- Opowiadanie: black_cape - Atahualpa i Pizarro grają w szachy

Atahualpa i Pizarro grają w szachy

Miniatura historyczna o początku upadku imperium Inków, rozgrywająca się w latach 1532–1533. Fantastyki tu niewiele, ale publikuję jako uzupełnienie dla “Quipu zachodzącego słońca”, opisującego z kolei ostatnie lata podboju.

 

Szort wyróżniony w konkursie “Zderzenie światów” (do przeczytania również w pokonkursowej antologii: o, tutaj).

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Atahualpa i Pizarro grają w szachy

Otwarcie. Cajamarca, 16 listopada 1532 roku

 

Główny plac w Cajamarce stoi pusty i nieruchomy; słudzy Sapa Inki wymietli już z niego pierzastymi miotełkami przyniesione przez wiatr zeschłe liście, drobiny pyłu i ślady własnych stóp. Wkrótce, zgodnie z umową, Atahualpa zjawi się tu ze swoją świtą, by wziąć udział w grze.

Pizarro kreśli rapierem linie w piasku, dzieląc plac na równe kwadratowe pola. Doliczywszy do sześćdziesięciu czterech, co drugie pole posypuje garścią ziemi: jasne, ciemne, jasne, ciemne. Potem zaczyna rozstawiać na planszy swoje figury.

Atahualpa wznosi się wysoko ponad szachownicą, gdy jego orszak wkracza do miasta. Oblicze skryte za mgiełką tkaniny, barwne papuzie pióra u królewskiej opaski, po obu stronach głowy złote koła jak słoneczne tarcze – nie sposób nie pomyśleć choćby przez chwilę, że zstąpił z samych niebios. Tutejsi ludzie wierzą, że jego ojcem jest słońce, a matką księżyc.

 Stają naprzeciw siebie, jeden na polu króla, drugi na polu hetmana. Atahualpa jest spokojny; nie zna dobrze reguł tej egzotycznej rozgrywki, ale tak czy inaczej znajduje się na wygranej pozycji. Będzie to kolejne wielkie zwycięstwo w długim paśmie wielkich zwycięstw. Jego figury zajęły znaczną część planszy – pięć tysięcy przeciw stu sześćdziesięciu ośmiu. Pionów jest tak wiele, że stoją w kilku rzędach, tłocząc się po kilkadziesiąt na jednym polu. Nie dysponuje, co prawda, końmi (na ich miejscu umieszcza pospiesznie juczne lamy), ale po drugiej stronie planszy zestaw również nie jest kompletny – wśród figur brakuje króla.

Pizarro uśmiecha się przebiegle, gdy podaje ostatnią regułę gry.

– Białe zaczynają.

Atahualpa mocno zaciska palce na złotej ceremonialnej lasce. Nie będzie grał na ich zasadach, cała ta plansza należy przecież do niego. A on zawsze wygrywa.

Ale konie Pizarra już przeskakują kolejne pola i nie zważając na nic, zaczynają zbijać zaskoczone piony. Figury obu stron mieszają się w jedną bezładną masę. Odchodzi farba, sypią się drzazgi. Atahualpa nie musi znać reguł gry, by wiedzieć, że właśnie zostały złamane. W bitewnym szale złamana zostaje ta największa – ktoś chwyta go za ramię i wyciąga z lektyki.

– Szach – mówi Pizarro.

 

 

Gra środkowa. Cajamarca, kwiecień 1533 roku

 

Atahualpa zdaje sobie sprawę z tego, jak długo znajduje się w szachu, dopiero wtedy, gdy po kilku księżycach mija pora deszczowa i nadchodzi pora sucha. Nerwowo przechadza się z miejsca na miejsce, w przód i w tył, z boku na bok i na ukos. Czy jest jeszcze królem, czy już tylko pionem? W murach więzienia, gdzie może poruszać się naraz o jedno pole, to wcale nie takie oczywiste.

Pizarro kładzie na stole szkatułkę malowaną w równe czarno-białe pola, podobne do wzoru zdobiącego inkaskie tuniki. Niedbałym, zamaszystym ruchem ręki przeciera ją z bitewnego pyłu, po czym sięga po swoje figury.

Atahualpa wstrzymuje go gestem; łańcuch oków pobrzękuje cicho, gdy unosi dłoń. Zna już reguły gry – i zna stawkę. Wie, do jakich posunięć jest zdolny przeciwnik. Zanim Pizarro wciągnie go w swoją grę, decyduje się na własny krok. Na znak stojący nieopodal sługa stawia pośrodku blatu inną szkatułkę, wyrzeźbioną specjalnie na polecenie Sapa Inki.

Na ten widok nawet Pizarro nie może pozostać obojętny; przebiegły uśmiech ustępuje miejsca czystemu zachwytowi. Plansza jest cała pofałdowana, pocięta na jasne i ciemne pola o barwach kolb kukurydzy i kwiatów komosy ryżowej, pożyłkowana błękitnymi strugami. Skrzy się od zdobiących ją drogich kamieni (tym Pizarro przypatruje się najdłużej). W drewnie czuć jeszcze parny zapach dżungli.

Białe nie wiedzą, jak zacząć.

Czarne wiedzą, że niełatwo będzie zwyciężyć, gdy król przeciwnika znajduje się daleko poza planszą.

Kiedy Pizarro wykonuje pierwsze niepewne ruchy, Atahualpa posyła swoich gońców daleko na krańce szachownicy. Kiedy konie przeciwnika chwiejnie stąpają po nieznanym terenie, jego hetman z łatwością strąca ze stołu kolejne kościane piony. Atahualpa czuje się coraz pewniej – wreszcie pozwala sobie na śmielsze posunięcie i zbija królem białego gońca.

– Szach – mówi Pizarro.

Atahualpa zaciska pustą dłoń w pięść. Wyjmuje z planszy jeden z drogich kamieni i przesuwa go w stronę przeciwnika.

– Jeszcze jedna partia.

 

 

Gra końcowa. Cajamarca, 26 lipca 1533 roku

 

Kiedy planszy nie zdobią żadne drogie kamienie, pora sucha jest już w pełni. Atahualpa przekonuje się o tym, gdy pewnego upalnego dnia budzi się cały z drewna.

Na zewnątrz wszystko jest czarno-białe i kwadratowe.

– Koniec partii – obwieszcza ponuro Pizarro, rozwijając przed Atahualpą kwadrat białej tkaniny. – Od teraz jesteś pionem Jego Wysokości Karola Piątego, króla Hiszpanii.

Atahualpa kręci głową; sięga dłonią do kołyszącego się na piersi złotego pektorału i uroczystym ruchem zdejmuje go z szyi.

– Zagrajmy.

Chwilę trwa, zanim odnajduje i zajmuje miejsce króla. Szachownica należy do niego, ale została przemalowana i podzielona według nowych reguł. Czarne, białe, czarne, białe; ale tylko jedna ze stron dostrzega w tym logikę i porządek.

Od czasu pierwszej rozgrywki przewaga przesunęła się na niekorzyść Atahualpy. Szeregi pionów zostały przerzedzone, juczne lamy nie dorównują koniom, a gońcy na nic się tu nie zdadzą. Hetman nie może przejść do ofensywy; musi chronić króla. Cała partia zmierza powoli ku jednemu słowu.

– Mat – pada w końcu z ust Pizarra.

Atahualpa z drewnianym łoskotem pada na planszę.

Teraz, gdy białe piony dzielą go na części – głowa, ręce, nogi – widzi dokładnie, że szachownica jest jedynie niewielką częścią gry. Kay pacha, świat żywych. Ponad nim hanan pacha, świat na górze, złoty tron Ojca Słońce i srebrna lektyka Matki Księżyc; i ukhu pacha, świat na dole, mumie przodków na wiecznej uczcie w objęciach Matki Ziemi.

Potem Atahualpa poznaje największy sekret zamorskiej gry. Zasadę, której nie wyjawił mu Pizarro, a przed którą drży nawet biały król.

Atahualpa powstaje z mata, by stać się kimś więcej niż królem.

Jest na planszy, w niezdobytych górskich ostępach i ogołoconych ze złota kamieniach piramid.

Jest ponad planszą, w padających na pola promieniach słońca i księżycowym blasku.

Jest pod planszą, w ciężkiej od kości czarnej ziemi, w której kiełkuje gniew.

Pizarro dalej kreśli rapierem linie w piasku, nie wiedząc, że z oddali nadciąga potężny wiatr.

Koniec

Komentarze

Hej 

Imperium Inków jak i hiszpańscy konkwistadorzy są mi tak bliscy jak curling to znaczy słabo :) 

Mimo to szort czytało się przyjemnie, pomysł by przedstawić podbicie Inków przez Hiszpanów za pomocą gry jest ciekawy, a co najważniejsze wyszedł bardzo dobrze. 

Inną sprawą jest to czy przedstawienie w tak krótkim tekście historii Inków jest dobrym pomysłem. 

Mam takie wrażenie, że szort bardziej nadaje się dla osób zainteresowanych tematem. 

Oczywiście, gdyby to było opowiadanie, które by czytelnika zaznajomiło bardziej z tematem konkwistadorów i podboju ameryki to już inna para kaloszy :). 

 

Tak mi przyszło do głowy, że szort świetnie by się nadawał na prolog do dłuższego opowiadania :) 

 

Pozdrawiam i klikam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Witaj.

Super tekst. :) Mnóstwo symboliki i dosadnych zwrotów akcji. My – znający historię – już wiemy, jak zakończyć się ma każda z rozgrywek, Atahualpa nie posiadał niestety tej wiedzy. 

Za słowami “szach” i “mat” kryją się bestialskie zbrodnie i niewyobrażalne okrucieństwo, lecz przecież końcowy “wiatr” też ma swe znaczenie i to jego musi obawiać się dotąd tak pewny siebie morderca, którego także dosięgnie przysłowiowa ręka sprawiedliwości za czyny, jakich dokonał. Cóż, krew za krew… 

Pozdrawiam serdecznie, klik. :) 

Pecunia non olet

bruce

 

No i teraz musze poczytać o Pizarro, bo mnie zaintrygowałaś :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

No i teraz musze poczytać o Pizarro, bo mnie zaintrygowałaś :) 

devil Lubię tak zachęcać (także siebie) do poszperania w historii. :) 

Pecunia non olet

Cześć, Jaskier, witaj, Bruce, dziękuję za odwiedziny. :)

 

Jaskier,

No ja to w ogóle mam skłonność do poruszania mocno niszowych tematów. Chociaż tutaj bardzo się starałam, żeby wyszło jak najmniej hermetycznie – ograniczyłam do minimum pojęcia z języka keczua, których w poprzednim tekście było znacznie więcej (nie wspominając o tekstach z wcześniejszych lat), i zdecydowałam się na w miarę uniwersalną metaforę – ale na pewno jakiś tam próg wejścia pozostał.

Rzeczywiście, z początku planowałam dłuższe opowiadanie, ale ostatecznie trzeba było skompresować zamysł na potrzeby konkursu i tak oto ostała się sama esencja.

Dzięki za ciepłe słowa i klika!

 

Bruce,

Miło mi to słyszeć, zwłaszcza ze strony historyczki, bo dla Ciebie taka konwencja to dobrze znane terytorium, a ja stawiam w niej dopiero pierwsze kroki (i nie jest łatwo :P).

Atahualpa miał wyjątkowego pecha, że natknął się na konkwistadorów – garstka Hiszpanów nie wydawała się wielkim zagrożeniem, a Inkowie byli w tamtym czasie zajęci toczeniem wojen między sobą. Hiszpanie mieli potem go uwolnić w zamian za okup (w postaci całej komnaty złota), ale, jak wiemy, do obiecanego uwolnienia nie doszło.

Zakończenie ma raczej symboliczny wymiar, bo co prawda Pizarro zginął kilka lat później z rąk innych konkwistadorów, ale Hiszpanie do tego czasu zdążyli już utwierdzić swoją władzę w regionie. Niemniej jeszcze długo potem dochodziło do buntów i powstań Indian przeciwko tej władzy.

Dziękuję za klika do biblioteki!

 

 

PS Gdyby ktoś zaglądał do antologii, to bardzo, bardzo polecam opowiadanie Kuby Rewiuka – “Incompleto”.

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

heart Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Nigdy nie odmawiam dobrej metaforze szachowej, więc zajrzałem do tekstu z dużym zaciekawieniem. I rzeczywiście jest tutaj ładnie, subtelnie rozegrana, zwłaszcza w ostatniej scenie, gdy Atahualpa “budzi się cały z drewna”. Niestety trochę mi brakuje rzeczywistej treści szachowej, abym mógł ją w pełni docenić.

Stają naprzeciw siebie, jeden na polu króla, drugi na polu hetmana.

Niejasne – jeżeli te pola to na przykład e1 (startowe białego króla) i d1 (startowe białego hetmana), to stoją raczej obok siebie niż naprzeciw. Jeżeli na e1 i e8, to naprzeciw siebie, ale obaj na polach króla (białego i czarnego). Mogę jeszcze sobie wyobrazić, że Atahualpa na e8, a Pizarro na d1 (aby okazać, że nie sprawuje władzy królewskiej) – naprzeciw siebie, lekko po skosie. Niestety hetman to po hiszpańsku dama (pani) albo reina (królowa), czyli ta przenośnia dla dowódcy nie zadziała.

Jego figury zajęły znaczną część planszy – pięć tysięcy przeciw stu sześćdziesięciu ośmiu.

I tutaj już nie widać szczególnej analogii do gry w szachy…

Czy jest jeszcze królem, czy już tylko pionem? W murach więzienia, gdzie może poruszać się naraz o jedno pole, nie jest to wcale takie oczywiste.

Też niezbyt jasne – przecież król właśnie porusza się o jedno pole naraz.

 

Ogólnie tematyka inkaska jest na pewno interesująca, nie w pełni wyzyskana literacko. Ciekawie byłoby oprzeć jakiś tekst na ich rozumieniu matematyki, innym od europejskiego. Albo na przykład zająć się powstaniem Tupaca Amaru II, oczywiście wraz z legendą zamku niedzickiego. Wprawdzie nie bardzo ten okres rozumiem kulturowo, nie mam pojęcia, dlaczego powstanie odbywało się jeszcze pod hasłami tożsamości inkaskiej, a parędziesiąt lat później, podczas wojny o niepodległość Peru, ten temat już raczej nie istniał.

Pozdrawiam ślimaczo z dodatkowym kliknięciem!

Cześć,

Zacznę od łapanki.

 

Atahualpa wznosi się wysoko ponad szachownicą, gdy jego orszak wkracza do miasta.

 

Tu językowo jest ok, natomiast spodziewając się fantastyki, myślałam że on lewituje, dopóki nie wspomniałaś o lektyce. Uznaniowe, ale jeśli kogoś innego też zmyli, poprawka pod rozwagę.

 

Atahualpa jest spokojny; nie zna dobrze reguł tej egzotycznej rozgrywki, ale tak czy inaczej znajduje się na wygranej pozycji. Będzie to kolejne wielkie zwycięstwo w długim paśmie wielkich zwycięstw. Jego figury zajęły znaczną część planszy – pięć tysięcy przeciw stu sześćdziesięciu ośmiu. Pionów jest tak wiele, że stoją w kilku rzędach, tłocząc się po kilkadziesiąt na jednym polu. Nie dysponuje, co prawda, końmi (na ich miejscu umieszcza pospiesznie juczne lamy), ale po drugiej stronie planszy zestaw również nie jest kompletny – wśród figur brakuje króla.

 

Byłoza. Z jednej strony nie jestem tu purystką, bo lubię stylizację na język mówiony. Z drugiej zbyt duże nagromadzenie nie do końca mnie tu przekonuje.

 

Czy jest jeszcze królem, czy już tylko pionem? W murach więzienia, gdzie może poruszać się naraz o jedno pole, nie jest to wcale takie oczywiste.

 

Jak wyżej.

 

zaczyna sięgać po swoje figury

 

Sięga. Zaczynanie nie jest błędne, ale niewiele wnosi do treści, a bez tego słowa zdanie ma lepszy rytm.

 

Pojedynki szachowe to motyw znany z filmu i literatury, ale jakoś nigdy się nie nudzi. Niektóre gry mają wiele z życia, zwłaszcza jeśli jego clou jest walka niekoniecznie wręcz, a bohaterowie walczą o coś więcej niż bycie górą na szachownicy. Ładnie malujesz słowem tło: tak krajobraz, jak i kulturę oraz kontekst historyczny. Nie ma przesytu, ale wiemy dokładnie to, co potrzebne, żeby “poczuć” ten moment. Niby dostajemy trzy wycinki, jednak w każdym otrzymujemy coś, co ma smaczki i jednocześnie pcha akcję do przodu. Ładna i udana miniaturka.

Pozdrawiam

 

Fajne opowiadanie. Bardzo mi się podobało. Zawsze warto spojrzeć na historię z innej perspektywy niż europejska.

 

Zastosowanie gry w szachy jako metafory krwawego podboju państwa Inków, tylko nobilituje Pizarra i innych konkwistadorów. Przecież ten podbój nie był finezyjną partią szlachetnej gry. To historia zdrad, prymitywnego poczucia wyższości kultury europejskiej, zachłanności, niedotrzymywania słowa, podłości. A czyn Pizarra, nawet wśród jego rodaków, spotkał się z potępieniem. 

 

Pozdrawiam

Nie umiem grać w szachy, więc strony szachowej komentować nie będę.

Ale poza tym – świetny tekst. Popisowy przykład, jak posłużyć się metaforą: nie ograniczasz się do ukazania rozgrywki między postaciami, ty czynisz te postacie faktycznie częścią rozgrywki, a nie tylko graczami. W skrócie fabularnym, bo to przecież niewielki tekst naświetlający tylko pojedyncze sceny, pokazujesz charaktery i postaci, i ich kultur, zamykasz historię w przemyślanej, jasnej, ale jednocześnie niebanalnej metaforze. Wow.

ninedin.home.blog

Intrygujące. Niecodzienne przedstawienie historii w sposób metaforyczny, rzekłbym poetycki. Brawo. :)

O, witam kolejnych czytelników! A ja się bałam, że po takiej przerwie nikt tu nie zajrzy. :)

 

Ślimaku Zagłady,

 

Niejasne – jeżeli te pola to na przykład e1 (startowe białego króla) i d1 (startowe białego hetmana), to stoją raczej obok siebie niż naprzeciw. Jeżeli na e1 i e8, to naprzeciw siebie, ale obaj na polach króla (białego i czarnego). Mogę jeszcze sobie wyobrazić, że Atahualpa na e8, a Pizarro na d1 (aby okazać, że nie sprawuje władzy królewskiej) – naprzeciw siebie, lekko po skosie.

Tak, chodzi o trzecią opcję (e8 i d1). IMO jednak z kontekstu wynika, że dwie pierwsze by odpadały (jako przeciwnicy nie mogą stać obok siebie; Pizarro nie może stać na polu króla). No, niech będzie, że lekko po skosie, ale chodzi głównie o to, że stoją po przeciwnych stronach.

 

Niestety hetman to po hiszpańsku dama (pani) albo reina (królowa), czyli ta przenośnia dla dowódcy nie zadziała.

Faktycznie – w przekładzie by to nie przeszło. ;)

 

I tutaj już nie widać szczególnej analogii do gry w szachy…

Cóż, musiałam balansować między analogiami do gry w szachy i wydarzeniami spod Cajamarki. Ale akurat z tej pierwszej sceny jestem w pełni zadowolona, wyszła dokładnie tak, jak sobie zamierzyłam. :)

 

Też niezbyt jasne – przecież król właśnie porusza się o jedno pole naraz.

No właśnie – tak jak pion.

 

Ciekawie byłoby oprzeć jakiś tekst na ich rozumieniu matematyki, innym od europejskiego. Albo na przykład zająć się powstaniem Tupaca Amaru II, oczywiście wraz z legendą zamku niedzickiego.

Gdzieś tam mi chodzi po głowie opowiadanie o Tupacu Amaru II, może kiedyś coś więcej z tego wyjdzie. :)

 

Wprawdzie nie bardzo ten okres rozumiem kulturowo, nie mam pojęcia, dlaczego powstanie odbywało się jeszcze pod hasłami tożsamości inkaskiej, a parędziesiąt lat później, podczas wojny o niepodległość Peru, ten temat już raczej nie istniał.

Cóż, Inkowie już w czasach sprzed podboju nie byli jedyną grupą etniczną w tym regionie, a w kolejnych wiekach coraz bardziej tracili na znaczeniu. A samo powstanie skończyło się tak, jak się skończyło…

 

Dziękuję za cenne spojrzenie ślimaczym okiem i klika do biblioteki!

 

 

Oidrin,

 

Dziękuję za sugestie poprawek, nad pierwszymi dwoma jeszcze się zastanowię, a kolejne dwie zaraz wprowadzę. :)

Motyw szachów rzeczywiście jest dość często wykorzystywany, ale akurat dla mnie nie ma lepszej metafory dla wydarzeń pod Cajamarcą. Tym bardziej że według niektórych źródeł Atahualpa w trakcie swojego uwięzienia faktycznie grywał z konkwistadorami (choć raczej nie z Pizarrem) w szachy, karty czy kości. Jest nawet cała historia związana z szachami, według której Atahualpa w trakcie gry między dwoma konkwistadorami podpowiada jednemu zwycięski ruch. A jeśli dodać do tego ogólne paralele między wojną a szachami, to wychodzi idealny motyw przewodni.

Dzięki za miłe słowa i klika!

 

 

AP,

 

Celne spostrzeżenie – już tłumaczę, dlaczego zdecydowałam się na taką metaforę. Przede wszystkim tekst jest z tych z wyraźnym przesłaniem, więc chciałam je nieco zrównoważyć wizją artystyczną, żeby historia broniła się też czysto literacko. W poprzednim tekście o tej tematyce stawiałam bardziej na wrażenia i emocje, więc tutaj z kolei chciałam trochę tego uniknąć. Zależało mi też na nadaniu historii takiego klasycznego wydźwięku i pewnej podniosłości, ale raczej po to, żeby podkreślić wagę i przełomowość samych wydarzeń.

