Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Pośród stepów nadwislańskich nagle pojawił się motocyklista . Ubrany w czarną
, skórzaną kurtkę .Przy pasie rewolwer schowany w kawurze .Czarna husta
zakrywała dolną połowę twarzy . Na głowie powiewał mu czarny kapelusz z daszkiem
. Pędził mając za sobą i przed sobą wielką nie wiadomą.
***
Wschodzące Słońce pomału okalało swymi promieniami miasteczko i przylegające
do niego pola . Rozciągnięte wokół drogi domy sklecione z przeróżnych materiałów
przypominały zwykłe budy.
Strażnik nocny akurat zamierzał udać się na spoczynek , kiedy zauwarzył
zbliżającego się jeżdzca.
– Motor ! Motor ! – zawołał.
Po chwili przy wjeżdzie do miasta zjawiła sie mała grupka uzbrojonych w
strzelby i karabiny maszynowe strażników ubranych różnorodne stroje . Jeżdziec w
czerni pomału podjechał do nich.
– Ktoś wasz mości ? – zapytał starszy męszczyzna ubrany w oficerski mundur z
dwururką w ręku.
– Zwykły człowiek . Ja tutaj tylko odpocząc przyjechałem – odpowiedział
nieznajomy.
– Przepraszamy za takie powitanie ale wie pan . Wszędzie kryją się jacyś intruzi
. Bandyci.
– Nic nie szkodzi – powiedział omijajac
grupkę .
Motocyklista zatrymał się przed szarym budynkiem na, którym swiecił bladym
światłem neonowym ,, Saloon"
W środku przebywali akurat trzej farmerzy grający w pokera i barman stojacy zza
brudną ladą .
– Chciałbym zamówic wódkę– powiedział nieznajomy sciągając kapelusz i hustę. Od
razu ujawniło się kim był przybysz . Skinhedem z czarnym krótko ostrzyżonym
zarostem.
– Wódka wyszła . Jest tylko bimber marki Ferdy.-
rzucił uwagę barman czyszcząc brudną szmatą szklankę.
– To poproszę .
Barman rzucił mu małą sklaneczkę . W niej znajdował się bladozłoty napój .
Skin pociągnął całość jednym ruchem .
– Znajdzie się jakaś robótka dla takiego desperado jak ja ? -zapytał.
– Cośik by się znalazło . Ale wiesz co nieznajomy – powiedział barman i mówił
dalej – pogadaj pan ze starym Wyrwigroszem . To ten – wskazał palcem na farmera
z czarną rękawiczką na lewej dłoni , szarą kozią bródką i ubranego w odświętną
marynarkę.
Nieznajomy podszedł do rolnika i spytał :
– Szukam pracy .
– A ja szukam asa pik – odpowiedział Wyrwigrosz.
-Pas ! – zawołał staruszek w słomianym kapeluszu z papierosem w ustach.
***
Wyrwigrosz wraz z nieznajomym szli ulicą . Mijali różnego rodzaju budy i
chałupy sklecione z czego się dało.
– Więc nazywasz się Sławek Skinhead i szukasz pracy ?
– Dla przyjaciół po prostu Sławek . A co do pracy ..
– Możesz mi pomóc w pewnym kłopocie.– przerwał mu staruszek.
– Jakim ? W poganianiu krów ?
Na to starzec zdjął czarną rękawiczkę i Sławek ujrzał prostacko mechaniczną
protezę zbudowaną z ręki manekina .
– Zrobił mi ją nasz kowal . Był w technikum zanim wie pan co .
– Wiem . A kto urwał panu lewicę ?
– Coś panu mówi nazwa ,,Pomórnik"?
– Słuchaj pan – powiedział oburzonym tonem Skinhead i mówił dalej: – Wiem co
to a nawet kto to ,,Pomórnik"– zapalił papierosa .– scigam go już 3 dni. – Więc
pan weteran ?– spytał z niedowierzaniem Wyrwigrosz.
– 2 dni temu mogłem go załatwić ale zjawił sie krzyżacki patrol Waffen– SS .
Jeszcze by mnie złapali.
– Rozumiem pana – powiedziałstarzec i zaczął opowiadać:
– Parę dni temu też sie zjawili . Rekrutów szukali .Nikt synów do krzyżackiego
wojska ni dał . A na to porusznik SS-man zawołał ,, Welki mistsz jusz wasz
oduczy buntowasz szę pszeciw właszy ! ", szeryf nie pozwolił.
