- publicystyka: Fantastyczny Baranowski

publicystyka:

inne

Fantastyczny Baranowski

"To rzadka choroba bracie... Jedynie ludzie na nią cierpią... Nazywa się..... Nostalgia" Komiks nr 4/1992,str. 34,"Pellisa. Jajo mroków" Początek lat 90-tych na jednym z warszawskich blokowisk. Ósme piętro przy ulicy Smyczkowej. Tam spędzałem część dzieciństwa. Jednak jedno z najsilniejszych wspomnień wiąże się z wyjazdami na bazar, który mieścił się przy Placu Defilad, niedaleko Pałacu Kultury. To był zupełnie inny, bajkowy świat. Stragany przepełnione kolorowymi ubraniami, owocami, które często widziało się po raz pierwszy w życiu. Muzyka grająca na stoiskach z kasetami magnetofonowymi (tutaj kupiłem ukochany album Depeche Mode "101"). Handlarze różnych narodowości wystawiali setki urodziwych, głównie niebieskich bud zamykanych niczym ogromna walizka. Konstrukcje te, ze względu na kształt i sposób działania nazywaliśmy "szczękami". Dla mnie najważniejszym miejscem, były rozłożone na ulicy Marszałkowskiej, turystyczne łóżka, nawet torby reklamowe. To tutaj najczęściej odkrywałem swoje skarby. Pamiętam jeden z tych dni. Zapach centrum Warszawy, zmieszany ze spalinami, powiewajacymi w tle liśćmi drzew i urok nowych, nieznanych książek. Mogłem kupić jeden komiks. Wybór padł na czerwoną okładkę z nieznaną mi postacią, trzymającą w ręku osinowy kołek. Na tle przepięknego księżyca oraz zacienionego zamku. Tadeusz Baranowski, "Przepraszam remanent". Pamiętam nawet cenę. Dla takiego dzieciaka jak ja była to olbrzymia kwota. 2200 zł. Dziś, gdy próbuję sobie przypomnieć jakie uczucia towarzyszyły trzydzieści trzy lata temu, ośmiolatkowi, czytającemu po raz pierwszy zakupiony komiks, zadziwia mnie jedno. Jak bardzo musiałem dbać o swoje skarby. Album wygląda jak nowy. A przecież przeszedł wiele ... Pięć przeprowadzek. Najwieksze wrażenie robiła pierwsza, krótka historyjka "Kontakt". Zastanawiałem się nad pochodzeniem i podróżami obcych cywilizacji. Metafora spadających liści była prosta do odczytania. Czy oni już tutaj są od dawna, a my nic nie wiemy? Wcale nie dostrzegamy przybyszy z odległych planet wszechświata? Potrafiłem bardzo długo wpatrywać się w planszę ze strony czwartej, gdzie Nerwosolek, zupełnie nieświadomy powagi sytuacji, spokojnie grabiąc spadające liście, zachwyca się piękną jesienią. Kolejne opowieści o skonstruowanym wehikule czasu, niewidzialnym człowieku, łowcy wampirów robiły niesamowite wrażenie. Wracałem do nich wielokrotnie. Różnorodność przedstawionych światów, postaci, charakterów i w końcu przyrody, która niemal wylewała się z kadrów, zachwycała wyrazistą kolorystyką. Nie lubiłem natomiast historyjki o dwóch krwiożerczych niezdarach, palących w piecu pieniędzmi. Zastanawiałem się jak można dla ciepła poświęcić tak ogromną forsę? I nie wydać jej na kasety, książki, komiksy czy plakaty? Sen o sławie i Eliksir młodości zamykają album. Świetne, pełne humoru i uroku zakończenie. A we mnie budzi się jakaś nieopisana tęsknota. Chęć, by chociaż na chwilę wrócić do pokoju tego małego szkraba, który przy zapalonej lampce, wieczorem, siedząc obok biurka, po raz pierwszy zagłębiał się w niezwykły świat wykreowany przez Tadeusza Baranowskiego. Jeszcze będzie okazja żeby otworzyć "Przepraszam remanent". Nostalgia... Dziwna choroba, na którą zapadają jedynie ludzie...

Komentarze

Sentymentalny powrót do zapachu dzieciństwa i opowieść o Fantastyce w twórczości Tadeusza Baranowskiego. Niewidziany człowiek, wehikuł czasu czy w końcu nie udany kolejny kontakt z Obcymi. Zapraszam do lektury.

Nowa Fantastyka