Wreszcie – tytuł można traktować trochę ironicznie, zważywszy choćby na to, jak przebiega pierwsza “partia”.

Cieszę się, że mimo wszystko się podobało. :)

 

 

Ninedin-sensei,

 

Bardzo mi miło, że tu zajrzałaś! :)

Taki właśnie był zamysł, żeby podnieść metaforę do ekstremum – bardzo lubię ten zabieg, kiedy bierze się jeden element świata i odmienia go przez wszystkie przypadki. Cieszę się, że zadziałało, bo zdaję sobie sprawę, że z taką szachową metaforą można było łatwo przedobrzyć i popaść w sztampę.

Dziękuję za punkt do biblioteki!

 

 

Edit:

 

Koalo,

 

Wybacz, tak długo pisałam komentarz, że Twój, który wpadł w międzyczasie, zauważyłam dopiero po publikacji. Dziękuję za wizytę i miłe słowa. :)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Na historii Inków i szachach znam się dość kiepsko, więc pewnie sporo mi przez to umknęło, niemniej opowiadanie bardzo mi się podobało. Dobrze napisane, uderza kontrast spokojnej metafory i tego, co się pod nią kryje. 

Pozdrawiam

E.

Hej black_cape !!!!!!!!

 

Przeczytałem dwa razy. Świetne. Nie wszystko zrozumiałem, ale to co zrozumiałem mogę powiedzieć “bardzo dobre”. Należy się piórko.

 

Pozdr.

Jestem niepełnosprawny...

Fajne ujęcie znanej historii. Wykorzystałaś każdy skrawek szachownicy;)

Historia nieszczęsnego władcy opisana jako gra jest przejmująca, może właśnie przez spokój i metodyczność.

Lożanka bezprenumeratowa

Faktycznie – w przekładzie by to nie przeszło.

A tutaj ciekawostka – powstanie współczesnego hetmana (królowej) jest przeważnie wiązane z postacią Izabeli Kastylijskiej, która miała ponoć wyrazić niezadowolenie, że przypisana jej figura może się poruszać zaledwie o jedno pole na skos i wcale po prostej. Z początku może wzięto to za fanaberię, ale szybko się okazało, że nowy wariant naprawdę zwiększa dynamikę rozgrywki i oferuje bogatsze możliwości taktyczne…

No właśnie – tak jak pion.

Atahualpa przecież sam stwierdza, że może się poruszać “w przód i w tył, z boku na bok i na ukos”, a pion to jednak tylko naprzód. Zaznaczam: na pewno nie chcę wybrzydzać, doskonale rozumiem, jak trudno tutaj w pełni zgrać warstwę merytoryczną z rzeczywistą.

Przy okazji miałem jeszcze spytać:

Atahualpa wstrzymuje go gestem; łańcuch oków pobrzękuje cicho, gdy unosi dłoń.

Czy rzeczywiście trzymali go w kajdanach? Jestem prawie pewien, że nie, ale mogę się mylić, w końcu to Ty przygotowywałaś się merytorycznie do tego opowiadania.

Gdzieś tam mi chodzi po głowie opowiadanie o Tupacu Amaru II, może kiedyś coś więcej z tego wyjdzie.

Już zacieram czułki!

CesarzowoMordoru,

Bardzo dziękuję za podzielenie się wrażeniami! Właśnie o taki efekt chodziło (choć przyznam, że niełatwo było ten chłód dotrzymać do końca). Szachowe analogie są raczej dość ogólne, nie wymagają jakiejś specjalistycznej wiedzy; za to nawiązań historycznych faktycznie trochę się przewinęło. W razie potrzeby chętnie coś rozjaśnię. :)

 

Dawidzie,

Cieszę się, że tak się podobało! Bardzo dziękuję za lekturę i miłe słowa. Też w razie czego mogę wyjaśnić co bardziej zagadkowe fragmenty (pod którymi zapewne kryją się nawiązania historyczne). :)

 

Ambush,

Oj tak, konkursowy limit narzucił ogromną zwięzłość, więc trzeba było się nieźle nagimnastykować, żeby zagospodarować mocno ograniczoną przestrzeń. Ale może ostatecznie wyszło tekstowi na dobre. Tak, chciałam, żeby emocjonalnie było nieco powściągliwie, bo przy takiej tematyce granie na emocjach wydawało się literackim pójściem na łatwiznę. Bardzo dziękuję za wizytę!

 

Edit:

 

Ślimaku Zagłady,

 

A tutaj ciekawostka – powstanie współczesnego hetmana (królowej) jest przeważnie wiązane z postacią Izabeli Kastylijskiej, która miała ponoć wyrazić niezadowolenie, że przypisana jej figura może się poruszać zaledwie o jedno pole na skos i wcale po prostej. Z początku może wzięto to za fanaberię, ale szybko się okazało, że nowy wariant naprawdę zwiększa dynamikę rozgrywki i oferuje bogatsze możliwości taktyczne…

Ciekawe – zanotowawszy. :)

 

Atahualpa przecież sam stwierdza, że może się poruszać “w przód i w tył, z boku na bok i na ukos”, a pion to jednak tylko naprzód.

Wiadomo, że jest lekka rozbieżność, ale przecież nie mogłabym zrezygnować z tak wymownego zestawienia. ;)

 

Czy rzeczywiście trzymali go w kajdanach? Jestem prawie pewien, że nie, ale mogę się mylić, w końcu to Ty przygotowywałaś się merytorycznie do tego opowiadania.

Cóż, na pewno nie przez całe osiem miesięcy (Atahualpa miał przez ten czas pewien stopień swobody – przyjmował gości, wysyłał posłańców, wydawał rozkazy), ale myślę, że po prostu dobrze oddaje to wydźwięk tej sceny.

 

Już zacieram czułki!

Oj, ten tekst jest dopiero na etapie pomysłu, niemniej dziękuję za wsparcie duchowe. :)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

@ black_cape:

 

Taki właśnie był zamysł, żeby podnieść metaforę do ekstremum – bardzo lubię ten zabieg, kiedy bierze się jeden element świata i odmienia go przez wszystkie przypadki.

 

Bardzo, bardzo lubię, kiedy osoba pisząca ma świadomość nie tylko tego, co, ale także i tego, jak chce napisać i jakie mają być zależności między tymi elementami <3

ninedin.home.blog

Odpowiednie zgranie formy i treści to jedna z moich największych literackich obsesji. :)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Historia jest, że tak powiem, taka sobie, bo to w zasadzie szybkie streszczenie wydarzeń historycznych, ale to nie to jest tutaj ważne. Jestem zachwycony tym, jak udało Ci się pociągnąć metaforę, i jak te motywy, które bez szachowej podbudowy się obywają, również pełne są symboliki.

W trakcie lektury dostrzegałem szachowe elementy, po których przechodziłaś do nie szachowych, i czułem, że choć uwiera mnie to, co można by uznać za niekonsekwencję, to bez tego czegoś tekst byłby – jak napisałem na początku – taki sobie. Serio, black_cape, bez pustych zapewnień, jestem oczarowany sposobem w jaki skomponowałaś tekst, jak przedstawiałaś poszczególne składowe historii, dając każdemu gestowi, każdemu słowu, każdemu ruchowi, dodatkowe znaczenie.

Przyznam, że zakończenie nie jest dla mnie do końca jasne, nie rozumiem co ma być tym potężnym wiatrem, mam na to kilka teorii. Ale nawet pomimo tego mojego niezdecydowania interpretacyjnego, którym nie będę Cie tutaj zanudzał, po lekturze, kiedy zastanowiłem się nad tym, jak widzę i oceniam Twoje opowiadanie, jedyną sensowną myślą na ten temat, która zdołała się ukonstytuować w mojej głowie, było: ale to jest cholernie dobrze napisane i przemyślane.

Nic więcej mądrego (choć to powyżej też za mądre nie jest) nie dam rady Ci dzisiaj już napisać :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Historia, jest historia, no to czytam.

Akurat Inkowie, nie mój konik, ledwo liznęłam, ale po cóż są źródła. A teraz internety mają prawie wszystko, wystarczy sięgnąć. Jedyny haczyk, to wiedzieć, czy czytasz bzdury, czy coś wartościowego.

Napiszę wprost:

Ja się zaczęłam bawić symboliką, ale Ty się już, chyba od dawna, nie bawisz. Ty nią nie tylko grasz, ale rozgrywasz pojedynki na najwyższym poziomie. Kurcze, szacun. Bo ja bym siedziała, myślała i w życiu czegoś podobnego nie wymyśliła.

Kocham historię, szanuję i lubię szachy – no jak ten tekst miałby mnie nie kupić. Do tego Twoje słowo pisane wchodzi, po prostu wchodzi.

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Cześć!

 

Pomysłowe podejście do tematu. Bardzo ciekawie przedstawiłaś smutną historię konkwisty, bardzo ładnie też wpasowałaś szachowy klimat i sposób obrazowania do rozgrywki pomiędzy pewnym siebie królem a najeźdźca z innego świata. Opowieść niby prosta i przewidywalna, ale sposób obrazowania przechodzi w tak krótkiej i przystępnej formie. Jeżeli czegoś zabrakło, to fantastyki, ale to chyba kwestia postrzegania – jak dla mnie jawnie można mówić tu o realizmie magicznym, bo granice między rzeczywistością a planszą mocno się zacierają.

Jedynym, co mi trochę zgrzyta, to końcówka, której – póki co – nie rozumiem, ale pogooglam i może wtedy wszystko stanie się jasne.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Outta, Inanno, Krarze, dzięki, że zajrzeliście! :)

 

Outta,

 

Przyznam, że zakończenie nie jest dla mnie do końca jasne, nie rozumiem co ma być tym potężnym wiatrem, mam na to kilka teorii.

Ano choćby wspomniane wyżej powstanie Tupaca Amaru II, niemniej można też przez to rozumieć ogólne tendencje dekolonizacyjne.

Ale w sumie to zdanie jest raczej po prostu klamrą kompozycyjną. Chciałam zostawić czytelnika z obrazem Pizarra kreślącego linie w piasku (swoją drogą, to nawiązanie do faktycznego wydarzenia, które miało miejsce kilka lat wcześniej).

 

Inanno,

 

Cieszę się, że szort trafił w Twoje gusta. :)

Przyznaję, trochę tych nawiązań historycznych tutaj jest, więc mam nadzieję, że szachowe metafory nieco ułatwiły poruszanie się po tekście.

 

Krarze,

 

Jeżeli czegoś zabrakło, to fantastyki, ale to chyba kwestia postrzegania – jak dla mnie jawnie można mówić tu o realizmie magicznym, bo granice między rzeczywistością a planszą mocno się zacierają.

O, no to się cieszę. :) W trakcie konkursu trochę się obawiałam, czy tekst przejdzie jako fantastyka, bo jednak historia alternatywna z elementami steampunku to to nie jest. :P

 

Jedynym, co mi trochę zgrzyta, to końcówka, której – póki co – nie rozumiem, ale pogooglam i może wtedy wszystko stanie się jasne.

Mogę podpowiedzieć, że końcówka nawiązuje między innymi do mitu Inkarri (wątek podzielenia ciała i zapowiedź powrotu). A ostatnie zdanie tak, jak pisałam w odpowiedzi na komentarz Outty – klamra kompozycyjna plus odniesienie do los trece de la fama.

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Hej hej!

Obawiam się, że ten tekst mogę oceniać jedynie na poziomie językowym, bo ani na szachach, ani na Inkach się nie znam. Że napisane świetnie, to wiadomo, bo piórem operujesz znakomicie. Natomiast warstwy symbolicznej chyba nie udało mi się rozszyfrować, podobnie jak zakończenia, którego zwyczajnie nie zrozumiałam. Może to wina hermetycznej tematyki, a może mojej ignorancji w zakresie szachów i historii konkwisty; w każdym razie chyba nie potrafię docenić tego tekstu tak, jak na to zasługuje.

Niemniej napisane pięknym, świadomym językiem, przez który każde zdanie wydaje się mieć swój cel i przekazywać dokładnie takie informacje, których czytelnik potrzebuje, by poczuć klimat i emocje bohaterów (chociaż ze dwa razy coś mi zgrzytnęło w konstrukcji zdań, ale nie były to istotne błędy).

Gratuluję wyróżnienia w konkursie!

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Cześć, Gravel! :)

Dzięki za wizytę i miłe słowa. Przyznaję, że zakończenie faktycznie mogło wyjść hermetycznie. Szachowa metafora miała trochę ułatwić sprawę, ale, wiadomo, tematyka nadal niszowa. Za to bardzo mnie cieszą uwagi dotyczące języka, bo to dla mnie najważniejsze. :)

Pozdrawiam ciepło!

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Chciałam zostawić czytelnika z obrazem Pizarra kreślącego linie w piasku

Pizarro Putnama ;)

Known some call is air am

Cześć,

 

Intrygujący pomysł przedstawienia historycznych faktów jako rozgrywek szachowych. Nie wiem czemu, ale jak czytałem twoje opowiadanie (i gdy ogólnie czytam podobne teksty), to z automatu mój mózg przypominał sobie bardzo stary, szwedzki film pt. “Siódma pieczęć”, w którym główny bohater – średniowieczny rycerz – podejmuje się szachowej rozgrywki ze śmiercią.

 

Pozdrawiam

JPolsky, dziękuję za lekturę i podzielenie się wrażeniami! Skojarzenia z “Siódmą pieczęcią” bardzo zacne, miło mi. B)

Pozdrawiam również!

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Ech…

Czemu ja tak nie umiem?

Czy jest jakiś Redaktor na sali?

Proszę Black_Cape drukować, a ja będę kupował.

 

A co do meritum – bardzo podoba mi się metafora szachowa. Z przewagą Inków, której nie umieli wyzyskać. Z chciwością Hiszpanów, bardziej może nawet króla niż konkwistadorów.

I z tym, co nadejść miało.

Oraz naturalne wplecienie w tekst (a to duża sztuka) wierzeń inkaskich.

Majstersztyk!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jestem takim cholernym mistrzem szachowym, że w całym moim życiu wygrałem jedną(!) partię, z dziewczyną, która praktycznie nie rozumiała zasad – więc sorry, ale przez uraz nie jestem w stanie docenić pomysłu. Przyszedłem dla Inków, no i… hm, brakuje mi słowa, ale to jest dla mnie takie za bardzo… za bardzo… symboliczne? Chyba tak. Chodzi o to, że niezbyt lubię, jak praktycznie każde wydarzenie opisane w tekście jest tak naprawdę metaforą. :(

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Staruchu, ależ bardzo dziękuję! Wątków religijno-mitologicznych tym razem było mniej, niż to zwykle u mnie bywa, ale skoro mówisz, że ładnie wplecione, no to się cieszę. :)

 

SNDWLKR, oczywiście, rozumiem zastrzeżenia – szkoda, że nie podeszło, niemniej dziękuję za wizytę i komentarz. :)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Za wartość literacką, zawartą przede wszystkim w pomysłowo i umiejętnie poprowadzonej w całym tekście metaforze gry w szachy, za wybitne walory stylistyczne – tekst jest napisany językiem jednocześnie efektownym, chwilami niemal poetyckim, ale przy tym oszczędnym i nieprzegadanym – i za niebanalne podejście do fantastyki historycznej – nominuję to opowiadanie do Piórka

ninedin.home.blog

 

Serdecznie dziękuję za nominację! <3

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Cześć, black_cape

Jako osoba, która ma pewną znajomość światem Inków i hiszpańskich kolonizatorów, bardzo podobało mi się to opowiadanie. Najbardziej chyba pierwsza część, kiedy przedstawiłeś niespodziewany atak Hiszpanów na Inkę. Ciekawe porównanie kolonizacji do partii szachów.

Pozdrawiam,

Borku, cześć, dziękuję za lekturę i podzielenie się wrażeniami!

Cieszy mnie, że mamy na portalu trochę fanów tematyki prekolumbijskiej. B)

Pozdrawiam również!

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Nietypowe przedstawienie wydarzeń z przeszłości i pokazanie ich jako gry w szachy. Szkoda, że to co miało miejsce w ciągu kilku miesięcy, zawarłaś w tak krótkim tekście.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Reg! :)

Dzięki za wizytę i komentarz. Rzeczywiście, gdyby mieć większe pole manewru, można by względnić jeszcze sporo szczegółów i postaci historycznych, obraz wydarzeń pod Cajamarcą byłby pełniejszy, ale i tak się cieszę, że udało się tyle zmieścić w konkursowym limicie.

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Istotnie, Black_cape, zmieściłaś sporo. A narzucone limity konkursowe bywają bezlitosne. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Black Cape!

 

Przeczytałem dwukrotnie, bo musiałem przybliżyć sobie wydarzenia, o jakich piszesz. Tekst zachęca, by spojrzeć w wikipedię, a wręcz powiedziałbym, że przy tej długości i metaforycznym podejściu do tematu, niemal wymusza (jeśli ktoś nie jest obeznany).

Pierwsze czytanie było przyjemne, literacko satysfakcjonujące, ale towarzyszyło mi poczucie, że coś mi umyka. Przy drugim czytaniu, z wiki na drugim monitorze, poszło już inaczej. Mam wrażenie świetnego wykorzystania tej ilości znaków – bez niepotrzebnych elementów, jednocześnie obrazowo, dochodząc do sedna zmian, jakie się wydarzyły w Nowym Świecie.

Nie doszedłem za to do tego, czym miałby być nadchodzący wiatr, ale wyżej widzę wyjaśnienie ;)

Pod kątem fabularnym, cóż – to szort, nie ma co oczekiwać cudów, ale za to bohaterów nakreśliłaś sprawnie, wrysowując ich w kontekst wydarzeń nie tylko poprzez to jak wyglądali, czy co zrobili, ale też różnice w ich rozumieniu świata. Ładnie.

Co do fantastyki, to hmm… skłaniałbym się do stwierdzenie, że jej nie ma, bo nie jestem przekonany, czy metafory można pod nią podciągnąć.

Dodatkowy plus za to, że przy Pizarro i Inkach w moim serduszku otwierają się drzwiczki z napisem “Tajemnicze złote miasta” i jedną z najlepszych intro-piosenek do kreskówek ever!

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Witaj, Krokusie! :)

Dziękuję za wizytę i komentarz. Tak właśnie mniej więcej miało być skonstruowane opowiadanie, żeby do podstawowego zrozumienia wystarczyła wiedza ogólna (myślę, że nawet nie trzeba wychwycić tych wszystkich nawiązań, zwłaszcza że niektóre są dość zawoalowane), ale żeby też zachęciło do dalszego zgłębiania tematu.

Jeśli chodzi o elementy fantastyczne, to pewnie, nie będę się upierać, że gdzieś między wierszami są ukryte całe pokłady fantastyki dla wybranych ;), bo to jednak przede wszystkim opowiadanie historyczne.

 

Nie doszedłem za to do tego, czym miałby być nadchodzący wiatr, ale wyżej widzę wyjaśnienie ;)

Cóż, pisanie na piasku prędzej czy później musi tak się skończyć. ;)

 

Dodatkowy plus za to, że przy Pizarro i Inkach w moim serduszku otwierają się drzwiczki z napisem “Tajemnicze złote miasta” i jedną z najlepszych intro-piosenek do kreskówek ever!

 

 

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Cześć, bardzo ładnie i plastycznie używając metafor, przedstawiłeś partię szachową. Kocham te opisy, kurczę, one są bardzo, ale to bardzo żywe, skąd je bierzesz? ;) Z mojej strony szczere oklaski. 

Choć przyznam, że nie wszystko udało mi się wychwycić i musiałem posłużyć się komentarzami, co rzadko robię przed napisaniem własnej opinii. Ale nie uważam tego za wadę tekstu, bo nawiązania są naprawdę dobre, tylko że ja jestem trochę tępy :D 

Pozdrawiam. 

 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Młody pisarzu, cześć, bardzo dziękuję za miłe słowa. Jeśli udało się ożywić historyczne sprawozdania, to tym bardziej się cieszę. :)

Nie ma co się przejmować, jeśli nie wszystko się udało wychwycić – to, co najważniejsze, zostało przełożone na szachową terminologię, a reszta to już takie “smaczki” dla zainteresowanych.

Pozdrawiam również!

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Klimat tekstu urzeka. Jest w nim coś z fatum, czuć nieuchronność nadchodzącego losu, którego nie da się nijak odmienić – dla żadnej ze stron. Bo tak naprawdę obie są u ciebie tylko pionkami. Podoba mi się to dwutorowe patrzenie na rozgrywaną partię – w skali mikro i makro. Dodatkowo obudowujesz całość na koniec metafizyką, co tworzy kolejną warstwę tekstu. Bardzo ciekawie zrealizowany zabieg szachownicy i ustawiania na niej elementów – pięknie żonglujesz perspektywami i skalą. Dzięki temu tekst jest bardzo metaforyczny, a przy tym konkretny. Sens się nie rozmywa. Świetne opowiadanie :)

Ode mnie kliku klik, znaczy się nominacja :)

It's ok not to.

Dogsdumpling, ojej, serdecznie dziękuję za tak miły komentarz! Cieszę się, że lektura zaowocowała tyloma ciekawymi spostrzeżeniami i że wszystko złożyło się w całość. :)

Dziękuję też za nominację (Bruce, Tobie również)!

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Dziękuję też za nominację (Bruce, Tobie również)!

To ja – Tobie – za tekst: pozostaje w pamięci, wierci w głowie niezwykłością oraz symboliką, nie da o sobie zapomnieć, znaczy się – Kandydat do Piórka murowany! :)

Pozdrawiam.:)

Pecunia non olet

“Pozostaje w pamięci” to dla autora chyba największy komplement. :)

Pozdrawiam ciepło!

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Zawsze z chęcią czytam tak znakomite opowiadania. :) I nie, jako historyk, bo przecież nie znam wszystkich faktów, wydarzeń i dat z tej przeogromnie przeobszernej nauki. Zachwycam się nade wszystko, jako skromny czytelnik. :)

Pozdrawiam. :) 

Pecunia non olet

Hej, black_cape:)

 

Choć nie mam zarzutów językowych co do tekstu, to nie jestem w stanie w pełni go docenić. Mam wrażenie – choć może to kwestia pewnej hermetyczności kluczowych elementów – że nie widzę, co próbowałaś w tym tekście powiedzieć, a przy poruszaniu poważnej tematyki czegoś jednak oczekuję:P Może więc jest to kwestia mojej ignorancji, ale – przy samej lekturze, własnym bagażu wiedzy i tylko pobieżnym próbie wyłapania czegoś w komentarzach – widzę tu tylko te widoczne metafory szachowe i lekkie nawiązania do mitologii, a żadnej nowej treści poza walorami językowymi. Z tych właśnie względów (mam nadzieję, że zrozumiale przekazałem, o co mi chodzi:P) będę piórkowo na NIE.

A nawiasem mówiąc, to – nie ujmując tekstowi – odniosłem wrażenie, że te metafory szachowe to są takie bardzo powierzchowne;)

Слава Україні!

Witaj, Golodh. :)

Cóż, przyjmuję werdykt. Dla mnie ogólnie fabuła ma drugorzędne znaczenie, a bardziej interesuje mnie opakowanie treści w konkretną koncepcję estetyczną, dobranie odpowiedniego języka i tonu. Tekst ma być po prostu wizją artystyczną wydarzeń pod Cajamarcą, ujętą w ramy szachowej metafory. Ale wydaje mi się, że antykolonialne przesłanie jest dość wyraźnie przekazane – od wciągnięcia Inków/Indian w grę na europejskich zasadach po przejęcie całej planszy przez Hiszpanię.

Tak, w dłuższej formie na pewno można byłoby się bardziej zagłębić w szachową terminologię i strategie.

Dziękuję za wizytę i komentarz!

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Dla mnie ogólnie fabuła ma drugorzędne znaczenie, a bardziej interesuje mnie opakowanie treści w konkretną koncepcję estetyczną, dobranie odpowiedniego języka i tonu.

I myślę, że w tym miejscu się właśnie fundamentalnie różnimy;) Pewnie kwestia wyrośnięcia na wielu klasykach s-f, z mniejszym wkładem literatury klasycznej, ale dla mnie jednak historia i fabuła ma pierwszorzędne znaczenie:P Choć czuję jakoś, że i beze mnie opowiadanie sobie poradzi w głosowaniu;)

 

Tak, antykolonialne przesłanie było, ale to dość prosty motyw do tej opowieści, niekoniecznie poruszający emocjonalnie, a i nie dorzuciłaś nic nowego do antykolonialnego motywu.

A co do szachów – nie oczekiwałbym rozwijania, to tak na boku dorzuciłem:)

Слава Україні!

I myślę, że w tym miejscu się właśnie fundamentalnie różnimy;) Pewnie kwestia wyrośnięcia na wielu klasykach s-f, z mniejszym wkładem literatury klasycznej, ale dla mnie jednak historia i fabuła ma pierwszorzędne znaczenie:P

Ano, to dość naturalne podejście. :) Też wcześniej przywiązywałam większą wagę do fabuły, ale gdzieś w międzyczasie mi się poprzestawiało – myślę, że częściowo pod wpływem mediów wizualnych, choćby kina.

 

Tak, antykolonialne przesłanie było, ale to dość prosty motyw do tej opowieści, niekoniecznie poruszający emocjonalnie, a i nie dorzuciłaś nic nowego do antykolonialnego motywu.

To w tym temacie chyba bym już nic nie dodawała (w każdym razie w tym tekście) – ale najważniejsze, że udało się przekazać to, co było do przekazania. :)

 

Pozdrawiam!

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Sorry, Winnetou, ale jestem na nie.

Ze względu na brak fantastyki – odbieram tekst raczej jako zwyczajną metaforę, niż fantastyczną historię. I poza metaforą nie widzę wydarzeń, które nie miały miejsca.

Nie przeczę, że metafora bardzo zgrabna, a tekst ładnie napisany. Na przykład “Białe zaczynają” to w tym ujęciu majstersztyk.

Babska logika rządzi!

Popytam jeszcze Autorkę o ten fragment:

“Atahualpa z drewnianym łoskotem pada na planszę.

Teraz, gdy białe piony dzielą go na części – głowa, ręce, nogi – widzi dokładnie, że szachownica jest jedynie niewielką częścią gry. Kay pacha, świat żywych. Ponad nim hanan pacha, świat na górze, złoty tron Ojca Słońce i srebrna lektyka Matki Księżyc; i ukhu pacha, świat na dole, mumie przodków na wiecznej uczcie w objęciach Matki Ziemi.

Potem Atahualpa poznaje największy sekret zamorskiej gry. Zasadę, której nie wyjawił mu Pizarro, a przed którą drży nawet biały król.

Atahualpa powstaje z mata, by stać się kimś więcej niż królem.

Jest na planszy, w niezdobytych górskich ostępach i ogołoconych ze złota kamieniach piramid.

Jest ponad planszą, w padających na pola promieniach słońca i księżycowym blasku.

Jest pod planszą, w ciężkiej od kości czarnej ziemi, w której kiełkuje gniew.

Pizarro dalej kreśli rapierem linie w piasku, nie wiedząc, że z oddali nadciąga potężny wiatr”.

 

W moim odczuciu pokonany wódz jest już w opisywanym dość szczegółowo Świecie Zmarłych, który to świat wysyła na najeźdźców wiatr zemsty. Czy nie taką wizję miałaś, Autorko? :) Tu widzę właśnie ową “fantastykę historyczną”, o której wspominała Ninedin

 

Jeszcze edycja, bo zastanawiało mnie wspomniane określenie “fantastyka historyczna” w szerszym rozumieniu (którego przecież na NF musimy się doszukiwać)… 

“Szachy/szachiści/zawody szachowe” itp. kojarzą się nieodmiennie z takimi wyrażeniami, jak: inteligencja, umysł, bystrość, mistrz, geniusz, taktyka, wysoka kultura osobista, kodeks, walka/gra fair, skupienie, spokój i opanowanie, cisza, podziw i szacunek dla strony przeciwnej, wyważenie…

Tymczasem Black_cape postanowiła opisać w ten niezwykły sposób… wyprawę konkwistadora, zatem coś całkowicie odmiennego, przeciwieństwo, odwrotność, coś absolutnie niemożliwego! Wszyscy potrafimy dopisać mnóstwo wyrażeń czy zwrotów do owych krwawych zdarzeń: rzeź, masakra, okrucieństwo, bestialstwo, mordowanie, wygrać za wszelką cenę, zero jakichkolwiek zasad, najazd, zdobycz, chciwość, awanturnicy, złodzieje, mordercy, ucieczka przed więzieniem, chciwość, żądza zysku, gra nie fair… Na dodatek to najeźdźca, – sorry, żadna praca nie hańbi, niemniej jednak… – wedle podań świniopas i analfabeta, żądny sławy i zdobyczy, jakie posiadł inny bandycki najeźdźca – jego kuzyn Cortez – zaprasza do “Gry Mistrzów” samego króla… I na dodatek wygrywa z nim w szachy! Nierealne, niemożliwe, sf! Moim zdaniem tu także tkwi fantastyka! :) Jest rzecz jest w opowiadaniu symbolika, metafory, ale jest również fantastyka. To oczywiście tylko moje zdanie i mogę się mylić. :) 

Pozdrawiam. :) 

Pecunia non olet

Wybaczcie późną odpowiedź, ale dopiero wróciłam z Summer Fog Festival. B)

 

Witaj, Finklo. :)

Pewnie, rozumiem – takie portalowe kryteria. Zdaję sobie sprawę, że w tekście mało fantastyki czy nawet fikcji literackiej; najbardziej zależało mi na tej metaforze, a nie chciałam już dodawać innych elementów na siłę. Dzięki za miłe słowa na temat języka. :)

 

Cześć, Bruce. :)

O, bardzo ładna interpretacja. Na pewno w kontekście pierwszej i trzeciej sceny można odczytywać motyw gry w szachy ironicznie; w drugiej już bardziej dosłownie, bo (jak już wspominałam) Atahualpa według niektórych źródeł grywał z konkwistadorami w szachy, a oprócz tego próbował wynegocjować swoje uwolnienie.

A sam tekst można różnie odbierać, jako opowiadanie czysto historyczne, realizm magiczny, może nawet weird fiction… Kwalifikacja gatunkowa jest dyskusyjna, więc w kwestii oceny zdaję się na lożę, tak jak wcześniej na jury konkursu.

 

Pozdrawiam Was, miłego dnia. :)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

A sam tekst można różnie odbierać, jako opowiadanie czysto historyczne, realizm magiczny, może nawet weird fiction… Kwalifikacja gatunkowa jest dyskusyjna (…).

Wiele w tym racji, ja tu widzę samą fantastykę; dziękuję i pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Witaj, przeczytałem z zainteresowaniem tym większym, że startowałem onegdaj ze swoim tekstem do tej samej antologii. Co więcej, pomysł na zderzenie światów miałem taki sami – tj. spotkanie Pizzara z Atahualpą. Twoje ujęcie tematu bardziej podeszło jury – po lekturze tekstu doskonale rozumiem dlaczego. Oryginalne, błyskotliwe, dobrze napisane. Chylę czoła. Więcej takich tematów i takich tekstów. Mam nadzieję że jeszcze się gdzieś spotkamy ;) 

R.A. Olek, cześć, fajnie, że zajrzałeś! :)

 

Witaj, przeczytałem z zainteresowaniem tym większym, że startowałem onegdaj ze swoim tekstem do tej samej antologii. Co więcej, pomysł na zderzenie światów miałem taki sami – tj. spotkanie Pizzara z Atahualpą.

Ooo, można gdzieś przeczytać Twój tekst? Bardzo jestem ciekawa, jak podszedłeś do tematu. :)

 

Zwykle zajmuję się mitami z różnych stron świata, ale mam w planach kolejny tekst w tematyce inkaskiej, tak że zapraszam w – mam nadzieję – nieodległej przyszłości. Wkrótce też powinien wpaść mój komentarz jurorski pod tekstem na konkurs “Obcość”, a zatem do zobaczenia. :P

 

Pozdrawiam!

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Przeczytałem go wczoraj i szczerze – nie ma się czym chwalić. Z perspektywy czasu widzę że pokonało mnie założenie połączenia opisu z dialogami + limit znaków. Chciałem show not tell i przy ograniczonym rozmiarze tekstu wyszedł chaos. Warsztatowo muszę nad nim usiąść (bez limitu znaków pewnie będzie łatwiej) i tu wrzucę do poznęcania się.

No to będę wypatrywać. :)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Pięknie napisane, szczególnie Otwarcie, czy to nie był najpierw samodzielny tekst?

Pozdrawiam.

Oblatywaczu, pięknie dziękuję!

Opowiadanie powstało dwa lata temu, ale z tego, co pamiętam, “Otwarcie” i “Grę środkową” napisałam z marszu, a “Grę końcową” kilka dni później.

Pozdrawiam również! :)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Cześć!

Tekst przeczytałam chwilę temu, ale chwilę zajęło mi poukładanie komentarza, a potem jeszcze napisanie go, więc wybacz, że musiałaś tyle czekać. :)

Uważam, że to znakomity literacko tekst, okraszony ładnym językiem i bardzo dużą ilością treści jak na swoją długość. Mimo to w głosowaniu piórkowym byłam na NIE i mam nadzieję, że uda mi się wyjaśnić, z jakiego powodu.

Opowiadanie działa na czytelnika, nawet jeżeli ten nie zna wydarzeń historycznych, do których nawiązujesz – czuć tu klimat i czuć problemy bohaterów. Uważam jednak, że w niektóre wątki wchodzisz zbyt powierzchownie, zbyt mało czasu im poświęcasz, przez co jako odbiorca tekstu przez większość czytania czułam się zagubiona pomiędzy metaforami szachowymi, realiami historycznymi a samą opowieścią.

Problem ten częściowo się rozwiązał, gdy doczytałam sobie o Inkach na Wikipedii, jednak jestem zdania, że nawet w tekście nawiązującym do historii budowa bohaterów czy fabuły powinna pozwalać na lepsze zrozumienie, co się dzieje i o czym dokładnie się czyta.

Kłopot miałam również z zakończeniem i powiązaniem go z szachami – pomyślałam, że to może nawiązanie do tego, że jego ludzie mieli go za boga słońca, więc po śmierci został nim naprawdę, ale jakoś nie mogę tego spiąć z samą grą.

Podsumowując – to bardzo dobry tekst, świetnie skomponowany i rozplanowany (akcja płynie cały czas w dobrym tempie, nic w tym względzie nie zgrzyta), ale jestem zdania, że brakuje mu nieco jasności, co nie wynika jedynie z braku znajomości historii, ale również ze zbyt dużej wagi położonej na metafory, a zbyt małej na sam przebieg wydarzeń.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Witaj, Verus. :)

Przepraszam za późną odpowiedź, ale znowu jestem poza domem i chwilowo rzadziej tu zaglądam.

Dzięki za miłe słowa. A widzisz, miałam nadzieję, że ten tekst będzie najbardziej przystępny z dotychczas opublikowanych – właśnie dzięki metaforom. IMO nie trzeba koniecznie wychwycić wszystkich nawiązań, wystarczy ogólna wiedza, a resztę można przyjmować już intuicyjnie. Nie chciałam też opisywać wydarzeń dokładnie tak, jak przebiegały, tylko przefiltrować je przez cały zamysł. Ale skoro mówisz, że opowiadanie było częściowo niejasne, no to Ci wierzę. :P

Co do zakończenia, to sprawa jest nawet prostsza – Hiszpanie, zabijając Atahualpę, zmieniają go w męczennika, który po upadku imperium obrasta mitem (w historii Peru pojawiali się w późniejszych wiekach przywódcy indiańskich powstań, którzy przybierali imię Atahualpy albo Tupaca Amaru). Dzięki mitowi (według którego jeden z ostatnich władców Inków ma powrócić i zjednoczyć państwo) “gra” wychodzi na inny, nadnaturalny poziom.

Dziękuję za wizytę i komentarz!

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Cześć, Anet, wybacz późną odpowiedź. Dzięki za wizytę, cieszę się, że się podobało. :)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Nowa Fantastyka