– Ten wasz szeryf to niezłe ziółko –
– Panie skinheadzie takiego to ze świecą szukać . My tu gadu gadu a robota czeka .
-Niech pan przyjedzie za godzinę .
-Okey – powiedział Sławek.
****
Słońce chowało sie za wzgórzami porośniętymi trawą .
Skinhead jechał na motorze pomalutku drogą pokrytą zwykłym piachem . Zatrzymał
się przed małym dwu piętrowym domkiem za , którym stała stodoła pokryta blachami
żelaznymi .
Z domku wyszedł akurat Wyrwigrosz a za nim w podskokach szedł mały brodacz
trzymający pod pacha
mały granatnik możdzieżowy.
-Witamy . Witamy szanownego pana . Co tak długo ? Miał być pan godzinę temu . –
mówił podekscytowanym tonem starzec.
– Musiałem pokupować amunicje – powiedział szybko ładując jednocześnie rewolwer
i obrzyna .
– Tym pan chce strzlać do Pomórnika ?
– A co armatka pańskiego sługi nie wypaliła ?
Krasnolud naburmuszył się bojowo jakby już miał wystrzelić ale starzec
popatrzył na niego grożnym wzrokiem , toteż karzeł ochłoną .
– Widzi pan nawet ,,armatka" mojego krasnoluda nie potrawi ubic takiego potwora
a co dopiero pański pistolecik i dwurureczka .
– Widzi pan broń strzelecka to nie wszystko . Broń jest jak pieczony zwierz .
Gotuje się go , piecze . A na końcu dodaje przypraw.
Sławek wyjął z kieszeni nabój o falistym kształcie i połyskującym czubku
srebnobladym w świetle zachodzącego Słońca . Włożył go do strzelby i przewiesił
ją przez ramię.
– Nabój na tygrysa ? – spytał staruszek .
– Lepiej . Na niemieckiego tygrysa .
-Przeciwpancernym w Pomórnika chce pan strzelać ?
– Mam walnąc go tym – i pokazał długi kij bejzbolowy z powbijanymi w niego
gwożdziami.
– Rozumiem pański punkt widzenia ale ta bestia jest na wszystko odporna .
– Spoko . Spoko – uspokajał starca Sławek i powiedział spokojnym głosem :
– Nie takie już bestie sie rozwalało .
****
Kiedy już noc otuliła ziemie i rozjaśniła ją swymi świetlistmi gwiazdami
Sławek Skinhead wraz z Wirwigroszem oraz krasnoludem wyruszyli na polowanie. –
O Wielka Niedzwiedzica ! – zawył radośnie staruszek.
– Cicho bo pan jeszcze Pomórnika naprowadzi na nas !
Krasnolud zatrzymał sie nagle i zaczął wskazywać w położone niedaleko krzaki .
– Na co pokazujesz Kacprze ? – zapytał brodacza starzec.
– Pan nadał mu takie imię ?
– Nie kiedy go spotkałem samego . Niemowę . To napisał mi na piasku swoje imię
,, Kacper ". I tak już zostało.
– Nieważne ja podejdę na dobry strzał . A wy dwaj poczekajcie .
Sławek zaczął pomału czołgać sie w kierunku kszaczorów.
– No piesku chodż do Sławka – mówił po cichu Skin , pomału celując obrzynem w
cel . Krzaki drgały poruszone lekkim wietrzykiem . Gwiazdy nieliczne w
mroku oświetlany okoliczne pola i stepy . Już palec Skinheada miał nacisnąc
spust , kiedy nagle znalazł się w olbrzymim świetle . W powietrzu rozległ się
donośny głos kaleczonego polskiego.
– Jeszt tam ! Dorwasz go !
Nie miał czasu na wyrwaniu ze światła toteż wymierzył obrzynem , wystrzelił i
odskoczył na bok . Pocisk rozbił szkło reflektoru. Nastała egipska ciemność i
Sławek skoczył w objecia mroku.
– Gdiesz on jeszt ?! – krzyczał zdenerwowany oficer SS.
Na jego twarzy pokrytej tysiącem blizn i śladów walki rysowała się wściekłosć .
– Uciekł . Sznowu uciekł ! – krzyknął.
W tym czasie Skinhead wskoczył na motor i pognał w siną dal .