- Opowiadanie: v!ncent - Świt Motyli

Świt Motyli

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Świt Motyli

On i Ona.

Biegli ku sobie.

Biegli przez las.

Po drodze mijali nieruchome i obserwujące ich w skupieniu drzewa, wokół których spokojnie i nieustannie wirowały liście, łącząc się ze sobą w magicznym i tajemniczym tańcu.

Dziewczyna miała wymalowaną na twarzy tęsknotę, a w oczach nadzieję i wzruszenie.

Z jej fioletowych oczu płynęły łzy szczęścia.

Spod jej stóp tryskały płatki kwiatów, drobne gałązki i czerwony pył.

Widziała go, biegł z naprzeciwka. Dystans zmniejszał się z każdą sekundą. Biegł ku niej sprężyście odbijając się od leśnego, soczyście pomarańczowego mchu, pokrywającego podłoże całego lasu niczym dywan.

Fakt, że byli już tak blisko siebie, że za moment się spotkają, padną sobie w ramiona i na zawsze będą razem, rozsadzał jego serce, trzepoczące się jak oszalałe w klatce piersiowej.

Łucznik widział to wszystko z góry.

Schował szkarłatny nóż do pochwy i podniósł łuk, który wcześniej położył na przewróconym i zbutwiałym drzewie wydzielającym delikatny zapach brzoskwini.

Widział, jak biegną ku sobie. Widział, jak jaskrawe płatki, setki jaskrawych płatków sennie unoszą się w powietrze, by zejść z drogi pędzącego mężczyzny. Motyle we wszystkich możliwych kolorach i odcieniach przesłoniły na chwilę całą scenę.

Łucznik wyjął strzałę z kołczanu i naciągnął cięciwę.

Motyle uniosły się nad żółte korony drzew i ozdobiły je witrażem wspaniałych barw.

Znów było widać zakochaną parę, złączoną w desperackim biegu ku jedności.

Jej włosy były koloru dojrzałej pszenicy rosnącej na polu, lecz mieniły się niczym złoto i oślepiały, gdy dziewczyna przecinała setki snopów porannego światła przedzierającego się przez wysokie korony i padającego na mech.

Jej twarz była tak śliczna, że niemal idealna. Jej policzki mokre były od łez.

Ubrana była w jasnozieloną suknię. Kolor ten w pierwszej chwili przywoływał na myśl obraz nieba o poranku nad Doliną.

Można było pomyśleć, że oto bogini, najpiękniejsza istota na świecie przemierza jedno z wielu miejsc, które stworzyła. Jej piersi unosiły się rytmicznie przy każdym susie, a włosy falowały niczym kwiaty na polanie w wietrzny, dżdżysty dzień.

Biegł, a jego srebrne oczy wpatrzone były w najukochańszą istotę, bez której nie mógł oddychać, spać ani jeść. Jego twarz zastygła w dziwnym grymasie bólu i ulgi zarazem. Miał na sobie skrzącą się kolczugę, potężny pas i srogi miecz w pochwie wysadzanej kolorowymi kamieniami.

Bicie serc obojga, rozchodzące się grzmiącym echem po całym lesie, narzucało temu spokojnemu miejscu szaleńczy rytm.

Grot strzały drgał delikatnie, prawie niezauważalnie, gdy Łucznik trzymał napiętą cięciwę. Jego szare oczy nie rozumiały, nie mogły rozumieć. Nie mogły podziwiać tej sceny, nie mogły wiedzieć jak ważna jest dla obojga kochanków.

Las zląkł się i skurczył we dwoje od wyjącego, potępieńczego odgłosu, który wydała strzała Łucznika spuszczona z cięciwy.

Grot przebił kolczugę. Jej drobne kółeczka rozprysły się wokół i właśnie wtedy strzała sięgnęła serca raniąc je okrutnie i wstrzymując na zawsze.

Upadł na pomarańczowy mech i natychmiast znieruchomiał.

Na chwilę czas stanął w miejscu. Ona krzyknęła, a jej usta rozpyliły wokół diamentowy pył.

Dzieliło ich od siebie pięć metrów. Pięć metrów, które dziewczyna musiała pokonać już sama. Zwolniła bieg i poczuła ukłucie w piersi. Jej nagie stopy zapadły się w mech przy głowie ukochanego. Klęknęła.

Z jej fioletowych oczu płynęły łzy rozpaczy.

Las zamilkł i przyglądał się w skupieniu. Nigdy nie był tak smutny.

Ona położyła się obok niego, by ostatni raz spojrzeć w jego srebrne oczy.

Motyle oglądające to wszystko z koron wysokich drzew znieruchomiały nagle i utraciły swój kolor. Stały się popielate i jak liście jesienią zaczęły po kolei spadać w dół.

Na sprężysty, pomarańczowy mech.

Koniec

Komentarze

Ładnie napisane. Mam tylko pytanie: gdzie jest jakiś element fantastyczny? Żadnego nie zauważyłem, niestety. Pozdrawiam

Mastiff

Za Bohdanem: gdzie fantastyka?
Może i ładnie napisane, ale ja tego nie widzę. Niby całkiem poprawne, ale w tym tekście nie ma nic. Biegną, biegną, biegną, bieeegną, bieeeeeeegną, strzała, jeb, koniec.
Nie czuję tego.

Pozdrawiam 

Tu nie miało być nic ponad to, co w tekście.
Tekst był pisany na potwornym kacu alko i moralnym, pod wpływem płytki Dead Can Dance. Taki spontan, napisany w kilka chwil i bez poprawek.
Gdy to pisałem, najważniejsze dla mnie było uchwycenie klimatu, który narodził się na fali muzyki płynącej przez moje skacowane ciało ;)
Miało być krótkie, barwne i ckliwe. 

Dzięki za komentarze. 

tak, przesadnie ckliwe fantasy, na granicy kiczu.

ciekawy pomysł , klimat przypomina jakby Robin Hooda lub podobne.

gdzie tu fantastyka ? Dla mnie w osobie łucznika.

Nowa Fantastyka