nie przez chwilę, a tym samym chaos i mętlik w jego głowie zaczęły zanikać. Bicie serca uspokoiło się na tyle, że on sam przestał je słyszeć, a twarz w końcu nabrała właściwych kolorów.

Luka wciąż zapatrzony przed siebie wziął głęboki oddech i zamknął oczy. Wyprostował się, ułożył dłonie na udach, rozluźniając tym samym pozostałe części ciała. Trwał w tym stanie aż ogromny węzeł znajdujący się w jego umyśle, zamienił się w liczne pojedyncze nitki, ułożone równolegle do siebie, niczym struny w instrumencie. Dopiero kiedy znał dokładnie jaki dźwięk oraz towarzysząca mu odpowiedź, wydaje z siebie każda ze strun, a jego oddech był na tyle delikatny, że można by pomyśleć, że śpi, wtedy jego powieki otworzyły się szeroko, a zwężone źrenice zaczęły się lekko rozszerzać. W tym samym momencie powietrze wokół niego wyraźnie zawirowało, a zrzucone na ziemie pojedyncze liście uniosły się w górę, tak jakby chciały utworzyć wokół niego kurtynę. Luka spojrzał na swoją poparzoną dłoń, w której dalej trzymał medalion, i otworzył ją delikatnie. Włożył go na szyję, tak, że znajdował się w dokładnie tym samym co poprzednio. Rana, którą spowodował, była całkowicie zagojona.

Wstał z ziemi i podszedł do Ory, po drodze zgarniając resztę swoich rzeczy. Wskoczył zwinnie na grzbiet zwierzęcia i szepnął mu do ucha.

– Jedziemy.

Wiedział dokładnie, gdzie musi się udać. 

 

Ciąg dalszy nastąpi…

Koniec

Komentarze

Witaj.

 

I w tej części Twojej opowieści pojawiają się (jedynie jako sugestie – do przemyślenia):

powtórzenia, np.:

Pojedyncze promienie światła przebijały się z łatwością przez liczne gałęzie drzew pozbawione już w większości liści, gdzie jedynie nieliczne z nich wciąż trzymały się gałęzi;

Nie chciałem jednak umierać, chciałem dalej żyć. Nie byłem jednak w stanie się ruszyć, zimno i strach całkowicie sparaliżowały moje ciało;

Otworzyłem delikatnie oczy, a ono mnie oślepiło, padało na całe moje ciało, sprawiając, że cały chłód momentalnie zniknął, a ja przestałem się trząść;

Głowę zaprzątały mu inne myśli, które nie dawały mu spokoju;

usterki interpunkcyjne, np.:

Dźwięki, jakie wydawał, gdy schodził ze swojego wierzchowca, sugerowały, że niedawne spotkanie ze strażnikami, (zbędny przecinek?) zaczynało dawać mu o sobie znać;

Możesz mi nie wierzyć, śmiało (przecinek?) twoja wolna wola;

stylistyczne, np.:

Zatrzymał się przy drugim wierzchowcu i spojrzał na niego wzrokiem pełnym bezwarunkowej miłości i szczerym uśmiechem – brak części zdania;

usterki przy zapisie dialogów, np.:

– Jak powinienem Cię nazwać moja droga? – formy grzecznościowe zapisujemy małymi literami;

– Nie mogę tego przyjąć. – Powiedział zdecydowanym tonem Luka. – to zdecydowanie czynność „gębowa”;

błędy stylistyczne, np.:

Wcześniej upewnił się, czy na pewno jest to klacz, a jego przypuszczenia się sprawdziły;

– Siedziałem wtedy samotnie pod drzewem w ciemnym lesie, było coraz zimniej, nie wiedziałem, czy trzęsę się tylko z zimna, czy też ze strachu;

Nie byłem jednak w stanie dojrzeć jej twarzy, bił od niej tak intensywny blask, który odsłaniał jedynie jej wąską sylwetkę oraz złote włosy powiewające delikatnie na wietrze – tu mam problem, czy może być „wąska sylwetka kobieca”? ;

Chciałem żyć i nie być już samemu – (…);

literówki, np.:

Mogłeś się tak nie skradać – odparł zdenerwowany, próbujący drugą dłonią zatamować krwawienie;

błędy ortograficzne, np.:

To, co znalazłeś do tej pory, mogło być tylko wymysłem ludzi, którzy żyli przed tobą – stwierdził spokojnym i wywarzonym głosem;

gramatyczne, np.:

Zacząłem więc błagać o pomoc. Kogokolwiek, czegokolwiek. – błagać – kogo?, co?, a nie czego?;

Mów sobie, że mam obsesję na punkcie mocy, mów sobie do woli, że to tylko bajki, w które wierze jak dziecko. – literówka/błędna odmiana wyrazu;

Wybacz, że daje ci go w takim stanie, mogłem wcześniej go wyczyścić – tutaj podobnie;

usterki logiczne, np.:

Możesz mówić, że to, co wtedy zobaczyłem to zwykły sen, lub przewidzenie chłopca, który był na skraju wyziębienia. – użyty niewłaściwy wyraz – czy w tym kontekście nie chodziło o „przywidzenie”?

 

Opowieść ciekawa, choć odnoszę wrażenie, że pewne stwierdzenia czy opisy wydarzeń powielasz, aby podkreślić ich moc i znaczenie. Do tego sporo jest usterek językowych, które utrudniają czytanie, warto zatem staranniej posprawdzać cały tekst i poprawić go.

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Witaj gylo24 !!!

 

Na początek chciałem wyrazić ubolewanie, że mało ludzi cię skomentowało. Ale nie przejmuj się, bywa i tak. Jeśli chodzi o tekst; dobry. Na pewno się nie nudziłem czytając. Podobała mi się część kiedy Luka śnił, jego rozważania… No i podziwiam za dialogi, że są naturalne. Na minus jedynie początkowo było wrażenie, że niewiele się działo. Ale potem nadrobiłeś.

 

Pozdrawiam!

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka