- Opowiadanie: sy - Latawce nad Chang'anem

Latawce nad Chang'anem

Miło mi zaprezentować przed wami opowiadanie przygotowane na konkurs “Retrowizje”! Zdecydowałam się na tekst w klimacie silkpunku. Historia jest oparta na prawdziwych wydarzeniach – w pierwszym komentarzu można znaleźć glosariusz i wiele informacji, jednak prosiłabym do nich nie zaglądać przed lekturą, coby sobie nie zaspojlerować pewnych rzeczy.

 

 

Za betę serdecznie dziękuję:  Arnubisowi, BK, dogsdumpling, Leniwcowi, Wiktororowi Łowskiemu!  Jesteście niezastąpieni razem i z osobna! ❤

 

Buźka!

 

 O, i jeszcze P.S. Zostawiłam oryginalną chińską kolejność pisania nazwisk i imion, czyli: nazwisko + imię. “Po naszemu” źle mi to brzmiało.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Latawce nad Chang'anem

Żaglowóz czekał na cesarzową Wu przed bramą dla służby. Gdy kobieta usadowiła się na niewygodnej ławeczce, sługa natychmiast pociągnął za liny, rozpinając duży, podwójny żagiel. Nie musiała mówić, dokąd chce jechać. Ruszyli boczną aleją, choć i tu pełno było świętujących.

Podczas Festiwalu Latarni sam Budda Maitreja mógłby zstąpić z nieba na szeroką ulicę Zhuque, a i tak nie zostałby zauważony w tłumie.

Tysiące lampionów rozświetlało miasto Chang’an; wszystkie sklepy i tawerny zostały odświętnie przystrojone. Niektóre lampy kręciły się niczym bambusowe ważki, inne tylko powiewały na wietrze. Niemal każda z nich wyróżniała się czymś niezwykłym: jedne miały soczyste barwy rubinów i jadeitów, drugie zostały ozdobione scenkami z życia rodziny cesarskiej. Uliczni handlarze wykrzykiwali nazwy swoich towarów, a z ich stoisk unosiły się kuszące zapachy. Sprzedawali miseczki pikantnych zup i mięsnych pierożków gotowanych na parze, placki chlebowe oraz tradycyjne ryżowe przekąski ze słodkim nadzieniem.

Wu Zhao coraz dotkliwiej odczuwała brak jedwabnych poduch na siedzisku, do tego było jej okrutnie zimno. Niemal przez cały czas mijały ją inne żaglowozy, mknące po niezliczonych alejach największego miasta świata, a nad głową krążyły latawce posłańców, podobne do roju motyli. Gdy kobieta minęła Zachodni Bazar, odetchnęła z ulgą.

 Żaglowóz zatrzymał się przed niepozorną bramą ozdobioną zaledwie kilkoma taoistycznymi diagramami. W podwórzu za nią stał samotnie niewielki budynek.

– Cesarzowa Wu! – krzyknęło parę osób, gdy drzwi się uchyliły.

Mężczyźni padli na klęczki, dotykając czołem klepiska. Dopiero gdy Zhao dała im znak, wrócili do swoich obowiązków. Wchodząc, przytrzymała wełnianą spódnicę, aby jej nie pobrudzić. Podłoga chaty lśniła od rozlanych gdzieniegdzie eliksirów.

– Huanghou – powiedział niski jegomość. Na jego czoło wystąpiły kropelki potu. – To ogromny zaszczyt, móc cię gościć w pracowni, pani. Nie sądziłem…

– Guo Xinzhen – przerwała mu, unosząc dłoń. – Nie przybyłam tu, by sprawiać ci zaszczyt, choć właściwie w takim miejscu… – Rozejrzała się wokół.

Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że główne pomieszczenie urządzono według zasad feng shui. Zawalone różnymi specyfikami i butelkami stoły ustawiono wzdłuż osi wschód-zachód. Na ścianach wisiały półki ozdobione logogramami. Nad paleniskiem w centralnej części pracowni kołysał się saganek wypełniony jakąś bulgoczącą cieczą. Płomień nie dymił i był biały niczym śnieg.

Taki ogień mogła wytworzyć jedynie mieszanka, której najważniejszym ze składników były sproszkowane kwiaty czarnej sasanki. Roślina kwitła wysoko w górach Tienszan tylko przez kilka tygodni w roku i była tajemnicą działania cesarskich balonów na ogrzane powietrze. Lżejsza i wydajniejsza od drewna pozwalała statkom powietrznym latać na większe odległości.

Wu Zhao oderwała wzrok od paleniska i wbiła go w Xinzhena. Grdyka mężczyzny gwałtownie zjechała w dół.

– Jakich dokonaliście postępów?

– Pani, powierzyłaś nam trudne zadanie. To nie byle eliksir przyspieszający zrastanie się kości, czy przywołujący słodkie marzenia senne. Poza tym technika Neidan wymaga wielu czynności przygotowawczych, rytuałów wykonanych w odpowiedniej kolejności i…

– Oszczędź mi szczegółów. Ile jeszcze czasu?

– Trudno powiedzieć. – Xinzhen drżał na całym ciele.

Zhao gniewnie rozdęła nozdrza.

– Nadwyrężasz moją cierpliwość, Guo. Dłużej nie mogę czekać.

– N-nie będziesz musiała, pani. – Mężczyzna ukłonił się raz jeszcze. – Proszę tylko o jedną dodatkową pełnię. Poślę wiadomość przez gońca, tak jak zawsze.

Cesarzowa sięgnęła pod poły płaszcza i rzuciła alchemikowi ciężką sakiewkę. Nie patrząc za siebie, wyszła na rozświetloną ulicę. Tak jak inni tej nocy, poprosiła w myślach bogów o pomyślność.

 

女皇

 

Na tarasie jednej z wież pałacowych ktoś bezszelestnie wylądował. Wang Fusheng schował soczewkę powiększającą, po czym wszedł w plamę światła rzucanego przez księżyc w chwili, gdy przybyły mężczyzna składał ogromne skrzydła latawca wykonane z papieru i jedwabiu. Nie tracili czasu na ukłony.

– Zatem dokąd się udała?

– Do pracowni tego mnicha… Guo Xinzhena.

– Guo Xinzhena? – upewnił się eunuch, marszcząc brwi. – Tak… Ufam, że cesarzowa cię nie spostrzegła.

– Niebo jest pełne posłańców, a ulice świętujących ludzi – powiedział mężczyzna. – Byłem ostrożny.

Fusheng nerwowo wygładził szatę.

– Co takiego Guo Xinzhen dla niej tworzy?

– Nie dosłyszałem – westchnął mężczyzna. – Lecz ma na to niewiele czasu, raptem miesiąc. Kiedy eliksir będzie gotowy, przyśle gońca. Gdybyśmy tylko zdołali go przechwycić…

Eunuch pokiwał głową ze smutkiem. Choć dowiedział się sporo, zabrakło mu kluczowych wieści.

– Leć. Im dłużej tu jesteś, tym większe niebezpieczeństwo nam grozi. Póki co, dziękuję ci.

Szpieg pociągnął za sznurki przytroczonego do pleców latawca, na powrót rozkładając skrzydła. Wzniósł się w powietrze z głośnym furkotem, po czym wtopił się w chmarę innych lotniarzy. Wang Fusheng nie mógł widzieć, jak tamten znika na tle ciemnego nieba. Eunuch biegł pospiesznie schodami, rozmyślając nad tym, który z kanclerzy byłby na tyle godny zaufania, aby powierzyć mu tajemnicę cesarzowej.

 

女皇

 

– Tianzi, dziwnie patrzysz. Źle się czujesz? – Shangguan Yi odszedł od krawędzi kosza i przyklęknął przy cesarzu.

– Nie, tylko… – odpowiedział monarcha, łapiąc się za skroń. – Źle znoszę znaczne wysokości, odkąd… sam nie jestem pewien.

Odkąd twoje qi przestało harmonijnie płynąć, pomyślał Yi. Medycy przekonywali, że to wylew krwi do mózgu odebrał cesarzowi dawną młodzieńczą sprawność i siłę umysłową, ale kanclerz nie wątpił, że Wu Zhao maczała w tym swoje plugawe palce.

Gaozong siedział na ławie z oparciem otoczony jedwabnymi poduszkami, posyłając swojemu doradcy blady uśmiech. Oprócz nich w koszu znajdowali się jeszcze trzej żeglarze powietrzni. Na środku, na podwyższeniu, płonął biały ogień. Obok ich balonu jeszcze tuzin innych, żółtych jak kaczeńce, sunął po niebie, trzymając się w bliskiej odległości. Yi spoglądał na tarasy ryżowe, które widziane z góry przypominały malowidła na jedwabiu.

– Musisz odpocząć, panie – powiedział, odwracając się. – Po dotarciu do Chang’anu zajmą się tobą medycy.

– Myślisz, że bogowie są mi jeszcze przychylni? – zapytał nagle cesarz.

Yi nie odpowiedział od razu.

– Tianzi, proszę. Czy nie wracamy z wyprawy do Tai Shan, na szczycie której złożyłeś ofiarę Niebu? I czy nie została ona przyjęta?

Gaozong pokiwał głową w zamyśleniu.

– Jak się czują moi synowie? Czy widziałeś ich ostatnio?

– Panie – zaczął Yi, mimowolnie przygładzając wąsy. – Od dziesięciu lat twoi najstarsi synowie zarządzają dalekimi prefekturami albo są na wygnaniu, a córki przebywają w areszcie domowym. Taka była twoja wola. Twoja i Huanghou.

Cesarz otulił się szczelniej wełnianym pledem.

Huanghou dała mi wielu silnych synów.

– Tak, Tianzi, niech bogowie mają ją w opiece – westchnął kanclerz.

Gaozong od dawna był ślepy na działania Wu Zhao i nie było sensu się spierać. Istniało też ryzyko, że któryś z żeglarzy powietrznych należy do szpiegów cesarzowej. Odkąd Wu zasiadła na tronie, zdążyła stworzyć dobrze działające sieci donosicieli i zbirów, rozrastające się po całym cesarstwie niczym plamy pleśni na zbutwiałej tkaninie.

– Panie, na horyzoncie widać mury Chang’anu – oznajmił jeden ze sterujących. – Dotrzemy tam niebawem.

Kanclerz skinął głową i na powrót się zamyślił wpatrzony w malownicze widoki.

– Shangguanie Yi. – Gaozong niespodziewanie przerwał ciszę, choć jego oczy pozostawały zamknięte, jakby zapadł w drzemkę. – Służysz na cesarskim dworze pół życia, lecz musisz się jeszcze wiele nauczyć.

 

女皇

 

Cesarz uroczyście wjechał do stolicy przez główną bramę Mingde, trzeciego, ostatniego dnia Festiwalu Latarni. Ludzie porzucili swoje zajęcia i zamknęli wcześniej sklepy, aby móc obejrzeć paradę dworską. Trzykondygnacyjną pagodę tronową z bambusa i jedwabiu wzniesiono na platformie z grubych tyczek, którą popychał wiatr łapany w ogromne żagle.

Gaozong ze wspaniałą koroną ze złota i klejnotów na głowie, spowity w szatę z błyszczącego muślinu wyglądał jak wyrzeźbiony w terakocie. Siedział otoczony tancerkami, patrząc nieruchomo przed siebie, obojętny na radosne okrzyki mieszkańców Chang’anu i kwiaty rzucane pod koła.

Shangguan Yi, przyglądając się nieznajomym twarzom, w myślach prosił bogów o silniejsze podmuchy wiatru, aby pagoda mogła przyspieszyć. Po ciężkiej podróży pragnął jedynie spotkać się z żoną, poczuć ciepły dotyk jej miękkich dłoni.

Platforma przekroczyła wreszcie główną bramę Zhuque i cesarz wraz ze świtą znaleźli się na terenie kompleksu pałacowego. Przy schodach czekała na niego cesarzowa Wu oraz czterej książęta z jej łona. Monarchini miała na głowie ciężką koronę ze srebra i brązu, a klejnoty na jej sukni mieniły się w zimowym słońcu niczym rozlana rtęć.

Przywitała męża jako pierwsza, głęboko się kłaniając.

– Shengshang, modliłam się o twoje dobre zdrowie – rzekła. – Serce się raduje na myśl, że Tian przyjęło ofiarę.

Gaozong powoli ruszył w stronę pałacu, gdzie zapewne czekał na niego stos niezatwierdzonych edyktów. Yi wątpił, by cesarz zastosował się do próśb medyków zalecających mu odpoczynek po podróży.

Nagle mężczyzna poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Pamiętając wciąż o etykiecie, dyskretnie rozejrzał się i odnalazł eunucha z licznej świty księcia koronnego. Nawiązał z nim krótki kontakt wzrokowy, lecz spojrzenie sługi natychmiast uciekło w innym kierunku. Kanclerz nie miał okazji mu się przyjrzeć, bo niedługo później eunuchowie wspinali się po pałacowych schodach, krocząc za cesarską rodziną jak cienie.

Oficjalne powitanie zakończyło się; Shangguan Yi mógł dołączyć do rodziny.

 

女皇

 

Tego wieczoru pozwolili sobie na dłuższą kolację, chcąc posłuchać swoich opowieści po niemal dwutygodniowej rozłące. Do stołu podano najpierw zupę rybną, a potem pierogi jaozi i zająca w śliwkach. Yi zastał żonę, syna i ciężarną synową w dobrym zdrowiu. Znużony ciągłym stosowaniem się do zasad dworskiego protokołu, wreszcie mógł odpocząć w ich towarzystwie. Ciepły posiłek był miłą odmianą po suszonym mięsie i bułeczkach na parze zrobionych na zapas z kilkudniowym wyprzedzeniem, którymi musiała się karmić świta cesarza. Po ostatnim łyku wina mężczyzna zasiadł za parawanem, prosząc, by mu nie przeszkadzano. Na papierze nakreślił krótki list i dołączył do niego niewielki mieszek z pieniędzmi.

Poziom wody w zegarze obniżał się nieubłaganie, a kiedy dotarł do najniższej kreski, kanclerz wyszedł na tyły ogrodu. Posłaniec wylądował na zmarzniętej trawie z głośnym łopotem, który na szczęście zginął pośród hałasu świętującego miasta.

– Wciąż mieszka w Qianie, choć nie wiem jak długo jeszcze – szepnął Yi, wręczając przygotowany pakunek. – Czeka cię wyczerpująca droga. Uważaj na siebie i nie zdradź miejsca ukrycia, choćby cię przypiekali żywcem. Niech bogowie mają cię w opiece.

Goniec nic na to nie rzekł. Wzniósł się w powietrze ciężko jak łabędź i odleciał w rozświetloną lampionami noc. Wang Fusheng w przebraniu zakonnika zdążył zaobserwować scenę przez wyłom w murze. Pokiwał głową z uznaniem. Chyba wiedział, dokąd udał się posłaniec Shangguana Yi.

 

女皇

 

– Pani, istnieje wysokie ryzyko, że pracownia Guo Xinzhena została odkryta – powiedział Xu Jingzong, zaufany stronnik cesarzowej. – Moi szpiedzy donieśli, że spiskowcy mogli widzieć Waszą Wysokość w jej pobliżu. To jedyne wytłumaczenie.

Wu Zhao poczuła wzbierającą falę gniewu na myśl o tym, że ten stary dureń ma czelność sugerować jej popełnienie błędu. Nie zamierzała się tłumaczyć ze swoich decyzji. Dobrze wiedziała, że spraw należy doglądać osobiście, jeśli nie chciało się zostać pominiętym. Choć była wysoko postawiona, mężczyźni nadal patrzyli z pobłażaniem na jej słabe, kobiece ciało, którym bogowie ją obdarzyli w swej ślepej złośliwości. Ona zaś miała serce wojownika.

Siedziała na złoconym tronie w sali audiencyjnej. Mimo że nie miała dziś zaplanowanych oficjalnych wizyt, kazała ubrać się w najlepsze szaty, a na głowę włożyła wysoką koronę. Lubiła rozkoszować się jej ciężarem.

– Huanghou, sugeruję porzucić twój plan. Skutki jego zdemaskowania mogą być katastrofalne – kontynuował kanclerz.

Cesarzowa potrząsnęła głową, aż biżuteria we włosach cicho zadzwoniła.

– Nie ma mowy, prace trwają już za długo, żebym miała teraz z nich zrezygnować. Poza tym ten eliksir jest mi bardzo potrzebny.

Zhao zawdzięczała obecną pozycję wyłącznie uporowi. Brzydziła się słabością, którą wyczuwała teraz u Xu Jingzonga, tak jak kiedyś u kobiet cesarza i ich dzieci. Pozbyła się ich wszystkich jednym skinieniem palca. I któż byłby teraz zdolny podważyć jej autorytet? Najstarszy książę Li Zhong skrył się pod ziemią, niegroźny i pokonany niczym robak, którym zresztą był. „Kropla po kropli napełnia się dzban wodą”, cesarzowa, przypomniawszy sobie mądrość buddyjską, uśmiechnęła się nieznacznie.

– Huanghou, spiskowcy tylko czekają, żeby przechwycić przesyłkę od Xinzhena i…

– W takim razie – przerwała ostro Zhao – zastosujemy wobec nich pewien drobny miraż.

 

女皇

 

Shangguan Yi wracał samotnie ogrodami pałacowymi ze spotkania rady, trzymając przed sobą małą lampę oliwną. W myślach prosił bogów o jakiś żaglowóz obecny jeszcze na ulicach miasta, który mógłby go zawieźć prosto do ciepłego domu. Choć za dnia czuć było w powietrzu zapowiedź wyczekiwanej wiosny, nocami wciąż królował chłód przenikający do szpiku kości. Wilgotna trawa muskała rąbek szaty kanclerza przy każdym kroku.

Mężczyzna zastanawiał się, czy dzisiejsze zachowanie cesarza było wynikiem udanych działań medyków. Gaozong mówił mocniejszym głosem, nie urywał zdań w połowie, jak gdyby nagle zapomniał, co chciał powiedzieć. Nawet jego postawa wydawała się twardsza; siedział na tronie wyprostowany niby młodzieniec. I chociaż cesarzowa Wu nadal stała za jego plecami jak duch, to zdawało się, że cesarz rzadziej prosił ją o osąd sprawy. Yi miał nadzieję, że ten stan utrzyma się dłużej.

Gdy przechodził obok kolejnej z wielu altan, dobiegł go łagodny głos:

– Konfucjusz rzekł: „Rządzić cnotliwie to być jak Gwiazda Północna, wokół której wszystkie inne gwiazdy obracają się pełne czci”.

Z altany wychylił się eunuch, który wpatrywał się w niego podczas uroczystości przybycia.

– Kanclerzu, wiem, że nie mieliśmy okazji się poznać, jednak sprawa jest nagląca – powiedział Wang Fusheng. – Jeśli los Tianzi oraz całego cesarstwa pozostaje ci drogi, zechciej mnie wysłuchać.

– Rozmowa w ukryciu pod osłoną nocy nie wróży przyjemnego tematu, a ja nie przywykłem wysłuchiwać planów spiskowców – szepnął kanclerz. Już miał się stamtąd oddalić, gdy zza pergoli wyszła jeszcze jedna osoba.

– Tingzhi, synu! Co tu robisz?

Młodzieniec skłonił się ojcu niedbale i szybko. Na plecach miał umocowany złożony latawiec.

– Ojcze, wysłuchaj go. Cesarz znajduje się w niebezpieczeństwie. Wszyscy jesteśmy po tej samej stronie.

Na osiemnaście piekieł, zaklął w myślach Yi. Czuł mieszaninę strachu i rezerwy, lecz po namyśle wszedł do altany.

– Tingzhi, twoja żona niebawem rodzi, a ty zabawiasz się w szpiega? Na bogów, co to wszystko ma znaczyć?

– To nie jest żadna zabawa – warknął młody mężczyzna. – Odkryliśmy… pewne miejsce. Cesarzowa ma zamiar pozbyć się Gaozonga. Mnisi taoistyczni opracowują dla niej jakąś specjalną mieszankę, widziałem na własne oczy!

– Mieszankę? – zapytał z niedowierzaniem Shangguan Yi. – Mogłaby go otruć jadem żmii choćby i dziś. Po co miałaby się trudzić czekaniem na uwarzenie eliksiru?

– Byle głupiec może rozpoznać śmierć od trucizny – odezwał się Wang Fusheng. – Sztuką jest zabić tak, aby wszyscy myśleli, że to była choroba lub nieszczęśliwy wypadek.

Na chwilę zapadło milczenie.

– Wiemy, że wspierasz Li Zhonga na wygnaniu – powiedział Tingzhi.

– Należałem do jego sztabu, gdy był jeszcze księciem koronnym. – Kanclerz westchnął i pokiwał głową. – A jak skończył? Żyje jak nędzarz w Qianie, ukrywając się przed psami Wu Zhao. Nie mogę sobie darować, jest dla mnie jak syn.

– A dla mnie jak brat. – Tingzhi uderzył się mocno w pierś. – Dlatego musi tu być, kiedy cesarz oddali Wu, a jej synowie stracą poparcie ministrów. Li Zhong musi zostać księciem koronnym, jak niegdyś, nim jego matka została niesłusznie skazana na śmierć!

– Ciszej, na bogów, czyś ty rozum postradał? – syknął Yi. – Nierozsądnie jest wypowiadać takie słowa na głos.

– Z pewnością zauważyłeś, że Gaozong cieszy się lepszym zdrowiem – powiedział Wang Fusheng. – W pałacu mówi się, że zaskoczył cesarzową, jak zasiadała na jego tronie w pełnej koronie. Głęboko przeraził się jej wpływami i ingerencją w decyzje o znaczeniu państwowym. Od tamtej pory uważniej słucha wskazań medyków, chcąc wyzdrowieć i na nowo się usamodzielnić, ku wściekłości Wu Zhao. Potrzebuje jedynie małej iskry, by przejrzeć na oczy.

– Chcecie przechwycić przesyłkę i zdemaskować Wu Zhao?

Nie przytaknęli, lecz kanclerz znał odpowiedź.

– Twój posłaniec niebawem wróci z Qianu – rzekł eunuch. – Poślij go raz jeszcze, gdy już wszystko się rozstrzygnie.

Shangguan Yi skinął głową ledwo zauważalnie.

 

女皇

 

Li Zhong zachował w pamięci niewiele wspomnień z dzieciństwa, nade wszystko nieświadomie pielęgnując te złe. Do dziś pamiętał rozdzierający krzyk matki i pozostałych konkubin ojca, gdy oddzielano je od dzieci. Patrząc jak strażnicy nowej cesarzowej krępowali ręce kobiet sznurem, wraz z rodzeństwem uleciał na pokładzie cesarskiego balonu, mającego ich przenieść daleko od stolicy. Młodzieniec nigdy już nie spotkał żadnej z nich. Czasami miał nadzieję, że jego matka uciekła i teraz bezpiecznie ukrywa się w nieznanym nikomu miejscu, podobnie jak on.

Naiwny, pomyślał i pokręcił głową. Wu Zhao nie oszczędziła nawet cesarzowej Wang, topiąc ją w kadzi z winem, jaką więc miałaby litość dla pozostałych kobiet?

Wyciągnął z kieszeni płaszcza ostatni list od Shangguana Yi, chcąc odciągnąć myśli od złych obrazów. Dostał go zaledwie wczoraj, ale papier już zdążył wytrzeć się wzdłuż zgięć od ciągłego rozkładania i składania.

 

Z.,

wybacz, że nakreślam tylko kilka zdań. Mam nadzieję, że trwasz w dobrym zdrowiu, a szpiedzy cesarzowej Cię nie niepokoją. Zatrzymaj się na dłużej w Qianie, chcę do Ciebie pisać regularnie. Przyjmij ode mnie pieniądze, przydadzą się. Nie wiem, czy jeśli się przeniesiesz, odnajdę Cię tak szybko jak poprzednim razem.

Niech bogowie nad Tobą czuwają, synu.

S.Y.

 

Uniósł spojrzenie znad listu i zobaczył zarządcę odlewni zmierzającego w jego stronę. Grymas wściekłości wykrzywiał mu twarz, a pięść zaciskająca się na uchwycie bata miała kolor rozgrzanego metalu. Li Zhong nie uniknął kary cielesnej.

– Wracaj do pracy, głupcze! – darł się zarządca, wymachując rzemieniem. – Przerwa dobiegła końca!

– Chciałem tylko napić się wody! – Młody mężczyzna próbował się osłonić przez kolejnymi razami, lecz z marnym skutkiem. – Wody!

Wciąż pośpieszany smagnięciami założył rękawice z grubej skóry i dołączył do innych przy piecach hutniczych. W odlewni było gorąco jak w najgłębszym kotle Diyu. Wnętrza doświetlano blaskiem lamp olejnych odbijanym w postaci jasnych snopów przez duże lustra. Setka mężczyzn trudziła się przy formach, do których rynnami spływała rozgrzana masa żelaza. Zhong widział tu już niemal wszystko; od dwuręcznych mieczy, przez misy i ceremonialne naczynia, po zdobione drobiazgi.

Samo Qian należało do łańcucha młodych miast zrodzonych naprędce po wynalezieniu przekładni Chongzhiego. Wybitny konstruktor służący jeszcze na dworze minionej dynastii sprawił, że młyny wodne i łopaty wiatraków przestały napędzać jedynie żarna, za to ruszyły również ogromne miechy rozpalające piece oraz wspomagane krosna. Z czasem pola ryżowe przeniesiono na wzgórza, a brzegi rzek i wietrzne niziny w całym cesarstwie zajęły manufaktury zajmujące się przetwórstwem rud metali, czy też warsztaty przędzalnicze i włókiennicze.

W takim miejscu bez trudu udawało się zniknąć. Zamiast szerokich, regularnych alei, miasto przecinały kręte ulice prowadzące donikąd, zaś ładne domy z podwórzami zostały wyparte przez ciasne kolonie robotnicze. Woda z pobliskiej rzeki miała ohydny posmak, a że w mieście było więcej tawern niż studni, ludzie chętniej pili wino. Mury miejskie zbudowano nieco niższe, aby nie zatrzymywały podmuchów wiatru potrzebnych do ruszenia łopat wiatraków. W Qianie znajdowało się kilka odlewni i wszystkie wyglądały tak samo jak ta, w której Li Zhong znalazł zatrudnienie. Jego spocona, brudna od ognistych mieszanek twarz z łatwością ginęła pośród tysiąca innych.

Szczerze gardził tym miastem, lecz prośba Shangguana pozostawała jasna. Póki co, musiał tutaj mieszkać, a co ważniejsze, nie dać się schwytać. Resztę długiego dnia spędził na polerowaniu utwardzonych pucharów, nie myśląc już o niczym.

 

女皇

 

Oficjalna narada zakończyła się i w sali audiencyjnej zostali jedynie cesarzowa oraz Shangguan Yi.

– Pani, chciałaś ze mną rozmawiać. – Kanclerz ukłonił się nisko.

– Shangguanie Yi, jak się czuje twoja rodzina? – uśmiechnęła się cesarzowa, choć na krótko. Jej słowa poniosły się echem w wielkim pomieszczeniu.

– Huanghou, jesteś nazbyt łaskawa. Moja rodzina czuje się wspaniale, dziękuję.

Wu Zhao pokiwała głową obwieszoną biżuterią.

– Widać, że mimo wielu długich lat małżeństwa wciąż wielbisz swoją żonę – powiedziała zamyślona. – Czytałam twój wiersz. „Śpiewne jaskółki z wolna wracają do siebie. W złotym gmachu wysychać zaczyna już rosa”. Piękny obraz rozstania kochanków po wspólnie spędzonej nocy.

– Dziękuję, pa…

– Dlatego zastanawia mnie – kanclerz nie dokończył, bo cesarzowa przerwała mu ostrzejszym tonem – dlaczego poeta tworzący tak romantyczne utwory chce rozdzielić swojego cesarza i swoją cesarzową.

Zapadło długie milczenie. Shangguan Yi próbował nie dać po sobie poznać, że odczuwa lęk.

– Huanghou, obawiam się, że nie wiem, o czym mówisz – powiedział wreszcie.

– Myślę, że doskonale wiesz, o czym mówię.

– Nie rozumiem, pani, ja…

– Musisz sobie zdawać sprawę – cesarzowa podniosła dłoń – że jesteś bezpieczny póty, póki nie odkryję wszystkich elementów tej układanki. A kiedy już tego dokonam, przekonasz się, podobnie jak niegdyś inni, jaką moc ma mój gniew. Teraz idź już. – Uśmiechnęła się zimno. – Czas kosztuje złoto, a mnie jeszcze czeka wiele zajęć.

Shangguan Yi złożył ukłon na sztywnych nogach i wycofał się ku wyjściu, bezustannie czując na sobie palące spojrzenie.

 

女皇

 

Dopiero kilka dni później opowiedział synowi o rozmowie z cesarzową. Stali w ogrodzie, nie chcąc martwić żon posępnymi wyrazami twarzy. Słońce wyszło zza chmur, topiąc ostatnie resztki śniegu. Miesiąc od Festiwalu Lampionów przemknął niepostrzeżenie i nadeszła wiosna.

– To może być zasadzka – odezwał się Yi. – Synu, zaklinam cię…

– Za późno, ojcze – odparł spokojnie Tingzhi. – Dziś wszystko się rozstrzygnie, alchemik zapewne wypuści posłańca po zmroku.

Ruszył w stronę domu.

– Zaufaj mi.

 

女皇

 

Po zachodzie słońca ośmiu mężczyzn zajęło pozycje na dachach domów w pobliżu pracowni Guo Xinzhena. W dłoniach dzierżyli kusze z napiętymi cięciwami, lecz skrzydła latawców pozostawały złożone. O tej porze na ulicach znajdowało się już niewiele żaglowozów i przechodniów, a podniebni gońcy woleli inne ścieżki przelotu. Do uszu wszystkich docierały wesołe wrzaski gości pobliskiej tawerny.

Po kilku godzinach czuwania Shangguan Tingzhi dostrzegł jak południowe drzwi pracowni rozwarły się i na dziedziniec wyszedł ktoś trzymający niewielki kaganek. Dał znak mężczyznom, żeby się przygotowali. Wszyscy trwali w bezruchu. Posłaniec, rozłożywszy latawiec, czekał jeszcze chwilę na dobry wiatr, aby wzbić się w powietrze, a gdy wreszcie odepchnął się od ziemi, Tingzhi wraz z towarzyszami również pociągnęli za sznurki i ruszyli w ślad za nim.

Nagle znikąd otoczyły ich tuziny lotniarzy. Każdy z nich wyglądał identycznie, a w ręku ściskał podobny pakunek. Lecieli w równym tempie, chociaż jedwabne płótno nie furkotało na wietrze. Shangguan poczuł ukłucie strachu, na myśl o tym, że Wu Zhao potrafiła wezwać duchy do swoich walk.

Strzelił z kuszy do jednego z milczących posłańców, ale bełt przeleciał na wylot. Ogarnęła go panika. Który z nich był prawdziwy, skoro wszyscy wyglądali tak samo?

– Strzelać! Strzelać bez rozkazu! – krzyknął, manewrując pośród wyższych budynków.

Na jego ludzi również zaczęły się sypać pociski: strażnicy miejscy celowali z wysokich wież w mieście i na murach, zaś niektórzy z nich szykowali się już do lotu. Kusznicy zdołali wybić dziury w skrzydłach, strącając kilku mężczyzn. Na szczęście zbroja z grubej skóry wystarczająco chroniła ciało przed strzałami.

Tingzhi dostrzegł pod sobą żywego posłańca, gdy ten odwrócił się na chwilę, aby spojrzeć, czy zgubił prześladowców. Młody Shangguan złożył skrzydła, by przyśpieszyć i zapikować w jego stronę niczym zimorodek. Strzelił dwa razy, ale celnie. Goniec, straciwszy równowagę w powietrzu, runął z okrzykiem bólu na jakimś ciemnym podwórzu. Młodzieniec z dwoma innymi kompanami wylądowali zgrabnie obok.

Chłopak mógł liczyć nie więcej niż czternaście lat. Trząsł się na całym ciele wystraszony, lecz nie miał żadnych złamań. Tingzhi odebrał mu pakunek.

– Co to za eliksir? – zapytał posłańca.

– P-panie, ja nic nie wiem, naprawdę…

W woreczku znalazł buteleczkę z ciemnym płynem i kawałek papieru z nakreślonymi logogramami:

 

Huanghou,

oto eliksir, o który prosiłaś. Używaj rozważnie, bowiem do satysfakcjonującego efektu wystarczy niewielka dawka.

Guo Xinzhen

 

– Tingzhi! Jesteś ranny! – odezwał się jeden z jego towarzyszy.

Shangguan dotknął szyi i poczuł pod palcami lepką krew.

– To tylko draśnięcie – odpowiedział. – Zhide, weźmiesz przesyłkę. Nie trać ani chwili! Yifu – zwrócił się do drugiego z mężczyzn. – Sprawdzisz, komu udało się uciec. Zapewne strażnicy już krążą nad nami jak wygłodniałe kruki.

Miało się obejść bez trudności, pomyślał i splunął wściekle.

– A co z tym tutaj? – zapytał Yifu, wskazując na posłańca, wciąż leżącego na trawie.

Tingzhi machnął ręką.

– Niech idzie. Do niczego nam się nie przyda.

Posłaniec słysząc to, wstał pośpiesznie i wybiegł na ulicę, ginąc w tłumie. Zhide niedługo później wzniósł się w powietrze. Jako jedyny miał w pełni sprawny latawiec, więc mógł szybko dostarczyć Fushengowi dowody. Yifu poleciał w przeciwnym kierunku. Tingzhi stał jeszcze chwilę na podwórzu, patrząc na jego oddalającą się sylwetkę. Na niebie nie było już widać mglistych lotniarzy, lecz coś innego trapiło młodego Shangguana. Przez pół uderzenia serca miał wrażenie, że gwiazdy nad pracownią Guo Xinzhena przysłoniła jakaś ciemna sylwetka. Potrząsnął głową, aby pozbyć się złudzenia.

 

女皇

 

Po powrocie sam opatrzył sobie ranę na szyi. Oczyścił ją eliksirem gojącym, a później owinął lnianym bandażem. Kobiety spały, lecz ojciec czekał na niego, czuwając cały wieczór.

Streszczając minione wydarzenia, Tingzhi pobieżnie potraktował kwestie dziwnych widm posłańców. Nie wspomniał o swoich wątpliwościach odnośnie niezaszyfrowanego listu, zaś o cieniu wylatującym z podwórza alchemika zapomniał, nim jeszcze na dobre dotarł do domu.

– Najważniejsze, że udało się przejąć truciznę – powiedział blady ze zmęczenia.

Shangguan Yi po wysłuchaniu mętnej relacji syna wciąż się wahał. Posłaniec ledwo co wrócił i nie odzyskał jeszcze pełni sił. Jego obecność w Qianie w tak krótkim odstępie czasu mogłaby wzbudzić podejrzenia szpiegów Wu Zhao. Z drugiej strony, jeśli Zhonga nie będzie w stolicy, ominie go szansa na skuteczne wykorzystanie zamieszania po odsunięciu od tronu cesarzowej.

Mężczyzna podjął ostateczną decyzję wczesnym rankiem. Wręczając posłańcowi pakunek, przypomniał sobie słowa jednej z nauk Konfucjusza: „Mierzyć się z ostatecznościami jest zaiste boleśnie”. Nie chciały go opuścić przez całą drogę do pałacu.

 

女皇

 

Gdy kanclerz wkroczył do sali audiencyjnej, Wang Fusheng tkwił już przed obliczem cesarza zasiadającego na tronie. Z ulgą stwierdził, że w pobliżu nie ma Wu Zhao.

– …to wiedźma, która potrafi przywołać z Diyu zbłąkane dusze! Spójrz, Tianzi! – Eunuch podniósł wyżej buteleczkę z ciemnym płynem. – Płaciła alchemikom funduszami cesarskiego skarbca, aby wymyślili niewykrywalną truciznę. „Używaj rozważnie, bowiem do satysfakcjonującego efektu wystarczy niewielka dawka”. Ten płyn niesie śmierć!

Gaozong wyglądał, jakby całym sobą chciał się skupić na słowach wypowiedzianych przez Fushenga, lecz ich istota ciągle mu gdzieś umykała. Czyżby znowu podupadł na zdrowiu? Yi miał złe przeczucie.

– A jakie jest twoje zdanie, Shangguanie Yi? – zapytał cesarz, kierując na niego nieprzytomne spojrzenie. – Czy podzielasz przekonania tego eunucha?

Kanclerz milczał przez chwilę.

– Tianzi – powiedział wreszcie. – Całe cesarstwo wyraża niezadowolenie z Huanghou, a ona sama już dawno przestała nad sobą panować. W mojej opinii, powinieneś ją oddalić.

Cesarz złączył palce; jedna dłoń wyraźnie mu zadrżała. Ciszę przerwał dźwięk otwieranych wrót oraz stukot drewnianych pantofli o podłogę. Odkąd Yi sięgał pamięcią, cesarzowej zawsze towarzyszył hałas. Uklęknął wraz z innymi i przymknął oczy w oczekiwaniu.

– Ach, Wu Zhao, herbata… – mruknął Gaozong. – Smakowała wyśmienicie. Tak, tak. Powiedz, czego ci trzeba.

– Co to ma znaczyć? – zapytała ostro cesarzowa. – Zdrajcy mają czelność rozmawiać z Tianzi?

– Zdrajcy? – powtórzył Wang Fusheng, lecz nie podniósł się z klęczek. – A jednak trzymam truciznę zrobioną na twoje zamówienie, pani!

Cesarzowa przystanęła w połowie kroku, śmiejąc się perliście.

– Zapewniam cię, że to eliksir przeznaczony dla mnie – powiedziała, po czym dodała ciszej: – Obaj mi za to zapłacicie. Sługa!

Tylnym wejściem sali wszedł niewyrośnięty chłopiec. Padł na posadzkę tylko na chwilę, bo zaraz wydano polecenie:

– Weź od eunucha eliksir i wypij go.

– Huanghou! Proszę o litość dla tego dziecka – zaprotestował Shangguan Yi.

Wu Zhao spojrzała na cesarza, a ten skinął głową. Chłopiec wziął od eunucha buteleczkę i zerwał lak. W powietrzu uniósł się niewyraźny zapach śliwkowego wina.

– Na bogów, pij, bo każę cię wychłostać! – krzyknęła cesarzowa.

Sługa pociągnął spory łyk z buteleczki. Chociaż Yi oczekiwał u niego wystąpienia duszności, bąbli na skórze lub zemdlenia, nic takiego się nie stało. Usta chłopca rozciągnęły się w błogim uśmiechu.

– Eliksir rozkurczający członki zrobiony na bazie wina – pokręciła głową Wu Zhao. – Śmiertelny dla szczurów, na których go zapewne wypróbowałeś, głupi eunuchu. Shengshang – zwróciła spojrzenie na cesarza. – Zostałam upokorzona i okradziona przez sługę i twego zaufanego doradcę. Należy ich aresztować i ocalić mój honor!

Shangguan Yi uniósł brwi w wyrazie zdziwienia. Takie bezpośrednie zwracanie się do cesarza groziło surową karą, natomiast Goazong nie odzywał się ani słowem, na podobieństwo mnicha po złożonych ślubach milczenia.

– Herbata… – przypomniał sobie nagle. – Czy prawdziwy eliksir…?

Ta kobieta ma serce węża i naturę wilka, przemknęło mu przez myśl, a konsekwencje sprzeciwu wobec niej będą zaiste bolesne. Nie odpowiedziawszy, Wu Zhao stanęła za tronem cesarza i uśmiechnęła się zjadliwie.

– To imponujące, do czego zdolni są dzisiaj alchemicy, nie sądzisz?

Na chwilę zapadło milczenie.

– Tylko wiedźma byłaby zdolna do takiej ohydy – przerwał ciszę Wang Fusheng, patrząc ze łzami w oczach na bezradnego cesarza. – Do tego zmąciłaś spokój duchów naszych przodków dla swojej uciechy.

– Och, mówisz o tych duchach, eunuchu? – Po sali przetoczył się głos Xu Jingzonga. Kanclerz trzymał w jednej ręce rulon papieru, natomiast w drugiej dziwne lusterko. Dookoła zatańczyły wizerunki posłańców uchwyconych w pozycji lotnej.

Niewielkie lustro wyglądało niepozornie. Z jednej strony miało gładką powierzchnię odbijającą, za to jego tylną część zdobił dokładnie wypolerowany relief z brązu. Shangguan Yi dostrzegł, że płaskorzeźba przestawia realistyczne postacie mężczyzn przytwierdzonych do latawców. Gdy Xu Jingzong umieścił lustro w snopie promieni słońca, przechylając je pod odpowiednim kątem, na ścianie pałacu ukazały się wyrzeźbione obrazy, kilkakrotnie większe od oryginału.

Przedstawienie zostało znakomicie zaplanowane, pomyślał Yi, jego zakończenie zapewne również.

– Wasza Wysokość – zaczął Xu Jingzong ze zniecierpliwieniem w głosie. – Sporządziłem edykt, wystarczy, że cesarz go zatwierdzi.

– Nie! – krzyknął Wang Fusheng.

– Shengshang, oto wyroki śmierci dla spiskujących przeciw tobie – powiedziała Wu Zhao, wręczając Gaozongowi pieczęcie. – Zatwierdź je natychmiast.

Cesarz, pozostający dotąd w tle całych zdarzeń, ożywił się nagle. Sięgnął po zwinięty papier i bez wahania złożył odcisk pieczęci. Nawet na jedno uderzenie serca nie spojrzał w kierunku eunucha i swojego doradcy.

– Niech Jego Cesarska Mość żyje wiecznie w dobrym zdrowiu – powiedział Shangguan Yi, stojąc wyprostowany sztywno jak napięta cięciwa. – I niech już zawsze pozostanie w łasce bogów. Kiedyś przyjdzie twoje wyzwolenie, Tianzi.

Wang Fusheng znów padł na kolana z głośnym jękiem.

– Jesteś potworem, Huanghou – odezwał się. – Twoje niecne uczynki kiedyś cię zgubią. Żyjesz w przekonaniu, że terror zapewni ci siłę, lecz skutek jest odwrotny; pokazujesz nim jedynie swoją słabość. Modlę się, żeby spotkała cię kara. Jeśli nie teraz, to w następnym wcieleniu.

Twarz cesarzowej wykrzywił grymas wściekłości.

– Straże! Straże! Zabrać stąd tych zdrajców.

 

女皇

 

Shangguan Tingzhi spacerował z żoną po Wschodnim Bazarze, kiedy żołnierze po niego przyszli. Pociągnął Zheng za jedno ze stoisk z pasmanterią i pocałował. Nie miał przy sobie broni ani latawca, więc jedynym wyjściem było poddanie się bez walki. Nie mógł ryzykować, że coś stanie się jego żonie.

– Wychowaj nasze dziecko na dobrego człowieka – powiedział jej.

Straż dopadła ich chwilę później, rozdzielając brutalnie. Zheng nie chciała puścić szat Tingzhi. Przez łzy zobaczyła, że strażnicy dobyli mieczy. Dziki wrzask kobiety wybrzmiewał na bazarze jeszcze długo po tym, jak ścięli jej męża.

 

女皇

 

Ran Yifu był jedynym ze spiskowców, któremu udało się uciec ze stolicy. Zaskoczyli go w gospodzie, gdzie świętował wygraną w meczu podniebnego cuju. Zawdzięczał życie tylko temu, że nie zdążył zdjąć uprzęży z latawcem. Tego dnia nie wziął kuszy, lecz zamiast niej miał przy sobie nieskomplikowaną procę miotającą żelazne kulki. Zranił sześciu strażników, nim opuścił Chang’an przez bramę Yanping.

Leciał bez snu dzień i noc, by wreszcie paść ze zmęczenia w ciemnym lesie Shennongjia. Był ranny, ale żył. Długo leżał na dywanie z mchu, patrząc na ogromne korony drzew przysłaniające niebo i zastanawiając się, co ma dalej czynić.

 

女皇

 

Balon zwiadowczy dogonił posłańca Shangguana Yi niecałe osiemdziesiąt mil od stolicy w kierunku południowo-zachodnim. Statek ten był lżejszy i bardziej zwrotny od statków transportowych, zaś jedwab, papier i bambus przeznaczone na jego budowę kąpano wcześniej w mieszance obmyślonej niegdyś przez pewnego nadwornego alchemika. Nasączony specyfikiem materiał odbijał światło w taki sposób, że stawał się trudniej widoczny dla otoczenia. Na wszelki wypadek dwuosobowa załoga utrzymywała balon wysoko, tak, aby goniec nie mógł go dostrzec ponad skrzydłami latawca.

Śledzili go przez siedem dni i osiem nocy, lecąc ponad wioskami i rozsianymi gdzieniegdzie samotnymi manufakturami, aż zobaczyli w złotym blasku świtu miasto Qian. Do ich nozdrzy dotarł ostry zapach dymu niesionego przez wiatr. Obniżyli lot na polach przed murami miejskimi. Statek został pod opieką straży, zaś sami żeglarze przekroczyli bramy.

Zajęli jedną z pierwszych tratw cumujących w kanałach miasta. Ulice były ciasne, wszędzie kręciły się grupy robotników odlewni, dziwki i zbłąkane dzieci, a niesprzyjające podmuchy, niegroźne dla wprawionego lotniarza, nie sprzyjały podróży żaglowozem.

Poziom wody znajdował się jednak znacznie niżej od dróg, w dodatku przeszukiwanie wzrokiem nieba wciąż utrudniały kamienne mosty łączące oba brzegi. Wkrótce żeglarze zostali w tyle. Jeden z nich zaklął szpetnie.

– Widziałeś, dokąd poleciał?

Jego towarzysz pokręcił bezradnie głową. Sługa nie odzywał się wcale, stękając tylko przy mocniejszych odepchnięciach tyką. Wysadził pasażerów pod opuszczonymi wiatrakami stojącymi w dalekiej dzielnicy.

Czujność miała kluczowe znaczenie, żeglarze dobrze wiedzieli, co ich czeka ze strony cesarzowej Wu w razie gdyby nie dopełnili zadania. Po paru chwilach dostrzegli białe skrzydła latawca w świetliku między łopatami niskiego, zawalonego wiatraka. Żeglarz strzelił z kuszy raz, lecz bardzo celnie. Rozkazy były wyraźne: posłańca zabić, księcia zaś pochwycić żywego. Lotniarz spadł z przebitym gardłem kilkadziesiąt stóp dalej.

Li Zhong przez lata ukrywania się zdążył wyczulić słuch nawet na najmniejsze podejrzane szmery, zatem bez trudu wyłowił pośród dźwięków miasta bliski trzask zwalniania cięciwy. Słudzy cesarzowej zastali go krztuszącego się papierem potarganym w strzępy.

– Głupiec! – ryczeli z wściekłością.

Zhong przełknął prawie wszystko – wiadomość od Shangguana Yi przepadła. Zaprowadzono go do balonu z cesarskiej floty powietrznej jeszcze tego samego dnia.

 

女皇

 

– Masz wybór – powiedział poplecznik cesarzowej. Drugi z żeglarzy powietrznych był zajęty odpowiednim ustawieniem lin i kontrolowaniem białego ognia.

Lecieli już od pięciu dni; wysokie wiatraki zasilające odlewnie oraz dymiące gliniane kominy dawno zniknęły z zasięgu wzroku. W dole wiła się leniwie płynąca rzeka Jangcy.

– To żaden wybór – odparł Zhong, machnąwszy dłonią.

– Na twoim miejscu przystałbym na propozycję honorowej śmierci z własnej ręki. Cesarzowa okazuje ci w ten sposób łaskę. Nie wyobrażasz sobie, co z tobą zrobi, gdy już dotrzemy do Chang’anu.

To samo, co z Shangguanem Yi, pomyślał książę. Wieści o tym, że jego opiekun zginął, podobnie jak Tingzhi i reszta spiskowców przeciwna Wu Zhao, przyjął wyjątkowo spokojnie. Ku jego rozczarowaniu, nie mógł zdobyć się nawet na kilka pojedynczych łez. Długoletnia samotność coś w nim zmieniła.

Następnego dnia Jangcy zniknęła i zamiast niej pojawiły się wzgórza porośnięte szerokimi połaciami lasu. Zhong stał oparty o bambusową ścianę i patrzył na wschodzące słońce, choć promienie światła oślepiały. Nim jeszcze sięgnęło zenitu, książę skinął głową na znak, że się zgadza.

Bez słowa rozwiązali mu ręce, aby mógł się swobodnie wspiąć na krawędź kosza. Książę poruszył się z gracją tancerki, chwilę stał nieruchomo, wciągając do płuc zimne powietrze, jakby chciał odmówić przed śmiercią pożegnalną modlitwę. Żeglarze cierpliwie czekali. Zhong nie odwrócił się, żeby na nich spojrzeć – nie byli warci tego, aby zostać jego ostatnim wspomnieniem. Wreszcie zdecydował się na krok.

Jedwabna czasza wsparta na bambusowym szkielecie otworzyła się po paru uderzeniach serca, Zhong zaś poczuł, że spada z o wiele mniejszym pędem. Zmarzniętymi dłońmi kurczowo trzymał drewniane pierścienie, wiedząc, że od tego zależy jego życie. Spróbował uchylić powieki, lecz zaraz na powrót je zacisnął, bo mokre od łez oczy szczypały boleśnie. W uszach słyszał jedynie przeciągły huk.

Dziwny składany balon znalazł w przesyłce od Shangguana Yi tuż przed pojmaniem. Cesarz przyjmie Cię w Chang’anie z otwartymi ramionami, gdy już cesarzowa i jej poplecznicy zostaną oddaleni, brzmiały słowa zapisane przez kanclerza, gdyby jednak coś poszło nie tak, gdyby Cię odnaleźli, skorzystaj z tego. Do przedmiotu dołączono jeszcze zaszyfrowaną instrukcję. Zhong ukrył czaszę płasko w zaszyciu pod podszewką płaszcza, bambus zaś postarał się ułożyć na wysokości żeber. Nikt nie wyczuł przy nim niczego podejrzanego. A teraz spadał swobodnie z wysokości kilku tysięcy stóp, znoszony zimnymi podmuchami, choć to nie był koniec, miał nadal żyć.

Shangguan przewidział, że los może odwrócić swoje karty na niekorzyść spiskowców, dlatego zawczasu powziął przygotowania innej drogi, dającej księciu szansę na ocalenie.

Żeglarze wychylili się z kosza, obserwując z niedowierzaniem jasną plamę wirującą na szmaragdowym tle. Spróbowali obniżyć lot balonu, jednak na próżno, bełty również nie dosięgały uciekiniera, zwiewane przez silny wiatr.

Nie odważyli się zaryzykować lądowania w gęstej puszczy.  Biały ogień zapłonął mocniej i statek wzniósł się wyżej, tam, gdzie nurt powietrza był nieco inny. Załoga uciekła od lasu Shennongjia oraz miasta Chang’an w bliżej nieokreślonym kierunku, lecz prędzej czy później gniew cesarzowej Wu i tak miał jej dosięgnąć.

Koniec

Komentarze

GLOSARIUSZ:

feng shui – starożytna wiedza chińska dotycząca specjalnego aranżowania przestrzeni w celu osiągnięcia zgodności ze środowiskiem naturalnym;

Neidan – tzw. „wewnętrzna alchemia”; technika alchemiczna zakładająca, wykorzystanie ludzkiego ciała jako kotła potrzebnego do zadziałania eliksiru;

Shengshang – określenie cesarza, oznaczające dosłownie: „Ty, Święty i Wywyższony”;

Tianzi – określenie cesarza, oznaczające dosłownie: „Syn Nieba”;

qi – w neokonfucjańskiej filozofii chińskiej: energia, której prawidłowy przepływ przez specjalne kanały (meridiany) gwarantuje człowiekowi dobre zdrowie;

Huanghou – określenie najwyższej rangi w hierarchii żon i konkubin cesarza, oznaczające cesarzową.

Diyu – w mitologii chińskiej: królestwo zmarłych, do którego trafiają dusze, aby odpokutować za grzechy popełnione za życia;

Tian – w mitologii chińskiej: pojęcia oznaczające niebo, niebiosa. Kult Niebios był w Chinach kultem państwowym. Ofiary Niebu mógł składać tylko cesarz.

cuju – gra drużynowa podobna do piłki nożnej.

 

Słowem wyjaśnienia:

 

Sama historia oparta jest na faktach. Postacie występujące w opowiadaniu, tj. cesarz Gaozong, cesarzowa Wu, Li Zhong, Shangguan Yi, jego syn – Shangguan Tingzhi, mnich Guo Xinzhen, kanclerz Xu Jingzong, czy eunuch Wang Fusheng, żyły naprawdę.

Rzecz opisana w opowiadaniu działa się w VII wieku naszej ery, na przełomie lat 664 i 665, ja jednak zdecydowałam się ją ująć w ciągu kilku miesięcy jednego roku. Do tego czasu cesarz doczekał się dziesięciorga dzieci, w tym czworo synów z cesarzową Wu. Dzieci konsort i konkubin zostały zesłane na dalekie prowincje lub umieszczone w areszcie domowym.

Najstarszemu synowi cesarza (z konsortą Liu), Li Zhongowi, odebrano tytuł księcia koronnego na rzecz przyrodniego brata w roku 656. W roku 660 został pozbawiony wszelkich tytułów i musiał ukrywać się przed cesarzową Wu pod przebraniem. W czasie opisywanych wydarzeń miał dwadzieścia dwa lata. Po wykonaniu wyroków śmierci na Shangguanach i Wang Fushengu, skutecznie został zmuszony do popełnienia samobójstwa, u mnie, jak widzicie, ratuje się :). Jakoś nie miałam serca go uśmiercić.

Sama Wu Zhao, nazwana później Wu Zetian to bardzo ciekawa postać. Bezwzględna w działaniach, nie bała się targnąć na życie swoich bliskich, aby ostatecznie zdobyć cesarską koronę. Była jedyną w historii Chin kobietą rządzącą samodzielnie. Polecam poczytać o niej więcej (tu i tu), bo, delikatnie mówiąc, narozrabiała co nieco, chociaż cesarstwo za czasów jej krótkiego panowania kwitło.

 

Tu więcej o wynalazkach, o których wspominam w opowiadaniu:

– żaglowóz – już na początku V w. n.e. skonstruował go pewien chiński filozof, oficjalnie został wynaleziony przez Holendra Simona Stevina ok. 1600 roku;

– balon na ogrzane powietrze – cóż, tu opierałam się na historii papierowych lampionów, nie ma jednoznacznych dowodów na to, że Chińczycy odbywali loty załogowe :);

– latawiec – wynaleziony w Chinach parę wieków p.n.e., Marco Polo wspomina w swoich dziennikach z XIII wieku, że w czasie podróży do Chin był świadkiem załogowego lotu latawca (niezbyt udanego);

– magiczne lusterko (działanie można znaleźć na youtubie, wystarczy wpisać w wyszukiwarkę “magic mirror china”);

– spadochron;

– alchemia taoistyczna.

W bonusie dołączam zdjęcie bambusowej ważki i informacje na temat wodnego zegara, bo też pojawiają się w tekście :).

 

Tutaj można znaleźć mapkę ówczesnej stolicy Chin – Chang’anu. Nie moja. Wykonana została przez jednego z użytkowników Reddita, ale jest dość dokładna.

 

Niektóre kwestie dialogowe bohaterów zostały wyjęte z kronik, na przykład opinia Shangguana Yi na temat odesłania cesarzowej Wu.

Myśl buddyjska, którą Wu przypomina sobie podczas rozmowy z Xu Jingzongiem, pochodzi Dhammapady, zbioru mów Buddy, aczkolwiek wyrwałam ją z kontekstu, żeby pokazać fałszywą naturę cesarzowej. Wyznawała ona tę religię, a nawet ustanowiła ją wyznaniem państwowym, lecz niezbyt sobie brała do serca jej nauki. Pełny cytat brzmi: Nie lekceważ dobra, mówiąc: „To mi nic nie da”. Kropla po kropli napełnia się dzban wodą, i podobnie mądry człowiek, gromadząc dobro po trochę, cały się nim wypełnia.

Myśli Konfucjusza pochodzą z Dialogów konfucjańskich.

Fragment wiersza Shangguana Yi wzięłam z elektronicznego wydania książki pt. Dawna literatura chińska: antologia i omówienie – Tom I (od początków do X w. n.e.) Jarka Zawadzkiego.

 

To tyle :3

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Ładne to! I świetnie się wpisuje w Retrowizje. Do tego ma spory walor edukacyjny.

No brawo!

Język też bardziej niż przyzwoity, bardzo płynnie mi się czytało (jak już się przyzwyczaiłem do chńskich imion).

Ale, czepić się czegoś muszę ;):

– “usprzątanych naprędce” – jest takie słowo “usprzątać”?;

– “Zhao gniewnie rozwarła nozdrza” – to “rozwarła” mi nie brzmi; jakby przedtem były zamknięte; “rozdęła” nie lepsze?;

– “Szpieg pociągnął za sznurki przytroczonego do niego latawca” – latwiec przytroczony był do szpiega czy szpieg do latawca? ja bym stawiał na to drugie;

– “sieci donosicieli i zbójników” – mieli tam górali ;)? na pewno – “zbójników”?;

– “kazała ubrać się w najlepsze szaty” – jak to w końcu z tym ubieraniem jest ;)?;

– “Gaozong cieszy się w lepszym zdrowiem” – literówka;

– “W pałacu mówi się, że nakrył cesarzową” – brr, ten kolokwializm aż z tekstu wyrzuca – “zaskoczył” może?:

– “przez duże lustra w postaci jasnych snopów” – tzn. te lustra były w postaci snopów?;

– “Zamiast szerokich, regularnych alej” – “alei” raczej, wg tego: https://sjp.pwn.pl/zasady/21-7-5-Pisownia-ji-i-lub-ii-w-dopelniaczu-celowniku-i-miejscowniku-rzeczownikow-zenskich-zakonczonych-na-ja-lub-ia;629325.html ;

– “Pobliska rzeka miała ohydny posmak” – rzeka? czy woda z niej?;

– “drzwi pracowni rozpostarły się” – drzwi się rozpościerają? wg mnie mogą się rozewrzeć co najwyżej;

– “wykładzinie z mchu” – ta wykładzina też mi tu za bardzo nie pasuje.

 

Mimo mojego marudzenia, to świetny tekst! Z przyjemnością klikam Bibliotekę :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu, pięknie ci dziękuję za klika i za cenne uwagi! Biorę się za poprawki we wskazanych przez ciebie fragmentach :).

jest takie słowo “usprzątać”?

jest, choć to bardziej już archaizm. Bety zwracały mi uwagę na to słówko, ale ja, uparciuch, oczywiście zostałam przy swoim. Jednak to było niemądre.

 

Super, że ci się podobało ❤️.

 

Pozdrawiam!

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Kiedy przeczytałem tytuł tego opowiadania, na moment stanęło mi serce – już myślałem, że ktoś wpadł na ten sam pomysł, co ja.

Opowiadanie jest w porządku, choć można mu to i owo zarzucić.

Przede wszystkim, jak na mój gust jest zbyt wolne, zbyt przegadane. Intryga jest w gruncie rzeczy bardzo prosta, a ciągniesz ją przez 40 k znaków, więc w pewnym momencie zaczyna się dłużyć. Po części winię za to gąszcz ozdobników, który momentami przesłania obraz. Sytuację mogłaby poprawić obecność jednej, centralnej postaci, której losy śledzilibyśmy przez większość czasu, poznać ją lepiej. Częste przeskoki sprawiły, że żaden z bohaterów w zasadzie mnie nie wzruszył, co obrało z emocji scenę finałową. Również druga kluczowa scena – konfrontacja z cesarzową w sali tronowej – nie do końca mi się spodobała. Za mało tam emocji. Twist nie zaskoczył, bo był raczej oczywisty. Kwestie postaci stojących w obliczu śmierci są zbyt wyważone, by dało się poczuć grozę ich sytuacji. Sama cesarzowa wypada teatralnie.

Co do motywu retrowizyjnego – trochę zbyt magiczny na mój gust. Zwłaszcza bardzo rzadkie kwiaty, których jakoś wystarcza dla wszystkich i alchemia, która może chyba trochę zbyt wiele.

 

Ale, żeby nie było, że tylko marudzę, są też pozytywy. Przede wszystkim wielka dbałość o szczegóły (może przesadna – ilość detali momentami naprawdę przytłacza wszystko inne). Wybrałaś nietypowy okres historyczny i barwną postać, po czym zgrabnie je wykorzystałaś.Czuć tu pasję, chęć pokazania czytelnikowi tego nietypowego świata. A jest to element, którego szukam w tekstach z tego konkursu. I za to nalezą się brawa.

 

Uwagi szczególne (raptem kilka, bo po kilku pierwszych akapitach przestało mi się chcieć łowić):

Nad paleniskiem w centralnej części pracowni kołysał się tygiel wypełniony jakąś bulgoczącą cieczą.

Tygiel służy zasadniczo do pracy z substancjami stałymi, ewentualnie do topienia metali. Lepiej pasowałby kocioł lub menzurka.

Jak idą postępy?

Postępy nie chodzą. Jak idzie? Lub jakie zrobiliście postępy?

To nie byle eliksir przyspieszający zrastanie się kości, czy przywołujący słodkie marzenia senne.

Rozumiem sens tego zdania dla tekstu (podkreślenie zaawansowania alchemii), ale brzmi to sztucznie.

Co to dla mnie znaczy? Ile czasu jeszcze?

Kolejne sztuczne sformułowanie.

tym grozi nam większe niebezpieczeństwo

Tym większe niebezpieczeństwo nam grozi.

Witaj, Sy.

Zwykle staram się w swoich komentarzach napisać choćby te kilka zdań. Wspomnieć o odczuciach, wrażeniach (których autor może się przecież jedynie domyślać). Słowem, “wymęczyć” coś więcej niż tylko zdawkowe: fajne/ciekawe/nużące/nudne.

Czasem jednak ma się ochotę jedynie odpłynąć przy danym opowiadaniu. Przeczytać je bez formułowania wniosków czy opinii. Tak po prostu. Dla własnej frajdy. Od tego tekstu oczekiwałem, że “wciągnie” mnie w swoją historię i pozwoli miło spędzić czas. Oba zadania wykonał bez zarzutu. Nawet z nawiązką (o której wspominał Staruch). Mam oczywiście na myśli walor edukacyjny. Samą Wu Zetian kojarzyłem dotąd jedynie z gier komputerowych. Nie wiedziałem, że była taką małpą. :)

Opowiadanie ocenię więc krótko. Fajne! Przy czym “fajne” oznacza w tym wypadku satysfakcję i brak krytycznych uwag. Pewnie na siłę można się do czegoś doczepić. Tylko po co? Odpowiednie uwagi i rady dostaniesz na pewno od osób bardziej w tej kwestii ode mnie kompetentnych.

Zwrócę może tylko uwagę na zakończenie. Wydawało mi się trochę specyficzne (specyficzne ≠ złe bądź rozczarowujące). I to jednak szybko wyjaśniłaś komentarzem zawartym pod opowiadaniem.

To chyba tyle. W sumie trochę mimowolnie udało się tych parę zdań napisać.

Pozdrawiam.

 

P.S. Odniosłem wrażenie, że musiałaś włożyć w ten tekst naprawdę sporo pracy i czasu. Trudno tego nie docenić.

 

 

 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

To była bardzo przyjemna beta. W jej trakcie tekst uległ całkiem sporym zmianom, ale to, co najważniejsze, pozostało od początku – niesamowity, egzotyczny klimat Dalekiego Wschodu. Do tego masa szczegółów i ciężkiej pracy, aby jak najlepiej oddać te realia. Do tego walor edukacyjny na tyle duży, że po przeczytaniu tego tekstu spędziłem sporo czasu czytając o samej Zeitan i związanych z nią wydarzeniach. No i przede wszystkim – bardzo dobrze się czyta. Wpadłem więc teraz tylko po to, żeby zostawić komentarz niezbędny do bibliotekowej nominacji :) 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

A ja jestem trochę rozdarta. Prawda, tekst bardzo dobrze napisany, czyta się przyjemnie. Powiew egzotyki miły, bez dwóch zdań.

Wadę widzę taką, że fantastyka kryje się tu głównie w dekoracjach. Bez latania i alchemicznych eliksirów historia pozostałaby taka sama, tylko posłańcy musieliby się nabiegać. Zresztą, sama przyznajesz w komentarzu, że mocno bazowałaś na faktach. Intrygi się nie zmieniły w stosunku do prawdziwej historii. Podobne zarzuty wysuwałam wobec niedawno nominowanego tekstu Belli.

Druga rzecz ma mniejsze znaczenie – bardzo mi się mylili bohaterowie. No, nic mi nie mówią chińskie imiona i nazwiska, nie mogłam ich zapamiętać.

Ale ogólnie na plus.

Babska logika rządzi!

Ojej, ale się namnożyło komentarzy, bardzo mi miło!

 

Nonie, z chęcią przeczytam twoje Retrowizje, skoro tytuł wydał ci się “znajomy”, zaintrygowało mnie to :D. 

 

Również druga kluczowa scena – konfrontacja z cesarzową w sali tronowej – nie do końca mi się spodobała. Za mało tam emocji. Twist nie zaskoczył, bo był raczej oczywisty. Kwestie postaci stojących w obliczu śmierci są zbyt wyważone, by dało się poczuć grozę ich sytuacji. Sama cesarzowa wypada teatralnie.

wiesz, ja trochę wygładziłam tę scenę. Na etapie bety wyszło jednak, że para cesarska jest niewystarczająco “boska”, służba zwracała się do niej zbyt bezpośrednio, niektóre kwestie mocno zmieniłam. Coś za coś.

 

Zwłaszcza bardzo rzadkie kwiaty, których jakoś wystarcza dla wszystkich i alchemia, która może chyba trochę zbyt wiele.

dla cesarskiej floty, nie dla wszystkich i nie jest powiedziane, ile ich potrzeba w mieszance, która wytwarza biały ogień :). Ale rozumiem twój zarzut. Chciałam uzyskać równowagę między “silkowymi” wynalazkami, a alchemią. No lubię motyw alchemii, przyznaję :3.

 

Jejku, pięknie ci dziękuję za dobre słowo!

 

Czuć tu pasję, chęć pokazania czytelnikowi tego nietypowego świata.

Udało mi się, jej! Zrobiłeś mi tym zdaniem dzień.

 

Wskazane błędy już poprawiam :).

 

CM, dziękuję za odwiedziny i pochwały! “Brak krytycznych uwag”, matkobosko, jeszcze chyba u nikogo nie uzyskałam takiego efektu! :D.

 

Samą Wu Zetian kojarzyłem dotąd jedynie z gier komputerowych.

Co to za gra i dlaczego internety mi o niej nie powiedziały :O. Ja wiem tylko o serialu :(.

 

Nie wiedziałem, że była taką małpą. :)

Tak ją przynajmniej przedstawili kronikarze. Mogło też to wynikać z jej feministycznej postawy, a jak wiadomo, patriarchat był wtedy silny, więc próbowali Zetian przedstawić w złym świetle. Z drugiej strony na pewno nie przypisali jej bezpodstawnie tych wszystkich morderstw, kobieta na pewno miała wiele na sumieniu :D.

 

Odniosłem wrażenie, że musiałaś włożyć w ten tekst naprawdę sporo pracy i czasu. Trudno tego nie docenić.

O tak, aczkolwiek grzebało mi się przy nim całkiem przyjemnie :). 

 

Arnubisie, super-beto, ślę wirtualnego przytulasa za twoją pomoc i za twoją nominację! ❤ Cieszę się, że opowiadanie zachęciło cię do zgłębienia tematu :).

 

Finklo, fajnie, że tu wpadłaś! 

 

Wadę widzę taką, że fantastyka kryje się tu głównie w dekoracjach.

zastanawiałam się nad brzytwą i wydaje mi się, że opowiadanie sobie radzi z nią w momencie, kiedy na jaw wychodzi, że Wu Zhao przygotowywała eliksir uległości, który zadziałał na cesarzu. Ale wiem co masz na myśli, jak się bazuje na faktach to ta fantastyka rzeczywiście może ginąć.

 

Intrygi się nie zmieniły w stosunku do prawdziwej historii.

Z tego co się zdążyłam dowiedzieć w trakcie riserczu było tak, że Wang Fusheng doniósł cesarzowi, że cesarzowa w porozumieniu z Guo Xinzhenem uprawia czary. Shangguan Yi sporządził edykt odesłania Wu Zhao, ale kiedy cesarz już miał go podpisać, przeraził się gniewu żony i oskarżył kanclerza i eunucha o spisek. To tak w skrócie :D. Te spiski przeciw cesarzowej i eliksiry to taki mój dodatek.

 

Druga rzecz ma mniejsze znaczenie – bardzo mi się mylili bohaterowie. No, nic mi nie mówią chińskie imiona i nazwiska, nie mogłam ich zapamiętać.

Ja wiem, zdaję sobie sprawę, że te chińskie imiona nie są łatwe do spamiętania. Sama miałam z tym problem przypisaniu :D. Ale taki urok już tej tematyki.

 

Ale ogólnie na plus.

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Tak właściwie, to po przeczytaniu tekstu nie wiedziałam, co właściwie robi ten tajemniczy eliksir i dlaczego był potrzebny na cito. Cesarza sobie owinęła wokół palca już wcześniej.

Babska logika rządzi!

Tak właściwie, to po przeczytaniu tekstu nie wiedziałam, co właściwie robi ten tajemniczy eliksir i dlaczego był potrzebny na cito.

wywaliłam z tej konkretnej sceny monolog wyjaśniający postępowanie cesarzowej, bo wyszło mi z tego takie kreskówkowe pitolenie złego charakteru o swoim planie.

Eliksir uległości miał już całkowicie uzależnić cesarza od Wu Zhao, co byłoby kolejnym krokiem do przejęcia tronu i samodzielnych rządów.

 

Cesarza sobie owinęła wokół palca już wcześniej.

No nie wiem. Słabość wynikała raczej z choroby. Nadal był osobą decyzyjną, w miarę samodzielną, ale polegającą na radach, nie poleceniach, żony. No i później chciał wydobrzeć, ale było już za późno :D.

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Co to za gra i dlaczego internety mi o niej nie powiedziały :O. Ja wiem tylko o serialu :(.

Ja wiem tyle, że Wu Zetian na sto procent przewodzi Chinom w Cywilizacji 5 :D 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

must play!

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Tylko wiesz, to jest strategia, Wu Zetian to tam występuje bardziej jako awatar jednej z nacji niż jako bohater, nie rób sobie zbyt wielkich nadziei. Ale sama gra bardzo przyjemna :) 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Arnubisie, wiem, że Civilization to strategia, ale i tak ciekawam :D

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Nonie, z chęcią przeczytam twoje Retrowizje, skoro tytuł wydał ci się “znajomy”, zaintrygowało mnie to :D. 

W takim razie mam nadzieję, że w końcu uda mi się zmobilizować i je napisać.

wiesz, ja trochę wygładziłam tę scenę. Na etapie bety wyszło jednak, że para cesarska jest niewystarczająco “boska”, służba zwracała się do niej zbyt bezpośrednio, niektóre kwestie mocno zmieniłam. Coś za coś.

Niemniej:

– Jesteś potworem, Huanghou – odezwał się. – Twoje niecne uczynki kiedyś cię zgubią. Żyjesz w przekonaniu, że terror zapewni ci siłę, lecz skutek jest odwrotny; pokazujesz nim jedynie swoją słabość. Modlę się, żeby spotkała cię kara. Jeśli nie teraz to w następnym wcieleniu.

To nie są słowa człowieka skazanego na śmierć, targanego emocjami, ale starającego się zachować szacunek – to kwestia rodem z teatralnego dramatu. Wypada po prostu drętwo.

dla cesarskiej floty, nie dla wszystkich i nie jest powiedziane, ile ich potrzeba w mieszance, która wytwarza biały ogień :). Ale rozumiem twój zarzut.

Przy czym w tekście nijak tego nie czuć – latawce są wszędzie, powszechne do tego stopnia, że nie zwraca się na nie uwagi.

 

Jeszcze do uwagi zgłoszonej przez Finklę:

Druga rzecz ma mniejsze znaczenie – bardzo mi się mylili bohaterowie. No, nic mi nie mówią chińskie imiona i nazwiska, nie mogłam ich zapamiętać.

Kolejny objaw mało wyrazistych postaci – imiona oczywiście dodają swoje, ale wykreowani przez ciebie bohaterowie nie mają żadnych wyróżników, żadnych cech charakteru. Cesarz to w zasadzie dekoracja, nie postać, cesarzowa jest (mimo wszystko) raczej kreskówkowa, a o eunuchu i kanclerzu wiemy w zasadzie tyle, że są. Podobnie cesarski syn, który nie dość, że jest nijaki, to jeszcze nie odgrywa większej roli w fabule. Niekoniecznie musi być to wada – ale w tekście tak skupionym na relacjach między postaciami stanowi pewną niedogodność. Ale to tak raczej w roli wskazówki na przyszłość niż stricte krytyki opowiadania.

Ja wiem tyle, że Wu Zetian na sto procent przewodzi Chinom w Cywilizacji 5 :D 

I właśnie o tej grze myślałem (nawiasem mówiąc, strasznie kradnie czas). Dlatego też nazywam cesarzową Wu Zetian, a nie Wu Zhao. Tak zapamiętałem z Cywilizacji. :)

 

Tutaj link jak Wu Zetian była przedstawiana.

http://www.dndjunkie.com/civilopedia/pl-pl/LEADER_WU_ZETIAN.aspx

 

Mam nadzieję, że nie robię w ten sposób żadnej kryptoreklamy. Jeśli tak, proszę odpowiednie osoby o usunięcie linku. Ewentualnie informację, żebym zedytował komentarz.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

To nie są słowa człowieka skazanego na śmierć, targanego emocjami, ale starającego się zachować szacunek – to kwestia rodem z teatralnego dramatu. Wypada po prostu drętwo.

och, a tę kwestię akurat oparłam na słowach innego skazańca, zachowanych w kronikach :D. Konkretnie na słowach konsorty Xiao utopionej z poprzednią cesarzową Wang w kadzi z winem (to była poprzednia wersja opowiadania, ale wspominam o tym). Słowa te brzmiały: “Wu Zhao to zdradziecki potwór! Mam nadzieję, że w następnym wcieleniu będę kotem, a ona myszą, żebym mogła jej przegryźć gardło”. Tak to mniej więcej leciało w wolnym tłumaczeniu, ale nie chciałam żywcem wkładać tych słów w usta Fushenga. Też brzmi to teatralnie, no cóż, może wtedy się tak mówiło, albo kronikarze popuścili wodze fantazji.

 

latawce są wszędzie, powszechne do tego stopnia, że nie zwraca się na nie uwagi.

do latawców niepotrzebny był biały ogień :3.

No i o to chodziło, żeby były powszechne, osiągnęłam swój cel :D.

 

Ale to tak raczej w roli wskazówki na przyszłość niż stricte krytyki opowiadania.

dzięki, Nonie, za twoją opinię, biorę sobie do serduszka, i mam nadzieję, że bohaterów mojego następnego opowiadania lepiej ocenisz :).

 

CMie, jaka to kryptoreklama, coś ty :D. O tak, bardzo ładna, ogólnie Wu Zetian słynęła z tego, nawet miała przydomek Mei-Niang, co znaczyło “dziewczyna pięknej urody” :). Opis też ciekawy i zgodny z tym, o czym ja czytałam. Nie wiem czemu wcześniej nie trafiłam na tę stronę.

 

Dlatego też nazywam cesarzową Wu Zetian, a nie Wu Zhao. Tak zapamiętałem z Cywilizacji. :)

tak się nazwała po swojej koronacji :). I nawet lepiej się to wymawia :D.

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

O, i jeszcze P.S. Zostawiłam oryginalną chińską kolejność pisania nazwisk i imion, czyli: nazwisko + imię. “Po naszemu” źle mi to brzmiało.

 Sprzedawali miseczki pikantnych zup

Na wynos? :) Obeszłoby się bez "miseczek".

placki chlebowe

Chlebowe?

 do tego było jej okrutnie zimno

Hmm. Mogłabyś to odrobinkę rozwinąć – chyba, że limit?

 Gdy kobieta minęła Zachodni Bazar

Hmm. Sama nie wiem.

 W podwórzu za nią stał samotnie niewielki budynek.

Z tego, co wiem, tradycyjne chińskie domy mają właśnie dziedziniec pośrodku. Ale może to nie jest dom?

 lśniła od rozlanych eliksirów, wytartych czymś naprędce.

A teraz spróbuj to zobaczyć – nie jest obrazowe, prawda? Poza tym – czy klepisko można wytrzeć? Czy nie wyjdzie jednak błoto?

 Zawalone różnymi specyfikami i butelkami

"Zawalone" jakoś mi nie gra w tonie (i chyba nie odpowiada feng-shui).

 wisiały półki ozdobione diagramami

Masz na myśli, że z krawędzi półek zwisają papiery?

 kołysał się kociołek

Aliteracja, ale może być, pasuje z tym kołysaniem.

 najważniejszym ze składników były sproszkowane kwiaty czarnej sasanki

Ej, miał być cośtampunk, nie gaslamp fantasy (nie, żebym nie lubiła gaslamp fantasy…)

 Lżejsza i wydajniejsza od drewna

Ale skoro jest jej tak mało, i w dodatku używa się części niezbędnych do wytworzenia nowych roślin, to powinna być raczej rzadka i niedostępna.

 oderwała wzrok od paleniska i wbiła go w Xinzhena

Hmm.

 Poza tym technika Neidan

Ile czasu jeszcze?

Nienaturalna składnia: Ile jeszcze czasu?

 gniewnie rozwarła nozdrza

… wiem, o co chodzi, ale brzmi to komicznie. Umiesz rozewrzeć nozdrza?

Nadwyrężasz moją cierpliwość

Cierpliwości raczej się nadużywa.

 Proszę tylko o jedną dodatkową pełnię.

Dziwnie to zabrzmiało. Ani wysokie, ani niskie.

 sięgnęła pod poły płaszcza

To znaczy jak?

 Na tarasie jednej z wież pałacowych ktoś bezszelestnie wylądował.

Hmm. Z jednej strony dobrze zorganizowane, ale z drugiej jakby czegoś brakuje.

 Zatem gdzie się udała?

Dokąd się udała. Ta wypowiedź jest zbyt formalna na kolokwialne "gdzie".

 zabrakło mu kluczowych wieści.

To też troszkę dziwne.

 pociągnął za sznurki przytroczonego do niego latawca

Może "przytroczonego do pleców" – tak będzie bardziej obrazowo.

 na powrót rozkładając skrzydła.

A to można wyciąć, kontekst na to wskazuje.

 Wang Fusheng nie mógł widzieć, jak tamten znikał na tle ciemnego nieba.

Jak tamten znika (c.t.), ale w sumie można wyciąć to zdanie. Niewiele wnosi.

 dziwnie patrzysz

Hmm?

 przestało harmonijnie przepływać

Myślę, że lepiej brzmiałoby: przestało płynąć harmonijnie.

 wylew krwi w okolicach mózgu

W okolicach?

 siłę umysłową

Zwykle mówi się "siłę umysłu".

 posyłając swojemu doradcy blady uśmiech

Cały czas?

 Na środku na podwyższeniu płonął

Na środku, na podwyższeniu, płonął.

 Obok ich balonu jeszcze tuzin innych, żółtych jak kwiaty kaczeńców

To brzmi, jakby fruwały kwiaty. Ja dałabym: innych, żółtych jak kwiaty kaczeńca; albo: żółtych jak kaczeńce.

 trzymając się w bliskiej odległości.

Trochę źle to brzmi. Może po prostu: niedaleko?

 tarasy ryżowe, które widoczne z góry przypominały malowidła na jedwabiu.

Raczej: widziane z góry.

z wyprawy do Tai Shan, na szczycie której

Na szczycie wyprawy?

 wygładzając wąsy

Czy wąsy się wygładza? Słyszałam o przygładzaniu, ale o wygładzaniu nie bardzo.

 ryzyko, że któryś z żeglarzy powietrznych należał do szpiegów

Należy (c.t.).

sieci donosicieli i rozbójników

Sieci rozbójników?

plamy pleśni na zbutwiałej koszuli

Niezłe, tylko czy koszule butwieją?

jeden ze sterujących

Balonem na gorące powietrze w zasadzie nie da się sterować – nie znam się na tym, ale jestem prawie pewna, że potrzebujesz jakiegoś śmigiełka. Podstawy fizyki.

przerwał ciszę

Jakie są zalety tego sformułowania w porównaniu ze zwykłym "przemówił"?

 w trzeci, ostatni dzień

Napisałabym raczej: trzeciego, ostatniego dnia.

 na platformie z grubych tyczek, którą popychał wiatr łapany w ogromne żagle.

Mogłabyś to opisać… (limit, co?)

 w szatę z błyszczącego muślinu, ze wspaniałą koroną

Szata z koroną? Hmm?

 tancerkami wykonującymi yanyue

No, to już naprawdę lepiej opisać. Nie wiemy, jak one tańczą i jaki efekt to ma wywoływać.

 wiwaty mieszkańców Chang’anu oraz kwiaty rzucane pod koła

Rym (wiwaty-kwiaty). "Oraz" jakoś mi zgrzyta.

 prosił w myślach bogów

Może jednak: w myślach prosił bogów.

 spotkać się z żoną oraz poczuć

To "oraz" też zastąpiłabym przecinkiem.

 klejnoty na jej sukni mieniły się w zimowym słońcu niczym rozlana rtęć

Hmm. Dobry obraz.

 głęboko się skłaniając.

Kłaniając (spójrz na kolumnę "synonimy").

 Pamiętając wciąż o etykiecie, instynktownie rozejrzał się

Hmm. Może rozejrzał się dyskretnie? Bo ten "instynkt" mocno się gryzie z etykietą.

 eunucha z bogatej świty księcia koronnego

Bogatej świty?

 Nawiązał z nim krótki kontakt wzrokowy,

Niefantastyczne to.

 pozwolili sobie na dłuższą kolację, chcąc posłuchać swoich opowieści

Dziwnie to brzmi. Rozumiem, ale brzmi dziwnie.

 Przejęty ciągłym stosowaniem się do zasad dworskiego protokołu, wreszcie mógł odpocząć

"Przejęty" w jakim sensie? Nie miałaś aby na myśli "znużony"?

 Na papierze nakreślił krótki list

Nie musisz zaznaczać, że na papierze, domyślimy się.

 do najniższej podziałki

Do najniższej kreski – podziałka to wszystkie kreski razem.

 z głośnym łopotem, który na szczęście zginął pośród hałasu

Hmm, niby to ma sens…

 Moi szpiedzy donieśli, że spiskowcy mogli widzieć Waszą Wysokość w jej pobliżu.

Nie kryła się z tym.

 wzbierającą się falę

Bez "się".

tym, że ten stary dureń miał

Ma. (C.t.). Trochę to melodramatyczna reakcja.

jeśli nie chciało się zostać zignorowanym.

Jeśli nie chce się – czas musi się zgadzać. Poza tym "zignorowany" to anglicyzm. Następne zdanie jest trochę pretensjonalne.

na głowie umieściła sobie wysoką koronę

Czemu po prostu jej nie włożyła?

 już za długo trwają prace

Szyk: prace trwają już za długo.

 wyłącznie swojemu uporowi

"Swojemu" możesz wyciąć, to jasne.

 skrył się pod ziemią niegroźny

Skrył się pod ziemią, niegroźny.

 pewien drobny miraż.

Miraż to złudzenie optyczne, ale występuje w przyrodzie. Może: zmylimy ich? Bo to dziwnie brzmi.

 jakiś żaglowóz obecny jeszcze na ulicach miasta

Jakieś to niezgrabne.

 za dnia można było poczuć w powietrzu

Anglicyzm (można było poczuć) i aliteracja. Ja napisałabym: za dnia czuć było w powietrzu.

 jego postawa wydawała się twardsza

Tak się mówi? Nigdy nie słyszałam.

 prosił ją o osąd sprawy

Chyba jednak o opinię.

 Na jego twarzy rysowała się mieszanina strachu i rezerwy

Ale to on jest centralną postacią. Nie widzi własnej twarzy, nie?

Wydaje się, że cesarzowa ma zamiar pozbyć się Gaozonga.

Dwa "się".

 Mnisi taoistyczni opracowują

Trochę to jak z Wiadomości.

 cesarz odeśle Wu

A nie "oddali"?

 cieszy się w lepszym zdrowiem

"W" wpadło nieprawnie.

 Potrzebuje jedynie małej iskry, by mógł przejrzeć na oczy.

Skróciłabym: Potrzebuje jedynie małej iskry, by przejrzeć na oczy.

 nade wszystko nieświadomie pielęgnując

Czyli to pielęgnowanie było najbardziej nieświadome?

nie oszczędziła nawet cesarzowej Wang, topiąc ją w kadzi z winem

Anglicyzm składniowy. Nie oszczędziła nawet cesarzowej Wang, utopiła ją w kadzi z winem.

nakreślam

Nienaturalne. Zaimki w liście (zwroty do adresata) dużą literą.

 Uniósł spojrzenie znad listu

Hmm.

 doświetlano światłem

Powtórzenie.

 zdobione ornamentami drobiazgi

Uprościłabym: ozdobne drobiazgi.

zrodzonych naprędce

Na pewno?

 zaś ładne domy z podwórzami zostały zastąpione ciasnymi koloniami robotniczymi

Czyli były tam wcześniej?

 Pobliska rzeka miała ohydny posmak

Kto liże rzekę? To woda w rzece ma smak.

 polerowaniu utwardzonych pucharów

Jakoś specjalnie utwardzonych?

jak się czuje twoja rodzina?

Jakieś to nienaturalne, jakby rodzina była pojedynczym bytem. Może jestem przeczulona.

 Czas kosztuje złoto

No, nie wiem.

 woleli wybierać inne ścieżki

"Wybierać" możesz wyciąć.

 Do uszu wszystkich docierały wesołe wrzaski

Hmm.

 dostrzegł jak południowe drzwi pracowni rozwarły się

Znowu następstwo czasów: dostrzegł, jak południowe drzwi pracowni rozwierają się.

 wyszła postać

Ooj, "postać"?

Posłaniec rozłożywszy latawiec, czekał

Posłaniec, rozłożywszy latawiec, czekał.

 Lecieli w równym tempie, chociaż jedwabne płótno nie furkotało na wietrze

A co ma jedno do drugiego?

 Goniec straciwszy

Goniec, straciwszy.

 spadł z okrzykiem bólu

Skrótowe to.

 zgrabnie obok na terenie jakiegoś ciemnego podwórza.

Ja dałabym podwórze do poprzedniego zdania, bo tak, to trochę myli. I ten "teren" – telewizyjny.

 bowiem do satysfakcjonującego efektu wystarczy niewielka dawka.

Nienaturalne.

 komu się udało uciec

Tu raczej: komu udało się uciec.

 Jako jedyny miał w pełni sprawny latawiec

Znowu trochę to telewizyjne.

 Oczyścił ją eliksirem gojącym

Lepiej wodą. Z eliksiru mógłby zrobić okład.

 udało się uzyskać truciznę

Lepiej "przejąć" – wtedy nie będzie aliteracji, a będzie jasno.

 Jego obecność w Qianie w tak krótkim odstępie czasu

Niefantastyczne w stylu.

 tkwił już przed obliczem

Dziwnie to brzmi.

 przestała się już dawno kontrolować

Jak wyżej. Może: panować nad sobą?

 W mojej opinii, powinieneś ją odesłać.

Nie trzymasz stylu. Ja napisałabym: Moim zdaniem powinieneś ją oddalić.

 drewnianych pantofli

Drewnianych pantofli?

 Odkąd Yi sięgał pamięcią cesarzowej

Odkąd Yi sięgał pamięcią, cesarzowej.

 Yi oczekiwał u niego wystąpienia duszności

Nienaturalne, telewizyjne.

 Nie odpowiedziawszy, Wu Zhao stanęła

Na co miała odpowiedzieć?

 posłańców uchwyconych w pozycji lotnej

Nienaturalne.

 gładką powierzchnię odbijającą

Też bardzo techniczne.

pozostający dotąd w tle całych zdarzeń

Nienaturalne i niepotrzebne – wynika z kontekstu.

 Jeśli nie teraz to

Jeśli nie teraz, to.

 dopadła ich chwilę później, rozdzielając

Anglicyzm składniowy – p. wyżej.

 prostą procę

Aliteracja.

 miotającą żelaznymi kulkami

Miotającą kogo? co? kulki.

 co dalej ma czynić.

Szyk: co ma dalej czynić.

 niesprzyjające podmuchy

Hmm.

 mosty przepasające oba brzegi

Przepasujące – poza tym mosty nie przepasują brzegów, tylko je łączą.

 jakie konsekwencje ich czekają ze strony cesarzowej Wu w razie gdyby nie dopełnili zadania

Skróciłabym: co ich czeka ze strony cesarzowej, jeśli nie wypełnią zadania.

 w świetliku między łopatami niskiego, zawalonego wiatraka

Świetliku?

 zatem bez trudu wyłowił pośród dźwięków miasta bliski trzask zwalniania cięciwy

Strzelali do niego, czy przypadkiem znalazł się niedaleko?

 powiedział poplecznik

Aliteracja.

 Ku jego rozczarowaniu

Czyjemu? Nie własnemu aby?

 Długoletnia samotność coś w nim zmieniła.

Melodramatyczne.

 porośnięte szerokimi połaciami lasu

Hmm. Te połacie jakieś abstrakcyjne.

 promienie światła były oślepiające

Możesz napisać "oślepiały" Unikajmy zbędnych "być".

 Nim jeszcze sięgnęło zenitu,

Czyli przed południem. To parę godzin.

 Jedwabna czasza wsparta na bambusowym szkielecie

 spada z o wiele mniejszym pędem

Hmm. Nie wiem.

 w zaszyciu pod podszewką

Powtórzony dźwięk.

 

Ładne i melancholijne, chociaż czegoś tu zabrakło – może wyrazistych postaci, może czegoś nieuchwytnego? Kompozycja mogłaby być bardziej zwarta i domknięta. Rozumiem, że oparłaś się na faktach, a życie nie zawsze jest dobrym dramaturgiem. Styl trochę pospieszny, o tym już wiesz. Napracowałaś się przy fundamentach, aż szkoda, że całość nie jest na wysoki połysk.

Ale zdecydowanie ma klimat.

Lepiej pasowałby kocioł lub menzurka.

None! Menzurka nad paleniskiem? Doprawdy. :P

No lubię motyw alchemii, przyznaję :3.

Przybij piątkę!

 tę kwestię akurat oparłam na słowach innego skazańca, zachowanych w kronikach :D

Kronikarze koloryzują, carissima.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

None! Menzurka nad paleniskiem? Doprawdy. :P

Palenisko jakoś uleciało mi z wyobraźni, skupiłem się na płynnej, bulgoczącej zawartości. Ostatecznie kociołek najlepszy. Ewentualnie alembik, jeżeli iść w akcesoria typowo alchemiczne, ale nie wiem, czy w był tam i wtedy znany.

Wiedziałam, że przyjdzie Tarnina i zrobi porządek :D.

 

Z tego, co wiem, tradycyjne chińskie domy mają właśnie dziedziniec pośrodku. Ale może to nie jest dom?

Przyznaję, że miałam problem znaleźć cokolwiek na temat chińskiej architektury z tamtego okresu, zwłaszcza nie-pałacowej. Wiem, że podwórko okalały mury z bramą… przemyślę to jeszcze.

 

Aliteracja, ale może być, pasuje z tym kołysaniem.

kociołek zmieniłam po sugestii None, słusznej zresztą. Wcześniej był tygiel :(. 

 

Ale skoro jest jej tak mało, i w dodatku używa się części niezbędnych do wytworzenia nowych roślin, to powinna być raczej rzadka i niedostępna.

Ta pracownia była finansowana ze środków pieniężnych cesarstwa, stąd dostęp do takich rzadkich mieszanek jak ta. Mecenat cesarzowej, wiesz ;_; 

 

… wiem, o co chodzi, ale brzmi to komicznie. Umiesz rozewrzeć nozdrza?

Matko bosko, a ja te “rozwarte nozdrza” zapożyczyłam od George’a R.R. Martina ;_;. Okej, zmienię to.

 

W okolicach?

No nie chciałam tak wprost, wiadomo, że to nie ta sama medycyna co dzisiaj. Dobra, zmienię to :x.

 

Sieci rozbójników?

Zmieniłam z góralskich zbójników XD. Tak się kończą moje poprawki w tekście…

 

Niezłe, tylko czy koszule butwieją?

zmienię na “butwiejącą tkaninę” ;_; 

 

Balonem na gorące powietrze w zasadzie nie da się sterować – nie znam się na tym, ale jestem prawie pewna, że potrzebujesz jakiegoś śmigiełka. Podstawy fizyki.

Nie da się, chociaż można mieć wpływ na kierunek lotu poprzez zmianę wysokości i “szukanie” odpowiednich kierunków wiatru. No jakoś musiałam nazwać załogę, a “sterujący" wydaje mi się odpowiedni.

 

Tak się mówi? Nigdy nie słyszałam.

spotkałam się z tym kiedyś w jakiejś książce i mi się spodobało :(. 

 

No, nie wiem.

to takie chińskie przysłowie :D.

 

Z uwagami się zgadzam i biorę się za żmudne poprawki. Dziękuję, że chciało ci się wszystkie je wypisać, wdzięcznam!

 

 

Fajnie, że mimo braków dostrzegłaś jednak coś pozytywnego :).

 

Ale zdecydowanie ma klimat.

Jaj! To dla mnie dużo znaczy :)

 

Przybij piątkę!

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Niezła fabuła, elementy przygody i intrygi sprawnie złożone w całość (budzą się odległe skojarzenia z Dumasem). Trudno byłoby też przyspieszyć jej tempo, nie rezygnując z kolorytu świata przedstawionego. A nie zawsze jest tak, że – cytując Martynę Jakubowicz – “w kolorycie ginie życie”; tutaj właśnie ten koloryt ożywia świat, budując nastrój. Technologia jedwabno-wiatrowa ciekawie wpasowana w realia dawnych Chin. Co do postaci – przy takiej ich ilości w krótkim opowiadaniu trudno je przekonująco zindywidualizować. Można by tego dokonać poprzez język ich wypowiedzi, ale nie bardzo jest jak to zrobić na cesarskim dworze, gdzie wszyscy mówią podobnie, według wskazań etykiety.

Ogólnie, jak dla mnie, kolejny tekst “na plus”.

Matko bosko, a ja te “rozwarte nozdrza” zapożyczyłam od George’a R.R. Martina ;_;.

Albo od jego tłumacza-domorosłego gieniusia :) U Lema to są "chrapki", ale w kontekście mocno erotycznym (Solaris), więc może nie. Hmm.

 No nie chciałam tak wprost, wiadomo, że to nie ta sama medycyna co dzisiaj.

Nie bardzo mam pojęcie o medycynie chińskiej, ale już Egipcjanie wiedzieli, gdzie jest mózg (inna rzecz, że nie uważali go za narząd szczególnie przydatny…)

 No jakoś musiałam nazwać załogę, a “sterujący" wydaje mi się odpowiedni.

Baloniarze? Masz tam gdzieś wcześniej "żeglarzy powietrznych", to jest ładne i pasuje do całości.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zacny wybór realiów historyczno-kulturowych, sy. ;)

Ponownie fantastycznie wprowadzasz w opisywany świat barwną i precyzyjną narracją; forma pięknie współgra z treścią. Bardzo doceniam wnikliwy risercz, który widać nawet w najdrobniejszych szczegółach (odpowiednie dla realiów sformułowania, cytaty wplecione w myśli i dialogi). Wynalazki ciekawie wykorzystane w sprawnie poprowadzonej fabule.

Właściwie ciężko się tu do czegoś przyczepić. Zastanawiałam się nad przewijającym się w dyskusji tematem postaci; jeśli o mnie chodzi, to pogłębiłabym nie tyle portrety poszczególnych bohaterów, co relacje między nimi. A tak indywidualnie najlepiej moim zdaniem wypadają Wu Zetian i Li Zhong, z kolei trochę niewyraźnie zarysowują się Gaozong i Fusheng.

Bardzo udany tekst. Chętnie dałabym klika, gdybym mogła! ;)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Jestem, dotarłam!

 

Ardanie, cieszę się, że znalazłeś czas na lekturę! Fajnie, że doceniłeś koloryt świata – ja nie potrafię chyba inaczej, lubię jak czytelnik “widzi” moje opowiadanie :). Dziękuję za miłe słowa o wynalazkach i o bohaterach, uf, trochę mnie pocieszyłeś :).

Jeszcze będę kombinować nad bohaterami, ale to nie będą spektakularne zmiany.

 

Ogólnie, jak dla mnie, kolejny tekst “na plus”.

dzięki!

 

Albo od jego tłumacza-domorosłego gieniusia :) U Lema to są "chrapki", ale w kontekście mocno erotycznym (Solaris), więc może nie. Hmm.

zmieniłam na rozdęły, tak jak sugerował Staruch :). 

 

Baloniarze? Masz tam gdzieś wcześniej "żeglarzy powietrznych", to jest ładne i pasuje do całości.

Baloniarze nie tacy źli, ale to też będzie się powtarzać z “balonami”. Przemyślę to jeszcze, dziękuję za sugestie, Tarnino :).

 

b_c, cześć! 

 

Właściwie ciężko się tu do czegoś przyczepić. Zastanawiałam się nad przewijającym się w dyskusji tematem postaci; jeśli o mnie chodzi, to pogłębiłabym nie tyle portrety poszczególnych bohaterów, co relacje między nimi. A tak indywidualnie najlepiej moim zdaniem wypadają Wu Zetian i Li Zhong, z kolei trochę niewyraźnie zarysowują się Gaozong i Fusheng.

Dzięki za sugestię, jakoś nie zastanawiałam się nad tym, ale chyba masz rację :). Tekst jeszcze będę poprawiać, zobaczymy co z tego wyjdzie :D.

 

Dziękuję za dobre słówko, cieszę się bardzo, że opowiadanie przypadło ci do gustu! Bardzo mi miło :).

 

Bardzo udany tekst. Chętnie dałabym klika, gdybym mogła! ;)

już twoje chęci wiele dla mnie znaczą ❤.

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

zmieniłam na rozdęły, tak jak sugerował Staruch :).

O, i chyba tak jest najlepiej.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Melduję, że przeczytałam. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ciekawy, orientalny tekst. Fajnie, że główna postać jest zła do szpiku kości :> Interesująco rozwinęłaś motyw latających środków lokomocji – ładnie go zintegrowałaś z resztą świata.

Ode mnie tyle, nie będę powtarzać wrażeń z bety. Mam nadzieję, że na klik wystarczy ;-)

It's ok not to.

dogsdumpling, jeszcze raz piękne dzięki za betę, twoje uwagi jak zwykle okazały się nieocenione! :). I dzięki za klik! Pozdrawiam ❤.

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Zajrzałam, przeczytałam.

ninedin.home.blog

śniąca, ninedin – dzięki! 

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Veni, vidi, legi.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Wypowiem się dosyć ogólnikowo, bo moje szczegółowe rozbiory i marudzenia widziałaś na becie. Uważam, że jest to Twoje najlepsze opowiadanie, jakie dotąd czytałam – a że uważam tak z każdym Twoim kolejnym, widać, że szybko robisz imponujące postępy.

Uwielbiam widzieć w tekstach gruntownie wykonany risercz, który sprawia, że autor czuje się w wykreowanej rzeczywistości jak w domu i ze swobodą szafuje kontekstem kulturowym, specyficznymi formami rytualnymi, wszystkimi “smaczkami”, których zdobycie wymaga wysiłku. Zrobiłaś fantastyczne rozeznanie i widać to w każdym akapicie, przez które dosłownie płyniesz. Masz talent do kreowania barwnych opisów rzeczywistości i malowania słowem, a do tego skutecznie go wykorzystujesz. Bardzo lekko władasz piórem, przez co “Latawce” czytało się bez znużenia.

Zastrzeżenia miałam co do postaci, które w takim nagromadzeniu są zbyt mało indywidualne, by się nie mieszać (zwłaszcza że mają imiona z obcego nam kręgu kulturowego, przez co nie rozróżniamy ich tak łatwo jak “Asie”, “Krysie” i innych “Pawłów”). Zabrakło mi czytelniejszego przedstawienia motywacji cesarzowej i próby sprawienia, by ta historia (będąca literacko przetworzonym kawałeczkiem wykrojonym z dziejów Chin) stała się uniwersalną opowieścią, z której moglibyśmy wyciągnąć też coś dla siebie.

Gratuluję i powodzenia w konkursie!

Mam problem z opowiadaniami tego typu, to znaczy osadzonymi w kulturze chińskiej, bo trudno mi zapamiętać imiona i przez to mylą mi się bohaterowie. Zwykle po lekturze mam tylko ogólne wrażenie, o co chodziło.

No, ale czytało się nieźle :) 

Przynoszę radość :)

Wiktorze, jesteś dla mnie za dobra ❤. Dziękuję za każde budujące słowo! Zrobiłaś mi dzień tym komentarzem.

Nad postacią cesarzowej jeszcze myślę, ale to wiesz :).

 

Anet, wdzięcznam za poświęcony opowiadaniu czas :). Mam nadzieję, że następnym razem z “nieźle” zrobi się “super”, będę nad tym pracować :). 

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Bardzo mi się podoba pomysł wykorzystania autentycznych wydarzeń do stworzenia opowieści fantazy. Dajesz dwa w jednym, tym bardziej, że później tłumaczysz, jak ta historia wyglądała w rzeczywistości. Imiona, choć zupełnie mi obce, nawet mi się nie myliły. Z wynalazkami nie przesadzasz, są realnie osadzone w historii Chin. Całość bardzo mi się podobała.

 

Narobiłaś mi apetytu i to podwójnie. Po pierwsze na inne twoje teksty, a po drugie na poszukanie jakiejś książki o Chinach tamtych czasów.

 

A tak z ciekawości, jak sobie poradziła cesarzowa ze swoim mężem bez eliksiru uległości?

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Jej! Irko, ale fajnie, że tu wpadłaś!

Cieszę się bardzo, że opowiadanie ci się spodobało i że imiona ci się nie myliły. Większość miała z tym problem, co mnie szczerze zmartwiło. Chociaż ty jedna się “uratowałaś” :). Miło mi, że rozbudziłam twój apetyt na więcej w tym temacie, zapraszam cię do lektury, bo historia Chin jest niesamowitą kopalnią inspiracji! Na pewno nie pożałujesz :D.

 

A tak z ciekawości, jak sobie poradziła cesarzowa ze swoim mężem bez eliksiru uległości?

Z tego co się dowiedziałam to w ostatniej chwili przed podpisaniem edyktu o odesłaniu cesarzowej, ta zainterweniowała i oskarżyła Wanga i Shangguana o zdradę, bo wcześniej służyli w świcie Li Zhonga oskarżonego później o spiskowanie przeciw ojcu.

A że cesarz był już wtedy od niej całkowicie zależny, to stało się tak jak chciała tego Wu – czyli “spiskowców” skazano :). Chyba miała w sobie jakąś silną charyzmę :).

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

A że cesarz był już wtedy od niej całkowicie zależny

Krótko mówiąc cesarz był może i przyzwoitym człowiekiem, ale słabym władcą.

 

…imiona ci się nie myliły. Większość miała z tym problem…

no właśnie zauważyłam, że wiele osób o tym pisało.

 

Czy przypadkiem cykl “Jedwabna cesarzowa” Jose Frechesa nie opowiada o twojej damie? Akurat mam całą trylogię, leży i czeka w kolejce.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Krótko mówiąc cesarz był może i przyzwoitym człowiekiem, ale słabym władcą.

tak też go oceniają historycy :). 

 

Czy przypadkiem cykl “Jedwabna cesarzowa” Jose Frechesa nie opowiada o twojej damie? Akurat mam całą trylogię, leży i czeka w kolejce.

Tak, słyszałam o tej serii! :D. Daj znać czy warto przeczytać :).

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Nie omieszkam.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dalekowschodnie klimaty, dworskie intrygi, żądza władzy, intrygujący bohaterowie – wszystko to sprawiło, Sy, że Twoje Latawce nad Chang’anem czytało mi się naprawdę dobrze. Miałam co prawda kłopoty z zapamiętaniem imion postaci, ale nie na tyle, by nie pojąć kto kogo i dlaczego.

 

Eu­nuch scho­dził po­spiesz­nie scho­da­mi… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

ze swo­ich de­cy­zji. Do­brze wie­dzia­ła, że swo­ich spraw… –> Czy to celowe powtórzenie?

 

ka­za­ła ubrać się w naj­lep­sze szaty, a na gło­wię wło­ży­ła sobie wy­so­ką ko­ro­nę. –> Czy zaimek jest konieczny? Czy istniała możliwość, aby włożyła koronę na głowę kogoś innego?

 

Le­cie­li w rów­nym tem­pie, cho­ciaż je­dwab­ne płót­no nie fur­ko­ta­ło na wie­trze. –> Płótno tka się z lnu, bawełny, konopi lub juty. Nie ma płótna jedwabnego.

 

Kusz­ni­cy zdo­ła­li wybić dziu­ry w skrzy­dłach kilku męż­czyzn, strą­ca­jąc ich w dół. –> Masło maślane. Czy kogoś, kto leci, można strącić w górę?

Nie bardzo umiem sobie wyobrazić wybijanie dziur w skrzydłach.

Może: Kusz­ni­cy zdo­ła­li przestrzelić kilka skrzy­deł, strą­ca­jąc paru mężczyzn.

 

Hu­an­ghou,

oto elik­sir, o który pro­si­łaś. – Pierwsze słowo chyba też powinno być napisane kursywą.

 

– … to wiedź­ma, która po­tra­fi przy­wo­łać z Diyu zbłą­ka­ne dusze! –> Zbędna spacja po wielokropku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jej, reg! Ale fajnie, że ci się podobało! ❤ 

Dziękuję ci pięknie za wytknięcie błędów, biorę się za poprawki!

 

Huanghou,

oto eliksir, o który prosiłaś. – Pierwsze słowo chyba też powinno być napisane kursywą.

tu właśnie wydaje mi się, że nie, bo jakby kursywę biorącą się z tego, że jest to wyraz obcy “kasuje” kursywa przytaczająca treść listu. Tak przynajmniej to wygląda w książkach, które czytałam, ale mogę się też mylić :).

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

A i owszem, podobało się. No i cieszę się, że uznałaś uwagi za przydatne. ;)

Sy, cytujesz to, co było napisane na kawałku papieru. Jeśli autor tych słów też wyróżnił pierwsze słowo, to może rzeczywiście nie trzeba go poprawiać. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Teraz to mi zabiłaś ćwieka ;_;. Pomyślę jeszcze nad twoją sugestią :D

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Przykro mi, że ćwiek zabity. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

reg, mimo że ćwiek zabity, to czuje się całkiem znośnie :)

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Rozumiem, że reanimacja ćwieka była skuteczna. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Z pewnością zauważyłeś, że Gaozong cieszy się w lepszym zdrowiem

 

Eh, chyba dostałem depresji od tego opowiadania. Wszyscy przejawiający oznaki szlachetności zostali ukarani za swe dobre intencje, a szalonej cesarzowej wszystko się upiekło. Rozumiem, że zakończenie jest otwarte i na doskonałym planie Zhao (nota bene mam na roku Chińczyka, który też nazywa się Zhao ;) pojawiła się drobna rysa dzięki ucieczce Li, ale odczuwam niedosyt. Bez cesarza powrót koronnego na tron wikła się okrutnie, wszak Zhao nie odda już władzy, czy wpadłaby ona w ręce jej bezpośrednio, czy jej dzieci. Ewentualny plan zemsty Li to materiał na historię ciągnącą się latami i z jednej strony rozumiem, że po prostu nie ma na to tutaj miejsca, ale z drugiej chciałbym wiedzieć, czy cesarzową spotkała w końcu w życiu sprawiedliwość, czy nie. Tym bardziej, że końcówka przyspiesza i zarysowuje losy (a właściwie okoliczności zgonu) innych postaci.

Nie jest to oczywiście zarzut pod kątem konstrukcji fabuły, tylko jakieś tam moje preferencje. Co poniekąd jest pochwałą, skoro mogę sobie psioczyć na takie, a nie inne rozwiązania fabularne. ;) Tekst jest napisany bardzo dobrze, świetnie mi się to czytało. Zdecydowałaś się na trudne nazwiska i z początku stanowiły dla mnie wyzwanie, ale udało mi się nie zgubić w ogarnianiu postaci. Tutaj jednak sądzę, że wprowadziłaś ich o 1-2 za dużo i odbyło się to kosztem lepszego ich zarysu psychologicznego. Powinnaś zwrócić na to więcej uwagi następnym razem. Orientalne klimaty miodzio i nawet nie przeszkadzała mi momentami obfitość opisów, bo nie odbierałem ich jako przesadzone. Intryga toczy się powoli, ale zasysa, choć scena w sali tronowej rozczarowuje przewidywalnym twistem, a gdy potem czekałem na rzeczywisty twist w finale, był on dużo mniej spektakularny, niż się spodziewałem (o tym wyżej).

Pisz dalej, pisz! Bardzo jestem ciekaw Twoich kolejnych propozycji. ;)

 

Jaśnie Panie, hej! Ale fajnie widzieć tutaj twój komentarz :D.

 

Przepraszam cię za wpędzenie w depresję, ale rzadko kiedy uznaję szczęśliwe zakończenia :D. Uważam, że są jednak trochę oklepane, o wiele ciekawsze są nieszczęśliwe lub otwarte. Tutaj musiałam też być zgodna z faktami historycznymi (no, prawie…), które działają na korzyść cesarzowej.

Chętnie bym się rozpisała jeszcze, bo to naprawdę ciekawy, pełen inspiracji świat, ale limit mnie już mocno przycisnął, nawet nie wiem, kiedy naskrobałam te 40k znaków. 

 

Tekst jest napisany bardzo dobrze, świetnie mi się to czytało.

 

Uwagi o psychologii postaci i twistach biorę sobie do serduszka, mam nadzieję, że następnym razem już nie nawalę pod tym względem.

 

Dzięki jeszcze raz za odwiedziny, buźka!

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Przeczytałem.

Przeczytałem. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Do stołu podano najpierw zupę rybną, a potem pierogi jaozi i zająca w śliwkach.

a ja tu taki głodny siedzę ;( żeby tak chociaż te pierogi jaozi skubnąć…

 

Dobrze, sprawnie napisane, czytało się przyjemnie. Jestem pod ogromnym wrażeniem dokonanego przez Ciebie researchu i stworzenia chińskich klimatów w najlepszym tego słowa znaczeniu. ;) Te wszystkie nazwy i detale tworzą bogaty, spójny świat.

Postacie, jeśli mi się myliły, to rzadko. Natomiast czasem miałem problem z rozpoznaniem o kogo chodzi, kiedy używałaś jakiegoś synonimu czy określenie zastępczego, np. tutaj:

 

Gdy kanclerz wkroczył do sali audiencyjnej, Wang Fusheng tkwił już przed obliczem cesarza zasiadającego na tronie.

Na tym etapie czytania nie pamiętałem już, kim był kanclerz (jeśli w ogóle ta informacja wcześniej padła). Dopiero dalej wyjaśniło się, że chodzi o głównego bohatera.:)

 

Jeśli chodzi o fabułę, to jak na mój gust za mało się działo, a to co się działo było takie, nie wiem, zwyczajne. Zdaję sobie sprawę, że powodem jest fakt, że historia została oparta na faktach. Niemniej takie miałem wrażenia przy czytaniu, no i co poradzę. ;)

Fajnie, że pojawił się ten twist z eliksirem, to dodało trochę emocji, ale IMO wciąż za mało.

Przy okazji – jak sprawa z eliksirem wyglądała w prawdziwej historii? Było coś takiego jak tutaj, czy to już tylko Twoja inwencja?

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

dzięki, panowie, za lekturę :).

 

El Lobo, cześć!

 

a ja tu taki głodny siedzę ;( żeby tak chociaż te pierogi jaozi skubnąć…

cieszę się, że moje opisy sprawiły, że zgłodniałeś, i jednocześnie przepraszam za to okrucieństwo :D.

 

Dzięki za opinię! Fajnie, że ci się podobało :). Tak, fabuła jest mocno oparta na faktach, mogłoby się jeszcze dużo wydarzyć, ale limit mnie już mocno cisnął, musiałam ograniczyć niektóre rzeczy. Mimo wszystko, myślę, że zakończenie nie jest takie złe. Mogło być gorzej :D.

O, jak chodzi o eliksir – to był mój pomysł. Tak naprawdę nie było żadnej substancji. Cesarz po wylewie stał się mocno zależny od żony. Z tego co się dowiedziałam to w ostatniej chwili przed podpisaniem edyktu o odesłaniu Wu, ta zainterweniowała i oskarżyła Wanga i Shangguana o zdradę, bo wcześniej służyli w świcie Li Zhonga oskarżonego później o spiskowanie przeciw ojcu. Stało się tak jak chciała Wu – “spiskowców” skazano. Cesarz chyba nie chciał albo nie mógł mieć nic do gadania :).

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

O, jak chodzi o eliksir – to był mój pomysł. Tak naprawdę nie było żadnej substancji. Cesarz po wylewie stał się mocno zależny od żony. Z tego co się dowiedziałam to w ostatniej chwili przed podpisaniem edyktu o odesłaniu Wu, ta zainterweniowała i oskarżyła Wanga i Shangguana o zdradę, bo wcześniej służyli w świcie Li Zhonga oskarżonego później o spiskowanie przeciw ojcu. Stało się tak jak chciała Wu – “spiskowców” skazano. Cesarz chyba nie chciał albo nie mógł mieć nic do gadania :).

Dzięki za wyjaśnienie. W takim razie bardzo fajnie to wykorzystałaś.

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Lubię orientalne klimaty, stąd z przyjemnością zanurzyłam się w tę historię. Czytało się przyjemnie, choć przyznam, że momentami miałam wątpliwość kto, z kim i o kim rozmawia, ale to chyba dlatego, że od samego początku dostajemy sporo obcobrzmiących imion i tytułów. Niemniej kiedy już ogarnęłam kto jest kto, dalej czytało się bardzo fajnie. 

Troszkę rozczarowało mnie zakończenie, ale rozumiem, że chciałaś się trzymać historycznych wydarzeń, więc tak musiało być i już (cóż poradzę, że lubię happy endy ;) ). 

Za to najbardziej podobała mi się reakcja Shangguana Yi, kiedy zdał sobie sprawę, że poniósł porażkę. Bardzo to było w stylu Azjatów i zapałałam po tym sporą sympatią do tej postaci. 

 

Pozdrawiam C.

Na początek ;-) 

Niemal każda z nich wyróżniała się czymś niezwykłym: jedne miały soczyste barwy rubinów i jadeitów, drugie zostały ozdobione scenkami z życia rodziny cesarskiej.

To "drugie" jakoś nie brzmi, poza tym sugeruje, że były tylko dwa rodzaje lamp. Może lepiej "inne" 

„Kropla po kropli napełnia się dzban wodą”, cesarzowa, przypomniawszy sobie mądrość buddyjską, uśmiechnęła się nieznacznie.

Tutaj pasowałby mi kropka. I "Cesarzowa…" od nowego zdania. 

Mury miejskie zbudowano nieco niższe, aby nie zatrzymywały podmuchów wiatru potrzebnych do ruszenia łopat wiatraków.

Właściwie nic złego tu nie ma, ale myślę, że lepiej byłoby dodać "nieco niższe, niż cośtam", na przykład "niż zwykle" albo "niż w innych miastach" . Tudzież po prostu "Mury miejskie były niskie, aby…" 

 

Ogólnie tekst jest bardzo dobry. Spokojny, jakby delikatny styl i bardzo wyraźny, dalekowschodni klimat, podbity sporą wiedzą i ciekawą historią powodują, że czyta się znakomicie. Teksty w egzotycznych realiach w ogóle mi imponują, bo wymagają od autora nie tylko posiadania wielu konkretnych informacji, to jeszcze niezwykle trudnej sztuki "wczucia się" w nastrój miejsca i czasu, zrozumienia i oddania choć odrobiny mentalności jakże obcych przecież ludzi. Tutaj (choć w sprawach dalekowschodnich jestem wyjątkowa noga) wydaje mi się, że odniosłaś sukces. Tekst zainteresował, wciągnął, sprawił przyjemność. 

Jednak problem mam z fantastyką. Pal sześć fakt, iż te wszystkie latawce i balony stanowią w zasadzie efektowną ozdobę, elementy scenografii, bez istotnego wpływu na fadułę. Gorzej (u mnie – mówię oczywiście tylko za siebie) z tym całym zawieszeniem niewiary. Zaczęło się już od:

Ruszyli boczną aleją, choć i tu pełno było świętujących 

No i włączylo się czerwone światełko. No bo jak to – wiatrowóz rozkłada żagle w bocznej alejce. Gdzie się mieszczą? Między domami? Jak duża jest tam przestrzeń? W jaki soposób kierować i napędzać taki pojazd korzystając tylko ze zdradliwych przeciągów między budynkami? Wszystko – od powszechności latania, przez start lotniarza bezpośrednio z ziemi, po finałowy skok ze spadochronem, który można schować pod ubraniem i nikt nie zobaczy, coraz wyżej unosiły mi brwi zdziwienia. 

I gdyby w zasadę działania tych wszystkich latawców była zaangażowana magia czy inna alchemia to okej – wszak od tego one są, by omijać logikę i łamać zasady fizyki. Ale u Ciebie ludzie aktywnie latają na jedwabno – papierowych skrzydłach przymocowanych do pleców i jeżdżą żaglowymi pojazdami po zatłoczonych ulicach ot tak po prostu, bez udziału żadnych tajemniczych sił. W zasadzie nie powinienem się czepiać, bo nieprawdopodobna maszyna parowa w steampunku nie budzi niczyjego zdziwienia ani tym bardziej dezaprobaty, a statki kosmiczne miewają, na przykład, "napęd jonowo-grawitacyjny" i to wystarczy, by odległości międzygwiezdne pokonywały w tydzień, na co nikt nie kręci nowemu. Ale mam wrażenie, że to jakby inny poziom, inny, dużo niżej wetknięty kołek, na którym trzeba niewiarę zawiesić… 

Kurde, nie wiem, czy w ogóle wyrażam się na tyle jasno, że można zrozumieć o co mi chodzi. Może rano pomyślę jeszcze raz i spróbuję określić mój problem precyzyjniej ;-) 

Bo w tym momencie nie bardzo wiem co o opowiadaniu sądzić. Jest znakomite, świetnie się czyta, ale przeszkadza mi jeden z jego najważniejszych elementów, sama istota pomysłu na świat. Damn it. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dzięki za wyjaśnienie. W takim razie bardzo fajnie to wykorzystałaś.

Dzięki, El Lobo! Mam nadzieję, że to zakończenie jest choć trochę satysfakcjonujące. Chciałam, żeby w swobodny sposób przenikało się z faktami historycznymi.

 

Cephiednomiko, sówko droga, dzięki ci za dobre słowo :). O, ja właśnie wręcz przeciwnie, wolę sad endy, ale tutaj zostawiłam otwartą furtkę, jakoś nie mogłam zabić Zhonga, no :D. Cieszę się, że popłynęłaś z historią, miód na moje uszy ❤.

 

Za to najbardziej podobała mi się reakcja Shangguana Yi, kiedy zdał sobie sprawę, że poniósł porażkę. Bardzo to było w stylu Azjatów i zapałałam po tym sporą sympatią do tej postaci.

o, dzięki, że zwróciłaś na to uwagę, starałam się bardzo zachować tutaj mentalność ówczesnych Chińczyków :).

 

Dzięki za lekturę i pozdrawiam!

 

thargonie, dzięki ci za sugestie :).

 

Co do pierwszej, jak dam “inne”, będę mieć powtórzenie, ale coś tu jeszcze pokombinuję.

 

Dziękuję za słowa uznania. Ja z dalekowschodnich historii też jestem noga, ale cóż, uparłam się, przysiadłam do tematu, mając nadzieję, że wyjdzie chociaż “jako tako” :). Ogromnie się cieszę, że tekst wciągnął i zainteresował. Najlepsza pochwała ever, dodała mi skrzydeł!

Co do technologii – cóż. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie :D. Wzorowałam się na chińskich wynalazkach i wiatrowóz jest jednym z nich. Zapewne był testowany na otwartych, płaskich przestrzeniach, ale miał być spektakularny rozwój świata, tak sobie wyobraziłam działanie tego pojazdu w moim opowiadaniu i tak to napisałam :). Załóżmy, że urbanistyka zakładała wykorzystanie wiatrowozów w mieście i dostosowała pod nie plany przestrzenne.

Start latawca jest możliwy bez rozbiegu przy jego dużej powierzchni i silnym wietrze. A jeśli chodzi o pomysł schowania spadochronu pod podszewką – założenie było takie, że szpiedzy cesarzowej po niezaplanowanym wydarzeniu ze zgubieniem posłańca i znalezieniu Zhonga już po pozbyciu się wiadomości od Shangguana (zjedzeniu jej) zostali zbici z tropu, stracili czujność i nie przeszukali księcia przed wzięciem go na podkład balonu. Albo przynajmniej zrobili to niedokładnie. Miało to być zaznaczone w tekście, ale chyba w końcu tego nie zrobiłam. Być może jednak o tym wspomnę, o ile to nie jest jasne.

Mam nadzieję, że darujesz mi odpłynięcie w świat silkpunku i wszelkie technologiczne nieścisłości zostaną mi przebaczone :(.

 

Pozdrawiam! ❤

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Mam nadzieję, że darujesz mi odpłynięcie w świat silkpunku i wszelkie technologiczne nieścisłości zostaną mi przebaczone :(.

Spoko, ja na punkcie urządzeń latających mam lekkiego hyzia i dlatego mnie te wszystkie latawce gryzły. To trochę tak, jakbyś pisała tekst o Francji, pomyliła numerki Ludwików i dała do przeczytania Drakainie ;-) 

No i chyba, z tego co widziałem, nikomu innemu to nie przeszkadzało :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Mam problem z tym opowiadaniem. Bo jest ono bardzo elegancko napisane (nie miałam możliwości wynotowania zgrzytów, ale było ich niewiele), a lubię elegancką prozę. Niemniej fabularnie trochę mnie rozczarowało – nawet nie tempem, bo byłabym nieuczciwa krytykując innych za powolną narrację – ale tym, że wszystkie intrygi prawie do niczego nie prowadzą.

Może nieco za bardzo skupiłaś się na przepisaniu realnej historii na taką bardzo delikatną fantastykę – bo właściwie bez wynalazków niewiele by ona straciła, w zasadzie tylko rekwizyty. To jest prawie że relacja z wydarzeń, które następnie streszczasz w pierwszym komentarzu (a ja i tak w trakcie lektury poczytałam to i owo), a nie fabularne opowiadanie. Być może rację ma któryś z przedpiśców, że brakło tu bohaterów, za którymi by się podążało. Postaci jest sporo, pojawiają się i znikają, mają na dodatek trudne do zapamiętania imiona (czy nazwiska), więc identyfikacja z nimi jest jeszcze trudniejsza. Na dodatek żadna z postaci nie jest centralna (a np. ten wygnany książę w przebraniu prosiłby się o to, żeby wokół niego zogniskować akcję).

W rezultacie mam wrażenie, że zrobiłaś bardzo porządny risercz (albo masz niezłą wiedzę o Chinach), dodałaś trochę techniki (lekko na siłę), ale wypchałaś tym riserczem tekst, zapominając o tym, że przydałaby mu się bardziej wyrazista fabuła. Taki kolejny bardzo piękny tekst, w którym brakło wartości dodanej, czegoś bardziej autorskiego.

Niewątpliwie masz potencjał pisarski, bo czyta się to nieźle (choć w pewnym momencie szczegóły intryg stają się przegadane – to właśnie problem z brakiem wyrazistego centrum wydarzeń), stylistycznie jest ładne, ale to właściwie tyle. Zakończyłam lekturę z takim wrażeniem “to tyle?”

Ale pisz, pisz dalej :)

http://altronapoleone.home.blog

Znowu mam wrażenie, że za dużo w zbyt małym limicie – jak ten wiatrowóz w alejce – i pośród tego podniebnego ogromu ja zostałam gdzieś daleko w dole ;) Za bardzo tu realnie, jak na mój gust, brakuje mi czegoś całkowicie od siebie; faktycznie, czyta się jak książkę historyczną, tylko że niezupełnie o to chodzi (w dodatku kultura Chin całkowicie mija się z moimi zainteresowaniami, ale to już problem marudzącego obserwatora, nie pokazu latawców).

 

Co do powolnej narracji nic nie mam – sama lubię – w dodatku nie jest zupełnie tak, że nic się nie dzieje: słychać kroki, czuć przyprawy i widać światełka. Jest magicznie, czarująco, momentami udało Ci się mnie zachwycić, tyle, że ten początkowy potencjał przepada gdzieś między wierszami. Moim zdaniem za dużo nudnawej, realnej polityki, za mało silkpunku (imo wciąż go za mało, technicznie jest, ale fabularnie chyba da się go wyciąć staśkową brzytwą). Być może tekst zwyczajnie cierpi z powodu limitu, a sam powinien być pełnowymiarową książką? Podobało mi się, że było trochę Konfucjusza i Buddy.

 

Jedno mnie tylko zastanawia, czy można być ‘zdolnym do ohydy’?

Narzekałam na małe stężenie fantastyki, ale po tygodniach tekst został w pamięci i robi dobre wrażenie. Fantastyki odmówić nie można i to powszechne latanie jakoś barwnie wygląda. Acz na przyszłość możesz się postarać o więcej.

Egzotyka również Ci pomogła. Nie brak jedwabiu, sztywnych rytuałów… Nie znam się zbytnio na Chinach, mnie to wystarczy.

Chociaż z obcością imion pewnie warto zawalczyć. Jeśli nie ma co liczyć, że publiczność zapamięta te wszystkie Yi czy Xinzheny, to może położyć większy nacisk na funkcje, zawody itp.?

Ale jestem na TAK, ogólnie.

Babska logika rządzi!

Opowiadanie przeczytałem już dość dawno temu, ale zagraniczne wojaże uniemożliwiły mi skomentowanie. Po czasie… wrażenia mam właściwie podobne.

Opowieść nie sprostała kreacji.

Bo zaczyna się imponująco. Tak elementem silkpunkowym, jak i odwzorowanie Chin, klimatem i dojrzałym językiem. Czytało się dobrze, bohaterowie też byli barwnie odmalowani (cesarzowa <3), a jednak mam wrażenie, że fabuła nie sprostała tym wszystkim ozdobnikom.

Z tego co widzę, grzeszki tego opowiadania zostały już wypunktowane, więc niczego nowego zapewne nie dodam. Intryga jest prosta i niczym szczególnym nie zaskakuje. Brak tu zwrotów akcji, brak mylenia tropów, w zakończeniu też pożałowałaś twista. Może i opierałaś się na prawdziwych wydarzeniach, cóż jednak z tego? Jak dla mnie, lepiej byłoby od nich odejść i zamiast tego bardziej skupić się na tym, co najmocniejsze w opowiadaniu – WIETRZE. Tymczasem on jest jakby obok, tło dla niemrawej historii.

Reasumując, czytało się dobrze, z zainteresowaniem, jednak po ostatniej kropce hrabia pozostał z jedną konkluzją – przerost formy nad treścią :/

 

Tyle ode mnie.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Twój „silkpunk” ładnie wpisuje się w tematykę konkursu, choć pozostawia uczucie niedosytu. Pełni funkcję przede wszystkim dekoracyjną. A chciałoby się oparcia fabuły o właśnie te powietrzno-latawcowe technologie. Zaintrygowała mnie wzmianka o nasączaniu żagli/balonów jakimiś substancjami. Gdybyś to pociągnęła, mogłabyś fajnie balansować na pograniczu nauki i magii, prawdopodobnego i nieprawdopodobnego – a moim zdaniem to jeden z większych uroków różnych „punków”.

Największym problemem opowiadania jest prowadzenie postaci. Miałem problem w odnalezieniu się wśród bohaterów, których raz nazywałaś imieniem i nazwiskiem, a raz tytułem. Popracuj nad ekspozycją postaci; najlepiej robić to stopniowo, po kolei. A rozwiązaniem, które często się sprawdza, jest wskazanie czytelnikowi protagonisty, czyli kogoś, komu można kibicować. Tutaj nie wiedziałem, kto właściwie jest dobry, a kto zły. Ma to czasem swoje zalety, kiedy zwiąże się emocjonalnie z bohaterami. Tutaj tego mi zabrakło – emocji. Rozumiem, że chciałaś opisać spisek (a żeby spisek był ciekawy, to nie może być za prosty). Ale następnym razem pomyśl o tym, by czytelnik miał jakiś punkt zaczepienia. Choćby w głównym bohaterze.

Napisane przyzwoicie.

Ogólnie niezłe opowiadanie, któremu nie zaszkodziłoby powiązanie fabuły z elementami silkpunku, a na pewno przydałoby się lepsze panowanie nad bohaterami. 

 

Dopisek dla wyróżnionego tekstu: 

Nie pamiętam już zbyt dobrze fabuły. Ale jeśli mogę coś radzić, to zastanów się, czy nie usunąć pobocznych wątków i czy nie rozwinąć głównego. 

Co do ekspozycji postaci, może spróbuję na przykładzie.

Wu Zhao coraz dotkliwiej odczuwała brak jedwabnych poduch na siedzisku, do tego było jej okrutnie zimno. Niemal przez cały czas mijały ją inne żaglowozy, mknące po niezliczonych alejach największego miasta świata, a nad głową krążyły latawce posłańców, podobne do roju motyli. Gdy kobieta minęła Zachodni Bazar, odetchnęła z ulgą.

 Żaglowóz zatrzymał się przed niepozorną bramą ozdobioną zaledwie kilkoma taoistycznymi diagramami. W podwórzu za nią stał samotnie niewielki budynek.

– Cesarzowa Wu! – krzyknęło parę osób, gdy drzwi się uchyliły.

Mężczyźni padli na klęczki, dotykając czołem klepiska. Dopiero gdy Zhao dała im znak, wrócili do swoich obowiązków. Wchodząc, przytrzymała wełnianą spódnicę, aby jej nie pobrudzić. Podłoga chaty lśniła od rozlanych gdzieniegdzie eliksirów.

– Huanghou – powiedział niski jegomość. Na jego czoło wystąpiły kropelki potu. – To ogromny zaszczyt, móc cię gościć w pracowni, pani. Nie sądziłem…

– Guo Xinzhen – przerwała mu, unosząc dłoń. – Nie przybyłam tu, by sprawiać ci zaszczyt, choć właściwie w takim miejscu… – Rozejrzała się wokół.

Bohaterkę określasz aż na pięć sposobów: Wu, Zhao, cesarzowa, Huanghou, kobieta. Na dodatek przeplatasz wprowadzanie tej jednej postaci z wprowadzaniem innej, tego Guo. Rodzi się chaos. Po tych imionach polski czytelnik nie rozpozna płci. W dodatku nie wszyscy muszą się od razu domyślić, że “Huangou” oznacza cesarzową (o ile dobrze pamiętam). Po prostu lepiej zrobić to po kolei, czyli w pierwszym zdaniu użyć jako podmiotu pełnego sformułowania: “Cesarzowa Wu Zhao” – jak czytelnik to zobaczy, to łatwiej zapamięta, że “cesarzowa” łączy się z “Wu Zhao”. A potem, zamiast “Huanghou – powiedział ktoś”, lepiej napisać “Huanghou – zwrócił się do niej ktoś”. Czytelnik będzie wiedział wtedy, że to jest wołacz odnoszący się do cesarzowej. I dopiero potem wprowadź tego “ktosia”, czyli w tym przypadku niskiego jegomościa (btw – czy to słowo pasuje do Chin?), który nazywa się jakoś i dodatkowo pełni jeszcze funkcję, której nie pamiętam.

Nie wiem, czy wytłumaczyłem to jakoś klarownie. Jeśli nie, może jakiś redaktor Ci w tym pomoże.

 

Co do elementów Retrowizji… No jak dla mnie były zbyt luźno powiązane z fabułą. Nie wiem, czy oparłyby się brzytwie Lema. Pomyśl, czy da się coś z tym zrobić. 

 

Gratuluję wyróżnienia :)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Od strony klimatu Państwa Środka – moim zdaniem wypadło super. Bardzo dużo napracowałaś się odpowiednim słownictwem, zachowaniami oraz ogółem przedstawianego świata. W tym jednak miodzie światotwórczym jest łyżka dziegciu – faktycznie technologia, choć ciekawa, może być uznana za tło. Łatwo można argumentować, że można wyciąć latawce i całą resztę, by otrzymać standardowe Chiny z tego okresu. Jednak przedstawiona wizja jest na tyle ciekawa, że mimo to ujmuje i łatwo pozwala się przyswoić.

Bohaterowie są standardowi i właściwie każdy ma przypisaną rolę. Śmiem twierdzić nawet, że niektórzy są zbyteczni – jak wygnany książę, który mógłby zniknąć z historii (lub być tylko wspominany), bo nie ma właściwie żadnego wpływu na wydarzenia. Sprawę utrudniają typowo chińskie imiona, do których nie jestem przyzwyczajony. Na szczęście są one na tyle odmienne, że w którymś momencie się połapałem kto zacz i jakie ma plany.

Fabuła typowo spiskowa, mocno przez to przegadana i zakręcona. Faktycznie utrudnia to zaczepienie się z postaciami, choć ja np. lubię, gdy nie jest za prosto. Ciężko mi jednak ocenić, na ile inni coś takiego konsumują.

Wielki plus za zakończenie, że wygrała "ta zła" :)

Podsumowując: światotwórstwo ciekawe, choć raczej istnieje w tle. Bohaterowie ni ziębią, ni grzeją. Klimat jednak dalekowschodni został zachowany i to główny atut tego koncertu fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Po znajomości trzymał nie będę Cię w niepewności i szybko zdradzę, że – nic nie poradzę – choć tekst czaruje, Cieniu, maruda, go nie kupuje (tak, wiem, że już wiesz, ale komentarz przeleżał mi na dysku dosyć długo – zbyt długo, za co sorry – a teraz szkoda mi wywalać ten gupi wstemp).

 

Nie mogłem dać Ci z czystym sumieniem piórka za opowieść, która – jak się okazało – nie jest Twoją opowieścią, a samym życiem. Nie mogę jej więc ocenić pod kątem pomysłu, historii, zwrotów akcji, finału (choć na tym akurat to może nawet skorzystałaś, bo tak średnio mi się cała ta intryga ;) czy bohaterów, bo nie są Twoi. Ta opowieść nie jest Twoja. Jedyne więc, co mogę tu oceniać – przynajmniej pod kątem fabuły – to wartość dodana. A ta, niestety, nie jest satysfakcjonująca. Jak się tak bowiem zastanowić, to ogranicza się ona do zmiany środków lokomocji z lądowych na powietrzne i przekłamania historii księcia pana, przy czym żaden z tych elementów nie jest kluczowy dla fabuły; niczego nie zmienił, nie wyjaśnił, nie umotywował ani nie rozwiązał. Zhong, jako że jego dalsze dzieje wypadają poza sakramentalne “KONIEC”, jest urwanym tematem, a fakt, że przeżył, jak sama napisałaś, to tylko Twój kaprys. Natomiast wszelkie te latające łódki, papamobile i latawce są jedynie ozdobnikiem opowiadania i fajnym patentem na wkręcenie się w tematykę konkursu, jednak z punktu widzenia samej historii nie wydają się być w ogóle istotne. Bo czy to czyni jakąś różnicę, w jaki sposób podróżował cesarz, posłańcy, szpiedzy, ludność cywilna i szpicle cesarzowej? Nie, skoro rezultat jest nadal (niemal) dokładnie ten sam.

Mówiąc krótko, fabularnie tekst się nie broni jako Twoja opowieść.

Ale…

Ale mamy jeszcze literacki aspekt opowieści – i to jest niefabularna wartość dodana – a ten z pewnością jest prawdziwie wysokiej próby. Nie obejdzie się bez zastrzeżeń, i owszem, ale, generalnie, w tym punkcie opowiadanie zrobiło na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Może nie wprawiło w prawdziwy zachwyt, ale myślę, że jeszcze wszystko przed nami.

Zanim jednak urządzę sobie seans bezwstydnego miodolejstwa, obiecane zastrzeżenia. A ściślej, to jedno, acz dość mocne zastrzeżenie: o mało mnie tym tekstem nie zabiłaś. Początek jest, wybacz dosadność, na tyle nieprzystępny, że uśpił mnie jak kołysanka pańskie dziecię (o czwartej nad ranem co prawda, ale to niewiele zmienia; nie w moim przypadku). A, jak wiadomo, najwięcej ludzi umiera we śnie.

Mówiąc wprost a uczciwie, jest ciężko, niezbyt porywająco, ciężko, przegadanie, niejasno i ciężko. Przede wszystkim zabrakło jakiegoś porządnego haczyka na odbiorcę; czegoś, co pozwoliłoby mu (mi) zaczepić się w opowiadaniu; nabrać przekonania, że warto, że tekst ma do zaoferowania coś, po co chce się sięgnąć. Zamiast tego jest sporo opisów i wymieszanych z funkcjami i tytułami nazwisk, które ciężko (ciężko, ciężko) zapamiętać i jeszcze ciężej od siebie odróżnić… No dobra, przesadzam. Ale tylko odrobinkę.

Brakuje za to akcji, jakiegoś naprawdę interesującego konceptu czy wreszcie literackiej błyskotliwości na takim poziomie, że każde kolejne zdanie byłoby najprawdziwszą ucztą dla oczu i spragnionego piękna umysłu estety, i która wynagrodziłaby wręcz pejzażową statyczność obrazu. Fakt, jeśli chodzi o stylistykę, operowanie słowem, budowanie nastroju i, generalnie, cała literacką stronę tekstu, jest świetne, bardzo przyjemnie – i na tym na razie poprzestanę – ale nie na tyle jednak, by równoważyło to dość mało porywający, a przy tym trudny początek.

Z drugiej strony nie mogę też powiedzieć, że przy opowiadaniu zatrzymał mnie jedynie obowiązek, i że gdyby to leżało wyłącznie w mojej gestii, to dałbym sobie spokój i poszukał czegoś lżejszego. Jak już bowiem wspominałem, estetyka tekstu jest bardzo na plus, a tematyka co najmniej obiecująca, więc – mimo że opowieść nie porwała mnie od pierwszego akapitu (ani kilku kolejnych, prawdę mówiąc) – o “brnięciu” też mowy być nie może.

A im dalej, tym lepiej. Człowiek zaczyna rozróżniać postaci i ich role, w tekście coś zaczyna się dziać, a literki… no, po prostu cieszą. Mimo mojego uprzedniego marudzenia, podkreślić muszę, że koncept na te wszystkie latające cudeńka wypadł Ci naprawdę świetnie. Z punktu widzenia fabuły to jedynie ozdoba – wiem, że się powtarzam – ale przyznać trzeba, że ozdoba bardzo ładna i doskonale dobrana do metaforycznych “szat”, którymi zdobisz to opowiadanie. I chodzi mi nie tylko o to, że przyłożyłaś się do tematu bardzo pilnie i cały ten koncept sprawia wrażenie mocno przemyślanego i spójnego – wręcz przekonującego – ale też o to, że z niesamowitą wręcz gracją wkomponowałaś go w klimat Orientu. Nie jestem znawcą tematu, ale z pewnością jestem jego entuzjastą, i jako taki ośmielam się twierdzić, że latający Chińczycy są tutaj tak bardzo naturalni, że właściwie nie przyciągają uwagi. Albo, inaczej rzez ujmując: gdybym nie wiedział, że to sci-fi (i może gdybyś nie kładła na nie takiego nacisku), uznałbym te wszystkie łodzioloty za w pełni naturalny element tła w cesarskich Chinach. Świetna mała rzecz, naprawdę.

Cieszy też wiedza, jaką przelałaś w ten tekst. Widać od razu, że wiesz o czym piszesz i wiesz, jak należało to pisać. Reserch do tego opowiadania musiał być sporym wyzwaniem, ale coś mi mówi, że sięgał on głębiej niż Wiki czy w ogóle Internet; że możesz pochwalić się elementarną, a nie powierzchowną wiedzą o kulturze Wschodu. Jeśli mam rację, to brawa za niezwykle umiejętne wykorzystanie zasobów. Natomiast jeśli się mylę – no cóż, jeszcze większe brawa, bo to znamionuje rodzaj talentu inny jeszcze, ale nie mniej istotny od tego, który widać u Ciebie gołym okiem.

 

Mam nadzieję, że następnym razem, gdy się spotkamy tu, na Enefach, będę miał możliwość zapoznania się z czymś naprawdę i całkowicie Twoim, a nie tylko z Twoją interpretacją czy też parafrazą historii. I mam nadzieję, że nie każesz na siebie zbyt długo czekać.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Ładne to i takie …delikatne. W tym wypadku prostota intrygi i niespieszność akcji świetnie pasują do przyjętego miejsca i czasu. Opowiadanie snuje się, jak prawdziwa opowieść z historii Dalekiego Wschodu. I same wynalazki, choć tylko w tle, mają w sobie delikatność i oniryzm.

Jeśli chodzi o poprawki – dla mnie problemem nie były imiona, a właśnie stosowane zamiennie synonimy dworskich funkcji – szczególny problem miałem z dwoma kanclerzami (ten mniej istotny jest chyba zresztą zbędny).  

 

Dziękuję za udział w konkursie.

Z jednej strony napisane dobrze, sprawnie i obrazowo. Czuć egzotykę. Widać dbałość o realia i szczegóły. Jest w tym tekście niesamowity klimat. Z drugiej brakło mi jakiejś więzi z tekstem, z bohaterami. Żadnego nie trzymasz się jako osi opowieści, żadnego więc nie zdążyłam szczególnie polubić i mu kibicować. Do tego doszły problemy z rozróżnieniem kto jest kim (ach, te dalekowschodnie imiona…). 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nowa Fantastyka